czwartek, 5 lutego 2015

KUCHENNE REWOLUCJE

               Nie zjem tego – oznajmia światu Jaś, odsuwając od siebie z widocznym wstrętem miskę z płatkami na mleku. Matka, wyłaniająca się właśnie z czeluści lodówki, zastyga w bezruchu, marznąc w temperaturze 3 stopni, wespół z wczorajszym niedojedzonym kotletem mielonym i uwiędłym brokułem, ostatnią, choć krótkotrwałą okazało się miłością kulinarną Jaśka.
Czemu nie zjesz? – dziwi się Matka, bo ten sam obecny tu oburzony Jaś własno ustnie domagał się na śniadanie płatków, gardząc szynką, dżemem, że o serze i jajku nawet nie wspomnę.
Nie chciałem różnych, chciałem tylko kukurydziane – krzywi się w dalszym ciągu Jaś.
Nie chciałeś różnych? Jak to? Przecież zawsze chcesz różne, jeśli już chcesz – dziwi się z kolei Matka i zagląda ukradkiem do miski Jasiowej, gdzie nawrzucała nieuważnie płatków kukurydzianych, cynamonowych i jeszcze kulek czekoladowych, aby różnorodnością zamknąć usta wybrednemu dziecku. Na darmo, jak się okazuje.
Nie zjem tych czarnych kulek, wyglądają jak bobki – mówi twardo Jaś.
No cóż, bobki to bobki, jak tu dyskutować z argumentem na miarę bobka? Jasio dostał małą łyżeczkę i za jej pomocą owe bobki nieszczęsne wyłowił, co nie zmieniło znacząco faktu, że spożył niewiele.
Stasiu co zje na śniadanie? – pyta odruchowo i niepotrzebnie Matka, bo wiadomo przecież, że Stasiu zje to, co Matka mu przygotuje. To znaczy zjadał. Do niedawna. Czy do teraz raczej.
Kiełbasynke – mówi dzielny Staś, stawiając Matce wysoką poprzeczkę do przeskoczenia.
Matka jednak wczoraj się nie urodziła i nie takie przeszkody w swoim długim życiu matczynym już pokonywała. Zachowując więc kamienną twarz, odpowiada dziecinie głosem promiennym jak ranna zorza:
Dobrze Stasiu będzie kiełbaszynka.
Będzie? – pyta podejrzliwi Staś, trochę zbity z tropu perspektywą istnienia wyżej wymienionego produktu spożywczego, który to zamierzał w najbliżej przyszłości opatentować, a tu klops.
Będzie – mówi pogodna Matka kuchenna, wykonując na przygotowanej kanapce piruet kulinarny w postaci potraktowania wyżej wymienionej do płowy szynką, od połowy kiełbaską. Szczęśliwie, oba produkty zapobiegliwa Matka przechowywała w lodówkowych czeluściach.
Czy myślicie, ze kiełbaszynka zjedzona została do końca bez mrugnięciem okiem?  Wespół w zespół, można tu śmiało parafrazować klasyka. Znaczy się – Matka dojadła. Tradycji natomiast stała się zadość: poza herbatą chyba żadne danie przez Matkę zaproponowane okazało się niejadalne.
Tradycja przetrwała w formie nienaruszonej do obiadu.
Nie zjem pomidorówki – mówi Jaś patrząc ze wstrętem w odmęty zupy podanej mu przez Matkę na wesołym talerzyku, co w założeniu pobudzić miało jego apatyt. W założeniu.
Nie lubię. Lubię tylko rosół – ucina wszystkie dyskusje Senior, nim Matka zdąży usta otworzyć.
Zjec chociaż 5 łysków – zachęca Staś, obyty w zwyczajach kulinarnych Jaśka.
Plose – dodaje, dostrzegając chyba popłocho-mękę w oczach Matki. Kochane dziecko, no, po Mamusi.
No dobra. Ale tylko pięć – godzi się Jaś I Łaskawy, odliczając – niczym rasowy księgowy – dokładne pięć łyżek. Ani jednej więcej. Resztę Matka dojadła, dopychając się połową mielonego kotleta i wczorajszym brokułem. W końcu – jak na nowoczesną Matkę przystało – Matka jest matką eko i żywności nie marnuje.
Co na drugie?  Byle nie schabowy, bleee…. – pyta wypełniony pięcioma łyżkami pomidorówki chłopiec, który z niejednego pieca schabowe jadł i stwierdził, że nie lubi.
Paluszki rybne – mówi Matka, która poszła dziś – co tu dużo mówić – na łatwiznę, przygotowując tzw. pewniak, który Starszak pochłonie raczej w każdych okolicznościach przyrody.
Paluszki! – cieszy się Jaś, a Matka z nim, bo to taka rzadkie uczucie towarzyszące nam przy posiłkach. 
Zjes? – pyta podejrzliwe Staś, który o życiu w tej rodzinie wie już  całkiem niemało.
Zjem – potwierdza, jak nigdy, Jaś.
Pienć? – powtarza cyfrę-wytrych w naszym jadłospisie Staś.
Pięć – zgadza się zgodny Jaś.
Ale kaszy nie zjem – zastrzega, żeby za różowo nie było. W końcu chłopaki różowego nie lubią z zasady. A zasady rzecz święta.
Na kolacje zjem tylko z nutelkom – mówi Staś, kiedy kończy się bajka wieczorna.
I bułecke, chlebka nie – dodaje mały, co nie znaczy, że nie wybredny  smakosz.
A ty Jasiu? – domyka Matka kwestię zamówień wieczornych.
Może dżem? Może kiełbaszynka? – zastanawia się chwilę.
Kielbaszynka – decyduje ostatecznie, podtrzymując nową, chlubną tradycję naszego domostwa.
Tylko bez pomidora – zaznacza od razu, gotów się licytować do ostatniej skórki.
I bez jogurtu – wtóruje mu dzielny Staś.
Z pomidorem i jogurtem – stawia się dzieciom Matka-restauratorka.
Ale tylko pieńc łyzek – walczy dzielny Staś.
I pięć plasterków, nie więcej  – jednoczy się z bratem Jaś.
Pięć całych – dopina umowę Matka-negocjator.
Całych – zgadza się Jaś.
I mleczną kanapkę na deser – dopisuje się do zamówienia Starszy.
Deser to chyba po obiedzie, nie po kolacji? – dyscyplinuje Matka, próbująca spamiętać wyszukane menu wieczorne swojej wybrednej klienteli.
Mama, bo oddasz fartuch – chwyta Janek, fan telewizji kulinarnej, po dowcip ciężki.
Komu niby? Bo jeśli ktoś chce to bardzo chętnie, nawet teraz – wyraża Matka swe nadzieje i ciche fantazje głośno.
Gessler, Gessler daj. Ja bym dała – podpowiada  Staś, niemniej od barat obyty z telewizją, okazuje się.
Omiotła Matka na takie dictum wzrokiem spłoszonym przybrudzoną kuchnię, podłogę poplamioną, stare gary, pustawą lodówkę, spięła włos rozczochrany.
Gessler, powiadasz, Stasiu, Gessler…. - pomyślała Matka dojadając nagryzionego pomidora nr 5.
Może i to nie głupi pomysł w zasadzie. Ale czy Gessler przeżyła by taką rewolucję? 
Bo sama miłość do jedzenia tu jednak chyba nie wystarczy…. ;).

źródło: pl.depositphotos.com

98 komentarzy:

  1. Ech, u nas najbardziej grymasi Jachol. I niestety w sposób najtrudniejszy do przenegocjowania - wypluwa i wrzeszczy. I tłumacz takiemu że zdrowe i smaczne ;).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miałam nadzieję, że wyrosną z tego grymaszenia, a tu z każdym rokiem gorzej, można powiedzieć.... W desperacji myślałam już o zapisaniu się na jakieś kursy kulinarne, ale nie łudźmy się - nie docenią ;). Pozdrawiam Was ciepło, jeszcze raz 100 lat dla Jachola :)

      Usuń
  2. Uwielbiam te Wasze dialogii :)
    P.S. Mam w domu Tadka niejadka więc doskonale rozumiem co czujesz w takich momentach ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, chciałoby się rondlem rzucić i mięsem nawet, jak wzmiankowana G., ale trzymam fason ;). Pozdrawiam ciepło z krainy nienasyconych żarłoków :)

      Usuń
  3. :) u nas też leb czyt, chleb nie tylko bulal czyt bułka z samym mastem czyt masłem :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Można by jakąś książkę kucharską dla dzieci ułożyć :). A swoją drogą - jeszcze dobrze nie mówią, a już grymaszą... Oj, losie Matek :). Pozdrawiam cieplutko :)

      Usuń
  4. Mój Podopieczny na razie zje wszystko, co podam. Jego siostra gorzej. W przedszkolu podobno je zupy ale w domu nie tknie! Nie raz siedzi godzinę nad miską zupy... Tak przynajmniej opowiadają rodzice. Mój bratanek to też gagatek :) zupy - pomidorowa ale TYLKO z ryżem i rosół z makaronem Z MARCHEWKĄ w środku :) mięso ewentualnie :) trochę przykryte ziemniakami.. najbardziej smakują same ziemniaki z masłem (a w przedszkolu je wszystko - tak panie mówią). I chętnie je..placki ziemniaczane z..ketchupem oraz chleb z ziarnami z pasztetem - ale TYLKO DROBIOWYM. Innego (np pieczonego) nie tknie... Ehhh wybredne te.dzieciaki :) (bratanek mój i starsza Podopieczna to 5latki).

    www.swiat-wg-anuli.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moi chłopcy, kiedy byli maleńcy, też jedli bez sprzeciwu to, co dostali. Nawet wątróbkę. Teraz - bardzo wybredne mają podniebienia, a nasila się to z czasem. Co dziecko, to inny zestaw jedzeniowy! Nawet słodycze lubią różne... Kto by pomyślał, że przyjdzie mi kiedyś zostać taką dobra kucharką ;). Pozdrawiam Cię serdecznie :)

      Usuń
  5. U nas by codziennie parówi były na stole. Na obiad ziemniaki z surówką z białej kapusty. Ale nie poddaję się i dzielnie urozmaicam menu Starszaka :D

    A co do bobków... To raz podaję Starszakowi kompot, którym się zapijał swego czasi i nagle widze lęk w jego oczach. Nagle padają słowa "Mamo, kupka..." I to nie chodziło i kupkę w spodniach, a kupkę w kubku... Szok. A kupką okazała się... pływająca jagoda ;) Ale nie była bata trzeba było kompot wylać, umyć kubek i nalać czystego ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A parówki u nas też mile widziane. Surówka? W życiu! Nawet Mały pluje nią na kilometr! W kompocie przejdą truskawki, od biedy czereśnie. No po prostu tylko siąść i książkę kucharską dla dzieci napisać ;). Pozdrawiam cieplutko :)

      Usuń
  6. U nas z jedzeniem jest tak kiepsko, że na płacz mnie zbiera, gdy tylko o tym pomyślę.

    Moja droga, doskonale się Ciebie czyta, ale czy nie myślałaś może o zastosowaniu akapitów? Też ich kiedyś nie miałam, aż parę osób zwróciło mi uwagę, że oczy ich bolą od czytania i lepiej by było, gdybym trochę rozdzieliła. Przyznałam im rację!

    Oczywiście nie zamierzam Ci rządzić na Twoim podwórku, to tylko taka mała uwaga czytelniczki.

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za radę - faktycznie te moje teksty dosyć długie są i warto je jakoś podzielić :). Zaraz spróbuję, zobaczymy, jak będzie wyglądać :). Co do jedzenie, to faktycznie droga przez mękę - i nie zanosi się, że by było lepiej, niestety.... Pozdrawiam serdecznie i gratuluję świetnej akcji blogowej :))))

      Usuń
    2. A nie ma za co! Jeśli byś chciała wziąć udział w naszej zabawie, serdecznie zapraszam!

      Usuń
    3. Jak tylko znajdę dłuższą chwilę, chętnie się przyłączę :)

      Usuń
  7. WITAM SERDECZNIE U CIEBIE CHOCIARZ WIĘKSZE DZIECI TO TEN SAM PROBLEM CO U MNIE NIE WIADOMO CZYM KARMIĆ CO DAWAĆ TO JEST DRAMAT WIELU MAM POZDRAWIAM ŻYCZĘ POWODZENIA

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki, że zajrzałaś. mam nadzieję, że zostaniesz z nami na dłużej :). Co prawda u nas dzieci większe, ale zawsze warto być przygotowanym na to, co Cie spotka za lat kilka, czyli całkiem niedługo ;). Pozdrawiam cieplutko :)

      Usuń
  8. Znam to znam i łączę się w bólu. Kto nie ma w domu niejadka nigdy tego nie zrozumie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Święte słowa :). I to z wiekiem nie mija, niestety, przynajmniej u nas... Pozdrawiam cieplutko :)

      Usuń
  9. Ja mam i Jasia i Stasia ba jest nawet Antoś. Jeden dżem ser pleśniowy I kabanosa drugi preferuje dania mleczne i cebulę do wszystkiego by zjadł. Trzeci póki co wciąga co mama da

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to witamy w klubie wybrednych podniebień :). Dobrze, że Antoś jeszcze nie grymasi, choć to pewnie kwestia czasu... ;). Matka to jednak wielofunkcyjne urządzenie, nie ma co ;). Pozdrawiam cieplutko, dziękuję, że jesteś tu z nami :))))

      Usuń
  10. U nas na razie je wszystko. Ale "czekam" na ten etap, że poprosi o coś, a później powie "NIE"
    Jak tu dogodzić dziecku? :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No nie jest to łatwe. Im dalej, tym trudniej chyba... Dlatego ciesz się etapem na "tak" - oby trał jak najdłużej :). Pozdrawiam cieplutko i zapraszam do "zaglądania" do nas :)

      Usuń
  11. Haha, jak bym widziała swoje dziecię. Tego nie, tamtego nie, tego dwa gryzy, a najchętniej to żywić się czekoladą i chipsami (miłość do czekolady to po tacie, a do chipsów po mamie - tak się ładnie dziecko w rodziców wdało;p) :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A u nas rodzice nie wybredni - wcale! A tu takie buty... Najchętniej jedliby popcorn, obaj! Jak tak dalej pójdzie, Matka osiwieje w try miga ;). Pozdrawiam serdecznie, cieszę się bardzo, że "zaglądasz" do nas :)

      Usuń
  12. U Nas Hanka też już potrafi zakomunikować, że czegoś nie zje... a nie zje chlebka z masłem. Szyneczkę w rączkę jak najbardziej, ale z chlebkiem już nie :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyli u Maluchów już widać preferencje kulinarne... A im dalej w las, tym więcej wyborów ;).Najważniejsze - nie dać się zwariować, też kulinarnie ;). Pozdrawiam cieplutko :)

      Usuń
  13. U nas tez mlodziez ma tak rozne upodobania, ze szok. Berberowna nie tknie pieczarek, Berberzak uwielbia. Ona nie lubi podmidorkow koktajlowych, on musi miec w sniadaniowce.
    Bardziej wybrzydza ona, a kiedys to i rybe jadla, watrobke, jajaka...A teraz, szkoda gadac. Klusek jej dac i kotlet z piersi kurczaka!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U nas też były wątróbki, ogórki kiszone, buraczki. A dziś? Wypiją kakao jak im pistolet do głowy przyłożysz! I jak tu ich zdrowo odżywiać, człowiek pół zdrowia przy tym straci... ;). Pozdrawiam cieplutko ;)

      Usuń
  14. Gusta kulinarne zmienne są :) Moim do dziś zostało: zajrzeć do pełnej lodówki i stwierdzić, że: "tam nic nie ma" .
    Ale i tak wygrywa Gui, która na pewnych zawodach, już jako dorosła dama, nie dojadła posiłku regeneracyjnego i... w pełnej ludzi stołówce położyła talerz przede mną z zaproszeniem: dojedz ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak mi się wydawało, że to z czasem nie mija, a wręcz przeciwnie... :). Komentarze, że lodówka pusta to też penie kwestia niedalekiego już czasu... Pozdrawiam :)

      Usuń
  15. Perypetie matki gotującej :))
    Dzieci nie raz nas jeszcze zaskoczą

    ww.MartynaG.pl

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Matka nawet w kuchni ma przygody mrożące krew w żyłach ;). Pozdrawiam :)

      Usuń
  16. Znam, znam to wszystko z autopsji... Eliza to mistrzu wybrzydzania :)
    I też mam ochotę "oddać fartucha" i niech mnie wszyscy pocałują w d... :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tylko komu ten fartuch oddać, Kochana... Zawsze jest nadzieja, że wyrosną, ale nadzieja - wiadomo... Pozdrawiam i siły życzę :)

      Usuń
  17. u nas tak to nie działa, aczkolwiek Żaba też humory kulinarne ma. jak nie zje obiadu w porze obiadowej, to je na kolację. jak na śniadania ma ochotę na parówki, to wie że obiad dnia poprzedniego należy zakończyć. bo jak nie, to obiad na śniadanie będzie. obowiązuje to tylko wtedy, kiedy nasze dziecię wymyśla. bo jak nie zje wszystkiego, to jej darujemy :D tacy jesteśmy litościwi rodzice :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no i oczywiście kontrolowane słodycze i inne uciechy dla podniebienia też trafiają do jej brzuszka po konsumpcji tego, co zjedzone być musi.

      Usuń
    2. Może to jakaś metoda? Chociaż obawiam się, że nasi ogłosiliby strajk głodowy i cicho dokonali żywota w kąciku.... Ni o babcia zaraz przybiegnie na ratunek. Ech, losie matki gotującej... ;). Pozdrawiam serdecznie :)

      Usuń
  18. Myślę że w takiej akcji poległaby niezastąpiona Gessler :}}. Uff ja mam tylko jedno grymaszące dziecko, drugie je co mamusia kochana przygotuje :}}. Starsza- niejadek obserwując rówieśników kolegów norweskich przerzuca się na paskudztwa z fast foodów . Walkę toczę z iskrami, póki co przegrywa dziecko ;} ale nieźle muszę się nakombinować żeby przekonać do zdrowego żarełka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie, póki co.... ;). Małe dzieci - przynajmniej nasze - jadły jak anioły. Im starsze - tym więcej wymagań. I większy wpływ otoczenia. Matka-kucharka musi się nagłowić, że hej, a i tak czasem przegrywa tę nierówną walkę.... Pozdrawiam serdecznie :)

      Usuń
  19. Ty to powinnaś jakiś medal dostać! ;)
    A kiełbaszynka wymiata. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Medal dla Mistrza Patelni :). Kiełbaszynka jest u nas ostatnim hitem. Strach pomyśleć, co będzie kolejnym... Pozdrawiam cieplutko :)

      Usuń
  20. Moja córka generalnie nie grymasi, za to często zmienia zdanie! Kupię jej cos co podobno uwielbia a na drugi dzień juz tego nie lubi :) Na szczęście nie jest niejadkiem :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo kobieta zmienną jest :). Nasi grymaszą, szczególnie Starszy. Choć zauważam, że marudzi głównie w domu, kiedy je "na zewnątrz" (u rodziny, w szkole) - raczej nie grymasi. No ręce opadają... Pozdrawiam ciepło :)

      Usuń
  21. U nas podobnie, żyję nadzieją, że może drugie nie będzie grymaśne. Chociaż nadzieja na razie mi została. W tej chwili np. Paweł wykłóca się o to, że mam zmienić firankę w pokoju, bo mu się nie podoba...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyli ma własne zdanie :). U nas nie było problemu, kiedy dzieci był maleńkie - żadnego. Na prawdę zjadały wszystko. A dziś - lepiej nie mówić.... Pozdrawiam ciepło i trzymam kciuki :)

      Usuń
  22. Rany, poniekąd jakbym widziała sytuację u nas w domu. Z tym, że Młody nie marudzi, on po prostu nie je. JEst niejadkiem, potrafi przeżyć o chlebie i głodzie nawet dwa tygodnie zachowując rewelacyjne wyniki. Biegałam do lekarza, robiłam badania i co? rewelacja. O co mi w ogóle chodzi, do tego dobrze wygląda... ehh... Mam nadzieję, że jednak w końcu to minie, że dożyję tego dnia, czego i Tobie życzę :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U nas się na razie pogłębia... Starszakowi robiłam nawet badanie krwi, bo jeszcze brzuch go bolał wieczorami. Ale wszystko ok, wyniki medalowe. Tez mam nadzieję, ze minie, a jak nie, to już nie się inni męczą... ;). Pozdrawiam serdecznie :)

      Usuń
  23. heh dzieciaki i jedzenie ;) moja pamiętam w ubiegłym roku kochała ziemniaki, dziś spojrzy niechętnie i ledwo skubnie ;)
    spokojnego weekendu pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie, gusta się zmieniają, kolejne pozycje wypadają z jadłospisu - tylko nic ich nie zastępuje (no, chyba że popcorn...). Pozdrawiam, też dobrego weekendu życzę :)

      Usuń
  24. Widzę robi się poważnie :)
    Matka musi się sporo nagimnastykować :-D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Matka jest już jak asceta syryjski - musiałaby dostać wczorajszym kotletem w głowę, żeby stracić nerwy....;). Chociaż szczególnie uzdolniona kulinarnie nie jestem - więc może tu tkwi problem.... Już sama nie wiem. Pozdrawiam cieplutko :)

      Usuń
  25. U nas z Norbem jest ten problem od małego i skubany uparty jak osiołek nie zje i koniec teraz na szczęście już jest lepiej ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To u nas odwrotnie - kiedy byli mali, jedli (prawie) wszystko... Dziś grymaszą jak królowa angielska.... Drżyjcie przyszłe żony ;). Pozdrawiam :)

      Usuń
  26. Karmienie i gotowanie dla mojej Córci wzmaga we mnie gniew i wszelkie flustracje... "Nie, dziękuję" odpowiada słodko na wszelkie moje propozycje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To i tak cudnie odpowiada... Moi tylko nosem kręcą, a przyparci do ściany - wybuchają płaczem... Chyba zaczniemy stołować się u Wierzynka, jak tak dalej pójdzie ;). Pozdrawiam cieplutko :)

      Usuń
  27. Ja również powinnam "oddać fartucha" . Codziennie robię 2-3 śniadania. Obiady też. Na szczęście chociaż na kolacje jemy to samo :) Ciekawe, czy tylko chłopcy mają takie wybredne podniebienia? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba nie - mam dwie bratanice, obie to wyjątkowy przykład niejadków :). Doszłam do wniosków, że chyba niedługo będę mogła jakąś restaurację spokojnie otworzyć :).

      Usuń
  28. Fajne rozmowy! Miło się czytało ;-)
    Wiesz co, sama dzieci, jak wiadomo nie mam, ale kiedy pod moimi skrzydłami są Milusińscy to czasami staję na rzęsach. Pierwszy problem to rzeczywiście powstaje kiedy zadam pytanie "Co chcecie na śniadanie?", kiedy już pomarudzą, a to a tamto, a "mama mówiła to", a jednak tamto, a możemy wybrać sami, a ten, a może jednak tamten, a może zielony, a może niebieski pojemnik z serkiem, a może taka parówka, a może płatki, a może dżem, ale może ten jagodowy zamiast tego truskawkowego. Następuje wybór! I zjedzą dwa kęsy i koniec i na nowo... Ja tego nie chcę, a tego nie lubię, a jednak wolę co innego, a ja już pojadłem, no bo przecież jeden kawałek to porcja ogromniasta!
    I w sumie karmienie to dla mnie droga przez mękę w pewnym sensie! Bo Oni nic by nie jedli najchętniej;-) Od małego wybredni! Szlak mnie niejednokrotnie trafia :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To witaj w klubie. Dzisiaj rano mieliśmy licytację na ilość łyżek zjedzonego jogurtu - to Starszy. Na szczęście Młodszy tak bardzo nie grymasi, choć to pewnie tylko kwestia czasu... Pozdrawiam :)

      Usuń
  29. Znam to :) choć moje dziewczyny jedzą wszystko :) to synek yyy praktycznie nic. Muszę kombinować aby obiadek wszystkim smakował :) Świetne te Wasze rozmowy :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To może faktycznie chłopcy takie gagatki tylko? Ręce opadają po prostu :). Dziękuję za miłe słowa - mam nadzieję, że będziesz tu do nas zaglądać. Pozdrawiam cieplutko :))))

      Usuń
    2. chyba z synkami tak jest,mój chrześniak tez straszny niejadek :(

      Usuń
    3. Może faktycznie coś jest na rzeczy z tymi chłopami :)

      Usuń
  30. Moja Wiktoria zje prawie wszystko :) Z warzyw toleruje tylko ogórka,niestety. Już nie mogę się doczekać takich rozmów.U mnie na razie tylko NIE,NIE CHCE...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to zuch dziewczyna! Oby jej tak zostało.... ;). Pozdrawiam cieplutko :)

      Usuń
  31. oj tak zaspokoić dziecięce zachcianki nie jest łatwo nie tylko kulinarne

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawda - u nas pojawiło się np. ostatnio marudzenie Starszaka co do stroju. Chociaż to podobno dziewczynki mają bardzo sprecyzowane gusta już od najmłodszych lat. Poza tym kwestia firm - w ubraniach sportowych. Oj, chyba trzeba szukać dodatkowej pracy... ;). Pozdrawiam serdecznie :)

      Usuń
  32. I ja w temacie mogłąbym elaborat napisać. Czasami mam tak by dziecko nie marudziła dla świetego spokoju przygotowuje mu tzw. pewniaka...a on akurat tego dnia nie ma na niego ochoty.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to już klops prawdziwy, jeśli nawet pewniak zawodzi;)! U nas gusta zmieniają się co pewien czas, wiec pewniak jest pewniakiem tylko przez chwilę. Czasem czuję się jak na polu bitwy ;). Pozdrawiam cieplutko :)

      Usuń
  33. Sie posmialam! :) Moje to tez takie wybredniaki, szczegolnie Bi! Z zup toleruje wylacznie rosolek, ale koniecznie czysty, bron Boze zapodzieje sie tam kawalek marcheweczki czy listeczek natki... Najlepsze "danie" - kromka suchego chleba, koniecznie obrana ze skorki. W sumie mozna niezle zaoszczedzic przy niej na budzecie zywnosciowym. Ona sie naje, a i pies skorzysta, bo chetnie spalaszuje skorke od chleba. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A widzisz, o tym nie pomyślałam :). Fakt, ze można zaoszczędzić, i jeszcze Matka się naje i to pół porcji, więc dietę trzyma przy okazji ;). W każdej sytuacji trzeba znaleźć coś pozytywnego :). Pozdrawiam serdecznie :))))

      Usuń
  34. Ja doszłam do wniosku, że im mniej pytań typu ,, a co byś zjadł na...'' tym lepiej . Im mniej namawiania ,, no zjedz chociaż kilka łyżeczek'' tym lepiej. Im mniej mi zależy na tym, aby dziecko zjadło, tym lepiej, więcej i chętniej zjada.
    Wiem, że każda Matka i ja tutaj wyjątkiem nie jestem, chce, aby dziecko się najadło, witaminki i te sprawy. Męczy się i gotuje, prosi, namawia, prawie błaga ( ja też!) i co!? skutek dokładnie odwrotny!

    U mnie było ok, aż do czasu, kiedy to właśnie zaczęłam namawiać syna na jedzenie! A teraz sobie myślę, przecież z głodu nie umrze mając jedzenie pod nos podstawione! W końcu po nie sięgnie, jak może po raz pierwszy w życiu mini głód poczuje! I po co moje nerwy?!

    O i taką taktykę od dziś przybieram :)))

    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A to może i ja zacznę? Tylko u nas jeszcze babcie dochodzą i wieczne: a taki wysoki i chudy, i blady... :). Szczególnie babcia Aniela ma fisia na punkcie zdrowego żywienia. No ale jakoś damy radę z tym niejadztwem, mam nadzieję ;). Pozdrawiam ciepło :)

      Usuń
  35. jakie to jest prawdziwe, a wyjęte z niejednej kuchni! ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z kuchni matczynej :). Fajnie, że możemy tu znaleźć wspólne doświadczenia, o to przecież chodzi :). Pozdrawiam cieplutko :))))

      Usuń
  36. Podobno i ja byłam niejadkiem :)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niejedzenie dzieci to temat pojawiający się od pokoleń chyba. I w każdym czasie Matki staja na głowie, żeby dzieci jadły. Może trochę przesadnie nawet? Pozdrawiam serdecznie :)))

      Usuń
  37. Masakrejszyn ;) Jak dobrze, ze moja niewybredna i zazwyczaj je co dostanie na talerz... No i mam pewniaki, które wiem, że zje zawsze :)
    Są dni, kiedy Młoda cały dzień o jednym biszkopcie jest, ale jakoś mnie to nie rusza. Wychodzę z założenia, że jak zgłodnieje to sama poprosi, a od takiego podstawiania i proszenia to sama nie będzie nigdy wiedziała, czy jest głodna, czy nie ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale moi też zjadali, słowo daje! Starszy zaczął wybrzydzać w 5 roku życia, Młodszy trochę szybciej. Może faktycznie głodem ich wziąć...? Pozdrawiam cieplutko :))))

      Usuń
  38. Kiełbaszynka - dobre :)
    Ja póki co nie mam takich problemów, ale wszystko przede mną.
    Sama była niejadkiem. Babcia biegała za mną po podwróku z kanapkami w kształcie łódeczki (bułeczka z serem żółtym w roli żagla, a wszystko na sałatce imitującej fale :), żeby cokolwiek zjadła. Niestety wyrosłam z tego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Życzę z całego serca, aby te problemy pojawiły się w Waszym życiu jak najszybciej :). Ja mojemu Starszakowi robiłam kanapeczki w kształcie buzi - był oczy, nos, usta, brwi nawet! Myślisz, że docenił? Obraził się tylko, że podstępem chcę go nakarmić rzodkiewką. Pozdrawiam cieplutko :)

      Usuń
  39. I jak wspaniale siąść rano do kompa w reku trzymać kawusię i czytać dzień z życia Matki. Wspaniale! ubawiłam się z jedzeniem chłopaków. Co prawda ja nie mam takich problemów. Jedyne hasło u nas to:mamo kiedy jedziecie na duże zakupy bo w lodówce nic do jedzenia nie ma. I cieszę się, bo to jadalne dziewczyny. Za to koszmarem było dla moich rodziców moje jedzenie, gdzie suche mięso w gardle stawało, kompotu wiecznie było za mało, jak był pies to do czasu dokarmiałam puki się tata nie zorientował. Łazienka na zawołanie. Mój kochany tata mył gary po obiedzie a ja dalej przy tym jednym kotlecie.... tak to trwało i trwało.... bo ja chudzinka to mnie wiatr przewróci;) udanej niedzieli dla Was!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moje bratanice był podobnymi niejadkami - potrafiły przechomikować w buzi kotleta, przez cały dzień :). Chłopcy poszli w ich ślady, ot taki urok rodzinny widać :). Pozdrawiam serdecznie :0

      Usuń
  40. Uff, u mnie już samoobsługa kulinarna wśród młodego pokolenia panuje.Staram się tylko niezbyt zagłębiać w zawartości talerzy, aby starych nerwów nie nadwyrężać...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No widziałam Wojtka w ostatni Twoim poście - faktycznie piękna samoobsługa u Ciebie! Może i ja się doczekam pewnego dnia? Pozdrawiam cieplutko :)

      Usuń
  41. U nas jest podobnie. Dziecko chore chciało naleśniki, które bardzo lubi, więc matka zrobiła, przecież nie odmówi chorej istotce. W połowie pierwszego naleśnika Mała przypomniała sobie, że jednak naleśników nie lubi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale może dlatego, że chore było? Bo u nas tak na co dzień, przy pełnym zdrowiu... Ale serce Matki wiadomo - nie odmówi zachciankom dzieci :). Pozdrawiam serdecznie :))))

      Usuń
  42. Fajnie się czyta takie rozmowy z niejadkami ale Tobie chyba nie zawsze jest do śmiechu w takich sytuacjach ;) Moi na szczęście nie są tacy wybredni a syn to nawet za duży apetyt ma ;)
    To chyba pierwszy blog na którym śmieję się w głos czytając drugi z kolei wpis :) Zostaję :)

    OdpowiedzUsuń
  43. Super, bardzo się cieszę, że Ci się podoba :). Czasem baaardzo brakuje mi cierpliwości, naprawdę potrafię się zdenerwować - o jedzenie i milion innych rzeczy. Poczucie humoru pomaga nie tylko przetrwać, ale i wyjść z twarzą z niektórych sytuacji.... Pozdrawiam ciepło jak nie wiem co :))))))

    OdpowiedzUsuń
  44. świetny tekst, czytałem z uśmiechem na ustach i to porównanie do Gessler, ciekawe co taka restauratorka zaoferowałaby tak wybrednym klientom a może tacy niejadkowie powinni robić kuchenne rewolucje? myślę, że zostanę u Ciebie na dłużej

    OdpowiedzUsuń
  45. Super, bardzo się cieszę, że zostanie :). Co Gessler wie o trudnych klientach? Nic, zupełnie nic ;). Pozdrawiam cieplutko :))))

    OdpowiedzUsuń
  46. Rewelacyjnie piszesz...to przede wszystkim.
    pozdrawiam serdecznie
    Ewa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za komplement - mam nadzieję, że będziesz tu do nas "zaglądać" :). Pozdrawiam serdecznie :)))))

      Usuń
  47. Ależ ja się ciesze, że moje Trojaki jedzą i nie grymaszą :)
    Ściskamy kochana :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, ciesz się, ciesz, bo masz z czego :). Pozdrawiam cieplutko :)

      Usuń
  48. Rewolucja na całego :D
    U nas tylko kajko i kałko ;/ bo to jeszcze potrafi synuś powiedzieć, ale problemów z wybrednością nie ma. Bardziej muszę gonić od talerzy, że już za dużo :D Troszkę zazdroszczę :*

    Jasina ma rację, że te czarne wyglądają jak bobki :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma czego zazdrościć - nasi w "maleństwie" jedli wszystko, łącznie z wątróbką :). Teraz wybredni są jak król perski... Tak więc - wszystko chyba przed Wami, czego oczywiście nie życzę :). Pozdrawiam serdecznie :)))

      Usuń
  49. jeszcze raz powiem, pięknie piszesz:))) u mnie młodaej ulubionym słowem jet "mniam", choć nieraz próbuje i blee, pluje zaraz :) no ale gdziekolwiek jesteśmy to zaraz pierwsza przy stole gotowa wyrwać łyżke z ręki i wrzask dziki, że jeść che, czyli "mniam" :))

    OdpowiedzUsuń