Nie oszukujmy się – czas pędzi jak szalony. Może nie byłoby
w tym nic szczególnie przykrego, poza tym, że pęd czasu przekłada się w oczach
Matki głównie na wzrost dzieci, niestety. A kiedy dzieci rosną, to wiadomo –
świat je woła, otoczenie kusi, a rodzice schodzą nieco w cień (nie powiem, że
się starzeją, bo to przez gardło mi nie przejdzie, a po co się ma Matka
krztusić niepotrzebnie). No cóż, taka kolei rzeczy, jak mawia babcia Krystyna.
Co nie zmienia faktu, że trochę smutno.
Matce Waszej też trochę smutno, bo proces pędzącego czasu i jego skutków ubocznych nie ominą Jasiny.
Jasiek, młody mężczyzna na dorobku emocjonalnym, zdaje się być wołany przez świat. Świat, w którym Matka nie jest już postacią pierwszoplanową. Równie ważni stają się koledzy (na razie, oczywiście, zanim nastanie era kolejnych synowych po ostateczną, którą to starszą Matkę wszystkie okoliczne sąsiadki i ciotki, jak złem wcielonym) i ich sprawy. Matka nic tu poradzić nie może, ba, powiem Wam na ucho, że nawet nie chce, bo uważa, ze wszystko ma swój czas i miejsce, wszystko ma swoją kolei i nie ma co Wisły kijem zwracać, bo tylko sobie może człowiek oko wybić. Tym kijem, oczywiście.
Matce Waszej też trochę smutno, bo proces pędzącego czasu i jego skutków ubocznych nie ominą Jasiny.
Jasiek, młody mężczyzna na dorobku emocjonalnym, zdaje się być wołany przez świat. Świat, w którym Matka nie jest już postacią pierwszoplanową. Równie ważni stają się koledzy (na razie, oczywiście, zanim nastanie era kolejnych synowych po ostateczną, którą to starszą Matkę wszystkie okoliczne sąsiadki i ciotki, jak złem wcielonym) i ich sprawy. Matka nic tu poradzić nie może, ba, powiem Wam na ucho, że nawet nie chce, bo uważa, ze wszystko ma swój czas i miejsce, wszystko ma swoją kolei i nie ma co Wisły kijem zwracać, bo tylko sobie może człowiek oko wybić. Tym kijem, oczywiście.
Tak więc Jasiek, ten Jaś, który jeszcze do niedawna nie potrafił
zasnąć bez kocinki, że o Matce nie wspomnę, który wylewał łzy szczere, kiedy Matka
musiała iść do pracy i rzucał się dramatycznie do jej stóp – dorasta.
Objawy dorastania jasiowego są przeróżne, ze o kliku tylko
wspomnę. Zdarza się więc – wcale nie rzadko - Matka odprowadza Jasia do szkoły.
Matka gna z pracy, Jasiek gna z domu, spotykamy się w połowie tej krótkiej
trasy pod umówionym jaworem, by ruszyć dalej razem.
Matka leci z wichrem we włosach i obłędem w krótkowzrocznym
oku, wypatrując Jasia pod jaworem, który w tych prozaicznych okolicznościach
okazuje się osiedlowym marketem. Jest, stoi Jasiek, wysoki i chudy jak trzcinka
z niepokojem rozglądając się na boki.
Jasiu, Janek – wykrzykuje radosna Matka na widok niepewnych spojrzeń pierworodnego.
Jasiu, Janek – wykrzykuje radosna Matka na widok niepewnych spojrzeń pierworodnego.
Jasiu jestem tuuuutaj – pędzi Matka rozczochrana.
Jasiek uśmiecha się szczerze od ucha do ucha – ale tylko przez sekundę. Szybko przygryza uśmiech, który i tak wschodzi mu kącikami ust na twarz jak księżyc.
Jasiek uśmiecha się szczerze od ucha do ucha – ale tylko przez sekundę. Szybko przygryza uśmiech, który i tak wschodzi mu kącikami ust na twarz jak księżyc.
Mamo ciszej – szepcze. – Ludzie patrzą…
A, no tak, faktycznie, ludzie patrzyli na wydzierającą się
jednostkę w postaci matczynej. Z pewnym rozbawieniem nawet, ale co tam, miłość
ma przecież swoje prawa. Najwidoczniej jednak Jasiek tak nie uważa.
Daj łapkę – deklaruje ochoczo Matka, przejmując worek jasiowy.
Daj łapkę – deklaruje ochoczo Matka, przejmując worek jasiowy.
Łapkę, mamo, łapkę???? – gani mnie Jaś.
Rękę ci mogę dać. Albo nie, bo niosę worek…
Ale ja ci poniosę, Jasiu – broni Matka swoich przywilejów matczynych jak lwica.
Nie, nie, ja niosę worek – mówi twardo Jaś, rozglądając się niepewnie na boki, bo szybko wchodzimy w tzw. strefę szkolną.
Rękę ci mogę dać. Albo nie, bo niosę worek…
Ale ja ci poniosę, Jasiu – broni Matka swoich przywilejów matczynych jak lwica.
Nie, nie, ja niosę worek – mówi twardo Jaś, rozglądając się niepewnie na boki, bo szybko wchodzimy w tzw. strefę szkolną.
Wiesz, że Caludio Bravo gra na bramce w Barcelonie? –
zagaduje Jaś.
O, to nie Valdes już? – mówi Matka, dumna ze swego refleksu i posiadanej wiedzy sportowej.
Oj, mamo. Mamo, Valdes gra teraz w Munchesterze. Nawet był kontuzjowany.
Matka potakuje, w głowie następuje szybka aktualizacja, dobrze, że się Matce system nie zawiesił – wiadomo, procesor już swoje lata ma.
O, to nie Valdes już? – mówi Matka, dumna ze swego refleksu i posiadanej wiedzy sportowej.
Oj, mamo. Mamo, Valdes gra teraz w Munchesterze. Nawet był kontuzjowany.
Matka potakuje, w głowie następuje szybka aktualizacja, dobrze, że się Matce system nie zawiesił – wiadomo, procesor już swoje lata ma.
Przed szkoła Matka – mimo pomruków niechęci – całuje Jasinę
sążniście.
No to pa, Jasieńku, pa. Miłego dnia, kochanie.
Sie ma – krzyczy Jaś już z głębi szkolnych korytarzy i tyle go Matka widziała.
No to pa, Jasieńku, pa. Miłego dnia, kochanie.
Sie ma – krzyczy Jaś już z głębi szkolnych korytarzy i tyle go Matka widziała.
A weźmy taki turniej piłki nożnej, nieodłączny ostatnio
element naszych weekendów. Jeszcze do niedawna Matka w gronie innych matek
przyszłych gwiazd piłkarskich pokrzykiwała raźno z trybun zagrzewając Jasinę do
tzw. boju. I Jasina się cieszył, i Matka się cieszyła, i trener nawet wyglądał
na zadowolonego.
Tak było do niedawna, bo teraz, kiedy Matka pohukuje raźno i zgodnie już z pewną tradycją:
Tak było do niedawna, bo teraz, kiedy Matka pohukuje raźno i zgodnie już z pewną tradycją:
Jasiek gola, Jasiek wola, taka jest kibiców wola!
Albo tez:
Czy przegrywasz, czy też nie, mama zawsze kocha cię.
Albo tez:
Czy przegrywasz, czy też nie, mama zawsze kocha cię.
Jasiek krzywi się wyraźnie a po meczu prosi dyskretnie:
Mamo nie krzycz tak. To kwas….
Mamo nie krzycz tak. To kwas….
No co poradzić, może i dziecko ma rację, nie krzyczy już –
przynajmniej nie tak głośno. Nikt przecież celowo dziecku kwasu robić nie
zamierza.
Albo te popołudnia, kiedy Jasiek skrzykuje się z Krzysiem na
skype (tak, tak, moi drodzy, na sypie – nie inaczej) i grają w gry komputerowe.
Na szczęście Jasiek nie zamyka jeszcze drzwi od swego pokoju, jeszcze wszystko
przed nami. Wysłuchuje się więc matka czujna w rozmowy siedmiolatków
połączonych niewidzialnymi falami Internetu. A czego ona tam nie słyszy….
Krzysiek widzę go, widzę.
Krzysiek, Jezu siedzi w oknie!!!!!!
E, co ty mam jeszcze fula życia. Odpalę zaraz drugie.
E, co ty mam jeszcze fula życia. Odpalę zaraz drugie.
Matko Boska puść gooooo….
Jestem tu właśnie i widzę tą zieloną murawę, proszę państwa,
jaka to jest zieleń. To jest zieleń zielona taka….
Czy przygrywasz, czy też nie ja Kako, Kako kocham cię.
Krzychu, wierny druhu, nie upadaj tak szybko na duchu, u-chu.
Czy przygrywasz, czy też nie ja Kako, Kako kocham cię.
Krzychu, wierny druhu, nie upadaj tak szybko na duchu, u-chu.
Na początku Matka nawet drętwiała przez chwilę, wypatrując z niepokojem w oknie
Jezusa lub Matki Boskiej, która kogoś rozpaczliwie trzymała. Z zadowoleniem
natomiast odnotowywała Matka zdolności
poetyckie syna, co dobrze rokowało dla przyszłych związków. Chociaż żal jej
było, że Jasina odpływa gdzieś, chyba bezpowrotnie, na falach wifi ze stadem
podobnych mu wiekiem chłopców, którzy jeszcze wczoraj świata poza matka nie widzieli, a teraz nawet buziaka przed
szkołą żałują i nie pozwalają na głośny doping, nawet w kwaśnych oparach. I
których łapki – nie wiedzieć kiedy zupełnie – zamieniły się w ręce, tudzież w
grabie. Ech, lata lecą, co robić.
I kiedy już miała Matka zamiar szczery popaść w czarną
rozpacz i odliczać dni jaśkowe do matury i wyprowadzki z domu, przychodzi
Jasina w za dużej ciut piżamce i obejmując matkę w pasie (sięga jej do pachy - jeszcze,
jeszcze…) wyziewuje:
Mamusia, położysz się z Jasiem. Chcem się przytulić – nawiązując tu wyraźnie do Stasiny.
Pewnie, syneczku, pewnie, że się położę– cieszy się matka jak głupia z tej propozycji, nie zważając wcale na jej niepedagogiczne oblicze.
I nóżki do piecyka – ziewa Jasio (dla niewtajemniczonych: ogrzewanie stópek o stopki, nasza zabawa z dzieciństwa wczesnego, praktykowana obecnie na Stasiu).
Mamusia, położysz się z Jasiem. Chcem się przytulić – nawiązując tu wyraźnie do Stasiny.
Pewnie, syneczku, pewnie, że się położę– cieszy się matka jak głupia z tej propozycji, nie zważając wcale na jej niepedagogiczne oblicze.
I nóżki do piecyka – ziewa Jasio (dla niewtajemniczonych: ogrzewanie stópek o stopki, nasza zabawa z dzieciństwa wczesnego, praktykowana obecnie na Stasiu).
Do piecyka! Do pieca jak najbardziej – śmieje się matka, a z
nią Jaś, który chyba jeszcze postanowił nie dorastać zbyt gwałtownie.
Oj, jak dobrze synku. Jak dobrze… :)
Oj, jak dobrze synku. Jak dobrze… :)
Rośniemy!
Oj jak dobrze, że moje Maluchy to nadal " maluchy" ;))
OdpowiedzUsuńAż drżę na myśl o wrednej synowej:))
Ja na szczęście mam jeszcze jednego malucha, który najchętniej z rąk by nie schodził :). Ale Jasinek tak tylko udaje twardziela - bardzo potrzebuje mamy, tylko ta duma męska... Ale i z tym Matka sobie poradzi ;). Pozdrawiam cieplutko :)
Usuń:) usmiechnelam sie- bo czytajac troszke jakbym nas widziala :)
OdpowiedzUsuńMoje chlopaczysko i mnie juz przeroslo i nawet Menzona ale gdy sie do mnie przytuli- oczywiscie tak, aby nikt nie widzial nadal jest moim malutkim synusiem :))
Mój też rośnie jak drożdżach - nr buta już mamy ten sam! Ale niby taki duży, ale wciąż dzieciaczek... Długo jeszcze będzie potrzebował naszej czułości i uwagi. I dobrze :). Pozdrawiam serdecznie
UsuńNiestety czas płynie nieubłaganie, a mógłby tak przez chwilę płynąć wolniej :-)
OdpowiedzUsuńŚwięte słowa :). Najważniejsze, wykorzystać czas, który jest, chwytać chwilę, nie patrzeć za siebie, nie odkładać na przyszłość. Żyć :)! Pozdrawiam :)
UsuńMamusiu przytulasy z dorastającym dzieckiem są dozwolone w sytuacjach niewidocznych dla postronnych obserwatorów ;}}} Bardzo boli kiedy dziecko pierwszy raz mówi żebym nie dawała buziaka przed szkołą bo to obciach. Żegnamy się w miejscu niewidocznym dla innych. Serducho pęka ale mamuśka jestem kochająca i daje przestrzeń dorastania mojej gwieździe.
OdpowiedzUsuńNo to witaj w klubie dorastających dzieci :). Pewnie, że trzeba pozwolić na tę samodzielność - to wyraz mądrej miłości. Ale trochę smutno... Pozdrawiam ciepło, cieszę się , że jesteś z nami :)
UsuńDzieci tak szybko rosną...ja już mam dwoje takich, że ani buziak na dowidzenia ani okrzyki czy tulasy z wygranej...mamo obciach i już... :/
OdpowiedzUsuńAle to pewnie taka poza przy innych, bo mama potrzebna jest zawsze. Choć to prawda - dzieci rosną za szybko.... Pozdrawiam ciepło :)
UsuńChyba każda matka źle znosi dorastanie swoich pociech. Jejku, nie wyobrażam sobie mnie za kilka lat... mam cichą nadzieję, że Hani nie miną szybko przytulaski :)
OdpowiedzUsuńTaka kolei rzeczy, niestety. Choć obecność mamy jeszcze długo będzie bardzo ważna, zdanie otoczenia zaczyna się coraz bardziej liczyć. Trzeba to uszanować, nie ma wyjścia :). Pozdrawiam :)
UsuńOj, tak, bardzo szybko dorastają. Niedługo będą na Cię z góry spoglądać i w czółko całować :) (ale i samochodem z imprezy u psiapsióły radosną matkę też odbiorą ;)
OdpowiedzUsuńNo właśnie - może nie ma tego złego. A w czółko - może być, byle całowały ;). Pozdrawiam :)
UsuńPewnie na początku bolesna sprawa ;-) No bo jednak chciałoby się być ciągle dla dziecka kimś najważniejszym, no ale niestety - wszystko się zmienia. Ma to też swoje plusy oczywiście. Ot, taka kolej rzeczy:)
OdpowiedzUsuńU nas to dopiero takie pierwsze oznaki zmian - z drugiej strony ja sama nie obściskiwałabym dorastającego chłopca publicznie, żeby mu psychiki nie zwichnąć ;). Wszystko ma swój czas - i dobrze. Pozdrawiam serdecznie, trzymaj się ciepło do poniedziałku ;)
UsuńPięknie to pisałaś. Wzruszyłam się, choć mi do takich chwil daleko, to wiem, że jak głupia będę się cieszyła z tych czułości dziecięcych będących na wyczerpaniu za lat kilka. :)
OdpowiedzUsuńSpokojnie, dzieci potrzebują fizycznego ciepła rodziców jeszcze dłuuugo :). Nawet Jasiek, który przy kolegach jest takim chojrakiem. Choć czas płynie, co tu kryć... Pozdrawiam cieplutko :)
UsuńI ja nóżki do piecyka wkładam albo mężowi albo córci. A szybkość upływającego czasu widać najbardziej po dzieciach.
OdpowiedzUsuńNóżki do piecyka - uwielbiamy tą zabawę, tym bardziej, że wszystkim nam stopy marzną niemiłosiernie ;). Oby ten czas nie mijał tak szybko... Pozdrawiam :)
UsuńCzas za szybko leci.. niestety :( świetny blog, obserwuję
OdpowiedzUsuńDziękuję, mam nadzieję, że będziesz stałym gościem :). Czas pędzi, tym bardziej trzeba korzystać z danego nam czasu. Pozdrawiam cieplutko :)
UsuńOjj szkoda ze ten czas tak pędzi :(( ale dobre i to, że jeszcze chce się poprzytulać :))
OdpowiedzUsuńPięknie napisane. Aż mężowi na głos czytałam posta :)))))
www.swiat-wg-anuli.blogspot.com
Bardzo mi miło :). Nie chce się przytulać publicznie, ale to jeszcze dzieciaczek - na szczęście ;). Pozdrawiam serdecznie :)
UsuńA ja sie ciesze, ze moj Syn jest coraz starszy samodzielniejszy mądrzejszy. Zdecydowanie nie tesknie do czasow, gdy byl niemowlakiem i stale beczał ;-) Teraz jest fajnie i pewnie za kilka lat zatęskie do tego czasu..
OdpowiedzUsuńA wiesz, że masz rację? Małe dzieci to naprawdę nawał pracy i zmęczenia, o którym szybko zapominamy. A takie duże znowu przypominają znowu o upływie czasu.... Trzeba żyć tu i teraz, to chyba najlepsze :). Pozdrawiam cieplutko :)
UsuńJak to dobrze, że jednak zakończyłaś optymistycznie, bo już się zmartwiłam, że tak szybko teraz dzieci odstawiają rodziców na boczny tor...
OdpowiedzUsuńO, nie tak szybko. Jasiek to w gruncie rzeczy to jeszcze mały chłopczyk - emocjonalnie. Choć fizycznie jest naprawdę duży i to jest mylące ;). Pozdrawiam :)))
UsuńHmm...no niestety tak to już jest że dzieciaki nam dorastają, ale to takie słodkie jak się mocno tulą gdy nikt nie widzi :-)
OdpowiedzUsuńOj tak - człowiek ma poczucie, że wszystkie te lata nie poszły na marne ;). Pozdrawiam serdecznie :)
UsuńAż mi się łezka w oku zakręciła i z przerażeniem pomyślałam, że i mnie kiedyś to czeka.
OdpowiedzUsuńPewnie tak, ale u nas to takie drobne oznaki dopiero. Starszak tak naprawdę jest jeszcze małym chłopcem, w którym coś tam się budzi. Oby budziło się jak najdłużej ;). Pozdrawiam :)))
UsuńI ja zaczynam powoli odczuwać tego dziecia mojego dorastanie, gdzie mój bobasek przytulasny? Teraz mam już w domu krzyczącego, trzaskającego drzwiami i pyskującego 6,5 latka... Zdarzają się całuśne momenty, ale sama widzę, że rzadziej coraz bardziej. W zerówce jeszcze buziaka na odchodnym dostanę, ale tak, żeby koledzy nie widzieli za dużo, za rękę chodzić chodzi, ale przy kolegach to gna nie oglądając się na matkę... Ach, a będzie już tylko coraz gorzej... Przeczytałam tekst i mnie na refleksje wzięło... Chyba całe szczęście, że w brzuszku maleństwo kolejne... Jedno wyrośnie z matczynej nadopiekuńczości, ale drugie do opiekowania się będzie :D Aż mnie naszło, aby tym napisać na blogu, w końcu to niezwykle poważny temat jest :)
OdpowiedzUsuńMy też mamy Młodszego do przytulania :). Choć Starszy dorównuje mu korku w czułościach, tylko przy kolegach jest taki "samodzielny". Myślę, że jeszcze dłuuuuugo będzie dorastał - i dobrze :). Pozdrawiam serdecznie :)
UsuńA czas pędzi- po dzieciach widać.Na szczęście Gosia jeszcze lubi przytulania, buziaki, "machanie" na do widzenia - gorzej ze starszymi. Wolą być u siebie w pokoju, cieszą się gdy są same w domu eh kiedy to minęło.Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńU nas jest odwrotnie (jeszcze) - dzieci nie chcą być w swoich pokojach, zawsze przy nas, tłoczymy się w kuchni na ogół ;). Tak więc dzieci jeszcze są małe, jakby nie chciały się prezentować na zewnątrz. Pozdrawiam Was serdecznie :)
UsuńEhhh... Tak sie zarzekam , ze nigdy trzeciego dziecka ale kogo ja będę nosić ciagle na rękach i rozpieszczać jak moi wyrosną ? :(
OdpowiedzUsuńDokładnie nad tym samym się czasem zastanawiam. Bo niby jeszcze obaj u matki pod spódnicą, ale tylko patrzeć jak mi ich kumple, albo nie wiadomo skąd wzięte synowe zabiorą i na kim ja wtedy będę te swoje niewyżyte praktyki matczyne uskuteczniać :)
UsuńEwa - ja też się nie zarzekam co do trzeciego, tylko mężowi nic nie mówię, bo uciekłby z krzykiem... ;). Pozdrawiam serdecznie, zaglądaj do nas koniecznie :)
UsuńMatko Polko - dlatego trzeba cieszyć się tym co tu i teraz, nie zastanawiać się i nie zamartwiać, bo czas rzeczywiście pędzi i łatwo go zgubić. Pozdrawiam Was cieplutko :)
UsuńNo właśnie czas leci, sama się na tym łapię, starsza córka już 14 świeczek wczoraj dmuchała, a młodsza to już 10 latka, jeszcze jesteśmy na etapie razem, choć starsza już próbuje skrzydła rozwijać,tak sobie myślę czas leci, za niedługo już nie będzie wspólnych działań, zakupów, wieczorków rodzinnych i przytulasów. Ale jak to mawiał mój tata dziecko ciesz się chwilą;)bo wszystko przed Tobą;) Iście życiowy post;)buziaki!
OdpowiedzUsuńOj, przede mną. Choć powiem po cichu, że czasem tęsknię za tym czasem , kiedy będzie wreszcie spokojnie, be pośpiechu, kiedy będzie można zająć się sobą. Twoje córki - niby duże, ale też pewnie wymagają dużo uwagi i opieki. W końcu - mama to mama :)))). Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńWitaj :)
OdpowiedzUsuńDziękuję za wizytę u mnie :)
Świetny ten Twój blog i czyta się go wspaniale, aż się wzruszyłam czytając o Jasia dorastaniu :) Mój synek ma dopiero cztery lata, ale czasami jak jakimś tekstem sypnie to jak dorosły prawie i wtedy dociera do mnie jak latka mijają.
Dopiero co takiego brzdąca na rękach ciągle nosiłam, a teraz już swoje zdanie wygłasza na różne tematy...
Pozdrawiam serdecznie :)
Dzięki za rewizytę, mam nadzieję, że zostaniesz z nami na dłużej. Bardzo się cieszę, że podoba Ci się mój blog. Czas rzeczywiście biegnie szybko i najbardziej go widać po dzieciach, ale zanim się usamodzielnią - wieki jeszcze minął :). Ale dobrze doceniać każdą chwilę ich dzieciństwa, choć czasem zmęczenie nie pozwala. Pozdrawiam cieplutko ;)
OdpowiedzUsuńPrzysięgam, że w życiu nie czytalam tak pięknych historii. O Matko! Pióro masz lekkie i jakże przyjemne.
OdpowiedzUsuńPopłakałam się ze wzruszenia. To jakaś nadzieja, że chociaż duży chłopiec w kidżamce da się utulić :D
Kwasik się zrobi gdy koledzy Jasiny przeczytają ;)
Takie piękne wpisy u Ciebie. Uwielbiam ♡
A ja płaczę ze wzruszenia, czytając Twoje słowa. Dziękuję za te piękne komplementy, choć niczym na nie nie zasłużyłam ;). Koledzy jeszcze nie czytają blogów, chociaż Starszak z zainteresowaniem zerka mi przez ramie ostatnio i pyta: Mama, co ty tam tak piszesz? Chyba zejdę do podziemia wydawniczego... Pozdrawiam Cie cieplutko, dobrego dnia :)
OdpowiedzUsuńale fajne zdjęcie :D!
OdpowiedzUsuńno niestety taka kolej rzeczy choć ciężko się przyzwyczaić ;)
moja już 2,5latka jak dla mnie za szybko rośnie :P
pozdrawiam
A później dzieci rosną jeszcze szybciej :). Chociaż nie oszukujmy się - będą nas jeszcze długo, długo potrzebowały... Pozdrawiam serdecznie :)
UsuńEch, dobrze poczytać, że i u innych Matek podobne dylematy. Nie żebym się cieszyła, że cudze dzieci dorastają. Wiem przecież, że nie tylko moje i że wszystko ma swój rytm, czas i miejsce. Zgodnie z życzeniem (czy raczej nie-życzeniem) Synów, nie używam publicznie zdrobnień, nie wyrywam się do czułych pożegnań, kiedy wyjeżdżają na kilka dni na szkoły białe i zielone. Machnięcie ręką musi mi wystarczyć, przy odrobinie szczęścia spotkamy się na chwilę wzrokiem, ale nie za długo, bo przecież to tylko kilka dni i koledzy już czekają i świat inny zupełnie. Z zazdrością patrzyłam na matki córek. Dziewczynom chyba czułość nie mija. No w każdym razie, kiedy odprowadzam moje córki bliźniaczki do przedszkola, żegnamy się uściskami czule i długo. Daj Bóg, by Im tak zostało, co przecież pewne wcale nie jest. No i tak człowiek musi pogodzić się z utratą roli pierwszoplanowej. Ale co tam. Za role drugoplanowe też można dostać oscara. Albo nominację chociaż... ;)
OdpowiedzUsuńCzytając Twój blog widzę, że mamy wiele wspólnego :). W tym dorastaniu - poza tym, że jest trochę smutne - wiele znajduję dobrego, chociaż synowie wciąż uwieszeni są na mnie jak bluszcz i nie bardzo widzę, żeby chcieli tak szybko w świat ruszać;). a ja już trochę marzę o przespanych nocach, chwilach z książką i filmem... Ale - przyjdzie czas, to sobie wszystko odbijemy :). Pozdrawiam serdecznie :)
UsuńDokładnie tak :)
UsuńZ przyjemnością zagłosuję na Twój blog. Czekam na baner z kodem smsowym :)
No nareszcie :-) Głosy poleciały. Smsy - znaczysię :-)
UsuńDziękuję bardzo :)
UsuńNa dorastanie przyjdzie czas... Ale też poczuliśmy się opuszczeni, gdy nasze dziecko zamiast zasypiać u nas w łóżku zaczęło żądać, aby przełożyć je do łóżeczka przed zaśnięciem... ;)
OdpowiedzUsuńNasze nie zażądały, wręcz przeciwnie nawet - a przecież są większe ;). To chyba rzeczywiście jeszcze poczekamy na tę "dorosłość" :). Pozdrawiam cieplutko :)
UsuńMyślę, że u nas z tą "dorosłością" się trochę zmieni gdy urodzi się młodsza... To i starsza będzie chciała z nami spać...
UsuńCzęsto starsze dzieci przy młodszym rodzeństwie udają "dzidziusie", u nas tak było. Ale pomoc ze strony tych starszych przy Maluchu jest naprawdę spora. Trzymam za Was kciuki 😊
UsuńA ja chwilkę wcześniej tylko napisałam, że z mojego przedszkolaka zaraz szkolniak będzie... i łezka mi się zakręciła, a widzę, że niejedno jeszcze przede mną .... rosną nam dzieci, rosną ...
OdpowiedzUsuńCzytałam :). Powiem na pociechę, ze nawet szkolniak dłuuugo jeszcze potrzebuje mamy, nawet jeśli przy kolegach udaje "twardziela". Pozdrawiam ciepło i jeszcze raz wszystkiego najlepszego dla Jubilata :)
UsuńKilka dni temu moja przyjaciółka urodziła córeczkę i już zaczęła lamentować, że nie chce aby urosła:) Rozumiem ją całkowicie bo ja już ponad 2 lata lamentuje, a czas ucieka. Ehhh pocieszam się, że w matki oczach dzieci na zawsze pozostają dziećmi. Pozdrawiam ciepło:)
OdpowiedzUsuńJuż lamentuje? Oj, to później może być ciężko... ;). Pewnie, ze mama to zawsze mama, a za nim dzieci się usamodzielnią naprawdę - lata świetlne miną. Choć może tak się tylko pocieszam... ;). Pozdrawiam serdecznie :)
UsuńEch... Moje Potworki sa bardziej zblizone wiekiem do Stasia, ale i tak z przerazeniem mysle, ze za 2-3 lata, moja Bi bedzie wolala po szkole pojechac do jakiejs kolezanki na "pajama party", a moj Niko, moj malutki pieszczoch i przytulas, na calusa od matki powie, ze to "siara", chociaz jak widze teraz mowi sie "kwas"... ;) Jak ja to przezyje?!
OdpowiedzUsuńTyle tego czasu jeszcze przed Tobą. Przed nami :). Wydaje mi się, że im dzieci są starsze to i nasze oczekiwania się zmieniają, ich wyjścia do kolegów nie są takim szokiem, jak nam się teraz to wydaje, Przynajmniej mam taką nadzieję.... Chociaż po Jasiu patrząc, to chyba się trochę oszukuję...;). Pozdrawiam :)
Usuńach jak te dzieci szybko rosną, tylko my wiecznie piękne i młode :)))
OdpowiedzUsuńŚwięte słowa, Kochana, święte słowa. i tego się trzymajmy :)))))
Usuńhehehe no Matko nie ma co! 7 lat to już kawał chłopa ;) Będzie już teraz inaczej, ale mama.. Do mamy zawsze się przyjdzie, ona wysłucha, przytuli :) Więc nie bój nic.
OdpowiedzUsuńAle strach się bać, bo jak faktycznie czas tak szybko płynie..
Oj, 7, 7... Za chwilę już 8, a nawet 10 widać na horyzoncie... Dobrze, że drugi jeszcze mały, ale też pewnie zleci... Jakaś się depresyjna robię, naprawdę.... To chyba przez tą zimę.... Pozdrawiam ciepło w każdym razie :)
Usuńkażda chwila jest bezcenna bo niepowtarzalna :)
OdpowiedzUsuńOj, tak. Szczególnie wobec szybkości, z jaka mijają te chwile. Pozdrawiam cieplutko :)
UsuńNa co dzień ten czas nieraz się dłuży ale jak się spojrzy dalej to ucieka nie wiadomo kiedy... Ostatnio o was myślałam.. gdy mojemu Miśkowi spodobało się jeżdżenie w windzie, przypomniałam sobie te wasze wyprawy :-)
OdpowiedzUsuńJeżdżenie w windzie, mówisz? U nas wciąż trwa ta obsesja.. Choć pewnie niedługo z niej Mały wyrośnie i zacznie mówić: Mamo, to kwas... No, ale póki co, cieszymy się tym co jest. Pozdrawiam serdecznie :)))))
UsuńCoś tak czułam, że na koniec postu będzie jakiś przytulaniec w zaciszu czterech ścian. Czytając post uśmiech nie schodził mi z twarzy. Zresztą tak samo, jak przy poprzednich.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Dziękuję, to bardzo ważne czytać takie miłe słowa :). Mam nadzieję, że będziesz tu do nas zaglądać. Zapraszam! i pozdrawiam ciepło :)
UsuńSuper post!
OdpowiedzUsuńPrzyznam, że nigdy u Ciebie nie była, także dziękuję za zaproszenie ;)
Zostanę na dłużej, bo ekstra się Ciebie czyta ;)
Dzięki :). Fajnie, że Ci się tu podoba, zostań z nami na dłużej :). Pozdrawiam cieplutko :)
UsuńA mój synalek trzyma się z dala od piłki :-p nie wiem czemu ale go ten sport nie kręci. Ale za to rajdy samochodowe to lubi oglądać :-)
OdpowiedzUsuńNasz też nie był zainteresowany - do 5 roku życia. Później - szaleństwo po prostu :). Może ten etap też minie? mam taką cichą nadzieję... Pozdrawiam cieplutko :)
UsuńUśmiałam się :) Cudny tekst! Cudny syneczek. Pozdrawiam, Aga
OdpowiedzUsuńMiło mi :). mam nadzieję, ze będziesz do nas zaglądać :). Pozdrawiam cieplutko :)
UsuńNo i super :))
OdpowiedzUsuńMoje dzieciaki jeszcze nie na tym etapie, ale coś czuję, że mimo wszystko, ciężko to będę znosić. POZDRAWIAM! :)
Dorastanie dzieci nie jest łatwe dla Matek, oj, nie jest... Ale co zrobić, każdy wiek ma swoje dobre i złe strony :). Pozdrawiam i dziękuję za odwiedziny :)
UsuńŻe ja Cię wcześniej nie znalazłam :) Świetny wpis. Dzieci tak szybko rosną, za szybko. Moja córa ( 11 lat ) jeszcze z mamą wszędzie, ale córa to córa :) Czekam teraz na mojego kawalera, jak będę odprowadzać do szkoły zapewne usłyszę ,, mamo bez buziaków "
OdpowiedzUsuńZapraszam - zostań z nami na dłużej :). Tak to jest, że ten czas najbardziej widać po dzieciach, ale jeszcze dłuuuugo mama będzie na pierwszym planie :). Pozdrawiam cieplutko :)
OdpowiedzUsuńcudownie piszesz!!!!! że ja Cię wcześniej nie wyhaczyłam. coś pięknego :) moja lektura na następne dni. pozdarwiam serdecznie
OdpowiedzUsuńKasia
Wężowy Pamiętnik
p.s. do pięt Ci nie dorastam :D
Dzięki, Kochana, za komplementy, ale ja tylko spisuję to, co moje dzieci nabroją ;). Zapraszam, zostań z nami na dłużej :). Twój blog jest świetny, zaglądam z przyjemnością! Pozdrawiam cieplutko :).
Usuńno to zaczynam, wieczorne czytanie :) buziaki
UsuńMam nadzieję, że się będzie podobało :)))))
UsuńJa to będę toksyczną matką, nie oddam światu moich dziewczynek :)
OdpowiedzUsuńBędziemy pożyczać tylko, na jakiś czas 😉
OdpowiedzUsuńOjej i ja się boję tego dorastania. Mój Tomutek ma dopiero 2,5 latka, a już czasami nie chce wychodzić ze żłobka i jestem tym faktem załamana:( A co będzie dalej???? Przeraziłaś mnie tym wpisem:( No cóż może to jest tak, że my matki także musimy do czegoś dorosnąć??
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam:)
Nie chciałam Cię przerazić :). I nie przerażaj się, proszę - dzieci dorastają, ale i my zmieniamy się z nimi, coraz bardziej doceniamy, że są samodzielne, nie uwieszone tak bardzo na nas. A i tak jesteśmy im potrzebne - zawsze :))). Tak więc - wszystko ma swój czas :). Pozdrawiam cieplutko :)))
UsuńCzytając ten tekst uświadomiłam sobie, że trzeba się jeszcze bardziej cieszyć chwilą. Szczególnie tą, kiedy to maleństwo czuje się bezpiecznie tylko przy matczynej piersi i zasypia. A jak śpi to szuka rączką matki, bo dobrze jest tylko wtedy kiedy ta jest na wyciągnięcie ręki...
OdpowiedzUsuńOj, to piękny czas :). Trzeba się nim cieszyć, bo szybko mija. Ale później też jest fajnie - uwierz :). Pozdrawiam Was cieplutko :)))
UsuńPrzeczytałam z zapartym tchem i ściśniętym sercem. Piszesz cudownie, piszesz tak mądrze, piszesz tak, że brakuje słów. Końcówka mnie rozczuliła i aż sama mam ochotę pobawić się z synem w chowanie nóżek do pieca:) Jesteście cudowni:)
OdpowiedzUsuńDziękuję, bardzo wzruszają mnie Wasze komplementy. Dzieci mnie rozczulają, to przez nie cała ta "pisanina" ;). Nóżki do pieca chowamy wciąż - na szczęście ;). Pozdrawiam cieplutko i serdecznie :)
Usuń