Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Otwarte. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Otwarte. Pokaż wszystkie posty

środa, 7 czerwca 2017

Gdy miłość jest wieczna - "Nigdy i na zawsze" Ann Brashares





Ann Brashares uwielbiam za jej cykl o Wędrujących Dżinsach, dlatego nie miałam oporów, by wziąć udział w Book Tourze organizowanym przez Agatę z naczytane.blogspot.com. Myślałam, że z przyjemnością sięgnę po książkę jednej z ulubionych pisarek, tymczasem, okazało się, że spotkanie z inną jej powieścią nie sprawiło mi za dużo frajdy. 

Daniel żyje od dawna, a odradzając się pamięta swoje poprzednie życia. Jego celem jest odnalezienie swojej miłości, ukochanej, której życie zniszczył. Lucy czuje niewytłumaczalny pociąg do Daniela, którego nie potrafi sobie racjonalnie wytłumaczyć. Losy tej dwójki przeplatają się od stuleci, by mogły się współcześnie spleść.

Brashares miała ciekawy pomysł na fabułę, którą oparła na wierzeniach w reinkarnację. Daniel przeżywa życie po życiu, zdobywając doświadczenie i szukając swojej miłości. Jednak całość powieści nie zachwyca. Już samo uczucie Daniela wydaje się wydumane, bo jak można pokochać kobietę, którą widzi się jedynie chwilę? Aż dziwi bierność bohaterów, bo skoro mężczyzna wiedział, że znalazł ukochaną, to czemu mocniej nie naciskał na zdobycie jej serce, tylko się wycofał? Postać Lucy też pozostawia wiele do życzenia. Dziewczyna wiecznie żyje w cieniu swojej siostry, panicznie boi się zawieść zaufanie swoich rodziców i nie walczy o swoje marzenia. 

Historia przedstawiona, mimo ciekawego zamysłu, wydaje się nad wyraz wydumana. Pierwsza jej część jest niesamowicie nudna i trudno przez nią przebrnąć. Kiedy już wydawało mi się, że wszystko zmierza w dobrą stronę to autorka zaskoczyła mnie dziwacznym, otwartym zakończeniem, które nijak nie daje rozwiązania, a właściwie mogłoby być wstępem do kolejnej części, której... nie ma. 

Dziwnym zabiegiem wydaje się też mieszanie sposobu narracji, czasami jest ona prowadzona pierwszoosobowo, a czasami trzecioosobowo. Daniel opowiada bezpośrednio o wydarzeniach dotyczących jego osoby i szkoda, że przeżycia Lucy nie zostały ukazane w taki sam sposób.

Podsumowując, mimo mojego uwielbienia dla autorki, ta książka była dla mnie sporym rozczarowaniem. Nie potrafiłam wgryźć się w fabułę, powieść mnie męczyła, a kiedy miałam nadzieję na sensowne rozwinięcie akcji, dobiło mnie wydumane zakończenie. 

Tytuł: Nigdy i na zawsze 
Tytuł oryginału: My Name is Memory
Autor: Ann Brashares
Data wydania (Pl): 2012
Liczba stron: 352
Wydawnictwo: Otwarte

piątek, 23 września 2016

[Book Tour] "Panika" Lauren Oliver


Carp - senne miasteczko pogrążone w beznadziei, gdzie marzeniem praktycznie każdego nastolatka jest wyrwanie się do lepszego świata. To własnie w tym miejscu ktoś, z nudów, wymyślił grę zwaną Paniką, mającą być chwilową fanaberią, która, ku zdziwieniu wielu, stała się corocznym wydarzeniem, w którym biorą udział rzesze uczniów z ostatnich klas liceum. Czy za możliwość wygrania, bagatela, około 70 tysięcy dolarów warto narażać swoje zdrowie i życie? Czy warto z pełną świadomością zagrożenia szukać doz adrenaliny i brać udział w grze, którą do tej pory uważało się za wierutnie głupią? O tym właśnie można się dowiedzieć, z najnowszej powieści Lauren Oliver Panika.  

Heather do tej pory niepochlebnie wyrażała się o grze, więc jej udział jest zaskoczeniem, głównie dla jej przyjaciół. Dodge bierze w niej udział, by się zemścić, a Nat marzy, by zostać gwiazdą Hollywood. Bishop jest załamany, że obie jego przyjaciółki postradały zmysły, bardziej dziwi go zachowanie Heather, bo cytując jego słowa, Nat i tak jest idiotką. Gra zaczyna się rozkręcać, a zadania stają się coraz bardziej niebezpieczne, bo tajemniczy sędziowie wymyślający i doglądający ich realizacji, chcą by uczestnicy w końcu poczuli panikę.

Z prozą Lauren Oliver miałam do czynienia jedynie raz, podczas lektury 7 razy dziś, która moim zdaniem była bardzo udaną wariancją na temat Dnia Świstaka. Po Panikę sięgałam z wielką nadzieją na dość dobrą powieść młodzieżową. Już po lekturze muszę przyznać, że mam co do niej, dość mieszane uczucia.

Na plus zasługuje opis Carp, małego miasteczka, gdzie dzieciaki poważniej myślą o życiu niż ich rodzice, bo ci wydają się tak zrezygnowani i pochłonięci beznadzieją codzienności, że nie są w stanie ogarnąć życia własnych latorośli. Szczególnie bulwersująca jest kwestia narażania własnego zdrowia dla kwoty około 200 tysięcy złotych. Rozumiem, że to sporo pieniędzy, ale trzeźwo na to patrząc, w Polsce można za taką kwotę zakupić średniej wielkości mieszkanie w jednym z większych miast. Rozumiem, że dla niektórych, takie pieniądze mogą być ratunkiem, przepustką do lepszego świata (szczególnie dla niezorientowanych w świecie nastolatków), jednak nie umiem sobie wyobrazić, jakim trzeba być niepoważnym, żeby na szali kłaść własne życie.

Byłam przekonana, że fabuła Paniki osadzona będzie w dystopijnym świecie i bardzo pozytywnie zaskoczył mnie, że tak nie jest. W książce występują pojedyncze odwołania do znanych miast: Chicago czy Nowego Jorku.

Zaletą powieści jest też kreacja bohaterów, ludzi zróżnicowanych, których łączy jedno marzenie: lepsze życie. Mimo tego, nie potrafiłam się do końca przekonać do żadnego z nich, a co za tym idzie, poczuć z nimi powiązania i ostatecznie wciągnąć się w fabułę. Niezłym pomysłem było ukazanie historii z rożnej perspektywy, przeszkadzało mi jednak, że autorka mimo wykorzystania takiego zabiegu zrezygnowała z narracji pierwszoosobowej i zastosowała trzecioosobową, co ostatecznie zaburzało ciągłość fabuły.

Panika okazała się przyjemną lekturą, którą bardzo szybko pochłonęłam. Szkoda tylko, że jak dla mnie, miała wiele dłużyzn i zabrakło tego, co powinno być meritum książki, czyli przerażających opisów gry i momentów odczuwania dreszczyku grozy, na które liczyłam. Książka z pewnością znajdzie swoich odbiorców, ja jednak czuję, że dość szybko zapomnę historię w niej przedstawioną. 

Tytuł: Panika
Tytuł oryginału: Panic
Autor: Lauren Oliver
Tłumaczenie: Monika Bukowska
Data wydania (Pl): 2 lutego 2016
Liczba stron: 360
Wydawnictwo: Moon Drive (Otwarte)

Książkę mogłam przeczytać dzięki akcji Book Tour organizowanej przez dziewczyny z bloga:

niedziela, 1 listopada 2015

Planowany stosik listopadowy




Listopad przekornie zawitał do nas z iście wiosennym słońcem. Mimo tego, zrobiło się jakoś tak mgliście i wilgotno. Wieczory zaczynają się coraz szybciej, ale to dla każdego czytelnika dobra wiadomość, bo można dłużej i więcej zaznajamiać się z książkami. Ja na te senne dni przekornie wybieram powieści z akcją i tajemnicą, tak jak pisałam tutaj, a przez listopad mam zamiar zaznajomić się z poniższymi tytułami.



W gruncie rzeczy nie wiem, dlaczego wypożyczyłam tę książkę. Za „Zmierzchem" i całą sagą delikatnie mówiąc nie przepadam, więc to był chyba impuls. Czas pokaże, czy ta książka będzie tak dobra jak „Intruz", który przypadł mi do gustu.  



Na "lawendowy pokój" od dawna ostrzyłam sobie ząbki. Jak tylko zobaczyłam ten tytuł nie mogłam go nie mieć. Mam nadzieję, że mi się spodoba. 


Oprócz pięknej okładki książka przyciąga intrygująca historią. Akcja dzieje się w latach 20-tych ubiegłego wieku, czasach jazzu, wielkich imprez, ale też różnic klasowych, zdobywania fortuny przez nuworyszów i kryzysu. Pikanterii całej opowieści dodaje pojawienie się tajemniczego listu, który ma wpłynąć na życie głównych bohaterów. Nie mogę się doczekać, aż zacznę ją czytać. 



Uwielbiam czytać o miejscach niezwykłych, nieznanych, ukrytych dla przeciętnego człowieka. O takich w swojej książce postanowił napisać Alastair Bonnet. Dobrze wiedzieć, że w epoce Google Maps i wszechobecnego internetu takie miejsca wciąż istnieją.