Pokazywanie postów oznaczonych etykietą WAB. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą WAB. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 16 października 2023

"Obsesja piękna. Jak kultura popularna krzywdzi dziewczynki i kobiety" Renee Engeln

Tytuł: Obsesja piękna. Jak kultura popularna krzywdzi dziewczynki i kobiety
Autor: Renee Engeln
Wydawnictwo: W.A.B.
Ilość stron: 416
Ocena: 5/6


Wasze marzenia i pragnienia są ważniejsze niż oczekiwania społeczeństwa wobec was.





Książkę Obsesja piękna miałam w planach już od naprawdę długiego czasu – przez lata byłam gnębiona w szkole przez wygląd, a sama aktualnie studiuję psychologię, więc jestem ciekawa psychologicznych zagadnień, zwłaszcza dotyczących piękna, wyglądu czy zaburzeń odżywiania. Polowałam na tę pozycję w bibliotece, ale była tak oblegana, że aż w końcu kupiłam sobie e-booka, za którego i tak zabrałam się z opóźnieniem, ale w końcu przyszedł czas, więc zapraszam na recenzję. 

Obrazy szczupłych kobiet o doskonałej cerze i lśniących włosach towarzyszą nam od najmłodszych lat. Bywa, że nawet pięcioletnie dziewczynki świadomie kontrolują swoją wagę. Renee Engeln w swojej przełomowej książce „Obsesja piękna” wyjaśnia, jak ciągłe monitorowanie własnego wyglądu – tak powszechne w czasach Facebooka i Instagrama – negatywnie wpływa na życie kobiet i podkopuje ich zdrowie, dobre samopoczucie i finanse. Podprogowe nękanie doskonałym wizerunkiem powoduje u kobiet depresję, redukuje ich ambicje, obniża zdolności poznawcze, wywołuje lęk przed naturalnym procesem starzenia się, a także zaburzenia w odżywianiu. Walka z potęgą mediów jest z założenia nierówna. Nie jesteśmy jednak całkiem bezradni. Dzięki tej książce nauczymy się, jak porzucić krzywdzące schematy myślenia, zmienić sposób postrzegania swojego ciała, odwrócić się od lustra i zamiast się w nim przeglądać – zacząć działać.                                                                                                                                                     opis wydawcy

Obsesja piękna. Jak kultura popularna krzywdzi dziewczynki i kobiety to książka napisana przez doktor psychologii Renee Engeln, która zajmuje się w swojej pracy zawodowej postrzeganiem swojego ciała i osoby przez dziewczyny i kobiety, więc dlatego tak byłam ciekawa tej pozycji. Społeczeństwo i media niejednokrotnie wmawiają (bardzo często podprogowo) nam-kobietom, że to wygląd jest najważniejszy – często największy rozmiar w sklepach 42, w reklamach kobiety wretuszowane w Photoshopie albo z wystającymi żebrami, a do tego może stereotypów i wymagań na zasadzie codziennie do pracy makijaż, kobieta musi chodzić w obcasach, że kobiecie nie wypada chodzić w trampkach/glanach. Jasne, można od tego odejść, ale jak pisze autorka w tej pozycji: Rezygnacja z makijażu nie jest tak prosta, jak twierdzą niektórzy. Chyba każdej kobiecie, która wyszła z domu nieumalowana, zdarzyło się usłyszeć: „Wszystko w porządku? Wyglądasz na zmęczoną.” Muszę przyznać, że wiele z pisanych w Obsesji piękna sytuacji osobiście spotkałam w swoim życiu, zwłaszcza, że zawsze byłam z dala od ogólnie przyjętych ideałów piękna przez zawsze towarzyszącą mi nadwagę. Jednak nie da się ukryć, że było wiele sytuacji, z którymi się nigdy nie spotkałam – na przykład niewychodzenie z domu tylko dlatego, że nie czuję się wystarczająco pięknie. Nie wiem na ile to wynika z różnic kulturowych (książka pisana w realiach Stanów), a na ile z mojego osobistego poczucia własnej wartości – trudno ocenić, chociaż odnoszę wrażenie, że bardziej z tego drugiego. Moim zdaniem w tej książce jest bardzo na plus przywoływanie przykładów najróżniejszych kobiet, co sprawia, że całość jest naprawdę autentyczna. 

Wszystkie niedoskonałości i wady stanowią część Ciebie. Wolę, żebyś była tym, kim chcesz, i uważasz, że powinnaś być, niż klonem tego, czego oczekuje społeczeństwo. Nie bój się kochać siebie i przyjmować bezwarunkowej miłości od innych.

Obsesja piękna jest napisana w sposób bardzo ludzki, obrazowy i zrozumiały, choć mogłoby się wydawać, że doktor psychologii może treść przytłumić żargonem. Na szczęście tak się nie stało. Technicznie książka jest podzielona na kilka rozdziałów dotyczących najróżniejszych tematów, co zdecydowanie ułatwia czytanie. Mężczyźni mogą być oburzeni, że książka pisze jedynie o kobiecych problemach – rozumiem, że od męskiej części świata społeczeństwo też wymaga coraz więcej, jednak jest to książka dla kobiet, o kobietach i pisana przez kobietę. Jednak nie ukrywam, że z chęcią przeczytałabym podobną książkę o męskich problemach i pisaną z męskiej perspektywy. Muszę jednak przyznać, że autorka sama uległa stereotypom, które po części powielała w swojej książce – na przykład takie, że rozmiar 34 to wyznacznik piękna, a tylko kobiety z nadwagą/otyłością czy BMI w górnych granicach normy mają kompleksy, a to przykre. Plus za mało uwagi poświęciła różnym innym defektom wywołującym kompleksy np. blizny, zajęcza warga, heterochronia czy choroby lub niepełnosprawności (np. bielactwo, silna skolioza z garbem, wózek, kule itp.)

Stworzyliśmy kulturę, która wmawia kobietom, że najważniejsze to być piękną. Narzucamy im nieosiągalne kanony piękna, a później, kiedy się nimi przejmują – oskarżamy o próżność albo, co gorsza, zbywamy pełnymi troski słowami: „Każdy jest piękny na swój sposób” i upominamy, że powinny akceptować siebie takimi, jakie są.

Obsesja piękna jest książką zdecydowanie wartą przeczytania. Jest napisana w sposób naprawdę zrozumiały i przyjazny dla czytelnika, chociaż (to przykre) powiela pewne stereotypy. Nie zmienia to faktu, że uważam, że warto sięgnąć po tę pozycje. Paradoksalnie – wiele z niej mogliby wynieść mężczyźni, którzy próbują zrozumieć psychikę kobiet. No i oczywiście same kobiety. Chociaż nie jest idealna – i tak szczerze polecam, myślę, że każdy (zwłaszcza kobiety) mogą skończyć lekturę z pewnymi refleksjami.

Słowa mają swoją wagę i znaczenie, często większe, niż nam się wydaje. Niech twoje słowa uzdrawiają kulturę cierpiącą na obsesję piękna. Wypowiadaj się o sobie i innych kobietach, zwracając uwagę na to, co naprawdę jest dla ciebie ważne. Niech twoje słowa wskazują drogę do kultury, która widzi kobiety nie jako eksponaty do oglądania, ale jako istoty ludzkie, gotowe - i potrafiące - zmieniać świat na wiele sposobów.

poniedziałek, 31 stycznia 2022

"Aorta" Bartosz Szczygielski

Tytuł: Aorta
Autor: Bartosz Szczygielski
Cykl: Gabriel Byś
Tom: pierwszy
Wydawnictwo: W.A.B.
Ilość stron: 400
Ocena: 3/6


Gdyby ustępował głupszym, przez całe życie chodziłby zgięty wpół, kłaniając się ich niskiemu IQ.





Aorta to książka, którą miałam w planach już od dłuższego czasu, swego czasu nawet ją kupiłam, ale jakoś nie mogłam się za nią zebrać. Swego czasu było o niej naprawdę głośno w blogosferze, a ja zawsze miałam ciekawsze książki do czytania. W końcu dzięki nowej edycji wyzwania Abecadło z pieca spadło w końcu się zmotywowało mnie do jej lektury. Zapraszam na recenzję książki Bartosza Szczygielskiego. 

Pruszków spokojnie żyje w cieniu niedalekiej Warszawy. Mało kto pamięta o mafii pruszkowskiej, która rządziła miastem w latach dziewięćdziesiątych. Byli mafiosi albo odsiadują wyroki, albo zakamuflowali się i zeszli do podziemia… Kiedy w mieszkaniu na luksusowym osiedlu dwóch tragarzy znajduje zmasakrowaną kobietę, wszyscy są zszokowani. Sprawa trafia do komisarza Gabriela Bysia z Komendy Stołecznej. Byś musi ją szybko rozwiązać – po ostatniej wpadce to jego zawodowe „być albo nie być”. Tymczasem ma tylko niezidentyfikowane okaleczone zwłoki z wyłupionymi oczami. Niebawem okazuje się jednak, że to morderstwo jest wierzchołkiem góry lodowej, a wszystkie tropy prowadzą do pewnego niebezpiecznego człowieka. Czy Byś wypowie otwartą wojnę mężczyźnie, który rządzi podziemnym Pruszkowem?                                                                                                                                                                        opis wydawcy

Aorta to książka, której sporo różnych recenzji przemknęło mi na blogach, mimo tego miałam jakieś dziwne przeczucie, że książka nie jest literaturą wysokich lotów. Jednak nie nastawiałam się na nic rozpoczynając lekturę, chociaż byłam ciekawa jakie powiązania z pruszkowską mafią autor wymyślił. Zaczęłam czytać tę pozycję i od razu przekonałam się, że jest to kryminał dość mroczny i ponury. Autor nie roztkliwiał się nad morzem opisów, ale jednak cały mrok i brud przedstawia tak obrazowo i realistycznie, że aż momentami ciarki przechodziły po plecach. Mimo tego, język nie jest zbyt prostacki czy ordynarny, ale jednocześnie nie należy również do zbyt skomplikowanych czy górnolotnych. Autor w książce tak często wspominania o papierosach sprawiła, że podczas lektury miałam niejednokrotnie ochotę na dymka. Książka chwilami nie pozwala się oderwać od lektury, a w innych – nudziła mnie niemiłosiernie, jednak ją skończyłam, ale ze zdecydowanie zmieszanymi odczuciami. 

Nienawidziła starości, pełnej ograniczeń, które zamieniają życie w wyczekiwanie na śmierć. Bała się jej bardziej niż bólu, który można zniwelować choćby jajkiem. Ból tłumił wszystko. A starość to ciągły ból, nieusuwalny.

Aorta to w moim odczuciu pozycja zwyczajnie przeciętna – wyjątkowo mroczna i ponura, ale wciąż jednak przeciętna. Biorę pod uwagę, że jest to debiut Bartosza Szczygielskiego, ale również debiuty mogą być najróżniejsze i nierówne. Nie uważam, że jest to książka beznadziejna i słaba, ale po prostu – przeciętna i niezbyt zachwycający, taki nieco prymitywna. W moim odczuciu po prostu trochę szkoda czasu, a sama chyba nie sięgnę po kolejne pozycje autora. 

Grzegorz Byś urodził się, wychował i żył w otoczeniu kobiet, które dbały o to, by obiad lądował na stole o określonej godzinie, a w szufladzie zawsze leżały czyste skarpety. Kiedy Gabriel się wyprowadził i został sam, musiał odnaleźć się w życiu bez pomocy domowej. Nie poradził sobie z tym najlepiej. Zalegające w zlewie naczynia dobitnie o tym świadczyły. Na niektórych pojawiły się pierwsze oznaki tego, że bakterie solidnie rozwinęły już własną kulturę i niewiele im brakuje do wynalezienia koła.

Książka bierze udział w wyzwaniu

czwartek, 25 czerwca 2020

"Kratki się pani odbiły" Jacek Galiński

Tytuł: Kratki się pani odbiły
Autor: Jacek Galiński
Cykl: Zofia Wilkońska
Tom: trzeci
Wydawnictwo: W.A.B.
Ilość stron: 352
Ocena: 3/6

 

Nie sposób się było zakochać, nawet będąc rozwiązłą bratanicą szeregowego posła.

 



Twórczość Jacka Galińskiego polubiłam od już od pierwszego zdania, które rozpoczynało pierwszy tom serii z Zofią Wilkońską w roli głównej. Kiedy wyszła część trzecia zatytułowana Kratki się pani odbiły – już nie mogłam doczekać się lektury i czym prędzej zabrałam się za jej czytanie.

Szalona emerytka Zofia Wilkońska tak namieszała, że trafiła za kratki. Czymże jednak jest więzienie dla zawziętej staruszki. Niczym innym jak sceną walki o godne i lepsze życie. Czy Zofia zerwie okowy wymiaru sprawiedliwości, który w tym wypadku okazał się rychliwy, ale na pewno nie sprawiedliwy?                                                                                                                                                             opis wydawcy 

Po Kratki się pani odbiły sięgnęłam dla odmiany w formie e-booka, a nie w postaci tradycyjnej – papierowej. I w moim odczuciu dobrze, że tak się stało – wersja elektroniczna kosztowała mnie ponad połowę mniej od tej zwykłej, tradycyjnej, a całość niestety nie wypadła zbyt dobrze – przynajmniej według mnie. Akcja toczy się w więzieniu, gdzie Wilkońska nie ma zbyt wielkiego pola do popisu, choć i tak popełnia swoje gafy, ale nie zmienia to faktu, że wszystko toczy się tempem raczej dość miernym. Sam pomysł również nie powala na kolana ani nie zachwyca, a i główna bohaterka jakby straciła trochę swojej werwy (albo to ja się z nią obyłam i znudziłam). Brakuje świeżości i polotu, jaki można było znaleźć w pierwszej części, a i humor lekko opadł. Jasne, jest opcja, że już zdążyłam się przyzwyczaić do żwawej i zadziornej staruszki, a także do stylu pisarskiego autora. W moim odczuciu jest to zbyt długie przeciąganie dowcipu i sytuacji z pierwszej części. Kratki się pani odbiły czyta się szybko, to fakt, jednak zdecydowanie zabrało humoru, polotu i zwyczajnej świeżości… A i Zofii zabrakło werwy. Ja czuję się zdecydowanie zawiedziona. 

Wolność jest w tobie, człowieku. Co z tego, że możesz się przemieszczać, jak i tak jesteś zniewolony. Wewnętrznie. Bo sam sobie narzucasz ograniczenia albo pozwalasz je narzucać innym. Tam nie pójdziesz, tego nie zrobisz, co to za wolność? To ja już wolałam być w więzieniu (...). O wolność trzeba walczyć.

Kratki się pani odbiły to część najsłabsza z serii z Zofią Wilkońską w roli głównej, a najgorsze jest to, że widzę wyraźną tendencję spadkową w poszczególnych tomach. Z tego co wyczytałam gdzieś – Jacek Galiński planuje kolejne przygody zadziornej staruszki, ale nieco obawiam się co mogę w nich spotkać. Jak dla mnie słabiutko. Przyznam, że naprawdę się zawiodłam. O ile Kółko się pani urwało – naprawdę mogę polecić, tak Kratki się pani odbiły – już niekoniecznie, a wręcz odradzam. A szkoda, bo autor mają naprawdę potencjał – ma ciekawe pomysły, wykreował, interesującą postać, widać, że ma poczucie humoru, ale jednak w tej części coś zwyczajnie nie wyszło. Suma summarum – nie jest to całkowite dno, ale zdecydowanie się zawiodłam.  Naprawdę wielka szkoda. 

środa, 18 marca 2020

"Komórki się pani pomyliły" Jacek Galiński

Tytuł: Komórki się pani pomyliły
Autor: Jacek Galiński
Cykl: Zofia Wilkońska
Tom: drugi
Wydawnictwo: W.A.B
Ilość stron: 352
Ocena: 4/6


Wyglądała tak żałośnie, że gdyby Hans Christian Andersen dożył naszych czasów, z pewnością napisałby bajkę o dziewczynce z call center.





Debiut Jacka Galińskiego pt. Kółko się pani urwało bardzo mi się spodobał i rozbawił od pierwszego zdania sprawił, że koniecznie chciałam przeczytać kontynuacji przygód energicznej starszej pani. Gdy wyszedł kolejny tom cyklu z Zofią Wilkońską w roli głównej od razu kupiłam i zabrałam się za lekturę. Czas na kolejną część pt. Komórki się pani pomyliły.
Prawdziwa mieszanka wybuchowa – wredna staruszka kontra mafiosi. Zamieszanie wokół pewnej warszawskiej kamienicy się nie kończy. Kolejny trup ponownie burzy spokój Zofii Wilkońskiej. Podczas prywatnego śledztwa staruszka za bardzo zbliża się do przestępców i zostaje poddana pokusie nie do odparcia. Niczym policjant zbyt długo działający pod przykrywką Zofia wiele lat żyjąca w biedzie zachłystuje się pieniędzmi i przemocą.
                                                             opis wydawcy
Komórki się pani pomyliły kończy się dokładnie w momencie zakończenia Kółko się pani urwało – brak przestoju, domyślania się i konieczności wyjaśniania co się działo pomiędzy częściami. Dość ciekawe rozwiązanie, to trzeba przyznać. A że ja się stęskniłam za Zofią Wilkońską – czym prędzej zabrałam się za lekturę drugiej części jej przygód. Zaczęłam czytać i już od samego początku na mojej twarzy pojawił się uśmiech – może nie w pierwszym zdaniu jak przy lekturze poprzedniczki, ale jednak niewiele później. Och, jak ja się stęskniłam za tą pełną werwy staruszką! I jeszcze w tym przypadku Zofia, która walczy z mafią i odwiedza nocne kluby. Muszę jednak przyznać, że w moim odczuciu Komórki się pani pomyliły wypada gorzej od poprzedniczki. Trochę mniej samej Zofii w Zofii, a humor jakoś lekko opadł. Niewiele, bo niewiele, ale jednak zawsze jest to ciut gorszy poziom.  Co prawda, lekko się zawiodłam, spodziewałam się większego przytupnięcia i większej dawki żartu, ale na szczęście poziom opadł minimalnie. Autor pisze w sposób lekki, ironiczny, dość kolorowy. A ja już niezwykle się cieszę, że już wyszedł trzeci tom z Zofią Wilkońską w roli głównej.
...co jest ważne? Nie rzeczy. One raz są, raz ich nie ma. Przemija wszystko. Wszystkie przedmioty i zdarzenia. Ważne jest to, co po nich zostaje, a zostaje po nich to, co jest w nas. W naszych umysłach, pamięci, wspomnieniach. Jeżeli to zniknie, jeżeli się o tym zapomni, to koniec. Tego już naprawdę nie ma. A kiedy wszystko zniknie, co pozostanie? Człowiek będzie pusty. Jak dzban. Niepotrzebne próchno.
Komórki się pani pomyliły jest książką zdecydowanie i wartą przeczytania – nawet jak ktoś wcześniej nie miał kontaktu z komediami kryminalnymi. Czy można czytać bez znajomości wcześniejszej części? W moim odczuciu niekoniecznie. Warto najpierw poznać Zofię z jej wózeczkiem i mieszkaniem w kamienicy, przynajmniej moim zdaniem. Pierwsza część pt. Kółko się pani urwało podobało mi się bardziej – to prawda, ale prawdą jest również, że i w tej części Jacek Galiński nie obniżył drastycznie poziomu, szkoda tylko, że jednak obniżył. Nie zmienia to faktu, że tego właśnie potrzebowałam na poprawę humoru i już właśnie poluję na trzecią część.

czwartek, 20 lutego 2020

"Kasztanowy ludzik" Soren Sveistrup

Tytuł: Kasztanowy ludzik
Autor: Soren Sveistrup
Wydawnictwo: W.A.B.
Ilość stron: 564
Ocena: 5/6



Kasztanowy ludziku, wejdź na środka. Kasztanowy ludziku, wejdź na środka.
Czy masz jakieś kasztany dzisiaj dla mnie?







Kasztanowy ludzik w okolicach swojej premiery był wszędzie – okładka tej książki widniała na witrynach praktycznie wszystkich księgarń, a informacje o niej pojawiały się chyba w każdej możliwej zapowiedzi. Prawie jak figurka z kasztanów, która pojawia się w tej historii… Celowy zabieg czy zbieg okoliczności? Nie mam zielonego pojęcia, ale jednak nie przeszkodziło mi to w sięgnięciu po tę pozycję. 
Jeżeli znalazłeś kasztanowego ludzika, to znaczy, że jest już za późno... Psychopata terroryzuje Kopenhagę - krwawo morduje swe ofiary, a na miejscach zbrodni pozostawia ręcznie zrobione kasztanowe ludziki. Policja szybko odkrywa, że ślady w tajemniczy sposób prowadzą do dziewczynki, która została uznana za martwą – chodzi o porwaną rok wcześniej córkę minister spraw społecznych. Do jej zabicia przyznał się pewien mężczyzna, a sprawę uznano za wyjaśnioną. Tragiczny zbieg okoliczności czy też te dwie sprawy faktycznie łączy coś mrocznego? Kim jest tajemniczy morderca? By ocalić niewinnych, detektywi muszą połączyć siły i toczyć walkę z czasem. Ponieważ szaleniec ma misję, która jeszcze się nie skończyła... Nikt nie jest bezpieczny!
                                                                       opis wydawcy
Kasztanowy ludzik to książka, po którą sięgnęłam nie czytając wcześniej żadnych jej recenzji, więc nie wiedziałam czego do końca mogę się spodziewać, ale nie zmienia to faktu, że byłam jej niezwykle ciekawa. Lubię kryminały rodem ze Skandynawii, więc już na plus jest fakt wejścia w duński świat. Tak swoją drogą to właśnie dzięki skandynawskim kryminałom tak bardzo chcę odwiedzić ten rejon Europy. Wracając już do książki – pomysł na fabułę jest dość ciekawy i muszę przyznać, że generalnie dobrze wykorzystany. Przede wszystkim spora dawka tajemnicy, mroku i intrygi, a do tego chłód Kopenhagi – to wszystko sprawia, że niejednokrotnie podczas lektury po plecach przebiegają ciarki. Sporo tropów, makabryczne odkrycia i sporo emocji. Soren Sveistrup podjął w książce naprawdę ważny temat – krzywdę, jaka dzieje się dzieciom. Nie da się ukryć, że jest to temat niezwykle – niezależnie od kraju, więc kapitalnie, że to zostało podjęte właśnie w takiej książce, która jest dość popularna i wydaje mi się, że poczytna. W końcu dzieci często głosu nie mają.
Smutek jest miłością, która stała się bezdomna, i że trzeba nauczyć się z nim żyć i zmuszać się do myślenia o przyszłości.
Kasztanowy ludzik jest pierwszą napisaną przez Sorena Sveistrupa powieścią i muszę przyznać, że napisaną naprawdę dość dobrze. Generalnie poszalał z objętością i w moim odczuciu pewne opisy i aspekty można byłoby skrócić, bo czasami już nie mogłam się doczekać zakończenia. Mroczna, tajemnicza, z w miarę wartką akcją i odpowiednią dawką intrygi, no i przede wszystkim z ciekawym i fajnie wykorzystanym pomysłem. W moim odczuciu nie jest to jakieś super arcydzieło, ale kawałek dobrej literatury, która przykuwa uwagę. Polecam!

(...) zrozumiał, że noc jest najlepsza, mimo, że mniej się widzi. Mrok zapewniał ochronę, spokój i równowagę, której zazwyczaj mu brakowało.

poniedziałek, 28 października 2019

"Kółko się pani urwało" Jacek Galiński

Tytuł: Kółko się pani urwało
Autor: Jacek Galiński
Cykl: Zofia Wilkońska
Tom: pierwszy
Wydawnictwo: W.A.B.
Ilość stron: 304
Ocena: 5.5/6


To prawda, że dzieci są denerwujące i w większości głupie. Niektóre z nich z tego nie wyrastają i pozostają denerwujące i głupie także jako dorośli.




Kółko się pani urwało Jacka Garlińskiego to książka, którą kupiłam z polecenia jednej z ekspedientek w jednej z księgarń. Nigdy wcześniej nie słyszałam o tej książce ani tego nazwiska (co akurat nie jest dziwne, bo jest to debiut powieściowy), ale komedia kryminalna ze starszą panią w roli głównej zapowiadała się naprawdę ciekawie. Kupiłam i niewiele później zabrałam się za lekturę pozycji, której autor jest porównywany do ś.p. Joanny Chmielewskiej.

Najpierw włamano się do jej mieszkania. Złodzieje nie tylko ukradli pieniądze, biżuterię czy cenne dokumenty, lecz również sprofanowali najcenniejszą pamiątkę po mężu – jego galowy mundur. Policja zabiera się do śledztwa jak pies do jeża, chociaż ślepy wpadłby na to, że wszystkie tropy prowadzą do sąsiada z góry, faceta bez nogi. Nie ma mowy, tego munduru mu nie przepuści. Postanawia policzyć się z nim sama. Okazuje się jednak, że facet bez nogi został zamordowany, a ona sama jest pierwszą podejrzaną. Nie pozostaje jej nic innego, jak chwycić rączkę wiernego wózka zakupowego i rozpocząć własne śledztwo. Warszawskie bandziory, strzeżcie się! Nadchodzi Zofia Wilkońska, postrach klubów seniora!                                                                                                                                        opis wydawcy
Śniadanko z Zofią WIlkońską
Kółko się pani urwało to już kolejna książka z kategorii komedii kryminalnych za mną – poznałam już książki Alka Rogozińskiego czy M. C. Beaton, więc ucieszył mnie kolejny rodzimy autor. Zaczęłam czytać i uśmiechnęłam się już przy pierwszych kilku linijkach książki, co niezmiernie mnie ucieszyło i jeszcze bardziej zwróciło moją uwagę. Polubiłam bardzo szybko główną bohaterkę pozycji - Zofię Wilkońską, która przypomina mi trochę Klementynę Kopp z serii o Lipowie Katarzyny Puzyńskiej. Naprawdę bardzo ciekawie skonstruowana i wykreowana postać ze sporą dozą poczucia humoru. Pojawia się także coś co bardzo lubię, czyli główna bohaterka jest również narratorką historii. Serio, naprawdę lubię pierwszoosobową narrację. Następny aspekt, czyli styl i język pisarski, które są adekwatne do komedii kryminalnej i utrzymane rzeczywiście na odpowiednim poziomie, co jest niezwykle ważne biorąc pod uwagę fakt, że jest to debiut powieściowy pisarza. Humor i dowcip – jest i to całkiem przyjemy i wywołujący niejeden uśmiech na mojej twarzy. Co do intrygi – również jakaś tam jest, ale jednak mogłoby być więcej i nie ukrywam, że mi tego minimalnie tego zabrakło, bo dość szybko domyśliłam się zakończenia (trochę szkoda). Suma summarum nie zawiodłam się na tej książce, a niejednokrotnie się uśmiechnęłam. 
Zastanowiłam się, czym tak naprawdę jest życie. Nieustanną pogonią za czymś, czego nie możesz mieć. A gdy ci się wydaje, że już to masz, ono wyślizguje ci się z rąk i wpada z powrotem do sklepowej zamrażarki. Sięgasz szybko, żeby nie dać się wyprzedzić. Chwytasz w obawie, że data przydatności już dawno minęła, ale nie przeczytasz małych literek, bo życie jest jak promocja na kurczaka w markecie. Niby atrakcyjne, ale potrafi zakończyć się w najmniej oczekiwanym momencie.
Kółko się pani urwało to pozycja, którą czyta się dość szybko i przyjemnie, choć nie jest literaturą super wysokich lotów. Jednak nie zmienia to faktu, że niejednokrotnie wywołała na mojej twarzy uśmiech, a w szczególności teksty i odzywki głównej bohaterki – Zofii. Zdecydowanie warto sięgnąć – nie w celu szukania skomplikowanych zagadek i morza intryg, a właśnie na poprawę humoru, żeby się zrelaksować, uśmiechnąć i dobrze bawić podczas lektury. Osobiście z chęcią sięgnę po kolejny tom przygód Zofii Wilkońskiej, który ma wyjść jakoś niebawem. 

niedziela, 29 września 2019

"Papierowe duchy" Julia Heaberlin

Tytuł: Papierowe duchy
Autor: Julia Heaberlin
Wydawnictwo: W.A.B.
Ilo stron: 416
Ocena: 4/6



Nie wiem, czy kogoś zabiłem, ale zawsze uważałem, że każde zrobione przeze mnie zdjęcie jest jak małe morderstwo.






Na rynku wydawniczym aktualnie jest zalanie thrillerów psychologicznych, wszędzie jest ich pełno - to widać. Na początku roku, zaraz po premierze zobaczyłam recenzję Papierowych duchów, stwierdziłam, że książka zapowiada się całkiem ciekawie, więc zaczęłam na nią polować. Mając już raczej średnie doświadczenie z tym rodzajem literackim - nie odczuwałam wyjątkowej presji, żeby mieć tę pozycję na półce w wersji papierowej, więc wybór padł na e-booka.
Mapa Teksasu oznaczona trzema czerwonymi punktami niczym kroplami krwi. Seryjny morderca, który twierdzi, że cierpi na demencję. Tajemnicza młoda kobieta, domagająca się odpowiedzi.
Carl Louis Feldman za młodu był słynnym fotografem. To było kiedyś, w innym życiu, zanim jeszcze został skazany za morderstwo młodej kobiety. Uniewinniono go z powodu demencji, od tamtego czasu leczy się w specjalistycznym ośrodku. Do momentu, gdy pojawia się w nim jego córka, która chce zabrać go na wycieczkę… Czekała na ten moment połowę swojego życia. Planowała, zbierała informacje, trenowała. Układała w głowie wszystkie możliwe scenariusze. Dlatego teraz ma prawie całkowitą pewność, że staruszek, który siedzi obok niej na fotelu pasażera, przed laty porwał i zamordował jej siostrę Rachel. Carl nie wierzy jej za grosz, gdy próbuje mu wmówić, że jest jego córką. Gdy z kolei on twierdzi, że nie pamięta, aby kiedykolwiek zamordował jakąś dziewczynę – ona nie wierzy jemu. Które z nich kłamie? A może kłamią oboje? 
                                                             opis wydawcy
Papierowe duchy to druga wydana w Polsce książka amerykańskiej dziennikarki Julii Heaberlin. Autorka podejmuje ciekawe tematy - demencji, niepamięci, porwania. zemsty i obsesji Jest duet nietypowych postaci odbywających razem wyjątkową podróż, również w otchłani pamięci. Szczególnie spodobała mi się kreacja Grace - owej Tajemnicza młoda kobieta, domagająca się odpowiedzi. Jest to bohaterka skrywająca wiele sekretów i wypełniona obsesją. Ciekawa, naprawdę interesująca postać. Carl - ów staruszek z demencją jakoś do mnie nie przemawia, w moim odczuciu ta postać jest trochę za mało dopracowana. Całość Papierowych duchów zresztą też mnie nie przekonuje. Dlaczego? Przede wszystkim, dlatego, że spodziewałam się bardziej wartkiej akcji, bardziej dopracowanej intrygi oraz większej porcji sekretów. W opisie książka wydawała się rzucać na kolana i porywać już pierwszych stronach, więc stąd moje oczekiwania względem niej. Również dlatego, że książka zwyczajnie mnie nie wciągnęła - w pewnym momencie musiałam się przełamać, żeby po nią sięgnąć i skończyć. Zapewne właśnie kwestia braku odpowiedniej ilości intrygi…

Papierowe duchy to książka, która mnie nie porwała ani nie zachwyciła, jednak nie oznacza to, że jest to pozycja zła i beznadziejna. Nie do końca mnie wciągnęła, choć pomysł naprawdę ciekawy (mógłby być trochę bardziej dopracowany). Wyjątkowo interesujący jest koncept obsesji jako siły napędowej do działania. Mogę polecić, nie jako arcydzieło, ale jako pozycji z dość ciekawym tematem i pozycji, która jest jednak ponad średnią. Zdecydowanie nie uważam czasu z Papierowymi duchami jako zmarnowanego, po prostu uważam, że mogłoby być troszkę lepiej.

poniedziałek, 16 września 2019

"Nocny" Emily Barr





Tytuł: Nocny
Autor: Emily Barr
Wydawnictwo: W.A.B.
Ilość stron: 416
Ocena: 2/6









Kiedyś, podczas jakiegoś wyjazdu, kiedy skończyły się zapasy do czytania - weszłam do punktu z tanimi książkami. Tam moją uwagę przykuła książka autorstwa brytyjskiej autorki Emily Barr pt. Nocny. Uwielbiam Wielką Brytanię i pociągi, więc bez wahania kupiłam tę pozycję, ale jednak trochę poczekała zanim zaczęłam ją czytać. 
Wszyscy myślą, że Lara wiedzie szczęśliwe życie w Kornwalii, u boku oddanego męża. W rzeczywistości jednak kobieta rozpaczliwie się nudzi. Kiedy dostaje ofertę pracy w Londynie, co wiązałoby się z nocnymi podróżami, natychmiast się zgadza. Pewnego razu Lara spotyka niejakiego Guya, z którym rozpoczyna romans. Podczas którejś z podróży kobieta znika z pociągu – jakby rozpłynęła się w powietrzu. Sytuacja komplikuje się jeszcze bardziej, gdy w przedziale sypialnym policja znajduje zwłoki jej kochanka. Nagle z zaginionej Lara staje się… podejrzaną o morderstwo.                             opis wydawcy


Nocny to książka, której byłam naprawdę ciekawa. Od dobrych kilku lat jeżdżę regularnie pociągami i miałam w nich niejedną przygodę, więc z zainteresowaniem sięgnęłam po powieść, której fabuła i akcja toczą się wokół tego środka komunikacji. Przeczytałam opis, pomyślałam sobie, że zapowiada się coś naprawdę ciekawego. Mój zapał zaczął bardzo szybko opadać, kiedy przez dobrze ponad pół książki nie działo się w niej kompletnie nic… Nudne opisy domu i Lary popijającej herbatkę z sąsiadką, a później z nudów znalazła sobie kochanka – akcji praktycznie zero. Zaczęło się coś dziać dopiero w drugiej połowie, kiedy już prawie straciłam nadzieję, że coś się zmieni. Zakończenie i rozwiązanie całej zagadki jest dość ciekawe i zaskakujące – to muszę przyznać. To zdecydowanie najlepszy element całości. Sam pomysł na książkę nie jest jakiś super wymyślny, raczej średni, może minimalnie powyżej przeciętnej. Wykonanie również nie należy do najlepszych – ponad połowa lektury ciągnęła się niemiłosiernie, akcji praktycznie brak, fabuła dość słabo rozbudowana. Język i styl pisarski są na przeciętnym i niewyróżniającym się poziomie – zresztą jak cała książka.


Nocny to książka, na której się zawiodłam. Spodziewałam się wciągającej lektury z frapującą zagadką z pociągami w tle, a dostałam pozycję co najwyżej przeciętną. Samo dość ciekawe zakończenie to nie wszystko – dobrze by było, gdyby dotarcie do niego nie było tak męczące. Nie wyróżnia się za bardzo na tle innych kryminałów, z jakimi miałam okazję się zapoznać. Nie porwała, nie wciągnęła, nie zachwyciła, a wręcz momentami miałam ochotę ją rzucić w kąt i przestać czytać. W moim odczuciu szkoda na nią czasu. W Nocnym zdecydowanie nie znajdziecie lektury wciągającej już od pierwszych stron, naprawdę lepiej sięgnąć po coś lepszego. 

poniedziałek, 14 maja 2018

"Gniew" Zygmunt Miłoszewski

Tytuł: Gniew
Autor: Zygmunt Miłoszewski
Cykl: Teodor Szacki
Tom: trzeci
Wydawnictwo: W.A.B.
Ilość stron: 380
Ocena: 3.5/6


Trener zapytał do czego by porównali swoje rodziny. Najbardziej śmiali się z faceta, który powiedział: do wczasów nad Bałtykiem. Niby wakacje, niby sami tego chcieliśmy, niby kupa kasy poszła, tylko gdzie jest słońce.




Gniew czekał na półce już od dłuższego czasu, bo całą serię z Teodorem Szackim kupiłam za jednym razem, bo jak szaleć to szaleć. Za Uwikłanie zabrałam się dość szybko, ale jednak Ziarno prawdy czekało trochę na swoją kolej z racji tego, że przez spory okres mieszkało w Krakowie. Poprzednie części już są za mną, a ja w końcu zabrałam się za finał trylogii...

25 listopada 2013 r. prokurator Teodor Szacki zostaje wezwany do zrujnowanego bunkra koło poniemieckiego szpitala miejskiego w Olsztynie. W czasie robót drogowych odnaleziono tam stary szkielet. Szacki bezrefleksyjnie „odfajkowuje Niemca”, jak się tutaj nazywa wojenne szczątki, i każe przekazać je uczelni medycznej, gdzie wiecznie brakuje eksponatów do celów dydaktycznych. Nie przypuszcza, że to, co wydawało się końcem rutynowej procedury, jest początkiem najtrudniejszej sprawy w jego prokuratorskiej karierze. Sprawy, która pozbawi go prawniczego dystansu, zmusi do wyborów ostatecznych i okaże się ostatnim dochodzeniem prokuratora Teodora Szackiego.
                                                                       opis z okładki

Teodor Szacki jest postacią dość specyficzną i muszę przyznać, że dotychczas we mnie wzbudziła we mnie o wiele więcej sympatii i pozytywnych emocji niż tych odrzucających czy negatywnych... Tak samo jak po skończonej lekturze miałam lekko mieszane uczucia... Zapowiadała się  naprawdę interesująca książka... A co dostałam? Za mało kryminału w kryminale... W porównaniu z poprzednimi częściami Gniew wypadł dość przeciętnie, a do tego moim zdaniem książka nie zamyka odpowiednio cyklu, nie wyjaśnia zbyt wiele, nie domyka go... Nie zmienia to jednak faktu, że podczas lektury spędziłam dość miło czas – dość lekka, technicznie napisana dość dobrze, ale jednak muszę przyznać, że Uwikłanie chyba podobało mi się najbardziej z całej trylogii, a ja oczekiwałam trochę lepszego zakończenia. 
Nie jesteś zły, jesteś bardzo dobrym człowiekiem, wiesz? Naprawdę. – Poklepała go po dłoni. – Tylko jesteś… - Zawiesiła głos, szukając właściwego określenia. - …jak by to powiedzieć, nie poirytowany i nie agresywny. O, wiem, gniewny. Może to kwestia twojej profesji, ale gdybym miała wybrać jedną cechę, która identyfikuje mojego ojca, to powiedziałabym, że jest to gniew.
Gniew to finałowa część cyklu z Szackim w roli głównej... Będę za nim tęsknić, ale jednak spodziewałam się bardziej spektakularnego zakończenia tej trylogii... Ale nie zmieni to faktu, że będę miło wspominać tę serię i tę postać oraz, że kiedyś jeszcze z większą przyjemnością sięgnę po dalszą twórczość Miłoszewskiego. Czy polecam - żeby poznać zakończenie serii - owszem, ale nie ma jakiegoś wyjątkowego szału, bo finał przeciętny...

sobota, 8 lipca 2017

"Ziarno prawdy" Zygmunt Miłoszewski

Tytuł: Ziarno prawdy
Autor: Zygmunt Miłoszewski
Cykl: Teodor Szacki
Tom: drugi
Wydawnictwo: W.A.B.
Ilość stron: 368
Ocena: 5/6



Mówi się, że w każdej legendzie jest ziarno prawdy. Ale są takie legendy, w których nie ma prawdy ani kropli.





Ziarno prawdy to książka, która mnie kusi już od dawna i jedna z tych pozycji, których ekranizację postanowiłam zobaczyć dopiero po skończeniu lektury i konsekwentnie się tego trzymałam. Przygodę z twórczością Zygmunta Miłoszewskiego zaczęłam od Uwikłania – pierwszej części trylogii z Teodorem Szackim w roli głównej. Później przeczytałam Domofon oraz Bezcenny, aż w końcu przyszedł na Ziarno prawdy, którego głośna ekranizacja z Robertem Więckiewiczem w roli głównej miała miejsce kilka lat temu przynosząc Miłoszewskiemu sporo popularności.

Teodor Szacki zamieszkał w Sandomierzu, gdzie dochodzi do tajemniczego morderstwa miejscowej działaczki społecznej, a jej ciało zostało znalezione w okolicach miejscowej synagogi. W tym czasie prokurator próbuje rozwiązać zagadkę jednocześnie próbując sobie poradzić z życiem i odnalezieniem się w nowym mieście, w nowej sytuacji. Jak sobie poradzi z tym wszystkim? Czy to zabójstwo to naprawdę mord rytualny? Jaki związek ma to z miejscowymi Żydami i historią sprzed kilkudziesięciu lat?
Wierzył, że na początku każdego działania jest słowo, że słowa o nienawiści prowadzą do nienawiści, o przemocy - do przemocy,o śmierci - do śmierci. Każda znana ludzkości masakra zaczynała się od gadania.

Ziarno prawdy jest pozycją, która mnie intrygowała od samego początku, kiedy o niej usłyszałam i czułam, że może być naprawdę dobra, zwłaszcza, że Uwikłanie uznałam za bardzo dobre... No i jeszcze dodatkowo włączyła mi się tęsknota za Szackim i twórczością Miłoszewskiego. Jak przypuszczałam - książkę czytało mi się naprawdę świetnie, ale co na to wpłynęło? Przede wszystkim sam pomysł na fabułę i koncepcja umieszczenia akcji w Sandomierzu, co razem wypadło naprawdę dobrze. Wielką przyjemność sprawiło mi obcowanie z rozdartym Szackim, z jego charyzmą i błyskotliwością. Tutaj jest o wiele mniej jego marudzenia na temat swojej żony, ale to dobrze. Choć nigdy nie byłam w Sandomierzu, czytając prozę Miłoszewskiego czułam jakbym chodziła tamtymi uliczkami, więc naprawdę wielkie brawa dla autora. Widać w tym kunszt pisarza, jego spore przygotowanie, przedstawienie miasta trochę mniej stereotypowo aniżeli na pocztówkach czy w Ojcu Mateuszu, co jeszcze bardziej skłania mnie do odwiedzenia tego miasta. Ciekawym dla mnie jest włączenie tematów związanych z Żydami oraz antysemityzmem. Po raz kolejny w książkach autora spodobał mi się jego styl pisarski, na dość wysokim poziomie, język zrozumiały. Jestem zaintrygowana i zafascynowana i czuję, że niebawem sięgnę po ostatnią część trylogii pt. Gniew.


Ziarno prawdy jest książką, po którą zdecydowanie warto sięgnąć. Ciekawe i dobrze wykreowane postacie, intrygujący i świetnie wykorzystany pomysł na fabułę, styl pisarski na wysokim poziomie, co wszystko razem sprawia, że książkę czyta się naprawdę szybko i przyjemnie. 

Robert Więckiewicz jako Teodor Szacki

czwartek, 9 lutego 2017

"Haiti" Marcin Wroński

Tytuł: Haiti

Autor: Marcin Wroński
Cykl: Komisarz Maciejewski
Tom: szósty
Wydawnictwo: W.A.B.
Ilość stron: 336
Ocena: 4.5/6



Skoro pisał wiersze, musiał być psychicznie rozchwiany.






Pierwsze potkanie z Marcinem Wrońskim mam już za sobą, choć mnie nie zachwyciło, to jednak postanowiłam się z nim spotkać podczas Warszawskich Targów Książki oraz zapoznać się z innymi pozycjami autora. Okazja przydarzyła się, kiedy stanęłam przed książkami, które mam na stancji i po chwili zastanowienia się nad lekką śródsesyjną lekturę. Wtedy właśnie wybór padł na książkę autorstwa Marcina Wrońskiego zatytułowaną Haiti.

Akcja powieści toczy się w dwu planach: w 1938 roku i trzynaście lat później, w ponurych czasach stalinowskich. W lipcową przedwojenną niedzielę Zyga Maciejewski zostaje poinformowany przez swego podwładnego, że podczas II Krajowej Wystawy Koni Remontowych w stajennym boksie znaleziono ciało mężczyzny. Twarz ofiary jest zmasakrowana, jak gdyby denat został kopnięty przez konia. A klacz o imieniu Haiti istotnie ma ślady krwi na podkowie. Wokół tego zdarzenia wybucha zamieszanie, sprawą zainteresowanych jest mnóstwo wysoko postawionych osób, w tym książę Światopełk-Czetwertyński, właściciel konia. Czy ma rację stary lubelski doliniarz, doradzający komisarzowi, że śmierć NN to skutek wyrafinowanej zemsty? Po wielu latach, wiosną 1951 r., Maciejewski nie jest już policjantem. Niechlujny i zapuszczony pracuje jako dozorca i zajmuje się starą klaczą Haiti, która zostanie posłana do rzeźni. Przedwojenna przeszłość niespodziewanie powraca, odzywa się bliskim echem.
                                                                  opis z okładki

Haiti jest szóstą częścią o komisarzu Maciejewskim zwanym Zygą. Mam już za sobą pierwszą część zatytułowaną Morderstwo pod cenzurą, która mnie zupełnie nie zachwyciła. Postanowiłam jednak dać Marcinowi Wrońskiemu drugą szansą. No i muszę przyznać, że sam pomysł na książkę jest naprawdę ciekawy i nieszablonowy, mógłby być bardziej dopracowany, ale jednak spodobał mi się. Język i styl pisarski... No cóż... Nie wygórowany, niezbyt skomplikowany. W Morderstwie pod cenzurą mnie raził i irytował, ale w Haiti już jakoś mi pasuje i odpowiada. Ba! Nawet polubiłam (byłego już) komisarza Maciejewskiego. Już nie wydaje mi się być taki... prostacki. Haiti mi się spodobała, naprawdę. Jej lektura sprawiła, że się świetnie odstresowałam i spędziłam z nią miło czas. Intryga na odpowiednim poziomie, choć uważam, że mogłaby być trochę większa. Myślę, że wpływ na to miało spotkanie z Marcinem Wrońskim na Warszawskich Targach Książki oraz moja wycieczka do Lublina, o której pisałam tutaj.
Jestem wrak, kurwa zużyta, proszę pana. Poprzestaję na małym jak cholerny grecki filozof. (…) Jestem nikim, nie zauważył pan?


Czy polecam Haiti? Oczywiście. Kryminał z ciekawą fabułą, z którą można spędzić naprawdę przyjemnie czas, a i może zaskoczyć. Jak dla mnie pozycja mogłaby być bardziej dopracowana pod względem fabuły (jest ok, ale mogłaby być lepsza) oraz utrzymywania napięcia przez autora. U mnie na półce czekają jeszcze inne książki Marcina Wrońskiego i zapewne niebawem po nie sięgnę. 

Książka bierze udział w wyzwaniu Pod hasłem. 

piątek, 3 czerwca 2016

"Róże cmentarne" Marek Krajewski, Mariusz Czubaj





Tytuł: Róże cmentarne
Autor: Marek Krajewski, Mariusz Czubaj
Cykl: Jarosław Pater
Tom: drugi
Wydawnictwo: W.A.B.
Ilość stron: 317
Ocena: 5/6








Kryminały Marka Krajewskiego bardzo lubię, wręcz uwielbiam, a i twórczość Mariusza Czubaja darzę sympatią, więc z chęcią sięgnęłam po cykl autorstwa obydwu pana z Jarosławem Paterem w roli głównej. Na pierwszy rzut poszła Aleja samobójców, a teraz czas na kontynuację pt. Róże cmentarne.

Gdy trójmiejska policja zostaje postawiona w stan najwyższej gotowości, nadkomisarz Jarosław Pater szykuje się akurat do przejścia na emeryturę i myśli o urlopie, który spędzi w towarzystwie pięknej kobiety...
W Katowicach znaleziono młodą dziewczynę zabitą tępym narzędziem, w Warszawie – zgwałconą kobietę z rozprutym brzuchem, w Krakowie ofiara otrzymała kilkanaście ciosów nożem. Wszystkie zbrodnie są makabrycznym powtórzeniem znanych zabójstw sprzed wielu lat. Co łączy je z wysuszonym ciałem mężczyzny znalezionym w tartaku w Wejherowie? Nadkomisarz Pater chce za wszelką cenę znaleźć mordercę i ma po temu swoje powody.
Opis z okładki                                

Znając już twórczość obydwu panów oddzielnie, zarówno Marka Krajewskiego jak i Mariusza Czubaja. Przeczytałam również poprzednią część z Jarosławem Paterem w roli głównej – pt. Aleja samobójców. Tak więc już znając ich twórczość wiedziałam czego można się spodziewać po kontynuacji pt. Róże cmentarne. Muszę przyznać, że książkę czytało mi się naprawdę przyjemnie. Intryga jest utrzymana na wysokim poziomie i to praktycznie przez całą książkę, co jest wielkim plusem tej pozycji. Główny bohater serii – Jarosław Pater – wzbudził we mnie o wiele więcej sympatii niż w poprzedniej części, zdecydowanie bardziej go polubiłam. No i trochę przypominał mi Eberharda Mocka z innych książek Marka Krajewskiego. A ponadto pomysł an fabułę, na mordercę – naśladowcę jest dość ciekawy, jednak odniosłam wrażenie (być może mylne), że to gdzieś już było... Nie zmienia to faktu, że książkę czytało mi się przyjemnie, a czas z nią spędzony należy zdecydowanie do bardzo udanych, szczególnie umilała mi czas podczas niektórych wykładów... Niektóre dialogi wydawały się sztywne i sztuczne, jednak nie było to na szczęście widoczne zbyt bardzo. Ta książka nie należy do arcydzieł rodzaju, ale zdecydowanie należy do tych lepszych....


Róże cmentarne to zdecydowanie dość dobry kryminał, który spokojnie można przeczytać niezależnie od poprzedniej części. Nie ukrywam Krajewskiego solo wolę jednak bardziej, ale jednak książkę czyta się przyjemnie, trzyma w napięciu i zapewnia sporą dawkę rozrywki.

poniedziałek, 2 maja 2016

"W bagnie" Arnaldur Indriðason

Tytuł: W bagnie
Autor: Arnaldur Indriðason
Cykl: Erlendur Sveinsson
Tom: trzeci
Wydawnictwo: W.A.B.
Ilość stron: 304
Ocena: 2/6


Dzieci są filozofami. Moja córka spytała mnie kiedyś w szpitalu, dlaczego mamy oczy ? Powiedziałem, że po to, żebyśmy mogli widzieć. - urwał na chwilę. - Poprawiła mnie (…) Powiedziała, że po to, żebyśmy mogli płakać.




Skandynawskie kryminały są znane na całym świecie, wszyscy wiedzą, że jest to największa klasa tego rodzaju literackiego, właśnie dlatego sięgnęłam po książkę autorstwa Arnaldura Indriðasona pt. W bagnie.

Akcja książki dzieje się w 2001 roku, w mrocznym, deszczowym Reykjaviku... Doświadczony policjant - Erlendur Sveinsson – prowadzi śledztwo dotyczące zabójstwa siedemdziesięcioletniego mężczyzny... Wszystko wygląda na nader prymitywną zbrodnię... Kto jest mordercą? Co odkryje Sveinsson? Jaki związek ma ta śmierć z badaniami genetycznymi? Co się takiego dzieje?

Za książkę W bagnie zabrałam się nie znając zupełnie twórczości autora ani nie wiedząc, że jest to część jakiegoś cyklu (tym bardziej, że jest jakąś środkową). Czytało mi się ja naprawdę szybko, intryga dość umiarkowanym poziomie, jednak sama książka jakoś nieszczególnie zapada w pamięć. Co na to się złożyło? Zapewne nie do końca porywający i dopracowany pomysł, a do tego przeciętny, niewyróżniający się język... Kiedyś może sięgnę po inne książki autora, żeby przekonać się czy mi się spodobają czy może niekoniecznie. Może kiedyś sięgnę także po film pt. Bagno który powstał na podstawie tej książki w 2006 roku.

W bagnie to kryminał, który nie zapadł mi w pamięć, ale czytało mi się ją naprawdę szybko. Takie ot czytadło, które mnie nie zachwyciło, ale nie zniechęciło na tyle, żeby unikać innych książek autora.

wtorek, 29 marca 2016

"Officium Secretum. Pies Pański" Marcin Wroński

Tytuł: Officium Secretum. 
Pies Pański
Autor: Marcin Wroński
Wydawnictwo: WAB
Czyta: Krzysztof Radkowski
Długość: 10 godz. 37 min.
Ocena: 2/6

Dominikanin spojrzał na policjanta. Pytanie nie zabrzmiało nawet jak żądanie służbisty, raczej jak prośba. Najwyraźniej miał papiery do wypełnienia i w nich wszystko musiało się zgadzać.



Z twórczością Marcina Wrońskiego spotkałam się po praz pierwszy przy lekturze Morderstwa podcenzurą, która wypadła w moim odczuciu wypadła dość średnio, jednak postanowiłam się nie zrażać i zapoznać się z innymi jego książkami. Tak właśnie wpadła w moje ręce książka Officium Secretum. Pies Pański, z którą zapoznałam się w formie audiobooka.

Dominikanin, ojciec doktor Marek Gliński wraca do Lublina po dwudziestu latach nieobecności. Oficjalnie - jako wykładowca Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, nieoficjalnie - jako wysłannik tajnego watykańskiego Officium. Władze kościelne dobrze przygotowały jego powrót, jednak Gliński zdziwi się, jak wiele osób wciąż pamięta go jako „Kleryka", agenta SB. Żeby wykonać powierzone przez zwierzchników zadanie, Gliński musi pokonać opór kazimierskich franciszkanów, którzy pilnie strzegą tajemnic swojego klasztoru, a przede wszystkim stawić czoło własnej przeszłości i dręczącym go wyrzutom sumienia. Kolejnych problemów przysporzy zagadkowa śmierć jednego z franciszkanów oraz pewna studentka KUL-u, gotowa wykorzystać sprawę prześladowania swojego ojca w latach 80., żeby zrobić karierę w lokalnych strukturach partii. Co gorsza, lubelski dziennikarz i policjant z Puław nie spoczną, póki nie poznają całej prawdy o Glińskim...

Officium Secretum. Pies Pański jest pozycją, po którą sięgnęłam nie mając względem niej żadnych oczekiwań, nie wiedziałam do końca czego po niej się spodziewać. Kiedy zaczęłam słuchać tej audio książki od początku urzekł mnie głos lektora – spokojny, odpowiednio niski... Jednak początkowo trudno było mi się wbić w tę pozycję, jakoś nie potrafiłam zaangażować – w zasadzie tak było tak do końca książki. Po prostu mnie nie wciągnęła... Intrygi nie było wystarczająco dużo, praktycznie nie było jej wcale... Nudziła mnie, nie potrafiłam wejść w ten świat... Język – przeciętny, taki zwyczajny. Nie, nie jest tragiczny. Książka jest określana polskim Imieniem Róży, leczy tej książki włoskiego autora i Umberto Eco nie czytałam, więc nie mam porównania. Bohaterowie są niewyróżniający się, mało charakterystyczni, czasami wręcz mdli... Pomysł także średni jak dla mnie... No cóż... Bywa i tak.

Podsumowując Officium Secretum. Pies Pański jest to książka raczej marna, a porywach do przeciętnej. Czy ją polecam? Zdecydowanie nie... Jest to już drugie spotkanie z twórczością Wrońskiego, drugie niezbyt udane... Jednak czekają na mnie jeszcze inne książki autora, więc dam mu jeszcze szanse. Ta zdecydowanie mnie nie zachwyciła, a wręcz przeciwnie... Aż dziwię się, że dostała Nagrodę Wielkiego Kalibru, ale to tylko moje subiektywne odczucia...

Książka bierze udział w wyzwaniu Pod hasłem oraz Polacy nie gęsi IV.

niedziela, 13 marca 2016

"Zanim znowu zabiję" Mariusz Czubaj




Tytuł: Zanim znowu zabiję
Autor: Mariusz Czubaj
Cykl: Polski psychopata
Tom: pierwszy
Wydawnictwo: W.A.B.
Ilość stron: 288
Ocena:







Twórczość Mariusza Czubaja już zdążyłam poznać, chociażby dzięki książce napisanej razem z Markiem Krajewskim pt. Aleja samobójców, a przede wszystkim dzięki książkom z Rudolfem Heinzem w roli głównej. Dlatego właśnie zabrałam się za pozycję pt. Zanim znowu zabiję, a jest to kolejna, która opowiada o komisarzu u niemieckobrzmiącym nazwisku.

Zanim znowu zabiję to tytuł książki, a jednocześnie tajemnicza wiadomość od mordercy, który upodobał sobie zabijać chłopców związanych z piłką nożną... Sprawę prowadzi Rudolf Heinz, z którym kontaktuje się jego ojciec – trener piłkarski, z którym policjant nie miał kontaktu od 40 lat. Wszystko dzieje się w 2010 roku, z katastrofą samolotu prezydenckiego nad Smoleńskiem, a akcja skacze pomiędzy Katowicami, Sosnowcem i odniesieniami do Warszawy. Jaki związek z tymi zabójstwami ojciec Rudolfa Heinza? Czy policjant znajdzie mordercę uzdolnionych sportowo chłopców? Co oznacza tajemniczy liścik od zabójcy?

Zanim znów zabiję to kolejna książka Mariusza Czubaja w mojej czytelniczej karierze... Co prawda od pierwszego spotkania z jego twórczością w postaci książki pt. 21:37 minęło już sporo czasu, ale jednak wspominam ją bardzo miło, a sympatia do Rudolfa Heinza pozostała, więc z wielką chęcią sięgnęłam po dzisiejszą pozycję... Czytało mi się ją bardzo szybko i przyjemnie, zdecydowanie umilała czas podczas zajęć w laboratorium. Kolejne połączenie zabójstwa z piłką nożną, ale jednak w tej książce moje skojarzenia głównego bohatera z serialowym doktorem Housem zdecydowanie osłabło... Do tego bardzo podobało mi się spotkanie Rudolfa ze swoim ojcem, który po wielu latach wrócił do Polski. Ciekawy pomysł na konfrontację i dość dobrze zrealizowany. Generalnie bardzo dobrze wykorzystana koncepcja na samą książkę z zabójstwami chłopców trenujących grę w piłkę nożną... Spora dawka intrygi, zaskakujące zakończenie – wszystko czego można oczekiwać od dobrego kryminału znalazło się w tej książce.


Zanim znów zabiję to kryminał na dobrym poziomie. Choć jest to trzecia część cyklu z Rudolfem Heinzem w roli głównej – zdecydowanie można czytać tę książkę niezależnie od pozostałych, ponieważ powiązań pomiędzy poszczególnymi tomami nie ma zbyt wiele. Czy polecam tę książkę? Zdecydowanie tak, zwłaszcza na kryminalno – literacką wycieczkę po Śląsku.

Właściciel zakładu, do którego zmierzaliśmy z Trollem w bagażniku, postanowił w starych czasach handlować wódką. Kupił cztery butelki i czekał. Nikt nie przychodził, więc otworzył jedną. Pomyślał, że na trzech, które zostały i tak zarobi. A że nikt nie zapukał, po dwóch godzinach napoczął następną. Potem kolejną. I tak minął jeden z pracowitych dni w jego życiu.
- Co z tego wynika? - zapytałem.
Kastoriadis popatrzył na mnie zdziwiony.
- Jak to co? Trzeba cieszyć się chwilą.  

Książka bierze udział w wyzwaniu Pod hasłem oraz Polacy nie gęsi IV.

poniedziałek, 29 lutego 2016

"Bezcenny" Zygmunt Miłoszewski

Tytuł: Bezcenny
Autor: Zygmunt Miłoszewski
Wydawnictwo: W.A.B.
Ilość stron: 496
Ocena: 3/6


Dziedzictwo narodowe to są najzwyczajniejsze rzeczy. Spacer z dzieckiem w parku, wylegiwanie się w łóżku w sobotę i wspólny niedzielny obiad. Dziedzictwo to jest wychowywanie swoich dzieci tak, żeby potrafiły być dobre, mądre i prawe.





Twórczość Zygmunta Miłoszewskiego poznałam sięgając po Uwikłanie i zgarnąwszy do swojej biblioteczki całą trylogię z Teodorem Szackim. Dopiero później sięgnęłam po Domofon, aż w końcu podczas ostatniej wizyty w kluczborskiej bibliotece zarezerwowałam sobie Bezcennego, do którego miałam pierwsze podejście jeszcze jakoś w trakcie jesieni...
Ból po stracie jest jak kombinezon z cierni. Na początku nie wiemy, o co chodzi, miotamy się na wszystkie strony, sprawiając, że kolce rozrywają skórę i całe ciało spływa krwią. Składamy się jedynie z cierpienia. Potem uczymy się, że miotanie nie ma sensu. Trwamy w bezruchu, rany zaczynają się zasklepiać, a my powtarzamy sobie, że dojdziemy do siebie. W końcu trzeba się ruszyć i wtedy uświadamiamy sobie, że kombinezon zostanie z nami na zawsze, a nasz skóra jest pokryta różowymi, delikatnymi bliznami, gotowymi otworzyć się, boleć i krwawić przy najmniejszym ruchu. Nie da się w kombinezonie żyć tak jak przedtem. Nie da się w nim zapomnieć bólu i żyć normalnie.
Akcja Bezcennego toczy się częściowo w latach 1945-46, a częściowo współcześnie i toczy się wokół skradzionego obrazu Rafaela Santiego. W książce przewija się Lisa Tolgfors – znana złodziejka, która w swoim fachu jest bezsprzecznie najlepsza. Jednak główne skrzypce grają osoby, które próbują rozwiązać zagadkę bezcennego obrazu. Należy do nich urzędniczka Zofia Lorentz, agent Służb Kontrwywiadu Wojskowego Anatol Gmitruk oraz znawca sztuki Karol Boznański. Czy rozwiążą zagadkę? Czy odnajdą ukradziony obraz? Czego się dowiedzą?
... impresjoniści pokazali, że światło to życie. Ich obrazy mówią: żyjemy w świecie światła. Nie w świecie, gdzie światło rozprasza mroki. Nie w świecie, gdzie światło prowadzi nas przez ciemność, gdzie czeka na końcu czarnego tunelu. Po prostu w świecie światła i życia.
Czytając Bezcennego spędziłam czas dość miło, ale jednak nie powaliła mnie na kolana. Bohaterowie są dość wyraziści, aczkolwiek i tak nie należą do najlepszych czy najbardziej charakterystycznych. Nie są przerysowani ani sztuczni, ale jednak niespecjalnie zapadający w pamięć. Przeczytałam tę książkę naprawdę szybko, a jej czytanie mnie jakoś specjalnie nie wykończyło, jednak podczas lektury miałam wrażenie, że ten motyw już gdzieś był. Obrazy, złodziej obrazów, poszukiwanie zguby... Okazuje się, że był – chociażby u Dana Browna czy w Przeklętym zakonie. Pomysł na książki jest już średni, dość przewidywalny, a poza tym (jak już wspomniałam) odniosłam wrażenie, że to już gdzieś było... Język w książce nie jest zbyt skomplikowany, należący raczej do tych prostszych. Po prostu niezbyt wygórowany, zresztą tak jak sam pomysł, który wydaje się być łudząco podobny do innych....

Podsumowując już moją recenzję – Bezcenny to książka raczej przeciętna, średnio zapadająca w pamięć... Fabuła książki niezbyt oryginalna, język dość prosty, a i akcja taka sobie... Uwikłanie i Domofon wypadły w moim odczuciu wyszły Zygmuntowi Miłoszewskiemu o wiele lepiej, przynajmniej moim zdaniem... Czy ją polecam? No można przeczytać, ale są o wiele lepsze książki tego autora i z tego rodzaju literackiego...