chciałabym złapać twój smutek w dwa palce
jak nitkę kiedy się na nią nawleka igłę – chciałabym szyć
i zżyć bym chciała tę bólu płachtę która jak namiot
pod żelaznym niebem wszelkiej konieczności
tak się rozdarła kategorycznie i wszem i wobec
mogłabym siedzieć obok na ławce zszywać to płótno
jak spraną chustę bladą jak twarz jak świt jak zaranie
patrzeć z ogrodu jak robisz stół prosty i twardy
stół tylko dla mnie - arenę świata
na której stoczą się wielkie bitwy i dziwowiska
i wszystko nowe i wszystko jasne pod starym słońcem
chciałabym umieć przeszyć na miejsce
jak serce guzik który właśnie odpada
przez jego dziurki widać i światło i mnie i ciebie
i noc co się skrajem ogrodu skrada