Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Mira. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Mira. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 12 kwietnia 2012

Osaczona - Tess Gerritsen


"Niewinni są zawsze pierwszymi ofiarami."


O mojej miłości do trillerów medycznych Gerritsen wie niemal każdy, jednak "Osaczona" to poniekąd romans. Oczywiście wątek kryminalny jest, ale jak Tess poradziła sobie w takiej powieści?

Richard Tremain został znaleziony w łóżku Mirandy Wood... martwy.
Chociaż kobieta utrzymuje, że nie było jej wtedy w domu, zostaje główną i jedyną podejrzaną.
Na dodatek Chase Tremain, brat zamordowanego chce by morderczyni znalazła się za kratkami.
I co na to wszystko żona zmarłego?
Po czasie okazuje się, że wiele osób miało motyw, dlatego Chase i Miranda poszukują winnego, na własną rękę.

Tess Gerritsen jeżeli chodzi o thrillery medyczne jest mistrzynią, ale tym razem stworzyła coś innego.
Nakreśliła obraz śledzctwa i poszukiwań winnego. Po kolei, lecz bardzo powoli odkrywała części układanki, ukazywała motywy różnych osób. Przez całą powieść ujawniała coraz nowsze rzeczy o Richardzie. W wątek kryminalny wplotła także romans. Był on trochę przewidywalny, czasami banalny, ale miał swój urok.
Świat morderstwa, wyrzutów sumienia i rozwijającej się miłości razem tworzy hsitorię, którą czytelnik śledzi z szeroko otwartymi oczyma i szybko bijącym sercem. Momentami sama byłam w wielkim szoku, bo pisarka pokazała, że zaskoczyć umie.
Fabuła mimo wątku z romansem, nie była przewidywalna, a finał wbija w fotel.

"Każdy z nas ma jakieś tajemnice."

Miranda Wood - kobieta o złamanym sercu, jednak na tyle silna żeby przerwać romans z żonatym mężczyzną. Oskarżona o morderstwo z zimną krwią, usilnie stara się udowodnić swoją niewinność. Osobiście bardzo się z nią zżyłam i myślę, że każda czytelniczka zauważy w niej coś z siebie. W życiu przecież każdy człowiek choć raz zostaje o coś, o najgłupszą rzecz oskarżony i jak się wtedy broni, skoro wszyscy są przeciwko niemu? Tak było i tutaj.
Z początku Chase Tremain - odrzucony przez rodzinę, jest pewien że  kochanka jego brata go zabiła. Z czasem, gdy bliżej poznaje kobietę zaczyna dostrzegać luki w śledztwie i postanawia sam dowiedzieć się prawdy.
Możemy poznać także zdradzoną żonę Evelyn, córkę Cassandre, która chciała przejąć firmę po ojcu i byłą kochankę Richarda, Jill.
Czy któreś z nich zabiło?

"Na szczęśliwe zakończenia trzeba sobie zapracować."

Tess Gerritsen pisze lekko, ale za to potrafi trzymać czytelnika w napięciu przez większą część hsitorii.
Jej styl zaczarował mnie już dawno i z każdą nową książką przekonuję się do niego bardziej.
Pisarka posiada także dużą wiedzę na temat tego co pisze, przez co wszystko dla czytelnika jest bardziej wiarygodne. Opowieść Mirandy poprowadziła w trzecioosobowej narracji skupiając się przy tym na portrecie psychologicznym bohaterki.

Okładka bardzo mi się podoba. Wprowadza nas w historię, która wydana jest w doprawdy ogromnej czcionce. Niby nie powinno mi to przeszkadzać, ale przez to książkę (zaledwie 300 stron) skończyłam w niepełne dwa dni. A chciałabym dłużej 'pomęczyć' się z lekturą "Osaczonej".

Jeżeli chodzi o zakończenie to podzielę je na dwie części. Wątek kryminalny i romans. Finał tego pierwszego zaskoczył mnie, a przy czytaniu go towarzyszyło mi wiele uczuć. Przerażenie, szok i zachwyt.
Za to finał wątku romansu tak jak przewidywałam znużył mnie. Nie byłam zaskoczona, skończyło się tak jak się tego spodziewałam.
Ocenę dzielę, więc na pół.

Tess Gerritsen na początku swojej kariery pisywała kryminały z romansem w tle, a w roku 1986 napisała pierwszy thriller medyczny, po którym jej kariera nabrała rozpędu. Osobiście jestem bardziej po stronie medycznych książek, ale z chęcią czytam wszystko co wyszło spod pióra pisarki. Jestem jej wielką fanką i moja przygoda z Tess nabiera tempa.

Przy podsumowaniu wspomnę o literówkach, które zdarzały się nie nagminnie, ale dość często. I chociaż wyłapuję takie błędy, to samo je dość często popełniam.
"Osaczona" była także za krótka! I to uważam za jej największą wadę. Po raz kolejny pisarka swoją powieścią zdobyła moje serce i dlatego polecam wszystkim. Może nie jest to książka genialna (jak chociażby inne powieści autorki), ale bardzo wciąga i trzyma w napięciu.
Bierzcie się za czytanie, a ja idę podziwiać ją na półce.

Za książkę serdecznie dziękuję

piątek, 6 kwietnia 2012

Siła trucizny - Maria V. Snyder


„To, co dla jednego jest pożywieniem, jest trucizną dla drugiego. Słońce, które orłowi pozwala widzieć, oślepia sowę.”

Yelena zostaje skazana za morderstwo. Gdy czeka w więziennej celi na swoją egzekucję nagle ta zostaje odroczona, a ona ląduje w gabinecie Valka, doradcy komendanta. Dziewczyna przezeń zostaje wybrana na testerkę żywności tegoż komendanta, w zamian za życie. Jednak jej nowa praca wcale nie okazuje się łatwa. Testowanie żywności wiąże się z otruciem trucizną, która mogłaby być w nim zawarta i chociaż Yelena uczy się rozpoznawać trucizny, to wcale nie jest proste. Na dodatek ściga ją generał Brazell, któremu zabiła jedynego syna, dodam do tego, że dziewczyna dowiaduje się o swej mocy i tym co jej grozi gdy to wyjdzie na jaw.

Od pierwszej strony dzieje się coś, co interesuje czytelnika. Zamknięta w celi kobieta, której odroczono wyrok i czytając zastanawiamy się: dlaczego? Przecież w Iksji prawo jest surowe – śmierć za śmierć.
Następnie autorka przez chwilę, tłumaczy i opisuje wygląd wszystkiego i zachowanie innych byśmy z każdym się zapoznali. Najciekawsze rzeczy jednak dodaje zdecydowanie później. Kolejna książka, w której spotkałam się z oryginalnym tematem. Bardzo mnie to cieszy i szczerze mogą przeznać, że „Siła trucizny” nie jest schematyczna, a wręcz przeciwnie bo zaskakuje. Świat przedstawiony przez Marie V. Snyder jest brutalny i pełen praw, które utrudniają życie bohaterce.
Ikcja to kraina, w której niewielu z nas chciałoby żyć, ale czytając o niej byłam zafascynowana.
Spodziewałam się również, że pisarka przedstawi mi politykę magii i pokaże wiele magicznych mocy, poznam dużo czarodziejów, a dostałam niestety tylko namiastkę tego wszystkiego. Jednak „Siła trucizny” jest pierwszą częścią trylogii, dlatego dam szansę pani Snyder się wykazać.
W powieści bywały momenty, przy których moje serce zamierało, a oddech przyspieszał, jednak jak na historię z takim potencjałem było ich niewiele.
Na szczęście akcji nie zabrakło i z ciekawością przewracałam kolejne strony.

Yelena przedstawiona jest jako bohaterka silna, walcząca, ale potrafiąca wzbudzić współczucie. Wiele przeżyła, pomimo tego dała sobie radę, nie użalając się nad sobą, a na dodatek martwiąc o innych. Przez to wzbudziła moją ogromną sympatię.
Valek jako jej nowy szef, niebezpieczny, człowiek, któremu nie można ufać (przynajmniej na początku), zadziorny, ale opiekuńczy i czasami żartobliwy. Później przekonałam się, że i jego w życiu spotkało wiele nieszczęścia. Jest to postać, która mi od początku zaimponowała i do której poczułam coś głębszego.
Oprócz tej dwójki poznałam także służbę komendanta i Valka czy idącego zawsze z pomocą kucharza. Z początku tak jak Yelena byłam podejrzliwa co do wszystkich, po jakimś czasie niektórzy zdobyli moje i jej zaufanie (byli bardzo przekonujący) co zgubiło nas obie.
Bohaterów mamy różnych. Od szczerych, do zadufanych w sobie, szpiegujących i kłamliwych.
Sama bardzo polubiłam Yelene i Valka, z czasem także poczułam nić sympatii do komendanta (jego historia doprawdy mnie zszokowała).

Maria Snyder ma lekkość pióra, prowadzi ciekawe dialogi jednak niezbyt skomplikowane i zrozumiałe dla każdego. Zdarzało się, że chciała ‘przedobrzyć’ i marnie przedłużała zdanie, na szczęście były to jakieś pojedyńcze błędy. Styl jej bardzo przypadł mi do gustu, nawet nie zauważyłam kiedy powieść dobiegła końca.

Na niemalże sam koniec wspomnę o romansie, który w „Sile trucizny” się pojawił. Nie jest to wątek główny, czasem niedostrzegalny co mi się bardzo spodobało.
Ostatnią rzeczą jest zakończenie.
Oczywiście jestem niepocieszona i doprawdy jako, że to pierwsza część spodziewałam się więcej tragizmu. Na szczęście jednak finał nie był całkiem pozytywny i nutka tragizmu się tam dostała. Nie spodobało mi się w nim to, że przez całą powieść pewna sytuacja rozwijała się bardzo powoli, a potem nagle wybuchła (chociaż to moje czepianie, bo pisarka kiedyś musiała to rozwiązać). Z pewnością także kolejne części będą przez to bardziej interesujące.

Wpadająca w oko okładka jest kolejną zachęcającą rzeczą by sięgnąć po książkę. Stonowane, przeważające ciemne kolory ładnie się komponują na obrazku.
Książka podzielona na trzydzieści dwa rozdziały, o dosyć dużej czcionce dzięki której wygodnie się czyta i prawie 400 stronach (które pochłonęłam bardzo szybko) jest warta kupienia i przeczytania.

Cieszę się, że miałam możliwość przeczytania pierwszej części trylogii Twierdzy Magów i z pewnością sięgnę po kolejne. Lekkie pióro pisarki, wyobraźnia i ciekawy pomysł, w którym wykorzystano potencjał to jedne z wielu zachęcających rzeczy by przeczytać historię Yeleny. Kilka błędów, o których można zapomnieć zmusza mnie do polecenia książki.
Ja za to czekam na cześć drugą noszącą tytuł: „Dotyk magii”.

Za książkę serdecznie dziękuję

wtorek, 3 kwietnia 2012

Maskarada - Penny Jordan


„Za maską niepewności”


Christy Marsden po latach pracy u Davida Galvina, rzuca ją i wraca w rodzinne strony, by zaopiekować się chorą matką. Nie spodziewa się jednak, że lekarzem jej mamy jest Dominic Savage, młodzieńcza miłość, przez którą została upokorzona. Kobieta dalej boleśnie wspomina okres młodości, ale Dominic zachowuje się jakby niczego nie pamiętał. Częste spotkania rozbudzają w Christy dawne uczucia, tylko jak zachowuje się jej ukochany?

W życiu niewiele zdarzyło mi się czytać romansów. Jednak zachęcona ciekawym tytułem, sięgnęłam po powieść Penny Jordan. Jak zakończyło się moje pierwsze spotkanie z pisarką?
Finał jest niemalże znany od samego początku, jak to w romansach bywa. I choć zawsze zakończenie jest dla mnie jednym z wazniejszych elementów, tu nie stanowiło problemu. Autorka napisała romans w pełni tego słowa znaczeniu. Nakreśliła obraz samotnej, poniżonej kobiety zmagającej się z uczuciami. Fabuła czasami doprowadzała mnie do śmiechu. Bohaterka potrafiła obrazić się przez głupotę co wywoływału u mnie salwy śmiechu. Czy jednak w życiu tak nie jest, że my kobiety umiemy o jedną, głupią rzecz nie odzywać się do nikogo?
Zaobserwowałam także jak ważną rolę w powieści pełnił Dominic. Jego imię występowało przynajmniej raz na karcie książki. Doprowadzało mnie to do obłędu i z początku miałam ochotę rzucić „Maskaradą” o ścianę. Po paru stronach przekonałam się jednak i zaczęłam lubić banalny, ale jakże realny świat przedstawiony przez autorkę. Myślę, że pokazała mi jakimi głupcami potrafią być ludzie i z początku nie umiałam tego zaakceptować.

„Jego rozpalone wargi zdławiły jej cichy jęk udręki.”

Bohaterów już przybliżyłam.
Na początku za minus uznałam upartą, głupiutką Christy, lecz z czasem zaczęłam ją szczerze lubić. Nie chciała iść do łóżka z przypadkowym mężczyzną, mimo wielu namów, przez co mi zaimponowała. Bywały także takie momenty, kiedy pokazywała różki i zaczynała walczyć (a nie tylko płakać jaka ona smutna, żałosna i bezsilna).
Dominic był za to dla mnie typowym facetem. Rozumiem, że wydarzenia z przeszłości mogły z czasem nie mieć dla niego znaczenia, ale powinien dostrzec uczucia Christy (chociaż ona mu tego nie ułatwiała). Nie jest to postać, która zdobyła moje serce, ani nawet moją sympatię. Mimo to, nie był złym człowiekiem.
Kolejne drugoplanowe role jakoś nie zapadły mi w pamięć. Pamietam dość dobrze, wredną, zazdrosną Amandę, która za wszelką cenę próbowała zdobyć Dominica, ale i ona jakoś szczególnie mi się nie spodobała.
Doszłam do wniosku, że romanse nie służą dogłębnemu, analizowaniu bohaterów.

Służąca narracja trzecioosobowa wybawiła mnie od ciągłego lamentu głównej bohaterki. Co do stylu pisarki, języka i dialogów musze przyznać, że były proste. Kilka interesujących zdań, nie zanudzających cztelnika przydługimi opisami, nie mogę uznać za minus.
Powieść czytało mi się nadzwyczajnie dobrze. Penny Jordan momentami wywoływała uśmiech na mojej twarzy, czasami wzbudzała także głębsze uczucia (co niestety nie zdarzało się często).
Wiem, że nie jest to pisarki jedyna powieść i chociaż to moje pierwsze spotkanie z nią, to uznaje je za udane.

Mimo banalności i przewidywalności fabuły to przy „Maskaradzie” bawiłam się dobrze, a i niedociągnięcia mi jakoś specjalnie nie przeszkadzały.
Krótka kieszonka niemal książeczka, o dosyć dużej czcionce, w moich rękach spędziła jedno niedzielne popołudnie.
Jestem na tak kolejnym romansom i jestem na duże tak kolejnym książkom Penny jordan. Swoją prostotą mnie urzekła.
Polecam szczególnie do odstresowania czy chęci spędzenia miłego dnia.

Za książkę serdecznie dziękuję

niedziela, 8 stycznia 2012

Obudzić szczęście - Susan Wiggs

 "Człowieka można zniszczyć, ale nie pokonać."

Kto z was został zdradzony? Czy wybaczyliście? A może sami zdradziliście? Jak to przyjął wasz ukochany/ukochana? Czy ktoś kto zdradził ma poczucie winy? Może wtedy czuje się wyzwolony?

Sarah Moon szczęśliwa żona, autorka komiksów. Jack Daly, budowlaniec, przeżył okropną chorobę - raka. Małżeństwo doskonałe, przeżyli najgorsze, starają się o dziecko, są rzekłabym szczęśliwi. Czy na pewno? Pewnego deszczowego dnia, poznajemy prawdę o ich życiu. Jack to tak naprawdę zapatrzony w siebie egoista, na dodatek zdradza żonę. Sarah okazała się naiwną, skrytą kobietą, która po zdradzie najpierw się załamuje, a potem zyskuje siły. Wyjeżdża więc, z zimnego Chicago i wraca do rodzinnego miasteczka w Kalifornii.
Zaczyna na nowo odbudowywać więzi rodzinne, znajduje nowych przyjaciół, adoptuje pieska. Staje się inną, silną kobietą, doświadczoną przez los, szczerą i próbującą zakończyć związek z mężem. I gdy wszystko zaczyna jej się układać dowiaduje się, że jest z nim  w ciąży.

Wyjątkowo nie dodawałam opisu od Wydawcy, ponieważ znajduje się w nim za dużo faktów, które w książce występują zdecydowanie później. Dlatego, gdy ja go przeczytałam, właściwie znałam większą część treści.
Nie podoba mi się także okładka. Jak w "Dotknąć Prawdy" prostota mnie zachwyciła, tak tutaj jest za prosto i za kolorowo. Okładka może pasować do tytułu, jednak po skończeniu książki w mojej głowie narodziła się wizja innej.
Wydanie w twardej oprawie jest bardzo wygodne podczas czytania, książka później nie jest pogięta i wygląda ładnie na półce.
Czcionka jest dosyć duża i również miło się ją czyta. Chciałabym jeszcze wspomnieć o umieszczonych przed każdą częścią książki, komiksach, które dodają humoru historii.

Narracja jest pierwszoosobowa. Prowadzą ją główna bohaterka, Sarah, Will Bonner - dawny znajomy i jego córka Aurora.
Poznajemy nurtujące ich pytania, możemy zobaczyć jaki maja stosunek do pewnych spraw i jak wszystko wygląda z ich punktu widzenia. Jest to zdecydowanie na plus, ho historia nie jest prowadzona ciągiem: zostałam zdradzona, życie zaczyna mi się układać, jestem w ciąży, lecz między tym są niepokojące fragmenty z życia Willa, wielka tajemnica ukrywana przed jego córką i niebezpieczny zawód.

Jeżeli chodzi o bohaterów to po części ich opisałam.
Jack - egoista, mimo, że to on zawinił w małżeństwie, zdradził żonę, to za wszystko obwinia Sarah, twierdzi, że jej dążenie do poczęcia dziecka popsuło ich związek.
Sarah - potulna, zawsze uległa Jackowi, gdy dowiaduje się o zdradzie postanawia wyjechać z Chicago do rodziny, na początku była bohaterką użalającą się nad sobą, jednak po jakimś czasie zrozumiała, że musi żyć dalej. Najpierw przygarnęła psa z ulicy, potem poznała młodą Aurorę, z którą się zaprzyjaźniła, następnie przyjaźń narodziła się między nią, a Willem. Gdy dowiedziała się o ciąży, stała się jeszcze silniejsza, bo robiła wszystko dla dziecka.
Will - strażak, kochający swoją adoptowaną córkę, bez żony i własnych dzieci, kiedyś w liceum najprzystojniejszy chłopak,  który dręczył Sarah, po kilkunastu latach, jednak rozumiejąc jaki był głupi w młodości zaprzyjaźnia się z nią.
Aurora - młoda trzynastolatka, której ojciec jest starszy tylko o czternaście lat, tak samo jak matka, która ich zostawiła i wyjechała do Las Vegas. Dziewczynka próbuje każdego dnia dowiedzieć się czegoś o matce, chce by ktoś zapewnił ją, że matka do nich wróci i będą szczęśliwi. Nie akceptuje żadnej partnerki Willa, bo wie, że wtedy jej mama już by nie mogła z nimi być.

Fabuła jest dosyć przewidywalna. Dużo dowiadujemy się z opisu wydawcy, jednak i tak wielu rzeczy możemy domyślić się sami.
Pomysł jest dobry, realny i prawdziwy. Pokazuje zdradzoną kobietę, która po sześciu latach związku w małżeństwie, musi zacząć sobie radzić sama. Jest to problem, który występuje w życiu wielu osób, a książka może być wtedy pomocą, że trzeba walczyć i się nie poddawać. Pokazuje, że szczęście może narodzić się na nowo, trzeba jednak w to mocno wierzyć i nie siedzieć na fotelu i płakać.

Styl pisarki jest bardzo prosty. Pisze ona językiem, który każdy zrozumie, w którym nie występują jakieś głębsze przemyślenia. Autorka po niektórych rozdziałach zostawia pytanie co dalej i przechodzi do postaci innego bohatera. Jest to bardzo dobry pomysł, by czytelnik nie znudził się jak już pisałam ciągiem wydarzeń i czekał na kolejne wydarzenie. Najpierw stawia przed nami naiwną bohaterkę użalającą się na sobą, a potem robi z niej osobę silną, niezwyciężoną niemal. Przedstawia Sarah jako uczuciową, lecz starającą się powstrzymać przed uczuciami. Świat przez nią wykreowany to świat, w którym każdy człowiek, po tragedii chciałby żyć. Postanawia z okropnej historii, stworzyc opowieść piękną i radosną.

Jak zaczęłam czytać "Obudzić szczęście" byłam zachęcona opisem i recenzjami. Spodziewałam się poruszającej historii, przy której wyleje mnóstwo łez. Otrzymałam jednak, prostą, ciekawą i miłą książkę na parę popołudni. Nie zostałam wzruszona ani razu, co uważam za wielki minus, ponieważ każda opowieść powinna poruszać w nas takie emocje. Jednak zamiast łez dostałam dużo uśmiechu i radości płynącej z książki. Po przebrnięciu przez początek, książka szła mi bardzo szybko. Jednego dnia przeczytałam 20 stron, drugiego zaś 200. Zależało to od fragmentów, na których kończyłam. Wystarczyła jedna nudna linijka i porzucałam książkę, jednak mobilizując się czytałam dalej. Jak skończyłam byłam bardzo zadowolona, że mogłam ją przeczytać. Historia Sarah, pokazała, że w życiu trzeba mieć nadzieję, a wtedy wszystko się ułoży.
Nie uważam książki za ambitną powieść, którą można uznać za "rewelacyjną", jednak mimo kilku gorszych fragmentów, podobała mi się i spędziłam z nią dużo miłego czasu.

Polecam przede wszystkim ludziom, którzy wątpią, że coś się może ułożyć, tym którzy szukają szczęścia i radości, ale również tym, którym życie się układa i chcieliby sięgnąć po relaksującą historię.


Za książkę serdecznie dziękuję Wydawnictwu:

piątek, 30 grudnia 2011

Dotknąć prawdy - Antoinette van Heugten

"Bezlitosne Życie"

"Max Parkman –  autystyczny, rozchwiany emocjonalnie geniusz – w oczach swojej matki zawsze był idealny. Wszystko się zmienia, gdy zostaje oskarżony o morderstwo…
Nowojorska prawniczka, Danielle Parkman, zdaje sobie sprawę, że stan jej  nastoletniego syna pogarsza się – chłopak staje się coraz bardziej agresywny i sięga po narkotyki. Kobieta jednak nie chce zaakceptować diagnozy lekarzy ze szpitala psychiatrycznego. Nie wierzy, że Max może być niebezpieczny.
Do czasu, gdy znajduje zakrwawionego i zamroczonego syna tuż obok brutalnie zamordowanego pacjenta…
Uwięziona w świecie wątpliwości i strachu, uparcie wierzy, że jej syn jest niewinny. Ale może ona też straciła kontakt z rzeczywistością? Może Max naprawdę jest zabójcą?
Danielle postanawia odkryć prawdę niezależenie od tego, jaka ona jest. Uwikłana w niebezpieczną grę, zrobi wszystko, by znaleźć prawdziwego mordercę i uchronić syna przed zniszczeniem przez system, który chętnie uznałby go za winnego…"

Która matka nie zrobiłaby wszystkiego by uratować swoje dziecko? Która matka nie obdarza swojego dziecka zaufaniem? Czy dobra matka skrzywdziłaby swoje dziecko?!

Historia zaczyna się w poczekalni doktora - psychiatry, gdzie Danielle Parkman nowojorska prawniczka wraz z przyjaciółką Georgią czekają na wizytę. Dokładniej chodzi o syna prawniczki, Maxa Parkmana, autystycznego chłopca, który w swoim dzienniku pisał, że chciał popełnić samobójstwo. Pewnego dnia również zaatakował matkę drapiąc ją po rękach, na których potem powstały blizny. Mimo to Danielle zawsze uważała, że jej syn nie stanowi dla nikogo zagrożenia.
Jako, że Doktor nie potrafił pomóc dziecku, Danielle z synem udaje się do szpitala psychiatrycznego Maitland.
Psychiatrzy pracujący w tym szpitalu przepisują Maxowi nowe lekarstwa, a parę dni potem diagnozują, że jest on bardzo agresywny, oraz wykrywają występujące u niego objawy urojeń paranoidalnych i psychozy. Matka nie potrafi w to uwierzyć, bo znając swojego syna, wie, że wcale nie jest 'wariatem'. Dziwi ją również, że może odwiedzać Maxa tylko rano i w południe i to na krótko. Pewnego razu, otrzymawszy od swojej nowo poznanej przyjaciółki Marienne, matki Jonasa, chłopca który również jest leczony w tym szpitalu, hasło dostępu do komputera w Maitland, wkrada się do dokumentacji na temat leczenia syna. Okazuje się, że wiele faktów, lekarze przed nią ukrywają oraz, że na noc odurzają chłopca jakimiś środkami i przywiązują go do łózka.
Nie kryjąc oburzenia wściekła spotyka się z pracownikami szpitala i obrzuca ich błotem, przez co ma czasowy zakaz kontaktu z synem. Jednak nie wytrzymując pewnego południa, wchodzi do szpitala, w celu odwiedzenia go. Poszukując go po szpitalnych salach, w jednej dostrzega coś niepokojącego, gdy tam wchodzi, okazuje się, ze syn jej przyjaciółki Jonas, leży w kałuży krwi. Gdy chce przycisnąć guzik wzywający pielęgniarkę dostrzega kogoś pod ściana, całego z krwi i grzebieniem w ręce. Poznając, ze postać to jej syn, chowa dowód zbrodni (grzebień), zdejmuje ubranie Maxa, które również chowa i próbuje z nim uciec, jednak w tym właśnie momencie otwierają się drzwi, w których staje przerażona pielęgniarka, siostra Kreng.
Danielle więc zostaje oskarżona o próbę zatajenia dowodów, a jej syn zostaje oskarżony o morderstwo. Gdy prawniczka wychodzi za kaucją, by udowodnić, że Max nie jest zabójcą, zaczyna robić rzeczy, których w innym wypadku by nie robiła i kilkakrotnie łamie prawo.

Od momentu gdy książka trafiła w moje dłonie zachwyciła mnie okładką. Jest na niej prosty obrazek, jednak bardzo chwyta za serce. Bez przepychu i nadmiernych fragmencików stanowiących tło.

Ostatnio każda powieść, którą dane mi było przeczytać miała dużo pozytywnych recenzji i zachwalających opinii, jednak niemalże za każdym razem byłam zawiedziona i potrafiłam się przyczepić do najmniejszego szczegółu, gdyż moje oczekiwania nie zostały spełnione. Bałam się, że "Dotknąć prawdy" to kolejna historia, która chociaż opisana jako 'wzruszająca', wcale nie wzrusza. Biorąc ją w dłonie, byłam pewna, że mnie nie poruszy tylko poczytam sobie, jaka to matka była głupia, że nie potrafiła skleić faktów. A zakończenie już miałam całe ustalone! Jakież moje szczęście, że mogłam przeczytać te książkę! Jest to jeden z najlepszych debiutów 2011 roku!
"Dotknąć prawdy" jest nie tylko lekturą, która wzrusza, ale również pokazuje oblicze człowieka i wiele wyrządzonych krzywd innym ludziom przez czyjeś zachowanie. Nie jest też, to wcale powieść lekka. Nie raz zostałam zaskoczona brutalnymi opisami autorki, ale przy takich właśnie opisach się wzruszyłam!
Świat nie jest pokazany jako ten 'dobry i sprawiedliwy', tylko 'zły i okrutny'.

"[...] Kolejnym wyzwaniem były samookaleczenia. Wyuczyłam go, żeby uderzał się w twarz, ilekroć powiem "nie" albo "zły". Potem zawsze obsypywałam go pochwałami i mocno obejmowałam. (Jest rzeczą bardzo istotną, żeby nawiązywać z dziećmi pozytywne relacje). W wieku sześciu lat pojmował już, że wolno mu użyć każdego sposobu, jakiego zechce, aby się ukarać, a wtedy ja z kolei okażę mu mnóstwo czułości."
To tylko jeden z fragmentów, w których opisane jest bestialskie zachowanie człowieka.

Coś co mnie najbardziej zainteresowało to opis pracy prawniczej, jak i rozprawa sądowa. Ciekawiło mnie jak to wygląda, jak przygotowywane jest postępowanie karne i na czym bazują prokurator i obrońca. W książce dostałam wszystko co chciałam.

Dziwi mnie fakt, że Pani Antoinette van Heugten jest debiutującą pisarką, bo nie tylko wykonała kawał dobrej roboty wymyślając cała fabułę, ale również przelewając ją na papier. Bohaterów za to stworzyła wyjątkowych, pozostających w umyśle czytelnika.
Danielle, Max, Georgia jak i obrońca Tony i detektyw Doaks, Marienne z Jonasem, to postacie do których nie mam żadnych 'ale'. Są dopracowani i każdy jest inny. Nie ma również jakiegoś schematu, po którym zachowanie któregokolwiek z nich byłoby przewidywalne.

Grzechem byłoby nie wspomnieć o zakończeniu nie tylko powieści, ale również rozprawy w sądzie. Opisy i film, które zostały tam zaprezentowane jako dowody wzbudziły we mnie bardzo silne emocje. Miałam ochotę płakać i krzyczeć. To co zostało opisane na końcu z pewnością nie jest dla osób o słabszych nerwach. Jeżeli zaś chodzi o sam proces zakończenia powieści to był niesamowity zwrot akcji i po przeczytaniu pozostaje chęć by poznać dalsze ciąg historii.

Jeżeli miałabym ocenić książkę jednym wyrazem to napisałabym: rewelacyjna! Perełka wśród ostatnio wydanych powieści, zaskakuje fabułą, rozwinięciem akcji i zakończeniem. Jak zostanie wydana kolejna książka tej autorki to z pewnością się na nią rzucę. Oczywiście  liczę, że Antoinette napisze coś jeszcze.
Polecam wszystkim bez wyjątku, każdemu kto chce przeczytać coś innego, lepszego niż większość wydawanych teraz książek.

Z czym kojarzy mi się ta książka?
Z powieścią "Karuzela uczuć", szczególnie chyba przez rozprawę w sądzie.

Za książkę serdecznie dziękuję Wydawnictwu
______________________________________________

 Jeżeli chodzi o obiecany stosik, to dodam go nieco później, bo na parę przesyłek jeszcze czekam. :)

Szampańskiej zabawy!
Chciałabym również życzyć wszystkim udanego, wystrzałowego Sylwestra i Szczęśliwego Nowego Roku, by w 2012, towarzyszyło nam jeszcze więcej ciekawych książek!