Przetrzepując dysk ostatnimi dniami znalazłam jeszcze jedną zdobycz ze stajni H&M. Kupiłam ten lakier impulsywnie. Przyszejdłem-zobaczyłem-opłaciłem-do szuflady włożyłem. I tak sobie leżał, za każdym razem odsuwany dalej w kolejce, bo w między czasie pojawiły się ciekawsze, ładniejsze, nowsze (niepotrzebne skreślić).
Urban Spirit okazał się jednak baaardzo zacnym lakierem na codzień. Nie jest oczobójny, nadaje się do pracy, i jest naprawdę bardzo ciekawy. Trochę niebieski, bardziej jasno fioletowy... Chyba próbuje trochę być holograficzny, ale nie do konca mu to wychodzi. W słońcu mieni się kolorami, ale efekt jest naprawdę delikatny, nie oślepia. Za to jego trwałośc jest po prostu fenomenalna. Na zdjęciu mam dwie warstwy położone na bazę i utwardzone topem. Zdjęcie robione w piatym dniu noszenia lakieru. Widoczny odrost, lekko starte końcówki i mały odprysk na wskazującym - wybaczam. Lakier ideał na tygodniowy maraton w pracy.
Zdjęcie w pełnym słońcu, aparat zwariował od drobinek i w rzeczywistości nie pokazal nic. Mimo tego dobrze widac na nim jego szarofioletowoniebieski charakter.
Myślałam, że będzie on za bardzo podobny do Skyscraper lub Crystal, ale na szczęście są to zupełnie inne bajki.
Do nabycia w H&M.
Urban Spirit okazał się jednak baaardzo zacnym lakierem na codzień. Nie jest oczobójny, nadaje się do pracy, i jest naprawdę bardzo ciekawy. Trochę niebieski, bardziej jasno fioletowy... Chyba próbuje trochę być holograficzny, ale nie do konca mu to wychodzi. W słońcu mieni się kolorami, ale efekt jest naprawdę delikatny, nie oślepia. Za to jego trwałośc jest po prostu fenomenalna. Na zdjęciu mam dwie warstwy położone na bazę i utwardzone topem. Zdjęcie robione w piatym dniu noszenia lakieru. Widoczny odrost, lekko starte końcówki i mały odprysk na wskazującym - wybaczam. Lakier ideał na tygodniowy maraton w pracy.
Zdjęcie w pełnym słońcu, aparat zwariował od drobinek i w rzeczywistości nie pokazal nic. Mimo tego dobrze widac na nim jego szarofioletowoniebieski charakter.
Myślałam, że będzie on za bardzo podobny do Skyscraper lub Crystal, ale na szczęście są to zupełnie inne bajki.
Do nabycia w H&M.
Pakuję walizki na wakacje. Za trzy dni wyczekany urlop. Myślami jestem już nad adriatykiem, spaceruję z Młodym brzegiem morza, fale obmywają mi stopy i piję zimne piwo z wielkich kufli.
Nail Him będzie towarzyszył mi w tym roku. Kolor, który czekał cierpliwie na wakacyjne wojaże. Piękny, soczysty błękit. W rzeczywistości nie tak jaskrawy jak na zdjęciach. Kryje już po jednej grubej warstwie, ja jednak stawiam na dwie cienkie. Przy pomocy topa wysycha w kilka chwil i trzyma się paznokci zawzięcie przez kilka dni.
Zdjęcia robione w pełnym słońcu. Baza, dwie warstwy lakieru i top.
Nail Him będzie towarzyszył mi w tym roku. Kolor, który czekał cierpliwie na wakacyjne wojaże. Piękny, soczysty błękit. W rzeczywistości nie tak jaskrawy jak na zdjęciach. Kryje już po jednej grubej warstwie, ja jednak stawiam na dwie cienkie. Przy pomocy topa wysycha w kilka chwil i trzyma się paznokci zawzięcie przez kilka dni.
Zdjęcia robione w pełnym słońcu. Baza, dwie warstwy lakieru i top.
Kiedy przychodzi lato - przynajmniej to kalendarzowe - niesie w koszyku moje ukochane, prawdziwe pomidory. Uwielbiam świeże pomidory o każdej porze roku, ze smutkiem zajadam się wyrobami pomidoropodobnymi w lutym i czekam na pomidory czerwcowe. Pomidory ze szczypiorkiem, z cebulką, z sałatą, z twarożkiem, w jajecznicy i na omlecie, zupa pomidorowa i sos pomidorowy do spaghetti. No i pomidory połączone z serem mozarella, oliwą z oliwek i bazylią. Mmmm, czujecie zapach bazylii unoszący się w kuchni?
Nie jest to przepisowa bruschetta, ale moja wariacja w oparciu o oryginalny przepis, megaszybka wersja na lenia. Wykonanie banalnie proste: świeże bagietki przecinam na pół. Każdą połowę smaruję dobrą gatunkowo oliwą z oliwek i solę. Nastepnie układam na bagietkach grube plastry świeżej mozarelli. Na to grubo pokrojone plastry pomidorów i znów lekko opruszam solą. Wszystko obsypuję świeżą bazylią.
Do bruschetty pasuje schłodzone białe wino, doborowe towarzystwo i dobry film. Najlepiej przy błogiej świadomości, że jest sobotni wieczór, a w niedzielę można wylegiwać się w łóżku i ładować akumulatory na nadchodzący tydzień.
Dwa dni temu pomyślałam, że warto skończyć prace archiwalne na blogu i przenieść ten nieszczęsny rok 2009 zanim zaginie w onetowych czeluściach.
Podświadomie chyba zwlekałam. Najczarniejszy rok mojego życia. Najwięcej bólu, smutku, samotności, strachu, braku pieniędzy, samotności, samotności, i jeszcze trochę strachu. Czytając te kilka wpisów z tamtego okresu miałam wrażenie, że ktoś kiedyś wbił mi nóż w brzuch a teraz przypomniał sobie o tym i beztrosko nim tam gmera. Całe popołudnie nie mogłam sie pozbierać z tego uczucia beznadziei i pustki i smutku.
Rozpad małżeństwa to nie opowiastka z kolorowego pisemka o zyciu gwiazd w hollyułudzie, nie ważne czy dzieje sie to po roku, dwóch latach czy trzydziestu latach wspólnego pożycia. Boli tak samo. To co innego niż rozpad związku - małżeństwo to gwarancja. Że nie opuszczę Cię aż do smierci. I będę przy Tobie. I nie zawiodę Cie gdy będziesz mnie potrzebować. Wydawało mi się kiedyś, że to tylko papier, jednak z papierem dostaje sie w promocji cały pakiet nowych oczekiwań.
Czasami wracają do mnie te chwile. Potęga zgnębionego umysłu jest niesamowita - potrafi wszystko pieknie zatuszować, przykryć pierzyną dobrych wspomnień, narysować sztuczne tęcze nad dolinami smutku. I nagle jakaś sytuacja, drobiazg, wyciąga wspomnienie schowane w bezpiecznym odcinku zwoju mózgowego - prawie, jakbym oglądała krótką scenę w filmie lub kolaż zdjęć robionych w odstępach sekund.
Przeszłość jest jak oswojony wąż boa. Niby odchowany, karmiony i w swój gadzi sposób przywiązany. Ale nigdy nie ma gwarancji, że pewnego dnia nie owinie się po prostu wokół szyji i nie będzie próbował pożreć człowieka w całości.
Nasze norweskie "lato". Niefortunna wyprawa w góry dwa dni temu. 10 st.C, mgła, zimny wiatr. Piękny, surowy krajobraz który od pierwszego kroku na norweskiej ziemi zdobył moje cyniczne serce.
Gdzieś w oddali, za mgłą, nasza mieścina.
Na szczycie stosy z kamieni, ułożone przez tych, którzy dotarli tutaj przed nami. Z gęstej mgły mozna było kręcić watę cukrową.
Wiem, nieraz już wspominałam jak szczęśliwa jestem mogąc mieszkać w kraju, gdzie góry kończą się w morzu. Krajobrazowo jest tutaj wszystko, co mogłam sobie wymarzyć i o czym opowiadała mi Mama, kiedy byłam jeszcze bardzo małą dziewczynką. Wtedy nie wierzyłam, że takie krainy istnieją naprawdę.
Gdzieś w oddali, za mgłą, nasza mieścina.
Na szczycie stosy z kamieni, ułożone przez tych, którzy dotarli tutaj przed nami. Z gęstej mgły mozna było kręcić watę cukrową.
Wiem, nieraz już wspominałam jak szczęśliwa jestem mogąc mieszkać w kraju, gdzie góry kończą się w morzu. Krajobrazowo jest tutaj wszystko, co mogłam sobie wymarzyć i o czym opowiadała mi Mama, kiedy byłam jeszcze bardzo małą dziewczynką. Wtedy nie wierzyłam, że takie krainy istnieją naprawdę.
... czyli kolejny odcinek mojej skórkowej odysei. Wróćmy do czasów, zanim odkryłam mojego skórkowego świętego Graala, o którym pisałam TUTAJ.
Zanim nadszedł ten dzień, karmiłam moje wiecznie spragnione skórki dwoma preparatami. Dzisiaj przedstawię je bliżej.
Pierwszy preparat to olejek domowej roboty.
Skład banalny:
Skład banalny:
- olej rycynowy
- oliwa z oliwek
- opcjonalnie - olej arganowy
Nacierałam tym skórki codziennie, dokładnie masując przez chwilę każdy paznokieć. Kiedyś takie zalecenia bawiły mnie i irytowały ("ta jasne, kto ma czas masować każdy paznokieć") ale stałam się prawdziwym terminatorem pielęgnacji skóry wokół paznokci. Tak, na stare lata odbija człowiekowi na różne sposoby.
Tak wygląda mój super ekskluzywny olej do pielęgnacji paznokci. Bardzo fajnie nawilża, zmiękcza skórki. Nawilża również paznokcie. Do lanoliny mu daleko, ale ale.. Stosuję go również pod lanolinę. Jako, że lanolina jest ciężka mam nadzieję, że olej przyspawany do paznokcia lanoliną zrobi mu lepiej. Czy działa lepiej - nie wiem. Na pewno takie eksperymenty nie przynoszą szkody.
Drugi preparat, który stosuję to balsam do ust Carmex. Ten w słoiczku, wersja klasyczna. Jest to mój niezbędnik, używany najczęściej w pracy.O mammmo (jak powiedziałby Johnny Bravo), co ten balsam robi z ustami! Są miękkie, nawilżone, pełne i aż chce się je całować. Całowałabym się sama z sobą, gdyby było to możliwe. Ma w składzie między innymi kwas salicylowy i lanolinę więc wykombinowałam sobie, że na skórki wokół paznokci też będzie działać. Nie pomyliłam się, z powodzeniem zdał u mnie egzamin, choć oczywiście nie przynosi tak spektakularnych efektów jak lanolina. Jednak jest treściwszy niż zwykły krem do rąk, nawilża i przynosi ulgę wokółpaznokciowym przesuszom.
Na koniec bonus w postaci patentu pielęgnacyjnego. Że lakierohiliczki myją naczynia w rękawiczkach, to jasne. Ja nie wyobrażam sobie myć naczyń inaczej. Tłuszcz z jedzenia wchodzący pod paznokcie - bleee. Płyn do rąk i detergenty niszczące dłonie - po co? Można dostać naprawdę fajne gumowe rękawiczki, dopasowane rozmiarem nawet do hrabiowskiej rączki w rozmiarze XS (wiem, co mówię ;). Z powłoką, dzięki której naczynia nie wyślizgują się z rąk.
SPA dla dłoni podczas mycia naczyń:
Smarujemy ręce grubą warstwą treściwego kremu, skórki nacieramy tym, co mamy pod ręką lub poświęcamy im trochę więcej uwagi nacierając ręce kremem, ręce w gumowe rekawiczki i myjemy naczynia/podłogę czy co tam mamy aktualnie do wymycia w bardzo ciepłej wodzie. Przyjemne z pożytecznym, dłonie naprawdę są wdzięczne za takie rozpieszczanie.
A czy Wy macie swoje sprawdzone preparaty na suche skórki wokół paznokci lub patenty pelęgnujące dłonie? Podzielcie się! :)
Ostatnio często zmieniam kolor paznokci. To taki barometr moich uczuć. Jak jest dobrze noszę mani do zdarcia. Jak jest źle, a w głowie natłok myśli - zmieniam kolor co wieczór. Pozwala mi to na chwile oderwać się od smutków i problemów, skupić się na czymś innym, oczyścić głowę ze złych emocji. To czas dla mnie, w ciszy, skupieniu i samotności. W ostateczności mogłabym np. złapać siekiere i porozwalać ściany w domu, albo np. zbić wszystkie talerze. Póki co wybieram malowanie paznokci.
OPI DS Temptation to brokat w żelkowej, fioletowoniebieskiej bazie. Przeważają w nim tony niebieskiego i fioletu, czasem błyśnie coś w stylu wrzosu. Nie jestem mistrzem w opisywaniu kolorów, dlatego najczęściej się tego zadania nie podejmuję. Kryje w pełni po czterech warstwach, ale jest bardzo nietrwały i szybko zaczyna odpryskiwać z paznokci. Ja położyłam go na Beauty Bandit z H&M, wystarczyły dwie warstwy. Na lakierze bazowym jest w stanie wytrzymać trochę dłużej.
Zdjęcia robione w naturalnym świetle. Nie, nie mam marchewkowych rąk. Nadal są sinokoperkowe i czekają na urlop.
Tutaj kolor lakieru wyszedł najbardziej zbieżny z rzeczywistością. Niestety, urody takiego błyskotka nie da się uchwycić na zdjęciu. Faktura jest lekko nierówna, więc dla tych, co nie lubią uczucia bruzd na paznokciach polecam top.
OPI DS Temptation to brokat w żelkowej, fioletowoniebieskiej bazie. Przeważają w nim tony niebieskiego i fioletu, czasem błyśnie coś w stylu wrzosu. Nie jestem mistrzem w opisywaniu kolorów, dlatego najczęściej się tego zadania nie podejmuję. Kryje w pełni po czterech warstwach, ale jest bardzo nietrwały i szybko zaczyna odpryskiwać z paznokci. Ja położyłam go na Beauty Bandit z H&M, wystarczyły dwie warstwy. Na lakierze bazowym jest w stanie wytrzymać trochę dłużej.
Zdjęcia robione w naturalnym świetle. Nie, nie mam marchewkowych rąk. Nadal są sinokoperkowe i czekają na urlop.
Tutaj kolor lakieru wyszedł najbardziej zbieżny z rzeczywistością. Niestety, urody takiego błyskotka nie da się uchwycić na zdjęciu. Faktura jest lekko nierówna, więc dla tych, co nie lubią uczucia bruzd na paznokciach polecam top.
Co dwa tygodnie Młody spędza weekend ze swoim tatą. Dla mnie oznacza to wylegiwanie się w łóżku do południa, spokojne, leniwe śniadanie, gruntowne sprzątanie domu, zakupy oraz...wieczór z sushi.
Na początku byłam bardzo sceptyczna. Nie chodziło nawet o surową rybę, do której smaku jestem przyzwyczajona od dawna, ani o glony. Sushi kojarzyło mi się z japońskimi biznesmenami i feng-shui.
Mój pierwszy raz był zaskakująco przyjemny i od tamtej pory wpadlam. Wybieram sushi robione w domu. Pamiętam, że w kuchni nie ma miejsca na lenistwo i bylejakość. Nawet nonszalancka Nigella nie gotuje po łebkach.
Najbardziej lubię sushi ze świeżym łososiem. Rybę zdradza zapach. Świeżej ryby nie czuć rybą, a świeży surowy łosoś jest miękki i delikatny jak śmietankowe masełko. Czasami używam też paluszków krabowych, stanowią świetne rozwiązanie awaryjne, gdy zabraknie surowej ryby. Awokado musi być półtwarde, wybierając zwracam uwagę na kolor skórki. Zieloną maja owoce niedojrzałe, bakłażanową dojrzałe. Najlepiej awokado porządnie wymacać, żeby na-ręcznie sprawdzić, czy jest półtwarde. Sezam prażę na patelni. Dzięki temu uwalnia cały swój orzechowy aromat. Ryż musi być specjalny, do sushi. Nie warto oszczędzać czasu na jego dokładne wypłukanie. Tak samo ocet ryżowy - nie wolno zastępować go innym octem, bo popsuje to smak potrawy.
Sushi nauczyłam się "kręcić" z tej strony: KLIK! Zarówno przepis na ryż jak i sposób zawijania stosuje z powodzeniem do dzisiaj.
Pierwsze kręcenie zabrało mi trochę czasu, przy kolejnych razach nabrałam wprawy. A jeśli ma się pomocnika do smarowania nori ryżem - cała zabawa idzie sprawnie i kończy się pysznym rezultatem.
Na początku byłam bardzo sceptyczna. Nie chodziło nawet o surową rybę, do której smaku jestem przyzwyczajona od dawna, ani o glony. Sushi kojarzyło mi się z japońskimi biznesmenami i feng-shui.
Mój pierwszy raz był zaskakująco przyjemny i od tamtej pory wpadlam. Wybieram sushi robione w domu. Pamiętam, że w kuchni nie ma miejsca na lenistwo i bylejakość. Nawet nonszalancka Nigella nie gotuje po łebkach.
Najbardziej lubię sushi ze świeżym łososiem. Rybę zdradza zapach. Świeżej ryby nie czuć rybą, a świeży surowy łosoś jest miękki i delikatny jak śmietankowe masełko. Czasami używam też paluszków krabowych, stanowią świetne rozwiązanie awaryjne, gdy zabraknie surowej ryby. Awokado musi być półtwarde, wybierając zwracam uwagę na kolor skórki. Zieloną maja owoce niedojrzałe, bakłażanową dojrzałe. Najlepiej awokado porządnie wymacać, żeby na-ręcznie sprawdzić, czy jest półtwarde. Sezam prażę na patelni. Dzięki temu uwalnia cały swój orzechowy aromat. Ryż musi być specjalny, do sushi. Nie warto oszczędzać czasu na jego dokładne wypłukanie. Tak samo ocet ryżowy - nie wolno zastępować go innym octem, bo popsuje to smak potrawy.
Sushi nauczyłam się "kręcić" z tej strony: KLIK! Zarówno przepis na ryż jak i sposób zawijania stosuje z powodzeniem do dzisiaj.
Pierwsze kręcenie zabrało mi trochę czasu, przy kolejnych razach nabrałam wprawy. A jeśli ma się pomocnika do smarowania nori ryżem - cała zabawa idzie sprawnie i kończy się pysznym rezultatem.
Nieraz wspominałam, że lakierowych zakupów dokonuję przede wszystkim w sklepie TransDesign. Stacjonarnie kupuję lakiery H&M, czasami wpadnie mi coś w oko podczas pobytu w Polsce. Najczęściej jednak zakupowemu szaleństwu oddaję się w domowym zaciszu, z kotem na kolanach i szałem w oczach.
Postanowiłam stworzyć mały tutorial zakupowy. Nie wiem, czy komuś się przyda, ale sama, robiąc tam zakupy po raz pierwszy, miałam problem z ogarnięciem mało przyjaznej graficznie i użytkowo strony sklepu.
Nie jestem przez sklep sponsorowana - niestety! (czemu, ach czemu???) Myślę jednak, że jeśli tylko jest mozliwość kupić coś bezpiecznie i tanio - trzeba z tego korzystać.
Jeśli jesteście na zakupowym/lekierowym odwyku uprzejmie proszę o opuszczenie tej strony TERAZ.
Wyspa grzechu znajduje się pod adresem: transdesign.com
Żeby załapać się na najtańszą wysyłkę możemy zamówić max 9 butelek lakierów i tyle też polecam zamawiać, ze względu na korzystną cenę. Zawsze można zamówić na spółkę z koleżanką/mamą/ciocią/babcią/siostrą czy chłopakiem, ewentualnie kotem.
Zdjęcia mozna powiększyć.
Główna strona wygląda tak:
Ponieważ lakierów OPI nie ma w oficjalnym spisie (ludności) firm lakierowych - musimy je wyśledzić. W tym celu w wyszukiwarkę na górze wpisujemy "OPI" i klikamy "Search".
Naszym oczom ukazuje się taki oto rezultat, klikamy w pozycję "OPI Lacquer" :
I jesteśmy w domu!
Nad bannerem z lakieramy widzimy kolejno zakladki OPI Designer Series, OPI Display (czyli aktualne kolekcje OPI), Opi Shatter (czyli lakiery pękające) oraz OPI Lacquer Collection (czyli wszystkie lakiery OPI dostępne na stronie, również te z aktualnych kolekcji i pękacze, nie ma tutaj lakierów z Designer Series). Robiąc zakupy możemy sortować lakiery alfabetycznie nazwami, kolekcjami bądź ze względu na wykończenie.
OPI jest już w koszyku. Chcemy teraz oczywiście dokupić coś jeszcze, bo na OPI lakierowy świat się nie kończy.
Na pasku po lewej stronie znajdujemy "Polishes" i klikamy.
Jesteśmy w raju, lub też w progach piekieł:
W zakładkach nad bannerem dostępne firmy. Tak jak i u OPI możemy kupować lakiery pogrupowane w ostatnie kolekcje (Displays) lub alfabetycznie (Polishes A-Z).
Klikamy "Order" i zapełniamy nasz koszyk, pamiętając o magicznej liczbie - 9.
Po każdym kliknięciu na "Order" wyświetla się nasz koszyk. Mamy w nim dostępne różne opcje, które na poniższym zdjęciu bardzo zdolnie zakreśliłam na czerwono i ponumerowałam:
1 - Tu klikamy, gdy chcemy iść do kasy.
2 - Tą opcję wybieramy, gdy chcemy kontynuować zakupy.
3 - Jeśli stwierdzimy, że chcemy więcej butelek tego koloru, możemy po lewej stronie wpisać pożądaną ilośc i kliknąć "Update"
4 - Delete usuwa produkt z koszyka.
Przed zakończeniem zakupów warto sprawdzić, czy ilośc produktów w koszyku zgadza się z tym, co chcemy. Zdarza mi się czasami kliknąć dwa razy ten sam lakier.
Po skompletowaniu zakupów klikamy jedynkę i przechodzimy do strony logowania:
Po zalogowaniu/zarejestrowaniu przechodzimy do wysyłki i płatności. Billing information wyświetla automatycznie dane, jakie zostały podane podczas rejestracji. Jeśli adres wysyłki jest ten sam, co adres podany przy rejestracji - odhaczamy ptaszka w kwadracie, który zaznaczyłam czerwonym kółkiem. Jeśli nie - wpisujemy adres wysyłki.
Niżej wybieramy sposób płatności. Do wyboru mamy karty kredytowe bądź PayPal. Ja decyduję się zazwyczaj na PayPal.
Na tej stronie jest też dostępne pole "Comment". To tam wpisuje prośbę o zadeklarowanie mojej przesyłki jako podarunek i obniżenie zadeklarowanej wartości, ze względu na surowe przepisy celne w Norwegii.
Postanowiłam stworzyć mały tutorial zakupowy. Nie wiem, czy komuś się przyda, ale sama, robiąc tam zakupy po raz pierwszy, miałam problem z ogarnięciem mało przyjaznej graficznie i użytkowo strony sklepu.
Nie jestem przez sklep sponsorowana - niestety! (czemu, ach czemu???) Myślę jednak, że jeśli tylko jest mozliwość kupić coś bezpiecznie i tanio - trzeba z tego korzystać.
Jeśli jesteście na zakupowym/lekierowym odwyku uprzejmie proszę o opuszczenie tej strony TERAZ.
Wyspa grzechu znajduje się pod adresem: transdesign.com
Żeby załapać się na najtańszą wysyłkę możemy zamówić max 9 butelek lakierów i tyle też polecam zamawiać, ze względu na korzystną cenę. Zawsze można zamówić na spółkę z koleżanką/mamą/ciocią/babcią/siostrą czy chłopakiem, ewentualnie kotem.
Zdjęcia mozna powiększyć.
Główna strona wygląda tak:
Ponieważ lakierów OPI nie ma w oficjalnym spisie (ludności) firm lakierowych - musimy je wyśledzić. W tym celu w wyszukiwarkę na górze wpisujemy "OPI" i klikamy "Search".
Naszym oczom ukazuje się taki oto rezultat, klikamy w pozycję "OPI Lacquer" :
I jesteśmy w domu!
Nad bannerem z lakieramy widzimy kolejno zakladki OPI Designer Series, OPI Display (czyli aktualne kolekcje OPI), Opi Shatter (czyli lakiery pękające) oraz OPI Lacquer Collection (czyli wszystkie lakiery OPI dostępne na stronie, również te z aktualnych kolekcji i pękacze, nie ma tutaj lakierów z Designer Series). Robiąc zakupy możemy sortować lakiery alfabetycznie nazwami, kolekcjami bądź ze względu na wykończenie.
OPI jest już w koszyku. Chcemy teraz oczywiście dokupić coś jeszcze, bo na OPI lakierowy świat się nie kończy.
Na pasku po lewej stronie znajdujemy "Polishes" i klikamy.
Jesteśmy w raju, lub też w progach piekieł:
W zakładkach nad bannerem dostępne firmy. Tak jak i u OPI możemy kupować lakiery pogrupowane w ostatnie kolekcje (Displays) lub alfabetycznie (Polishes A-Z).
Klikamy "Order" i zapełniamy nasz koszyk, pamiętając o magicznej liczbie - 9.
Po każdym kliknięciu na "Order" wyświetla się nasz koszyk. Mamy w nim dostępne różne opcje, które na poniższym zdjęciu bardzo zdolnie zakreśliłam na czerwono i ponumerowałam:
1 - Tu klikamy, gdy chcemy iść do kasy.
2 - Tą opcję wybieramy, gdy chcemy kontynuować zakupy.
3 - Jeśli stwierdzimy, że chcemy więcej butelek tego koloru, możemy po lewej stronie wpisać pożądaną ilośc i kliknąć "Update"
4 - Delete usuwa produkt z koszyka.
Przed zakończeniem zakupów warto sprawdzić, czy ilośc produktów w koszyku zgadza się z tym, co chcemy. Zdarza mi się czasami kliknąć dwa razy ten sam lakier.
Po skompletowaniu zakupów klikamy jedynkę i przechodzimy do strony logowania:
Po zalogowaniu/zarejestrowaniu przechodzimy do wysyłki i płatności. Billing information wyświetla automatycznie dane, jakie zostały podane podczas rejestracji. Jeśli adres wysyłki jest ten sam, co adres podany przy rejestracji - odhaczamy ptaszka w kwadracie, który zaznaczyłam czerwonym kółkiem. Jeśli nie - wpisujemy adres wysyłki.
Niżej wybieramy sposób płatności. Do wyboru mamy karty kredytowe bądź PayPal. Ja decyduję się zazwyczaj na PayPal.
Na tej stronie jest też dostępne pole "Comment". To tam wpisuje prośbę o zadeklarowanie mojej przesyłki jako podarunek i obniżenie zadeklarowanej wartości, ze względu na surowe przepisy celne w Norwegii.
Ostatni, ważny krok - decydujemy się na sposób wysyłki. Trzeba pamiętać o zmianie sposobu wysyłki z sugerowanego przez sklep na Small Flat Rate Box. Wysyłka 9szt lakierów kosztuje tym sposobem $23.
Czy to sie opłaca?
Cennik menu celowo podaję w $$$, ze względu na zmienny kurs tegoż:
OPI - $6,80, DS jest droższe - cena to $7,25
China Glaze - $4,25
Essie - $4,49
Color Club - $3,10
Barielle (polecam!) - $3,60
A jak wygląda to cenowo, już z wysyłką?
9szt OPI + wysyłka - cena za 1szt to $9,35
9szt China Glaze + wysyłka - cena za 1szt to $6,80
9szt Essie + wysyłka - cena za 1szt to $7,04
Na przesyłkę czekam zazwyczaj tydzień od dnia złożenia zamówienia. Rekordzistą była paczka, która doszła w 5 dni. Zdarza mi się równiez czekać około 10 dni roboczych. Przesyłki przychodzą zgodnie z moim życzeniem zadeklarowane jako "gift", wartośc podana na paczce to niecałe 5 dolarów. Właściwą fakturę dostaję na skrzynkę mailową.
Pytania? Sugestie? O czymś zapomniałam - piszcie w komentarzach :)
Mając na paznokciach ten lakier mimowolnie w mojej głowie nucę wciąż zapamiętale:
Jo Is In The House to holograficzne drobinki w przeźroczystej bazie. Na zdjęciu trzy lub cztery warstwy położone na Essie Mademoiselle. W rzeczywistości krycie jest znacznie lepsze, niż na zdjęciach.
To, co wychodzi na paznokciach jest bliskie temu, co obiecuje nam zawartość butelki. Najwięcej jest srebra, poza tym lakier mieni sie wszystkimi kolorami tęczy. Niestety, solo kojarzy mi się z białymi kozaczkami, solarium i dyskoteką w remizie.
Jednak ma potencjał! Myslę, że będzie dobrze wyglądał na jasnoszarej lub błękitnej bazie. Jest też idealny do layeringu na ciemnych bazach, czego oczywiście nie omieszkam w najbliższym czasie wypróbować.
Ja w klubie disco mogę robić wszystko
Wyciągam damy spod opieki mamy
Wyciągam damy spod opieki mamy
I małolaty spod opieki taty
Nie to, żebym była fanką, ale...
Kolejna zdobycz z H&M. Tak już mam, zajdę tam niby na chwilę, od niechcenia podejdę do ściany z lakierami i ZAWSZE powiadam ZAWSZE rzucą coś nowego, czemu po prostu NIE MOGĘ się oprzeć.
Na bramce stoję, nikogo się nie boję
Ja jestem "King Bruce Lee Karate Mistrz"
Ja jestem "King Bruce Lee Karate Mistrz"
Jo Is In The House to holograficzne drobinki w przeźroczystej bazie. Na zdjęciu trzy lub cztery warstwy położone na Essie Mademoiselle. W rzeczywistości krycie jest znacznie lepsze, niż na zdjęciach.
To, co wychodzi na paznokciach jest bliskie temu, co obiecuje nam zawartość butelki. Najwięcej jest srebra, poza tym lakier mieni sie wszystkimi kolorami tęczy. Niestety, solo kojarzy mi się z białymi kozaczkami, solarium i dyskoteką w remizie.
Jednak ma potencjał! Myslę, że będzie dobrze wyglądał na jasnoszarej lub błękitnej bazie. Jest też idealny do layeringu na ciemnych bazach, czego oczywiście nie omieszkam w najbliższym czasie wypróbować.
Zdjęcie celowo nieostre, żeby pokazać TEN BŁYSK! |
Jesteście już znudzone H&Mowym spamem czy chcecie więcej? ;)