piątek, 30 grudnia 2011

Solanka – świetne danie na Sylwestra

W latach osiemdziesiątych jeździłam do Niemieckiej Republiki Demokratycznej na kolonie dla dzieci w charakterze opiekuna. Karmiono nas raczej mało atrakcyjnie (na tej podstawie wyrobiłam sobie opinię, że kuchnia niemiecka nie jest specjalnie smaczna). Niektóre dania dla naszych polskich dzieci były mało jadalne. Jednym z takich zestawów były ziemniaki ugotowane w mundurkach, podane na zimno z plasterkiem mortadeli i plasterkiem żółtego sera. Podano to jako danie obiadowe. Dzieci zjadły ser i na tym zakończyły posiłek. Moja prośba o udostępnienie chleba i dżemu spotkała się z oburzeniem i stwierdzeniem, że jesteśmy grymaśni. Kalorie uzupełniliśmy herbatą miętową niesamowicie mocno osłodzoną z dużą ilością cytryny. Cześć dzieci pokochało to zestawienie.

Z tych wyjazdów zapamiętałam dwa dania jako szczególnie dobre. Jedno to zielona fasolka szparagowa podawana na zimno jako sałatka z cebulką na kwaśno, a drugie to solanka podawana jako eintopf. Nigdy wcześniej nie jadłam tej zupy, ale na tyle mi zasmakowała, że po powrocie intensywnie szukałam przepisu na nią. Mimo braku internetu ;) udało mi się zdobyć przepis. Rodowód zupy absolutnie nie jest niemiecki.


Zupa doskonale się nadaje na Sylwestra jako gorące danie serwowane po północy. Zupa jest lekka, orzeźwiająca ale i sycąca. Równie dobrze smakuje następnego dnia jako antidotum na syndrom dnia następnego ;)

Polecam!

Solanka


 1-2 marchewki

1 pietruszka

1 ziemniak

kawałek selera lub 3 łodygi selera naciowego

1 cebula

4-5 ogórków kiszonych

1–2 łyżek kaparów

1 łyżka koncentratu pomidorowego

4 parówki dobrej jakości, albo 200g szynki pokrojonej w kostkę

2,5l bulionu wołowego lub drobiowego

2 łyżki masła

sól, pieprz


Marchew, pietruszkę, seler, i cebulę obrać, pokroić w kostkę. W garnku rozgrzać 1 łyżkę masła, wrzucić warzywa, smażyć je przez około 5 minut często je mieszając. Dolać bulion, gotować przez 10 minut. Ziemniaka obrać, pokroić w kosteczkę i dodać do zupy. Gotować kolejne 15 minut. W tym czasie obrać ogórki kiszone, pokroić je w podłużne słupki. Parówki pokroić w plasterki. Na patelni rozgrzać pozostałe masło, podsmażyć na nim parówki i ogórki. Dodać do zupy. Gotować dalsze 10 minut. Na koniec dodać koncentrat pomidorowy i kapary. Jeszcze chwilę pogotować, doprawić solą i pieprzem, ewentualnie wlać kilka łyżek wody z kiszonych ogórków (niekoniecznie).Podawać gorącą.

Smacznego!!!





czwartek, 29 grudnia 2011

Rok jak z bicza strzelił - urodziny bloga, czas na wspominki :)

Nigdy bym nie uwierzyła, że przypadkowo założony blog będzie się rozwijał i po roku będę miała sto razy więcej chęci i zapału do jego tworzenia niż na początku. Urodziny bloga, oraz kończący się kolejny rok kalendarzowy powodują, że lubię się zatrzymać i wrócić myślami do przeszłości. Mijający rok pełen był improwizacji, ciekawych podróży i zamykania starych spraw. Wczoraj udało mi się zakończyć sprawy, które od dawna spędzały sen z powiek. Dzięki temu w Nowy Rok wejdę z czystym kontem. Nawet nie wiecie jak bardzo mnie to cieszy. Jednak takie stare i trudne sprawy powodują, że chciałabym wrócić do czasu dzieciństwa. Wtedy problemy miały zupełnie inny wymiar, a kubek kakao z pianką zdmuchiwał wszystkie smuteczki. Mistrzem, a właściwie jedynym domowym wykonawcą tego magicznego napoju był mój Tato. Często w niedziele, a obowiązkowo w święta Tato serwował mi ten boski napój na śniadanie. Od kiedy przestałam być dzieckiem nie piłam kakao z pianką, nawet nigdy nie zrobiłam tego magicznego specyfiku Maleństwu.

Myślę, że dobrym pomysłem będzie uczczenie urodzin „Mozaiki życia” właśnie filiżanką kakao z pianką.


Kakao z pianką


 ½ l mleka

2 łyżeczki prawdziwego gorzkiego kakao

4 łyżeczki cukru

3 łyżki wody


1 białko jaja kurzego

3 łyżeczki cukru


Mleko zagotować. Kakao rozmieszać z cukrem (ilość cukru zależy od naszych indywidualnych smaków), dodać wodę. Całość dokładnie wymieszać, aby zlikwidować wszystkie grudki. Do gotującego mleka wlać rozrobione kakao z cukrem. Całość zagotować. Białko ubić na sztywną pianę, dodać cukier. Do filiżanek wlać gorące kakao (uważając aby nie wlać do nich kożucha, najlepiej wlewać przez sitko) ale nie do pełna. Na wierzchu napoju ułożyć łyżką ubitą pianę z białka.

Smacznego!


Osobiście wolę bardziej słodką piankę a mniej słodkie kakao. Pilnuję wtedy, aby pijąc w ustach łączyły się składniki napoju.

Tym sposobem Maleństwo, w wieku niemal 22 lat, doczekał się swojego pierwszego w życiu kakao z pianką ;)


poniedziałek, 26 grudnia 2011

Czas pożegnać Paryż

Czas świąteczny pozwolił mi zregenerować siły i zakończyć moją osobistą opowieść o Paryżu. Nie wiem czy ktokolwiek z tych co zerknęli na moją relację pomyśleli, że to wspaniałe i ciekawe miasto, ale jeśli była choć jedna taka osoba, to jestem bardzo szczęśliwa.

Trzy dni bardzo intensywnego włóczenia się po Paryżu  to z jednej strony bardzo krótko, ale przy sporej intensywności, to czas całkiem wystarczający aby poczuć atmosferę tego miasta. Jednocześnie nie sposób pokazać tutaj wszystkiego co zwróciło moją uwagę, opisać dań, które jedliśmy (jadaliśmy zazwyczaj wieczorami więc światło w restauracjach nie sprzyjało dokumentacji naszego menu).

Dzisiejsza pożegnalna opowieść Paryska będzie może trochę chaotyczna i nie będzie miała tematu przewodniego. Będą to luźne impresje z ulic miasta.

Mimo listopadowej pory na ulicach Paryża całkiem dobrze funkcjonują targi, które nieustająco zachwycają mnie asortymentem. Niestety tutaj po raz pierwszy spotkałam się z niechęcią sprzedawców do fotografowania ich wspaniałego towaru :(




Odkryciem zupełnie nowym był Place des Vosges. Wybudowany przez Henryka IV w latach 1605 – 1612 roku. Do dziś zachował się monarszy charakter tego miejsca. Tutaj odbyły się imprezy, podczas których świętowano zaślubiny Ludwika XIII i Anny Austriaczki.



Jestem wielbicielką architektury, a średniowieczne kościoły fascynują mnie szczególnie, więc chętnie zaglądam do każdego napotkanego starego kościoła. Saint – Germain – des - Prés nie był przypadkowym odkryciem. To pozostałość po klasztorze benedyktynów założonym w VI wieku. Sam kościół, który się zachował pochodzi z wieku XI. W czasie rewolucji francuskiej był on skonfiskowany przez władzę i zaadaptowany na więzienie. Ale zanim to nsatąpiło rolę opata pełnił tu Jan Kazimierz po abdykacji z polskiego tronu.



Nie same stare kościoły są moim "konikiem". Uwielbiam zadzierać głowę i patrzeć na zdobienia starych kamienic. Niezwykle bogatą ornamentyką charakteryzują się budowle okresu secesji. Prawdziwą perełką jest kamienica, do której łatwo trafić wędrując w stronę symbolu Paryża.



Naszą jesienną przygodę z Paryżem zakończyliśmy w miejscu od którego zazwyczaj zaczyna się zwiedzanie miasta.


Żegnamy Paryż mając nadzieję, że jeszcze tu przyjedziemy. 

sobota, 24 grudnia 2011

Wesołych Świąt!

Spokojnych, rodzinnych i zdrowych
Świąt Bożego Narodzenia
wszystkim życzę z całego serca!





niedziela, 18 grudnia 2011

Dzień dobroci dla ... Kwadraty orzechowo - kawowo - czekoladowe

.. moich domowych Panów. Piekę rózności, ale muszą obchodzić się smakowitym zapachem i widokiem ciasteczek lądujących w puszkach. Postanowiłam trochę umilić im oczekiwanie na świąteczne smakołyki i upiekłam ciasto lekkie jak puszek, mało słodkie ale bardzo smaczne.


Kwadraciki orzechowo-kawowo-czekoladowe

4 jajka
130 g cukru
150 g mąki
25 g kakao
1 łyżka kawy rozpuszczalnej
200 g mielonych orzechów laskowych
2 łyżeczki proszku do pieczenia
100 ml oleju o neutralnym smaku
1 łyżeczka ekstraktu waniliowego
150 ml gazowanej wody mineralnej

Ulubiona polewa czekoladowa

Jaja z cukrem ubić na pienistą masę. Mąkę wymieszać z proszkiem do pieczenia, kakao i kawą rozpuszczalną (nie granulowaną tylko w proszku). Przesiać przez sito i dodać do masy. Wyrobić. Następnie dodać orzechy, olej i ekstrakt waniliowy, a na koniec wlać wodę. Kiedy ciasto będzie już dobrze wyrobione wylać na wyłożoną papierem do pieczenia blaszkę i piec w piekarniku nagrzanym do 2180 stopni przez 25 minut.
Po ostudzeniu ciasta pokryć je polewą czekoladową, dowolnie udekorować, a kiedy polewa zastygnie pokroić na kwadraty.
Smacznego!!!


Ciasto bardzo smakowało, nawet mnie mimo, że nie lubię ciast czekoladowych.

piątek, 16 grudnia 2011

Ślimaczki czarno – białe

Z lukrowania pierniczków zostały mi żółtka, które postanowiłam wykorzystać do kruchych ciasteczek. Szukałam, szukałam, długo szukałam przepisu, który chwyci mnie za serce aż ktoś na Mniamie przypomniał o ślimaczkach Aganiok. Spojrzałam na przepis i wiedziałam, że to jest to czego szukam. Tym sposobem żółtka zostały pysznie i ślicznie zagospodarowane :)


Ślimaczki czarno – białe

(przepis cytuję dokładnie za Aganiok, a w nawiasach podaję moje drobniutkie modyfikacje)

30 dag mąki
15 dag cukru
1 cukier waniliowy
2 żółtka
20 dag masła
3 łyżki kakao
2 łyżki kwaśnej śmietany

Z mąki, cukru, cukru waniliowego, żółtek i posiekanego zimnego masła, zagnieść energicznie ciasto (jeżeli jest zbyt suche, można dodać trochę śmietany). Podzielić na 2 porcje, jedną z nich zagnieść z kakao i śmietaną. Z każdej porcji ciasta uformować kulę, zawinąć w folię, chłodzić około 60 minut. Ciasto, jeśli konieczne, zagnieść z odrobiną mąki, tak aby dało się łatwo wałkować. Każdą z porcji ciasta rozwałkować na kawałku folii aluminiowej (ja wałkuję ciasta kruche pomiędzy płatami foli spożywczej) na prostokąt. Następnie oba ciasta ułożyć na sobie. Pomagając sobie folią, zawinąć ciasto w wałek wzdłuż dłuższego boku. Roladę zawinąć w folię i chłodzić min 60 minut. Roladę pokroić w plastry o grubości ok. 0,5 cm i ułożyć na blasze pokrytej pergaminem. Piec 15 minut w 180 stopniach (piekłam po 10 minut w 190 stopniach)

Ciastka ostrożnie przełożyć na kratkę kuchenną i wystudzić.

Moja uwaga – układać ciasteczka na blaszce do pieczenia w znacznych odstępach bo mimo braku proszku do pieczenia ciasteczka mają tendencję do zwiększania zajmowanej powierzchni;)


Wpis dodaję do akcji Flowerka ciasteczkowy adwent


czwartek, 15 grudnia 2011

Paryż cz. 5 – Luxembourg

Święta za pasem, a ja zamiast piec, sprzątać i szykować ciągle zajmuję się innymi rzeczami. Trochę jestem usprawiedliwiona jako, że próbuję uporządkować parę spraw i chciałabym aby Nowy Rok rozpoczął się już z pozamykanymi zaległymi sprawami. Czy mi się to uda? Nie wiem, ale i tak będę dalej jak bliżej.

Co prawda to nie jest tak, że nic kompletnie nie szykuję. Mam już upieczone i polukrowane pierniczki, dwa rodzaje biscotti a w planie kolejne ciasteczka.

Ale skoro atmosfera świąteczna u mnie jeszcze nie panuje, to wrócę spokojnie do opowieści paryskich. Luxembourg to dzielnica, o charakterze której w dużej mierze decyduje Pałac Luksemburski ze swoimi pięknymi ogrodami. Ogrody już w XIX wieku zostały udostępnione dla publiczności. Za niewielką opłatą każdy mógł wejść a nawet skosztować owoców z sadów. Dziś można tu spotkać licznych paryżan odpoczywających w pięknej zielonej scenerii, grających w boule czy szachy lub po prostu leniwie wygrzewających się w słońcu.


W ogrodach poustawiane są piękne rzeźby, które doskonale komponują się z wypielęgnowaną zielenią, a sporą atrakcją jest Fontaine de Médicis. To XVII wieczna fontanna – grota w stylu włoskim.


Posąg Świętej Genowefy – patronki Paryża również znalazł tutaj swoje miejsce.


Wędrując po dzielnicy Luxemborg nie sposób ominąć plac Saint Sulpice. Miłośnicy powieści Dana Browna znajdą tutaj neoklasycystyczny kościół Saint Sulpice.



Na środku placu ustawiona jest Fontanna Czterech Biskupów.


Nieopodal placu każdy łasuch znajdzie miejsce szczęśliwości wielkiej, czyli jeden ze sklepów słynnego Pierra Hermé. Ceny nie odstraszają klientów i chętnie stoją w kolejce aby kupić wyjątkowe wyroby mistrza.



poniedziałek, 12 grudnia 2011

Paryż cz.4 - Montmartre

Montmartre w końcu XIX wieku było mekką artystów. Życie biegło tutaj rytmem kabaretów, rewii i licznych domów publicznych. Dziś specyficzna atmosfera dzielnicy pozostała, ale zamiast licznych rewii znaleźć można liczne, a raczej bardzo liczne sex shopy i tym podobne przybytki. Nawet znajduje się tutaj stosowne muzeum – Muzeum Erotyzmu.  

Pozostańmy jednak przy innej sferze życia Montmartru.



Moulin Rouge zbudowano w 1885 roku jako zwykły młyn. W 1900 roku został on przekształcony w salę do tańca. Z dawnej tancbudy pozostały tylko czerwone skrzydła wiatraka, ale rewia istnieje tu do dzisiaj. Dawną atmosferę tego miejsca oddają obrazy Toulouse-Lautreca.

Młynów na Montmartrze było dużo więcej. Ze względu na położenie na wzgórzu, tutaj mielono zboże z pomocą siły wiatru, tutaj też wiatr napędzał prasy do wyciskania winogron uprawianych w licznych winnicach. Do dziś zachowały się jedynie dwa wiatraki.


Jednak najważniejszą budowlą Montmartru jest bazylika Sacré-Coeur. Sprzed jej wejścia rozciąga się wspaniały widok na Paryż i resztę dzielnicy artystów.


Kiedy pierwszy raz odwiedziłam Paryż właśnie ten kościół był moim największym rozczarowaniem. Wyobrażenie opierałam na licznych zdjęciach , które często stanowią wizytówkę Paryża. Byłam pewna, że wnętrza są równie jasne i świetliste jak sama bryła kościoła. Wejście do środka rozwiało te wyobrażenia. Wnętrze utrzymane jest w stylu bizantyjskim i absolutnie nie jest ono jasne i świetliste. Byłam wtedy potwornie zła, że ktoś tak okropnie mnie oszukał – obiecał jasne wnętrze a w rzeczywistości trafiłam w pełne mroku i ponure (jak wtedy mi się wydawało) miejsce. Dziś odbieram je zupełnie inaczej. Może nie zachwycam się, ale już nie złoszczę na kontrast panujący między fasadą a wnętrzem. Zdecydowanie bardziej podoba mi się wnętrze kościoła Saint Pierre do Montmartre, który znajduje się w bliskim sąsiedztwie tego pierwszego. Jest to jeden z najstarszych kościołów w Paryżu. Jest pozostałością po wielkim opactwie benedyktynek, a został ufundowany w 1133 roku.


Ale co tam kościoły, tych pełno w całym Paryżu, a wyjątkowa atmosfera panuje tu w każdym zaułku i na każdym kroku.







czwartek, 8 grudnia 2011

Paryskie odkrycie sałatkowe - salade du berger

Mała restauracyjka w Paryżu, mały głód i wybór sałatki, której nigdy wcześniej nie jadłam, ale teraz jadać zamierzam i to w miarę często, czyli salade du berger


Salade du berger

sałata (wolę karbowaną wymieszaną z masłową)
pomidory (tyle sztuk ile porcji)
szynka długodojrzewająca typu parmeńskiej (po 2 plastry na porcję)
kozi ser
oliwa z oliwek do skropienia chleba
kromki wiejskiego chleba (nie powinno to być białe pieczywo, bo sałatka traci na smaku)

sos vinegrette

Sałatę umyć, porwac na małe kawałki, ułożyć na talerzu. Kromki chleba (po 1 lub 2 na porcję) pokropić oliwą z oliwek. Na chlebie położyć plastry koziego sera. Wstawić je do piekarnika nagrzanego do 180 stopni na 10-15 minut, aż grzanki ładnie się zrumienią. Pomidory umyć, pokroić na cząski, ułożyć na sałacie. Z plastrów szynki podzielonej na mniejsze kawałki uformować różyczki, ułożyć na sałacie. Przygotować sos vinegrette (taki jak w sałatce paryskiej), polać nim sałatkę, a na środku (lub jak ktoś woli obok) przygotowane grzanki.

Smacznego!!!




A jak może wyglądać mała klimatyczna restauracja w Paryżu??? Na przykład właśnie tak ;)




niedziela, 4 grudnia 2011

Rogaliki kokosowe

Kilka lat temu kupiłam gazetkę wyłącznie z różnego rodzaju ciasteczkami na Boże Narodzenie. Jak dotąd upiekłam z niej kilka różnych drobiazgów i wszystkie były świetne. Tym razem postanowiłam wypróbować przepis na rogaliki kokosowe. Są niezwykle kruche i pyszne, ale mam uwagę do ich wykonania. Według mnie lepiej byłoby od razu je uformować, a chłodzić już w postaci ciasteczek przed samym pieczeniem. Dlaczego tak? Bo mocno schłodzone ciasto nie było wystarczająco plastyczne aby powstały równiutkie rogaliki, a kiedy udało mi się je uformować ogrzewając rękami ciasto i wstawiłam je do pieca troszeczkę się rozjechały. Na smaku nie straciły, ale na urodzie niestety tak.



Rogaliki kokosowe


 60 g uprażonych na suchej patelni wiórek kokosowych

200 g zimnego masła

75 g cukru pudru

szczypta soli

skórka otarta z ½ cytryny

1 łyżeczka ekstraktu waniliowego

225 g mąki


Do dekoracji

3 łyżki wiórek kokosowych wymieszanych z 3 łyżkami cukru pudru


Zagnieść kruche ciasto z podanych składników. Podzielić je na 3 części. Z każdej uformować rulonik o średnicy 3 cm. Pokroić w centymetrowe plasterki. Z każdego uformować rogalik. Układać ciasteczka na blaszce wyłożonej papierem do pieczenia. Przed pieczeniem schłodzić rogaliki co najmniej przez 40 minut. W tym czasie rozgrzać piekarnik do 190 stopni. Schłodzone ciasteczka wstawić do piekarnika i piec przez około 10-12 minut aż nabiorą złocistej barwy. Wyjąć je z pieca i jeszcze ciepłe obtaczać pojedynczo w mieszance cukru z wiórkami kokosowymi. Wystudzić na kratce. Można przechowywać je w puszkach nawet do 3 miesięcy.

Smacznego!!



Moje rogaliki nie doczekają nawet świąt, ale warto było się z nimi pobawić. Wpis dodaję do akcji flowerka 

czwartek, 1 grudnia 2011

Paryski prezent dla Maleństwa

Co można przywieźć prawie 22 letniemu synowi z wycieczki do Paryża? Oczywiście jakieś smakowitości ;)  (poza standardowym prezentem, który przywozimy Maleństwu zawsze z naszych wojaży). Jeśli smakowitości to nie można znaleźć nic pyszniejszego niż oryginalne makaroniki.



Spacerując po Montmartre znalazłam przez przypadek raj dla łasuchów


Wybór smaków i aromatów był fantastyczny, ceny makaroników też nie były niskie, ale warte były każdego euro wydanego na te pyszne ciasteczka.



Oboje z Maleństwem stwierdziliśmy, że najlepsze są różane i pistacjowe.  Niestety nie udało nam się spróbować nawet połowy dostępnych w cukierni smaków. Chciałabym kiedyś się odważyć i spróbować upiec samodzielnie makaroniki, jednak ciągle jeszcze wydaje mi się, że jest to wyższa szkoła jazdy, że nie powinnam się porywać na ich wykonanie. Ale kto wie co kiedyś wpadnie mi do głowy?