piątek, 28 marca 2014

Królik Józek przyjaciel Bejbisia...

Witajcie Kochani!
Miałam Wam się pochwalić pierwszym przytulakiem mojego Synka. Co prawda mój Bejbiś wierci się w brzuszku jeszcze, ale my Rodzice szykujemy mu tutaj już różne niespodzianki. Co prawda jeszcze kilka rzeczy musimy dopiąć na ostatni guzik. 
W dobie kiedy dzieci mają najróżniejsze zabawki, gdzie przeważa plastik-fantastik i zalew zabawek z Chin, ja postanowiłam znaleźć taką zabawkę, która będzie wykonana z bardziej przyjaznych materiałów.
Wartując strony internetowe z zabawkami znalazłam stronę/ bloga przemiłej Pani Agaty, która własnoręcznie szyje takie cudowne przytulanki:


Postanowiłam i ja napisać do Pani Agaty z zapytaniem czy nie uszyłaby nam takiego królika dla naszego Bejbisia :) Oczywiście Pani Agata zgodziła się. Po dłuższych przemyśleniach i pomysłach wysłałam moją propozycję tego jakbym chciała by królik wyglądał. Skonsultowałyśmy to obie Pani Agata też troszkę mi podpowiedziała i takim sposobem powstał przytulak dla naszego Bejbisia :)
 Królik nazywa się Józek tak zdecydował mój Mąż. 

Królik Józek przytulanka dla Bejbisia

Królik Józek

Józek przytulanka Bejbisia



Osobiście chciałabym na swoim blogu podziękować Pani Agacie za tak cudownego królika dla naszego Bejbisia. Za szybką i rzetelnie wykonaną pracę oraz życzę samych sukcesów w procesie tworzenia tak pięknych zabawek. 

A co Wy sądzicie o Józku? Jak Wam się podoba?
Pozdrawiam Was serdecznie 
Wasza



środa, 26 marca 2014

Hula sobie Hoola na moich ustach błyszczyk do ust od Benefit

Kochani!
Pomiędzy praniem i prasowaniem malusich ubranek dla Bejbisia postanowiłam troszkę bardziej rozkręcić się na blogu, którego ostatnio zaniedbałam. 
Jeśli chodzi o błyszczyki do ust to nie zawsze ich używam, bo jestem bardzo wymagająca. Nie lubię kiedy coś mi się na ustach lepi, klei i przeszkadza. Nie sądzę, że ktokolwiek z nas to lubi. Muszę jednak się przyznać, że błyszczyk Hoola od firmy Benefit cudownie hula na moich ustach. 

Benefit błyszczyk do ust Hoola 

Błyszczyk trafił do mnie po tym jak upatrzyłam go w którymś numerze Marie Claire lub Elle nie pamiętam dokładnie. Wiem jedno, że jak tylko wykończę ten co mam to zakupię sobie błyszczyk w pełnowymiarowym opakowaniu. Dlaczego zaraz Wam więcej o nim opowiem. 
  

OPAKOWANIE I WYGLĄD:
Nieduża, niepozorna tubka zawierająca błyszczyk. Opakowanie i szata graficzna bez żadnych przejaskrawień, kolorki delikatne nieprzesadzone. Tubka zaopatrzona w nieduża zakrętkę. Całe opakowanie małe, zgrabne i przyjemne. 


Benefit błyszczyk Hoola
Najbardziej obawiałam się aplikacji na usta biorąc pod uwagę, że to tubka, bo zdecydowanie lubię kiedy błyszczyki zaopatrzone w pędzelek z gąbeczką, bo jest łatwiejsza aplikacja. Z tym tutaj błyszczykiem nie zauważyłam żadnych trudności jeśli chodzi o aplikację na usta. 


Benefit błyszczyk do ust Hoola


KONSYSTENCJA, KOLOR, ZAPACH:
Kremowa, lekka, delikatna forma błyszczyku. Nie lepi się, nie klei się, za to dobrze aplikuje się na ustach i z nimi się stapia nienachalnie je nabłyszczając. 
Nazwa koloru to Ultra Plush. Kolor prawie niewidoczny na ustach. Mimo, że w opakowaniu wydaje się dość intensywny. Hoola zawiera w sobie drobinki nabłyszczające. To co mi się podoba, że drobinki naprawdę są drobinkami i nie są wyczuwalne na ustach, gdyż niektóre produkty zawierają w sobie drobinki, które nieprzyjemnie się czuje. 


Benefit Hoola - Ultra Plush

Benefit Hoola- po roztarciu

Zapach trudno mi zidentyfikować, coś co przypomina karmel, cukierka krówkę lub toffi. Lubię ten zapach, bo jest bardzo przyjemny i za to ogromny plus.

MOJA OPINIA I SPOSTRZEŻENIA:
Bardzo dobry błyszczyk do ust. Świetna lekka, delikatna konsystencja. Nie lepi się, nie skleja w jakiś nieprzyjemny sposób usta. Nie czuję się go na ustach jako błyszczyk. Ładnie, nienachalnie nabłyszcza. Drobinki nie są wyczuwalne za co naprawdę ukłony w stronę firmy. Nie musimy się martwić, że tak rozświetlają te drobinki usta, że widoczni jesteśmy dla każdej satelity w kosmosie. Kolor niewidoczny prawie przezroczysty, nie każdy też jest fanem kolorów na ustach. I przede wszystkim Kochani, usta naprawdę są nawilżone. Nie ma tutaj jak dla mnie żadnej ściemy, bo są fajnie zmiękczone i nie przesuszone. To chyba najbardziej mnie przekonuje do tego błyszczyku, dlaczego chciałabym później kupić pełnowymiarowe opakowanie. Zdecydowanie mój błyszczyk.
Jedynie co jest jak dla mnie minusem to jego cena Ł14.50... Ale czasami chyba warto mieć jeden dobry produkt niż całą szufladę produktów, które tylko leżakują i zajmują miejsce.


Benefit Hoola



A jakich błyszczyków Wy używacie, macie swoich faworytów? Co polecacie?
Wasza 



poniedziałek, 24 marca 2014

Prawie jak błotko do mycia twarzy od Alverde...

Witajcie!
Czasami jak się w życiu coś wali to jedno za drugim... Wracam do Was po dłuższej przerwie... Nie umiałam jakoś zebrać się w sobie żeby przysiąść do blogowania z powrotem, ale obiecuje, że to poprawię. 
Dzisiaj szybka recenzja żelu do mycia twarzy Alverde


Alverde Clear WAschcreme

OPAKOWANIE I WYGLĄD:
Opakowanie to nic innego jak tubka z miękkiego plastiku. Wygodnie można postawić tubkę do góry nogami, nie przewraca się jednym słowem stabilnie stoi na jednej nodze.Szata graficzna świetnie dobrane kolory, biel, świeża zieleń i czerwień.

Alverde Waschcreme

Wygodnie i poręcznie się otwiera, bo na klips. Nie trzeba się siłować, bo lekko otwieramy tubkę z której następnie wyciskamy żel. 

Alverde Waschcreme

KONSYSTENCJA:
Żelowo - kremowa tak bym ją opisała. Ani to do końca żel, ani tak naprawdę krem. Faktycznie to co jest dobre, to, że produkt nie ucieka z rąk w czasie aplikacji, a tym bardziej po nałożeniu na skórę twarzy trzyma się naprawdę dobrze. Łatwo i bezproblemowo również zmywamy go z twarzy. Kolor przypomina troszkę takie błotko czy też glinę rozpuszczoną w wodzie. 

Alverde Waschcreme

Alverde Waschcreme

ZAPACH:
Delikatny, trudny do opisania jak dla mnie zapach słodki, pudrowy. Nie jest to zapach chemiczny wręcz przeciwny naturalny, ale trudny do opisania. Mi przypomina zapach maseczek, które zawierają glinkę.

 SKŁAD:
Skład: Aqua, Glycine Soja (Soybean) Oil, Sorbitol, Coco Glucoside, Loess, Sodium Cocoyl Glutamate, Disodium Cocoyl Glutamate, Cetearyl Alcohol, Glycerin, Parfum**, Prunus Amygdalus Dulcis (Sweet Almond) Oil*, Xanthan Gum, Cimicifuga Racemosa roqt Extract, Vaccinium Myrtillus (Bilberry) Extract, Saccharum Officinarum (Sugar Cane) Extract, Citrus Medica Limonum (Lemon) Extract, Citrus Aurantium Dulcis (Orange) Fruit Extract, Acer Saccharum (Sugar Maple) Extract, Helianthus Annuus (Sunflower) Seed Oil*, Alcohol, Tocopherol, Sodium Hydroxide, Citronellol**, Linalool**.
* aus kontrolliert-biologischem Anbau.
** aus natürlichen ätherischen Ölen.

źródło: http://wizaz.pl

POJEMNOŚĆ:
Tubka o pojemności 100ml. 

MOJA OPINIA I SPOSTRZEŻENIA:
Tutaj ukłon w stronę Alverde, bo produkt posiada certyfikat kosmetyku naturalnego oraz wykonany jest z naturalnych składników: 

Alverde Waschcreme

Jeśli chodzi o sam produkt jestem z niego zadowolona. Nie jest to produkt, którym codziennie myje twarz. Dlaczego? Według mnie jeśli robię makijaż z rana i później chce usunąć jego resztki to potrzebuję troszkę lepszego do zmycia produktu. Tego żelu - kremu używam bardziej jako maski na twarz i tutaj jak dla mnie sprawdza się rewelacyjnie. Nakładam na oczyszczoną twarz ten żel i w czasie kiedy biorę prysznic lub kąpiel trzymam na twarzy jakieś 7 - 12 minut. Później zmywam bez większego problemu. Twarz po takiej maseczce z żelu jest mięciutka, nie czuję żadnego ściągnięcia, nawilżenie jest bardzo dobre i mam wrażenie, że to '' błotko " odżywia moją skórę twarzy. Jest to produkt wydajny, wystarcza go naprawdę na dość długo. Pachnie ładnie, nie zapycha skóry, jak dla mnie fajny żel - krem do buźki. Godny polecenia i do mycia twarzy i używania go jako maseczki, ale jeśli chodzi o usuwanie makijażu to jest bardzo średni. 

Co sądzicie o kosmetykach Alverde? Może już go mieliście w swoich łapkach i przetestowaliście? Dajcie znać czekam na Wasze opinie? 
Wasza 








 

poniedziałek, 17 marca 2014

Argan Oil deep moisturising foot pack...

Witajcie Kochani!
Pod ostatnim postem wiele z Was pytało mnie o to magiczne skarpetki. Jeszcze nigdy ich nie miałam i chciałam je wypróbować... Oczywiście długo nie czekając musiałam je przetestować by później móc się z Wami podzielić recenzją. 

Argan oil nawilżające skarpetki 



W tym opakowaniu przypominającym maseczkę, zamknięta jest para skarpetek. Przypominają woreczki plastikowe, które wycięte są na wzór skarpetek. W środku fizelinowa wyściółka nasączona preparatem, który ma za zadanie zmiękczyć i nawilżyć stopy. 
 
Argan oil nawilżająca maseczka w formie skarpetek

Po wieczornym prysznicu postanowiłam je przetestować na własnych stópkach i zobaczyć jak się sprawdzą. 
Skarpetki powinno się trzymać ok. 15 - 20 min, po uprzednim ich umyciu i osuszeniu.

Argan oil foot pack 

Ja osobiście trzymałam je troszkę dłużej co też później czułam dłuższy chłodek na stopach. Tak wszystko się zgadza, po kilku minutach kiedy zakładamy skarpetki na stopy czujemy lekkie mrowienie i ochłodzenie. Jeśli ktoś jest zmarzlakiem w stopy to może czuć dyskomfort tego chłodzenia. Mi osobiście to nie przeszkadza zwłaszcza teraz kiedy jestem w ciąży i czuje, że moje stopy są troszkę zmęczone i powiększone. 
Skarpetki mają fajny delikatny świeży zapach połączony z mentolowym ekstarktem. Do tego niby zawartość olejku arganowego i masła shea przyczynia się do nawilżenia i wygładzenia skóry stóp. Czy rzeczywiście tak te skarpetki działają? Trudno mi do końca je ocenić po jednorazowym użytkowaniu. Po zdjęciu skarpetek ze stóp zdecydowanie są one miękkie i wygładzone. Niby też mają zapobiegać narastaniu grubszej skórki na stopach i palcach u nóg. Owszem skóra tych okolic jest miększa. Kupiłam kolejną parę zwłaszcza, że nie są one niewiadomo jak drogie, bo raptem Ł1. Na dzień dzisiejszy jak dla mnie jest to produkt średni. Zapewne zrobię dla Was większe podsumowanie i napiszę co się działo po kolejnym opakowaniu. 
Jeśli chodzi o mnie to latem takie chłodzące skarpetki są jak najbardziej na tak... Jeśli chodzi o aspekty nawilżania, wygładzania, odżywiania tutaj muszę się jeszcze nad ich opinią wstrzymać. " Update " recenzji wkrótce.

A co Wy myślicie o tego typu produktach dałybyście się skusić na przetestowanie takich skarpetek? 
Czekam na Wasze opinie
Pozdrawiam wiosennie 

Wasza 





środa, 12 marca 2014

Nowości w marcu...

Witajcie Kochani!
W Anglii wiosna w pełni, z rana przywitało mnie zamglone niebo, a teraz świecie piękne wiosenne słoneczko do tego ptaki świergolą i aż chce się żyć. Dzisiaj kolejny dzień mojego urlopowania, a co za tym idzie dzisiaj wyjście do miasta i kompletowanie wyprawki dla Bejbisia. On oczywiście jak zawsze na pierwszym miejscu. Przy okazji coś też wpadło i do mojej kosmetyczki w marcu. Jeśli chcecie wiedzieć co, zapraszam Was na resztę postu. 


Marcowe nowości 

Żeby już nie przedłużać: 

 Szminka Loreal Caresse 501 Nude Ingenue za całe Ł3.99 kupiłam ją za połowę ceny

Loreal Caresse 501 Nude Ingenue

Skusiłam się też na róż do policzków z firmy Collection 04 Trouble, który bardzo uroczo wyglądał w pudełeczku zobaczymy jak się będzie prezentować na policzkach:

Collection, Blush, 04 Trouble
Z podkulonym ogonem wróciłam też do ulubionego tuszu do rzęs firmy Loreal, postaram się Wam rozwinąć wątek pt. Powrót z podkulonym ogonem...Napisze niedługo Wam recenzję o tuszach, które nie podbiły mojego serca, mimo, że większość osób je lubi.

Loreal Double Extension
 W sklepie wszystko po funcie trafiłam na arganową maseczkę do stóp. Nie wiem czy jest tak dobra jak maska na włosy, którą używam, ale zrobię sobie małe domowe SPA i zobaczymy co to za nowy twór.

Argan Oil deep moisturising foot pack 


Ostatnio też polubiłam maseczki do twarzy Montagne Jeunesse i zakupiłam kolejną do spróbowania:

Montagne Jeunesse

Tyle odnośnie nowości w marcu mam zamiar dalej pozbywać się jesienno - zimowych zapasów. Na wiosnę mam zamiar troszkę kosmetyków opróżnić by poczuć się lekko w kosmetyczce.

A jak Wasze nowości marcowe? Mam nadzieje, że też coś ciekawego u Was się pojawiło? 
Pozdrawiam Was ciepłym wiosennym słoneczkiem 
Wasza 



sobota, 8 marca 2014

Mama Kangurzyca i pielęgnacja ciała...

Witajcie!
Opowieści Mamy Kangurzycy odnośnie pielęgnacji ciała w stanie błogosławionym... Dlaczego Mama Kangurzyca? Gdyż tak się właśnie czuje dosłownie jak Mama Kangurzyca nosząca swojego Bejbisia w brzuszku. Właściwie to teraz pierwszy idzie brzuszek, a później ja.
Nie chciałam Was wcześniej przynudzać jeśli chodzi o pielęgnację ciała. Tak szczerze powiedziawszy nic wielkiego się nie zmieniło. Może kilka nawyków troszkę zmieniłam... 
Pokaże Wam kosmetyki do ciała, których używam:

Pielęgnacja ciała

Babydream, Soap&Glory, Perfecta SPA

Moim ulubionym kosmetykiem, który przywiozłam z Polski to była Emulsja do kąpieli Babydream. Niesamowicie wydajny produkt, przy tym pięknie nienachalnie pachnie, a do tego cudownie myje i nawilża skórę ciała. Naprawdę przeogromny ukłon w stronę tej emulsji, godny spróbowania i przetestowania produkt. 
Jeśli peelinguje ciało to czego używam? Bez dwóch zdań mojego ulubieńca Soap&Glory Sugar Crush. Dla mnie najlepszy peeling do ciała. Zapach boski, zdzieranie na bardzo dobrym poziomie i do tego jeszcze nawilżanie ciała. Wszystko w jednym pojemniczku. 
W czasie ciąży używam też maseł do ciała i moim ulubionym tutaj jest Perfecta SPA Wygładzające masło do ciała o zapachu marcepanu. Dłuższa recenzja jest tutaj jeśli kogoś by zainteresowała: klik
O skórę brzuszka dbam kremem Mum to be. Kupiłam go już na początku bycia w ciąży. Regularnie zaczęłam go używać jak brzuszek z dnia na dzień zaczął się powiększać. 


Mum to be - Rich Tummy Cream

 Krem jest przebadany dermatologicznie, pozbawiony parabenów. Zawiera owoc dzikiej róży, organiczną wanilię oraz grejfrut. Krem delikatnie pachnie i bardzo dobrze nawilża skórę brzuszka. Nie uczula, wygładza i pozostawia jedwabiście miękką skórę na brzuchu. 
O higienę intymną dbam emulsją Lactacyd. Dla mnie numer jeden jeśli chodzi o pielęgnację okolic intymnych nie ma lepszego póki co. 

Lactacyd

Zawiera kwas mlekowy, który dba o okolice intymne. Emulsja myje i odświeża, przy czym nie uczula, ani nie podrażnia.
O moje stópki dba chłodzący krem od Mother Goose. Kupiłam go jeszcze na wakacjach i tak jakoś miał swój czas żeby poleżeć w szufladzie. Wyjęłam go na czas ciąży i przydał mi się niezmiernie.

Mother Goose chłodzący krem do stóp

Nie ma nic lepszego na zmęczone stopy ten kremik, który zawiera świetną formułę mentolową, olejek eucaliptusa, olejek awokado i masło shea. Te wszystkie składniki doskonale nawilżają stopy przy czym też je troszkę chłodzą w momencie kiedy czuje, że są zmęczone. Na kremie widnieje informacja, że nie zawiera parabenów. U mnie się sprawdza i jestem z jego działania bardzo zadowolona. 
A o łapki Mamy Kangurzycy dba krem L'occatine z 20% masła shea: nawilża przesuszone dłonie, dobrze się wchłania, ładnie pachnie i dba również o skórki wokół paznokcia oraz o samą płytkę paznokciową.


L'occatine z zawartością 20% masła shea

Lubię po niego sięgać, bo jest to dobry krem, jedynie co go odstrasza myślę, że cena. 
Na koniec już tej opowieści zostawiłam moją perełkę czyli Alverde żel do mycia twarzy, ja go używam jako maski do twarzy. W czasie kiedy biorę prysznic rozprowadzam go na twarzy pozostawiam na kilka minut, a później zmywam.

Alverde
 O tym cudaku pojawi się oddzielny post. Kosmetyk, który podbił moje serce oraz moją skórę twarzy.

Właściwie nic wielkiego nie zmieniło się jeśli chodzi o pielęgnacje mojego ciała w ciąży. Używam większości kosmetyków, jedynie co to zaczęłam bardziej dbać o to, by nie zapominać o regularnym nawilżaniu całego ciała oraz złuszczaniu martwego naskórka. Są kosmetyki, które mnie w tym nie zawodzą i chciałam je Wam zaprezentować.

A jak wygląda Wasza pielęgnacja ciała? Czy polecicie mi jakieś inne kosmetyki, którym warto dać szanse? Czekam na Wasze propozycje.
Tymczasem pozdrawiam z wiosennej Anglii 

Wasza 


wtorek, 4 marca 2014

Marina ach Marina zawróciłaś mi w głowie...czyli Aqua Marina od Lush

Witajcie Kochani!
Dzisiaj przychodzę do Was z postem o czyściku firmy Lush, który zawrócił mi w głowie. Dostałam go w sklepie Lush w małym pojemniczku do przetestowania. Kiedy byłam po świętach w Lushu stwierdziłam, że chce koniecznie chcę mieć właśnie ten czyścik, po czym okazało się, że moje kosmetyczno - ciążowe zachcianki to nie było to. Zapach jakoś mi nie do końca pasował i zdecydowałam się na Let the good time roll, którego uwielbiam. Aqua Marina wylądowała w lodówce i czekała na swoją kolej.
Jak użyłam Mariny raz, Kochani przepadłam. Kolejnym moim chciejstwem w wersji pełnowymiarowej jest właśnie Aqua Marina.

Aqua Marina -  Lush


OPAKOWANIE I WYGLĄD:
Mimo, że to wersja do przetestowania to mały, czarny typowy pojemniczek taki w jakim można kupić produkt pełnowymiarowy. 
Sama pasta wygląda jak sushi. 


https://www.lush.co.uk/product/6439/100g-Aqua-Marina



KONSYSTENCJA:
Ten czyścik od Lusha to treściwa pasta zbita w jedna całość. Jeśli chcemy ją wydobyć to według mnie można ją urwać kawałek ewentualnie plastikową szpatułką bądź łyżeczką. Pasta zawiera w sobie aloes, który działa uspokajając skórę, glinkę, która oczyszcza oraz algi, które bogate są w minerały. Wygląda jak różowa papka z zielonymi algami. 


Aqua Marina - Lush


ZAPACH:
Jak go wąchałam w sklepie to jednym słowem waliło łososiem na dzień dobry. Jak przywiozłam do domu to zapach trudny do określenia, ale z pewnością nie pachnie rybą. Trudny jest do zidentyfikowania, ale mi zdecydowanie pasuje.

SKŁAD:

 
*occurs naturally in essential oil

Niestety składu nie miałam na opakowaniu, więc dla zainteresowanych zostawiam źródło skąd skopiowałam czyli strona Lusha:  klik

MOJA OPINIA I SPOSTRZEŻENIA:
Przepadłam z dniem kiedy otworzyłam ten mały pojemniczek i wmasowałam czyścik z twarz. Moja twarz go pokochała. Kiedy używałam Angel Bare on Skin miałam bardzo mieszane uczucia. Aqua Marina uwiodła mnie od razu. Zapach zdecydowany, ale nie przeszkadza mi nawet kiedy jestem w ciąży, choć w sklepie nie byłam zdecydowana. Skład nie znam się za bardzo na nim, ale skoro zawiera glinkę, która oczyszcza moją twarz, algi, które działają również dobroczynnie, aloes, który koi, olejki, a moja skóra te składniki lubi to chyba jest to wielki plus.
Nim nałożę ją twarz urywam kawałek z pudełeczka mieszam troszkę z wodą i wtedy aplikuje na twarz. Trzymam kilka minut nim się wyprysznicuje następnie zmywam. Jeśli chodzi o zmywanie jej z twarzy nie ma najmniejszego problemu. Świetna pasta 2 w 1 czyścik i maseczka.
Moja skóra po użyciu tej pasty jest dobrze oczyszczona, nawet resztki makijażu dobrze usuwa z twarzy. Świetnie nawilża i odżywia skórę. Nigdy nie czułam żadnego ściągnięcia nawet już po pierwszym użyciu. Nie zapycha porów. Do tego mam wrażenie, że po umyciu twarzy Aqua Mariną twarz jakby odzyskuje blask i wygląda na bardzo świeżą. Mam ogromną ochotę na pełnowymiarowe opakowanie i jak tylko skończę czyścik Let the good time roll zakupie sobie właśnie Aqua Marinę bez dwóch zdań. 


Aqua Marina -  Lush


A czy Wam zawróciła już w głowie Aqua Marina? Mieliście okazję ją testować?
Serdeczne uściski
Wasza 




niedziela, 2 marca 2014

Luty w pigułce

Witajcie!
Już minął luty i coraz to bliżej do wiosny już nie mogę się doczekać. Zwłaszcza, że wiosna w tym roku będzie dla nas wyjątkowa za sprawą tego, że jeszcze dwa miesiące i jak wszystko pójdzie gładko na świat przyjdzie nasz Bejbiś. Nie o tym miało być, bo przecież podsumowanie lutego w pigułce. 

Luty w pigułce
O czym pisałam w lutym? Otóż pojawiło się kilka recenzji: 
Garnier z wyciągiem z winogrona dobry tonik w niskiej cenie. Jeśli ktoś chce się pokusić o całą recenzję zapraszam Was do tutaj klik. Myślę, że większość z nas go miała lub inne produkty z tej serii. 
Pojawiła się niekoniecznie pochlebna recenzja peelingu do rąk firmy p2, który niestety okazał się w moich oczach bublem nad bublami. 
Pochwaliłam się również dla Was paletką do brwi Essence. Miała być to paletka Catrice jednakże miałam okazję dostać Essence i prawdę powiedziawszy nie żałuje. Paletka nie kosztuje fortuny, a spełniła i spełnia moje oczekiwania. Co prawda do jednego mogę się jedynie przyczepić, a mianowicie do samego opakowania, ale reszta jest jak najbardziej pozytywnym zaskoczeniem. 
W lutym jak nigdy pojawiło się też kilka nowości między innymi Hydraluron czyli była mowa o kwasie hialuranowym w postaci żelu. Świetny żel jako serum pod krem. Póki co go używam i mogę nadal chwalić, jeśli coś by się zmieniło napewno dam Wam znać. 
Oprócz kosmetycznych nowości pokazałam Wam również moją kolekcję szminek, które najbardziej lubię. Wszystkie przypadły mi do gustu, ale na Wibo i na Revlon jeszcze nie raz się skusze i będę je odkrywać tyle, że w innej tonacji kolorystycznej.
Prawie na sam koniec miesiąca pojawił się również u mnie projekt denko, który był podsumowaniem moich zużyć jesienno - zimowych. Całkiem nieźle mi to poszło. 

I to na tyle co było w lutym. Przyszedł wielkimi krokami marzec i mam nadzieję, że w marcu pojawi się nieco więcej ciekawszych kosmetyków oraz recenzji. Serdecznie Was zapraszam na mnie, a sama również podglądam Wasze blogi i podpatruje co w świecie blogerskim piszczy. 


A jak Wam minął luty?
 Pozdrawiam Was serdecznie