czwartek, 26 lutego 2009

Londyn 4 i początek Mediolanu.

Odjechałam na chwilę mentalnie od komputerów. Ale czas nadrobić zaległości z pokazów.

Już kilku projektantów poprzecinało swoje wiosnne stroje poziomymi pasami materiału. Tak też się stało u House of Holland, i to chyba w sposób najbardziej ekstensywny.


Jakoś dziwnie mi się to widzi. OK- być może mój umysł tak skojarzył białe pasy z dresami (najbardziej nieludzkim dla mnie strojem w ogóle), że nie umiem się z tego skojarzenia zastygłego w umyśle wyemancypować. Well.
Josh Goot w swej minmalistycznej kolekcji proponuje asymetrie barwne. Zabawa może podobna do tego HofHolland - taki tetris odzieżowy. Może tu fajniej, bardziej z jajami who knows. Podoba mi się to jako koncept, ale jest takie ostre i nieplastyczne, że raczej się tak nigdy nie ubiorę:


Roksanda Ilincic zaś pociągnęła lata 80te do ostatecznych ogranic absurdu. Choć wskazówka jest istotna: jeśli coś mamy kupić, to musi to mieć bardzo szerokie ramiona:


Nie rozumiem trochę dlaczego na stajlu jest taka selekcja, skoro widziałam inne ciekawe kolekcje wiosenne z Londynu. Pewnie to koniunkturalizm.

A teraz początek mediolańskich pokazów. OK - to zawsze dla mnie ciężki moment, mody włoskiej nie rozumiem, nudzi mnie ona, albo raczej: nie umiem w niej znaleźć nic inspirującego - raczej same wtórne kawałki. Niewątpliwie wybija się Missoni. Tradycyjnie mamy tu dzianiny - tym razem jest to prawdziwy dzianinowy hard-core. Trochę wygląda ten zestaw na grupę odzianych nomadów, ale jakie to urocze. Ja uwielbia dzianiny - uwielbiam je tworzyć, uwielbiam ich faktury i niedoróbki, zgubione oczka i zaciągnięte rzędy. It's so vivid. Vivacious. Dzianina żyje - tym tak przyciąga.



They look really cozy, don't they? U Moschino Cheap and Chic kilka ciekawych asymetrii:


Poza tym nuda i rutyna. Cavalli denny - ale jest kilka highlightów:

A Emporio Armiani to nuda zbyt wielka, żeby sobie nią zaprzątać głowę.

wtorek, 24 lutego 2009

Londyn 3

Od wczoraj mam przewartościowanie wszystkich wartości. Dodatkowo dziś naczytałam się jakichś humanistycznych filozofii, aż w pewnym momencie zaczęłam w to wszystko wierzyć. Ale to w gruncie rzeczy jest prawda - dobitnym świadectwem jest świat internetu, gdzie jest jak w starej piosence - przyjdzie walec i wyrówna. Internet to ojczyzna miernota, na której żadna inna miernota się nie zawiedzie. Powiem więcej, gdyby Nietzsche zobaczył internet, jego utopijna idea Ubermenscha wnet wyparowałaby staremu wąsaczowi z głowy. Internet jest zaprzeczeniem intelektu. OK - dla mnie cudowną ideą jest śmietnik, na śmietniku można znaleźć wiele ciekawych rzeczy, wyszperać je z niego. Internet jest rodzajem śmietniska, które złośliwie nie da się przerobić na makulaturę. Co ja w tym bagnie robię? Ich weiss es nicht. Serio, czasami człowiek ma takie momenty, jakby mu klapki z oczu pospadały. A tak chciałabym być kolejną słodką dziunią! Tragedia tragedia. A co tam w Londku Zdroju?
Danielle Scutt - zdumiewający powrót do wycinanek w czerni i czerwieni - oj kojarzy się to kojarzy...

Dla mnie jest to jedna z tych rzeczy, o których nigdy bym nie pomyślała, że powrócą. A tymczasem... No i wspaniały naszyjnik - muszę pomyśleć nad takim!

U Erdema za to bogactwo - coś jakby nagle wyrósł konkurent mojemu wspaniałemu Lacroix! Niebywałe. A buty to są po prostu prze prze...



W tym momencie zawsze przypomina mi sie obrazek z napisem "Łopatka z Przechlewa". Oj, przechlew przechlew. Założyłam tego bloga z ubraniami, bo wszystko wydało mi się nijakie, teraz zaczyna mi się nudzić. Jeszcze mi się wydaje, że robię przechlew, daję ciała, bawiąc się w zinfantylizowanym świecie, którego de facto nie znam. Dawanie ciała to jest, ale są gorsze rodzaje dawania. Ament. Mrrau, Giles tym razem stanął na wysokości zadania. Jest tu i futuryzm, i tradycja, i futrzana ocieplacze na ręcę - what are these things?


najlepszy jednak futrzany twór zimowy - ok, wygląda trochę jak szydełkowa prezerwatywa z pomponem, ale czy to ważne - it's just fun:

Już dawno - od Chalayana ostatniego przynajmniej, nikt nie pozkazał tak agresywnych faktur - tym razem są to po prostu kolce - isn't that absolutely amazing???

Louise Goldin (czyżby krewna przewspaniałej fotografki?) eksperymentuje z dzianinami. Projektantka ponoć sama przygotowywała stroje na maszynie dziewiarskiej (kto wie, co to jest, ten wie, jakie to pracochłonne i wkurzające zajęcie!), a potem łączyła ze skórą. Kolekcja czarna, więc niewiele widać na fotkach, ale i tak szacun za talenta rozliczne.



Myślę, że takie rzeczy potrafią zrozumieć tylko ludzie, którzy sami coś tworzą. Dla ignorantów i dyletantów to jest funta kłaków niewarte. Jakoś zawsze mi żal tego zabrnięcia w świat intelektu - a może nie jest za późno, może jeszcze mogę założyć swoją pracownię... Wspaniałe marzenia - póki co przyszywam tylko guziki, już niezłą maestrię w tym mam, nie potrzebna mi już nawet specjalna stopka. Przyszyję każdy rodzaj guzika!
Luella na jesień to chyba najciemniejsza Luella jaką znam. Styl tradycyjnie dziewczęcy, preppy, ale zamiast ślicznych wielobarwnych garsonek - szarości i czernie brrr, a jutro środa popielcowa.


I w sumie jedyny chyba taki wesoły akcent - sukienka z boazerii, hurrra!

Ossie Clark has gone BOHO. Moje wyróżnienie dla czerwonego płaszcza:

oraz jakże uroczych szwedów - milion lat temu na szkolnym pokazie mody wyglądałam jakoś w ten deseń:

U Paula Smitha zaś tradycyjne angielskie tweedy oraz kilka mocnych elementow kolorostycznych. Do wszystkiego - emosznurówki:




Prze prze jest Paul Smith jesienny.

poniedziałek, 23 lutego 2009

Londyn 2

Wczoraj pokazy w Londynie troszkę obniżyły loty - mniej awangardy, więcej gry z tym, co zastane, ale takie gry, która tego nie destabilizuje. Czy awangarda destabilizuje zawsze? No chyba tak, choć nagle zajęła mnie ta kwestia. Ciekawa w sumie. Nieważne. Oto nagle w Londynie pojawiły się dwa amerykańskie twory. A mianowicie - Chloe Sevigny z kolejną autorką kolekcją dla OC. Takie jak zwykle - androgyniczne, indie... najlepoiej wypadła sama pomysłodawczyni:

jednak ma w sobie coś ta Chloe mrrau - ale to połączenie jedwabiu i skóry jest ekstra. No i panterka mnie tu zaciekawiła:

Następne stwory przyjezdne to siostry Miller (jak mniemam one są Amerykankami, świat gwiazd mnie kompletnie nie interesuje, nie wiem takich rzeczy sory) - kolekcja ichnia pod banderą Twenty8twelve jest garmażeryjna i taka sobie. Choć było tam coś,czego ostatnio szukam, a mianowicie - pelerynka!

Pelerynka na wielgusie wygląda dostojnie, ciekawe, jak to by wyglądało na normalnym człowieku.... muszę pogadać z Mary!
Richard Nicoll podszedł do sprawy metodycznie i wykroił wszystko jak należy. Bardzo geometryczne cięcia, ale tez trochę humoru. Oj cudne te paski od pończoch - może jestem już ostatnią zboczoną na tym punkcie kobietą, mam nadzieję, że nie! Niech żyją metalowe żabki!


Ach ten oldskulowy seks, chciałoby się powiedzieć. No cóż. Anna przyjechała kiedyś z Londynu odmieniona - na ulicy zobaczyła w biały dzień kobietę w prześwitującym prochowcu (z folii), pod spodem była kompletnie naga. Nie ma to jak wyspiarze!


Kolekcja Nicolla jest znakomita - już dawno nie widziałam tak architektonicznej rozprawy z bielizną - bravissimo!
Troszeczkę podobieństw u Christophera Kane'a.

Ten bardzo konceputalny projektant postawił również na prześwity i przepracowanie tradycyjnego gorsetu.

U Jaegera również motyw pasów i przeszyć w beżu oraz czerni.

ale też i groszki:

W ogóle ta kolekcja jest bardzo świeża - znowu Jaeger jest alternatywą dla komercyjnych włoskich marek - i te stroje są serio troszkę przemyślane. I like it.


I wreszcie Aquascutum - w tym sezonie prezentują przegląd tradycyjnych angielskich deseni i stylów. Co najmniej dwie rzeczy mnie zachwyciły, a mianowicie:


Już jestem stara - lubię takie połączenia ciepłych barw. I te koronki też...

i bardzo classy odpowiedź na trendy rock: