Dziś będzie post powracający, czyli o tym, owym, bez ładu i składu. Troszkę porzuciłam ostatnio blogowanie, ale dopadła mnie jesienna chandra. A jednak modowo całkiem sporo się dzieje. Ot - kolekcja Lanvin dla HM, o której pisałam dwa tygodnie temu. Nadzieje były wielkie, a ciuchy są według mnie prawdziwym rozczarowaniem. Niby "All silk", a wiele z nich wygląda po prostu tandetnie - słodka różowa suknia z asymetrycznym dekoltem przypomina jakieś materie stosowane na co dzień w... produkcji akcesoriów do sprzątania mieszkań, buty są przesłodzone (choć akurat one są najlepiej wykonane, mają nawet skórzane podeszwy), sukienki zbyt galowe lub zbyt różowe, natomiast płaszcz, który zdecydowałam się przymierzyć, zostawił na mojej cudownie czystej wełnianej spódnicy powłokę z nitek i paprochów sypiącej się tkaniny. Do tego miał sztuczny futrzany kołnierz przypominający ozdoby ze złotych czasów stadionu. Niestety ta współpraca jest niemal kompletną klapą. Natomiast sam H&M szturmuje polskie ulice, w tym tę najdroższą: trzypiętrowy sklep na rogu Nowego Światu i Foksal to prawdziwe novum w tej części Warszawy: wyczytałam, że tak duże domy towarowe nie powstawały w tym miejscu od wojny. Nie sądziłam, że kiedykolwiek zamkną sklep z charakterystycznym logo Salamandra, a teraz wygląda to tak:
Zakupowa mapa stolicy uległa ostatnio przetasowaniom: prawie naprzeciwko salonu H&M otwarto nowy, dwupiętrowy oddział outletu In-Fashion: sama się dziś przekonałam, że można tam znaleźć świetne, oryginalne ciuchy. Końcówki kolekcji, ubrania projektantów, duńskie marki znane z wzornictwa retro (Edith&Ella, Lysgaard, Pieszak), dużo dobrych tkanin, wśród których główną rolę gra jedwab: i to ten, który naprawdę wygląda jak jedwab ;-) Ceny przystępne, już od 40 złotych. W dawnych Domach Towarowych Centrum w tym tygodniu hucznie otwarto ogromny, trzypiętrowy salon Reserved - miałam przyjemność brać udział w imprezie pod hasłem "Beautiful story" i doskonale się bawiłam ;-) Mocnym punktem wieczoru był koncert Moniki Brodki - dzięki swojej odwadze ta dziewczyna znana z TV chyba wychodzi wreszcie na ludzi: przede wszystkim, śpiewa po polsku, jest bezpretensjonalna, no i... dobrze ubrana! Brodka się zmieniła i przez lata zmienia się też Reserved: zapowiada się współpraca z młodym, zdolnym Konradem Parolem, a ostatnia kampania reklamowa marki jest prawdziwym hitem. Ja jednak nadal czekam na pełną dostępność świetnych ciuchów linii Reserved Fashion!!! Podczas imprezy można było robić "nocne" zakupy w Reserved z bardzo atrakcyjną zniżką: żałuję, że nie odkupiłam swojej świeżo zgubionej, ukochanej czapki z tego sklepu :((, za to postanowiłam podbić wypatrzone już wcześniej stoisko nowej marki LPP: Home&You. Na trzecim piętrze znajdziecie mnóstwo fajnych pomysłów na wystrój mieszkania, no i na świąteczne prezenty: cieszę się, że Reserved jest też miejscem, gdzie można na szybko kupić jakiś gadżet do domu: we wtorek zaopatrzyłam się m. in. w nowy stylowy fioletowy koc w grochy (już ulubiony). Oto przegląd oferty sklepu:
Przełom listopada i grudnia to też okres świątecznych kiermaszy i swapów. Dzisiaj w Warszawie odbywało się ich kilka: ten w 1500m2 na Powiślu troszkę mnie zmroził, bo wyglądał mniej więcej tak, tak czy tak. Szalony tłum rzucał się na wysypywane z toreb ciuchy jak stado dziwnych ptaków... Idea była taka, że każdy przynosi, co chce, i co chce zabiera. Jednak rządziło prawo silniejszego. Nie mam pojęcia, jaka jest recepta na dobry swap - z doświadczenia wiem, że te imprezy nie wychodzą zbyt różowo: albo nikt nie chce się wymieniać lub żąda za ciuchy astronomicznych sum, albo zadwolony wychodzi tylko ten, kto umie się sprytnej rozpychać i chwytać ciuch w locie ;) Chyba najlepiej byłoby na starcie przyjmować ciuchy do wielkiej puli i zastępować je jakimiś kuponami: wtedy każdy mógłby przynajmniej wziąć najwyżej tyle, ile sam przyniósł. Na szczęście zupełnie nie mam już odzieżowych pragnień: ubrań mam za dużo, mogłoby się u mnie w szafie ubierać codziennie kilka osób - dlatego z lekkim zdziwieniem obserwowałam "grzebaczy". No ale cóż: ostatnio przez okno widziałam dziki tłum, czekający na poniedziałkową premierę nowej kolekcji lumpeksu: po otwarciu drzwi kilkadziesiąt osób rzuciło się do środka jak łowcy okazji z Black Friday. Jak to dobrze mieć pełną szafę! ;) Przyznaję, że od jakiegoś czasu pęd ludzi do ubrań jest dla mnie co najmniej niezrozumiały, a opaczna logika kupowania odzieży zupełnie mnie dołuje. Przecież chodzimy do sklepów w poszukiwaniu okazji: wybieramy często rzeczy dość tanie, które szybko się zniszczą, a to dlatego, że za kilka dni musimy (po prostu musimy!) sobie coś nowego kupić: nie po to, żeby zaspokoić potrzebę ciała, które ma być odziane, ale żeby zaspokoić swój nałóg. Gdy uzależnienie to gasimy czymś cennym, wartościowym, pięknym: wtedy może mieć rangę kolekcjonowania. Gdy zaś rzucamy się na tandetę i masówkę, to tak jakbyśmy popędzili do taniego marketu kupować plastikowe pidżamy z napisem "Sweat dreams" (autentyk z Biedronki) lub przecenioną, słabej jakości żywność, wyłącznie dlatego, że jest ona taka tania i że można mieć jej tak dużo. Często obserwuję ludzi w sklepach z używaną odzieżą i uważam, że można o nich i ich zachowaniach napisać wielotomową powieść: oni nie kupują w związku z potrzebami, ani nawet pragnieniami - oni kupują, by zabić swój czas, zmarnować go. Ale dość już tych smutków...
Kiermasz w 1500m2 kilka razy pozytywnie mnie zaskoczył. Bardzo spodobały mi się zobaczone po raz pierwszy na żywo opaski właścicielki sympatycznego sklepu vintage Carrot&Parrot. Są śliczne i solidnie wykonane, polecam na sezon świąteczno-karnawałowy. Polki często boją się odważniejszych nakryć głowy, a przecież taki dodatek jest w stanie zmienić całą stylizację w prawdziwe cudo. Dookoła po kolei zamykają się zakłady modniarskie - to jedno ze smutniejszych zjawisk detalicznego handlu: niepokojące, odświętne kształty na wystawach modystek od dziecka wprawiały moją wyobraźnię w ruch. Teraz jest już naprawdę coraz biedniej pod tym względem. Ale wiele osób nadal ma wspaniałe pomysły i ich prace można było nabyć dziś na Solcu: najbardziej podobały mi się naszyjniki z krawatów autorstwa Anny Wykrój i kolczyki z przewrotnie wykorzystanym logotypem Vuittona - zapachniało Almodovarem! Mam nadzieję, że teraz blog już nieco drgnie i posty będą pojawiać się częściej. A na dworze zrobiło się tymczasem całkiem biało!!!