Maszeruje Matka
dziarsko w ten piękny, wiosenny dzień z Jasiną u boku. Pora jest mocno poranna,
Jasina wyposażony w potężny plecak wypełniony szczelnie wiedzą wszelaką podąża
w kierunku szkoły pod czujnym okiem Matki, która dziś w gościnne progi – Melpomeny,
Temidy, czy szkoła ma jakąś patronkę o antycznym rodowodzie…? – starszaka swego
odprowadza.
A odprowadza nie
tak – ot bez celu głębszego, co to, to nie. Matka, na tej oto krętej dróżce
między garażami osiedlowymi pełni nie byle jaką rolę spowiednika dzieciny,
która w swym rozkosznym roztargnieniu przypomniała sobie wczoraj o 21.25, że
nazajutrz, czyli dziś przypada ostatni termin zaliczenia spowiedzi dla dumnych
uczniów klas trzecich w tym roku przystępujących do komunii. Świętej,
oczywiście.
Idzie wiec Matka
z objuczonym Jasiną u boku, mijając tłumek podobnych im duetów
matczyno-dziecięcych. Ale z tłumku owego wyróżniając się wyraźnie, słownie
przede wszystkim.
Jestem uczniem
klasy trzeciej, mam 9 lat, przystępuję do komunii po raz pierwszy – recytuje zdyszanym
nieco głosem Jaś, wdzięcznie przeskakując przez kałużę.
Do komunii
świętej – poprawia go Matka, wykonując efektowny szus w okolicach wspomnianej
kałuży, wlepiając przy tym wątły wzrok w kartkę ze wzorem spowiedzi.
Świętej – zgadza
się kandydat na pełnowartościowego uczestnika Kościoła Rzymskokatolickiego.
Obraziłem Pana
Boga następującymi grzechami: kłamałem… - zapędza się Jasina, wywołując żywe
zainteresowanie śpieszącego się do szkoły otoczenia.
No, może bez
takich szczegółów. Tylko to, co jest na kartce – poprawia go spłoszona Matka,
pomna, by całe osiedle nie zostało przedwcześnie wtajemniczone w grzechy
dziecięce.
Boże, bądź
miłościw grzesznej duszy mojej… - recytuje z przejęciem dziecina, uderzając się
gorliwe w wątłą pierś, ku szczeremu zachwytowi kilku staruszek, wyprowadzających swe czteronożne pupile na wysokości szkolnego boiska .
Pan odpuścił
Tobie grzechy, idź w pokoju – recytuje Matka, ciągnąc dziecko przez korytarz
szkolny.
Bóg zapłać –
sapie Jaś, z ulgą zrzucając tornister na podłogę szatni.
Super, umiesz.
Tylko się nie pomyl – całuje Matka syna w rozczochrany łepek.
Nie pomylę.
Chociaż Pani nie będzie takim fajnym księdzem jak ty – wzdycha Junior.
No pewnie, że
nie będzie. Matka zna Jasinę jak nikt i dobrze wie, że żadnymi grzechami Pana
Boga nie obraził. A jeśli ktoś ma świadczyć o doskonałości Stworzenia to Jasina
właśnie.
Że o Stasiu Matka nie wspomni ;).
Oj, biedne te dzieciaki męczące się swoimi grzechami, myślące o owej grzesznej swej duszy i niechybnym potępieniu za owe grzechy ;) Do końca życia będę pamiętać, jak swoją latorośl z religii w przedszkolu wypisałam, po tym jak mi się w nocy ze spazmami obudziła, bo do nieba nie pójdzie...
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że do tego nie dojdzie... Chociaż kto wie? Jaś bardzo przeżywa zagadnienie "grzechu", nawet Matkę strofuje w tym temacie ;). Pozdrawiam :)
UsuńZ mojego doświadczenia wynika, że dobrze przeżywana spowiedź jest świetnąmobilizacją dziecka do pracy nad sobą. W najlepszym tego słowa znaczeniu. Naprawdę działa łaska sakramentu. I myślę że zadziałą i u Was :). Natomiast najtrudniej dziecion rozróżniać między grzechem ciężkim a lekkim i zrozumieć że te lekkie są w pewnym sensie czymś w życiu człowieka normalnym. Nikt idealny nie jest. Zgodzić sie na włąsną niedoskonałość a jednocześnie dawać z siebie to, co najlepsze - ot mądrość. :)
OdpowiedzUsuńW opowiadaniu "lekko" potraktowałam ten temat, ale zgadzam się z Tobą - sakrament to trudne zagadnienie dla dziecka, ale też motywujące. Pozdrawiam serdecznie :)
UsuńDziecko pojmuje te małe grzeszki, jak wielką tragedię :). Niezwykle ważnym jest rozmowa z nim i uświadamianie :).
OdpowiedzUsuńMasz rację - tak dziecka to trudne w sensie emocjonalnym i intelektualnym, oparcie w dorosłych jest tu konieczne. Pozdrawiam ciepło :)
UsuńI oby pierwszy spowiednik trafił się taki, co nie spłoszy Dzieciny, bo pierwsza spowiedź to ogromne przeżycie. Do dziś pamiętam jak omijałam konfesjonał z proboszczem, bo miał gruby głos i wydawało mi się, że jest bardzo srogi:) Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńOby jakiś łagodny się trafił.Pozdrawiam :)
UsuńNie pamietam kompletnie swojej pierwszej spowiedzi. Pewnie ze stresu wszystko mi ulecialo. ;) Za to pamietam jak po poludniu, juz PO tym arcy-waznym wydarzeniu, podczas zabawy w podchody, schowalam sie mlodszej siostrze, zeby choc na moment uwolnic sie od przeszkadzajacej kuli u nogi, czyli powolnej trzylatki. Moje swietsze od samego ksiedza kolezanki z klasy zaraz wytknely mnie paluchem, ze to oszustwo i grzech i nie moge teraz przystapic do Komunii. Teraz sie z tego smieje, ale wtedy polecialam z rykiem do domu. :D
OdpowiedzUsuńNigdy człowiek nie był tak wyczulony na grzech, jak w czasie I komunii ;)
UsuńJa pamietam jak pierwszy raz szłam do spowiedzi to zastanawiałam się z koleżankami jakie my mamy grzechy. Hehe fajne czasy w tedy były.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Z tymi grzechem Juniora też mam problem... Pozdrowienia :)
UsuńCo do puenty, jestem absolutnie przekonana do Twojej racji ;)
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
Usuń