Friday, November 30, 2012

Radość z drobiazgów

Krótki post o radości jaką sprawił mi słoik z polskimi smakołykami.

W moim ulubionym meksykańskim markecie znalazłam dzisiaj polskie kiszone ogórki.
Uwierzcie mi, to bardzo, bardzo niespotykane znalezisko :)
Tu w USA bardzo popularne są korniszony, zwane piklami (pickles) czyli ogórki w occie z gorczycą i innymi przyprawami.
Zawsze kiedy miałam ochotę na normalne kiszone ogóreczki, musiałam robić je sama.



Mam nadzieję, że to nie jednorazowa dostawa..


Nieczęsto widuję polskie etykietki. Właściwie wcale :D


 Miny ludzi były bezcenne, kiedy patrzyli jak z wielkim uśmiechem przytulałam ogóreczki :)



Tak oto można sprawć, żeby uśmiech nie znikał mi z buziaka :)
Dla ciekawych: słoik z polskimi kiszonymi ogórasami kosztuje tu $3.99 plus podatek.

Pozdrawiam ciepło!
Mam nadzieję, że ten dzień bedzie miał niespodziankę dla każdego z Was!


Thursday, November 29, 2012

Deszcz!

Zaczyna się pora deszczowa. Tu nie ma czterech wyraźnych pór roku jak w Polsce. Są dwie.
Pora sucha obejmuje polską wiosnę, lato i jesień.
Zimą nastaje pora deszczowa.
Lubię jak pada deszcz. Myślę wtedy o Polsce :)
 Rośliny, które rosną w środku budynku, w którym mieszkam. Mają ogromne liście. Jak parasole :)



 Są zielone przez cały rok. Nawet teraz jeszcze zieleńsze :)


W środku budynku mamy cudnie szumiącą fontannę i trochę zieleni.


Lubię to miejsce. Panuje tu rewelacyjny mikroklimat. Latem jest chłodniej niż na otwartej przestrzeni, mimo, że na zewnątrz panują strasznie męczące upały. Zimą jest przyjemnie bo nie czuć zimnej bryzy znad oceanu.
Taki nasz mały prywatny park.


I jeszcze coś cudnego na koniec.

Miła niespodzianka na oknie w kuchni :) Zakwitł ponownie mój kochany storczyk kropkowany. Prezent od rodziców.


Ściskam i pozdrawiam!

Tuesday, November 27, 2012

Zakupy ROSS, CVS, Target. NARS epic win!

Byłam dzisiaj na zakupach w trzech sklepach. Kupiłam kilka miłych rzeczy i jednego bubla.

Na początku odwiedziłam CVS.
Dostałam rano emaila z kuponem promocyjnym na darmową tubkę kremu do rąk CVSowej linii Essence of Beauty.
Nie byłabym sobą, gdybym nie skorzystała :)
Do wyboru były trzy zapachy: kwiat wiśni, słonecznik i limonka z kokosem. Tak jak przewidywałam, najbardziej przypadł mi do gustu słonecznik. Bardzo miły, wakacyjny, kwiatowy i lekki zapach.

Przespacerowałam się po sklepie, z nadzieją, że znajdę jeszcze coś miłego w promocji. Trafiłam na suchy szampon do włosów Suave. Miałam kiedyś małą próbkę i pamiętam, że byłam z niego zadowolona. Był w promocji 50% off. $3,95 na $1,97. Przy kasie okazało się, że szampon jest jeszcze tańszy :)

Za szampon i krem do rąk zapłaciłam razem 94 centy. Happy Cat :)

Następnym sklepem był Target.
Kupiłam korektor Covergirl w odcieniu 610 Classic Ivory. Bardzo jasny, bałam się, że będzie zbyt jasny, ale okazało się, że pasuje mi idealnie.

Następny zakup to cień do powiek Covergirl w kolorze Pink Chiffon. Nie mam jasnego cienia bazowego. Myślę, że ten będzie dobry, bo przetrwał dzisiejszy dzień bez niespodzianek.


Ostatnią rzeczą jaką kupiłam w Target jest Eyeliner SCANDALEYES Waterproof 25h w żelu Rimmel. Wiem, że jest dużo wielbicielek tego kosmetyku. Moje osobiste doświadczenie nie podziela jednak ich entuzjazmu. Eyeliner ten nigdy nie zastygł na mojej skórze. Cały czas był lepiący i klejący. Po kilku mrugnięciach wyglądałam jak panda, mimo, że długo czekałam na to, aż łaskawie wyschnie. Nie dość tego idealnie zmył się wodą. Tragedia.

Przy najbliższej okazji wymienię go na inny, mam nadzieję że lepszy.
Po wykorzystaniu kuponów zapłaciłam za wszystko $10 i kilka centów.

ROSS
Na zakończenie pojechałam do mojego ulubionego sklepu ROSS. Kupiłam kilka bluzek z długim rękawem dla mojej małej córci, która rośnie w ekspresowym tempie i wszystkie bluzki, które posiada mają przykrótkie rekawy :)
Zahaczyłam o zakątek z kosmetykami. Wpadły mi w ręce dwie rzeczy. Mini spray ochronny Thermal Shield Biosilk ($2,99) oraz tajemniczo wyglądający biały kartonik z napisem, który już gdzieś wcześniej widziałam. Obie rzeczy wyglądają tak:

Jestem totalnie zielona i nieopierzona jeśli chodzi o kosmetyki, ich marki i i co do czego służy :) Od niedawna podczytuję blogi kosmetyczne dziewczyn i już mam pewne przebłyski.

Kartonik nie miał ceny i był na tyle interesujący, że postanowiłam zabrać go ze sobą do kasy, żeby ustalić ile kosztuje. Marka NARS mignęła mi kilka razy przy czytaniu blogów, ale tylko jeśli chodzi o kolorówkę.
Trafiłam do kasy z bardzo miłym panem, który wychwycił mój jakże egzotyczny w tej części świata akcent. Poprosiłam, żeby najpierw sprawdził ile kosztuje krem. Pan powiedział, że wygodniej mu będzie wszystko skasować i na końcu zająć sę kremem, który odłożył na bok.W międzyczasie porozmawialiśmy o Polsce i zimie, różnicach klimatycznych i zwyczajach świątecznych. Kiedy po zapłaceniu rachunku brałam torbę z zakupami, panu przypomiało się o kremie. Wziął do ręki kartonik, przeprosił, że zapomniał sprawdzić cenę, papatrzył na krem, na mnie, na krem, na swój segregator z kodami i cenami, potem znowu na mnie, po czym zapytał, czy kupię krem za $3,99.. Popatrzyłam na krem, na pana, na krem i jeszcze raz na pana i powiedziałam, że wezmę, ale za $2,99 :) Pan z radością się zgodził i zaczął szukać kodu kreskowego z odpowiednią ceną. Po poszukiwaniach, okazało się, że nie znalazł kodu na $2,99. Znalazł na $2,49. W taki oto sposób stałam się właścicielką NARS Lightening Cream.
Po powrocie do domu z ciekawości przeszukałam internety i znalazłam takowe kremy w cenie oscylującej pomiędzy $80 a $180. Epic win!



Dzisiaj zacznę go używać i nie omieszkam wrócić z recenzją.

Ściskam i buziakuję!

Sunday, November 25, 2012

Mój mały koci kącik

Witajcie.
Postanowiłam podzielić się z Wami kawałeczkiem mojego życia.
Zapraszam do mojego małego kociego kącika..
K.