Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Marvis. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Marvis. Pokaż wszystkie posty

15.2.16

Zużycia w mini recenzjach

Siedząc i pisząc ten post myślę tylko o tym aby wskoczyć pod kołdrę i przespać resztę zimy. Nie lubię, bardzo mocno nie lubię tych ponurych, szarych, i zimnych dni. Mam ochotę usnąć i obudzić się dopiero wtedy gdy za oknem będzie ciepło i słonecznie, ale cóż, tak się nie da. Przechodząc jednak do tematu posta, jak już widzicie po tytule dzisiaj zapraszam Was na recenzje zużytych kosmetyków. Jest tego całkiem sporo więc zapraszam do czytania ;)



Dove,  Naturaln Touch Dead Sea Minerals - nie trafiłam na naturalny antyperspirant, który sprawdzał by się u mnie w 100% więc ratuje się tymi drogeryjnymi. Ten od Dove jest delikatny, nie powoduje podrażnień, a nawet je łagodzi, a co najważniejsze jest skuteczny. Chroni przed przykrym zapachem, zapewnia uczucie świeżości, a jego delikatny zapach nie gryzie się z perfumami. Jedyny minus to taki, że pozostawia białe ślady na ubraniach.

Kiehl's, Midnight Recovery Concentrate - czyli serum w postaci bardzo lekkiego olejku. Wchłania się niemalże natychmiast, odżywia, nawilża, regeneruje oraz dodaje blasku, pomaga też pozbyć się przykrych niespodzianek, a jego zapach relaksuje i koi zmysły. Skład jest tu w 99,8% procentach naturalny, a sam kosmetyk niezwykle wydajny! Wystarcza na kilka długich miesięcy. Polecam

Marvis, pasty do zębów - już kilkukrotnie pisałam o nich na blogu. Uwielbiam i wracam regularnie. Gęstę, dobrze się pienią, mają ciekawe, niebanalne smaki, pomagają usunąć płytkę nazębną, delikatnie wybielają i odświeżają oddech. No i te opakowania! Jak dla mnie mega urocze.

Nuxe, Reve de Miel, Ultrabogaty Żel  - gęsty, odżywczy żel na bazie miodu i słonecznika przeznaczony zarówno do mycia ciała, jak i twarzy. Ultradelikatnie oczyszcza, pielęgnuje, zmiękcza i otula ciepłym, intensywnym zapachem. Ideał, szczególnie na zimę choć nie tylko ;)

Insight, Colored Hair Mask - naturalna maska z mnóstwem dobroczynnych ekstraktów w składzie. Fantastycznie dba o zniszczone, farbowane włosy. Odżywia je, wygładza, dodaje blasku, a przy tym nie obciąża. Włosy po jej użyciu są lekkie, zadbane i podatne na układanie. Świetnie sprawdza się też jako odżywka. Cena, wydajność i zapach też na plus.

Fitomed, Żel do higieny intymnej - łagodny, naturalny żel, który idealnie wywiązuje się ze swojego zadania. Delikatnie oczyszcza, odświeża, przywraca naturalne pH, łagodzi podrażnienia i regeneruje uszkodzony naskórek. Bardzo fajny i chętnie do niego wrócę.

Pat&Rub, Otulający Balsam do ciała - lekki, szybko wchłaniający się balsam o naturalnym składzie. Zapewnia skórze naprawdę porządną dawkę nawilżenia, przywraca jędrność, uelastycznia, regeneruje, koi i wygładza. Natomiast przepiękny, cytrusowo-waniliwoy zapach, jak już sama nazwa wskazuje, otula i sprawia, że zimowe wieczory wydają się trochę przyjemniejsze.

Sylveco, Odżywcza Pomadka z Peelingiem - pomadka z zawartością drobinek cukru trzcinowego. Za jednym pociągnięciem złuszcza suche skórki i wygładza usta, a jednocześnie pielęgnuje, odżywia i regeneruje. Na plus przemawia tutaj też świetny, w pełni naturalny skład i niska cena. Koniecznie wypróbujcie, bardzo fajny gadżet!


Pat&Rub, Otulający Peeling - ma chyba tylu zwolenników co przeciwników. Gęsty, wypakowany po brzegi substancjami odżywczymi oraz cukrem trzcinowym, nie tylko fantastycznie złuszcza martwy naskórek i wygładza skórę, ale też wspaniale ją pielęgnuje dzięki zawartości naturalnych maseł i olei. Fakt, zostawia tłustą, nieco lepka warstwę, ale szybko przestaje być ona wyczuwalna, a skóra jeszcze przez długi czas pozostaje jedwabiście gładka i odżywiona. Ja stosowałam go na sucho bo inaczej się nie da. Ogólnie polubiliśmy się. No i ten zapach! Cudo!

The Body Shop, Brazil Nut Shower Cream - bardzo lubię te kremowe żele TBS. Są gęste, dobrze się pienią, delikatnie oczyszczają i nie wysuszają skóry pozostawiając ją miękką i gładką. Wersja orzechowa ma delikatny, nieco słodki zapach, który zdecydowanie uzależnia i uprzyjemnia kąpiel.

Origins, Drink Up Intensive - zdecydowanie najlepsza maska nawilżająca, do której wracam regularnie. Jej bogata formuła już w jedną noc potrafi przywrócić nawilżenie, a stosowana regularnie zapobiega odwadnianiu, uelastycznia, ujędrnia i sprawia, że skóra wygląda młodziej. Ja lubię ją też za piękny owocowy zapach, a także delikatność. Maska nie podrażnia nawet delikatniej skóry pod oczami. Uwielbiam.

Yope, Figowe Mydło do rąk - naturalne i bardzo łagodne. Dobrze oczyszcza, delikatnie się pieni, a co najważniejsze nie wysusza skóry dłoni. Skład ma więcej niż bajeczny, zachwyca też zabawnym opakowaniem i ładnym, delikatnym zapachem. Warto wypróbować!

Evree, Upiekszjący Krem do twarzy, Magic Rose - bardzo mnie zaskoczył, oczywiście pozytywnie. Gęsta, odżywcza formuła kremu bardzo szybko się wchłania. Krem nie pozostawia na skórze tłustej warstwy, idealnie sprawdza się pod makijaż, a nawilżenie, które zapewnia utrzymuje się przez cały dzień. Skóra czuje się komfortowo, jest elastyczna i miękka. Co więcej, kosmetyk jest bardzo wydajny i fantastycznie pachnie różami!

Kiehl's, Rare Earth Pore Refining Tonic - pokładałam w nim duże nadzieje, a okazał się beznadziejny. Za zadanie ma m.in. oczyszczać i obkurczać pory oraz przedłużać mat. Niestety nie zauważyłam żadnych efektów jego stosowania, no chyba, że te negatywne. Tonik przesuszał skórę i powodował dyskomfort. Nie zużyłam go do końca i nie polecam.

Maybelline, Lash Sensational - ta maskara zbiera mieszane opinie, ale ja ją polubiłam. Nieduża, silikonowa szczoteczka świetnie rozdziela rzęsy, dokładnie pokrywając je tuszem. W efekcie są one podkręcone, wydłużone oraz zagęszczone, a przy tym elastyczne. Nawet z krótkich, rzadkich rzęs potrafi wyczarować firanki, ale trzeba dać jej czas! Ponadto jest bardzo trwała, nie osypuje się oraz nie wysycha przed upływem daty ważności.

Garnier, Płyn Micelarny - świetnie spełnia swoje zadanie, nie pieni się, nie pozostawia na skórze żadnej nieprzyjemnej warstwy, a do tego jest bardzo delikatny oraz wydajny, no i ma przyjemną cenę. Jeśli jeszcze go nie miałyście warto to nadrobić.


Sylveco, Lipowy Płyn Micelarny (brak na zdjęciu) - mój ogromny ulubieniec. Uwielbiam za naturalny skład, łagodność oraz skuteczność. W kilka chwil pozwala pozbyć się makijażu, także tego z oczu, pozostawiając skórę czystą i odświeżoną. Nie powoduje podrażnień, nie pieni się ani nie pozostawia lepkiej warstwy. Tylko zapach ma średni, ale można się przyzwyczaić.

Phenome, Exfoliating Facial Paste - fantastyczny produkt, który nie tylko wygładza i złuszcza martwy naskórek, ale też obkurcza pory i doskonale oczyszcza. Przy tym jest bardzo łagodny, nie powoduje podrażnień oraz nie przesusza skóry. Po jego użyciu jest ona dotleniona, gładka i promienna, wygląda zdrowo i pięknie. Na plus jest tu też naturalny, bajeczny skład, przyjemny zapach oraz ogromna wydajność.

L'oreal, Korektor Lumi Magique - prawdziwy czarodziej. Nie znajdziecie tutaj dobrego krycia, ale rozświetlenie jakie daje natychmiast usuwa z twarzy zmęczenie, odmładza spojrzenie i sprawia, że skóra wygląda promiennie i zdrowo. Minusem jest to, że może przesuszać, ale dobry krem nawilżający załatwia tą sprawę. Chętnie kupię ponownie.

Dermologica, Gentle Cream Exfoliant - peeling enzymatyczny, który jest naprawdę niesamowity. Wystarczy kilka minut, aby pokazał swą prawdziwą moc. Świetnie złuszcza martwy naskórek, wygładza, rozjaśnia i napina skórę. Pomaga też pozbyć się niechcianych wyprysków, minimalizuje pory i rozjaśnia przebarwienia. Jednak uwaga, może podrażniać dlatego jeśli macie bardzo wrażliwa skórę lepiej omijajcie go z daleka.

Insight, Loos Control - rewelacyjny, naturalny szampon, który otrzymał ode mnie miano ulubieńca roku 2015. Gęsty, świetnie się pieni, dobrze oczyszcza nie podrażniając przy tym skóry głowy, a stosowany regularnie zapobiega wypadaniu włosów. Z dnia na dzień stają się one mocniejsze, zdrowsze i błyszczące. Szampon nie obciąża, a wręcz sprawia, że włosy dłużej zachowują świeżość. Ponadto jest bardzo wydajny i ładnie, orzeźwiająco pachnie.



Kerastase,  K Ultime Oleo - moim zdaniem najlepszy olejek do włosów. Wszechstronny,  wzbogacony o kompleks czterech luksusowych olejków: kukurydzianego, arganowego, kameliowego oraz pracaxi. Wygładza, zabezpiecza końcówki, zapobiega puszeniu, odżywia, dodaje blasku oraz miękkości nie obciążając przy tym włosów. Natomiast piękny, perfumowany zapach i przeogromna wydajność to tylko dodatkowe zalety.

Aesop, Purifying Facial Exfoliant Paste - gęsty peeling w postaci pasty, który dzięki drobinkom kwarcu doskonale wygładza i usuwa obumarłe komórki naskórka. Zawartość kwasu mlekowego sprawia, że kosmetyk wykazuje też świetnie właściwości oczyszczające, a wszystko to bez podrażnień i przesuszania skóry. Minusem może być cena, ale duża wydajność i świetne działanie zdecydowanie to wynagradzają.

Kiehl's, Amino Acid Shampoo - bardzo łagodny szampon, który nie tylko oczyszcza, ale też pozostawia włosy odżywione, gładkie, błyszczące i niebywale lekkie oraz puszyste. Ponadto, świetnie się pieni, pięknie, kokosowo pachnie i jest bardzo wydajny.

The Body Shop, Cocoa Butter Cream Body Scrub - sama nie wiem co o nim sądzić. Działanie złuszczające jest tu naprawdę dobre. Peeling pomaga pozbyć się martwego naskórka, świetnie wygładza i napina skórę, a z drugiej strony brak mi tutaj właściwości pielęgnacyjnych. Zapach też jest dziwny, w opakowaniu ładny, marcepanowy, na skórze niestety tego nie czuć. Jestem na nie.

Alpha H, Liquid Gold - czyli tonik z zawartością kwasu glikolowego. Bardzo łagodny, a przy tym skuteczny. Stosowany regularnie wyrównuje strukturę skóry, a także koloryt, pomaga pozbyć się przebarwień, oczyszcza pory i w znacznym stopniu zapobiega powstawaniu wyprysków. Co fajne, zwiększa też nawilżenie skóry oraz jej napięcie. Uwielbiam i na pewno będę wracała do niego regularnie.

Alpha H, Balancing Cleanser with Aloe Vera - kolejny fantastyczny produkt Alpha H czyli gęste, kremowe mleczko do oczyszczania skóry. Łagodnie, a przy tym naprawdę skutecznie usuwa ze skóry wszelkie zanieczyszczenia jak pozostałości makijażu czy sebum, nie narusza przy tym warstwy hydrolipidowej, pozostawiając skórę miękką, elastyczna i gładką. O uczucia ściągnięcia czy pieczenia nie ma tu w ogóle mowy.  Dla mnie najlepszy produkt oczyszczający. Koniecznie musicie wypróbować bo tego nie da się opisać.






A jak Wam idzie zużywanie? Zainteresował Was któryś z kosmetyków? Dajcie znać :)

3.2.16

Essentials

Dzisiaj post na szybko czyli moje niezbędniki w mini recenzjach. A już niedługo na blogu pojawi się post z ulubieńcami. Tymczasem zapraszam do czytania ;)







Sylveco, Lipowy Płyn Micelarny - naturalny, bardzo łagodny i skuteczny. Dokładnie usuwa makijaż i inne zanieczyszczenia z powierzchni skóry pozostawiając ją czystą, gładką i bez podrażnień. Minusem może być niezbyt ładny zapach, ale można się przyzwyczaić. Na plus przemawia natomiast niska cena, dobry skład i ładne opakowanie.

Aesop, Fabulous Cleansing Gel - gęsty żel na bazie oliwy z oliwek przeznaczony do skóry wrażliwej. Łagodnie i jednocześnie skutecznie oczyszcza skórę pozostawiając ją idealnie czystą, niemalże piszczącą, napiętą i gładką. Niestety może delikatnie przesuszać, ale kosmetyki nawilżające szybko załatwiają sprawę.

Clarisonic, Mia 2 - po kilku miesiącach nieużywania wyciągnęłam ją ponownie na światło dzienne i kolejny raz przekonałam się, że jest naprawdę genialna. Nie tylko świetnie i dogłębnie pomaga oczyścić skórę, ale też wygładza ją i napina. Nakładka sensitive, której używam jest naprawdę delikatna i nie podrażnia wrażliwej skóry. Polecam!

Aesop, Purifying Facial Paste - bardzo niepozorny, a zarazem skuteczny peeling do twarzy o kremowej konsystencji. Zawarty w nim kwas mlekowy rozpuszcza zanieczyszczenia na powierzchni skóry, a drobinki kwarcu dokładnie i skutecznie usuwają martwy, zrogowaciały naskórek w efekcie skóra jest dotleniona, dogłębnie oczyszczona, promienna i nieskazitelnie gładka, a o przesuszeniu czy podrażnieniach nie ma tu mowy.  

Aesop, Parsley Seed Cleansing Masque - czyli maseczka na bazie glinki, która nie tylko oczyszcza, ale też odnawia skórę. Ma fajną konsystencję, przyjemny, lawendowy zapach i fantastyczne działanie. Wystarczy 15 minut aby skóra była dobrze oczyszczona, gładka, napięta i rozświetlona. Maseczka nie przesusza i genialnie rozprawia się z niespodziankami. Lubię.

Fitomed, Tonik Nawilżający - bardzo przyjemny tonik w niskiej cenie. Ma dobry skład, pięknie pachnie i działa tak jak obiecuje producent. Tonizuje, nawilża i łagodzi podrażnienia. Jeśli poszukujecie dobrego, łagodnego toniku w niskiej cenie koniecznie sięgnijcie po ten od Fitomed.

Kiehl's, Ultra Facial Cream - śmiało mogę napisać, że to krem idealny! Mega szybko się wchłania,  nie zapycha skóry, nie powoduje przetłuszczania, a uczucie nawilżenia jakie zapewnia utrzymuje się przez cały dzień. Skóra w tym czasie jest elastyczna, gładka i odżywiona bez uczucia napięcia czy swędzenia. Krem stanowi idealną  bazę pod makijaż, a każdy podkład rozprowadza i trzyma się na nim idealnie. Dla mnie póki co najlepszy.

Pat&Rub, Krem pod Oczy - w 100% naturalny, łagodny i lekki, a przy tym bardzo odżywczy. Zaaplikowany na skórę wchłania się błyskawicznie, nie powoduje podrażnień i stanowi świetną bazę pod makijaż. Działanie odżywcze jest tu na 5, krem świetnie nawilża delikatną skórę pod oczami, uelastycznia ją i napina. 

Fridge by yde, Ostra Szczotka - niby ostra, a jednak idealna. Wykonana z naturalnego, końskiego włosia bardzo przyjemnie masuje skórę, nie powodując podrażnień i, kolejny raz to powtórzę, działa jak dobry peeling i balsam jednocześnie! Regularne jej używanie poprawia wygląd skóry o 100%.  Z dnia na dzień staje się ona coraz bardziej napięta, jędrna i gładka. Jej koloryt znacznie się poprawia, a cellulit staje się mniej widoczny. Niby taka mała, zwykła rzecz, a czyni cuda. Należy tylko sięgać po nią regularnie.

Kiehl's, Amino Acid Shampoo - czyli łagodny, odżywczy szampon, który sprawdzi się chyba u każdego. Świetnie się pieni, dobrze oczyszcza, a włosy po jego użyciu są niezwykle lekkie, puszyste i błyszczące. Większość szamponów podrażnia mój wrażliwy skalp, ten na szczęście tego nie robi. Plusem jest też jego zapach, delikatny, kokosowy, bardzo przyjemny.

Organique, Anti-Age Hair Mask - zdecydowanie moja ulubiona maska do włosów. Wystarczy zaledwie kilka minut i już. Włosy stają się odżywione, gładkie i błyszczące, a przy tym nie są obciążone. Maska nie przyspiesza też przetłuszczania, a jej winogronowy zapach zdecydowanie umila stosowanie i jeszcze długi czas utrzymuje się na włosach. Ja często stosuję ją w roli odżywki i bardzo mocno polecam <3 Nie zawiedziecie się.

Alba, Galeniczny Płyn do ciała i higieny intymnej - gęsty, super-delikatny żel o działaniu niemalże leczniczym. Ma fantastyczny skład, bardzo delikatnie, ale skutecznie oczyszcza skórę, a zawartość olejków eterycznych sprawia, że pozostawia przyjemne i długotrwałe uczucie odświeżenia. Ja stosuję go według przeznaczenia i w obu przypadkach sprawdza się świetnie. 

Pat&Rub, Otulający Balsam do Ciała -  już nie raz wspominałam, że uwielbiam balsamy tej marki i nadal to zdanie podtrzymuje. Lekka konsystencja kosmetyku szybko się wchłania, a naturalne substancje fantastycznie pielęgnują skórę. Nawilżają ją, uelastyczniają oraz wygładzają. Przy regularnym stosowaniu efekt ten jest długotrwały, natomiast delikatnie słodki, otulający zapach sprawia, że mam ochotę sięgać po niego co chwilę.

Marvis, Pasta do zębów - najlepsza! Zachwyca nie tylko ciekawym opakowaniem, ale też unikalnymi walorami smakowymi ponadto jest gęsta, kremowa, dobrze się pieni, świetnie usuwa płytkę nazębną, a tym samym wybiela zęby. Przyjemnie też odświeża. U mnie zagościła na stałe i nie chcę innej.

Clarins, Radiance Plus Golden Glow Booster do twarzy i ciała - dwa niepozorne produkty, które mają moc. Wystarczy dodać kilka kropel do ulubionego balsamu lub kremu, zaaplikować mieszankę na skórę, odczekać kilka godzin i gotowe. Skóra wygląda jak po wczasach pod palmami, a efekt ten jest bardzo naturalny i utrzymuje się prze kilka dobrych dni. Nie będę oszukiwać, że nie ma tu nieprzyjemnego zapachu bo jest, ale czuć go tylko przez chwilę po czym się ulatnia. Bardzo lubię tę dwójkę i polecam. Nie zrobicie sobie krzywdy, obiecuję ;)

Tak wygląda zestaw kosmetyków po który sięgam ostatnio regularnie. Znacie któryś z produktów, a może któryś szczególnie Was zainteresował? Dajcie znać :)

21.1.16

Zimowe nowości

Nie będę ściemniać, zaszalałam. Wszystko przez promocje, moje uwielbienie do kosmetyków i brak samokontroli. Choć patrząc na to z drugiej strony i wiedząc, że są to zakupy nie z  tygodnia, a zrobione w przeciągu ok. 2 miesięcy to nie jest chyba tak źle. Jak zawsze króluje pielęgnacja, a raczej jest tu sama pielęgnacja bo to akurat zużywam na bieżąco, a jak zużywa się kolorówka chyba każda z nas wie. U mnie nie zużywa się wcale :(




Moje uwielbienie do peelingów, zarówno tych do twarzy jak i do ciała nie słabnie, dlatego w nowościach nie mogło ich zabraknąć i tak mamy tutaj aż trzy zdzieraki: jeden The Body Shop, który zachwycił mnie swoim zapachem, niestety działanie ma kiepskie i wiem, że już więcej do niego nie wrócę, dwa pozostałe są marki Frank Body. Ten do twarzy kupił mnie od razu, rewelacyjny! Ma świetny skład, pachnie jak dobra kawa i genialnie złuszcza martwy naskórek. Wersja do ciała czeka na swoją kolej i muszę przyznać, że jestem jej mega ciekawa. W sklepie iperfumy.pl kupiłam swoje ulubione pasty Marvis, wzięłam od razu trzy opakowania ponieważ nie lubię po kilka razy płacić za kuriera, do zamówienia dorzuciłam nawilżającą maskę Decleor. Moja ulubiona od Origins dobija już dna, a tę od dawna miałam ochotę przetestować. Póki co wiem tylko, że pachnie pięknie <3 Duet REN to  prezent świąteczny, w jego skład wchodzą dwie maski w małych pojemnościach. Wersję Glycolactic znam i uwielbiam, natomiast ta 1-minutowa - Flash Rinse 1 Minute Facial  - zawierająca wit. C to dla mnie nowość, ale już ją przetestowałam i jest naprawdę świetna. W Douglasie skusiłam się na regenerujący krem do rąk marki I Coloniali. Jeszcze go nie używałam i jestem ciekawa czy zdoła pokonać mojego ulubieńca od The Body Shop. Maska do włosów Anti-Age oraz pianka do mycia ciała w wersji Milk marki Organique to powrót po latach. Oba produkty uwielbiam i Wam również je polecam. Maska jest najlepsza na świecie, pięknie pachnie winogronami i można stosować ją również jako odżywkę, natomiast pianka ma niesamowicie puszystą, przyjemną konsystencję i jest bardzo łagodna. Krem do mycia ciała od Institut Karite to mój łup z TK Maxx, tak samo zresztą jak płyn micelarny marki Suki. Żadnego z tych kosmetyków nie używałam, ale wierzę, że będą super. Zresztą, nie wiem jak Wy, ale ja uwielbiam robić zakupy w tym sklepie, zawsze można znaleźć tam nowe, nieznane kosmetyki w przyjemnych cenach, a dla fanek świec to prawdziwe królestwo! Ja bardzo lubię te marki DW Home , pachną obłędnie i są niedrogie <3



Zakup żelu L'occitane - Vanille&Narcisse to wynik bezcelowego szwendania się po centrum handlowym. Zresztą, muszę się przyznać, że zdecydowanie bardziej lubię kupować kosmetyki niż ubrania, szczególnie jeśli mają fajne opakowania, dobre składy i bosko pachną, a ten żel to wszystko właśnie ma. Jeśli lubicie ciepłe i otulające aromaty koniecznie zwróćcie na niego uwagę. Kosmetyki marki O'right chodziły za mną od dawna, a że moje dwa szampony: Insight i Kiehl's akurat się kończą postanowiłam w końcu złożyć zamówienie i oprócz szamponu dodającego objętości Recoffee skusiłam się też na peeling do skóry głowy kryjący się pod nazwą Hinoki. Oba produkty są naturalne i zapowiadają się fantastycznie! Kolejne naturalne nowości to emulsja głęboko oczyszczająca z witaminą C - Nourish oraz tonik z kwiatów pomarańczy - Lulu&Boo. Ten duet kupiłam w sklepie organicall.pl, w którym naprawdę ciężko jest się na coś zdecydować. Asortyment jest niezwykle ciekawy i wszystko strasznie kusi! Do zakupów dorzuciłam jeszcze ściereczkę muślinową Skin&Tonic, ale zupełnie zapomniałam umieścić ją na zdjęciu. Balsam REN to również powrót. Uwielbiam go za lekką konsystencję, fantastyczne działanie nawilżająco-uelastyczniające oraz delikatny, różany zapach. I już ostatnie zakupy poczynione tym razem w Sephorze czyli samoopalacz do ciała w kroplach marki Clarins, naprawdę niezły!, oraz spray dodający włosom objętości i struktury. Bardzo lubię i wracam do niego regularnie. 


I to już wszystko? Coś Was szczególnie zaciekawiło? Znacie któryś z kosmetyków? O czym chciałybyście poczytać? 
PS. Mam dla Was niespodziankę, ale więcej zdradzę w następnym poście :)

14.1.16

Ulubieńcy roku 2015 - pielęgnacja

Dziś zapraszam Was na kolejny post z ulubieńcami roku. Tym razem na tapetę poszła pielęgnacja. Nie wiem czy jest tego dużo czy mało,ale są to kosmetyki, które mnie totalnie zachwyciły, po które sięgam z przyjemnością, i które z ręką na sumieniu mogę polecić praktycznie każdemu. Na zdjęciu brakuje trzech produktów, nie mam ich obecnie w domu, ale nie mogę o nich nie wspomnieć także czytajcie uważnie ;) No to co, zaczynamy.







Sylveco, Lipowy Płyn Micelarny - naturalny, łagodny i skuteczny, cóż chcieć więcej? W składzie zawiera ekstrakt z kwiatów lipy szerokolistnej, który wykazuje działanie nawilżające i osłaniające dzięki temu płyn nie tylko dokładnie oczyszcza skórę, ale pozostawia ją też elastyczną, odżywioną i gładką, natomiast na skórę oczu wpływa kojąco i łagodząco. Ponadto nie pieni się i nie pozostawia na skórze żadnej nieprzyjemnej warstwy, bo tego chyba nikt nie lubi, prawda? Sięgam po niego z przyjemnością i na inne płyny już nawet nie patrzę.

Fridge by Yde, Ostra Szczotka - bez problemu mogłaby zastąpić balsam oraz peeling do ciała bo regularne używanie tej szczotki lepiej wpływa na skórę niż stosowanie wyżej wymienionych  kosmetyków. Lecz to nie wszystko bo oprócz gładkiej, jędrnej skóry bez cellulitu zyskujemy też ładniejszy koloryt, poprawiamy krążenie i oczyszczamy organizm z toksyn. A tak naprawdę ostra szczotka nie jest taka ostra, jest idealna. Wykonana z naturalnego, końskiego włosia, które nie drapie tylko masuje skórę, świetnie leży w dłoni, a masaż nią to czysta przyjemność bez podrażnień. Najlepsza bez dwóch zdań.

Kiehl's, Face Cream - no i chyba udało mi się znaleźć nawilżający krem idealny. Ultralekki, szybko  się wchłania, otula skórę delikatną warstwą ochronną, nie obciąża, nie przyspiesza przetłuszczania,  nie zapycha, świetnie sprawdza się na noc, a także na dzień pod makijaż, który to trzyma się na nim rewelacyjnie. Do tego jest bardzo łagodny, nie podrażnia, nie powoduje alergii,  a nawilżenie jest tu na najwyższym poziomie. Skóra przez cały dzień jest miękka, elastyczna i odpowiednio nawilżona. Zapach, opakowanie i wydajność również na plus. Cena zresztą też. Producent kieruje go do wszystkich i myślę, że sprawdzi się u każdego.

Clarins, Radiance-Plus Glow Booster - czyli słońce w kropelkach. Fajne rozwiązanie szczególnie dla tych, którzy marzą o pięknej opaleniźnie przez cały rok, ale nie lubią samoopalaczy bądź boją się plam. Tutaj aplikacja jest szybka, dziecinnie prosta (wystarczy zmieszać krople z kremem i nałożyć na skórę), a efekty fantastyczne. Już po kilku godzinach od aplikacji możemy cieszyć się delikatną, naturalną i złocista opalenizną bez zacieków itp. Efekt opalenizny oczywiście można stopniować w zależności od naszych oczekiwań. Kosmetyk ściera się równomiernie i... nie wydziela charakterystycznego zapachu. Mowa tu o wersji do twarzy, ale ostatnio kupiłam też tę do ciała i również jest moc. 




Dr. Bronner's, Pure Castille Soap - niby to tylko mydło w płynie, ale uwierzcie mi jest naprawdę genialne i wszechstronne. Można się nim umyć od stóp do głów, a także wykorzystać na kilkanaście różnych sposobów. Ja stosuję je do mycia pędzli, do sprzątania, a także pod prysznicem do mycia ciała. W ducie z myjką fantastycznie się pieni,  skutecznie oczyszcza i jest niezwykle łagodne, nie powoduje alergii oraz nie narusza warstwy hydrolipidowej. Dostępne jest w różnych pojemnościach, a także kilku wersjach zapachowych. Ja uwielbiam lawendową, a także tę ze zdjęcia czyli migdałową, która pachnie marcepanem <3 Jeśli jeszcze nie znacie Pure Castille Soap radzę szybko to nadrobić! ;) To jedno z moich największych odkryć tego roku, którego nie może już u mnie zabraknąć.

Insight, Loss Control Shampoo - ze względu na wrażliwą skórę głowy ostrożnie dobieram szampony, muszę przy tym pamiętać też o kapryśnych, cienkich i szybko przetłuszczających się włosach, które raczej nie tolerują naturalnych kosmetyków. Natomiast o szamponach Insight czytałam tyle dobrego, że musiałam choć jeden wypróbować i uwierzcie, to był strzał w dziesiątkę. Łagodny, skuteczny, świetnie oczyszcza, dobrze się pieni i jeszcze odżywia włosy. O podrażnienaich nie ma tu mowy, tak samo jak o obciążaniu. Skalp jest nawilżony, włosy sypkie, błyszczące i puszyste. Warto tu w spomnieć o składzie, w pełni naturalny, bez zbędnych substancji natomiast z organicznymi składnikami aktywnymi jak ekstrakty z kasztanowca, guarany i Echinacei. Mieszanka ta wzmacnia i stymuluje cebulki, i faktycznie, odkąd stosuję Loos Control włosy zdecydowanie mniej wypadają i niesamowicie  mnie to cieszy. Genialny produkt, w niskiej cenie i w fajnej butli <3

The Body Shop, Hemp Hand Protector - ulubieniec od dawien dawna i mimo, że kremów do rąk przewinęło się u mnie dużo żaden nie przebił tego śmierdziucha od TBS. No tak, zapach ma nieprzyjemny, ale działanie wymiata. W kilka chwil potrafi zregenerować spierzchnięta i przesuszoną skórę dłoni pozostawiając ją nawilżoną, gładką i elastyczną. Zawsze mnie ratuje, a szczególnie teraz zimą gdy minusowe temperatury nie służą naszej skórze. Sama nie wiem, które to już opakowanie, ale będą kolejne.





Phenome, Relaxing Massage Oil - olejek naszej rodzimej marki, który pokochałam. Bogaty w wyselekcjonowane, organiczne oleje doskonale pielęgnuje, odżywia, nawilża i regeneruje skórę, a jego wspaniały zapach, niby różany, ale bardziej zielony niż mdły, relaksuje i koi zmysły. Uwielbiam się nim otaczać, a wręcz jestem od niego uzależniona. Sam olejek szybko się wchłania nie pozostawiając tłustej, nieprzyjemnej warstwy i jest bardzo wydajny. Idealny i do masażu i do szybkiego nawilżenia skóry <3

Alpha H, Balancing Cleanser with Aloe Vera - najbardziej łagodny preparat do demakijażu i oczyszczania skóry z jakim miałam do czynienia. Jednak mimo swej łagodności jest naprawdę skuteczny. Fantastycznie i bez najmniejszych problemów usuwa ze skóry resztki makijażu, sebum oraz inne zanieczyszczenia pozostawiając ją oczyszczoną, dotlenioną, a przy tym niezwykle miękką, elastyczną i nawilżoną. Kosmetyk nie powoduje podrażnień, nie narusza warstwy hydrolipidowej, nie powoduje dyskomfortu w postaci ściągnięcia skóry,  a jego konsystencja w postaci mleczka sprawia, że demakijaż jest jeszcze przyjemniejszy. Dla mnie zdecydowanie najlepszy! Bardzo mocno polecam.

Phenome, Facial Exfoliating Paste - mimo iż peelingów mechanicznych na rynku jest wiele trudno znaleźć taki, który będzie w 100% idealny. Ja w roku 2015 przetestowałam sporo kosmetyków tego typu, ale tylko  Facial Exfoliating Paste spełnił wszystkie moje oczekiwania. Dosyć mocny, skuteczny, idealnie złuszcza martwy naskórek, wygładza, a przy tym nie powoduje podrażnień i nie wysusza skóry. Co więcej, można stosować go jako produkt 2w1 bo pozostawiony na twarzy trochę dłużej śmiało zastępuję też maskę oczyszczającą. W efekcie skóra jest oczyszczona, gładka, promienna, jędrna i elastyczna. Zachwyca też naturalnym składem, wydajnością oraz wspaniałym, roślinnym zapachem.







Ministerstwo Dobrego Mydła, Masło Shea - odkąd poznałam to masło, jakieś kilka miesięcy temu, cały czas gości na mojej łazienkowej półce. Gęste, odżywcze, niezwykle łagodne oraz wszechstronne. Bez problemu zastąpi balsam, kremy do stóp i dłoni, a także pomadkę do ust. Zapachem może nie zachwyca, jest delikatny, lekko orzechowy, ale działaniem już zdecydowanie tak. Wspaniale odżywia, zapobiega utracie wody z naskórka i łagodzi podrażnienia, wykazuje też działanie antybakteryjne i przeciwzapalne i co najważniejsze, jest tak łagodne, że może być stosowane także u dzieci czy alergików. Co tu dużo mówić, naprawdę warto je mieć.

Marvis, pasta do zębów - czy można uzależnić się od pasty do zębów? Zdecydowanie tak! Te marki Marvis wyróżniają się nie tylko uroczymi opakowaniami w stylu retro, które zdecydowanie przyciągają wzrok, ale też fajnymi, niecodziennymi smakami, które są naprawdę świetnie wyważone i sprawiają, że mycie zębów to nie tylko obowiązek, ale też przyjemność. Ponadto dobrze oczyszczają, odświeżają oddech, a także są mega gęste, a przy tym mega wydajne, no i świetnie się pienią. Na zdjęciu wersja wybielająca o delikatnym miętowym smaku, ale najbardziej chyba lubię tę o smaku lukrecji, mimo iż za smakiem lukrecji nie przepadam.

Dermalogica, Gentle Cream Exfoliant - kolejny peeling w tym zestawieniu, tym razem enzymatyczny. Podbił moje serce niemalże od razu. Wystarczy zaledwie kilkanaście minut aby pokazał swą moc, a przy regularnym stosowaniu potrafi zdziałać cuda. Nie tylko złuszcza martwy naskórek, ale też świetnie oczyszcza, obkurcza pory, wygładza, rozjaśnia koloryt, pomaga pozbyć się przebarwień, a także niweluje niechciane wypryski. Gdy dodamy do tego dobrą wydajność mamy prawie, że ideał. Niestety, peeling mimo delikatny w nazwie wcale taki nie jest i wrażliwe skóry może podrażnić. Ja polecam go głównie osobom z cerą mieszaną i tłustą.

Origins, Drink Up Intensive - prawdziwa bomba odżywcza dla skóry. Treściwa, bogata konsystencja i fantastyczny skład w  którym znajdziemy m.in. olejki z awokado i pestek moreli, wodorosty z morza japońskiego, roślinną glicerynę i kwas hialuronowy w najlepszy możliwy sposób dbają o wrażliwą, przesuszoną skórę przywracając jej odpowiedni poziom nawilżenia. Wystarczy nałożyć maskę na noc, a rano można cieszyć się jędrną, odżywioną i ukojoną skórą, która jest napięta i promienieje. Niezastąpiona nie tylko zimą, ale przez cały rok. Bardzo wydajna, pachnąca owocami i tak łagodna, że można nakładać ją też pod oczy, aaa i teraz dostępna także w Sephorze.




Sylveco, Pomadka z peelingiem - idealna propozycja dla tych, którzy walczą z suchymi i spierzchniętymi ustami. Pomadka ta nie tylko wspaniale pielęgnuje, regeneruje i koi, ale też, dzięki zawartości drobinek cukru trzcinowego, wygładza powierzchnię ust i pozawala szybko i skutecznie pozbyć się suchych skórek. Na plus przemawia tutaj także fantastyczny, naturalny skład, niska cena i dobra wydajność.

Alpha H, Liquid Gold - czyli tonik złuszczający z zawartością kwasu glikolowego przeznaczony do każdego rodzaju skóry. Za zadanie ma redukować zmarszczki, przebarwienia, uszkodzenia posłoneczne oraz rozszerzone pory i drobne wypryski. Ja tak naprawdę doceniłam go dopiero gdy mi się skończył (tak, na zdjęciu widzicie pustą butelkę) i już planuję zamówić kolejne opakowanie. Przy regularnym stosowaniu w niewidoczny, delikatny sposób złuszcza naskórek, wyrównując tym samym powierzchnię skóry, zwęża pory, oczyszcza je, reguluje wydzielanie sebum, no i zdecydowanie pomaga zapobiegać powstawaniu wyprysków, a jeśli już takowe się pojawią bardzo szybko się z nimi rozprawia. Przy tym jest niezwykle łagodny, nie powoduje szczypania, a skóra podczas stosowania jest cały czas świetnie nawilżona. Można stosować go wspólnie z kremem lub też bez, wtedy daje lepsze, mocniejsze efekty. No naprawdę fajny produkt, który warto wypróbować. Myślę, że najbardziej docenią go osoby z przebarwieniami czy też pierwszymi zmarszczkami choć ja polecam go każdemu :)




Clochee, Peeling do ciała - zdecydowanie najfajniejszy peeling do ciała z jakim miałam w 2015 roku do czynienia i nie wiem czy wiecie, ale jest to polski produkt! Nieważne czy zastosujemy go na mokro czy na też na sucho w obu przypadkach fantastycznie i naprawdę porządnie złuszcza martwy naskórek, a jednocześnie pielęgnuję i nawilża skórę. A wszystko to zasługa genialnego, organicznego składu w którym oprócz drobinek ścierających czyli cukru i pestek malin znajdziemy m.in. odżywcze masło Shea, które nie tylko działa na skórę regenerująco, ale też łagodzi podrażnienia, uelastycznia i natłuszcza. Po jego zastosowaniu użycie balsamu jest zupełnie zbędne, a mimo, że skóra jest porządnie nawilżona nie ma tu uczucia oblepienia czy tłustości. Koniecznie wypróbujcie!

Aesop, Rejuvenate Intensive Body Balm - śmiało mogę napisać, że to zdecydowanie najlepszy balsam do ciała ever! Mimo lekkiej, szybko wchłaniającej się konsystencji pielęgnuje, odżywia i nawilża tak jak bogate, treściwe masło. Już chwilę po aplikacji możemy odczuć jego dobroczynne działanie i cieszyć się miękką, jedwabistą, elastyczną skórą, a do tego pięknie pachnącą  bo zapach jest tu naprawdę boski. Waniliowo - drzewny, ciepły i otulający. Idealny na zimowe wieczory choć i latem świetnie się sprawdzi. Jeśli Wasza skóra często jest szorstka, swędząca i brakuje jej jędrności ten balsam sprawi, że już nigdy taka nie będzie.

Kiehl's, Creamy Eye Treatment with Avocado - krem pod oczy, który faktycznie działa! Do tego jest mega łagodny i komfortowy. Mimo gęstej, trochę topornej konsystencji wchłania się więcej niż fantastycznie przez co fajnie sprawdza się pod makijaż i zapewnia idealne nawilżenie przez cały dzień. Nic się na nim nie roluje, a zaaplikowany pod oczy korektor nie wchodzi w załamania. Przy regularnym stosowaniu skóra pod oczami jest rozjaśniona, elastyczna, zmarszczki są delikatnie wygładzone, a przesuszone miejsca są odżywione. Świetny kosmetyk, który sprawdza się zarówno na dzień, jak i na noc, a jeden mały słoiczek starcza na bardzo długi czas. Obecnie najlepszy i ulubiony. 

Znacie moich ulubieńców? Podzielacie moje zdanie? Co Was zaciekawiło z tej gromadki?
Jestem też bardzo ciekawa jakie produkty Was zachwyciły w 2015 roku? Koniecznie podzielcie się swoimi typami w komentarzach :)

27.10.15

Denko Wszechczasów

Od ponad tygodnia wygrzewam się na Gran Canarii stąd cisza na blogu, ale dzisiaj pogoda nieco  się zepsuła, jest deszczowo i wietrznie, wieczorny spacer brzegiem plaży więc odpada dlatego postanowiłam dokończyć post, który zaczęłam pisać jeszcze przed wyjazdem. Jak już mówi tytuł będzie o zużytych kosmetykach, a że jest tego naprawdę dużo, a nawet bardzo dlatego zaczynamy. Ale, ale zaparzcie najpierw herbatę i rozsiądźcie się wygodnie. Już? No to już ;)



 Fridge by Yde, Silky Mist - genialny, lekki, a zarazem mega odżywczy. Rewelacyjnie i długotrwale nawilża, uelastycznia, nie zapycha, ma fantastyczny skład bez zawartości konserwantów i piękny zapach.  Przeznaczony jest głównie dla cery młodej, zarówno suchej jak i mieszanej. Więcej tutaj >klik<. Dla mnie najlepszy krem nawilżający i z przyjemnością do niego wrócę.

Dr. Bronner's, Pure Catile Soap, Tea Tree - w pełni organiczne, super delikatne, wydajne i wszechstronne. Może być stosowane na 18 różnych sposobów, m.in. jako żel do ciała, mydło do mycia pędzli, płyn do prania czy też środek do sprzatania niemalże całego mieszkania. Ma lejącą konsystencję, dobrze się pieni, a dzięki zawartości olejku z drzewa herbacianego działa antybakteryjnie. Pełna recenzja >klik<. Dla mnie must have.


REN, Guerande Salt Exfoliating Body Balm - dosyć mocny, skuteczny i wydajny. Ma gęstą konsystencję, fantastycznie złuszcza martwy naskórek, odżywia, nawilża, wygładza, a dzięki dodatku mięty daje uczucie mega odświeżenia. Wydajność rewelacyjna. Chętnie wrócę, jest super.

Aromatherapy Associates, Soothing Treatment Mask - koi, odżywia i nawilża. Ma lekką, a zarazem bogatą konsystencję, fantastycznie łagodzi podrażnienia, przywraca skórze właściwy poziom nawilżenia, a także ujędrnia i napina oraz przyspiesza gojenie wyprysków. Jedynym minusem jest zapach i cena, ale chętnie do niej wrócę.

Fridge by Yde, Fabulous Face - czyli krem połączony z lekkim podkładem. Wyrównuje koloryt, dodaje blasku i ukrywa zmęczenie, ponadto fantastycznie odżywia oraz nawilża, trwa na skórze cały dzień, nie ściera się i jest niezwykle komfortowy. Świetnie sprawdzi się niemalże na każdym rodzaju cery. Skład, jak to w kosmetykach Fridge, jest bajeczny. Chętnie do niego wrócę, ale w okresie letnim. Więcej tutaj >klik<.



Bumble&Bumble, Mending Masque - nawilża, odżywia, wygładza i dodaje blasku, ale za tą cenę spodziewałam się więcej. Niestety nie daje długotrwałych efektów, ale plus jest taki, że nie obciąża włosów, a nawet pozostawia je puszyste. Wydajność na plus, zapach również. Ze względu na wysoką cenę i przeciętne działanie nie kupię ponownie.

Dr. Bronner's, Pure Castile Soap, Rose - działanie i właściwości identyczne jak w przypadku wyżej opisanego mydła z olejkiem herbacianym, no może poza działaniem antybakteryjnym. Zapach niby różany, ale dla mnie nijaki. Do tej wersji już nie wrócę.

Tołpa, Odżywczy Koncentrat Wygładzający do rąk - nie zachwycił mnie. Ma lekką konsystencję, szybko się wchłania, przez chwilę daje uczucie nawilżenia i wygładzenia, ale po kilkunastu minutach czułam, że muszę ponowić aplikację. Na plus jest zapach, ciepły, nieco słodki, naprawdę ładny. Więcej nie kupię. 

Kiehl's, Creamy Eye Treatment - najlepszy! Gęsty, komfortowy i bardzo odżywczy. Dobrze sprawdza się zarówno na noc, jak i na dzień pod makijaż. Mimo bogatej, trochę tłustej konsystencji szybko się wchłania, a przy tym wygładza, uelastycznia i wspaniale nawilża. Wydajność przeogromna. Ja używałam go miesiąc dłużej niż powinnam, jednak krem nie zmienił swoich właściwości i działał tak samo. Kupię ponownie i to nie raz! :) Pełna recenzja >klik<.



Phenome, Purifying Anti-Dandruff Shampoo - organiczny, bardzo łagodny i skuteczny. Tak jak moje włosy nie przepadają za naturalnymi szamponami ten wręcz pokochały. Dokładnie oczyszcza, świetnie się pieni, nie podrażnia skalpu, a wręcz go łagodzi, pozostawia włosy puszyste i odbite od nasady oraz przedłuża ich świeżość. Wydajność naprawdę niezła, zapach również piękny. Kupię ponownie. Recenzja >klik<.

Biovax, Intensywnie Regenerująca Maseczka do włosów przetłuszczających się - lubię maseczki Biovax i ta również mnie nie zawiodła. Bardzo wydajna, o gęstej konsystencji, przyjemnie nawilża i wygładza, nie obciążając przy tym włosów. Zapach, wydajność i cena też na plus. Być może jeszcze kupię.

La Roche Posay, Effaclar Duo - niezastąpiony gdy na skórze pojawiają się tak bardzo niechciane niespodzianki. Ma lekką, nieco żelową konsystencję, szybko się wchłania pozostawiając skórę gładką i miękką, nie pozostawia tłustej warstwy, ale też niezbyt nawilża, a wręcz, często stosowany, może przesuszać. Przyspiesza gojenie wyprysków, reguluje wydzielanie sebum i oczyszcza zatkane pory.  Wydajność przeogromna. Kupię ponownie.

Marvis, Aquatic Mint - moja ulubiona pasta. Gęsta, bardzo wydajna, świetnie się pieni, delikatnie wybiela, odświeża, a przy tym ma łagodny miętowy, nieco słodki smak. Kolejna tubka już w użyciu.



Lee Stafford, Hair Growth Treatment - czyli maska godna uwagi i sama nie wiem czemu nie pojawiła się w ulubieńcach. Świetnie nawilża, wygładza, dodaje blasku, a jednocześnie pozostawia włosy sypkie, lekkie i odbite od nasady. Nie przyspiesza przetłuszczania, nawet gdy nałożymy ją na skórę głowy. Zapach też na plus, mi kojarzy się z perfumami Angel - Thierrego Muglera. Niestety nie wiem jak wpływa na wzrost włosów ponieważ nie używałam jej regularnie. Prawdopodobnie kupię ponownie.

Seboradin Niger, Balsam - uwielbiam szampon z tej serii i na odżywkę też nie mogę narzekać. Nawilża, dodaje blasku i wygładza nie obciążając przy tym włosów. Stosowana na skórę głowy łagodzi podrażnienia i wzmacnia cebulki włosów. Minusem może być niezbyt przyjemny, roślinny zapach, ale można się przyzwyczaić. Więcej tutaj >klik<. Kupię ponownie

Clarins, Body Lift Cellulite Control - stosowałam go nieregularnie więc trudno mi odnieść się do działania antycellulitowego. Sam balsam/żel jest lekki, wchłania się niemalże natychmiast nie pozostawiając tłustej warstwy. Wygładza, napina i trochę nawilża, ale bez szału natomiast  aplikowany zaraz po kąpieli czy też po szczotkowaniu daje uczucie chłodzenia. Wydajność przeogromna, zapach też całkiem spoko. Raczej już nie kupię.

Evree, Super Slim - stosowany regularnie daje naprawdę spektakularne efekty. Napina, ujędrnia, a także wygładza i fantastycznie nawilża, w połączeniu z ćwiczeniami oraz zdrowym odżywianiem pomaga też w walce z cellulitem. Ponadto szybko się wchłania, jest dość wydajny, ma dobry skład i świetnie pachnie. Być może jeszcze wrócę. Więcej tutaj >klik<



Rituals..., Foaming Shower Gel Sensation, Happy Buddha - łagodna, a jednocześnie skuteczna. Dobrze oczyszcza, nie wysusza skóry, a jej konsystencja uprzyjemnia stosowanie. Zapach nie przypadł mi do gustu, ale widziałam, że producent zmienił połączenie na moje ulubione (pomarańcza i cedr) więc chętnie kupię ponownie ( JUŻ KUPIŁAM ;)). Wydajność oczywiście na plus. Jeśli nie znacie tych pianek koniecznie to nadróbcie ;)

Tołpa, Antycellulitowy Peeling pod prysznic - bardziej żel niż peeling. Łagodny, z dużą zawartością małych drobinek ścierających, bardzo delikatnie złuszcza martwy naskórek, trochę wygładza i niestety wysusza skórę. Zapach też mnie nie zachwycił. Jestem na nie i więcej nie kupię. 

Clarins, One Step Gentle Exfoliating Cleanser - peeling o średniej mocy. Dobrze oczyszcza, złuszcza, wygładza i rozjaśnia, a jego pomarańczowy zapach pobudza i dodaje energii. Przy  szybko zanieczyszczającej się cerze można stosować go nawet codziennie, jednak uwaga bo może trochę wysuszać. Lubię mieć go pod ręką i pewnie jeszcze kupię.

Ministerstwo Dobrego Mydła, Mus do Ciała, Len i Konopie - po brzegi wypakowany substancjami odżywczymi, treściwy, a zarazem lekki i szybko wchłaniający się. Rewelacyjnie i długotrwale odżywia, nawilża, zmiękcza i wygładza naskórek, łagodzi też podrażnienia i regeneruje. Zapach ma leśno-ziołowy, delikatny i nie drażniący. Jak na taką mała pojemność wydajność naprawdę niezła. Bardzo lubię i chętnie wrócę. 



Marvis, Whitening Mint - bardzo podobna do pasty opisanej nieco wyżej, różni się jedynie smakiem, który jest bardziej miętowy, mocniejszy, ale nie drażniący. Fajnie odświeża i wybiela. Chętnie wrócę.

Sylveco, Tymiankowy Żel do twarzy - naturalny, łagodny i naprawdę fajny. Skutecznie oczyszcza skórę z resztek makijażu, sebum czy też innych zanieczyszczeń, nie podrażnia ani nie wysusza. Świetnie sprawdzi się u każdego, zarówno podczas wieczornego demakijażu jak i podczas porannej toalety. Zaletą jest tu też cena oraz duża wydajność, o składzie nie wspominając.

REN, Clarifying Toner - tonizuje, odświeża i jest delikatny. Przy regularnym stosowaniu reguluje wydzielanie sebum, rozjaśnia, wygładza, odblokowuje zatkane pory i minimalizuje powstawanie wyprysków. Zapach, wydajność i skład tez na plus. To już moje drugie opakowanie i będzie kolejne bo jest świetny.

Pat&Rub, Balsam do rąk, Orzeźwiający - lekki, z świetnym składem i dobrym działaniem. Szybko się wchłania, pozostawiając delikatną warstwę ochronną, dobrze nawilża, zmiękcza i regeneruje skórę dłoni. Zapach jak już nazwa wskazuje jest orzeźwiający, idealny na ciepłe miesiące. U mnie gości regularnie, zmieniam tylko wersja zapachowe.



Sylveco, Ziolowy Płyn do płukania jamy ustnej - fantastyczny płyn naszej polskiej marki. W 100% naturalny i bogaty w ziołowe ekstrakty. Nie zawiera alkoholu, nie podrażnia zębów ani dziąseł, fantastycznie odświeża oddech oraz oczyszcza jamę ustną z resztek pokarmowych. Z przyjemnością kupię ponownie.

Origins, Clear Improvement - jedna z moich ulubionych masek oczyszczających. Genialnie oczyszcza, odświeża, obkurcza pory i świetnie rozprawia się z niechcianymi wypryskami. Przy regularnym stosowaniu reguluje wydzielanie sebum, ponadto rozjaśnia i wygładza. Skład ma świetny, a wydajność jest jej kolejną zaletą. Chętnie do niej wrócę.

Seboradin Niger, Lotion - w duecie z odżywką oraz z szamponem z tej serii naprawdę działa. Stosowany na włosy oraz skórę głowy nie powoduje szybszego przetłuszczania, a przy regularnym stosowaniu przedłuża świeżość włosów i łagodzi podrażnia, ponadto wzmacnia cebulki przez co ogranicza wypadanie. Minusem może być mocny, ziołowy zapach, ale ja go lubię. Chętnie kupię ponownie.

Oceanic, Long 4 Lahes - czyli serum przyspieszające wzrost rzęs. Jak dla mnie genialne. W krótkim czasie zagęszcza, wydłuża, podkręca i przyciemnia rzęsy przez co wyglądają zjawiskowo. Ponadto jest bardzo wydajne i łatwe w aplikacji. Jednak uwaga ponieważ może podrażniać, ja odczuwałam czasem tylko swędzenie, nic więcej się nie działo. Aaa, po odstawieniu nie zauważyłam nadmiernego wypadania rzęs. Kupię ponownie.

Batiste, Dry Shampoo, Blush - działa jak powinien. W kilka sekund odświeża, unosi włosy u nasady i dodaje im objętości, niestety zauważyłam, że przy częstym stosowaniu nasila wypadnie. Minusem jest też biały osad, który no niestety na ciemnych włosach widać. Zapach całkiem przyjemny, wydajność dobra. Ze względu na wyżej opisany problem więcej go nie kupię.



Clinique, Hight Impact Mascara - uwielbiam ten tusz w małej pojemności, duża mnie zawiodła. Tusz szybko wysycha, nie rozczesuje rzęs tylko je skleja, ponadto daje efekt owadzich nóżek, osypuje się i ogólnie jestem na nie. Więcej nie kupię.

Giorgio Armani, Eyes To Kill, Excess Mascara - mega, mega, mega. Nie wiem czy nie najlepsza choć na początku mnie nie zachwyciła. Fanstastycznie rozczesuje, wydłuża, podkręca, a także pogrubia rzęsy dając efekt firanek. Przy tym jest niezwykle czarna, trwała, a także nie wysycha i można ją stosować aż do ostatniej kropli. Wrócę do niej na 100% i to raczej już niedługo. 

Pat&Rub, Balsam do ciała Samoopalający - byłby ideałem gdyby nie mocny, charakterystyczny smrodek. Jest łatwy w aplikacji, nie zostawia plam, smug czy zacieków, daje przepiękny, bardzo naturalny kolor opalenizny, który można stopniować, a przy tym przyjemnie nawilża oraz odżywia.  Zaletą jest skład, w 100% naturalny i bezpieczny. Ze względu na nieprzyjemny zapach nie wiem czy jeszcze do niego wrócę.

Clochee, Odżywczy Peeling Cukrowy - zdecydowanie najlepszy peeling. Organiczny, mocny i nawilżający. Doskonale złuszcza martwy naskórek, wygładza, pobudza krążenie, poprawia koloryt skóry i fantastycznie nawilża na długie godziny, a jego przyjemny zapach uprzyjemnia stosowanie. Oczywiście, że kupię kolejne opakowanie i to nie raz! Koniecznie przeczytajcie pełną recenzje >klik<.

Rituals..., Happy Mist - można stosować ją zarówno do ciała, jak i do pościeli czy ogólnie do odświeżania wnętrz. Ja kupiłam ją w ciemno i nie zachwyciła mnie, a raczej jej zapach, ale z tego co wiem teraz się zmienił. Ogólnie ma plusy, takie jak wydajność oraz trwałość, np. na ubraniach utrzymuje się niesamowicie długo. Chętnie zaopatrzę się w nową wersję zapachową, uwielbiam połączeniu pomarańczy i cedru <3

Evree, Power Fruit - całkowicie zapomniałam poświęcić mu pełną recenzję i teraz żałuję bo jest super. Ma innowacyjną, dwufazową formułę, z czego dół to kwas hialuronowy, a góra to miks olejków. Po zmieszaniu niesamowicie szybko się wchłania i działa cuda. Genialnie odżywia, wygładza, zmiękcza oraz nawilża skórę na długie godziny, a jego piękny, kwiatowy (niech nie zwiedzie Was nazwa) i niezwykle kobiecy zapach uprzyjemnia stosowanie i jeszcze przez jakiś czas utrzymuje się na ciele. Pewnie jeszcze kupię.


Dzięki, że dobrnęliście do końca :) 
Zaciekawiło Was coś? A może znacie te kosmetyki? Dajcie znać.

10.10.15

Evening Essentials

Uwielbiam wieczorne rytuały. Ten moment kiedy po ciężkim i długim dniu zamykam się w łazience, mogę się wtedy wyciszyć, zrelaksować, pobyć sama ze sobą i przy okazji zadbać o swoją skórę. Sprawia mi to radość i przyjemność i nawet gdy jestem już zmęczona nie odpuszczam bo wiem, że po tych kilkunastu minutach poświęconych tylko sobie energia wraca, a ja jestem gotowa na kolejny dzień. Dzisiaj zapraszam Was na krótki post, w którym przedstawię kilka ulubionych produktów, które towarzyszą mi w tym czasie. 



Swój codzienny rytuał zaczynam od szczotkowania ciała na sucho, taki masaż pobudza krążenie, oczyszcza organizm z toksyn, a także delikatnie, ale skutecznie, tak jak dobry peeling, usuwa ze skóry obumarły naskórek. Tak przygotowana skóra zdecydowanie lepiej wchłania wszelkie  aplikowane kosmetyki, a przy tym jest niezwykle gładka, miękka i jędrna. Masaż na sucho wspomaga też walkę z cellulitem dzięki czemu z dnia na dzień staje się on coraz mniej widoczny, naprawdę! Do masażu używam swojej ulubionej szczotki naszej rodzimej marki Fridge by Yde, o której wspominałam na blogu już kilkukrotnie. Wykonana jest z naturalnego, końskiego włosia, które jest idealne, nie za miękkie, ani nie za szorstkie i przyjemnie masuje skórę nie drapiąc jej przy tym. Sama szczotka wygodnie leży w dłoni i jeszcze nie zdarzyło mi się aby z niej wypadła, jest też trwała i nie gubi włosia. Po szczotkowaniu czas na prysznic, nie ma tutaj akurat kosmetyków, które towarzyszą mi w tym czasie, a to dlatego, że praktycznie wszystkie mogłyście zobaczyć w poście z  wrześniowymi ulubieńcami >klik<, a mowa tu o żelu z serii Shea marki The Body Shop, duecie do włosów czyli szamponie i masce Insight oraz mleczku do mycia twarzy Alpha H.



Po prysznicu czas na wklepanie kilku kosmetyków. Najpierw zajmuję się twarzą, zarówno pod oczy jak i na resztę skóry nakładam duet od Kiehl's z serii Midnight Recovery. Olejek - Midnight Recovery Concentrate - towarzyszy mi już od kilku dobrych miesięcy i nie dość, że jest mega wydajny jest też genialny. Jego skład oparty został w 99,8% na składnikach pochodzenia naturalnego, znajdziemy w nim między innymi olej z wiesiołka, olejek lawendowy oraz skwalen. Mieszanka tych składników działa na skórę nawilżająco, regenerująco, a także rozjaśniająco, przy regularnym stosowaniu można zauważyć poprawę w jej kondycji, a także wyglądzie. Jest rozpromieniona, elastyczna, miękka, koloryt jest wyrównany, a rano po jakimkolwiek zmęczeniu nie ma śladu. Olejek świetnie rozprawia się też ze stanami zapalnymi, rozjaśnia je i przyspiesza gojenie, natomiast lawendowo-ziołowy zapach relaksuje i koi zmysły. Uwielbiam. To o czym muszę wspomnieć to konsystencja, mimo iż oleista jest bardzo lekka. Wchłania się w mgnieniu oka pozostawiając jedynie delikatną, otulającą warstwę. Ja zwykle aplikuję 3-4 krople, tak jak zaleca producent, i to w zupełności wystarcza aby dokładnie pokryć skórę twarzy, a przy tym jej nie obciążyć. Śmiało można stosować go również na szyję oraz dekolt, przyjemnie nawilża i uelastycznia te okolice. Krem - Midnight Recovery Eye - to u mnie nowość, stosuję go od 2 czy 3 tygodni, ale zapowiada się naprawdę nieźle. Jest łagodny, nie podrażnia ani skóry ani oczu, a jego lekka konsystencja dobrze i bez oporów rozprowadza się po skórze. Krem szybko się wchłania pozostawiając uczucie nawilżenia i delikatnego napięcia, ale takiego przyjemnego. Rano skóra jest odżywiona, elastyczna i wypoczęta. , a spojrzenie wygląda świeżo. Nie zauważyłam aby likwidował cienie, ale czy jakikolwiek krem to robi? Jeśli taki znacie dajcie znać! Niemniej świetnie rozprawia się z opuchnięciami, a to już coś! Na pewno napiszę o nim więcej, ale muszę jeszcze trochę go poużywać.



Po twarzy czas na resztę ciała i tutaj ostatnio najczęściej sięgam po Czekoladowe Masło marki Organique, o którym pisałam w ostatnim poście >klik<. Uwielbiam je za wszystko zaczynając od pięknego, czekoladowego zapachu, który poprawia humor, poprzez przyjemną konsystencję, a kończąc na działaniu. Kosmetyk poza tym, że fantastycznie odżywia, uelastycznia, łagodzi i nawilża skórę, delikatnie ją też brązuje. Efekt jest bardzo minimalny, ale to wystarczy aby wyglądała zdrowo i po prostu ładnie, a przy tym nie ma mowy o plamach, zaciekach czy nieprzyjemnym zapachu. Na okres jesienno-zimowy to zdecydowane must - have! Na usta, dłonie i stopy nakładam natomiast masło Shea czyli kolejny kosmetyk must - have. To od Ministerstwa Dobrego Mydła jest w pełni organiczne, nierafinowane i po prostu rewelacyjne. Niezwykle gęste, topi się pod wpływem ciepła skóry, fantastycznie odżywia, regeneruje oraz nawilża tworząc na skórze warstwę ochronną, a tym samym zapobiegając utracie wody z naskórka. Wykazuje również działanie antybakteryjne, łagodzące i przeciwzapalne. Ja cenię je za wielofunkcyjność oraz delikatność. Masło może być stosowane niemalże na całym ciele, a także przez każdego, nawet alergików czy dzieci. Koniecznie rozważcie zakup. 



Pasta do zębów nie bez powodu znajduje się na końcu. Uwielbiam jeść, lubię też siedzieć do późna, a siedzenie do późna z pustym żołądkiem nie jest przyjemne dlatego kolację jem przeważnie dopiero po kąpieli więc zęby myję na samym końcu, przed pójściem spać. Już od kilku miesięcy używam past włoskiej marki Marvis, obecnie o smaku Aquatic Mint. Pasta różni się od tych dostępnych w drogerii, już samo opakowanie jest inne, zachowane w  stylu retro, zdecydowanie przyciąga wzrok i tego nie można mu odmówić. Smak pasty również odbiega od tego dobrze nam znanego, mocnego i drażniącego. Aquatic Mint to smak miętowy, ale nieco słodki, łagodny, łączący w sobie chłodzący aromat i rześkość morskiej bryzy. Nie drażni i przyjemnie odświeża. Sama konsystencja jest niesamowicie gęsta przez co pasta jest bardzo wydajna, dobrze się też pieni i delikatnie wybiela. Jeśli znudziły się Wam powszechnie dostępne pasty to tę jak najbardziej polecam. 


Miało być krótko, a wyszedł mały tasiemiec. Wybaczcie :) Wy również lubicie wieczorne rytuały? Po jakie kosmetyki wtedy najczęściej sięgacie? Macie swój ulubiony zestaw? Jestem bardzo ciekawa, dajcie znać :)

30.7.15

Ulubieńcy - lipiec 2015

W tym miesiącu nie miałam najmniejszego problemu z wytypowaniem ulubieńców, wszystkie kosmetyki, które się tutaj znalazły zachwyciły mnie naprawdę mocno i coś czuję, że będą nie tylko ulubieńcami miesiąca, ale też roku. A już na pewno do każdego z nich z wielką przyjemnością będę wracała, no może oprócz lakieru bo to wersja limitowana, niestety. Więcej przeczytacie poniżej, zapraszam :)



Phenome, Revitalizing Body Balm - to moje pierwsze spotkanie z balsamem tej marki, ale jakże udane. Balsam jest rewelacyjny! Lekka konsystencja niesamowicie szybko się wchłania, otula, a także cudnie wygładza, odżywia oraz nawilża, i to jeszcze jak! Przy regularnym stosowaniu skóra jest miękka, elastyczna i doskonale nawilżona, a uczucie szorstkości czy ściągnięcia odchodzi w niepamięć. Dodatkową zaletą balsamu jest przepiękny, delikatnie słodki zapach, który, uwaga, uzależnia! Mimo małej pojemności kosmetyk jest niesamowicie wydajny. O składzie chyba nie muszę wspominać, prawda? Tak jak we wszystkich kosmetykach Phenome, tak i tutaj jest on bajeczny. Następnym razem sięgnę po duże opakowanie bo naprawdę warto. 

REN, Guerande Salt Exfoliating Body Body Balm - martwy naskórek złuszczam regularnie, to moja mała obsesja, z przyjemnością więc testuje przeróżne peelingi. Na ten od REN miałam ochotę już od dawna, a że markę trochę już znam to wiedziałam, że się nie zawiodę.  Peeling stosowany na mokro nie daje spektakularnych efektów, za to użyty na sucho naprawdę ma moc. Drobinki soli  idealnie złuszczają martwy naskórek, a tym samym pobudzają skórę do odnowy i rewelacyjnie ją wygładzają. Sam kosmetyk natomiast ma bardzo gęstą konsystencję, nie sprawia problemów podczas aplikacji, a zawarte w nim oleje pielęgnują i odżywiają skórę jak najlepszy balsam. Po takim zabiegu jest ona idealnie gładka, miękka i doskonale nawilżona, a przyjemny, delikatnie mentolowy zapach  peelingu jeszcze długo unosi się w łazience. Wydajność też na plus, tak jak i skład!

Sylveco, Odżywcza Pomadka z Peelingiem - co tu dużo mówić, ta pomadka jest genialna! Złuszcza, wygładza, nawilża, odżywia, regeneruje, koi i niby  pomaga też w leczeniu opryszczki. W dodatku jest wydajna, ma krótki, rewelacyjny i całkowicie naturalny skład, nie posiada smaku, a jej ziołowy zapach wyczuwalny jest tylko w opakowaniu. Kolejny atut to niska cena. Więcej możecie przeczytać tutaj >klik<, ale napiszę Wam, że to taki kosmetyk, który trzeba koniecznie wypróbować. Nie zawiedziecie się ;)

Antipodes, Aura Manuka Honey Mask - jeśli nie przepadacie za stosowaniem maseczek oczyszczających ze względu na podrażnienia, przesuszenie skóry czy nieprzyjemny zapach to przedstawiam Wam najbardziej komfortową i najpiękniej pachnącą maseczkę oczyszczająca ever! A w sumie oczyszczająco-nawilżająca bo ta maska to 2 w 1. Wystarczy 20 minut i już. Skóra jest oczyszczona, wygładzona, rozjaśniona, a przy tym niebywale miękka i dobrze odżywiona, tak dobrze, że nie ma potrzeby nakładania żadnego kremu. Ale to jeszcze nie wszystko! Maseczka ma też działanie antybakteryjne i naprawdę świetnie rozprawia się z niechcianymi wypryskami. Mówię Wam, cudo.  Skład jest oczywiście naturalny, a wydajność przeogromna. Spodziewajcie się pełnej recenzji, ale nie ma co ukrywać, ta maska to HIT!


Dior, Gel Shine&Long Wear Nail Lacquer, 319 Sunwashed - jeszcze niedawno w życiu nie pomyślałabym, że zakocham się w żółtym lakierze do paznokci i będę go nosiła tak często. Ale stało się, Sunwashed mnie totalnie uwiódł zarówno przepięknym odcieniem żółci, samą konsystencją, nie za rzadką nie za gęstą, łatwością aplikacji, jak i trwałością. Lakier trzyma się na paznokciach przez dobrych kilka dni. Buteleczka zresztą też jest niczego sobie. Prosta, minimalistyczna, taka jak lubię. Szkoda, że to edycja limitowana i lakier jest już niedostępny bo na obecną porę roku jest idealny i przepięknie prezentuje się w duecie z opaloną skórą. Coś czuję, że jesienią, a może nawet zimą też będę go nosiła bo jest piękny, no!

Phenome, Purifying Anti Dandruff Shampoo - naprawdę trudno jest mi znaleźć szampon idealny, taki który nie podrażni mojego wrażliwego skalpu oraz nie obciąży moich cienkich, kapryśnych włosów. A jeśli chodzi o szampony naturalne to nie trafiłam na taki, który by się u mnie sprawdził do czasu aż spotkałam się z nim. Już po kilku użyciach stał się moim ogromnym ulubieńcem i teraz nie wyobrażam sobie, że może go u mnie zabraknąć. Nie dość, że nie podrażnia skalpu, a wręcz go koi to jeszcze odbija moje wiecznie oklapnięte włosy od nasady, sprawia, że są sypkie, miękkie, puszyste, idealnie się układają, a przy tym wyglądają zdrowo, pięknie się błyszczą oraz niesamowicie pachną!  Co więcej, szampon przedłuża też ich świeżość, a to prawdziwy sukces. Uwielbiam i polecam. Pełna recenzja >klik<.



Marvis, Whitening Mint - czyli gęsta, kremowa pasta prosto z Włoch. Lubię testować nowe kosmetyki, a w tym także pasty do zębów :). Tą polubiłam za przyjemny, niedrażniący miętowy smak, który na długo pozostawia uczucie świeżości, a także za dobre działanie. Przy regularnym stosowaniu kosmetyk usuwa płytkę nazębną, a tym samym wybiela zęby, niezbyt mocno, ale zawsze, przez co uśmiech prezentuje się znacznie ładniej. Plusem jest też spora wydajność, a także fakt, że dobrze współpracuje ze szczoteczką elektryczną i świetnie się pieni. No i to opakowanie, jak dla mnie extra! Minusem jest niestety cena, choć w Norwegii i tak nie jest tak powalająca jak w Polsce...

Fridge by yDe, ff.1 Fabulous Face - ten świeży krem połączony z lekkim, oddychającym podkładem to prawdziwe cudo! Wchłania się błyskawicznie, nie pozostawia tłustej warstwy, rewelacyjnie stapia się ze skórą, nadaje jej zdrowy wygląd, przepięknie wyrównuje koloryt i dodaje blasku. Jest też niezwykle komfortowy. Nie ściera się w ciągu dnia, idealnie dopasowuje się do koloru skóry, niezależnie czy jest blada czy opalona, a także nie wchodzi w pory ani załamania. Zawarte w kremie składniki aktywne jak mocznik oraz zimnotłoczony olej śliwkowy dbają o nawilżenie oraz odżywienie, a brak substancji syntetycznych sprawia, że skóra może oddychać i czerpać z kosmetyku to co najlepsze. Moja mieszana w kierunku suchej cera go uwielbia i muszę też przyznać, że to jeden z najlepiej nawilżających kremów jaki miałam okazję stosować. Fabulous Face przeznaczony jest do każdego typu skóry, musi być przechowywany w lodówce, a jego data ważności wynosi 2,5 miesiąca. Moim zdaniem to must-have szczególnie na lato, a już na pewno dla fanek make-up no make-up. Ja pokochałam go od pierwszego użycia i teraz używam niemalże codziennie, a inne podkłady i kremy nawilżające na dzień poszły w odstawkę. Niebawem napiszę o nim pełną recenzję bo w kilku zdaniach nie da się go opisać, ale mówię Wam jest moc ;)

A jakie kosmetyki Was zachwyciły w lipcu? Koniecznie dajcie znać :)

28.6.15

Nowości - Czerwiec 2015

Dzisiaj post lekki i przyjemny czyli, jak już wskazuje tytuł, przegląd nowości ;) Gdyby nie to,  że musiałam zebrać wszystkie kosmetyki do zdjęć nawet nie wiedziałabym, że w czerwcu przybyło mi ich tak dużo! Na szczęście część z nich to prezenty, część to uzupełnienie braków, ale są też zachcianki, tylko ciii. Ja wybieram się na zakupowy odwyk, a Was zapraszam na krótką prezentację :)

Sama nie wiem od czego zacząć, ale może zacznę od zakupów poczynionych w Norwegii. Skuszona promocjami w sklepie internetowym Blush.no kupiłam głęboką odżywiającą maskę Bumble&Bumble - Mending Masque, odżywkę zwiększająca objętość Thickening Conditioner tej samej marki oraz pastę Marvis - Whitening Mint, która jest naprawdę świetna i już wiem, że zagości u mnie na stałe. Na Blivakker.no zamówiłam dwa produkty marki marki REN czyli ulubiony ostatnio tonik - Clarifying Toner oraz peeling solny Guerande Salt Exfoliating Body Balm. Po pierwszych testach muszę przyznać, że jest cudowny! W kolejnym norweskim sklepie, Vita.no, skusiłam się na różany duet marki Korres - Japanese Rose Shower Gel i Japanese Rose Body Milk, oba produkty były akurat objęte promocją -50%, a ja miałam na nie ochotę od dawna więc same chyba rozumiecie, przy okazji do koszyka wrzuciłam micel Micellar Cleansing Water - Garnier. Miałam go już kiedyś i nawet się polubiliśmy więc z przyjemnością do niego wróciłam, tym bardziej, że ma dużą pojemność, jest wydajny i tani. Ostatnie norweskie zakupy pochodzą z Eleven.no i mamy tutaj moje ukochane mydła w płynie Pure Castile SoapDr. Bronner's, jeden z moich ulubionych błyszczyków Butter Gloss - NYX (pełna recenzja >klik<) w kolorze Peach Cobbler, dobrze zapowiadający się krem CC/Color Correcting Cream - Lumene oraz dwa produkty marki Rimmel czyli lakier 60 Seconds Super Shine by Rita Ora w kolorze Glaston Berry, o którym pisałam już tutaj >klik< i pomadkę Moisture Renew w kolorze In Love with Ginger.





Zestaw miniaturek Body&Volume Try Me Kit - Philip Kingsley oraz maseczka Antipodes - Aura Manuka Honey Mask, swoją drogą genialna!, to zakupy z Lookfantastic.com. Natomiast pozostałe kosmetyki to już nowości, które przyjechały do mnie z Polski. Samoopalający Balsam do Ciała marki Pat&Rub wgrałam już jakiś czas temu w rozdaniu u Marty z bloga Kosmetykove Love. Masło do ciała Chocolate Bronzing Body Butter - Organique oraz CC Cream - Chanel to prezenty od mamy, a puder Les Beiges, również Chanel, w kolorze Mariniere 01 to prezent od taty. Matową pomadkę NYX - Soft Matte Lip Cream w kolorze Ibiza, cudo!, sprezentowałam sobie sama. Kupiłam ją na stronie Douglasa, akurat robiłam tam zakupy dla mamy, pomadka była przeceniona i tak jakoś wpadła do wirtualnego koszyka ;) Ostatnie nowości, które zasiliły moje kosmetyczne zbiory to dwa kremy marki Fridge by yDe - magiczny ff.1 fabulous face oraz delikatny i lekki 1.0 silky mist. Co tu dużo mówić, stosuję je od kilku dni, ale już zdążyły podbić moje serce, a także moją skórę. Są genialne i nie omieszkam napisać o nich więcej także spodziewajcie się obszernych recenzji ;)



I to już wszystkie czerwcowe nowości. A co ostatnio zasiliło Wasze kosmetyczne zbiory? Dajcie znać ;)
 
Szablon zrobiony przez CreativeLight.pl