Początek tego roku upływa pod znakiem rewolucji. Chwilami
mam wrażenie, że ilość rewolucji przekracza wszelkie dopuszczalne normy.
Przeszło mi przez myśl, że być może mam za mały móżdżek, żeby wszystko ogarnąć,
ale przestoje wolę zwalić na czynniki zewnętrzne.
Rewolucja numer jeden:
mamy w biurze nową koleżankę, którą na blogu, bez jej zgody, będę nazywać M.
Kto chce, ten sobie sprawdzi na naszej stronie, skąd się to M. wzięło ;-) M.
jest pracowita, złośliwa i bardzo, bardzo OK. Ma też wiele nowych pomysłów,
które z radością i zgrzytaniem zębów staram się realizować. M. zajmuje się
handlem. Przynajmniej próbuje. Niestety - siedzi naprzeciwko mnie i zmuszona
jest wysłuchiwać moich światłych wynurzeń oraz dialogów z komputerem.
Rewolucja numer dwa:
mamy w biurze nowe meble, które są wielkie, ciemne i próbują utrzymywać, że są
meblami gabinetowymi. W związku z nowymi meblami, M. i ja zamieniłyśmy się
pokojami z Radą Zarządu. Nie zmieniło się tylko jedno - bałagan. Dodatkową
atrakcją jest to, że nadal nie jestem pewna, gdzie co leży.
Rewolucja numer trzy:
mamy nowy system. Nie system pracy, ale system komputerowy. Na razie nic nie
działa i nikt nie wie, dlaczego. Nowy system generuje rozmaite zastoje -
zwłaszcza na moim poletku. Nasz system jest hiperbezpieczny, prawie jak w
Pentagonie. Nigdy nie pracowałam w Pentagonie, wiem tylko, że nie mogę zrobić
kilku rzeczy, które zawsze robiłam. Czekam na hiperbezpieczną chmurę. Na razie
jedyne chmury, to chmury na niebie. I nie mam dźwięku! Nie mogę katować M.
black metalem ze Szwecji! Dramat!
Rewolucja numer
cztery: mamy nową sieć. Nowa szybsza sieć objawia się tym, że jest powolna
jak cierpiący na obstrukcję ślimak. A ponieważ działamy w sieci, działamy
wolno. Z wyjątkiem tych momentów, gdy nie działamy w ogóle, bo prędkość sieci
jest wsteczna. Jeśli nie wierzycie, że może być wsteczna - wpadnijcie.
Rewolucja numer pięć:
kot wydawniczy, czyli comiesięczny katalog z zapowiedziami w formie drukowanej.
Kot jest śliczny, kolorowy, drukowany na matowej kredzie. Cztery strony A4.
Jakieś dwa dni roboty. Mojej. Bo przecież nie dam nikomu zepsuć Kota, nie? Kot
będzie do pobrania. Już. Zaraz.
Rewolucja numer
sześć: zmiany w Empiku. Jeszcze nie wiem, jak to będzie działać, ale wiem,
że zmienia nam się opiekun. Opiekuna lubiłam bardzo, teraz się martwię. W.
panikuje, a jak mu mówię, że panikuje, to twierdzi, że jest podekscytowany.
Strach się bać!
W związku z
powyższymi rewolucjami uprzejmie proszę, by blogerzy, którzy nie doprosili się
dotąd książek, napisali do mnie jeszcze raz. Sorry, kochani! Chyba, że dzisiaj odpisałam, to wtedy nie trzeba...
Z rzeczy nierewolucyjnych to nowa "Drużyna" - od
dzisiaj. A właściwie od przedwczoraj? Niby premiera dzisiaj, ale ponoć można
było ją kupić wcześniej... Nie wnikam, nie muszę, wiem, dlaczego. Kolejny wpis
będzie dotyczył planów wydawniczych oraz innych dobroci. Albo kryzysu.
Osobę, która nie dostała książki wygranej w konkursie z
"Tak blisko" również proszę o kontakt! Mam dwa adresy, dwie książki
poszły. Trzecia... Trzecia jest milczeniem!