„Kultura Współczesna” 2(95)/2017
doi.org/10.26112/kw.2017.95.02
Kalina Kukiełko-Rogozińska
Krzysztof Tomanek
Obrazy emocji,
emocje świata
fotografie wojenne Rity Leistner
Kalina Kukiełko-Rogozińska
Absolwentka socjologii na
Uniwersytecie Szczecińskim
i studiów doktoranckich
w Szkole Nauk Społecznych
Instytutu Filozofii i Socjologii Polskiej Akademii Nauk
w Warszawie. Entuzjastka
teorii mediów Marshalla
McLuhana, która była tematem jej pracy doktorskiej,
napisanej pod kierunkiem
prof. Maryli Hopfinger
i obronionej w Instytucie
Kultury Polskiej Uniwersytetu Warszawskiego.
Zainteresowania badawcze:
relacje sztuki i mediów, rola
zwierząt w społecznym
życiu człowieka. Autorka
książki Między nauką
a sztuką. Teoria i praktyka
artystyczna w ujęciu Marshalla McLuhana nagrodzonej w 2016 roku The Pierre
Savard Award.
O
brazy wojny, z którymi mamy do czynienia we
współczesnym dyskursie medialnym, zwykle
pełne są emocji: bólu ofiar, radości zwycięzców, strachu uciekinierów, nadziei wyzwolonych. Takie ujęcie sprawia, że gdy spojrzymy na fotografie wojenne
– niezależnie od tego, czy powstały one w tym, czy
w ubiegłym wieku – zobaczymy tam przede wszystkim uwikłanego w konflikt zbrojny człowieka. Zobaczymy, jak walczy, ucieka, żyje, umiera lub zginął już
dawno i ktoś inny stara się odkryć prawdę o jego losie. Ujrzymy ciało, łzy, kości i krew. Anthropos. Ale czy
można pokazać wojnę inaczej? Czy można spojrzeć na
nią z innej perspektywy, a tym samym próbować zrozumieć jej kulturowy sens?
Celem prezentowanej rozmowy jest przybliżenie
czytelnikom twórczości kanadyjskiej fotografki wojennej Rity Leistner. Pochodząca z Toronto artystka
przez ponad dwadzieścia lat podróżowała po świecie, wnikliwie dokumentując konflikty zbrojne i ich
wpływ na życie mieszkańców „globalnej wioski”.
Sama mówi o sobie, że jest społecznie i politycznie
zaangażowaną dokumentalistką, a jej praktyka fotograficzna opiera się na byciu wśród ludzi, nawet jeśli
w czasie wojny oznacza to przebywanie na pierwszej
linii frontu1. Leistner za każdym razem usiłowała odnaleźć człowieczeństwo w ogarniętych konfliktem
regionach, ale wszystko zmieniło się w 2011 roku,
1
http://ritaleistner.com/about-2 (30 czerwca 2017).
14
Krzysztof Tomanek
Doktor (doktorat z zakresu
nauk społecznych obronił
na Uniwersytecie Jagiellońskim). Główne obszary
zainteresowań i rozwoju
naukowego: metodologia
nauk społecznych, data
mining, text mining, badania
z zakresu zaufania i lojalności, analizy sieci społecznościowych, visual sociology.
Autor artykułów naukowych
i popularnonaukowych
z zakresu praktycznych
zastosowań analiz tekstu,
sentyment analysis,
big data.
2 The One-eight Basetrack Project, http://www.graffitiofwar.com/the-basetrack-project.html (30 czerwca 2017).
3 Piszemy o tym w artykule: K. Kukiełko-Rogozińska, K. Tomanek, Fotografie wojenne Rity Leistner. Transnarodowe medium w transnarodowym konflikcie,
[w]: Lokalne, regionalne, transnarodowe. Rola mediów w kształtowaniu wspólnot, red. K. Kopecka-Piech, K. Wasilewski, Stowarzyszenie Naukowe „Polska
w Świecie”, Gorzów Wielkopolski 2016.
15
Obrazy emocji, emocje świata
kiedy przyłączyła się do międzynarodowego projektu „Basetrack”.
Według założeń inicjatorów tego przedsięwzięcia:
Teru Kuwayamy, Davida Gurmana oraz Balazsa Gardiego, był to cywilny eksperyment, mający na celu
wykorzystanie mediów społecznościowych do zapewnienia możliwie swobodnego kontaktu między
żołnierzami będącymi na misji i ich rodzinami oraz
przyjaciółmi w Ameryce2. Zaangażowana w jego realizację grupa pisarzy, projektantów, badaczy i fotografów towarzyszyła jednemu z batalionów US Marines
w czasie jego kilkumiesięcznego pobytu w Afganistanie. Zadanie Leistner polegało na fotografowaniu
codziennego życia bazy wojskowej amerykańskiego
kontyngentu, zlokalizowanej w prowincji Helmand,
w pobliżu granicy z Pakistanem.
Towarzyszenie armii i relacjonowanie jej poczynań
nie było dla autorki niczym nowym. Zupełnie nowy
był natomiast sposób wykonywania i obróbki zdjęć,
jakiego wymagało od niej uczestnictwo w projekcie.
Pracując przy nim, Leistner po raz pierwszy w swojej
dwudziestoletniej karierze robiła bowiem zdjęcia za
pomocą telefonu komórkowego. Tuż przed wylotem
do Afganistanu kupiła iPhone’a (nigdy wcześniej nie
korzystała ze smartfona) i z zaskoczeniem odkryła, że
nie ma do niego żadnej instrukcji obsługi, a wszystkie czynności wykonuje się na nim intuicyjnie, ucząc
się metodą prób i błędów. Kolejną nowością była dla
niej aplikacja Hipstamatic, dzięki której zarówno
wyświetlacz telefonu, jak i robione zdjęcia mają specyficzny, „analogowy” charakter. Za pomocą tej aplikacji wykonuje się charakterystyczne „zamglone”,
kwadratowe fotografie, a wybór ustawień jest ograniczony jedynie do kilku rodzajów filmów, obiektywów, filtrów i fleszy. To właśnie zrobione iPhone’em
fotografie stały się tematem pierwszej książki Leistner, której teoretyczną podstawę stanowią koncepcje
Marshalla McLuhana3.
Kalina Kukiełko-Rogozińska, Krzysztof Tomanek
Po trzech tygodniach pobytu w Afganistanie autorka wróciła do Kanady w bardzo złym stanie psychicznym. Jej depresja wynikała przede wszystkim z wyjątkowo tragicznego obrazu współczesnego człowieka, jaki wyłonił się z obserwacji
tego targanego konfliktami kraju. Kilka miesięcy po powrocie do Toronto, podczas których prawie nie wychodziła z domu, za namową przyjaciółki trafiła na
wykład profesora Petera Nesselrotha. Była to prezentacja poświęcona zastosowaniu koncepcji McLuhana w analizie wydarzeń arabskiej wiosny i, jak się okazało,
stała się punktem zwrotnym w myśleniu i pracy Leistner. Wprawdzie z ideami
McLuhana zetknęła się wówczas po raz pierwszy, ale wykład stał się dla niej inspiracją do użycia ich w interpretacji zdjęć zrobionych podczas realizacji projektu
„Basetrack”. Po pierwszej lekturze prac McLuhana – dzięki inspiracji i uprzejmości Literary Review of Canada4 – uruchomiła w 2012 roku blog Looking for Marshall McLuhan in Afghanistan, na którym przez kilka tygodni umieszczała posty
związane z fotografią, wojną i ideami tytułowego bohatera. Dwa lata później wydała książkę o tym samym tytule.
Będąca wynikiem tych intelektualnych poszukiwań książka to pełna niezwykłych fotografii publikacja, która opowiada nie tyle o samej wojnie, ile o tym, jak
można sobie radzić z konsekwencjami jej obecności w życiu codziennym. Nie
jest to kolejny zwykły album wypełniony obrazami i komentarzami autorki. Wykorzystane elementy teorii mediów Marshalla McLuhana pozwoliły jej na podjęcie zdecydowanie odmiennych niż dotychczas interpretacji zdjęć, które zrobiła5. Zamiast pokazywania „ludzkiej twarzy wojny” – na czym koncentrowała się
w swoich wcześniejszych pracach – skupiła się na jej wymiarze technologicznym,
pokazując to, co McLuhan zwykł nazywać przedłużeniami człowieka6. Idee McLuhana odcisnęły swój ślad nie tylko w oryginalnym ujęciu tematyki, ale również
samym sposobie jej prezentacji: oryginalnym układzie tekstu, wykorzystaniu rysunków (autorstwa przyjaciela artystki Jasona Logana), diagramów i odręcznego
pisma, a przede wszystkim tak charakterystycznej dla kanadyjskiego profesora
nieustannej zabawie konwencją – balansowaniu między tak zwaną naukowością
a nienaukowością treści7.
Jest to przede wszystkim opowieść o tworzeniu i rozwoju nowych sposobów
komunikacji międzyludzkiej, naturze wojny i istocie człowieczeństwa, w której
dominują trzy perspektywy. Pierwsza to spojrzenie literaturoznawcy8. Podążając
śladami tytułowego bohatera, autorka przedstawia, w jaki sposób język, pismo,
4
Blog dostępny na stronie: http://appghanistan.reviewcanada.ca.
5 Piszemy o tym w artykule: K. Tomanek, K. Kukiełko-Rogozińska, Słowa, obrazy, emocje. Wielowymiarowa analiza
narracji materiałów tekstowych, [w]: Badania biograficzne i narracyjne w perspektywie interdyscyplinarnej. Aplikacje –
egzemplifikacje – dylematy metodologiczne, red. M. Piorunek, Wydawnictwo Naukowe UAM, Poznań 2016.
6 W ujęciu McLuhana każdy wytwór człowieka stanowi swoiste przedłużenie ludzkiego ciała. Zob. M. McLuhan,
Zrozumieć media. Przedłużenia człowieka, tłum. N. Szczucka, WTN, Warszawa 2014.
7 W swoich interpretacjach fotografii z Afganistanu artystka wykorzystuje kilka twierdzeń/haseł autorstwa McLuhana, m.in.: figura/tło, sondy czy wspomniane wcześniej przedłużenia człowieka. Szerzej omawiam te kwestie
w tekście: K. Kukiełko-Rogozińska, Poprzez obraz, iSondy Rity Leistner, [w]: Widzialność/wizualność obrazu cyfrowego.
Między fenomenologią a kulturą wizualną, red. A. Łukaszewicz-Alcaraz, Wydawnictwo Naukowe Wydziału Malarstwa
i Nowych Mediów Akademii Sztuki w Szczecinie, Szczecin 2016.
8
Rita Leistner ukończyła literaturę porównawczą na University of Toronto.
16
druk i typografia kształtowały – i wciąż kształtują – historię i kulturę człowieka. W książce Leistner występują jeszcze inni bohaterowie przekazu informacji:
zdjęcia, obrazy, rysunki, światło i jego brak. Stąd wynika kolejna perspektywa:
spojrzenie fotografa jako „automatycznego” wykonawcy, posługującego się prostym aparatem, i jako artysty, dla którego fotografowanie jest określonym procesem (od zrobienia zdjęcia do wywołania i prezentacji). W tym kontekście Leistner stawia pytania o to, na czym obecnie polega „artystyczność” fotografowania
oraz funkcja, jaką może pełnić fotografia cyfrowa w ukazywaniu prawdy o rzeczywistości. Trzecia perspektywa, obecna w rozważaniach artystki, to spojrzenie
człowieka. Urągająca ludzkiej godności sytuacja życia miejscowej ludności, ale
i sposób funkcjonowania samej bazy wojskowej w Afganistanie, w której gościła
Leistner, stały się przyczynkiem do refleksji na temat moralnej odpowiedzialności ludzi Zachodu za to, co dzieje się na Wschodzie9.
Kalina Kukiełko-Rogozińska, Krzysztof Tomanek: W swojej pracy jesteś: reporterką,
naukowcem, artystką i filozofką. Ta ostatnia perspektywa jest u ciebie wyraźnie widoczna, kiedy pracujesz z koncepcjami Marshalla McLuhana. Która z tych ról jest ci
najbliższa i z jakich powodów?
Kiedy spotykasz innych ludzi, którzy dzielą podobne do twoich pasje, jak odbierasz
ich fotografie? Czy widzisz w tym sztukę, historie pełne uczuć i emocji, inspirację?
Jak to działa?
Większość moich spotkań z artystami i ich sztuką wiąże się z inspiracjami. Wiele lat temu zrozumiałam, że aby przetrwać jako artystka, jako człowiek muszę
spędzać o wiele mniej czasu na porównywaniu się z innymi ludźmi, a więcej na
identyfikowaniu się z nimi. Poddawać się inspiracjom, uczyć się od innych – to
stawiam sobie za najważniejszy cel w relacjach z ludźmi. I oczywiście, tak jak
większość ludzi, interesują mnie historie. W jaki sposób mogę lepiej opowiadać
moje? Jak mogę pozbyć się ciężaru pomysłów, które przychodzą podczas opowiadania historii, tak aby była bardziej zrozumiała dla słuchaczy i dla mnie. Jak
mogę uczynić moją pracę filozoficznie, intelektualnie, emocjonalnie i politycznie skuteczną? Tych samych wymiarów twórczości poszukuję w pracy innych
9 Książka została przedstawiona w recenzji: K. Kukiełko-Rogozińska, Wszystkie drogi prowadzą do… McLuhana, „Interdyscyplinarne Studia Społeczne” 2/2016.
17
Obrazy emocji, emocje świata
Po pierwsze, czuję się filozofką. W moich pozostałych działaniach
motywuje mnie przede wszystkim możliwość prowadzenia badań i analiz, tych
intelektualnych, metafizycznych, a także politycznych. Jak możemy żyć? Jak powinniśmy żyć? Co możemy zrobić, by zaangażować siebie i innych w poszukiwanie odpowiedzi na te pytania? Fotografia, pisanie to dla mnie wehikuły pozwalające na utrwalanie moich poszukiwań. Są one mediami dla doświadczeń i wiedzy,
jaką zdobywamy. Moja wrażliwość na obraz w naturalny sposób skierowała mnie
w stronę utrwalania historii i wydarzeń za pomocą fotografii.
Rita Leistner:
ludzi. Zawsze chcę uczyć się czegoś z prac innych, inaczej poszukiwanie nie ma
sensu.
A kiedy patrzysz na swoje zdjęcia, jaka jest pierwsza perspektywa, którą przyjmujesz
jako obserwator/widz?
Kalina Kukiełko-Rogozińska, Krzysztof Tomanek
To jest trudne pytanie! Vladimir Nabokov, którego namiętnie czytałam w czasach
studenckich, powiedział, że dobre pisanie jest odczuwane nie tyle w głowie, co
w kręgosłupie:
Aby móc pławić się w tej magii, mądry czytelnik czyta książkę geniusza nie sercem, nie mózgiem nawet, ale kręgosłupem. To tam właśnie pojawia się owo niepokojące mrowienie nawet wtedy, gdy zachowujemy pewną rezerwę podczas lektury. Najważniejsze, by doświadczyć tego mrowienia we wszystkich rejonach myśli i emocji. Grozi nam przegapienie tego,
co w życiu najlepsze, jeśli nie wiemy, jak wywołać w sobie ten dreszczyk, jeśli nie potrafimy
wznieść się choć trochę wyżej, niż jesteśmy, wspiąć się na palce, żeby spróbować najrzadszego i najbardziej soczystego owocu ludzkiej myśli10.
Z fotografią jest dokładnie tak samo. Jest pewne odczuwanie, które wiąże się ze
światłem, kompozycją, kolorem, i ono jest częścią treści fotografii lub fotografowanego przedmiotu. Przypuszczam, że wszystkich tych elementów można
nauczyć się w szkole artystycznej. Ale ja nie chodziłam do szkoły artystycznej,
nigdy nie nauczyłam się zasad trójpodziału. Dobry obraz jest czymś, co widzę
i czuję „w moim kręgosłupie”. Jednocześnie szukam w nim tych wymiarów, które
są częścią tego, co powoduje owo mrowienie, i wtedy chcę się dowiedzieć więcej,
poznać więcej. Chcę, aby w wyniku tego poznania powstał we mnie intelektualny
rezonans, coś, co w jakiś sposób mnie zmieni.
Jest miejsce na działanie czysto „dekoracyjne”, na przykład wtedy, gdy malujesz ściany na żółto, żeby szare dni były jaśniejsze. To nie tak, że jestem całkowicie
niezainteresowana sztuką dekoracyjną czy eskapizmem, ale jeśli spojrzymy, na
przykład, na surrealizm w sztuce i literaturze, to zauważymy, że – choć istniała w nim abstrakcyjna, ozdobna fasada, prawdziwe piękno – forma ta w sposób
radykalny rozmontowywała oczekiwania związane z pięknem, sztuką, była nierozerwalnie związana z ideą podgrzewania wyobraźni politycznej, budzenia krytycznego myślenia, które jest kluczem do zdrowego myślenia o polityce. Widzę
też piękno w grotesce. Kolejnym aspektem mojej pracy jest dostrzeżenie tego,
jak duży wpływ mogę mieć na świat. Niemal przez cały czas mam w sobie wiele bardzo chaotycznych emocji i czuję, że duża część mojej pracy jako fotografa
polega na tworzeniu porządku w miejsce chaosu – tak, abyśmy mogli przynajmniej zacząć czuć sens rzeczy i to na tyle długo, aby móc coś z nim zrobić. Sposób,
w jaki podeszłam do fotografii z projektu „Basetrack” po tym, jak wróciłam do
domu [z Afganistanu], jest skrajnym przykładem przejęcia kontroli i stworzenia
zupełnie nowego, konkretnego obiektu z ulotnych obrazów utrwalonych za pomocą iPhone’a, obrazów, które istniałyby jedynie w bardzo wąskim, chwilowym
10 V. Nabokov, Wykłady o literaturze, tłum. Z. Batko, Wydawnictwo „Muza”, Warszawa 2000, s. 462.
18
kontekście na stronach Facebooka. Teraz zaś są elementem składowym zbioru
znajdującego się w Kanadyjskim Muzeum Wojny (Canadian War Museum).
Fotografia wojenna – czy traktuje się ją jako sztukę? Czy przeciwnie, zdarza się, że
odbiorcy w ogóle nie szukają w niej elementu artystycznego? Czy istnieją określone
kryteria estetyczne, które mogłyby pomóc młodemu adeptowi fotografii wojennej
zrozumieć, co odróżnia sztukę od nieartystycznych form wyrazu opowiadających
o wojnie?
Fotografie z Afganistanu – dlaczego powstały, jaki cel im przyświeca? Co mówią odbiorcy – zarówno rodzinom żołnierzy, których widzimy na zdjęciach, jak i szerszej publiczności? Czy miałaś możliwość wyboru, co będzie tematem fotografii i co zostanie
opublikowane?
Podstawową rolą strony projektu „Basetrack” na Facebooku było dostarczanie
rodzinom wieści o marines. Podobnie jak wszystkie social media, dawała ona wrażenie zmniejszenia dystansu między nimi i ich bliskimi. Nie mam wątpliwości, że
strona na Facebooku spełniła swój cel.
Podczas realizacji projektu mieliśmy bardzo mało do powiedzenia na temat
tego, co ma być fotografowane i co zostanie opublikowane. Głównie dlatego, że
byliśmy restrykcyjnie przypisani do wybranych dla nas baz, w których stacjonują marines. Poza tym wszystkie materiały były przed publikacją analizowane
i redagowane przez dowódcę (comander) i jego zastępcę (executive officer). To nie
było typowe dla współpracy z jednostką woskową. W większości takich przypadków fotografowie mają dużo większą autonomię. Kiedy pracowałam w Iraku, nie
spotkałam się z jakąkolwiek weryfikacją moich zdjęć przed ich publikacją. Ale, co
19
Obrazy emocji, emocje świata
Fotografia wojenna jest gatunkiem fotoreportażu. W naszych czasach fotoreportaż jest najczęściej praktykowaną sztuką zaangażowaną politycznie. Myślę,
że bardziej przydatnym pytaniem niż to, czy fotografia wojenna jest sztuką, czy
nie, jest to, czy jest ona efektywną sztuką zaangażowaną politycznie. Istnieją
tacy, którzy twierdzą, że im bliżej fotografii do fikcji, tym bliżej jej do sztuki.
Ale istnieje też szkoła fotografii zaangażowanej politycznie, zakorzenionej w realnym świecie, która jest kluczowa dla społeczeństwa próbującego zrozumieć
różnicę między prawdą a fikcją. To są pojęcia, które muszą być rygorystycznie
nauczane w szkole. Wystarczy spojrzeć na fiasko systemu szkolnictwa w Stanach Zjednoczonych, by zobaczyć, jak bardzo oddaliliśmy się od rozumienia
podstawowych filozoficznych, semiologicznych, metafizycznych różnic w poziomach abstrakcji. To semantyka na podstawowym poziomie, ale jest całkowicie pomijana przez sporą część głosującej populacji. Współcześnie walczymy
z tak absurdalnymi konstrukcjami filozoficznymi jak „alternatywna prawda”.
W pewnym sensie można winić za ten konstrukt współczesny fotoreportaż.
W ostatnich latach upowszechniło się przekonanie, że nie ma różnicy między
faktem a fikcją. Jest to oczywiście semantycznie naiwne, ale wystarczająco pociągające, żeby zyskać aprobatę. Niebezpieczna postawa, jeśli ktoś przyjmie ją
zbyt poważnie.
zrozumiałe, specyfika publikacji w mediach społecznościowych wymagała zmiany protokołu. Trzeba też pamiętać, że to był eksperyment. Nikt tego wcześniej nie
robił. To był pierwszy tego typu projekt.
Kwestia szerszej publiczności to już coś zupełnie innego. Przykładowo, wielu
czytelników mojej książki albo ludzi, którzy widzieli moje fotografie na wystawie, lub obejrzeli operę stworzoną przy współpracy z Teru Kuwayamą11, nie miało w swoich rodzinach osób służących na wojnie. Fotografia zaczyna pełnić inne
funkcje, kiedy zmienia się kontekst. Staje się częścią innych rodzajów opowieści
i świadomości publicznej. Czasem opowiada historie heroiczne. W przypadku
mojej książki to opowieść o wojnie i technologii. Kiedy robiłam te zdjęcia, nie
miałam pojęcia, że ostatecznie użyję ich do uczenia semiotyki.
Kalina Kukiełko-Rogozińska, Krzysztof Tomanek
Jaka była twoja rola w projekcie „Basetrack”? Czy spełnił on twoje oczekiwania?
Moja rola w projekcie „Basetrack” była bardzo mała. Zostałam do niego zaproszona przede wszystkim ze względu na przyłączenie na kilka tygodni grupy kobiet
marines (Female Engagement Team, FET) do batalionu. Reporterka pracująca już
w „Basetrack” spytała, czy wraz z tą grupą mogą wysłać fotograf z doświadczeniem pracy z wojskiem (tą reporterką była Monica Campbell, z którą stałyśmy się
bliskimi przyjaciółkami).
W 2003 roku spędziłam ponad dwa miesiące w amerykańskiej bazie American
Cavalry Soldiers w Iraku. Mniej więcej w tym samym czasie po raz pierwszy spotkałam lidera projektu „Basetrack” Teru Kuwayamę. Opowiadam o tym w swojej
książce – po tak długim pobycie w Iraku nie byłam szczególnie zainteresowana
nowym projektem związanym z życiem w bazie. Powinnam dodać, że w Iraku
stacjonowałam sama ze stu pięćdziesięcioma mężczyznami na środku pustyni.
Pomysł, że jako kobieta mam szczególne predyspozycje do pracy z żeńską grupą marines, sam w sobie był dość odległy od tego, jak postrzegam siebie. Muszę
jednak przyznać, że byłam bardzo zaintrygowana perspektywą użycia smartfonów i mediów społecznościowych w projekcie wojskowym w Afganistanie. Nigdy
wcześniej nie używałam smartfona. Nigdy nie wysłałam ani jednego tweeta. Jako
historyk fotografii byłam jednak całkowicie świadoma roli, jaką technologia odgrywa w opowiadaniu o wojnie.
Historia niemal każdego konfliktu zbrojnego ma swoją równoległą opowieść o ludziach
wykorzystujących najnowsze, najbardziej dominujące technologie do jego dokumentowania. Wojna meksykańsko-amerykańska (1846–1848), wojny krymskie (1853–1856) były jako
pierwsze fotografowane za pomocą wolnych, nieporęcznych aparatów; hiszpańska wojna
domowa to moment narodzin nowoczesnego fotoreportażu wraz z wynalezieniem lekkiej
kamery filmowej 35 mm; konflikt w Wietnamie (1955–1975) uważany jest za pierwszą „wojnę telewizyjną”; wojna w Iraku (2003) to pierwszy konflikt utrwalany za pomocą kamer
cyfrowych i transmitowany na bieżąco w internecie lub przez satelitę; tymczasem arabska
11 Leistner przywołuje tu Basetrack Live – multimedialny spektakl teatralny, przedstawiający wpływ wojny na
jednostkowe i społeczne życie człowieka. Wykorzystano w nim zdjęcia zrobione przez Kuwayamę w czasie pobytu
w Afganistanie.
20
wiosna (2011) całkowicie zmieniała tę grę, kiedy cywile od środka udokumentowali wybuch
powstania, wykorzystując do tego swoje smartfony12.
„Basetrack” w Afganistanie był pierwszym w historii przypadkiem zastosowania
smartfonów i mediów społecznościowych w projekcie medialno-wojskowym.
Mogę przyznać, że równie mocno chciałam być częścią tej historii i jej świadkiem.
Czy iPhone i Hipstamatic były dla ciebie ciekawym wzywaniem, czy przysłowiową
kulą u nogi? Niektórzy twierdzą, że Hipstamatic zmienił sposób, w jaki fotografia
funkcjonuje i będzie funkcjonowała, bo postęp w technologii zmienia sposób, w jaki
utrwalamy świat. Czy możesz podzielić się z nami refleksją na ten temat?
12 Publikacja R. Leistner dla wydawnictwa Routledge przewidziana na rok 2018 lub 2019, obecnie jeszcze bez tytułu.
13 Chodzi o książkę Looking for Marshall McLuhan… i projekt „Basetrack”.
14 Hipstamatic.
21
Obrazy emocji, emocje świata
Jak wiecie, moja książka opowiada o rozpowszechnianiu obrazów przez media
społecznościowe, ale mówi też o sprzęcie fotograficznym i oprogramowaniu, jakiego używaliśmy13. Wynalazek telefonu z wbudowanym aparatem fotograficznym zmienił fotografię, następnie wynalazek aplikacji, którą można „obrabiać”
zdjęcia w telefonie, zmienił ją ponownie. Kiedy [Teru] Kuwayama zaprosił mnie
do projektu, nawet nie znałam aplikacji, którą się później posługiwałam14. Obecnie istnieją tysiące nowych aplikacji służących do edycji zdjęć, a większość młodych ludzi, których znam, nawet nie słyszała o Hipstamaticu. Ale to właśnie była
pierwsza aplikacja, jakiej kiedykolwiek używałam. Ciągnęło mnie do niej z tego
samego powodu, co wszystkich innych: była estetycznie kusząca. Nawet niezbyt
udane zdjęcie po edycji wyglądało interesująco. Wielu ludzi zapomina, że na początku istnienia tej aplikacji mieliśmy do czynienia z jednominutowym opóźnieniem między wykonaniem fotografii i jej przeprocesowaniem. Wyobraźcie sobie:
jesteście w Afganistanie i możecie zrobić tylko jedno zdjęcie na minutę. Dodatkowo, i to odnosi się także do obecnych smartfonów, macie o wiele węższe pole widzenia niż w przypadku wysokiej klasy lustrzanki. Udało mi się jednak nauczyć,
jak aparat i aplikacja najlepiej ze sobą współgrają, i w ten sposób fotografowałam. Ten proces zmusił mnie do robienia zdjęć znacznie wolniej niż dotychczas.
Dzięki temu spoglądałam uważniej na przedmioty, martwą naturę, symbole. Po
raz pierwszy odeszłam w swojej pracy od portretowania w stronę otaczających
mnie obiektów, takich jak: zbiorniki i dystrybutory paliwa, ściany z worków z piaskiem, wieże radiotelefoniczne, karabiny maszynowe. Te nowe doświadczenia
prowadziły mnie do przyszłych badań dotyczących technologii i artefaktów.
W mojej książce piszę, że żyjemy w „globalnej wiosce w pędzie”. Nie mamy czasu na przetwarzanie i interpretację informacji. Bardzo łatwo zamieścić wiadomość
w internecie bez odwołania do szerszego kontekstu albo źródła. Ten fakt znacznie
ułatwia eksplozję fałszywych newsów, o ile nie jest ich bezpośrednią przyczyną. Dobrą konsekwencją jest fakt, że o wiele trudniej o sytuację, której nikt nie zauważy.
Niektórzy zawsze będą wierzyli w kłamstwa, ale nikt nigdy nie będzie mógł powiedzieć o [Donaldzie] Trumpie tego, co zostało powiedziane o nazistowskich Niem-
Kalina Kukiełko-Rogozińska, Krzysztof Tomanek
czech lub ludobójstwie w Kambodży, a mianowicie, że nie mieliśmy pojęcia o tym,
co się dzieje. Obecnie tysiące Amerykanów bierze udział w protestach na lotniskach
w Stanach. Jest to odpowiedź na dekret Trumpa, w którym nakazał on zatrzymanie podróżnych z listy krajów (w większości) muzułmańskich. Nic podobnego nie
zdarzyło się w przeszłości, a wszystko to dzieje się z powodu mediów społecznościowych. Są one odpowiedzialne za pojawienie się kogoś takiego jak Donald Trump,
ale to właśnie one będą także odpowiedzialne za jego upadek. Warto zauważyć, że
media społecznościowe domagają się tradycyjnych form zaangażowania i działania, takich jak rozmowy telefoniczne czy uczestnictwo w demonstracjach! To, co
widzimy, jest najbardziej skuteczną formą działań politycznych, jest dokładnie
tym, o czym piszę w mojej książce, gdy mówię o stosowaniu cyfrowości jako mostu
do wymiaru materialnego, a nie czegoś, co go zastępuje.
Czy tęsknisz za całym tradycyjnym procesem fotografowania (ustawianiem przesłony, wyczekiwaniem na jeden dobry moment, na tę jedną fotografię, czasem spędzanym w ciemni)?
Jedno, za czym tęsknię, to godziny spędzane w ciemni. Kiedyś sama zajmowałam się wywoływaniem zdjęć, tych kolorowych i czarno-białych. Byłam całkiem
niezła w kolorowych odbitkach. Pamiętam doskonale niezdrowy zapach oparów
chemicznych i to, jak moje dłonie pachniały utrwalaczem. Ale głównym powodem, dla którego nie tęsknię już za wywoływaniem zdjęć, jest chęć skupienia się
na fotografowaniu, pisaniu, budowaniu historii i filmów. Nadal spędzam jednak
sporo czasu z Photoshopem Lightroomem, Premiere Pro, InDesignem czy innym
oprogramowaniem, jakiego właśnie potrzebuję. Ale muszę też być obecna w mediach społecznościowych po to, żeby tworzyć publiczność dla swoich nowych
projektów. Mam dużo szczęścia, że od dwudziestu lat mogę w Toronto pracować
z tym samym utalentowanym drukarzem. Bob Carnie jest mistrzem tradycyjnego
druku, to on sprawił, że moje zdjęcia zrobione iPhone’em użyte w Looking for Marshall McLuhan in Afghanistan zyskały nowy wymiar filozoficzny. Bob wydrukował
je na płytkach z palladu, stosując trójkolorowy pigment. Jest to najbardziej znany
proces dający drukowanym zdjęciom trwałą kolorystykę. Tak więc efemeryczne
w swoim charakterze zdjęcia z iPhone’a przetrwają około tysiąca lat. Kiedy podróżuję z wystawami, prace są najczęściej drukowane przez lokalnych ekspertów.
Nie ma szansy, żebym mogła równocześnie tworzyć je w takiej ilości i jakości,
w jakiej je robię, i samodzielnie przygotowywać odbitki potrzebne na wystawę.
Muszę przyznać, że jest to métier, w którym nie jestem mistrzem. Mam jednocześnie głębokie uznanie dla tradycyjnej fotografii, a wszystko, co robię, osiąga
jakąś formę materialnego medium – książek, wystaw, filmów. Nawet wtedy, gdy
zamieszczam coś na Instagramie, zastanawiam się nad tym, jaką materialną formę nadać później publikowanym tam pracom.
Pracujesz jako artystka, fotografka wojenna od ponad dwudziestu lat. Teraz czas na
pytanie, które słyszałaś pewnie setki razy: dlaczego wybrałaś fotografię wojenną, kiedy jest tyle innych tematów, wydarzeń, które można fotografować?
22
Odpowiem cytatem z książki:
Tematem wojny zainteresowałam się dzięki mojemu wujowi Herbertowi Leistnerowi, który
pochłaniał książki historyczne i pracował jako mechanik samolotów myśliwskich Messerschmitt Bf 109 dla Luftwaffe podczas drugiej wojny światowej. Przybył do Kanady z Niemiec w 1951 roku i ostatecznie otworzył biznes narzędziowy z przedsiębiorcą żydowsko-kanadyjskiego pochodzenia Alem Hertzem. Wuj Herbert rzadko mówił o wojnie, a jeśli już, to
by drwić z nacjonalizmu i ruchów masowych w odniesieniu do zwiększenia nazistowskiej
władzy. Z jakiegoś powodu, będąc dzieckiem, poczułam pewien rodzaj odpowiedzialności
za to, co wydarzyło się w Niemczach. Jako naiwna piętnastolatka myślałam, że jeśli mogłabym stać się świadkiem wojny, to może w jakiś sposób potrafiłabym zrobić coś, żeby
zapobiec w przyszłości okrucieństwom takim jak Holocaust. Od tego momentu chciałam
zostać fotografem wojennym, ale nie miałam pojęcia, jak się za to zabrać. I potrzebowałam
kolejnych prawie dwudziestu lat, żeby sfotografować swój pierwszy konflikt15.
Czy wojna cię zmieniła? W swojej pracy byłaś blisko wielu emocjonalnie ciężkich wydarzeń – w jaki sposób to na ciebie wpłynęło?
A co z mediami – czy patrzą inaczej na wojnę w porównaniu z, powiedzmy, latami
osiemdziesiątymi czy dziewięćdziesiątymi?
Sposób, w jaki media patrzą na wojnę, zmienił się z powodu technologii, ale tylko
powierzchownie. Dziennikarze i ofiary działań wojennych się nie zmienili. Słuchałam ostatnio wywiadu telewizyjnego z lat osiemdziesiątych o Nikaragui (to
część moich lekcji hiszpańskiego) i kiedy dyskutowano o dyktaturze w tym kraju,
uświadomiłam sobie, że brzmi to prawie tak samo jak słowa Christiane Amanpour
[korespondentka CNN – przyp. red.], które usłyszałam zaledwie wczoraj na temat
Donalda Trumpa i jego administracji. Tyrańskie reżimy zawsze będą przedstawiać media jako wroga, a same media i ci, których powołaniem jest zbieranie
15
Jest to kolejny cytat z książki Leistner, która ma się ukazać w 2018 lub 2019 roku.
23
Obrazy emocji, emocje świata
Branie udziału w wydarzeniach wojennych lub przebywanie blisko nich to bardzo głębokie doświadczenie emocjonalne, które ogromnie zmienia, nawet jeśli
jako dziennikarka jesteś tak naprawdę poza tym, co się dzieje. Podczas tych
dwudziestu lat przynajmniej trzykrotnie byłam absolutnie pewna, że umrę. Pamiętam wyraźnie, że za każdym razem myślałam sobie: to nie było tego warte.
Ale w retrospekcji myślenie w ten sposób jest niemożliwe. Warto ryzykować
życie, aby być częścią opowiadania prawdy i relacjonowania historii. Wielu ryzykowało o wiele więcej niż ja. I wierzę, że to doświadczenie sprawiło, że stałam
się osobą bardziej współczującą i pokorną. Jestem wdzięczna i doceniam dobroć
w ludziach. Przeszłam również przez lata terapii i borykałam się z problemem
uzależnienia od narkotyków i alkoholu. Od dekady jestem trzeźwa i wolna od
narkotyków, i dumna z tego osiągnięcia, jak i ze wszystkiego, czego dokonałam
w życiu. Nadal odczuwam gniew wobec niesprawiedliwości, ale to zdrowy rodzaj
gniewu.
i prezentowanie faktów, zawsze będą odpowiedzialni za rzetelne wykonanie swojej pracy i walkę z tymi, którzy chcą przekręcić lub stłumić prawdę.
Czy fotografia może zmienić ludzi?
Jest takie francuskie powiedzenie, którego nie znoszę: plus ça change, plus c’est la
même chose [im bardziej rzeczy się zmieniają, tym bardziej pozostają takie same –
tłum. autorów]. Nie byłabym fotografem, gdybym nie wierzyła w to, że fotografia
może zmieniać ludzkie opinie i punkty widzenia. Zdaję sobie sprawę, że sama
wielokrotnie zmieniałam poglądy, i to w fundamentalny sposób. Wiem więc, że
jest możliwe, by każdy tego dokonał (wyłączając ludzi o skłonnościach narcystycznych, socjopatów i innych cierpiących na patologiczne choroby psychiczne).
Kalina Kukiełko-Rogozińska, Krzysztof Tomanek
Czy widzisz jakiś trend w tym, jak media przedstawiają/opisują wojnę?
Media „wykoleiły się” z powodu internetu i zajęło im trochę czasu, zanim pojęły to
nowe medium. Jak na ironię, chociaż internet i media społecznościowe umożliwiły powstawanie i rozprzestrzenianie fałszywych informacji, jest to jednocześnie
medium, dzięki któremu dziennikarze i społeczeństwo będą teraz mogli współpracować, by zdemaskować faszyzm i mu się oprzeć.
Wracając do twoich fotografii: czy jest jakiś szczególny temat, który wolisz od innych?
Często słyszę to pytanie. Rozmawiałam z kolegami artystami i wielu z nas zgadza
się, że to zdjęcie, którego się nie zrobiło, historia jeszcze przez ciebie niezidentyfikowana, są tym, co sprawia, że kontynuujemy swoją pracę. Tworzymy fotografie podczas procesu poszukiwań, więc zawsze będziemy mieć wrażenie, że te
„ulubione” dopiero się pojawią. Można powiedzieć, że to optymizm połączony
z nienasyconą ciekawością i napędem. Dla mnie to musi być coś wielowarstwowego, co zaangażuje różne części mojego umysłu. Niemniej jednak są tematy,
które rozpoczęłam i porzuciłam, ponieważ nie były dla mnie tak interesujące,
jak się spodziewałam. Ważne, by wiedzieć, kiedy odejść od czegoś nawet niedokończonego. Ten rodzaj pracy jest tak ciężki, że ukończenie projektu, na którym nam nie zależy, jest prawie niemożliwe, chyba że dostajemy za niego bardzo
dużo pieniędzy.
A czy są jakieś konkretne emocje, które towarzyszą ci w pracy częściej niż inne?
Po pierwsze: ciekawość. Bez niej nie ma powodu, by wstawać rano z łóżka i przekonać się, co może przynieść dzień. Po drugie: nadzieja. I po trzecie: od momentu,
kiedy Donald Trump wygrał wybory, budzę się z głębokim poczuciem zniesmaczenia. Nie pierwszy raz zresztą. Tworzę sztukę zaangażowaną politycznie, żeby
walczyć z tym uczuciem.
Czy możesz podzielić się planami na przyszłość? Czy pracujesz teraz nad jakimś projektem?
Obecnie pracuję nad filmem dokumentalnym i książką o sadzeniu drzew w Kanadzie – w jaki sposób to zajęcie przygotowało mnie do pracy w strefie wojny i jak
24
powrót do lasu dwadzieścia lat później pomógł mi wyzdrowieć. Żeby móc opłacić edukację, w młodości zasadziłam ponad pół miliona drzew (od 1983 do 1992).
Jest to kulturowo ikoniczne zajęcie Kanadyjczyka. Spotkany niedawno leśniczy
powiedział mi, że nikt nie sadzi drzew dla siebie. To zdanie sprawiło, że zaczęłam zastanawiać się nad optymistyczną naturą tego zajęcia. Drzewa rosną przez
całe pokolenie, więc jeśli je sadzisz, musisz wierzyć w przyszłość i musi zależeć
ci na nadchodzącym pokoleniu. Czasy, w których obecnie żyjemy, potrafią być
mroczne, czasem przerażające. Niekiedy, biorąc pod uwagę kwestie środowiskowe i światowy konflikt, trudno sobie nawet wyobrazić, że czeka nas jakakolwiek
przyszłość. Dlatego jest to dobry moment, aby pracować nad czymś, co ma w sobie pierwiastek nadziei. Być może będzie to najbardziej osobisty projekt, jakiego się podjęłam. Po raz pierwszy będę dokumentować pracę społeczności, która
w tak dużym stopniu jest częścią mojej własnej historii i doświadczenia.
Zrobiłaś sobie przerwę od fotografii wojennej. Czy planujesz kiedyś powrót w te obszary?
A twoja przygoda z Marshallem McLuhanem: czy jego koncepcje zmieniły to, w jaki
sposób patrzysz na wojnę lub jak fotografujesz wydarzenia światowe?
Moja przygoda z Marshallem McLuhanem trwa nadal. Kiedy wróciłam z Afganistanu, byłam w depresji, co nieraz przyznawałam. Wojna mnie przygnębiła.
Przygnębiły mnie media społecznościowe. Przygnębił mnie seksizm. Przygnębiły mnie smartfony. Szczególnie przygnębiło mnie stacjonowanie w obozie
wojskowym i bycie zastraszaną. Byłam w depresji również z powodu tego, co
postrzegałam jako psychiczną krzywdę, jaką niepohamowana technologia
spowodowała u mnie, moich kolegów i żołnierzy, z którymi stacjonowaliśmy.
Pisanie Looking for Marshall McLuhan in Afghanistan było dla mnie ucieczką
z mroku. I nie będzie przesadą stwierdzenie, że w tym sensie Marshall McLuhan uratował mi życie. Kilka lat temu miałam przyjemność poznania jego
synów, filozofa Erica McLuhana i fotografa Michaela McLuhana, i mogłam
podziękować im za to, co ich ojciec dla mnie zrobił. Idee McLuhana zmieniły sposób, w jaki patrzę na wojnę, ponieważ dostroiłam się do wpływu mediów i technologii na psychikę. Nie sądzę, że będę fotografować inaczej, natomiast zdecydowanie bardziej otwarcie niż kiedyś podchodzę teraz do mediów
25
Obrazy emocji, emocje świata
Jest takie angielskie powiedzenie: nigdy nie mów nigdy, więc nie mogę tego
stwierdzić z całą pewnością. Kusi mnie perspektywa powrotu do Stanów Zjednoczonych (mieszkałam w Nowym Jorku w latach 2000–2007), które są krajem
uwikłanym w konflikt w pełnym znaczeniu tego słowa. Na razie staram się skupić na projekcie sadzenia drzew, który wymaga ode mnie wielu badań i pracy
w terenie i w końcu zawiedzie mnie do tematu miejsc wycinki. Zakopałam się
w historii wycinki lasów, poczynając od pierwszych statków, które przypłynęły
do Ameryki Północnej z Europy. Głównym celem i aktywnością przybyłych ludzi
było wycięcie lasu dla zysku i po to, aby zrobić miejsce na rozbudowę. Zaczynam
więc od czasów współczesnych, ale badam też trzysta lat historii.
społecznościowych – w dużej mierze dzięki temu, że McLuhan pomógł mi zaakceptować ich nieuchronność.
Kalina Kukiełko-Rogozińska, Krzysztof Tomanek
Czy planujesz rozwijanie koncepcji Marshalla McLuhana? A jeśli tak, to czy doczekamy
się nowej publikacji?
[śmiech] To bardzo podchwytliwe pytanie, bo, jak wiecie, współpracuję z wami
przy tej publikacji. Ale mówiąc poważnie, jest tak, jak piszę w książce: kiedy zaczniesz szukać Marshalla McLuhana, to niemożliwe, żebyś nie widział jego śladów
wszędzie wokół. Jego koncepcje były tak prawdziwe i tak głęboko przeniknęły do
współczesnego świata, że nawet ludzie, którzy nigdy o nim nie słyszeli, ulegają
ich oddziaływaniom każdego dnia. Wątpię w to, że napiszę kolejną książkę o Marshallu McLuhanie, ale myślę o poświęceniu mu chwili w moim filmie o sadzeniu
drzew. Jego wnuk Andrew McLuhan zdradził mi ostatnio, że jego dziadek spędził
dużo czasu w kanadyjskiej puszczy, i że ma jego zdjęcie z pobytu w lesie. Zapytałam, czy mogłabym w jakiś sposób wykorzystać tę fotografię w filmie, więc mam
nadzieję, że do tego dojdzie. Marshall McLuhan pomógł mi wrócić do działania
i nie mogę patrzeć na moje lata sadzenia drzew bez myślenia o projekcie „One
Tree at a Time”16 oraz o tym, jak staje się to metaforą tylu wydarzeń w moim życiu.
Marshall McLuhan zawsze więc będzie częścią wszystkiego, co robię.
Pojawi się też nowe wydanie książki po hiszpańsku, Buscando a Marshall McLuhan en Afganistán, z nowym wstępem, nowym rozdziałem o odbitkach palladowych oraz zbiorze w Kanadyjskim Muzeum Wojny. Kolekcja jest publikowana
w Centro de Fotografía de Montevideo, które zmontowało i przetłumaczyło wystawę na hiszpański po raz pierwszy właśnie w tym roku (grudzień 2016 – luty
2017).
Images of emotions, emotions of the world
– the war photographs of Rita Leistner
The aim of this article is to introduce a Canadian multimedia artist and war photographer – Rita Leistner – and her work. The first part of the paper deals with inspiration sources and reasons for creating her first book, Looking for Marshall McLuhan
in Afghanistan, whilst the second part contains an interview with the photographer.
The artist discusses her symbolic departure from everything encompassed as ‘human’ and the transition to the technological realm in modern war conflicts, as well
as her own transformation as a result of witnessing somebody else’s suffering. Further, the artist analyses the current socio-political situation in the world and explores her approach towards modern art and, in particular, photography.
16 Chodzi o projekt Grega Reitmana, mający na celu zasadzenie 20 milionów drzew na całym świecie.
26