Na początku miałyśmy tropić tylko malarstwo Olgi Boznańskiej. Zaplanowałyśmy to z koleżanką już miesiąc temu. Nie jest łatwo wyrwać się do Warszawy (220 km) w środku tygodnia. W dodatku na cały dzień. A wystawa prac Boznańskiej w Muzeum Narodowym tylko do 2 maja.
"Żal mi bardzo tego czasu, który marnuję i nigdy nie jestem taka wesoła i kontenta, kiedy pracuję" - tak pisała malarka w swoim liście. Prawie całe życie spędziła w swoich pracowniach - w Krakowie, Monachium i Paryżu. A że upodobała sobie portrety, niemal z nich nie wychodziła. Nawet pejzaże (nieliczne) malowała z okien pracowni.
Sztaluga, paleta malarska... Olgi Boznańskiej. Elementy wystroju pracowni malarki i fotografie bardzo wzbogaciły wystawę prezentującą jej 150 prac.
Fotel, w którym siedziały portretowane osoby.
Pewnie przyćmione światło w salach wystawowych miało swoje uzasadnienie (jego strumień był skierowany głównie na obrazy), ale przyznam, że trochę mi przeszkadzało. No i z tej racji fotki niezbyt dobrze wychodziły.
Parasolka jako nawiązanie do sztuki japońskiej, która zauroczyła malarkę.
Portret Zofii Federowiczowej namalowany w 1890 r. - jeden z moich ulubionych.
Dzieci na portretach Boznańskiej najczęściej smutne i zamyślone. Tak jak dziewczynka z chryzantemami - bohaterka chyba najsłynniejszego obrazu.
Praca kolorystycznie wyjątkowa w dorobku Boznańskiej.
Za to zdecydowanych kolorów nie brakowało pracom Andrzeja Wróblewskiego w Muzeum Sztuki Nowoczesnej. O ile wystawa Boznańskiej była zaplanowana już dużo wcześniej, to pomysł z Wróblewskim pojawił się dopiero w przeddzień wyjazdu. Uwaga - wstęp na wystawę bezpłatny.
Po raz pierwszy z Edytą byłyśmy w tej Galerii (otwarto ją w 2005 r.), ale bardzo miło zaskoczyła nas zarówno ekspozycja, jak i samo wnętrze. Po ciemnych (w dodatku bez okien) i dość ciasnych salach Muzeum Narodowego te ogromne, jasne przestrzenie pozwoliły poczuć oddech sztuki.
Wcześniej widziałam w Narodowym cykl "Rozstrzelanie" i słynny autobus.
Kompletnym zaskoczeniem były dwustronne prace Andrzeja Wróblewskiego. Malowane po obu stronach tego samego płótna zupełnie różne pod względem formalnym i tematycznym
.
Rozdarcie pomiędzy politycznym zaangażowaniem a artystycznym eksperymentem.
Ukochane przez malarza góry. W górach też Wróblewski umiera na zawał serca, mając zaledwie 30 lat.
Inspiracje sztuką jugosłowiańską.
Ostatni obraz malarza, o ile dobrze pamiętam zatytułowany "Rodzina". Pozostał niedokończony.
Na deser wystawa plakatów socrealistycznych.
Mój ulubiony.
Doszłyśmy z Edytą do wniosku, że na spotkania z warszawską sztuką można jechać praktycznie "w ciemno". Zawsze "coś" się spotka. Pod warunkiem, że przemierza się centrum na piechotę. Jak my. W Zachęcie byłyśmy nie raz (tym razem temat nas nie zainteresował,) ale tuż obok wypatrzyłyśmy dzięki dużym kolorowym plakatom Muzeum Etnograficzne.
A w nim - bajeczne wystawy.
Wystawa "Zwykłe - Niezwykłe" rzeczywiście przebogata, ale i nieco chaotyczna. Australia obok Śląska, Rzeźby południowoamerykańskie obok kołowrotka z lubelskiego.
Dwustuletnia szafa śląska.
Jest i sunduczek.
Wielkanocne jajka. Po raz pierwszy widziałam tyle technik zdobienia jaj wielkanocnych. Jaja jak najpiękniejsza biżuteria.
W oczekiwaniu na powrotny autobus. Fotka w wykonaniu mojej koleżanki Edyty. Moim zdaniem idealna na jakąś wystawę fotograficzną.