niedziela, 31 marca 2013

Wesołych Świąt :)

Wrednym zrządzeniem losu, ciut późno ale ;)
Życzę Wam wszystkim spokojnych, radosnych Świąt Wielkanocnych, a oprócz tego wiosny za oknem, bo chyba każdy z nas ma dosyć pogodowego psikusa :s

Źródło


czwartek, 28 marca 2013

Warte uwagi: Gliss Kur, Ultimate Oil Elixir

Ostatni wypad do drogerii zaowocował nieplanowanym zakupem kilku drobiazgów [i utwierdził mnie w przekonaniu, że powinnam trzymać się z dala od takich miejsc, jeśli naprawdę mam ograniczyć zakupy ;)] oraz wypatrzeniem na półce kolejnego kosmetyku, który uznałam za warty uwagi. W zasadzie to całej serii :]

Źródło: lilly.rs
Na chwilę obecną bardzo niewiele jest informacji w języku polskim o tych kosmetykach, praktycznie - wcale.
Pierwsze skojarzenie, które pojawiło się w mojej głowie, to myśl, że nowe produkty wyglądają jak połączenie linii z olejami pielęgnacyjnymi i czarnej, keratynowej. Plus mają w sobie coś z Magicznego Serum produkowanego przez tę markę. Pierwszy rzut oka na skład odżywki w sprayu [nota bene całkiem udanej] i moje przypuszczenia potwierdziły się :) W składzie olejek arganowy, keratyna i panthenol, a wszystko całkiem wysoko w składzie, tuż po wodno-silikonowej bazie. Ładnie :)

Poszperałam odrobinę i udało mi się znaleźć resztę list ze składnikami :)



Gliss Kur, Ultimate Oil Elixir Szampon: Aqua, Sodium Laureth Sulfate, Disodium Cocoamphodiacetate, Sodium Chloride, PEG-12 Dimethicone, PEG-7 Glyceryl Cocoate, Argania Spinosa Kernel Oil, Hydrolyzed Keratin, Cocodimonium Hydroxypropyl Hydrolyzed Keratin, Panthenol, Citric Acid, Laureth-2, Polyquaternium-10, Sodium Benzoate, Parfum, Propylene Glycol, PEG-55 Propylene Glycol Oleate, PEG-40 Hydrogenated Castor Oil, Hydrogenated Castor Oil, PEG-14M, Mica, Hexyl Cinnamal, Linalool, Limonene, Sodium Acetate, Phenoxyethanol, CI 77891, CI 77491

Gliss Kur, Ultimate Oil Elixir Odżywka: Aqua, Cetearyl Alcohol, Quaternium-87, Stearamidopropyl Dimethylamine, Dimethicone, Distearoylethyl Hydroxyethylmonium Methosulfate, Isopropyl Myristate, Argania Spinosa Kernel Oil, Hydrolyzed Keratin, Cocodimonium Hydroxypropyl Hydrolyzed Keratin, Panthenol, Glycerin, Citric Acid, Propylene Glycol, Phenoxyethanol, Parfum, Mica, Methylparaben, Dimethiconol, Polyquaternium-67, Silica, Hexyl Cinnamal, Linalool, Cyclomethicone, Limonene, Potassium Sorbate, CI 77891, CI 77491, CI 47005, CI 15985

Gliss Kur, Ultimate Oil Elixir Maska: Aqua, Cetearyl Alcohol, Behentrimonium Chloride, Glycol Distearate, Dimethicone, Distearoylethyl Hydroxyethylmonium Methosulfate, Dicaprylyl Carbonate, Argania Spinosa Kernel Oil, Hydrolyzed Keratin, Cocodimonium Hydroxypropyl Hydrolyzed Keratin, Panthenol, Glycerin, Isopropyl Alcohol, Phenoxyethanol, Methylparaben, Mica, Parfum, Polyquaternium-67, Silica, Citric Acid, Hexyl Cinnamal, Linalool, Limonene, Potassium Sorbate, CI 77891, CI 77491, CI 47005, CI 15985

Gliss Kur, Ultimate Oil Elixir Odżywka Ekspresowa: Aqua, Cyclomethicone, Phenyl Trimethicone, Argania Spinosa Kernel Oil, Hydrolyzed Keratin, Cocodimonium Hydroxypropyl Hydrolyzed Keratin, Panthenol, Dimethiconol, Cetyl PEG/PPG-10/1 Dimethicone, Lactic Acid, Polyquaternium-16, Parfum, Cetrimonium Chloride, Sodium Benzoate, Hexyl Cinnamal, Linalool, Limonene, Phenoxyethanol, Potassium Sorbate, CI 15985, CI 47005

Gliss Kur, Ultimate Oil Elixir Serum: Alcohol denat, Trisiloxane, Cyclomethicone, Argania Spinosa Kernel Oil, Helianthus Annuus Seed Oil, Octocrylene, VP/VA Copolymer, Parfum, Aqua, Mica, Silica, Hexyl Cinnamal, Linalool, Limonene, CI 77891, CI 77491, CI 40800



 

środa, 27 marca 2013

Skinfood, Omija Whitening Serum

Opis producenta:

Serum, które rozjaśnia skórę dzięki opatentowanemu i nagradzanemu kompleksowi z ziół Omija i składników odpowiedzialnych za depigmentację. Zawiera nano-witaminę C.
Patent nr 10-0891294 - składnik kosmetyczny z zawartością leczniczego zioła Omija, białej morwy i korzenia lukrecji.

Sposób użycia: Po aplikacji toniku wsmarować niewielką ilość na twarz i pozostawić do całkowitego wchłonięcia.

Źródło: koreadepart.com



Zacznę od tego, że kosmetyk testowałam z kilku próbek. Ale ... zużycie ich zajęło mi kilka tygodni, ponieważ skupiłam się na bardzo wąskim obszarze skóry - na przebarwieniach pod oczami. To pozwoliło mi wydłużyć czas użytkowania do prawie 30 dni.

Z opakowaniem akurat tego serum nie miałam styczności, ale ponieważ nam inne buteleczki na serum tej firmy to mogę Wam trochę opowiedzieć :)
Szklana, elegancka butelka z nakładką stylizowaną na metal. Pod nią znajdziemy elegancko wyglądającą pompkę, która nie sprawia problemu w obsłudze. Jest higienicznie i optymalnie, bo możemy dokładnie odmierzyć ilość wydobywanego serum.
W przypadku Omija w skład opakowania wchodzi też materiałowy woal owijający szklaną butelkę. Sama butelka jest nieprzezroczysta, szkoło zasłania nadruk z cieniowaniem.

No dobra, opakowanie urocze, ale co jest w środku?
Emulsja. Biała, dość gęsta, ale zaskakująco lekka. Za lekkością w parze niestety nie idzie wchłanianie. Serum się błyszczy i błyszczy... i błyszczy, ni chu-chu matu, więc raczej nie na dzień.
Zauważyłam, że trochę nawilża, jednak akurat w tym jednym przypadku nie skupiałam się na właściwościach pielęgnacyjnych. Czekałam na magiczne wybielenie. A było co rozjaśniać, bo akurat na moim licu rozgościła się ostuda :( W pierwszych trzech tygodniach odpuściłam obserwacje, smarując jednak dzielnie rano i wieczorem okolice z plamami pigmentacyjnymi. W czwartym najpierw nieśmiało, a potem już bardziej przebierając nóżkami zaczęłam szukać efektów.

Niestety... magiczne Omija [prawie jak Ouija :P] nie jest dla mnie. Rezultatów zero.
Mogę sobie gdybać, że przy dłuższym stosowaniu mogłabym zauważyć progres, choć uważam, że po miesiącu już coś powinno drgnąć.

Cena: ok 75 zł / 50ml



wtorek, 26 marca 2013

Iope Repair BB Cream

Dzisiaj notka o BB Creamie, który może nie jest najlepszym tego typu kosmetykiem, z którym miałam do czynienia, ale bardzo pozytywnie mnie zaskoczył i zdążyłam go polubić. Kupiłam go już dawno-dawno, na fali pierwszego zauroczenia BB Creamami i tak sobie odczekał trochę zapomniany. Jednakże wygląda na to, że przestał być już dostępny :( [ech, moje fatum...].  No właśnie, zapomniałam o nim i ten brak towaru to chyba kara za to :P

Whatever, bez wdawania się w dalsze niuanse - recenzja :)

Opis producenta [improwizowany ;)]:

Iope Repair BB Cream z Redness Control Formula [redukcja rumienia i zaczerwienień?] nadaje się do każdego typu cery. Zawiera Water Gel Complex, ekstrakt z czarnej fasoli oraz jujube. Kondycjoner skóry - madecassoide - zwalcza pierwsze oznaki starzenia się skóry. Ochrona przeciwsłoneczna SPF 20/PA+
Moja spora, bo aż 10ml miniaturka miała postać estetycznej tubki z nakrętką. Dozownik z zakończeniem w formie "dziubka" - poręczny, wygodny, precyzyjny.
Sam krem jest dość rzadki i lekki. Jego kolor określiłabym jako beżowy, dosyć jasny. Od razu moją uwagę zwrócił jego zapach. Zazwyczaj woń bb creamów postrzegam jako mydlaną, a tutaj w moje nozdrza trafiły bardzo przyjemne i przy tym delikatne nuty jakby kwiatowe podbite odrobiną świeżej mięty.

Chociaż kosmetyk jest w zasadzie płynny, to bardzo zdziwiła mnie aplikacja, bo wydawał się podczas niej trochę suchy, nie dawał takiego poślizgu jak inne BB i trochę trudno było mi go równomiernie rozprowadzić. Ostatecznie jednak wystarczyło trochę wprawy i udało nam się dojść do porozumienia :], ba! z dnia na dzień było coraz lepiej, a kosmetyk spodobał mi się jeszcze bardziej :)

Krycie, jak zobaczycie na zdjęciach poniżej jest raczej średnie, a nawet słabe... Kolejne warstwy nieco potęgują efekt, ale nie uzyskamy pełnego krycia. Wyraźnie widać to na moich fotach, gdzie skórę miałam w niezbyt dobrej kondycji i do schowania sporo, oj, sporo...
Iope Repair BB pozostawia naturalny glow, ładny, satynowy. I choć nie przepadam za tym efektem, tu akurat mi nie przeszkadzał.


Ładnie stopił się ze skórą, odrobinę ją rozjaśniając i wyglądał... w zasadzie nie wyglądał, bo był niewidoczny ;) ;) ;) Nie zauważyłam, aby kolorystycznie odcinał się od szyi [na fotce wygląda to trochę inaczej, ale wynika z różnicy odległości płaszczyzn]. Pory ukryte :). Dobrze współpracował z moją skórą, nie podrażnił jej ani nie zapchał, nie wysuszył. Jest trwały, ale lubi znikać ze skrzydełek nosa. Chociaż to u mnie chyba takie szczególnie newralgiczne miejsce, z którego wszystko szybko znika ;). Lekka formuła sprawiła, że nie czułam warstwy na twarzy - niemal jak druga skóra :). Idealny na lato dla cer wymagających lekkiego ujednolicenia. SPF 20.


poniedziałek, 25 marca 2013

The Face Shop, Natural Sun AQ Power Long-Lasting Sun Cream SPF 45 [super antioxidant with acaiberry]

Wczorajsze przypomnienie o rozdaniu otwiera w tym miesiącu blok nt. azjatyckiej pielęgnacji skóry. Dzisiaj słów kilka o jednym z filtrów dostępnych na koreańskim rynku.


Opis producenta:

Delikatny filtr z naturalnymi ekstraktami roślinnymi, takimi jak rabarbar, orzechy arganowe i ekstrakt z modraka morskiego. Dzięki przełomowej technologii, łączy w sobie najlepsze cechy - doskonałą ochronę przed słońcem i lekką formułę z efektem Optymalnego Rozproszenia Światła. Filtr zapewnia 24 godzinną ochronę przed słońcem. Jagody Acai są silnym antyoksydantem. Wodoodporny. Bardzo lekki. Może służyć jako baza pod makijaż dwukrotnie przedłużając jego trwałość.

Tradycyjnie zacznę od opakowania :)
Filtr znajduje się w zgrabnej, całkiem sporej tubce ze srebrną, szeroką nakrętką, która umożliwia jego stabilne postawienie na wieczku. Do tego pudełko z instrukcjami po koreańsku i angielsku. Tubka ergonomiczna, dobrze leży w dłoni. Kolorystyka, złota, "bogata", przykuwa oko. Pod nakrętką znajduje się precyzyjny aplikator w formie "dziubka" z niewielkim otworem na końcu. Dzięki niemu kosmetyk dozuje się bardzo wygodnie :).


Filtr ma formę emulsji o piaskowo-różowo-mlecznym zabarwieniu. Jest bardzo jasny. Przyjemnie pachnie, choć nie do końca jestem w stanie sprecyzować tę woń. Przypomina mi trochę podobny produkt z Apivity, o którym pisałam już na blogu :) - czyli mokry piasek na morskiej plaży, a przynajmniej tak mój mózg go kojarzy :D.

Konsystencja emulsji wydała mi się ciut gęsta, daje wrażenie treściwej. Pewnie dlatego, że zostawia na powierzchni skóry specyficzny film- trochę tępy, ale jakby nie tłusty. Wyjątkowy ;). Z rozsmarowaniem raczej nie ma problemu, chociaż trzeba uważać na ilość, bo w miejscach, gdzie nałożymy go grubiej może się uwidocznić i zostawić jaśniejszą plamę. Tlenki mają to do siebie, że osiadają na powierzchni skóry i mogą odkładać się w zmarszczkach lub zostawiać smugi. Filtry na bazie mineralnej często pozostawiają po sobie niepożądany efekt w postaci białej powłoczki, odznaczają się też na linii włosów. Tutaj [przy założeniu, że użyjemy umiarkowanej ilości] nie ma takiego efektu. Biel składników mineralnych jest nieco złagodzona przez dodatek pigmentów, a sam filtr przyjemnie rozjaśnia koloryt i odrobinę go ujednolica, jednocześnie pozostając niewidocznym.


Jak pisałam wyżej, pozostawia na skórze jakby tłustawą powłoczkę, która jednak w niczym nie przypomina "klasycznego" natłuszczenia. To taka przyjemna, puszysta kołderka, która otula skórę ochronną warstwą. Idealny na zimę :). Na czole daje satynowy efekt, natomiast na policzkach kosmetyk wchłania się do matu, choć pod palcami ciągle czuję specyficzną fakturę. Jest odżywienie, nawilżenie i ochrona.

Zauważyłam, że z powodzeniem mogę stosować go pod oczy, bo nie wywołuje ich podrażnienia. Nie zapycha porów, nie zauważyłam innych reakcji niepożądanych.
Filtr jest również trwały. Do tego w sobie tylko znany sposób, magicznie absorbuje sebum. Kiedy wieczorem dotykam czoła widzę, że co nieco się tam zebrało, bo opuszki palców "lśnią" bezlitośnie pokazując prawdę. Ale jednocześnie skóra wygląda całkiem przyzwoicie jak na taki stan ;) i nie mamy tu do czynienia z efektem patelni, typowym przy innych filtrach czy choćby zwykłych kremach..


Choć nie należę do maniaczek filtrowych [a te dostępne w drogeriach czy aptekach wręcz są zniechęcające przez swoją tłustość] i używam blokera raczej tylko kiedy muszę, to po te azjatyckie sięgam z prawdziwą przyjemnością i komfort ich używania oceniam dużo lepiej.
Nie wiem, jak spisałby się w lecie [mam mieszany profil cery, mógłby być za ciężki], jest to natomiast bardzo przydatny produkt na chłodniejsze dni.
Z uwagi na czas używania [zima] nie jestem w stanie ocenić jego właściwości ochronnych - wybaczcie :o

Cena: ok 65 zł / 50ml

niedziela, 24 marca 2013

Nieśmiało przypominam :)

... o swoim rozdaniu :)
Marzec mija mi pod znakiem kosmetyków marki Mizon, które całkiem nieźle służą mojej skórze.
Dla Was też mam parę drobiazgów, takich w sam raz, aby sprawdzić, czy też się z nimi polubicie.
Więcej szczegółów znajdziecie w tym poście :]


Good luck!

sobota, 23 marca 2013

Essence, Longlasting Eye Pencil, Automatyczna kredka do oczu

O tym produkcie powiedziano już chyba wszystko... ale i ja dorzucę swoje trzy grosze :)

Opis producenta:

Gwiazda wśród wszystkich kredek do powiek: łatwy w użyciu ołówek dzięki idealnemu mechanizmowi wykręcania grafitu. Gwarantuje trwały rezultat. Modne kolory dodają spojrzeniu głębi i zmysłowości. Dostępna w 8 kolorach.


Odkąd  pamiętam, moje powieki były problematyczne z uwagi na ich tłustość i specyficzne osadzenie. Każdy cień nakładany bez bazy szybko osiadał w załamaniu. Każda kredka, z jaką miałam do czynienia prędzej czy później tworzyła nieestetyczne "ksero".
Kiedy więc przeczytałam wiele zachęcających opinii, mówiących o trwałości i niezawodności tego produktu, bardzo szybko zdecydowałam się na zakup.

Longlasting ma formę wykręcanej kredki. Mamy tu do czynienia z plastikową obudową ozdobioną srebrnymi nadrukami, które są bardzo trwałe i nie ulegają starciu :). Do tego tradycyjna skuwka. Wewnątrz skrywa się serce produktu - czyli rysik, który szybko wydobędziemy lekko przekręcając dolną część obudowy. Mechanizm działa bez zarzutu, nie zacina się i nie psuje [a jestem już przy końcu :)].


Sama kredka jest miękka i dobrze mi się z nią współpracowało, przynajmniej na początku [ale o tym za chwilę]. Aplikacja nie sprawiała mi trudności - wygodna forma pozwala na narysowanie dość precyzyjnej kreski. Postawiłam na klasykę i wybrałam czarny wariant. Nie mam zastrzeżeń do koloru - ładna czerń, wygląda na matową, chociaż zauważyłam, że po roztarciu można dopatrzyć się maleńkich iskierek.


Z niedowierzaniem i radością przyjęłam fakt, że namalowana na powiece kreska nie odbiła się :D, nie znika, pozostaje tak samo nasycona kolorem, jak po namalowaniu i wytrzymała do wieczora :) Kredka jakby zasycha na skórze. Dobrze współpracuje z cieniami.

Jak wspomniałam, byłam bardzo zadowolona, ale tylko na początku. Ale... pierwszym mankamentem produktu, który daje o sobie znać dość szybko, jest brak temperówki do rysika. Podobno stara wersja kredki takową posiadała, jednak [nie wiedzieć czemu] zrezygnowano z tego przydatnego narzędzia. Ostra końcówka szybko się ściera, przez co kredka traci na precyzji. Oczywiście można nabyć temperówkę oddzielnie ale może to stanowić nie lada problem, a po drugie oczekuję od produktu komplementarności, który zapewni z kolei jego funkcjonalność. Wybaczyć to można w przypadku zwykłych kredek, kiedy narzędzie do ostrzenia można dostać praktycznie w każdym kiosku, ale tutaj jest o nie wyjątkowo trudno :/. Inna metoda polega na ostrzeniu końcówki poprzez odpowiednie "przytarcie" boków rysika. Ale to generuje dość pokaźne straty i wpływa na zmniejszenie wydajności. Złośliwie można pomyśleć, że nowe opakowanie zostało tak zaprojektowane celowo, właśnie po to, aby kredkę szybko zużyć i napędzić sprzedaż. Khem...

Druga sprawa - po jakimś czasie niestety zauważyłam, że zjawisko "kserowania" wróciło. Nie wiem, może to wina tego, że moje powieki nagle stały się bardziej tłuste. Może. Enyłej, produkt przestał sobie radzić.

Po trzecie, mimo iż trwałość produktu wg instrukcji na opakowaniu to aż 36 miesięcy [a mniemam, że kredkę kupiłam świeżą, bo to dość popularny kosmetyk i szybko schodzi z półek], to moja kredka po jakimś czasie utraciła odpowiednią konsystencję. Wyschła. Teraz aplikuje się ją dużo gorzej.

Cena: 6,99 zł / 0,28g

Używałyście już słynnej LL? A może polecacie jakiś inny produkt?

piątek, 22 marca 2013

Oczko - odsłona 11

Prosty makijaż z użyciem granatowego cienia z jakiejś zimowej trend edycji Sensique :)
Do kompletu z paznokciami Marizy :) Chociaż tak sobie myślę, że powinnam użyć turkusu zamiast fioletu. Cóż, za późno, może kiedyś... ;)



czwartek, 21 marca 2013

Mariza, Brilliant, Lakier do paznokci

Przerwa od pielęgnacji - dziś trochę kolorówki. Mała rozprawka o lakierze do paznokci, który dostałam na ostatnim zlocie blogerek, podarowanym przez firmę Mariza.
O marce sporo ostatnio można było poczytać w blogosferze i szkoda tylko, że nie jest dostępna stacjonarnie [sprzedaż katalogowa], bo chętnie przyjrzałabym się ofercie z bliska :)
Ale do rzeczy.

Opis producenta:

Lakier do paznokci z iskrzącymi drobinkami. Aby uzyskać trwałą i gładką powłokę, malować dwukrotnie odtłuszczoną płytkę.






Kosmetyk zapakowany jest z elegancką buteleczkę w kształcie prostopadłościanu. niestety nie znalazłam oznaczenia koloru - brak nazwy, numeru, szkoda.
Konsystencję oceniam bardzo dobrze - ani za rzadka, ani za gęsta. Lakier jest łatwy w aplikacji, nie rozlewa się poza płytkę, idealnie do niej przystaje. Pędzelek średniej długości, niezbyt duży, bardzo sprężysty - potrzebuję trzech pociągnięć, aby dobrze pokryć całą powierzchnię paznokcia. Wygodny w użyciu, nie ma problemu z precyzyjnym malowaniem, włosie dociera, gdzie trzeba bez ryzyka pochlapania wszystkiego wokół ;)


Pigmentacja lakieru jest zachwycająca :D Wprawnej ręce wystarczy jedna warstwa. Nie smuży, aczkolwiek trzeba ciut uważać na prześwity - za bardzo kombinowałam przy paznokciu serdecznego palca i widać efekty :/ - pędzelek 'ściągnął' lekko gęstniejący lakier. Wysycha całkiem szybko, chociaż jeszcze kilka godzin po malowaniu trzeba uważać na mocniejsze uderzenia czy dotykanie ostrych krawędzi.

Kolor określiłabym jako ciepły granat. Granat z domieszką zieleni i turkusu, jakby z morską poświatą. Granat stanowi baza, a w niej zatopiono mnóstwo holograficznych drobinek :). Efekt holo nie jest oczywisty - jest bardzo słaby, rozproszony, nielinearny. Drobno zmielony brokat mieni się na pierwszy rzut oka w dość wąskim spektrum barw - dominują żółte i zielone tony. Generalnie lakier w buteleczce wygląda bardzo niepozornie...


... ale wszystko się zmienia, gdy spojrzymy na niego w ostrym źródle światła. Wtedy ożywa, zaczyna mienić się tęczą barw i nabiera trójwymiarowości, głębi. Naprawdę uroczo wygląda na paznokciach :). Zdjęcia katalogowe absolutnie nie oddają jego uroku i piękna. Moja fotka zresztą też tego nie uchwyciła :o. Musicie zatem uwierzyć na słowo, że w rzeczywistości wygląda jeszcze ładniej.

Kolejna sprawa, która zaskoczyła mnie na plus, to trwałość. Co prawda końcówki dyskretnie się wytarły już następnego dnia, ale bardzo nieznacznie. Pierwsze odpryski pojawiły się dopiero czwartego dnia [i to w miejscu uszkodzenia paznokcia, co pewnie było bezpośrednią przyczyną], a lakier przez kolejne dwa dni wyglądał jeszcze w miarę przyzwoicie [na bazie L.A. i bez top coat'a].

Wart uwagi!

Cena: 11,90zł / 10ml

wtorek, 19 marca 2013

ECOSpa, Maseczka oczyszczająca z glinką Ghassoul

Każda z nas zapewne słyszała o glinkach kosmetycznych. Czerwona, żółta, biała... jest w czym wybierać :) w zależności od potrzeb skóry.


Glinki i błota to surowce kosmetyczne stosowane do oczyszczenia, remineralizacji, a także poprawy krążenia krwi i limfy w skórze. Znajdują zastosowanie w maseczkach na twarz, jak również stanowią świetną bazę do okładów na całe ciało (będących integralną częścią wielu rytuałów pielęgnacyjnych SPA).

Oferta ECOSpa to naturalne glinki pochodzące z Francji, Maroka oraz błoto z Morza Martwego. Francuskie glinki i błoto są pozyskiwane jedynie przy użyciu naturalnych metod. Glinki francuskie są wydobywane są z jaskiń, a następnie suszone na słońcu - dzięki czemu zachowują w pełni swoje właściwości pielęgnacyjne. Natomiast glinka Ghassoul / Rhassoul (czytaj. gasul lub rasul) wydobywana jest tylko w jednym miejscu na świecie, w Maroko w okolicach miasta Fez. Glinka Ghassoul / Rhassoul jest  w 100% naturalna, ekologiczna co potwierdza certyfikat Ecocert.

Glinki i błoto posiadają liczne właściwości:
- są bogate w minerały i aktywne enzymy, 
- pobudzają krążenie limfy dzięki czemu skóra lepiej gospodaruje substancjami odżywczymi i łatwiej usuwa toksyny, 
- usuwają nadwyżki sebum, 
- tonizują, 
- wzmacniają strukturę skóry

Sama moc glinek odkryłam stosunkowo niedawno. Goszczą w mojej kosmetyczce od niespełna dwóch lat. I bardzo żałuję, że poznałam ten surowiec tak późno, bo byłby niezwykle przydatny dla mojej skóry.

Na warsztatach z ECOSpa miałam natomiast okazję poznać właściwy sposób przygotowania glinek do aplikacji na skórę. Razem z innymi uczestniczkami przygotowałyśmy maseczkę oczyszczającą z glinką Ghassoul.


Do przygotowania mieszanki potrzebujemy:
- hydrolatu [względnie wody]
- glinki oczywiście - tutaj mieszanina zielonej, białej i chyba którejś jeszcze dosypałam :)
- gliceryny[ub czegoś podobnego, nawilżającego]
- konserwantu [jeśli przygotowujemy mieszankę na dłuższy czas, nie do jednorazowego zużycia]
- oraz wybranych olejków eterycznych [np. lawendowego lub z drzewa herbacianego, aby wzmocnić antybakteryjne działanie] 
Wszystkie składniki należy wymieszać, aby utworzyły jednolitą masę o konsystencji gęstej śmietany. Gotowe :D! Wygląda może niezbyt apetycznie... przypomina mi mikstury robione w piaskownicy za czasów dzieciństwa [hehe, powrót do korzeni ;)]



Maseczkę nakładam na umytą i stonizowaną twarz. Czasem też kładę jakąś esencję lub olejowe serum opisane post wcześniej. Po aplikacji co jakiś czas spryskuję twarz wodą lub tonikiem przelanym do atomizera, aby nie dopuścić do wyschnięcia glinki. Kiedyś zrobiłam mały eksperyment i bardzo szybko tego pożałowałam, bo wysychająca glinka bardzo mocno ściągnęła mi skórę. Zmywanie też nie należało do przyjemnych i trudno było się pozbyć zaschniętych grudek błota z twarzy. Ponadto sucha glinka nie przekazuje skórze dobroczynnych substancji. 
Okład trzymam na twarzy od 20 do 40 minut, a potem zmywam letnią wodą. Nie ma problemu z domyciem twarzy [oczywiście o ile nie zaschnie ;)], ale glinka zostawia mały sajgon w umywalce :P. 
Po spłukaniu w zasadzie natychmiast widać efekty. Skóra przede wszystkim jest rozjaśniona, uspokojona, a wszelkie stany zapalne się zmniejszają. Ma zbawienny wpływ na cerę trądzikową. Pory są zmniejszone, oczyszczone. Pod palcami czuję gładkość. Maseczka reguluje wydzielanie sebum i przez dłuższy czas skóra pozostaje matowa. Mogłoby się wydawać, że glinka wysusza, ale nic podobnego - nie zauważyłam nic takiego :). 
Podsumowując - jestem bardzo zadowolona z tej miktury :). To chyba mój ulubiony kosmetyk spośród trójki wykonanej na warsztatach.

poniedziałek, 18 marca 2013

ECOSpa, olejowe serum z witaminą A

Wczoraj opisałam tonik, a dzisiaj post o kolejnym kroku rytuału pielęgnacyjnego. U mnie zazwyczaj jest to krem, ale z powodzeniem można go zastąpić odżywczym olejem, lub wręcz mieszaniną olejów wzbogaconą o inne składniki [w tym przypadku witaminę A].

Receptura serum olejowego, wykonanego na warsztatach wygląda następująco:
- 78,5% zimnotłoczonego oleju z pestek moreli [który działa tak]
- 15% skwalanu [tutaj o jego zaletach]
- 5% zimnotłoczonego oleju z pestek granatu [o właściwościach przeczytacie tutaj]
- 1% witamina A
- dodatkowo można dodać kilka kropel wybranych olejków eterycznych






Wykonanie serum jest banalnie proste :) Odmierzamy i mieszamy kolejne składniki. Serum jest gotowe do użycia.

Jak nietrudno się domyślić mamy tu do czynienia z konsystencją i właściwościami typowymi dla olejów. Śliskie, tłuste i potrzebujące czasu do wchłonięcia. Kosmetyk typowo na noc, chociaż cery suche mogłyby sobie z nim "poradzić" i na dzień. Kładę po 2-3 krople na czoło i policzki jednocześnie wykonując delikatny  masaż. Olejek potrzebuje czasu, aby skóra go przyjęła, bo absorbuje się powoli [w moim przypadku], więc skóra przez jakiś czas pozostaje lepka i natłuszczona. Za to rano mam do czynienia z promienną, mięciutką buzią. Naskórek jest odpowiednio nawilżony, natłuszczony, czuć jędrność pod palcami.

Spodobały mi się efekty stosowania tego serum. Do tego jest ono bardzo wydajne. Po ponad miesiącu stosowania ubyło może 1/8 zawartości, zatem widoczna na zdjęciu porcja [k 30ml] wystarczy na bardzo, bardzo długo.

Serum z powodzeniem może też posłużyć jako odżywka do skórek i paznokci.

niedziela, 17 marca 2013

ECOSpa, Tonik nawilżający z algami

W grudniu ubiegłego roku miałam okazję uczestniczyć w bardzo fajnych warsztatach dotyczących robienia kosmetyków we własnym zakresie W spotkaniu uczestniczyli przesympatyczni ludzie z ECOSpa, zapewniając nie tylko zaplecze surowcowo-narzędziowe, ale przede wszystkim szeroką wiedzę.

Podczas warsztatów każda uczestniczka miała okazję ukręcić sobie swoje własne kosmetyki: glinkę, tonik i serum olejowe. I dzisiaj chciałabym napisać Wam o jednym z nich. Zgodnie z tytułem - w obroty biorę toni, którego główną substancją czynną są algi morskie [glicerynowy wyciąg ze spiruliny]


Spirulina jest niebiesko-zielonym glonem należącym do grupy cyjanobakterii, których zalety znane są i cenione od dawna ze względu na bogaty skład i szerokie spectrum działania. Posiada niespotykany zestaw dobrze przyswajalnych substancji odżywczych, w tym ponad 50% aminokwasów.

Aminokwasy -  To właśnie dzięki nim spirulina znalazła zastosowanie w preparatach przeciwstarzeniowych i ujędrniających do twarzy i ciała - aminokwasy są bowiem budulcem niezbędnym do powstawania włókien kolagenu i elastyny.

Składniki aktywne -  Dzięki obecności witamin z grupy B, cynku i siarki spirulina jest doskonałym dodatkiem do maseczek czy ser pielęgnujących cerę trądzikową. Aminokwasy i kwasy tłuszczowe działają odżywczo i nawilżająco, stabilizują równowagę wodno-lipidową w skórze. Zawarta w spirulinie witamina K wzmacnia naczynka krwionośne, zmniejsza rumień towarzyszący trądzikowi różowatemu, rozjaśnia oraz wspomaga gojenie krwiaków i zasinień.

Jest również znakomitym środkiem wspomagającym gojenie skóry - zawdzięcza to między innymi obecności cynku, chlorofilu, antyoksydantów i fikocyjaniny (niebieski barwnik wystepujący u sinic). Fikocyjanina ponadto posiada zdolność hamowania uwalniania histaminy (źródło), tak więc kolejną zaletą spiruliny jest łagodzenie stanów zapalnych, podrażnień i alergii.

W kosmetyce wykorzystywane są od niedawna także kwasy nukleinowe (DNA, RNA), pozyskiwane z surowców roślinnych. Są to związki bardzo dobrze przyswajalne, przyspieszające odnowę i metabolizm komórek oraz chroniące przed promieniowaniem UV.


Do przygotowania toniku potrzebne są:
- hydrolat oczarowy
- gliceryna [5%]
- ekstrakt z alg [5%]
- odrobina konserwantu
Proste, prawda?


W rezultacie dostajemy bezbarwną miksturę, o konsystencji typowej dla toniku [czyli generalnie woda ;)] i lekko kwaśnym zapachu [generalnie można powiedzieć, że jest bezzapachowy, ale dla mnie ma zapach świeżo przekrojonej cytryny :)].
Jak widzicie, opakowanie ma formę atomizera, dzięki czemu oszczędzamy po pierwsze waciki ;), a po drugie sam kosmetyk, bo wykorzystujemy zawartość w 100%. Już od jakiegoś czasu aplikuję sobie toniki właśnie w formie mgiełki i bardzo polecam :).
Samo działanie oceniam dobrze, choć tonik bywał u mnie kapryśny. To pewnie przez dodatek gliceryny, która działa jak przewodnik wody i niekiedy może ją "wyciągnąć" ze skóry. Generalnie jednak jest OK.
Twarz nawilżona, złagodzona, czuć pod palcami przyjemne ujędrnienie, typowe dla dobrze nawodnionej skóry. I, co zaskakujące - gładkość. Jeeeeeju, moja paszcza po użyciu tego toniku jest gładka jak pupcia niemowlaka :D. Normalnie jakby mnie ktoś bazą wygładzającą posmarował :D
Dodatkową zaletą toniku jest oczywiście to, że w 100% jest naturalny, bez zbędnych dodatków, wypełniaczy i niepożądanych czy wręcz szkodliwych substancji.

sobota, 16 marca 2013

Catrice, Limited Edition - Geometrix

Miało być o toniku z ECOSpa, ale późno się zrobiło ;) i nie mam już mocy, aby wysilić szare komórki, postawiłam więc na coś odtwórczego.

Przed nami kolejna zapowiedź limitki Catrice.
Oto Geometrix :)
A w niej:

- paletka


- tusz do rzęs


- matowe pomadki w płynie


- róż do policzków w formie... bibułek :o


- transparentny puder


- pędzel kabuki



- oraz cztery lakiery


Patrzę sobie spokojnym okiem, krew się we mnie nie burzy, a portfel się cieszy ;) Kolejna limitka do której nie zapałałam miłością i entuzjazmem.
Najciekawszym produktem jest chyba róż w "papierkach", jeszcze nigdy nie spotkałam się z taką formą aplikacji.
Najbardziej pożądanym - chyba pędzel. Catrice [i Essence też] słynie z dobrej jakości miotełek w przystępnych cenach.
Reszta nie za ciekawa, nie ma moim zdaniem sznytu unikatowości. A już wciskanie między limitowane produkty tuszu ze stałej oferty? No błagam... Rozumiem pragnienie wypromowania produktu przy okazji wzmożonego zainteresowania limitowaną ofertą, jednak nie lubię, kiedy usiłuje mi się zrobić takiego "psikusa" ;). Poza tym interpretuję to jako syndrom wypalenia o_O.

Jak Wam się podobają nowe propozycje?

piątek, 15 marca 2013

Zapowiedź :)

Dziś mała przerwa, ale za to niedługo...


Zapraszam do ECOSpa :)


... czyli o kosmetykach zmajstrowanych na warsztatach :)

czwartek, 14 marca 2013

Barwa, Frutto Fresco, Balsam do ciała - Pomarańcza i guarana/Energia

Mam ogromny problem ze zużywaniem mazideł do ciała. Może dlatego, że moja skóra nie ma specjalnych potrzeb i sama z siebie całkiem nieźle zachowuje równowagę.
Jednakże w ostatnim czasie zmobilizowałam się trochę i zaczęłam stosować balsam do ciała. Nie do końca regularnie, po każdej kąpieli, codziennie, raczej raz na kilka dni [choć wtedy bardziej obficie], kiedy akurat mi się przypomni. Tym oto sposobem całkiem sporo zawartości ubyło z opakowania i czas najwyższy się wypowiedzieć :)


Opis producenta

Energetyzujący balsam do ciała o pomarańczowym, orzeźwiającym zapachu, doskonale nawilża i sprawia, że skóra staje się jedwabiście gładka i elastyczna.
Składniki aktywne:
Ekstrakt z guarany – intensywnie pobudza, stymuluje krążenie.
Naturalny olej ze słodkich migdałów – bogaty w kwas Omega 6, pielęgnuje oraz nawilża i odżywia skórę. Masło shea – regeneruje i wygładza.
Alantoina – łagodzi podrażnienia, działa kojąco i zmiękczająco.

Sposób użycia: Niewielką ilość balsamu nanieść na skórę, rozprowadzić i pozostawić do wchłonięcia.



Opakowanie - jak widać :) całkiem przyjemne dla oka. Nadrukowana pomarańcza próbuje skusić do sięgnięcia po zawartość. W formie to zwyczajna tubka, którą możemy postawić na nakrętce. Wieczko z zatrzaskiem, pod którym znajdziemy mały otwór dozujący.
Ponieważ balsam jest mocno płynny, trzeba uważać przy jego wydobywaniu, aby nie przesadzić z ilością. Chwila nieuwagi i już cieknie przez palce. Za płynnością idzie wydajność. Wystarczy naprawdę niewiele, aby wysmarować całe ciało. Ale trzeba się przy tym trochę namachać, bo najpierw kosmetyk się jakby rozpuszcza i staje się jeszcze rzadszy, a dopiero podczas masażu znika. Jest lekki, wchłania się szybko, nie pozostawiając tłustej warstwy. Po nałożeniu czuć przyjemne nawilżenie. Już po kilku aplikacjach [nieregularnych!] zauważyłam zmiany. Skóra stała się dużo fajniejsza w dotyku :), bardziej miękka i wygładzona, lekko ujędrniona. Efekt mnie zaskoczył! Spodziewałam się jedynie doraźnej poprawy, po której nie będzie śladu następnego dnia.

Skład też jest całkiem przyzwoity - wysoko olej ze słodkich migdałów i masło shea... Niestety pozytywne wrażenie rujnuje obecność poliakrylamidu.


Nie odpowiada mi również zapach produktu. W opakowaniu jest piękny - taka delikatna pomarańcza, świeża i przyjemna. Jednak po aplikacji woń się ulatnia, transformuje w kierunku maślano-olejowej, trochę plastikowej.
Kosmetyk przeznaczony raczej do skóry o niezbyt wysokich wymaganiach [moim zdaniem], ale ogólnie w porządku.

Cena: ok 10 zł / 200ml 


środa, 13 marca 2013

Orientana - krytycznym okiem

Było wprowadzenie, była recenzja... Czas na chwilę refleksji.

Kiedy po raz pierwszy usłyszałam o Orientanie, kiedy znalazłam te cudowne, proste składy i czytałam szereg pozytywnych opinii, przecierałam oczy z niedowierzania... i oczywiście od razu zapałałam chęcią posiadania.

Przypomnijmy:
"W ORIENTANA wierzymy, że tylko produkty naturalne najlepiej wspierają zdrowe życie i piękny wygląd dlatego ORIENTANA to linia kosmetyków naturalnych, które nie zawierają szkodliwych substancji chemicznych, nie zawierają niedozwolonych substancji pochodzenia zwierzęcego i nie są testowane na zwierzętach.

ORIENTANA to kosmetyki naturalne. Nie znajdziecie w nich szkodliwej chemii, parabenów, ftalanów, parafiny, olejów mineralnych, pochodnych ropy naftowej, PEGów, SLS, sztucznych zapachów czy koloryzatorów."

Tyle można wyczytać na stronie producenta.

Po pierwszym zachwycie i pierwszych zakupach przyszedł czas na trochę przemyśleń.

Po pierwsze - bez koloryzatorów.
Hm... niektóre naturalne ekstrakty nadają kosmetykom naprawdę fajne kolory, a do tego pięknie pachną. Jednakże moją uwagę zwrócił krem z algami. Każdy, kto miał z nimi kontakt w formie sproszkowanej lub żywych kolonii wie, że nie posiadają cudnie błękitno-turkusowego koloru. I nawet przy dobrych chęciach trudno byłoby podobny uzyskać. Przy innych wariantach maski-kremu nie miałabym zastrzeżeń [chociaż żeń-szeń jest zbyt brązowy], ale kolor wersji algowej jest po prostu nienaturalny. Zaden inny, wskazany w składzie składnik też nie da takiego zabarwienia. A zatem - doprawdy bez sztucznych barwników?

Po drugie - bez sztucznych zapachów.
Really? Znów na tapecie maska z algami, której zapach jest naprawdę przyjemny, delikatny i odświeżający, z grupy zapachów morskich. Algi sproszkowane, jak wiadomo, nie pachną zbyt przyjemnie [vide spirulina na ten przykład]. Oczywiście w składzie mógł się znaleźć ekstrakt płynny, bezzapachowy, skąd jednak w takim razie ta bryza morska w opakowaniu?
Owies też na moje oko pachnie podejrzanie ciut za przyjemnie.
Oczywiście jak najbardziej w naturalny sposób można nadać kosmetykowi miłą woń - za pomocą odpowiednich ekstraktów czy olejków eterycznych. Ale w składach nie widać tych składników :/
A zatem - doprawdy bez sztucznych dodatków zapachowych?

Po trzecie - konserwanty.
Dlaczego ja nie widzę ich w składzie? Czego wstydzi się producent? Bo proooooszę, nie uwierzę, że kosmetyk, który ważny jest przez 3 lata do daty produkcji [tak Moi Mili] jest niekonserwowany lub zawiera tylko konserwanty dopuszczone do stosowania w kosmetykach uznawanych z tzw. naturalne [za specyfikacją ze stron z półproduktami, można nimi utrwalać kosmetyki zaledwie do pół roku]. I nawet jeśli - czemu wciąż nie ma go na liście składników? A każdy inny konserwant, jak chociażby te z grupy -Isothiazolinonów, phenoxyethanol albo pochodne formaldehydu są przecież potencjalnie szkodliwe. Co kłóci się z, cytuję: "nie zawierają szkodliwych substancji chemicznych". Owszem, istnieje jeszcze teoria, że trwałość produktowi nadają konserwanty użyte do utrwalenia poszczególnych składników, ale ta hipoteza jakoś mnie nie przekonuje :/ Bardzo jestem ciekawa, co tam naprawdę siedzi w środku.
A zatem - doprawdy bez substancji szkodliwych?

Po czwarte - wszystko naraz?
Zamówienia na produkty tej marki robiłam dwa razy w 2012 roku. Kosmetyki były różne, przez moje łapki przewinęły się wszystkie maski-kremy, zarówno te do twarzy jak i te do oczu.
Co mnie bardzo niemiło zaskoczyło, to daty wybite na denkach. Wszystkie, co do sztuki, identyczne. Z obu zamówień, choć były robione z kilkumiesięcznym odstępem. Chyba nigdy nie zdarzyło mi się kupić tego samego kosmetyku z tą samą datą ważności.

Po piąte - INCI.
Czytając składy od razu rzucił mi się w oczy fakt, że nie są pełne. Pomijając już nieszczęsne konserwanty z akapitu powyżej. Kolejność wygląda na odwróconą [chyba, że wszystkie użyte substancje były wyciągami płynnymi, co też jest zastanawiające]. Do tego w niektórych formulacjach pojawiają się oleje, a jakoś nie widzę emulgatorów. W tej sytuacji kosmetyk powinien mieć postać dwufazową, a mamy do czynienia z przezroczystym żelem.
Ach, kolejna sprawa - żelowa konsystencja. Aby ją uzyskać potrzeba odpowiednich składników stabilizujących/żelujących. I znowu zagadka...
A zatem - czemu producent ukrywa pełny skład produktu?
Wiem, że teraz na stronie widnieją już zmienione składy i niektóre z moich argumentów już nie są aktualne [np. o substancji żelującej], niemniej jednak wciąż nurtuje mnie pytanie, czemu nie podano pełnego składu [co jest niezgodne z prawem] i czemu wciąż brakuje tam konserwantów?

Po szóste - Made in China.
Tak Szanowni Państwo, kosmetyki wyprodukowano w Chinach. Może się czepiam, ale jeśli mienimy się polską firmą, to bądźmy konsekwentni. Jeśli się nie mylę, to chyba nic nie stoi na przeszkodzie, aby te produkty jednak robić tu, na miejscu. Cała ta sytuacja sprawia, że początkowe zaufanie zostało bardzo mocno nadwątlone.

Mało tego - teraz, kiedy do końca ważności galaretowatych mazideł zostało jedynie kilka miesięcy, na stronie producenta pojawiły się kosmetyki o nowych opakowaniach i innych formulacjach, ale wciąż pod starą nazwą. Zmniejszono pojemności, zwiększono ceny. Niby prawo producenta, jednak... same wiecie ;) Zastanawiające. Czemu składy w takiej dopiero teraz ujrzały światło dzienne?


Cóż, wylazłam swoje jady ;), do przemyślenia.
Kosmetyki same w sobie może i niezłe, składy [pierwotnie] imponujące, ale niesmak pozostał. Nie lubię, kiedy traktuje się mnie/klienta jak idiotę, któremu można wszystko wcisnąć.

Żeby nie było - moje uwagi dotyczą jedynie masek-kremów do twarzy, bo to właśnie one wzbudziły we mnie takie wątpliwości. Nie mam nic do innych produktów [jak choćby peelingów], przy których od samego początku była pełna informacja. Nie chodzi mi też o samo działanie, bo kosmetyki są całkiem udane. Powyższe, to jedynie wynik konfrontacji obietnic producenta ze stanem faktycznym, z jakim osobiście się zetknęłam i wyciągnęłam wnioski :)

Co o tym myślicie?

wtorek, 12 marca 2013

Orientana, maska-krem z... - recenzja

Dzisiaj notka o jednym z hitów, na jaki pojawił się "moda" wśród kosmetykowych maniaczek - czyli o kremach z Orientany - tym razem z mojej perspektywy.

Produkty zbierały bardzo dobre recenzje, a obiecujące składy bez konserwantów, parafiny i innych "demonów" wyglądały niezwykle zachęcająco. Postanowiłam więc spróbować i w moje łapy trafiły odlewki [z wspólnego zamówienia] do testów.


Początkowo zamierzałam trochę "popastwić" się nad każdym mazidłem z osobna, ale ostatecznie zrezygnowałam z tego pomysłu. Dlaczego? Bo w sumie wszystkie te kosmetyki, niezależnie od rodzaju, działają bardzo podobnie. Być może po użyciu całych 200 ml zauważyłabym różnicę między nimi, jednak przy sukcesywnym zużywaniu próbek [przez około 2 miesiące] tych niuansów nie dało się dostrzec.

Uwaga – recenzuję stare wersje [ale o tym potem].

Let’s start!

Opakowanie. Cóż, pierwsze wrażenie i pierwsza myśl – jest ogromne! Po co komu aż 200ml kremu? Taka ilość wystarczyłaby na rok. Ja rozumiem, że są to kosmetyki zaprojektowane również z myślą o gabinetach, ale zdecydowanie przydałyby się mniejsze słoiczki. Tak robią inne profesjonalne marki, jak chociażby Clarena. 





Sam słoiczek w sumie nie robi wow. Jest estetyczny, wykonany z [moim zdaniem] przeciętnej jakości, półtransparentnego plastiku z kolorowymi etykietami. W sumie dość wygodnie wybiera się z niego zawartość. Kosmetyk dostajemy ofoliowany. Na folii znajduje się naklejka w języku polskim, natomiast na opakowaniu znajdziemy etykiety w instrukcjami w języku angielskim. Można się przyczepić do higieny użytkowania – przy takiej pojemności faktycznie lepsza byłaby pompka.

Zawartość. Każdy z testowanych przeze mnie kremów miał konsystencję przezroczystego, barwionego żelu. Taka nieco płynna galaretka :). Kolor zależał oczywiście od rodzaju maski. Aloes – ciemniejsza zieleń, trawa – jaśniejsza, nieco jaskrawa, algi – niebieska itd…


 Żel jest przyjemnie chłodny i niezwykle lekki. W zasadzie każda z wersji posiada przyjemny zapach, delikatny i ulatniający się po aplikacji. Najmniej do gustu przypadł mi chyba wariant owsiany, najbardziej – algi i papaja, najmocniejszy był żeń-szeń [ja akurat lubię, nie każdemu jednak może pasować].

Aplikacja i działanie. Miło aplikuje się go na skórę. Ma dobry poślizg i przy cienkiej warstwie dość szybko się wchłania, pozostawiając skórę nawilżoną i ukojoną. Aczkolwiek nieco lepką. Po pewnym czasie krem wysycha, po „wygładzeniu” palcami znika połysk [ten algowy nawet faktycznie matuje na jakiś czas], ale… niestety u mnie wystąpił efekt rolowania. Przebolałabym, gdyby chodziło jedynie o przypadek, gdy krem nakładamy jak maseczkę, grubą warstwą. Ale nawet przy cieniutkiej woalce, bardzo starannie rozsmarowanej po powierzchni skóry, przy mocniejszym potarciu czuję niepożądany efekt.  Mało tego, po nocy [szorowanie polikiem w poduszkę i te klimaty ;)] krem też się roluje. Brr…

Szczerze powiedziawszy, miałam dość duże oczekiwania wobec tych kosmetyków, ale… nieco mnie zawiodły. Nawilżenie owszem, dają dobre, ale z drugiej strony szału nie ma, inne kremy też mi to zapewniają [a do tego widzę też szereg innych pozytywnych efektów]. Utrzymuje się ono około kilku godzin. Najbardziej polubiłam odmianę aloesową i trawiastą. Miałam też wrażenie, że wersja algowa i ta z żeń-szeniem trochę mnie zapchały [choć kto wie, może to tylko od cyklicznego wahania hormonów?]. Nie do końca podobał mi się efekt, jaki obserwowałam rano w lustrze, choć producent zachęca :"a rano zauważysz efekt" [i z tego go rozliczam]. Moja skóra jakby trochę przygasła, wyglądała na ciut zmęczoną. W początkowej fazie używania kosmetyków wszystko było w porządku, potem jednak efekty były coraz słabsze, cera utraciła blask. W ostateczności widziałabym te kremo-maseczki w roli okładów, kładzionych grubą warstwą, ale do zmywania po 30 minutach.

Cena: 43 lub 48 zł /  200 ml

poniedziałek, 11 marca 2013

Orientana, maska-krem z... wprowadzenie do tematu

Wreszcie się zebrałam, jak to się mówi - w sobie - i napisałam dość dłuuuugi materiał dotyczący moich doświadczeń z produktami marki Orientana.

Postanowiłam podzielić go jednak na trzy części, żeby Czytelnika nie zanudzić ;)

Dzisiaj coś na kształt wprowadzenia. Przedstawienie produktów, opis ich działania i składy.



Orientana, Matująca maska-krem z alg filipińskich

Maska-krem z algami filipińskimi doskonale nadaje się do pielęgnacji skóry tłustej i mieszanej.
Efekty:
- oczyszcza i odświeża
- reguluje gruczoły łojowe
- nawilża i matuje


Maska-krem do cery problematycznej i tłustej z bogatą zawartością alg, które dzięki wysokiej ilości amylozy, chronią skórę przed stanami zapalnymi, pobudzają metabolizm, wspomagają skórę w usuwaniu toksyn, odświeżają i łagodzą skórę łojotokową. Maska-krem reguluje wydzielanie sebum, matuje i doskonale nawilża cerę tłustą.
Dodatkowe naturalne składniki wspierające takie jak naturalne ekstrakty z owsa powodują wygładzanie zmarszczek i działają ujędrniajaco.
Już po kilku dniach stosowania naturalny krem z alg filipińskich sprawi, że twoja skóra przestanie produkować nadmierną ilość łoju, będzie dobrze nawilżona i oczyszczona. Uzyska długotrwały matowy wygląd.
W maskach-kremach ORIENTANA stosujemy algi z Filipin. Algi morskie jako składniki kosmetyków znane są w Azji od kilku tysięcy lat, a ich działanie doceniano już w starożytnych Chinach. Dzięki szczególnej budowie komórkowej składniki alg są efektywnie przyswajane przez skórę.
Algi zawierają 10 razy więcej mikroelementów niż rośliny lądowe. Są bogate w cynk, potas, fosfor, żelazo, kobalt i jod, we wszystkie witaminy z grupy B, beta-karoten, witaminę A, K, PP C i E.
Dzięki zawartości białka i aminokwasów wzmacniają ochronę skóry ponieważ białko i aminokwasy wspierają odbudowę elastyny i kolagenu.
Dzięki węglowodanom poprawiają ukrwienie skóry, mikrocyrkulację limfy i komórkową przemianę materii.
Dzięki amylazie głęboko detoksykują skórę, regulują pracę gruczołów łojowych przez co skutecznie obniżają wydzielanie łoju i chronią przed stanami zapalnymi skóry. Łagodzą także stany zapalne skóry, między innymi trądzik.
Dzięki aosainie zapobiegają powstawaniu zmarszczek, hamując działanie elastazy – enzymu rozkładającego elastynę.
Dzięki karagenowi i siarczanowi chondroityny intensywnie nawilża skórę.
Dzięki mikroelementom poprawiają ogólną kondycję skóry.
Dzięki nienasyconym kwasom tłuszczowym chronią warstwę lipidową skóry.

Skład: Laminaria Digitata Extract, Oat Beta Glucan, Ascorbic Acid, Avena Sativa Kernel Extract, Water


Orientana, Nawilżająca maska-krem z aloesu

Mocno nawilżająca maseczka na noc na twarz, szyję, dekolt do cery tłustej i mieszanej.
Efekty:
- mocno nawilża i bilansuje gospodarkę wodną skóry,
- łagodzi podrażnienia,
- ściąga i uelastycznia skórę,
- regeneruje.
Produkt do stosowania w domu na noc i w gabinecie kosmetycznym do zabiegu.


Aloes zawiera aminokwasy i amylozę, które mają działanie silnie nawilżające.
Aloes jest również niezwykle bogaty w fibroblasty wspomagające odbudowę kolagenu, a także w witaminy A, witaminy z grupy B - B1, B2, B6, B12, witaminy C i E, kwas foliowy i niacynę.
Fukoza hamuje proces fizjologicznej degradacji kwasu hialuronowego, przez co efektywniej wiąże on wodę wewnątrz skóry i uelastycznia ją.
Naturalna witamina E otrzymywana z olejów roślinnych jest aktywnym antyoksydantem i zwalcza wolne rodniki odpowiedzialne z starzenie się skóry.
Już po kilku dniach stosowania skóra będzie bardziej elastyczna, bardziej gładka i mocno nawilżona.
W maskach - kremach Orientana stosuje się aloe vera barbadensis z plantacji w południowych Chinach, Indiach i na Tajwanie.
Aloes jako składnik kosmetyków upiększających funkcjonuje w Azji od kilku tysięcy lat. W Indiach występuje pod nazwą `kumari"` co oznacza `ziele młodej dziewicy`.
Aloes zawiera ponad dwieście substancji o intensywnym działaniu kosmetycznym.
Dzięki enzymom, takim jak amyloza mocno i skutecznie nawilża skórę, łagodzi podrażnienia i działa przeciwzapalnie.
Dzięki aminokwasom reguluje naturalny poziom wilgotności skóry i przeciwdziała skutkom przesuszenia.
Dzięki witaminom odżywia skórę i spowalnia proces starzenia.
Wspiera działanie fibroblstów - komórek odpowiedzialnych za produkcję kolagenu i elastyny.
Zawarte w aloesie ligniny ułatwiają przenikanie substancji korzystnych dla skóry w najgłębsze jej warstwy.

Skład: Aloe Barbadensis Leaf Extract, Fucose, Hyaluronic Acid, NMF, Tocopherol, Water.


Orientana, Rozświetlająco-odświeżająca maska-krem z trawą tybetańską

Rozświetlająco-odświeżająca maska-krem z trawą tybetańską na twarz, szyję, dekolt, do wszystkich rodzajów cery. Zawiera naturalne składniki odświeżające, rozświetlające i rozjaśniające skórę.
Działanie:
- rozświetla i odświeża,
- detoksykuje i odżywia,
- wygładza skórę i usuwa przebarwienia


Naturalny ekstrakt z trawy efektywnie zwalcza problemy skórne, posiada działanie wygładzające zmarszczki, dobrze nawilża skórę, pobudza jej metabolizm, poprawia naturalny zdrowy koloryt.
Dzięki dodatkowym naturalnym składnikom wspierajacym takim jak polidekstroza z owsa, która odbudowuje kolagen i aloes, który mocno nawilża już po kilku dniach stosowania naturalny krem z trawy tybetańskiej doskonale nawilży, rozjaśni i rozpromieni twoją skórę.
Podstawowy składnik - trawa tybetańska
W maskach-kremach ORIENTANA stosujemy ekstrakt z trawy tybetańskiej zebranej w najczystszych górskich rejonach Tybetu.
Właściwości kosmetyczne trawy tybetańskiej znane są w Dalekiej Azji od tysięcy lat. Zawiera ona wiele substancji o aktywnym działaniu odświeżającym komórki skóry.
Dzięki witaminom i białkom dobrze odżywia i ujędrnia wszystkie warstwy skóry.
Dzięki minerałom wzmacnia jej strukturę i działa antyoksydacyjnie.
Dzięki specyficznym enzymom detoksykuje, oczyszcza i odświeża skórę oraz pobudza jej metabolizm.
Już po kilku dniach stosowania twoja skóra stanie się rozjaśniona i rozświetlona przez co nabierze młodego wyglądu.

Skład: Tibetan Grass Extract (N.C), Eucalyptus Globulus Leaf Oil, Oat Beta Glucan, Simmondsia Chinesis (jojoba) Seed Oil, Aloe Barbadensis Leaf Juice, Water


Orientana, Wybielająco - rozświetlająca maska-krem z papai

Wybielająco - rozświetlająca maska - krem z papai na twarz, szyję, dekolt, do wszystkich rodzajów cery.
Działanie:
- wybiela przebarwienia,
- rozjaśnia i rozświetla,
- nawilża i wygładza.
Produkt do stosowania w domu na noc i w gabinecie kosmetycznym do zabiegu.


 Papaja jest bogata w wiele substancji odżywczych, białek, minerałów i witamin.
Główny składnik papai – enzym papaina przyspiesza metabolizm skóry, wygładza ją i oczyszcza. Papaina chroni skórę przed produkcją melaniny, wybiela piegi i przebarwienia.
Ekstrakt z owsa i aloesu wygładzają i nawilżają skórę, a naturalne witaminy dobrze ją odżywiają i czynią promienną.
Już po kilku dniach stosowania skóra stanie się rozjaśniona, wolna od przebarwień, dobrze nawilżona i nabierze młodego, rozświetlonego wyglądu.
W maskach - kremach Orientana stosuje się miąższ z papai uprawianej w Malezji.
Papaja efektywnie chroni skórę przed produkcją melaniny, wybiela powstałe przebarwienia, wygładza skórę i nadaje jej zdrowy koloryt. Papaja jest bogata w wiele substancji odżywczych, białek, minerałów i witamin.
Dzięki papainie - enzymowi zawartemu w miąższu papai następuje eksfoliacja - oczyszczenie skóry z nadmiaru tłuszczu, martwych komórek naskórka, innych zanieczyszczeń. Papaina chroni skórę przed produkcją melaniny, wybiela piegi i przebarwienia.
Dzięki witaminom A i C, tiaminom, ryboflawinom, składnikom mineralnym takim jak potas, wapń, magnez, żelazo skóra jest dobrze odżywiona.
Dzięki aminokwasom wzmocniona ochrona skóry i odbudowa kolagenu.

Skład: Lactobacillus/Papaya Fruit Ferment Extract, Avena Sativa Kernel Extract, Fruit Acid, Aloe Barbadensis Leaf Extract, Ascorbic Acid, Retinol, Panthenol, Water


Orientana, Przeciwzmarszczkowa maska-krem z owsa tybetańskiego

Maska krem z owsa tybetańskiego do wszystkich rodzajów cery.
Efekty:
- uelastycznia i nawilża
- wypełnia zmarszczki
- wspomaga produkcję kolagenu
Produkt do stosowania w domu na noc i w gabinecie kosmetycznym do zabiegu.


Zawiera bogate substancje wyekstrahowane z owsa tybetańskiego - beta glukan i polipeptyd, które przyspieszają odradzanie się komórek, pobudzają metabolizm, odbudowują kolagen i polepszają kondycję skóry. Dzięki specyficznej białkowej budowie ekstrakty z owsa wypełaniają zmarszczki, ujędrniają i uelastyczniają skórę.

Już po kilku dniach stosowania naturalny krem z owsa tybetańskiego sprawi, że twoja skóra stanie się zdecydowanie bardziej ujędrniona, zmarszczki spłycone,  a nawilżenie zoptymalizowane.
Stosowanie: Po wieczornym oczyszczeniu twarzy nałóż niewielką ilość maski i delikatnie rozmasuj na skórze twarzy unikając okolic oczu i ust. Aplikacji dokonaj około dwadzieścia minut przed pójściem spać tak aby maska całkowicie się wchłonęła. Nie spłukuj. Pozostaw na noc, a rano zauważysz efekt.

Skład: Avena Sativa Kernel Extract, Oat Beta Glucan, Fucose, Tocopherol, Aloe Barbadensis Leaf Juice, Water


Orientana, Odmładzająca maska-krem z żeń-szenia koreańskiego

Maska - krem z żeń - szenia koreańskiego silnie odmładzająca , odżywcza, przeciwzmarszczkowa. Na twarz, szyję, dekolt. Do cery suchej i dojrzałej.
Działanie:
- odżywia,
- regeneruje i wygładza,
- rozjaśnia i odmładza.
Produkt do stosowania w domu na noc i w gabinecie kosmetycznym do zabiegu.

Foto: orientana.pl
 Korzeń żeń - szenia nazywany w Azji `korzeniem życia` znany jest ze swoich odmładzających właściwości. Zawiera bogactwo substancji korzystnych dla skóry - panaksozydy, aminokwasy, duże ilości witamin C, B1, B2, B12, E oraz minerały takie jak wapń, żelazo, magnez i fosfor.
Główny składnik żeń - szenia – panaksozyd poznany i przebadany stosunkowo niedawno przez naukowców – swoim aktywnym działaniem przedłuża życie komórek poprzez odmładzanie i regenerację.
Panaksozyd odmładza skórę, wygładza ją i rozjaśnia. Uszkodzone tkanki ulegają odtworzeniu, blokowana jest produkcja melaniny, czyli przebarwień na skórze, a także wybielane już istniejące przebarwienia.
Już po kilku dniach stosowania skóra staje się dobrze odżywiona i odmłodzona.
W maskach - kremach Orientana stosuje się korzeń żeń - szenia koreańskiego z czystych ekologicznie rejonów górskich w Korei Południowej.
Korzeń żeń - szenia zawiera około 200 substancji czynnych. Jest bogaty w witaminy z grupy B - B1, B2, B12 oraz witaminę E i C, minerały, takie jak wapń, żelazo, magnez, fosfor, a przede wszystkim zawiera duże ilości panaksozydu.
Dzięki panaksozydowi stymulowana jest biosynteza białka, regenerują się komórki skóry, wypełniając zmarszczki co przywraca skórze elastyczność.
Panaksozyd jest bardzo mocnym antyoksydantem wyłapującym i niszczącym wolne rodniki odpowiedzialne za proces starzenia się skóry.
Panaksozyd usprawnia detoksykację skóry, przyspiesza wyłapywanie i usuwanie toksyn.
Dzięki panaksozydowi poprawia się mikrokrążenie w skórze - hemoglobina szybciej przyłącza wdychany tlen przez co komórki skóry są lepiej odżywione.
Panaksozyd pobudza odnowę naskórka, a także odbudowuje płaszcz hydrolipidowy.

Skład: Panax Ginseng roqt Extract, Avena Sativa Kernel Extract, Aloe Barbadensis Leaf Extract, Hydrolyzed Vegetable Protein, Glucose, Pectin, Thiamin, Riboflavin.

Jak stosować:
Po wieczornym oczyszczeniu twarzy nałóż sporą ilość maski i delikatnie rozmasuj na skórze twarzy unikając okolic oczu i ust. Aplikacji dokonaj około dwadzieścia minut przed pójściem spać tak aby maska całkowicie się wchłonęła. Nie spłukuj. Pozostaw na noc, a rano zauważysz efekt.


Nie testowano na zwierzętach.