Pokazywanie postów oznaczonych etykietą whisky. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą whisky. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 16 października 2017

Kawa z whisky. Sernik

Chwilę musiałam się zastanowić, z jakiej okazji mieliśmy ostatnio gości. Nie dlatego, że miewamy ich tak często; wręcz przeciwnie. Po pierwsze, było to już jakiś czas temu; po drugie, okazja miała miejsce ósmego września, więc niemal wszyscy (ze mną na czele) zdążyli już o niej zapomnieć.

Otóż, moi drodzy, znowu miałam urodziny. 
Brzmi to, jakby fakt ten zaskoczył mnie niepomiernie; i tak jest w rzeczywistości. Nie chodzi mi o same urodziny; w końcu obchodzę je co roku. Nic w tym nie ma niezwykłego. Jednak konstatacja, jak szybko czas pędzi od jednych do drugich, wywołuje we mnie pewien niesmak. Mam wrażenie, że gdzieś mi życie ucieka, a jednocześnie wydaje mi się, że ciągle jestem zajęta, ciągle w biegu między pracą, domem i tą odrobiną czasu dla siebie, którą uda mi się wyrwać tu i ówdzie.

W tym roku urodziny spędziłam w trzech krajach: obudziłam się w Marsylii, żeby po kilkugodzinnej przejażdżce schłodzić się lodami w Monako, a kolację zjadłam na włoskim już wybrzeżu, z widokiem niemal rozdzierającym serce swą urodą. Muszę przyznać, że takie świętowanie zdecydowanie zapada w pamięć, choć gorące, duszne Monako z jego stromymi uliczkami i samochodami, które odwracają męską uwagę od kobiet w ich najlepszym wydaniu, nie do końca chwyciło mnie za serce. Za to Włochy... To kraj, do którego mogłabym wracać i wracać, i nigdy mi się znudzi. 

Po powrocie do deszczowej, wietrznej Danii, rozgoszczeniu się na nowo we własnym domu i powrocie do pobudek w środku nocy, w końcu przyszedł czas na świętowanie urodzin w większym gronie. Z tej okazji przygotowałam serniczek; jego pomysłodawcą był C., który połączenie kawy i whisky upodobał sobie przy okazji lodów, które przygotowałam tak naprawdę trochę przypadkiem. Wtedy to Tato zaoferował whisky, gdy czułam, że moim kawowym lodom brakuje kropki nad i. C. tak się tym połączeniem zachwycił, że później robiłam takie specjały jeszcze niejednokrotnie. 
Tym razem snułam się z kąta w kąt, szukając inspiracji do urodzinowego ciasta. Nie mogło być zbyt skomplikowane ani czasochłonne, bo innych planów było sporo. Patrzyłam to na figi, to na gruszki, myślałam o jabłkach... I wtedy przyszedł do mnie C. i powiedział: Sernik. Na zimno. Kawa i whisky. To nie może się nie udać.
Spojrzałam na niego najpierw z powątpiewaniem, później z szerokim uśmiechem. Miał rację - to nie mogło się nie udać!

Sernik wyszedł lekki, delikatny i puszysty. Smakuje kawą i alkoholem; to zdecydowanie deser tylko dla dorosłych. Połączenie jest boskie; nie można mu się oprzeć. Brat C., który słodkiego z zasady nie jada, pochłonął dwa kawałki. Spore.
A to mówi samo za siebie.

Sernik kawowy z whisky (na zimno)


Składniki:
(na tortownicę o średnicy 20 cm)

spód:

masa serowa:
  • 125 ml mleka
  • 2 łyżki kawy (prawdziwej)
  • 4 listki żelatyny
  • 45 ml whisky
  • 250 g serka kremowego
  • 125 g cukru pudru
  • 300 ml śmietany kremówki (38%)

dodatkowo:
  • 25 g białej czekolady
  • 25 g ciemnej czekolady (78%)

Masło rozpuścić. Herbatniki dokładnie pokruszyć, dodać masło, wymieszać.
Masę ciasteczkową wsypać do tortownicy, ugnieść na dnie dłonią lub spodem łyżki.
Schłodzić.

Żelatynę namoczyć w zimnej wodzie.
Mleko zagotować, zalać wrzącym kawę, przykryć i zostawić do ostudzenia.
Żelatynę namoczyć w zimnej wodzie. 
Kawę przecedzić, lekko podgrzać. Dodać odciśniętą żelatynę, wymieszać.
Serek kremowy zmiksować, dodać whisky i mleko kawowe.
Kremówkę ubić, dodać do masy serowej, delikatnie wymieszać łyżką.

Masę przelać na schłodzony spód, wyrównać.
Schłodzić w lodówce przez minimum 3 godziny.

Przed podaniem udekorować wiórkami czekoladowymi.

Smacznego!


Sernik, mimo, że na zimno, świetnie pasuje do jesiennej aury. W takie wieczory nikomu odrobina alkoholu nie zaszkodzi.

wtorek, 26 sierpnia 2014

Męskie lody - kawa z whisky

Wczoraj mój Tato miał urodziny. Oczywiście pamiętaliśmy o złożeniu życzeń, niemniej, jeszcze raz: wszystkiego najlepszego, pociechy z córek (szczególnie pierworodnej), cierpliwości, zdrowia, zdrowia, i jeszcze raz pieniędzy.

Pomyślałam więc sobie, że to idealna okazja, żeby opowiedzieć Wam o lodach, które powstały w czasie naszego urlopu w Polsce, a do których powstania właśnie Tato się mocno przyczynił. Gdyby nie on, takiego smaku by u nas nie było. A cóż to byłaby za strata!
Najwięcej robiliśmy lodów owocowych, bo Mama zarządziła, że skoro lato i sezon, to trzeba korzystać. Oczywiście rację przyznaję Rodzicielce, bo sama staram się z owocowych darów korzystać jak najwięcej. W końcu jednak zachciało nam się odmiany, i wspólnymi siłami wpadliśmy na pomysł ukręcenia lodów kawowych. Zrobiłam krem z żółtek i mleka, Tato zaparzył kawę tak mocną, że nawet Babcia nie dałaby rady jej wypić, wymieszaliśmy wszystko z kremówką, i zaczęliśmy się zastanawiać... Mikstura smakowała dobrze, ale czegoś jej brakowało. Tylko czego...?
Alkoholu, rzecz jasna! Pytam więc, czy mają w domu jakiś likier kawowy, albo waniliowy, albo może rum...? Nic z tych rzeczy. Tato jednak zaoferował whisky. 
Whisky...? Nieco się wahałam, bo takiego połączenia jeszcze nie próbowałam. Jednak cała trójca, czyli Tato, Młoda i C. zgodnie pokiwali głowami, i aż im się oczy świeciły... No to wlałam dwie łyżki, i stwierdziłam, że zobaczymy, co z tego będzie.

Te lody, przez dodatek mocnego alkoholu, nie zamarzają na kamień. Oznacza to też, że potrzebują nieco więcej czasu na osiągnięcie odpowiedniej konsystencji. Jednakże nie było im dane. Półpłynne, zniknęły w tempie błyskawicznym. W czasie konsumpcji wstrzymane zostały wszelkie konwersacje, gdyż cała Rodzina skupiła się na degustacji. Lody bowiem wyszły przepyszne.

Są dość mocno kawowe, z wyraźną, ale nie dominującą nutą alkoholu. C. stwierdził, że smakują jak zmrożona irish coffee. I jak tylko wróciliśmy do domu, ciągle wiercił mi dziurę w brzuchu, żeby zrobiła je znowu. 
Jedyną zmianą jest cukier - w Polsce dałam tylko biały, ale połowę skarmelizowałam w garnku, a dopiero potem wlałam mleko. Tutaj połowę cukru białego zastąpiłam ciemnym muscovado - efekt jest chyba jeszcze lepszy.

Jeśli szukacie lodów, które zasmakują panom - te będą strzałem w dziesiątkę.

Lody kawowe z whisky

Składniki:
(na 1 l lodów)
  • 4 żółtka
  • 150 ml mleka
  • 75 g cukru
  • 75 g ciemnego cukru muscovado
  • 150 ml mocnej kawy
  • 300 ml śmietany kremówki (38%)
  • 2 łyżki whisky

Mleko zagotować z cukrem muscovado; gotować, aż cukier się rozpuści. Żółtka ubić z cukrem na puszystą, jasną masę. Powoli wlewać do nich gorące mleko, cały czas miksując. Przelać masę z powrotem do garnka, podgrzewać, aż nieco zgęstnieje (nie gotować!). Zdjąć z palnika, ostudzić.
Masę jajeczną przelać przez sitko, wymieszać z kawą, kremówką i whisky. Schłodzić w lodówce.

Zimną masę przelać do maszyny do lodów. Gdy maszyna skończy pracę, przełożyć lody do plastikowe pojemnika i zamrozić.

Smacznego!

To był pierwsze lody wykonane w nowej sorbetierze - stara zaczęła cieknąć! Wypływał z niej błękitny płyn, i troszkę się przeraziłam. Na szczęście w sklepie bez problemu dostałam nową - cała, porządna; mam nadzieję, że posłuży mi nieco dłużej.

środa, 18 maja 2011

Muffiny na podróż

Jedziemy do Polski! Teraz, zaraz. Ostatnie zerknięcia, czy aby na pewno wszystko zostało spakowane. Sprawdzanie, czy dokumenty są na miejscu. Pytania, w kółko te same: zabrałeś to? Nie zapomniałaś o tamtym? Wreszcie wszystkie torby w bagażniku, pies na tylnej kanapie niecierpliwie czeka na to, co się wydarzy. Ustawiamy lusterka, fotele, i ruszamy. On w jednym aucie, ja w drugim. Podróż będzie przez to nieco bardziej męcząca, a niemieckie autostrady będą się dłużyły. Z drugiej strony, prowadzenie samochodu tylko przy ulubionych dźwiękach też może być przyjemne. Nawet bardzo. Trzeba się tylko skupić na pozytywach.

Żeby droga nie była zbyt nużąca, w ramach rozrywki przygotowałam wczoraj muffinki. Pieczenie było przyjemne, a konsumpcja w drodze chyba jeszcze przyjemniejsza. Słodkie ciasto, rodzynki, czekolada, a do tego delikatny aromat whisky w tle. Cały alkohol wyparował, więc muffinki są bezpieczne dla kierowców. Mięciutkie i wilgotne, może nieco zbyt słodkie (a zredukowałam ilość cukru z oryginalnego przepisu z 220 g!). Zdecydowanie uprzyjemnią nam dzisiejszą wycieczkę. Wczoraj wieczorem nie mogliśmy się oprzeć, żeby nie spróbować. W końcu trzeba mieć pewność, że podróżne jedzenie jest smaczne. 
Sprawdziliśmy. 
Jest.

Inspirację znalazłam w gazetce Pieczenie jest proste, nr 3/2008. Właściwie szukałam czegoś innego, ale tak ładnie wyglądały na zdjęciu... No i miałam wszystkie potrzebne składniki. I powtórzę raz jeszcze - wybór jak najbardziej trafiony.

Muffiny z whisky, rodzynkami i czekoladą




Składniki:
(na 12 sztuk)

suche:
  • 255 g mąki pszennej
  • 2 łyżeczki proszku do pieczenia
  • 125 g cukru
  • 1 łyżeczka cukru waniliowego

mokre:
  • 2 jajka
  • 210 ml jogurtu naturalnego
  • 5 łyżek whisky
  • 125 g masła

dodatkowo:
  • 100 g rodzynek
  • 60 g ciemnej czekolady (70%)

Rodzynki namoczyć w gorącej wodzie.
Czekoladę posiekać.
Masło rozpuścić i przestudzić.

Mąkę przesiać do miski z proszkiem do pieczenia. Wsypać cukier i cukier waniliowy, połączyć. Dodać mocno odciśnięte rodzynki i czekoladę, wymieszać dokładnie.

Jajka roztrzepać. Wlać jogurt, masło i alkohol, wymieszać.

Wlać płynne składniki do suchych, wymieszać tylko do połaczenia się całości.
Gotową masę przelać do foremek na muffiny (silikonowych lub metalowych wyłożonych papilotkami).

Piec 25-30 minut w 180 st. C.
Ostudzić na kratce.

Smacznego!



Jutro dzień pełen wrażeń, mnóstwo spraw do załatwienia. A czasu na sen niestety nie będzie zbyt wiele... Mam nadzieję, że wszystko uda się zgrać, i że wszyscy będą zadowoleni. Trzymajcie kciuki.