Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Bułki. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Bułki. Pokaż wszystkie posty

środa, 17 stycznia 2018

O tym, jak prawie zostałam feministką. I różowe bułeczki z buraczkami

W sobotę C. był w pracy cały dzień (nie zmyślam; bite trzynaście godzin), a ja po zrobieniu wszystkiego, czego nie musiałam, ale co przyszło mi do głowy, w końcu zasiadłam na kanapie z książką, kawą i poczuciem dobrze spełnionego obowiązku. I kiedy tak siedziałam sobie zupełnie spokojnie, w końcu zaczęło mi się robić chłodno. Sięgnęłam po koc - ale to nie to. Zamarzył mi się ogień na kominku!

I tutaj mała dygresja - jestem jedną z tych staromodnych kobiet, które lubią, gdy otwiera się im drzwi, pomaga nieść ciężkie torby z zakupami, odsuwa krzesło w restauracji i... Rozpala się dla nich w kominku. C. doskonale to rozumie (albo może lepiej będzie powiedzieć, że pogodził się z zaistniałym stanem rzeczy) i robi dla mnie to wszystko, a nawet jeszcze więcej. Kominek więc stanowi dla mnie prawdziwą tajemnicę - C. coś tam przy nim pomajstruje, a potem pojawia się ogień i robi się ciepło. Proste, prawda? 
Ha! Nie do końca.
Włożyłam do kominka szczapę, kawałek wymiętoszonej gazety, podpaliłam i czekałam na cud, który się nie zdarzył. Papier spłonął błyskawicznie... I tyle. Ponowiłam próbę - z tym samym, niestety, rezultatem. Podrapałam się w głowę, dołożyłam drewna i gazet, spróbowałam znowu. 
Powoli, najpierw nieśmiało, później nawet dziko, na kominku zaczął buzować ogień. 

Dumna byłam z siebie niesłychanie! Na co mi mężczyźni, skoro potrafię rozwikłać takie tajemnice, i to w zaledwie pół godziny? Krzesło też umiem sama odsunąć, a ciężkie zakupy zawsze można wnieść na dwa razy. Ostatnio nawet zupełnie sama dolałam płynu do spryskiwaczy w aucie, i to do właściwego pojemnika!
Dołożyłam do ognia raz, drugi... I skończyły mi się polana. Uniosłam brew i kategorycznie oznajmiłam moim psom, że ja w te pająki to na pewno nie pójdę!
Porzuciłam więc ideę zostania feministką i pokornie poczekałam na C., żeby ocalił swą damę z opresji (groźba zamarznięcia może nie była realna, ale... W baśniach zawsze się dramatyzuje bez potrzeby). 

Dzisiaj mam dla Was przepis na wyjątkowe bułeczki - idealnie poprawiające humor już samą swoją barwą. W magazynie Bage og sylte, nr 1/2017 zdjęcie bułeczek było zrobione przed ich upieczeniem - kolor jest niesamowicie intensywny! W piekarniku nieco blednie; staje się głębszy i ciemniejszy, ale nadal robi odpowiednie wrażenie. Wszystko za sprawą startych buraczków - sprawiają, że zwykłe pieczywo nie tylko staje się niezwykle przyjemne dla oka, ale jest wilgotne i naprawdę długo zachowuje świeżość. Dzięki dodatkowi ziaren bułeczki są jeszcze bardziej treściwe; świetnie nadają się do wytrawnych, ale też słodkich dodatków.

Po inne smakołyki z pieczonymi buraczkami koniecznie zajrzyjcie do Patrycji.

Bułki z buraczkami


Składniki:
(na 12 sztuk)
  • 100 g mieszanki 5 ziaren
  • 200 g buraków
  • 20 g świeżych drożdży
  • 300 ml letniej wody
  • 2 łyżeczki soli
  • 1 łyżka złotego syropu
  • 500 g mąki orkiszowej
  • 225 g mąki pszennej
dodatkowo:
  • 3 łyżki mleka
Mieszankę ziaren zalać wrzątkiem.
Buraki obrać, zetrzeć na tarce o drobnych oczkach.
Drożdże rozmieszać w kilku łyżkach wody, następnie wlać pozostałą wodę, dodać odciśnięte ziarna, syrop i buraki. Wymieszać.
Do dużej miski przesiać mąkę orkiszową, dodać płynne składniki, zagnieść. Dodać sól, połączyć. Na końcu partiami dodawać mąkę pszenną.
Dobrze wyrobione ciasto odstawić do wyrośnięcia na 45-60 minut.

Po tym czasie jeszcze raz szybko zagnieść, podzielić na 12 części, z każdej uformować okrągłą bułeczkę. Układać je na blasze wyłożonej papierem do pieczenia, zachowując duże odstępy.
Odstawić na 25-30 minut do napuszenia.

Bułeczki posmarować mlekiem.

Piec w 200 st. C. przez 15 minut.
Ostudzić na kratce.

Smacznego!


U mnie mieszanka pięciu ziaren to ziarna jęczmienia i żyta, słonecznik, sezam i siemię lniane. Nie wiem, czy w Polsce można kupić taką gotową; jeśli nie, można je kupić osobno i wymieszać samemu w dowolnych proporcjach. 
Mleka użyłam tylko do posmarowania bułeczek; zamiast tego można spryskać je wodą, i będą idealne dla alergików. 

wtorek, 15 listopada 2016

Julemarked i bułeczki - serce

W niedzielę wybraliśmy się na pierwszy w tym roku świąteczny jarmark - Julemarked. Już od momentu przeprowadzki się na niego cieszyłam - historie na temat obchodzenia Świąt w Gram są bowiem szeroko znane. Jest to jedno z tych miejsc, gdzie na punkcie Bożego Narodzenia zwariowani są wszyscy, a że mają możliwości, to puszczają wodze fantazji.

Główną atrakcją jest oczywiście występ Pyrusa, skrzata znanego z kilku adwentowych kalendarzy. Siostry C. go uwielbiają, gdy więc usłyszały, że się wybieramy, zrobiła się z tego wielka rodzinna impreza. Skrzat, powiedzmy sobie szczerze, teraz już nieco podstarzały, nic nie stracił ze swojej charyzmy i dobył publikę wywodem na temat zdrowotności cukru w dziecięcej diecie. Dzieci i dorośli zgodnie śpiewali razem z nim piosenki, a po autografy ustawiła się niewiarygodnie długa kolejka. Zamiast w niej stać, ruszyliśmy jednak na zwiedzanie pozostałych atrakcji. Był warsztat Świętego Mikołaja i możliwość zwiedzenia pałacu, ale nas zaprzątnęły głównie stoiska z dobrem wszelakim. Od typowo świątecznych dekoracji, poprzez napitki i smakołyki, aż po szeroko rozumiane rękodzieło i stoiska praktyczne, acz mało porywające (nie wiem, jak Wy, ale ja na jarmarku świątecznym nie myślę o zakupie nowego alarmu). Zachwyceni, zatrzymywaliśmy się to tu, to tam, każdy chciał dokładniej obejrzeć co innego, więc czas minął nam bardzo szybko. W planie mieliśmy frokost; wyszła z niego raczej kolacja przy świecach, ale nikt nie narzekał. My wzbogaciliśmy kolekcję świątecznych dekoracji o nowego renifera, a kuchenne szafki o wędzoną sól, suszoną aronię, salami i palone migdały, które już niemal całkowicie zniknęły i poważnie rozważam możliwość przygotowania domowych (bo nie może to być przecież aż tak trudne). 

Oczywiście, na zaplanowany posiłek przyniosłam z pracy cztery rodzaje chleba (żeby każdemu dogodzić), ale jednocześnie postanowiłam coś upiec, bo dawno żadne pieczywo z mojego piekarnika nie wyszło. Postawiłam na proste bułeczki znalezione w Den store Julebagebog wydanej przez Amo, jednego z największych producentów mąki w Danii. W książeczce można znaleźć całe mnóstwo świątecznych przepisów na pieczywo, ciasta i ciasteczka, a także propozycje dekoracji.
Te akurat bułeczki to lekko tylko zmieniony przepis na bardzo tutaj popularne bułeczki babci, którymi dzieci zajadają się podczas urodzin i wszelkich innych dziecięcych imprez. Ułożone na kształt serca, wyglądają naprawdę uroczo. W książce proponowano udekorować je lukrem, numerami od jeden do dwadzieścia cztery, na podobieństwo adwentowego kalendarza. Ja jednak ten krok pominęłam, gdyż przed podaniem miałam zamiar podgrzać je lekko w piekarniku. Ciepłe, z masłem, smakują wybornie. Takie na kilka kęsów, idealne dla dzieci. Choć i dorosłym ciężko się im oprzeć - zniknęły niemal wszystkie! 
Polecam Wam je ogromnie.

A przepisy na pieczywo o skandynawskim rodowodzie znajdziecie też u Ani, Marty i Mirabelki.

Bułeczki - serce


Składniki:
(na 24 malutkie bułeczki)
  • 500 g mąki pszennej
  • 75 g masła
  • 25 g świeżych drożdży
  • 1 jajko
  • 250 ml letniego mleka
  • 1 łyżka cukru
  • 1 łyżeczka soli
dodatkowo:
  • 1 jajko
  • 2 łyżki mleka
Mąkę przesiać do dużej miski. Po środku zrobić wgłębienie, wkruszyć drożdże, wsypać cukier i zalać 100 ml mleka. Odstawić na 15 minut.
W tym czasie rozpuścić masło, przestudzić.

Do rozczynu dodać pozostałe mleko i jajko, zagnieść. Dodać sól, powoli wlewać mleko. Wyrobić gładkie, lekko lepkie ciasto. Przełożyć je do wysmarowanej olejem dużej miski, owinąć ją folią spożywczą i wstawić na noc do lodówki lub przykryć ściereczką i odstawić na 1-1,5 godziny w ciepłe miejsce do wyrośnięcia.

Po nocy w lodówce ciasto wyjąć i zostawić na kuchennym blacie, aż osiągnie temperaturę pokojową.

Wyrośnięte ciasto raz jeszcze szybko zagnieść, podzielić na 24 równe części. Z każdej uformować okrągłą bułeczkę i ułożyć je w kształcie serca na blasze wyłożonej papierem do pieczenia. Zostawić do napuszenia na 20-30 minut. 

Jajko roztrzepać z mlekiem, posmarować bułeczki.

Piec w 205 st. C. przez 15-20 minut.
Ostudzić na kratce.

Smacznego!

Przepis dodaję do akcji Mopsika:

wtorek, 18 października 2016

Bułeczki dynie

Dynia to chyba moja największa jesienna słabość. Nie umiem i nie chcę się jej opierać.
Pamiętam, że gdy byłam mała, Babcia przygotowywała marynowaną dynię w occie. Podawała ją później do obiadów przez całą zimę; a ja jej szczerze nie znosiłam. Dyni, nie Babci. Mdło-octowy smak był po prostu nie do przełknięcia. Na długie lata wykreśliłam więc dynię z mojego menu. Mama nigdy nie kupowała tego warzywa, a gdy sama zaczęłam gotować i decydować o tym, co znajdzie się na moim talerzu, omijałam ją szeroki łukiem. Tak na wszelki wypadek.

Gdzieś w międzyczasie zaczęłam na poważnie interesować się pieczeniem, założyłam bloga i odkryłam inny, fascynujący świat. Ilość przypraw i niecodziennych składników przyprawiała mnie o zawroty głowy; zupełnie nowe zastosowanie dla codziennych produktów wywoływało rumieńce na twarzy i chęć natychmiastowego wypróbowania nowych przepisów. I gdzieś w tym szaleństwie na mojej drodze znów stanęła dynia. O nie - powiedziałam głośno. Ciągle bowiem, gdzieś z tyłu głowy, miałam ten paskudny smak... W końcu jednak stwierdziłam, że jako szanująca się blogerka kulinarna nie mogę przez całe życie udawać, że dynia nie istnieje. Zacisnęłam więc zęby, kupiłam na próbę najmniejszą, jaką znalazłam, i zabrałam się do dzieła.
Szczerze mówiąc, nie pamiętam już, co było pierwsze. Wyśmienita, pikantna zupa krem, gładki sernik z nuta pomarańczy, a może ciasto czekoladowe...? Nieistotne; najważniejsze jest, że w dyni się zakochałam! Jej nieco mdławy, delikatny smak stanowi idealne tło dla wszelkich kuchennych eksperymentów. Z zachwytem zagłębiłam się w dyniowy świat, odkrywając coraz to nowe odmiany, ich smaki i najlepsze sposoby na ich zużycie. 

Dzisiaj jesieni bez dyni sobie nie wyobrażam. Kupuję zawsze więcej, niż planuję i jestem w stanie zużyć, przerabiam je na mus i zamrażam, żeby nawet późną wiosną móc cieszyć się jej wyjątkowym smakiem.

Gdy tylko zobaczyłam te bułeczki u Doroty wiedziałam, że będę musiała takie upiec. Są zachwycające! Po prostu nie można od nich oczu oderwać.
Ostatnimi czasy jednak nie przygotowuję pieczywa w domu; cóż, praca w piekarni ma swoje przywileje, jednym z nich jest jeszcze ciepły bochenek, który codziennie ze sobą zabieram. Gdy jednak byłam w szkole, dostawy świeżego pieczywa nagle się urwały, a ochota na bułeczki nie odeszła razem z nimi. Stwierdziłam więc, że to doskonały moment na sięgnięcie po nieco już przeze mnie zapomniany przepis.

Ponieważ dużo miałam na głowie, bułeczki przygotowałam w trybie nocnym. Wieczorem zagniotłam ciasto, wstawiłam je na noc do lodówki, a rano tylko uformowałam i upiekłam bułeczki. Oczywiście, można je odstawić na półtorej godziny w ciepłe miejsce, ale moim zdaniem nocne wyrastanie jest nie tylko wygodniejsze, ale też poprawia strukturę i wzbogaca smak. 
Bułeczki wyszły idealne. Po pierwsze, są prześliczne. Po drugie, mięciutkie i sprężyste, o niewiarygodnie pomarańczowym kolorze. Barwa oczywiście zależy od rodzaju dyni, z której zrobicie puree. Ja użyłam intensywnie pomarańczowej Hokkaido. 

Bułeczki dynie


Składniki:
(na 10 sztuk)
  • 360 g mąki pszennej
  • 14 g świeżych drożdży
  • 125 ml letniego mleka
  • 1 jajko
  • 45 g masła
  • 125 g puree z dyni
  • 1/2 łyżeczki soli
  • 2 łyżeczki cukru
dodatkowo:
  • 5 połówek orzechów pekan
  • 1 jajko
  • 2 łyżki mleka
Mąkę przesiać do dużej miski. Na środku zrobić wgłębienie, wkruszyć drożdże. Dodać cukier i połowę mleka, odstawić na 15 minut.
Masło rozpuścić i przestudzić.
Po tym czasie do mąki dodać pozostałe mleko, jajko i puree dyniowe, zagnieść ciasto. Dodać tłuszcz i sól, dobrze wyrobić. Ciasto będzie się lekko lepić. 
Przykryć miskę folią spożywczą, wstawić na noc do lodówki (lub odstawić na 1,5 godziny w ciepłe miejsce).

Następnego ranka wyjąć ciasto z lodówki, odstawić na około 45 minut, aż nabierze temperatury pokojowej. Ciasto szybko zagnieść, podzielić na 10 równych części. Z każdej uformować kulkę, układać je na blasze wyłożonej papierem do pieczenia, zachowując odstępy. Bułeczki spłaszczyć i naciąć każdą 8 razy do samej blachy, nie przecinając środka.
Odstawić na 20 minut do napuszenia.

Jajko roztrzepać z mlekiem. Posmarować bułeczki, w środek każdej wbić ćwiartkę orzecha.

Piec w 190 st. C. przez 15-20 minut, aż nabiorą ładnego, złoto-brązowego koloru.
Ostudzić na kratce.

Smacznego!


A może podacie takie swoim bliskim na wyjątkowe, halloweenowe śniadanie...? Jestem pewna, że wzbudzą powszechny zachwyt. 

wtorek, 30 sierpnia 2016

Szybkie bułeczki na leniwe śniadanie. Scones

Wróciłam. 
W sobotę po południu wróciliśmy do domu. Szczęśliwi, uśmiechnięci, nawet lekko opaleni, choć wakacje spędzamy w tym roku w Danii. Mieliśmy jednak dużo szczęścia - cały tydzień słonko grzało, a deszcz, jeśli już, padał tylko w nocy; a i to niezbyt intensywnie. Zwiedzaliśmy okolicę i lokalne targi staroci, byliśmy w lesie deszczowym w Randers, gdzie goniliśmy małe, czarne małpki, oraz na małych zakupach (kolejna letnia sukienka i jeszcze jeden sweter do kolekcji); większość czasu jednak spędzaliśmy taplając się w basenie i grając w gry towarzyskie. Gdy nagle zbierze się trzynaście osób pod jednych dachem, po prostu nie można się nudzić!

W drodze powrotnej zatrzymaliśmy się na moim ulubionym bazarze, gdzie zaopatrzyłam się w dorodną dynię nieznanej mi odmiany, olbrzymie figi, pachnące morele i ciągle jeszcze lekko słodkie truskawki, z których właśnie robię dżem. 
Powrót do pracy nie był aż tak straszny, jak się spodziewałam, choć ręce bolą mnie okrutnie po dłuższej przerwie. Na szczęście jeszcze tylko trzy dni i... Wakacje!
Żyć, nie umierać; jakby powiedział Tato.

Po udanym urlopie i powrocie do wygodnego domku i własnej kuchni człowiek ma chęć na pyszne śniadanko. Najlepiej leniwe, luksusowe wręcz; ale takie, żeby za długo przy garnkach nie stać, gdy wielka waliza ciągle czeka na rozpakowanie, a sterty prania same wychodzą z kosza. W takim wypadku idealnie sprawdzą się scones - chrupkie z zewnątrz, mięciutkie w środku, ekspresowe w przygotowaniu bułeczki. Ich jedynym minusem jest fakt, że należy je zjeść zaraz po zrobieniu; następnego dnia będą bowiem suche i twarde. Rzadko jednak się zdarza, żeby jakaś przetrwała aż do następnego ranka...

Tym razem postawiłam na wersję wytrawną - z samodzielnie ususzonymi pomidorami i chrupiącymi ziarnami słonecznika na wierzchu. Wyszły boskie - jak zawsze. Nie da się ich bowiem zepsuć, a możliwości eksperymentowania ze składnikami są w zasadzie nieograniczone. 
Polecam!

Scones z suszonymi pomidorami i słoneczkiem


Składniki:
(na 8 bułeczek)
  • 250 g mąki pszennej
  • 1/2 łyżeczki proszku do pieczenia
  • 1/2 łyżeczki sody oczyszczonej
  • 1/2 łyżeczki soli
  • 50 g zimnego masła
  • 120 g creme fraiche (18%)
  • 2 jajka
  • 80 g suszonych pomidorów z zalewy
dodatkowo:
  • 1 żółtko
  • 2 łyżki mleka
  • 25 g ziaren słonecznika
Mąkę, proszek i sodę przesiać, wymieszać z solą. Dodać masło, posiekać, a następnie dokładnie rozetrzeć palcami.
Jajka roztrzepać, dodać śmietanę, połączyć.
Wlać mokre składniki do suchych, dokładnie wymieszać łyżką.

Pomidory pokroić w kosteczkę, dodać do ciasta, połączyć.

Z ciasta uformować dysk o średnicy 20-22 cm, ułożyć na blasze wyłożonej papierem do pieczenia. Pokroić ostrym nożem na 8 kawałków, jak tort. Nieco je rozsunąć, aby bułęczki miały miejsce na rośnięcie.

Żółtko roztrzepać z mlekiem. Posmarować nim bułeczki, posypać słonecznikiem.

Piec w 200 st. C. przez 15 minut.
Podawać ciepłe.

Smacznego!

A teraz już biegnę do mojego dżemu!

czwartek, 18 lutego 2016

Bułki. Na obiad

Wielkimi krokami zbliża się weekend. Nawet dla mnie, co cieszy mnie niezmiernie. Poprzedni, teoretycznie wolny, spędziłam kursując między łóżkiem a kanapą, czując się przy tym raczej licho. Teraz, w pełni sił, z optymistycznymi prognozami pogody, mam nadzieję na cudowne dwa dni. Może nawet nie tak zupełnie leniwe...?

Oczywiście, wolny weekend wiąże się z gotowaniem. Duuuużą ilością gotowania. W planie jest ciasto i ciasteczka, może nawet więcej niż jeden rodzaj, ale główną atrakcją będzie sobotni obiad (na niedzielę jesteśmy zaproszeni; już się doczekać nie mogę). Staramy się z C. takie dni celebrować; wspólne spędzanie czasu w kuchni daje nam dużo frajdy. Można się pośmiać, popłakać przy krojeniu cebuli; nawet zmywanie, gdy nie trzeba tego robić samemu, nie jest takie straszne.

Burgery uchodzą za jeden z najpopularniejszych fast foodów; ostatnimi czasy jednak wdarły się na salony. No, może trochę przesadzam... Ale ich finezyjne, wyszukane wersje można znaleźć w najlepszych restauracjach. 
A co powiecie na domową wersję...?

Jeśli sami zabierzecie się za przygotowywanie bułek, zrobi się z tego zdecydowany slow food. Ale warto. Takie bułeczki są cudownie chrupiące z zewnątrz i mięciutkie w środku; świetnie absorbują soki z mięsa i warzyw, tworząc z nimi zgraną i naprawdę pyszną całość. Warto poświęcić trochę czasu, znaleźć dobry przepis na sos i sięgnąć po ulubione dodatki, żeby później delektować się... Zupełnie niezwykłym burgerem.

Bułki hamburgerowe z sezamem


Składniki:
(na 8 bułek)
  • 500 g mąki pszennej
  • 300 ml letniego mleka
  • 20 g świeżych drożdży
  • 1 łyżeczka cukru
  • 1 łyżeczka soli
  • 50 g masła

dodatkowo:
  • 3 łyżki mleka
  • 20 g sezamu

Mąkę przesiać do dużej miski. Po środku zrobić wgłębienie, wkruszyć drożdże, wsypać cukier, wlać 100 ml mleka. Odstawić na 15 minut.
Masło rozpuścić i przestudzić.
Po tym czasie dodać pozostałe mleko i sól, zagnieść gładkie ciasto. Dodać masło, wyrobić.
Odstawić na 1-1,5 godziny do wyrośnięcia.

Wyrośnięte ciasto podzielić na 8 równych części, z każdej uformować okrągła bułeczkę. Ułożyć je na blasze wyłożonej papierem do pieczenia, mocno spłaszczyć; odstawić na 20 minut.

Wyrośnięte bułeczki spryskać mlekiem, posypać sezamem.

Piec w 200 st. C. przez 15-20 minut.
Ostudzić na kratce.

Smacznego!

Ja tymczasem idę planować weekendowe desery...

sobota, 3 października 2015

Ciastko... A nie! Bułka z dziurką

Kiedyś nie lubiłam ciszy. Czułam się nieswojo, siedząc sama w domu, słysząc każdy najcichszy nawet szelest. Wzdrygałam się, gdy wiatr hulał za oknem, wyjąc potępieńczo; bzyczenie komara urastało do rangi tragedii życiowej.
Lekarstwem było radio. Pierwsza rzecz po przebudzeniu, to wciśnięcie przycisku na magnetofonie. Oczywiście, o ile trzeba było go wciskać, często bowiem przy radiu zasypiałam. Cicha muzyka gdzieś daleko w tle lub całkiem głośna, zagłuszająca rzeczywistość. Obojętnie, czy byłam w domu sama, czy z kimś innym - pomruk radia towarzyszył mi nieprzerwanie.

Niepostrzeżenie, wszystko się zmieniło. Zamiast muzyki wolę ciszę. Brak działającego radia w aucie zupełnie mi nie przeszkadza, nawet, gdy mam do przejechania dużo kilometrów. W domu całe dnie spędzam w ciszy, towarzyszy mi tylko delikatny szum procesora. 
Jak to się stało? Nie wiem. Nie zauważyłam tej zmiany; zaszła stopniowo, nie pytając mnie o zdanie. Lubię ten dźwięk, gdy deszcz bębni o parapet, a gałęzie pobliskiego drzewa pukają w okno. Lubię delikatne tykanie zegara; lubię słyszeć, gdy Ptysia stuka pazurkami o podłogę. 
I tylko bzyczenie komara nadal doprowadza mnie do pasji...

Bajgle. Znacie? Lubicie?
Ja, szczerze mówiąc, bajgli nie jadłam całe wieki. Gdy więc znalazłam przypadkiem przepis u Kornika, od razu zabrałam się do rzeczy. To znaczy, do czytania przepisu. Potem kilka dni zwlekałam, bo to przedsięwzięcie trzeba sobie dobrze logistycznie rozplanować. Zmieniłam nieco czas i sposób wyrastania, żeby lepiej pasował do mojego porządku dnia. Tak czy inaczej jednak, prace należy rozpocząć dzień wcześniej. I to najlepiej całkiem rano, żeby się odpowiednio ze wszystkim ogarnąć. Osiemnaście godzin wyrastania to bowiem nie przelewki...

Za naszą cierpliwość bajgle odwdzięczą się charakterystyczną skórką i zwartym, sycącym miąższem. Są pyszne! Idealne do kanapek na śniadanie, lunch czy kolację. A może nawet na obiad...?

Bajgle


Składniki:
(na 18 sztuk)

zaczyn:
  • 150 g mąki pszennej
  • 150 ml letniej wody
  • 3 g świeżych drożdży

ciasto właściwe:
  • 700 g mąki pszennej
  • 350 ml letniej wody
  • 2 łyżki miodu
  • 1 łyżka soli
  • 15 g świeżych drożdży

dodatkowo:
  • 3 łyżki mleka
  • 25 g białego maku
  • 25 g czarnego sezamu

do gotowania:
  • 3 l wody
  • 1 łyżka miodu

Drożdże na zaczyn rozpuścić w wodzie, dodać mąkę, dokładnie wymieszać. Odstawić w ciepłe miejsce na 8 godzin, żeby zaczyn wyrósł.

Po tym czasie do dużej mąki przesiać mąkę, dodać pozostałe drożdże rozpuszczone w wodzie, miód i cały zaczyn. Zagnieść, dodać sól, wyrabiać jeszcze przez 5 minut.
Ciasto przykryć, odstawić do lodówki do wyrośnięcia na 10 godzin.

Wyrośnięte ciasto jeszcze raz szybko zagnieść, podzielić na 18 równych części. Za każdej uformować kulę. Ułożyć je na blacie obsypanym mąką, przykryć ściereczką i zostawić na 20 minut.

Po tym czasie w każdej bułeczce palcem zrobić dziurkę, kręcić dłonią, aby ją odpowiednio powiększyć. Odłożyć do wyrośnięcia na 40 minut.

W tym czasie zagotować wodę z miodem. Partiami gotować bułeczki, po 1 minucie z każdej strony. Odłożyć na kratkę do obcieknięcia.

Bajgle ułożyć na blasze wyłożonej papierem do pieczenia, wierzch posmarować mlekiem i obsypać makiem i sezamem.

Piec w 200 st. C. przez 20-25 minut.
Ostudzić na kratce.

Smacznego!

Do moich bajgli użyłam białego maku i czarnego sezamu - taki miałam kaprys. Zresztą, smak białego maku po prostu uwielbiam! Można użyć tych posypek w bardziej tradycyjnych odcieniach; można też je pominąć lub postawić na coś zupełnie innego. 
Najważniejsze, żeby Wam smakowało.

sobota, 14 marca 2015

Marcowe przeziębienie i ślimaczki z serkiem

Marcowa pogoda powoli zaczynać zbierać żniwo. Niby ładnie, słonecznie, a jak człowiek wyjdzie na dwór, to go przeszywa lodowaty wiatr. Z jednej strony słonko bardzo przyjemnie przygrzewa, z drugiej - naprawdę ciężko rozstać się z czapką. I choć jeszcze nie podjęłam trudnej decyzji o zmianie płaszcza i szczelnie opatulam się szalem, to i tak kicham i prycham, a nos mam tak zatkany, że nie czuję zupełnie nic. Chyba będzie trzeba uzupełnić zapas czosnku, i się nim ratować. Bo choć tabletki łykam trzy razy dziennie, poprawy jakoś nie widać... Przypominam więc sobie zasadę, którą często powtarza mój Tato: katar leczony trwa tydzień, a nieleczony siedem dni. W związku z tym nastawiam się optymistycznie - za pięć dni mój nos wróci do stanu pierwotnego, a ja z pewnością poczuję się lepiej. Póki co, skoro mamy weekend, zakopię się pod kołdrą i oddam nowej lekturze. Wczoraj zaczęłam Grę o tron - siedemset stron powinno zapewnić mi rozrywkę na nieco dłużej.

Tymczasem domowa produkcja pieczywa stanęła zupełnie. Ale sami powiedzcie - po co niby mam piec chleb, skoro znoszę do domu takie ilości, że i tak musimy rozdawać? W czwartek zaopatrzyłam nas w ciemny żytni chleb - C. jest zachwycony, a ja stwierdzam, że jak się przerzucimy w szkole na co innego, to będę musiała spróbować taki zrobić w domu. Bo tam poszło bardzo szybko, a efekt nawet mnie zachwycił (a zdecydowanie wolę białe pieczywo). 
Niemniej, na dysku znalazłam zdjęcia bułeczek, które zrobiłam w sierpniu zeszłego roku. Tak! Tak dawno. Aż mi wstyd... Nie mam pojęcia, jak one się tam zakamuflowały, w każdym razie zdecydowałam, że najwyższa już pora, aby ujrzały światło dzienne. Były bowiem naprawdę pyszne - skoro nadal pamiętam ich smak, to zdecydowanie dobrze o nich świadczy.

Tak naprawdę powstały przypadkiem - kupiłam serka kremowego na sernik, i kiedy go w domu otworzyłam, moim oczom ukazały się zielone farfocle... Nie, serek nie był zepsuty - z wielkim zdziwieniem zauważyłam informację na opakowaniu, że serek jest ze szczypiorkiem... Ech. Tak to jest, jak człowiek, skuszony promocją, bierze większą ilość i nie ogląda dokładnie każdego opakowania... Serek odłożyłam do lodówki, wyjęłam zwykły, upiekłam sernik i zaczęłam się zastanawiać, co zrobić z tą niespodzianką. Jakoś nie miałam na niego apetytu ot tak, na chlebie. Postanowiłam go więc w chleb zawinąć - upiekłam ślimaczki z serkiem kremowym. Wyszły pyszne - takie od razu gotowe kanapki. 
Skusicie się?

Ślimaczki z serkiem kremowym

Składniki:
(na 10 sztuk)
  • 300 g mąki pszennej
  • 200 g mąki pszennej graham
  • 25 g świeżych drożdży
  • 1 łyżeczka cukru
  • 1 łyżeczka soli
  • 250 ml letniej wody
  • 1 jajko
  • 50 g masła
nadzienie:
  • 300 g serka kremowego ze szczypiorkiem
  • 1/4 pęczka natki pietruszki
  • 1 jajko
dodatkowo:
  • 1 jajko
  • 2 łyżki mleka
  • 15 g sezamu
Mąki przesiać do dużej miski, wymieszać z solą. Po środku zrobić wgłębienie, wkruszyć drożdże. Wsypać cukier, wlać 1/3 wody, odstawić na 15 minut.
Do wyrośniętego zaczynu dodać resztę wody i jajko, zagnieść ciasto.
Masło rozpuścić i przestudzić. Dodać do ciasta, dobrze wyrobić.
Odstawić na 1 godzinę do wyrośnięcia.

Pietruszkę drobno posiekać, utrzeć z serkiem i jajkiem na gładką masę.

Wyrośnięte ciasto rozwałkować na kwadrat o boku 40 cm. Posmarować nadzieniem, zwinąć w ciasny rulon, pokroić na 10 równych kawałków.
Bułeczki ułożyć płasko na blasze wyłożonej papierem do pieczenia, odstawić na 30 minut do wyrośnięcia.

Jajko roztrzepać z mlekiem. Posmarować wyrośnięte bułeczki, posypać sezamem.

Piec w 180 st. C. przez 25 minut, aż się ładnie zrumienią.
Ostudzić na kratce.

Smacznego!

Kiedy będzie następny przepis na pieczywo? Nie ma pojęcia. Aktualnie z uporem maniaka piekę babki - chyba nadchodząca Wielkanoc rzuciła na mnie jakiś czar, bo co chwilę wymyślam nowe kombinacje, którym nie umiem się oprzeć...

piątek, 21 listopada 2014

Duńskie bułki z parówką

Dzisiaj mam dla Was nietypowe bułeczki, bo z parówką. W dzisiejszym świecie, gdzie połowa ludzkości ogarnięta jest manią zdrowego żywienia, parówki często określane są mianem zła wcielonego. Że to zmiksowane najgorsze odpady, niedobre i niezdrowe. Ja uważam, że można dostać dobre parówki, tak samo jak dobrą i złą szynkę, czy lepsze i gorsze pieczywo. Wszystko jest kwestią wyboru.
Nie jadam jednak parówek zbyt często. Niespecjalnie za nimi przepadam, od czasu do czasu robimy domową wersję hot dogów, i to chyba tyle w temacie. Zawsze jednak kilka kiełbasek zostanie, i powstaje pytanie - co zrobić? Dwa dni z rzędu bułki z parówką w grę nie wchodzą. Aż pewnego dnia C. podrzucił mi pomysł na pølsehorn, i od tamtej pory pojawiają się one u nas zawsze po dniu hotdogowym.
Cóż to takiego? W dosłownym tłumaczeniu pølse to kiełbaska, a horn - róg. Kiełbasiane rożki...? Dziwnie to brzmi... W praktyce ciasto drożdżowe, takie jak na bułki, cienko rozwałkowane, posmarowane pastą z ketchupu, musztardy i różnych przypraw, owijamy wokół parówek i pieczemy. I już! Idealna przekąska gotowa. Świetnie nadają się na drugie śniadanie, bo nie trzeba robić kanapek, ale też można je podjadać przy oglądaniu filmu. U nas zawsze znikają szybko, bo są takie malutkie i urocze, i nie sposób im się oprzeć.

Mój przepis pochodzi z Alletiders kogebog, świetnego serwisu, gdzie można znaleźć mnóstwo inspiracji na duńskie dania.

Pølsehorn Karstena

Składniki:
(na 12 sztuk)
  • 400 g mąki pszennej
  • 165 ml mleka
  • 80 g masła
  • 16 g świeżych drożdży
  • 1 łyżeczka cukru
  • 1 jajko
  • 1 łyżeczka soli

sos:
  • 2 łyżki ketchupu
  • 1/2 łyżki ostrej musztardy
  • 1/2 łyżki sosu sojowego
  • 1 łyżka słodkiej papryki w proszku
  • 1/2 łyżeczki soli
  • 1/2 łyżeczki suszonej bazylii
  • 1/2 łyżeczki suszonego tymianku
  • 1/2 łyżeczki suszonego majeranku
  • 1/2 łyżeczki suszonego rozmarynu
  • 1/2 łyżeczki kolendry w proszku
  • 1/2 łyżeczki chilli w płatkach

dodatkowo:
  • 4 długie parówki
  • 1 jajko
  • 1 łyżka mleka

Masło z mlekiem rozpuścić. Zalać drożdże (płyn ma być letni, nie gorący), wymieszać.
Do dużej miski przesiać mąkę, wymieszać z cukrem i solą. Wlać mleko z masłem i drożdżami, wbić jajko. Zagnieść ciasto. Odstawić do wyrośnięcia na 30-60 minut.

W tym czasie przygotować sos: dokładnie ze sobą wymieszać wszystkie składniki.

Wyrośnięte ciasto podzielić na pół. Każdą część rozwałkować na długość 2 parówek i szerokość 15-20 cm. Podzielić na 6 części po lekkim skosie. Szerszy koniec każdego paska posmarować sosem.
Każdą parówkę podzielić na 3 części. Układać kawałek parówki na sosie, zawinąć, ułożyć na blasze wyłożonej papierem do pieczenia łączeniem do dołu.
Odstawić do wyrośnięcia na 15 minut.

Jajko roztrzepać z mlekiem, posmarować bułeczki.

Piec w 180 st. C. przez 20 minut.
Podawać ciepłe.

Smacznego!

Przepis idealnie pasuje do Skandynawskiej akcji Mopsika.

Kuchnia skandynawska 2014

piątek, 26 września 2014

Jesienne spacery. I zwykłe bułeczki

Wczoraj wyszłyśmy z Ptysią na spacer. Całe radosne, z ogonem uniesionym wysoko, moje maleństwo dzielnie maszerowało naprzód. Zawiodło nas do parku, gdzie jak nie lunie... Ona ogon pod siebie, ja też się starałam w sobie skulić i tak przemykałyśmy od drzewa do drzewa, niestety nie unikając chłodnych kropel spadających za kołnierz, tudzież bezlitośnie moczących futro... Prychając, wróciłyśmy jak najszybciej do domu. Ptysia zwinęła się w kulkę na swojej różowej podusi (która, nie wiedzieć czemu, wywrócona jest na drugą stronę), ja zaparzyłam sobie herbaty, włożyłam ciepłe, puchate skarpety i usiadłam przed laptopem. Zerknęłam za okno - a tam słonko. Ręce mi opadły, mina zrzedła jeszcze bardziej i stwierdziłam, że dzisiaj to już nic dobrego się chyba nie przydarzy...
W ramach rozruszania urządziłyśmy sobie też małe sprzątanko. Takie wiecie, bez gości za progiem i presji, że czegoś nie domyję. Odkurzyłyśmy, wyczyściłyśmy łazienkę, ogarnęłyśmy kuchnię... No dobrze, ja odkurzałam, czyściłam i ogarniałam; Ptysia zajęta była baniem się odkurzacza.

A potem usiadłyśmy na kanapie, łapka w łapkę, i podziwiałyśmy znów bębniące o szyby krople... 

Ach, ta jesień... Człowiek sam nie wie, co ze sobą robić, i jak tu się ogarnąć... Na szczęście są sposoby na poprawienie humoru i atmosfery, a jednym z nich jest pieczenie bułeczek.
Ostatnio mam ochotę na proste pieczywo, idealne do kanapek i z szynką, i z dżemem. Tym razem wymieszałam zwykłą mąkę pszenną z razową, dzięki czemu stały się bardziej konkretne i sycące. W niczym nie ustępują tym puchatym, tylko na zwykłej mące. Nam bardzo smakowały. Spróbujecie...?

Bułki z mąką razową

Składniki:
(na 10 bułek)
  • 350 g mąki pszennej
  • 150 g mąki pszennej razowej
  • 1 łyżeczka soli
  • 25 g świeżych drożdży
  • 1 łyżeczka cukru
  • 125 ml letniego mleka
  • 125 ml letniej wody
  • 1 jajko

dodatkowo:
  • 3 łyżki wody

Mąki przesiać, wymieszać z solą. Po środku zrobić wgłębienie, wkruszyć drożdże, wsypać cukier, wlać mleko. Odstawić na 15 minut.
Po tym czasie dodać wodę i jajko, zagnieść gładkie ciasto.
Odstawić na 45-60 minut do wyrośnięcia.

Wyrośnięte ciasto podzielić na 10 równych części, z każdej uformować okrągła bułeczkę. Ułożyć je na blasze wyłożonej papierem do pieczenia, odstawić na 30 minut.

Wyrośnięte bułeczki spryskać wodą.

Piec w 200 st. C. przez 15 minut.
Ostudzić na kratce.

Smacznego!

A ja tymczasem zbieram się szybko w sobie, i jadę do koleżanki na kawę. Mam ciastka, więc jest szansa, że ucieszy się z wizyty-niespodzianki.

piątek, 19 września 2014

Moje urodzinowe prezenty. I orkiszowe bułeczki na weekendowe śniadanie

Uff, zabiegana ostatnio jestem strasznie. Sama nie wiem, jak to się dzieje, ale nie mam czasu na nic, i nawet na pisanie brakuje mi energii. 
We wtorek po szkole C. mnie odebrał, i poszliśmy na urodzinową kawę i ciastko do koleżanki (a właściwie jej szanownego małżonka - najlepsze życzenia!). Po powrocie do domu szaleliśmy w kuchni - dwa rodzaje lasagne, tort i góra mini muffinek. Następnego dnia wszystko spakowaliśmy do auta i pojechaliśmy do rodziców C. Najpierw było wielkie cięcie - siostra C., ta, która wychodzi za mąż w sobotę, jest fryzjerką, więc zarządziła, że środa to ostatni dzień przed weselem, kiedy będzie nas obcinać. Kolejka ustawiła się dłuuuga - wiadomo, wszyscy chcemy wyglądać jak najlepiej. W poprzedni weekend nałożyłam farbę, i muszę przyznać, że z nową fryzurą sama się sobie podobam - jest króciutko, nowocześnie, bezproblemowo i bardzo twarzowo - czyli tak, jak lubię. Dziękuję ogromnie!

Kiedy już wszyscy mogli się cieszyć nowym wizerunkiem, zabraliśmy się do jedzenia. Wszystko bardzo smakowało, z czego cieszę się ogromnie. Jedyne, czego żałuję, to że C. nie mógł być z nami - akurat w środę wypadł mu pierwszy dzień w nowej pracy...
Ponieważ całe jedzenie zostało przygotowane z myślą o moich niedawnych urodzinach, dostałam całą górę prezentów. I to jakich! Od rodziców C. mieszadło z silikonowym brzegiem do Wallego oraz fartuch z pasującymi łapkami. Od jego rodzeństwa cudowną książkę Chokolade Clausa Meyera (to chyba mój ulubiony prezent; chociaż wszystkie są po prostu idealne!), prostokątną formę do tary z wyjmowanym dnem, cztery urocze maleńkie miseczki i bardzo elegancką paterę do ciasta. Ochom i achom nie było końca - bardzo, bardzo dziękuję! Jestem w siódmym niebie. A na blogu niedługo z pewnością pojawi się tarta. Prostokątna. Z czekoladą.

Tymczasem dzisiaj mam dla Was zwykłe, proste bułeczki. Ich sekret tkwi w mące orkiszowej, która nadaje im lekko orzechowego posmaku. Są bez jajek, bez nabiału, idealne dla alergików. Po prostu pyszne.

Bułeczki orkiszowe

Składniki:
(na 12 sztuk)
  • 400 g mąki orkiszowej
  • 100 g mąki orkiszowej pełnoziarnistej
  • 300 ml letniej wody
  • 25 g świeżych drożdży
  • 1 łyżeczka cukru
  • 1 łyżeczka soli

dodatkowo:
  • 2 łyżki mąki orkiszowej

Mąki przesiać, wymieszać z solą. Po środku zrobić wgłębienie, wkruszyć drożdże, wsypać cukier i wlać 100 ml wody.
Odstawić na 15 minut.

Po tym czasie dodać resztę wody, zagnieść gładkie ciasto. Odstawić na 1 godzinę do wyrośnięcia.

Wyrośnięte ciasto podzielić na 12 części, z każdej uformować bułeczkę, delikatnie obtoczyć w mące. Ułożyć je na blasze wyłożonej papierem do pieczenia, odstawić na 30 minut do napuszenia.

Piec w 200 st. C. przez 15 minut.
Ostudzić na kratce.

Smacznego!

W najbliższej przyszłości możecie się też spodziewać eksperymentów z mąką orkiszową - kupiłam ostatnio dwa kilo  w promocji, i mam kilka ciekawych pomysłów.

A jutro - wesele. Oj, nie mogę się już doczekać!

wtorek, 19 sierpnia 2014

Szybka ciabatta

Kiedy w propozycjach wspólnego gotowania na sierpień pojawiła się ciabatta, aż zaświeciły mi się oczka. Od dawna miałam na nią ochotę - to taka trochę inna bułka, z zachwycająco dużymi dziurami. Bardzo lubię kupne, sama jednak nigdy się nie odważyłam na jej przygotowanie. 
Od razu jednak przystąpiłam do poszukiwań właściwego przepisu. Jest ich w internecie cała masa, jednak są raczej czasochłonne - na poolish czy innym zaczynie, ich przygotowanie łącznie trwa około doby. Nie chciałam tyle czekać, chciałam je zjeść na śniadanie następnego rana. A godzina była już raczej późna...

W końcu na blogu Sto kolorów kuchni znalazłam przepis idealny. Owszem, wyrastanie trwa dłuższą chwilę, ale w porównaniu z innymi przepisami to właśnie tylko chwila. Zabrałam się za przygotowanie ciasta niemal od razu, i muszę przyznać, że efekt mnie nie rozczarował. 
Ciasto jest rzadkie, ale jeśli porządnie posypiecie mąką blat i dłonie, nie powinno być problemów z formowaniem czy przyklejaniem się ciasta w niepożądanych miejscach. Efekt - naprawdę wart każdej poświęconej minuty. Bułki wychodzą idealne - miękkie, z mnóstwem dużych dziur.

Kiedyś przygotuję taką prawdziwą ciabattę, jednak dla tych, którym brakuje czasu, a nie mogą oprzeć się pokusie, ta jest wybawieniem.

Razem ze mną ciabatkowe wyzwanie podjęły Mirabelka i Martynosia.

Szybka ciabatta

Składniki:
(na 2 duże sztuki)
  • 500 g mąki pszennej
  • 475 ml letniej wody
  • 12 g świeżych drożdży
  • 1 łyżeczka cukru
  • 1 łyżeczka soli

Mąkę przesiać, wymieszać z solą. Po środku zrobić wgłębienie, wkruszyć drożdże, wsypać cukier, i wlać 50 ml wody. Odstawić na 15 minut.
Po tym czasie do zaczynu dodać resztę wody, wymieszać do połączenia się składników i odstawić na 10 minut.
Ciasto wyrabiać, około 10 minut, aż zacznie odchodzić od miski (nadal będzie dość rzadkie i klejące), odstawić na 2-3 godziny, aż potroi swoją objętość.

Wyrośnięte ciasto podzielić na pół, z każdej części uformować ciabattę. Ułożyć je na blacie oprószonym mąką, odgazować wciskając kilka razy palec w obie bułki.
Zostawić do wyrośnięcia na 45 minut.

Po tym czasie przełożyć ciabatty na blachę wyłożoną papierem do pieczenia, odwracając je do góry spodem.

Piec w 230 st. C. przez 15-20 minut.
Ostudzić na kratce.

Smacznego!

Dostałam nową orchideę. Jest cudna - ma drobne kwiatki, w fioletowy wzór a'la panterka. Będę musiała zrobić jej zdjęcie i ją Wam pokazać, bo jestem nią absolutnie zauroczona.
Dziękuję!

piątek, 15 sierpnia 2014

Bułeczki z czosnkiem i letnie sentymenty

Ochłodziło się. 
Nie jakoś bardzo drastycznie, ale jednak.
W ciągu dnia ciągle mogę spacerować w spódnicy i lekkiej bluzce, ale wieczorem muszę wkładać sweter. A w nocy, gdy Ptysi zachce się wyjść na spacer, obowiązkowe są długie spodnie, skarpety i ciepła bluza. Czyżby lato powoli się kończyło...? Nie chcę nawet o tym myśleć! Upały, owszem, dał się we znaki, ale zdecydowanie nie jestem jeszcze gotowa na wyciągnięcie jesiennej kurtki z czeluści szafy. Miałam nadzieję na jeszcze chociaż jeden dzień na plaży, na długie spacery... A tu codziennie chociaż trochę kropi, choć zdarzają się też dni, że leje jak z cebra po kilka godzin. Znów piję dużo gorącej herbaty, i nie marudzę, że nic się nie da wstawić do lodówki, bo C. zapełnił ją napojami. Hmm... Czyżbym miała już myśleć o pierwszej szarlotce z cynamonem...?

Póki co mam dla Was doskonałe bułeczki. Nadają się na śniadanie (raczej sobotnie, bo wyjść po ich spożyciu między ludzi trochę nie wypada), ale najlepiej smakują przy okazji grilla. Soczysta, przypieczona karkówka i czosnkowa, ciepła bułeczka... Czy istnieje coś lepszego? Nie dla mnie.
Pieczywo czosnkowe do grilla jest u nas obowiązkowe. Inaczej się po prostu nie da. Tym razem dałam do nich tylko 5 ząbków czosnku, a są dość intensywne w smaku. Rodzina C. nie jest aż tak czosnkolubna jak my, więc się powstrzymałam. Jeśli jednak jesteście prawdziwymi fanami - dajcie osiem. Ja tak robię często. A potem przez tydzień staram się do nikogo nie odzywać ze zbyt bliskiej odległości...

Przepis oczywiście z niezawodnych Moich wypieków.

Bułki z czosnkiem i pietruszką

Składniki:
(na 12 bułeczek)
  • 400 g mąki pszennej
  • 1 łyżka cukru
  • 1 łyżeczka soli
  • 15 g świeżych drożdży
  • 260 ml mleka
  • 30 g masła

nadzienie:
  • 60 g miękkiego masła
  • 5 ząbków czosnku
  • 1/2 pęczka pietruszki

dodatkowo:
  • 1 jajko
  • 1 łyżka mleka

Masło rozpuścić i przestudzić.
Przesianą mąkę wymieszać solą; po środku zrobić wgłębienie, wkruszyć drożdże. Zasypać cukrem, zalać połową mleka. Odstawić na 15 minut. 
Po tym czasie wlać resztę mleka i zmiksować. Na końcu dodać masło i wyrobić nieklejące, zwarte ciasto.

Odstawić w ciepłe miejsce na 1 godzinę do wyrośnięcia (można też zostawić na noc w lodówce, a rano wyjąć 1/2 godziny przed formowaniem i ogrzać do temperatury pokojowej).

Wyrośnięte ciasto podzielić na 12 części i uformować podłużne bułeczki. Zostawić do napuszenia na 30 minut.

Czosnek obrać, przecisnąć przez praskę.
Masło utrzeć mikserem na puszystą masę, dodać czosnek i drobno posiekaną pietruszkę, połączyć.

Wyrośnięte bułeczki nacinać głęboko ostrym nożem, w szparkę wciskać nadzienie - najwygodniej za pomocą foliowego woreczka z uciętym rogiem. 
Posmarować roztrzepanym z mlekiem jajkiem.

Piec w 180 st. C. 20 minut. 
Podawać ciepłe.

Smacznego!

Do zdjęcia uchowała się jakimś cudem jedna, zapomniana bułeczka... A myślałam, że w ogóle mi się zdjęcia zrobić nie uda.

piątek, 1 sierpnia 2014

Koniec i początek, czyli półmetek lata. I bułki

I skończył się lipiec. Nie wiadomo kiedy. Hmm... No dobrze, właściwie wiadomo - wczoraj. Chodzi jednak o to, że skończył się, jak zwykle, zbyt szybko. 
Był piękny ten lipiec. Nikt chyba nie mógł narzekać na brak słońca. Wręcz przeciwnie - wiele osób narzekało na obezwładniające wręcz upały. Trzydzieści pięć stopni nie było niczym nadzwyczajnym. Jak się okazało, trzy tygodnie wakacji spędziłam w jednym z najgorętszych miejsc Polski, oddalonych niestety od morza o dobre dwieście kilometrów. Na swoje szczęście jednak byłam właśnie na wakacjach - czyli zero obowiązków, same przyjemności. A to zdecydowanie sprawia, że stosunek do ogromnego ciepła wciskającego się do mieszkań każdą możliwą szparą miałam pozytywny. Poza tym sprzyjało to ogromowi owoców na targu, którymi cieszyłam się jak małe dziecko.

Lipiec jednak się skończył, i trzeba się przestawić na sierpień. A co on przyniesie...? Podobno kolejną falę upałów. Mi, mam nadzieję, przyniesie jeszcze całe mnóstwo jeżyn, których wszędzie jest pełno, a które uwielbiam i na które mam mnóstwo pomysłów. Może jeszcze kilka dni na plaży, kilka w lesie. Na pewno przyniesie początek roku szkolnego, na który, szczerze mówiąc, już się cieszę. A co jeszcze...? Zobaczymy.
Ale lubię niespodzianki.

Dzisiaj mam dla Was pyszne bułeczki, które chowały się między folderami od grudnia. Cudownie maślane, pięknie pachną. Wyjątkowe za sprawą pieprzu, którym został hojnie obsypane. Smakują wyjątkowo, szczególnie z wytrawnymi dodatkami. 
Przepis z Let og lækker brød.

Maślane bułki z pieprzem

Składniki:
(na 10 sztuk)
  • 500 g mąki pszennej
  • 25 g świeżych drożdży
  • 1 łyżeczka cukru
  • 250 ml letniego mleka
  • 100 g masła
  • 1 jajko
  • 1 łyżeczka soli

dodatkowo:
  • 1 jajko
  • 5 g ziaren czarnego pieprzu

Mąkę przesiać do dużej miski, po środku zrobić wgłębienie. Pokruszyć drożdże, zasypać cukrem i zalać połową mleka. Odstawić na 15 minut.
W tym czasie podgrzać pozostałe mleko z masłem, aż się rozpuści. Przestudzić.

Do zaczynu wlać mleko z masłem, wbić jajko, wsypać sól. Zagnieść gładkie, miękkie ciasto.
Odstawić na 1 godzinę do wyrośnięcia.

Wyrośnięte ciasto jeszcze raz szybko zganieść, podzielić na 10 równych części. Z każdej uformować bułeczkę.
Odstawić na 20-30 minut do wyrośnięcia.

Wyrośnięte bułeczki posmarować roztrzepanym jajkiem, posypać zmiażdżonym w moździerzu pieprzem.

Piec w 200 st. C. przez 15-20 minut.
Ostudzić na kratce.

Smacznego!

A dzisiaj piekę pierwsze bułki od ponad miesiąca. Ogromnie się już za tym stęskniłam...

piątek, 25 lipca 2014

Bułki z serem

Na podróż, oczywiście, przygotowałam nam bułeczki. Długo się zastanawiałam, jakie upiec, aż w końcu pomyślałam o bułkach z serem. Można je przekroić, posmarować masłem, włożyć plasterek szynki lub sera, pomidora, ogórka rzodkiewki; ale takie same, bez niczego, też smakują wspaniale - chrupiący ser na wierzchu, a pod nim mięciutkie, puszyste wnętrze... Pyszności.

Przepis znalazłam na Moich wypiekach; zaciekawił mnie water roux. Nigdy nie przygotowywałam bułek tą metodą. Nie ma w tym jednak żadnej filozofii, choć brzmi z francuska. Wystarczy zagotować mąkę z wodą, ostudzić, i taką papkę dodać do ciasta chlebowego. Dzięki temu bułeczki wychodzą bardziej puszyste i dłużej zachowują świeżość.
Jeśli jeszcze nie próbowaliście tej metody - skuście się. Jestem pewna, że nie będziecie żałować.

Drożdżowe paluchy z żółtym serem

Składniki:
(na 16 sztuk)

water roux:
  • 50 g mąki pszennej
  • 250 ml zimnej wody

ciasto właściwe:
  • 285 g mąki pszennej
  • 12 g świeżych drożdży
  • 1 łyżeczka cukru
  • 1 łyżeczka soli
  • 1 jajko
  • 65 ml letniego mleka
  • 80 g water roux
  • 45 g masła

dodatkowo:
  • 1 jajko
  • 1 łyżka mleka
  • 60 g sera cheddar

Mąkę na water roux przesiać, dokładnie wymieszać z wodą. Zagotować i podgrzewać, cały czas mieszając, aż konsystencją będzie przypominała kisiel, a temperatura wyniesie 65 st. C. Wystudzić.

Mąkę na ciasto właściwie przesiać, wymieszać z solą. Po środku zrobić wgłębienie, wkruszyć drożdże, wsypać cukier i zalać mlekiem. Odstawić na 15 minut do wyrośnięcia.

Do zaczynu dodać jajko i 80 g water roux. Wyrobić ciasto.
Masło rozpuścić i przestudzić, dodać do ciasta, dokładnie połączyć. Odstawić do wyrośnięcia na 1,5 godziny.

Wyrośnięte ciasto podzielić na 16 równych części, z każdej uformować długi na 10-15 cm wałeczek. Ułożyć je na blasze wyłożonej papierem do pieczenia, zachowując odstępy.
Odstawić do wyrośnięcia na 40 minut.

Jajko roztrzepać z mlekiem. Posmarować bułeczki, posypać startym serem. 

Piec w 190 st. C. przez 15 minut, aż ser się zrumieni.
Ostudzić na kratce.

Smacznego!

W aktualne upały, muszę się przyznać, nie mam chęci na pieczenie chleba ani bułek. Wyrabianie ciasta, długie wyrastanie, a później pieczenie mnie przerasta... Chleb więc, o zgrozo, kupujemy. Muszę przyznać, że w piekarni po drugiej stronie ulicy jest całkiem niezły. Choć do domowego się nie umywa...

piątek, 11 lipca 2014

Bułki z zaparką

Do niedawna jeszcze nie wiedziałam, że coś takiego jak zaparka w ogóle istnieje. Później gdzieś mi się o uszy obiło, aż wreszcie kiedyś zrobiłam na zaparce pączki. Wyszły pyszne, puchate i w ogóle bardzo pączkowe, ale po nich o zaparce znów zapomniałam. Aż tu nagle, któreś pięknego dnia, szukając przepisu na jakieś smakowite pieczywko, wpadł mi w oczy przepis z bloga Gotowanie pod gruszą. Bułeczki na zdjęciach wyglądały wyjątkowo zachęcająco, a że lista składników nie jest długa ani skomplikowana, od razu zabrałam się do rzeczy.

Nadal nie wiem, co zaparka daje. Czy inaczej smakowałyby bułeczki bez niej? A jeśli tak, to jak inaczej? Nie wiem. Może kiedyś to przetestuję. Jednak w ten sposób przygotowane i upieczone, bułki wychodzą znakomite. Mięciutkie, pachnące, sycące. Idealne na pierwsze lub drugie śniadanie. I na kolację też, jeśli ktoś jada. U nas zniknęły bardzo szybko, pomimo, że wyszło ich aż dwanaście.

Pszenno-żytnie bułki z zaparką

Składniki:
(na 12 sztuk)

zaparka:
  • 80 g mąki żytniej
  • 150 ml gorącej wody

ciasto właściwe:
  • 600 g mąki pszennej
  • 390 ml letniej wody
  • 25 g świeżych drożdży
  • 2 łyżeczki miodu
  • 1,5 łyżeczki soli

Mąkę żytnią przesiać do miski, zalać gorącą wodą, dokładnie wymieszać.
Odstawić do wystudzenia.

Mąkę pszenną przesiać do miski, po środku zrobić wgłębienie. Wkruszyć drożdże, dodać miód i wlać około 100 ml wody. Odstawić na 15 minut.

Do wyrośniętego zaczynu dodać zaparkę, sól i resztę wody, zagnieść i wyrobić gładkie ciasto (może się nieco lepić). Odstawić na 1 godzinę do wyrośnięcia.
Wyrośnięte ciasto jeszcze raz szybko zagnieść, podzielić na 12 rónych części. Z każdej uformować okrągłą bułeczkę, obsypać mąką; ułożyć je na blasze wyłożonej papierem do pieczenia.
Odstawić na 30 minut do wyrośnięcia.

Piec w 190 st. C. przez 20-25 minut.
Ostudzić na kratce.

Smacznego!

No i co? Jeszcze tylko troszkę ponad tydzień, i znów straszliwie długa podróż... Aj, nie chce mi się wyjeżdżać. Ani ciut!

piątek, 27 czerwca 2014

Wakacje! I bułeczki z suszonymi pomidorami i bazylią

Nareszcie!
Ostatni tydzień przesiedziałam jak na szpilkach, o czym nie omieszkałam informować wszystkich chętnych, ale też tych znudzonych moją paplaniną, na bieżąco. Przedwyjazdowe dni to dla mnie zawsze ogromny stres - czy aby wszystko spakowane, czarne wizje zapomnianego paszportu, albo, co gorsza, odkręconej w domu wody. Niepokój, czy wszystko pójdzie tak, jak sobie zaplanowałam. Dzisiaj dodatkowo wszystko stoi na głowie, bo najpierw jedziemy do Varde do teatru pod gołym niebem. Pierwszy raz miałam okazję tam być w zeszłym roku, i się zachwyciłam. Tym razem idziemy na premierę, występy bowiem kończą się przed naszym powrotem. Na szczęście udało się kupić bilety!
Sztuka zaczyna się o godzinie dwudziestej, i po dwóch godzinach, prosto stamtąd, ruszamy w podróż. Jest to męczące, ale też dużo wygodniejsze niż podróż w dzień, szczególnie, jeśli pogoda dopisuje. Później tylko odespać zmęczenie, i trzy tygodnie beztroskiego lenistwa... Wakacje idealne.

Dzisiaj mam dla Was bułeczki. Zdjęcia na dysku swoje odleżały, sama nie wiem, dlaczego. Bułeczki bowiem wyszły pyszne - mocno maślane, pełne aromatów. Suszone pomidory i bazylia to klasyka, w pieczywie sprawdzają się wyśmienicie.
Bułki są łatwe do przygotowania, nie są wymagające. Jestem pewna, że udadzą się każdemu.

Przepis z niezawodnej Brød: 100 lækre opskrifter.

Bułki z suszonymi pomidorami i bazylią

Składniki:
(na 10 sztuk)
  • 450 g mąki pszennej
  • 2 łyżeczki soli
  • 21 g świeżych drożdży
  • 1 łyżeczka cukru
  • 150 g masła
  • 125 ml letniego mleka
  • 2 jajka
  • 100 g suszonych pomidorów
  • listki z 2 gałązek bazylii

dodatkowo:
  • 3 łyżki mleka

Mąkę przesiać do dużej miski. Po środku zrobić wgłębienie, wkruszyć drożdże, wsypać cukier i wlać 2/3 mleka. Odstawić na 15 minut.

Masło rozpuścić i przestudzić.
Pomidory pokroić w kosteczkę, bazylię posiekać.
Do zaczynu dodać resztę mleka, masło, sól i jajka. Zagnieść gładkie ciasto. Pod koniec wyrabiania dodać pomidory i bazylię. Dokłądnie wgnieść w ciasto.
Odstawić na 1 godzinę do wyrośnięcia.

Po tym czasie ciasto podzielić na 10 części, z każdej uformować okrągłą bułeczkę. Ułożyć bułeczki na blasze wyłożonej papierem do pieczenia.
Odstawić na 30 minut do wyrośnięcia.

Wyrośnięte bułeczki posmarować mlekiem.

Piec w 200 st. C. przez 20 minut.
Ostudzić na kratce.

Smacznego!

Nie mam pojęcia, jak będzie wyglądało dodawanie postów w ciągu wakacji. Nie wiem nawet, czy będę miała stały dostęp do internetu... Jeśli nie, może być różnie.
Ale każdemu należy się odpoczynek, prawda...?

sobota, 24 maja 2014

Burza. I bułki z pokrzywą

Tego posta próbowałam napisać już od wczoraj. Z czwartku na piątek jednak całą noc szalała burza. Z małymi tylko przerwami huk piorunów podrywał mnie co chwilę, a oślepiające błyskawice rozświetlały całą sypialnię. Ptysia burzy boi się panicznie, co oznacza, że całą noc domagała się uwagi. Schowana pod kołdrą, wystawał tylko mokry nosek, ciężko oddychała.
Zabawne jest to, że na co dzień jej zdecydowanym faworytem jest C. - to u niego siedzi na kolanach, do niego chce się przytulać. Jednak gdy przychodzi burza lub Sylwester, albo inne straszne rzeczy, wtedy przychodzi po ratunek do mnie. Gdy w nocy wstawałam z łóżka, dreptała za mną krok w krok. Biedactwo moje malutkie...
Na szczęście burza przeszła, i Ptysia mogła iść spać. Ja nie, bo gdy w końcu udało mi się zasnąć, zadzwonił budzik, i trzeba było jechać do szkoły. Wróciłam do domu niemal nieprzytomna, i jak zaległam na kanapie, to wstałam w okolicach siedemnastej. Głodna jak wilk. Zabraliśmy się więc za robienie pizzy (ależ była dobra! Jednak kamień robi różnicę), później pooglądaliśmy coś w telewizji, i tak jakoś wieczór zleciał.
Dzisiaj od rana siedzę w kuchni - robię lody (sorbet właściwie) i tort bezowy, i tak jakoś dopiero teraz znalazłam chwilę, żeby usiąść przed laptopem.

A mam dla Was coś naprawdę wyjątkowego. Czy ktoś by zgadł, że da się upiec bułeczki z pokrzywą...? Ja nie miałam pojęcia. Kiedy więc znalazłam w książce Bag brød przepis, wiedziałam, że będę musiała go wypróbować. Udaliśmy się na spacer do lasu w celu zebrania pokrzyw. Tylko młode listki z samego czubka. Trochę czasu mi to zajęło... Ale było warto, bułeczki wyszły bowiem pyszne! Co prawda smak pokrzyw nie jest wyczuwalny, ale za to mają cudownie zielony kolor. Do tego ciągnąca się mozzarella (w wersji na ciepło) i chrupiące ziarna słonecznika. Mimo, że bułeczek wyszło aż szesnaście, zjedliśmy je w kilka dni! Na pierwsze i drugie śniadanie, w sam raz do szkoły.
Jeśli macie gdzieś w pobliżu możliwość zebrania pokrzyw - spróbujcie koniecznie. Może od razu uda Wam się przynieść do domu większą ilość - mam bowiem jeszcze jeden ciekawy przepis na ich wykorzystanie...

Bułeczki z pokrzywą i mozzarellą

Składniki:
(na 16 sztuk)
  • 70 g młodych liści pokrzyw
  • 1 łyżka oliwy
  • 25 g świeżych drożdży
  • 1 łyżeczka cukru
  • 500 ml letniej wody
  • 1 łyżka soli
  • 120 g mąki grahamowej
  • 720 g mąki pszennej

dodatkowo:
  • 250 g mozzarelli w kulkach
  • 5 łyżek wody
  • 100 g ziaren słonecznika

Pokrzywy opłukać w zimnej wodzie.
W dużym garnku zagotować wodę, wrzucić pokrzywy, gotować 2 minuty. Przelać na sitko, opłukać zimną wodą - zatrzyma ona proces gotowania, i pokrzywy pozostaną zielone.
Ostudzone pokrzywy odcisnąć, zmiksować z oliwą blenderem na gładką masę.

Drożdże rozetrzeć z cukrem i odrobiną wody. Wlać resztę wody, wymieszać. Dodać pokrzywy, połączyć. Partiami dodawać przesiane mąki z solą, cały czas mieszając. Wyrobić gładkie ciasto. Odstawić na 1 godzinę do wyrośnięcia.

Wyrośnięte ciasto podzielić na 16 części. Z każdej uformować okrągłą bułeczkę, w środku umieszczając nieco sera. 
Bułki ułożyć na blasze wyłożonej papierem do pieczenia. Odstawić na 20-30 minut do wyrośnięcia.

Wyrośnięte bułeczki posmarować wodą, obsypać ziarnami słonecznika.

Piec w 250 st. C. przez 15 minut.
Ostudzić na kratce.

Smacznego!

Pamiętajcie tylko, żeby dobrze skleić każdą bułeczkę, inaczej mozzarella z nich wypłynie... Mi się to przy kilku przytrafiło.
Z drugiej strony taki stopiony ser jest naprawdę pyszny... Więc tak czy inaczej, z pewnością nic się nie zmarnuje.

piątek, 2 maja 2014

Bułki czosnkowe - idealne na grilla

Maj, sezon grillowy czas zacząć! Ja już go otworzyłam - w zeszłą niedzielę. Razy dwa.
Po urodzinach Natalii, na których zostaliśmy uraczeni kiełbaskami, karkówką i szaszłykami, z grilla rzecz jasna, udaliśmy się na kolejne urodziny - tym razem do młodszej Siostry C. Tam również grill - burgery, piersi z kurczaka i kiełbaski w ilości wystarczającej na wyżywienie pułku wojska. Uff... Najadłam się. Bardzo. Ale jakie to było dobre! Uwielbiam mięsko z grilla. Z przyjemnością również zauważyłam, że obyło się bez kłopotów żołądkowych, które mnie nękały w zeszłym roku. Niech żyje wiosna i grillowanie!

Najlepszym dodatkiem do mięs z grilla, poza jakąś pyszną surówką czy inną sałatką, jest pieczywo czosnkowe. Ten zapach, ten smak! Poezja. Dzisiaj mam więc dla Was propozycję bułeczek czosnkowych - smakują wyśmienicie. Choć myślałam, że smak będzie intensywniejszy. Jeśli więc jesteście fanami czosnku, możecie zwiększyć jego ilość. Koniecznie dajcie znać, jak wyszło.

Przepis, oczywiście, z mojej ulubionej Brød: 100 lækre opskrifter. Nie potrafię się oprzeć tym przepisom...

Bułki czosnkowe

Składniki:
(na 8 sztuk)
  • 350 ml mleka
  • 6 ząbków czosnku
  • 500 g mąki pszennej
  • 1 łyżeczka soli
  • 11 g suszonych drożdży
  • 1 łyżeczka suszonej bazylii
  • 1 łyżeczka suszonego rozmarynu
  • 1 łyżeczka suszonego tymianku
  • 3 łyżki oliwy z oliwek

dodatkowo:
  • 3 łyżki wody

Czosnek przecisnąć przez praskę, dodać do mleka, zagotować. Zdjąć z ognia, przestudzić - mleko ma być letnie, nie gorące.
Mąkę wymieszać z solą, drożdżami i ziołami. Wlać mleko i oliwę, zagnieść gładkie ciasto.
Odstawić na 1 godzinę wyrośnięcia.

Wyrośnięte ciasto podzielić na 8 części, z każdej uformować podłużną bułkę.
Odstawić na 20-30 minut do wyrośnięcia.

Wyrośnięte bułeczki naciąć po skosie dwa razy, spryskać wodą.

Piec w 220 st. C. przez 20 minut.
Ostudzić na kratce.

Smacznego!

I znów weekend... Ja ten czas szybko leci...
Tym razem jednak przeważą obowiązki nad przyjemnościami - z uwagi na Wielkanoc poza domem, opóźniły nam się wiosenne porządki. Czas zakasać rękawy, i zabrać się do roboty!