„Kto pokazuje ludzi zawsze tylko w ich ubóstwie, ten redukuje ich do niego albo w najlepszym razie robi z nich wieczne ofiary, które jedynie jako ofiary wydają mu się do zniesienia i którym nie przypisuje żadnych innych cech prócz właśnie takich, jakie predestynują je do tej roli.”
K.-M. Gauß
Zwróćcie jeszcze raz uwagę na powyższy cytat z książki, bardzo proszę, jest przemądry! Tytułowi psożercy to po prostu najniższa romska kasta. Cygan... jakie odczucia generuje jego osoba? Czyżby kradzież, kłamstwo, brud? Często jeszcze dochodzą do tych skojarzeń inne, ciężko jednak byłoby znaleźć kogoś, komu jako pierwsze przyszłyby na myśl pozytywne cechy odnoszące się do Romów.
Osoby bez własnej ojczyzny, niechętnie postrzegane przez społeczeństwa, wśród których się osiedlają – tacy właśnie są. Są też nierozumiani, to na pewno. Odstręcza nas ich obcość, inność... więc staramy się ich w miarę możliwości unikać. Czy zawsze tak było? Otóż nie zawsze. Książka wyjaśnia, że dawniej, w czasach, gdy potrzebni byli pracownicy sezonowi na wsi, w czasach, gdy o maszynach pracujących za człowieka można było tylko pomarzyć, widok taboru cygańskiego był pożądany. Nie tylko pomagali w czasie żniw. Znali się oni na naprawach kół, wozów jak nikt inny – w końcu od tych umiejętności zależało ich życie. Dawniej korzystali i gospodarze i przejezdni Romowie. Kiedy kończyła się praca w jednej miejscowości, jechali do następnej – w ten sposób zarabiali na swoje utrzymanie. Później, wyparci przez coraz nowsze technologie i inne warunki rzeczywistości znaleźli się w sytuacji, kiedy pełnione przez nich funkcję zniknęły. Zabrakło dla nich miejsca.