Ale dlaczego tutaj?... a właściwie nie dziwię się im, bo sama za każdym razem kiedy przyjeżdżam na moją wieś wzdycham sobie cichutko w zachwycie jak tu pięknie :) i nie mogę się doczekać kiedy te widoki z okien będą moją codziennością.
Zawsze kiedy tam jestem, robię mały spacerek po moich ugorach. Ot, taki gospodarski obchód.
Tak też było ostatnio, parę dni temu.
I wtedy właśnie nakryłam całe to towarzystwo :)
Rodzinka bladych twarzy wygrzewała się promieniami słońca w brzozowym zagajniku.
Młode długo nie wytrzymały tego bezruchu i zaczęły beztrosko hasać między drzewami. Najwidoczniej i bieganie nie było satysfakcjonujące, bo już po chwili, zwinnie niczym wiewiórki wdrapały się na brzózki.
No, te popisy mogą skończyć się płaczem... ale mądry królik po szkodzie. Oj, chyba będzie na dokładkę lanie... a może nie, bo tymczasem rodzicom, nieświadomym czyhających niebezpieczeństw zebrało się na czułe słówka.
Wolałam się bezszelestnie oddalić ...
ale zaraz natknęłam się na kolejną gromadkę. Tym razem rasowych szaraków.
Dziatwa szara też pokazała na co ją stać.
A gdzie pozostałe towarzystwo?
Byłam pewna, że było ich więcej.
I miałam rację. Było ich więcej.
Po prostu część licznej gromady zafundowała sobie wycieczkę w nieznane, niepostrzeżenie wślizgując się do samochodu.
Tym sposobem dojechali do Gdyni.
Chcąc nie chcąc musiałam ich udomowić.
Trochę przeraża mnie fakt, że towarzystwo może się rozmnożyć. I co wtedy?
Tymczasem czas na krótki odpoczynek. Za cztery godziny budzik da swój koncert i nie będzie zmiłuj się...
Pozdrowienia ze śpiącej Gdyni przesyłam.
Wasza Penelopa.