Koniec czekania - miejmy to już za sobą :>
Vespa jest z osławionej kolekcji Pixie Dust, takiej niby piaskowej, niby shimmerowej - mi to się kojarzy z jakimś takim, cholera, pyłkiem rozsiewanym przez wróżki podczas czarowania (WTF?!). Drobinki są srebrne (chwalić Odyna!), różnej wielkości, ale warstwa tego pyłku jest taka dosyć solidna. Nie, że tam gdzieś pobłyskuje sobie coś! Wiadrem sypane, po całości. Kolor bazowy to przygaszona, szarawa mięta - piękna byłaby solo, bo też nie kryje całkowicie.
No i teraz do rzeczy: pierwsze słoczowanie było wieczorem, przy białej lampie. I powiem tak: zielony lakier posypany srebrny pyłkiem, chropowaty w dotyku... I takie wielkie halo, seriously?
Ale za dnia, w słońcu - jest bardzo nieźle. Lakier naprawdę zyskuje i, co niechętnie przyznaję, może się podobać :oP
Srebrny pyłek migocze, a raczej - i to jest trafne określenie - iskrzy się. Wrzucam zdjęcia w różnych konfiguracjach, aby Was całkowicie zaspokoić :>
A teraz narzekania: mam wrażenie, że paznokcie umoczyłam sobie w takim miałkim cukrze (przychodzą mi na myśl galaretki w cukrze). Schnie, a na pewno twardnieje, dłużej niż inne tego typu wynalazki. No i nie jest seksownie szorstki w dotyku - raczej łaskoczący. Dwie warstwy nie kryją w pełni, ale - umówmy się - nikt dopatrzy się prześwitów, bo najpierw oślepnie od srebrnego pixie dustu :o) Ten błysk mnie mocno zniechęca, a nawet odrzuca, ale sam lakier ma coś w sobie chyba chwilowo pozwolę Vespie zostać w Helemrze. Tak w sumie nie za bardzo potrafię się zdecydować - najlepiej niech świadczy o tym fakt, że od piątku chodzę z jedynie lewą ręką (do słoczowania) umalowaną tym lakierem. Za ładny, żeby od razu zmyć, za brzydki, żeby pomalować drugą :>
No a skoro o sypaniu cukrem mowa...