Agent federalny Aaron Falk, po dwudziestu latach, wraca do rodzinnej Kierwarry na pogrzeb przyjaciela Luke'a i jego bliskich. Nie jest to łatwy powrót, gdyż młodociany Aaron był podejrzany o morderstwo szesnastoletniej Ellie, a alibi zapewnił mu właśnie Luke.
Rodzice Luke'a proszą Falka, by zbadał sprawę śmierci przyjaciela, który rzekomo zabił żonę, synka i popełnił samobójstwo. Swoje podejrzenia ma też lokalny policjant. Pomimo niechęci mieszkańców Falk zostaje w mieście, by odkryć, co naprawdę przydarzyło się rodzinie Luke'a.
Rodzinne miasto Falka nie wita go z otwartymi rękami. Ludzie wciąż pamiętają ucieczkę Aarona i jego ojca, a miejscowych podjudza ojciec i kuzyn zmarłej przed laty dziewczyny. Atmosfera w całym mieście jest napięta z powodu trwającej już dwa lata suszy i problemów finansowych, które ta spowodowała. Ludzie są podminowani i nerwowi, a zamiecione pod dywan sekrety zaczynają wyłazić na światło dzienne.
Australijska prowincja w czasie suszy nie jest przyjemnym miejscem. Plony są kiepskie, zwierzęta padają, a ludzie są co raz bardziej zdeterminowani i zdesperowani. Dlatego nikogo specjalnie nie dziwi przypadek kolejnego farmera, który postanawia zabić rodzinę i siebie. Wątpliwości mają nieliczni, a wśród nich agent federalny Falk, który podejrzewa, że śmierć przyjaciela ma związek ze sprawą sprzed dwudziestu lat. Aaron jednoczy siły z młodym miejscowym policjantem, by odkryć kto stoi za śmiercią Luke'a i co naprawdę stało się z Ellie.
"Susza" to udany debiut. Książka trzyma w napięciu praktycznie do samego końca, a kartki przekręcają się same. Przeczytana w jeden wieczór. Polecam :)
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą kryminały. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą kryminały. Pokaż wszystkie posty
czwartek, 30 marca 2017
środa, 29 marca 2017
"The Adventures of Sherlock Holmes" Arthur Conan Doyle
Nie wiem skąd, ale od dziecka interesuję się zbrodnią. No może nie zbrodnią, a raczej tymi, którzy morderców i innych łajdaków łapali, czyli detektywami. Pierwszym, którego poznałam był najprawdopodobniej słynny mieszkaniec Baker Street 22 - Sherlock Holmes. Pomimo upływu lat postać detektywa fascynuje. Wciąż powstają nowe filmy i
seriale. które do Conan Doyla nawiązują. W końcu jego opowiadania to
klasyka i klasa sama w sobie. Dzięki wydawnictwu [ze słownikiem] miałam okazję, po wielu latach, przeczytać "Przygody Sherlocka Holmesa" w oryginale.
Książka rozpoczyna się słownikiem najpopularniejszych słówek występujących w książce (ich znajomość pozwala na zrozumienie 70-80 % książki). Następnie jest część właściwa, czyli 12 opowiadań Conan Doyla, na końcu książki znajduje się poszerzony słownik. Generalnie byłam zadowolona z lektury, która pozwoliła mi poszerzyć swoje słownictwo w dość przyjemny sposób. Niestety nie jest to jeszcze pozycja idealna. Główny "zarzut", jaki mam do wydanych do tej pory książek, to słowniczek na marginesie strony, którego zadaniem jest ułatwienie czytania. Denerwowały mnie dwie rzeczy. Po pierwsze: w przypadku niektórych słów wytłuszczonych w tekście i przetłumaczonych na marginesie strony pojawia się więcej niż jedno znaczenie danego słowa, czasami odnalezienie właściwego zajmuje sporo cennego czasu i spowalnia czytanie książki. Po drugie: słówka pojawiają się w kolejności alfabetycznej (a nie np. w kolejności pojawienia się w książce) i czasami chwilę zabiera odnalezienie odpowiedniego.
Pomimo tego warto spróbować swoich sił i zmierzyć się z tekstem oryginalnym. W końcu, jak twierdził Wolter - Tłumaczenia są jak kobiety - albo piękne, albo wierne :)
Za książkę dziękuję wydawnictwu [ze słownikiem].
Książka rozpoczyna się słownikiem najpopularniejszych słówek występujących w książce (ich znajomość pozwala na zrozumienie 70-80 % książki). Następnie jest część właściwa, czyli 12 opowiadań Conan Doyla, na końcu książki znajduje się poszerzony słownik. Generalnie byłam zadowolona z lektury, która pozwoliła mi poszerzyć swoje słownictwo w dość przyjemny sposób. Niestety nie jest to jeszcze pozycja idealna. Główny "zarzut", jaki mam do wydanych do tej pory książek, to słowniczek na marginesie strony, którego zadaniem jest ułatwienie czytania. Denerwowały mnie dwie rzeczy. Po pierwsze: w przypadku niektórych słów wytłuszczonych w tekście i przetłumaczonych na marginesie strony pojawia się więcej niż jedno znaczenie danego słowa, czasami odnalezienie właściwego zajmuje sporo cennego czasu i spowalnia czytanie książki. Po drugie: słówka pojawiają się w kolejności alfabetycznej (a nie np. w kolejności pojawienia się w książce) i czasami chwilę zabiera odnalezienie odpowiedniego.
Pomimo tego warto spróbować swoich sił i zmierzyć się z tekstem oryginalnym. W końcu, jak twierdził Wolter - Tłumaczenia są jak kobiety - albo piękne, albo wierne :)
Za książkę dziękuję wydawnictwu [ze słownikiem].
środa, 1 marca 2017
"Czarna trasa" Antonio Manzani
Amadeo Gunelli, młody kierowca ratraka, pojazdu przygotowującego trasy narciarskie, zjeżdża do domu skrótem, tak zwaną "czarną trasą". Mężczyzna kierujący potężną maszyną najeżdża na coś, co z daleka przypomina rozjechanego kurczaka. Niestety szybko okazuje się, że to zwłoki lokalnego właściciela pensjonatu.
Wicekwestor Rocco Schiavone, rodowity rzymianin, zadarł z niewłaściwymi ludźmi. W efekcie znalazł się na "zesłaniu" w niewielkiej górskiej mieścinie na północy Włoch. Arogancki policjant rozpoczyna śledztwo w sprawie mężczyzny zmiażdżonego przez ratrak.
Niewątpliwą zaletą "Czarnej trasy" jest jej antypatyczny główny bohater. Rocco to arogancki, zadufany w sobie niesympatyczny typek, który za nic ma swoich przełożonych i podwładnych, a pobyt w Aoście traktuje jak męki piekielne. Do tego Rocco zamieszany jest w jakieś podejrzane sprawy, a ewentualnych świadków traktuje obcesowo, a nawet ucieka się do przemocy. Z drugiej strony w jego historii jest jakieś drugie dno, którego autor jeszcze nie ujawnił, co czyni jego postać interesującą.
Niestety nie można powiedzieć o samej zagadce kryminalnej, która jest dość banalna. Wyraźną wskazówkę, kto może stać za śmiercią ofiary, autor daje już na samym początku powieści. Czujny i doświadczony czytelnik szybko nabierze podejrzeń, co do tej postaci.
Słaba zagadka i antypatyczny bohater mogłyby sprawić, że do autora nie wrócę, ale z Manzanim będzie inaczej. Rocco mnie zaciekawił i czuję, że jeszcze niejedno może mieć za uszami. Oby tylko, następnym razem zagadka kryminalna była bardziej wyrafinowana.
Za książkę dziękuję wydawnictwu Muza.
Wicekwestor Rocco Schiavone, rodowity rzymianin, zadarł z niewłaściwymi ludźmi. W efekcie znalazł się na "zesłaniu" w niewielkiej górskiej mieścinie na północy Włoch. Arogancki policjant rozpoczyna śledztwo w sprawie mężczyzny zmiażdżonego przez ratrak.
Niewątpliwą zaletą "Czarnej trasy" jest jej antypatyczny główny bohater. Rocco to arogancki, zadufany w sobie niesympatyczny typek, który za nic ma swoich przełożonych i podwładnych, a pobyt w Aoście traktuje jak męki piekielne. Do tego Rocco zamieszany jest w jakieś podejrzane sprawy, a ewentualnych świadków traktuje obcesowo, a nawet ucieka się do przemocy. Z drugiej strony w jego historii jest jakieś drugie dno, którego autor jeszcze nie ujawnił, co czyni jego postać interesującą.
Niestety nie można powiedzieć o samej zagadce kryminalnej, która jest dość banalna. Wyraźną wskazówkę, kto może stać za śmiercią ofiary, autor daje już na samym początku powieści. Czujny i doświadczony czytelnik szybko nabierze podejrzeń, co do tej postaci.
Słaba zagadka i antypatyczny bohater mogłyby sprawić, że do autora nie wrócę, ale z Manzanim będzie inaczej. Rocco mnie zaciekawił i czuję, że jeszcze niejedno może mieć za uszami. Oby tylko, następnym razem zagadka kryminalna była bardziej wyrafinowana.
Za książkę dziękuję wydawnictwu Muza.
środa, 1 lutego 2017
"Nie ma innej ciemności" Sarah Hilary
Kolejne śledztwo inspektor Marnie Rome i sierżanta Noah Jones rozpoczyna się wraz z telefonem mężczyzny, który w przydomowym ogródku znajduje przeciwatomowy schron. A w nim - kości dwójki małych dzieci. Terry Doyle, ojciec trójki jest głęboko wstrząśnięty, podobnie jak policjanci, którzy prowadzą śledztwo. Tożsamość dzieci pozostaje nieznana, wiadomo tylko, że zwłoki przeleżały w schronie około 5 lat. Sprawy nie ułatwia fakt, że dzieci nie widnieją w bazie osób zaginionych i wydaje się, że nikt ich nie szuka.
Dwóch przytulonych do siebie chłopców, pozostawionych samych sobie w schronie przeciwatomowym. Ten obraz musi przemawiać do wyobraźni. Kto mógł zrobić coś tak niewyobrażalnie okrutnego? Kto zostawił ich tam na pewną śmierć? Na ciele dzieci nie ma śladów przemocy, a porywacz/morderca zostawił jedzenie i zabawki. Czy chciał ich przed czymś uchronić? Dlaczego jednak po nich nie wrócił? Te wszystkie pytania zadaje sobie inspektor Rome i towarzyszący jej Noah Jones, dla którego to pierwsze śledztwo w sprawie morderstwa dzieci. Droga do wyjaśnienia sprawy jest kręta i ponura, a odpowiedź na nią sprawia wiele bólu.
Po udanym debiucie w postaci "W obcej skórze" Sarah Hilary napisała książkę równie dobrą, jeśli nie lepszą. Akcja powieści nie pędzi na łeb na szyję, a jedynie przyspiesza odrobinę pod koniec. Dużą zaletą "Nie ma innej ciemności" są pogłębione portrety psychologiczne bohaterów i postać inspektor Rome. Wątek prywatnej tragedii Marnie wciąż się pojawia, ale nie jest tak eksponowany, jak w pierwszej części. Trochę lepiej poznajemy też życie prywatne drugiego bohatera Noah Jonesa.
Sarah Hilary podjęła temat arcytrudny. Nie dość, że "swoimi" ofiarami uczyniła niewinne dzieci, to jeszcze sprawiła, że koniec końców czytelnik współczuje też osobie odpowiedzialnej za ich śmierć. "Nie ma innej ciemności" to udana kontynuacja serii. Polecam.
Dwóch przytulonych do siebie chłopców, pozostawionych samych sobie w schronie przeciwatomowym. Ten obraz musi przemawiać do wyobraźni. Kto mógł zrobić coś tak niewyobrażalnie okrutnego? Kto zostawił ich tam na pewną śmierć? Na ciele dzieci nie ma śladów przemocy, a porywacz/morderca zostawił jedzenie i zabawki. Czy chciał ich przed czymś uchronić? Dlaczego jednak po nich nie wrócił? Te wszystkie pytania zadaje sobie inspektor Rome i towarzyszący jej Noah Jones, dla którego to pierwsze śledztwo w sprawie morderstwa dzieci. Droga do wyjaśnienia sprawy jest kręta i ponura, a odpowiedź na nią sprawia wiele bólu.
Po udanym debiucie w postaci "W obcej skórze" Sarah Hilary napisała książkę równie dobrą, jeśli nie lepszą. Akcja powieści nie pędzi na łeb na szyję, a jedynie przyspiesza odrobinę pod koniec. Dużą zaletą "Nie ma innej ciemności" są pogłębione portrety psychologiczne bohaterów i postać inspektor Rome. Wątek prywatnej tragedii Marnie wciąż się pojawia, ale nie jest tak eksponowany, jak w pierwszej części. Trochę lepiej poznajemy też życie prywatne drugiego bohatera Noah Jonesa.
Sarah Hilary podjęła temat arcytrudny. Nie dość, że "swoimi" ofiarami uczyniła niewinne dzieci, to jeszcze sprawiła, że koniec końców czytelnik współczuje też osobie odpowiedzialnej za ich śmierć. "Nie ma innej ciemności" to udana kontynuacja serii. Polecam.
wtorek, 4 października 2016
"Lampiony" Katarzyna Bonda
Poprzednia książka z serii o profilerce Saszy Załuskiej kończyła się potężnym clifhangerem. Fano serii przyszło czekać ponad rok, by dowiedzieć się co stało się z "Duchem", ale ja na szczęście, tyle czekać nie musiałam, bo tego samego dnia, gdy skończyłam czytać "Okularnika", w moje ręce trafiła najnowsza książka Katarzyny Bondy.
Po dramatycznych wydarzeniach z końcówki "Okularnika" Sasza Załuska jest niepewna swojego losu. Profilerka podejrzewa, że konsekwencje jej czynów będą poważne. Niespodziewanie dla niej samej, Sasza dostaje drugą szansę. Zostaje wysłana do Łodzi, w której szaleje nieprzewidywalny podpalacz. Kobieta będzie musiała nie tylko znaleźć szaleńca, który terroryzuje miasto, ale też stawić czoła swojemu największemu lękowi - ogniowi. Tym razem życie prywatne Saszy i jej sercowe dylematy schodzą na drugi plan. Rozpoczyna się szaleńcza pogoń za piromanem. Mieszkańcy miasta nie znają dnia, ani godziny, nie wiadomo, która kamienica stanie się celem szaleńca. Sasza, wraz z ekipą łódzkich policjantów stara się się odkryć, kim jest podpalacz i zapobiec kolejnym tragediom.
W "Lampionach" najważniejsza jest Łódź - niezwykłe miasto pełne sprzeczności - piękne i brzydkie jednocześnie. Zabytkowe kamienice zamieszkane przez lokalnych meneli i podejrzane typki kryjące się niemal za każdym rogiem to tylko ułamek, tego co w "Lampionach" prezentuje autorka. Bonda wykonała kawał pracy opisując mroczne zaułki miasta i jej mieszkańców. W książce wiele się dzieje - brutalne napady, oszustwa, a na dodatek po mieście rozeszła się plotka, że w Łodzi może działać komórka terrorystyczna ISIS.
Wiele, pozornie niepowiązanych ze sobą wątków, wielu bohaterów - to znów serwuje nam Katarzyna Bonda. Łatwo zgubić się w tym wszystkim, momentami jest dość chaotycznie. Choć wszystkie wątki łączą się w całość, ja się niestety w tym do końca nie odnajduję. Książki Bondy czytam i tetralogię planuję dokończyć, ale lektura nie daje mi takiej satysfakcji, jakiej oczekuję. Może bardziej uważny czytelnik odniesie z tej lektury większą korzyść. O dziwo na "Czerwonego Pająka" czekam z ciekawością.
Za książkę dziękuję wydawnictwu Muza.
Po dramatycznych wydarzeniach z końcówki "Okularnika" Sasza Załuska jest niepewna swojego losu. Profilerka podejrzewa, że konsekwencje jej czynów będą poważne. Niespodziewanie dla niej samej, Sasza dostaje drugą szansę. Zostaje wysłana do Łodzi, w której szaleje nieprzewidywalny podpalacz. Kobieta będzie musiała nie tylko znaleźć szaleńca, który terroryzuje miasto, ale też stawić czoła swojemu największemu lękowi - ogniowi. Tym razem życie prywatne Saszy i jej sercowe dylematy schodzą na drugi plan. Rozpoczyna się szaleńcza pogoń za piromanem. Mieszkańcy miasta nie znają dnia, ani godziny, nie wiadomo, która kamienica stanie się celem szaleńca. Sasza, wraz z ekipą łódzkich policjantów stara się się odkryć, kim jest podpalacz i zapobiec kolejnym tragediom.
W "Lampionach" najważniejsza jest Łódź - niezwykłe miasto pełne sprzeczności - piękne i brzydkie jednocześnie. Zabytkowe kamienice zamieszkane przez lokalnych meneli i podejrzane typki kryjące się niemal za każdym rogiem to tylko ułamek, tego co w "Lampionach" prezentuje autorka. Bonda wykonała kawał pracy opisując mroczne zaułki miasta i jej mieszkańców. W książce wiele się dzieje - brutalne napady, oszustwa, a na dodatek po mieście rozeszła się plotka, że w Łodzi może działać komórka terrorystyczna ISIS.
Wiele, pozornie niepowiązanych ze sobą wątków, wielu bohaterów - to znów serwuje nam Katarzyna Bonda. Łatwo zgubić się w tym wszystkim, momentami jest dość chaotycznie. Choć wszystkie wątki łączą się w całość, ja się niestety w tym do końca nie odnajduję. Książki Bondy czytam i tetralogię planuję dokończyć, ale lektura nie daje mi takiej satysfakcji, jakiej oczekuję. Może bardziej uważny czytelnik odniesie z tej lektury większą korzyść. O dziwo na "Czerwonego Pająka" czekam z ciekawością.
Za książkę dziękuję wydawnictwu Muza.
niedziela, 18 września 2016
"Okularnik" Katarzyna Bonda
"Okularnik" przeleżał na mojej półce dobrze ponad rok. Do "Pochłaniacza" miałam kilka "ale", więc wcale nie spieszyło mi się z lekturą. Premiera najnowszej książki Katarzyny Bondy zmobilizowała mnie jednak do przeczytania zaległego tomu serii o profilerce Saszy Załuskiej.
Sasza, dzięki protekcji Roberta Duchnowskiego, może ponownie wstąpić w szeregi policji. Zanim jednak przejdzie ostatni test na strzelnicy wyrusza śladem swojego byłego kochanka Łukasza Polaka, który wiedzie ją do Hajnówki, miasta na skraju Puszczy Białowieskiej. Sasza trafia do szpitala psychiatrycznego, w którym powinien przebywać Łukasz. Po mężczyźnie nie ma jednak śladu. Podczas poszukiwań Polaka Sasza ładuje się w kolejne kłopoty - jest świadkiem napadu i porwania młodej kobiety - Iwony, która właśnie wyszła za mąż za jednego z najbogatszych mężczyzn w okolicy - Piotra Bondaruka. Mężczyzna jest znany w okolicy jako "Sinobrody", gdyż zaginęła już jego trzecia partnerka. Sasza próbuje pomóc lokalnej policji w odnalezieniu dziewczyny i jednocześnie jest jedną z podejrzanych o dokonanie zbrodni.
Wątek współczesny Saszy Załuskiej przeplata się z rozdziałami retrospektywnymi, w których poznajemy mroczną historię Hajnówki. A jest co poznawać, bo Hajnówka to prawdziwy tygiel kulturowy, gdzie wciąż ścierają się Białorusini i polscy nacjonaliści. Autorka w "Okularnika" wplotła w fabułę historię swojej rodziny. Jej babcia była jedną z ofiar oddziału Romualda Rajsa, pseudonim "Bury", pacyfikującego wioski przy granicy z obecną Białorusią. Bonda podjęła niełatwy temat, wciąż budzący kontrowersje, bowiem dla jednych "Bury" to bohater, dla innych zbrodniarz wojenny.
Z "Okularnikiem" mam podobny problem co z "Pochłaniaczem". Autorka ma lekkie pióro, tworzy ciekawe i wyraziste postacie, a temat który sobie wybrała jest arcyciekawy, jednak namnożenie wątków i bohaterów sprawia, że czytelnik może poczuć się mocno zagubiony. Choć zawsze uważałam się, za dość uważną czytelniczkę, przy książce Bondy wymiękłam. Przy "Latarniku" będę chyba robić notatki.
Sasza, dzięki protekcji Roberta Duchnowskiego, może ponownie wstąpić w szeregi policji. Zanim jednak przejdzie ostatni test na strzelnicy wyrusza śladem swojego byłego kochanka Łukasza Polaka, który wiedzie ją do Hajnówki, miasta na skraju Puszczy Białowieskiej. Sasza trafia do szpitala psychiatrycznego, w którym powinien przebywać Łukasz. Po mężczyźnie nie ma jednak śladu. Podczas poszukiwań Polaka Sasza ładuje się w kolejne kłopoty - jest świadkiem napadu i porwania młodej kobiety - Iwony, która właśnie wyszła za mąż za jednego z najbogatszych mężczyzn w okolicy - Piotra Bondaruka. Mężczyzna jest znany w okolicy jako "Sinobrody", gdyż zaginęła już jego trzecia partnerka. Sasza próbuje pomóc lokalnej policji w odnalezieniu dziewczyny i jednocześnie jest jedną z podejrzanych o dokonanie zbrodni.
Wątek współczesny Saszy Załuskiej przeplata się z rozdziałami retrospektywnymi, w których poznajemy mroczną historię Hajnówki. A jest co poznawać, bo Hajnówka to prawdziwy tygiel kulturowy, gdzie wciąż ścierają się Białorusini i polscy nacjonaliści. Autorka w "Okularnika" wplotła w fabułę historię swojej rodziny. Jej babcia była jedną z ofiar oddziału Romualda Rajsa, pseudonim "Bury", pacyfikującego wioski przy granicy z obecną Białorusią. Bonda podjęła niełatwy temat, wciąż budzący kontrowersje, bowiem dla jednych "Bury" to bohater, dla innych zbrodniarz wojenny.
Z "Okularnikiem" mam podobny problem co z "Pochłaniaczem". Autorka ma lekkie pióro, tworzy ciekawe i wyraziste postacie, a temat który sobie wybrała jest arcyciekawy, jednak namnożenie wątków i bohaterów sprawia, że czytelnik może poczuć się mocno zagubiony. Choć zawsze uważałam się, za dość uważną czytelniczkę, przy książce Bondy wymiękłam. Przy "Latarniku" będę chyba robić notatki.
niedziela, 11 września 2016
"Sidney Chambers. Cień śmierci" James Runcie
Lubię najpierw przeczytać książkę, a później obejrzeć film lub serial. W tym przypadku stało się jednak inaczej. Pierwszy by uroczy brytyjski serial, a dopiero później równie urocza i sympatyczna książka, która powinna spodobać się każdemu miłośnikowi cosy mysteries.
Sidney Chambers to trzydziestoletni ksiądz kanonik, który swojemu urokowi osobistemu, inteligencji i znajomościom w wyższych sferach zawdzięcza ciepłą posadkę na plebanii w Grantchester. Sidney to młody ksiądz, zaangażowany w życie swoich parafian. Podejrzana śmierć notariusza sprawia, że Chambers przeprowadza prywatne śledztwo, w które wciąga swego przyjaciela inspektora Keatinga. Z biegiem czasu Sidney co raz częściej angażuje się w kryminalne sprawy swoich parafian m.in zabójstwo córki właściciela klubu jazzowego, zaginięcie pierścionka zaręczynowego i cennego obrazu Holbeina. W śledztwach, oprócz inspektora, wspierają go - pewna siebie przyjaciółka Amanda, wikariusz Leonard i zgryźliwa Pani Maguire.
"Sidney Chambers. Cień śmierci" to zbiór sześciu opowiadań, których głównym bohaterem jest młody ksiądz kanonik, który chcąc nie chcąc, rozwiązuje kolejne zagadki kryminalne. Akcja książki toczy się w latach 50 XX wieku, kiedy wciąż jeszcze świeże są wspomnienia są o II wojnie światowej, homoseksualizm jest karany więzieniem, a jazz zdobywa co raz więcej miłośników. Sidney to młody i dość nowoczesny ksiądz, który bardzo chciałby skupić się na pomaganiu wiernym ze swojej parafii. Niestety w pozornie spokojnym Grantchester wciąż dzieje się źle, a Sidney, raz po raz, wciągany jest w śledztwa.
Oprócz sympatycznego kanonika mamy też plejadę interesujących postaci, wśród których błyszczy szczególnie pani Maguire, która swoimi uwagami nie raz mnie rozbawiła. Same sprawy są dość ciekawe i choć rozwiązania niektórych opowiadań znałam z serialu, książkę Jamesa Runciego przeczytałam z przyjemnością. Nie jest to może porywająca lektura, gdzie akcja pędzi na łeb na szyję, ale raczej książka przy której można mile spędzić czas.
Serdecznie polecam też serial Grantchester, który bardzo mnie ujął :)
Za książkę dziękuję wydawnictwu Marginesy.
Sidney Chambers to trzydziestoletni ksiądz kanonik, który swojemu urokowi osobistemu, inteligencji i znajomościom w wyższych sferach zawdzięcza ciepłą posadkę na plebanii w Grantchester. Sidney to młody ksiądz, zaangażowany w życie swoich parafian. Podejrzana śmierć notariusza sprawia, że Chambers przeprowadza prywatne śledztwo, w które wciąga swego przyjaciela inspektora Keatinga. Z biegiem czasu Sidney co raz częściej angażuje się w kryminalne sprawy swoich parafian m.in zabójstwo córki właściciela klubu jazzowego, zaginięcie pierścionka zaręczynowego i cennego obrazu Holbeina. W śledztwach, oprócz inspektora, wspierają go - pewna siebie przyjaciółka Amanda, wikariusz Leonard i zgryźliwa Pani Maguire.
"Sidney Chambers. Cień śmierci" to zbiór sześciu opowiadań, których głównym bohaterem jest młody ksiądz kanonik, który chcąc nie chcąc, rozwiązuje kolejne zagadki kryminalne. Akcja książki toczy się w latach 50 XX wieku, kiedy wciąż jeszcze świeże są wspomnienia są o II wojnie światowej, homoseksualizm jest karany więzieniem, a jazz zdobywa co raz więcej miłośników. Sidney to młody i dość nowoczesny ksiądz, który bardzo chciałby skupić się na pomaganiu wiernym ze swojej parafii. Niestety w pozornie spokojnym Grantchester wciąż dzieje się źle, a Sidney, raz po raz, wciągany jest w śledztwa.
Oprócz sympatycznego kanonika mamy też plejadę interesujących postaci, wśród których błyszczy szczególnie pani Maguire, która swoimi uwagami nie raz mnie rozbawiła. Same sprawy są dość ciekawe i choć rozwiązania niektórych opowiadań znałam z serialu, książkę Jamesa Runciego przeczytałam z przyjemnością. Nie jest to może porywająca lektura, gdzie akcja pędzi na łeb na szyję, ale raczej książka przy której można mile spędzić czas.
Serdecznie polecam też serial Grantchester, który bardzo mnie ujął :)
Za książkę dziękuję wydawnictwu Marginesy.
niedziela, 26 czerwca 2016
"Weź mnie za rękę" Tove Alsterdal
W 1976 roku grupa argentyńskich generałów przejęła władzę w państwie i sprawowała ją do 1983 roku. Rządy junty przyczyniły się do zamordowania i "zniknięcia" nieokreślonej do dziś liczby osób, a także wielu innych zbrodni, które przez długi czas były objęte zmową milczenia, a odpowiedzialni za nie ludzie w większości ustrzegli się kar. Dlaczego piszę o tym w recenzji kryminału szwedzkiej autorki? Z dwóch powodów: po pierwsze jednym z wątków "Weź mnie za rękę" przenosi nas w czasy "brudnej wojny", po drugie - moje osobiste zainteresowania - o juncie argentyńskiej pisałam pracę magisterską i jest to dla mnie temat dość ważny i całkiem dobrze znany.
Gdy z okna wypada młoda kobieta, Charlie Eriksson, wszystko wskazuje na samobójstwo. Wątpliwości ma jedynie siostra zmarłej - Helene, oraz jej ojciec - bezdomny pijak, który widział kobietę w noc jej rzekomego samobójstwa. Helene zaczyna grzebać w życiu siostry, z którą nie miała kontaktu. Czy jej śmierć ma związek z poznanym przez internet mężczyzną, z którym miała wybrać się do Argentyny, by tańczyć tango? A może z tajemniczym zniknięciem matki, która najprawdopodobniej jest jedną ze "znikniętych" - ofiarą argentyńskiej "brudnej wojny"? Im dłużej Helene grzebie w sprawach siostry, tym bardziej przekonana jest, że nie popełniła ona samobójstwa.
Tove Alsterdal zdecydowała się poprowadzić akcję dwutorowo. Mamy historię współczesną - z Helene i jej poszukiwaniami prawdy o siostrze i matce, oraz wątek Ing-Marie, która w latach 70 XX wieku wyjechała do rządzonej przez wojskową juntę Argentyny. Dwa wątki, w końcu łączą się i dają odpowiedź na to, co stało się z dwoma kobietami.
Początek powieści nie zapowiada się nadzwyczajnie, ot kolejny szwedzki kryminał. Akcja toczy się dość leniwie i spokojnie, ale w końcu ta opowieść zaczyna wciągać. Nie jest to typowy kryminał, czy thriller, "Weź mnie za rękę" to raczej powieść obyczajowa z wątkiem kryminalnym. Mnie ta historia podobała się przede wszystkim ze względu na wątek argentyński, bardzo mi bliski. Autorka przybliżyła temat, chyba w Polsce dość mało znany, a zrobiła to w sposób naprawdę przystępny i ciekawy. Ale "Weź mnie za rękę" to nie tylko wątki historyczno-polityczne, ale przede wszystkim przejmująca historia dwóch dziewczynek, a później kobiet, dla których opuszczenie przez matkę to rana, która nie zabliźniła się mimo upływu lat.
Książkę Tove Alsterdal serdecznie polecam osobom, które szukają kryminału społecznie zaangażowanego, z dobrze nakreślonymi postaciami, zamiast pędzącej bezmyślnie akcji. A tym, którzy czytali i są tematem zainteresowani polecam filmy: La Historia official, Garage Olimpo, Kamczatka, Mroczna Argentyna, Historia pewnej ucieczki i Nagroda.
Za książkę dziękuję wydawnictwu Muza.
Gdy z okna wypada młoda kobieta, Charlie Eriksson, wszystko wskazuje na samobójstwo. Wątpliwości ma jedynie siostra zmarłej - Helene, oraz jej ojciec - bezdomny pijak, który widział kobietę w noc jej rzekomego samobójstwa. Helene zaczyna grzebać w życiu siostry, z którą nie miała kontaktu. Czy jej śmierć ma związek z poznanym przez internet mężczyzną, z którym miała wybrać się do Argentyny, by tańczyć tango? A może z tajemniczym zniknięciem matki, która najprawdopodobniej jest jedną ze "znikniętych" - ofiarą argentyńskiej "brudnej wojny"? Im dłużej Helene grzebie w sprawach siostry, tym bardziej przekonana jest, że nie popełniła ona samobójstwa.
Tove Alsterdal zdecydowała się poprowadzić akcję dwutorowo. Mamy historię współczesną - z Helene i jej poszukiwaniami prawdy o siostrze i matce, oraz wątek Ing-Marie, która w latach 70 XX wieku wyjechała do rządzonej przez wojskową juntę Argentyny. Dwa wątki, w końcu łączą się i dają odpowiedź na to, co stało się z dwoma kobietami.
Początek powieści nie zapowiada się nadzwyczajnie, ot kolejny szwedzki kryminał. Akcja toczy się dość leniwie i spokojnie, ale w końcu ta opowieść zaczyna wciągać. Nie jest to typowy kryminał, czy thriller, "Weź mnie za rękę" to raczej powieść obyczajowa z wątkiem kryminalnym. Mnie ta historia podobała się przede wszystkim ze względu na wątek argentyński, bardzo mi bliski. Autorka przybliżyła temat, chyba w Polsce dość mało znany, a zrobiła to w sposób naprawdę przystępny i ciekawy. Ale "Weź mnie za rękę" to nie tylko wątki historyczno-polityczne, ale przede wszystkim przejmująca historia dwóch dziewczynek, a później kobiet, dla których opuszczenie przez matkę to rana, która nie zabliźniła się mimo upływu lat.
Książkę Tove Alsterdal serdecznie polecam osobom, które szukają kryminału społecznie zaangażowanego, z dobrze nakreślonymi postaciami, zamiast pędzącej bezmyślnie akcji. A tym, którzy czytali i są tematem zainteresowani polecam filmy: La Historia official, Garage Olimpo, Kamczatka, Mroczna Argentyna, Historia pewnej ucieczki i Nagroda.
Za książkę dziękuję wydawnictwu Muza.
czwartek, 26 maja 2016
"Trawers" Remigiusz Mróz
Moja zupełnie niespodziewana sobotnia wyprawa na Targi Książki w Warszawie zaowocowała spontanicznym zakupem "Trawersu" - trzeciej i ostatniej części perypetii komisarza Wiktora Forsta. Nie mówiąc o jeszcze bardziej niespodziewanym 2.5 godzinnym (sic!) oczekiwaniem na podpis autora. I tym oto sposobem "Trawers", sama nie wiem jak, wepchnął się na sam przód ciasnej kolejki książek. A zaczęło się od zaledwie kilku stron...i raptem okazało się, że jestem w połowie.
Wiktor Forst, najbardziej pechowy policjant świata, odsiaduje wyrok na krakowskim Podgórzu. Pozbawiony wszelkiej nadziei były komisarz pogrąża się w marazmie i narkotykowym uzależnieniu. Tymczasem na szlaku prowadzącym na Czerwone Wierchy zostają znalezione zwłoki mężczyzny z syryjską monetą w ustach. Sprawę prowadzi prokurator Dominika Wadryś-Hansen a wszystkie ślady prowadzą do syryjskich uchodźców zakwaterowanych w sali gimnastycznej w Kościelisku. Tajemnicza przesyłka, którą otrzymuje Forst i kolejny trup każe przypuszczać, że Bestia z Giewontu powróciła.
Przed lekturą "Trawersu" poważnie obawiałam się, że autor zaserwuje nam kolejny "prison break", ale na szczęście dramatyczna ucieczka z więzienia nie powtórzyła się. Za to w książce pojawia się Joanna Chyłka, prawniczka znana z innych książek Mroza. Jeśli miało to zachęcić czytelników do sięgnięcia po "Kasację" to w moim przypadku udało się.
Wszystkie pożary zgasły, zostały tylko zgliszcza. Wiktor Forst nie ma praktycznie żadnych szans by wyjść na wolność. Ba nie ma nawet dla kogo wychodzić. Bohater tragiczny jak się patrzy. Jednak jego nemezis nie śpi, a plany ma bardzo ambitne i wcale nie zamierza zostawić Wiktora w spokoju. W całą historię autor wplótł temat, który jest teraz bardzo "na czasie", czyli problem syryjskim uchodźców i ustami swych bohaterów przedstawił dwie skrajnie różne opinie na ten temat. Choć podobał mi się sposób przedstawienia tego tematu, tak zupełnie nie przekonały mnie motywy postępowania mordercy, chciałabym się o Bestii dowiedzieć czegoś więcej.
Gdy przeczytałam zakończenie książki byłam zła i poirytowana. Nie tak to się miało skończyć! Ale właściwie czego innego mogłam się po Mrozie spodziewać? Przeanalizowałam jednak inne scenariusze i doszłam do wniosku, że przy innym też bym marudziła, bo ta książka po prostu nie mogła się skończyć inaczej.
Z całą pewnością znajdzie się wiele osób, których zachwyci trylogia o Forście, będą też tacy których autor zupełnie nie przekona i książki nie skończą (np. moja Mama). A ja znowu jestem po środku. Totalnego zachwytu nie było, ale "Trawers" to najlepsza książka Mroza jaką do tej pory przeczytałam i dobre zakończenie serii, a lektura dostarczyła mi sporo rozrywki.
Wiktor Forst, najbardziej pechowy policjant świata, odsiaduje wyrok na krakowskim Podgórzu. Pozbawiony wszelkiej nadziei były komisarz pogrąża się w marazmie i narkotykowym uzależnieniu. Tymczasem na szlaku prowadzącym na Czerwone Wierchy zostają znalezione zwłoki mężczyzny z syryjską monetą w ustach. Sprawę prowadzi prokurator Dominika Wadryś-Hansen a wszystkie ślady prowadzą do syryjskich uchodźców zakwaterowanych w sali gimnastycznej w Kościelisku. Tajemnicza przesyłka, którą otrzymuje Forst i kolejny trup każe przypuszczać, że Bestia z Giewontu powróciła.
Przed lekturą "Trawersu" poważnie obawiałam się, że autor zaserwuje nam kolejny "prison break", ale na szczęście dramatyczna ucieczka z więzienia nie powtórzyła się. Za to w książce pojawia się Joanna Chyłka, prawniczka znana z innych książek Mroza. Jeśli miało to zachęcić czytelników do sięgnięcia po "Kasację" to w moim przypadku udało się.
Wszystkie pożary zgasły, zostały tylko zgliszcza. Wiktor Forst nie ma praktycznie żadnych szans by wyjść na wolność. Ba nie ma nawet dla kogo wychodzić. Bohater tragiczny jak się patrzy. Jednak jego nemezis nie śpi, a plany ma bardzo ambitne i wcale nie zamierza zostawić Wiktora w spokoju. W całą historię autor wplótł temat, który jest teraz bardzo "na czasie", czyli problem syryjskim uchodźców i ustami swych bohaterów przedstawił dwie skrajnie różne opinie na ten temat. Choć podobał mi się sposób przedstawienia tego tematu, tak zupełnie nie przekonały mnie motywy postępowania mordercy, chciałabym się o Bestii dowiedzieć czegoś więcej.
Gdy przeczytałam zakończenie książki byłam zła i poirytowana. Nie tak to się miało skończyć! Ale właściwie czego innego mogłam się po Mrozie spodziewać? Przeanalizowałam jednak inne scenariusze i doszłam do wniosku, że przy innym też bym marudziła, bo ta książka po prostu nie mogła się skończyć inaczej.
Z całą pewnością znajdzie się wiele osób, których zachwyci trylogia o Forście, będą też tacy których autor zupełnie nie przekona i książki nie skończą (np. moja Mama). A ja znowu jestem po środku. Totalnego zachwytu nie było, ale "Trawers" to najlepsza książka Mroza jaką do tej pory przeczytałam i dobre zakończenie serii, a lektura dostarczyła mi sporo rozrywki.
niedziela, 10 kwietnia 2016
"Przewieszenie" Remigiusz Mróz
Remigiusz Mróz to jedno z najgorętszych nazwisk polskiej literatury kryminalnej. Jedni wychwalają go pod niebiosa, inni omijają szerokim łukiem, w obawie, że jego proza nie spełni wygórowanych oczekiwań. A ja? Przyznaję, że poprzednią książkę czytało mi się dobrze, choć wszystkie historie typu "zabili go go i uciekł" niespecjalnie mi pasują.
Wiktor Forst po powrocie z Ukrainy myślał, że najgorsze ma za sobą. Niestety za naszą wschodnią granicą policjantowi udało się jedynie uciąć głowę Hydrze. Gdy w Tatrach jeden po drugim giną turyści Forst wie, że morderca, przez prasę nazwany Bestią z Giewontu, powrócił. Wraz z inspektorem Osicą chcą dopaść mężczyznę, który stoi za tymi "wypadkami". Nie będzie to jednak łatwe, bo prokuratura zamiast łapać prawdziwego mordercę, woli za wszystko obarczyć porywczego policjanta. Tak rozpoczyna się wyścig na śmierć i życie.
Wiktor Forst to najbardziej pechowy policjant o jakim kiedykolwiek czytałam. Tym co go spotkało można by spokojnie obdarzyć co najmniej kilku bohaterów powieści kryminalnych. Jednak, jak Feniks z popiołów, Forst powstaje, widać, że jego metoda gaszenia pożarów się sprawdza.
"Przewieszenie" podobało mi się bardziej niż "Ekspozycja". Akcja trochę zwolniła, ale było nie mniej dramatycznie niż w pierwszym tomie. Nadal nie było czasu na poznanie bohaterów, ale to nie jest tego typu książka i z tym się pogodziłam. Mogłabym się czepiać i wyzłośliwiać , ale tak naprawdę "Przewieszenie" jako książka rozrywkowa sprawdza się bardzo dobrze.
Zakończenie powieści sprawiło, że czekam na "Trawers", choć znając zamiłowanie autora do cliffhangerów można było przewidzieć taki zwrot akcji.
Wiktor Forst po powrocie z Ukrainy myślał, że najgorsze ma za sobą. Niestety za naszą wschodnią granicą policjantowi udało się jedynie uciąć głowę Hydrze. Gdy w Tatrach jeden po drugim giną turyści Forst wie, że morderca, przez prasę nazwany Bestią z Giewontu, powrócił. Wraz z inspektorem Osicą chcą dopaść mężczyznę, który stoi za tymi "wypadkami". Nie będzie to jednak łatwe, bo prokuratura zamiast łapać prawdziwego mordercę, woli za wszystko obarczyć porywczego policjanta. Tak rozpoczyna się wyścig na śmierć i życie.
Wiktor Forst to najbardziej pechowy policjant o jakim kiedykolwiek czytałam. Tym co go spotkało można by spokojnie obdarzyć co najmniej kilku bohaterów powieści kryminalnych. Jednak, jak Feniks z popiołów, Forst powstaje, widać, że jego metoda gaszenia pożarów się sprawdza.
"Przewieszenie" podobało mi się bardziej niż "Ekspozycja". Akcja trochę zwolniła, ale było nie mniej dramatycznie niż w pierwszym tomie. Nadal nie było czasu na poznanie bohaterów, ale to nie jest tego typu książka i z tym się pogodziłam. Mogłabym się czepiać i wyzłośliwiać , ale tak naprawdę "Przewieszenie" jako książka rozrywkowa sprawdza się bardzo dobrze.
Zakończenie powieści sprawiło, że czekam na "Trawers", choć znając zamiłowanie autora do cliffhangerów można było przewidzieć taki zwrot akcji.
niedziela, 6 marca 2016
"Ofiara bez twarzy" Stefan Ahnhem
Wydawcy przyzwyczaili mnie, że każdy kolejny skandynawski pisarz jest nowym Larssonem, Nesbo czy Mankellem. Zazwyczaj te obietnice kończyły się sporym rozczarowaniem, tym razem jednak było odwrotnie. Książka, która wydawała się być kolejnym wtórnym szwedzkim kryminałem, okazała się prawdziwą torpedą.
Fabian Risk, zwolniony z policji w Sztokholmie, wraz z rodziną przeprowadza się do rodzinnego Helsinborga. Zanim jednak podejmie pracę na tamtejszym komisariacie policji, ma kilka tygodni na odpoczynek i ułożenie relacji z rodziną. Ledwo wprowadza się do nowego domu, dostaje telefon od swojej przyszłej szefowej, która prosi go o pomoc w rozwikłaniu sprawy zabójstwa, którego ofiarą padł szkolny kolega Riska. Sprawa nie będzie łatwa, bo psychopatyczny morderca realizuje drobiazgowy plan, a jego celem są dawni koledzy z klasy.
Pierwsze dwieście stron nie zapowiadało niczego wyjątkowego. Ot kolejny kryminał z głównym bohaterem, który choć jest świetnym policjantem, zupełnie nie radzi sobie w życiu osobistym. Fabian Risk to gliniarz z mroczną przeszłością, który do celu dąży po trupach - dosłownie i w przenośni. Jego lekkomyślność kosztuje życie kilku osób i niemalże niszczy jego rodzinę. Inne postaci nie dostają już tyle miejsca co Frisk, wyjątkiem jest duńska policjantka, która pomaga Szwedom w rozwiązaniu zagadki. Sama sprawa szybko wykracza poza granice Szwecji. Morderca charakteryzuje się nadzwyczajną inteligencją, okrucieństwem i silną potrzebą bycia zauważonym. Nie dajcie się jednak zwieść autorowi, bo ten może was szybko zwieść na manowce.
Ahnhem bardzo sprawnie poprowadził tę historię, mylił tropy, nie pozwał domyślić się kto jest mordercą, ani jakie pobudki nim kierują. Czy bezwzględny morderca to tak naprawdę ofiara prześladowana przez szkolnych kolegów, a może to zupełnie ktoś inny? Żeby dostać odpowiedź na to pytanie musicie przeczytać "Ofiarę bez twarzy". Dajcie się porwać. Warto.
Książkę otrzymałam od wydawnictwa Marginesy.
Fabian Risk, zwolniony z policji w Sztokholmie, wraz z rodziną przeprowadza się do rodzinnego Helsinborga. Zanim jednak podejmie pracę na tamtejszym komisariacie policji, ma kilka tygodni na odpoczynek i ułożenie relacji z rodziną. Ledwo wprowadza się do nowego domu, dostaje telefon od swojej przyszłej szefowej, która prosi go o pomoc w rozwikłaniu sprawy zabójstwa, którego ofiarą padł szkolny kolega Riska. Sprawa nie będzie łatwa, bo psychopatyczny morderca realizuje drobiazgowy plan, a jego celem są dawni koledzy z klasy.
Pierwsze dwieście stron nie zapowiadało niczego wyjątkowego. Ot kolejny kryminał z głównym bohaterem, który choć jest świetnym policjantem, zupełnie nie radzi sobie w życiu osobistym. Fabian Risk to gliniarz z mroczną przeszłością, który do celu dąży po trupach - dosłownie i w przenośni. Jego lekkomyślność kosztuje życie kilku osób i niemalże niszczy jego rodzinę. Inne postaci nie dostają już tyle miejsca co Frisk, wyjątkiem jest duńska policjantka, która pomaga Szwedom w rozwiązaniu zagadki. Sama sprawa szybko wykracza poza granice Szwecji. Morderca charakteryzuje się nadzwyczajną inteligencją, okrucieństwem i silną potrzebą bycia zauważonym. Nie dajcie się jednak zwieść autorowi, bo ten może was szybko zwieść na manowce.
Ahnhem bardzo sprawnie poprowadził tę historię, mylił tropy, nie pozwał domyślić się kto jest mordercą, ani jakie pobudki nim kierują. Czy bezwzględny morderca to tak naprawdę ofiara prześladowana przez szkolnych kolegów, a może to zupełnie ktoś inny? Żeby dostać odpowiedź na to pytanie musicie przeczytać "Ofiarę bez twarzy". Dajcie się porwać. Warto.
Książkę otrzymałam od wydawnictwa Marginesy.
niedziela, 14 lutego 2016
"Świadectwo kości" Dolores Redondo
Oskarżony o zamordowanie swojej pasierbicy mężczyzna popełnia samobójstwo. Zmarły zostawia list zaadresowany do inspektor Amai Salazar, policjantki, która przyczyniła się do jego zatrzymania. List zawiera tylko jedno słowo: tarttalo, które w mitologii baskijskiej oznacza cyklopa ludojada. Kilka miesięcy później zbezczeszczony zostaje kościół w Arizkun, a na miejscu znalezione zostają kości dziecka. Sprawa zostaje przydzielona świeżo upieczonej matce - inspektor Salazar. Równocześnie Amaia prowadzi śledztwo w sprawie niebezpiecznego podżegacza - psychopaty namawiającego do morderstw i obcinającym ofiarom ręce. Wszystkie trzy sprawy łączą się w jedno, a we wszystko zostaje wmieszana rodzina młodej policjantki.
"Świadectwo kości" to druga powieść Dolores Redondo rozgrywająca się w malowniczej dolinie Baztan. Główną bohaterką jest Amaia Salazar, dobrze znana z "Niewidzialnego strażnika". Po rozwiązaniu trudnej sprawy seryjnego mordercy basajuana, policjantka musi ponownie powrócić do rodzinnego miasteczka - Elizondo. Amaia wciąż nie może poradzić sobie z traumatycznymi wspomnieniami z dzieciństwa. Problem pogarsza jeszcze jej nowa sprawa, gdyż podżegacz zdaje się dobrze znać historię rodziny Salazar. Rodzinne tajemnice wychodzą na jaw. Autorka w historię wplata elementy mitologii baskijskiej. Do basajuana - mitycznego olbrzyma Pana Lasu i Mari - bogini przyrody dołącza tarttalo - mitologiczny cyklop ludojad.
Redondo za drugim razem mnie nie zawiodła. Historia jest ciekawa i sprawnie napisana, na początku akcja książki toczy się spokojnie, ale pod koniec pędzi na łeb na szyję. Autorka przewidziała kilka zwrotów akcji i jestem ciekawa, jakie niespodzianki naszykowała dla swych czytelników w trzecim tomie. To co najbardziej podobało mi się zarówno w tej, jak i w poprzedniej części to elementy mitologii baskijskiej. Redondo pokazała jak silnie zakorzenione są w mieszkańcach doliny dawne wierzenia i jaką pełnią rolę. Dodatkowo elementy fantastyczne dodały tej historii wiele oryginalności.
Serdecznie polecam!
"Świadectwo kości" to druga powieść Dolores Redondo rozgrywająca się w malowniczej dolinie Baztan. Główną bohaterką jest Amaia Salazar, dobrze znana z "Niewidzialnego strażnika". Po rozwiązaniu trudnej sprawy seryjnego mordercy basajuana, policjantka musi ponownie powrócić do rodzinnego miasteczka - Elizondo. Amaia wciąż nie może poradzić sobie z traumatycznymi wspomnieniami z dzieciństwa. Problem pogarsza jeszcze jej nowa sprawa, gdyż podżegacz zdaje się dobrze znać historię rodziny Salazar. Rodzinne tajemnice wychodzą na jaw. Autorka w historię wplata elementy mitologii baskijskiej. Do basajuana - mitycznego olbrzyma Pana Lasu i Mari - bogini przyrody dołącza tarttalo - mitologiczny cyklop ludojad.
Redondo za drugim razem mnie nie zawiodła. Historia jest ciekawa i sprawnie napisana, na początku akcja książki toczy się spokojnie, ale pod koniec pędzi na łeb na szyję. Autorka przewidziała kilka zwrotów akcji i jestem ciekawa, jakie niespodzianki naszykowała dla swych czytelników w trzecim tomie. To co najbardziej podobało mi się zarówno w tej, jak i w poprzedniej części to elementy mitologii baskijskiej. Redondo pokazała jak silnie zakorzenione są w mieszkańcach doliny dawne wierzenia i jaką pełnią rolę. Dodatkowo elementy fantastyczne dodały tej historii wiele oryginalności.
Serdecznie polecam!
niedziela, 27 grudnia 2015
"Ekspozycja" Remigiusz Mróz
Nie ma chyba dnia żeby w polskiej książkowej blogosferze nie pojawiła się jakaś recenzja książki Remigiusza Mroza, zazwyczaj pozytywna. Na tegorocznych Targach Książki w Warszawie ustawił się do niego długi ogonek fanów, dlatego postanowiłam sprawdzić w czym rzecz.
Na szczycie Giewontu zostaje odkryte nagie ciało martwego mężczyzny. Zamordowany człowiek w ustach miał monetę - tetradrachmę. Sprawę prowadzi komisarz Forst, a raczej prowadziłyby, gdyby nie ktoś wysoko postawiony, kto chcę sprawie ukręcić łeb. Komisarz zostaje odsunięty od sprawy i zawieszony w obowiązkach. Niepokorny Forst sprzymierza się z dziennikarką Olgą Szerebską. Tymczasem zabójca nie próżnuje - jego ofiarą pada kolejna osoba.
Mróz zaczyna z przytupem, czy też jak mawiał Hitchcock od trzęsienia ziemi. Akcja powieści nie zwalnia właściwie ani na chwilę. Bohaterowie pakują się z jednej kabały w drugą z prędkością karabinu maszynowego. Jeśli ktoś lubi szybką akcję to będzie bardzo zadowolony, dla tych, którzy wolą bardziej rozbudowane portrety psychologiczne bohaterów raczej nie. Niby dowiadujemy się trochę o Forście - jest niepokorny, miewa silne migreny, jest uzależniony od seksu, silnie działa na niego zapach Kenzo Amour (autor tyle razy o tym wspomniał, że musiałam sprawdzić jak pachnie - nie w moim guście, ale ładnie). O Szerebskiej wiemy właściwie tylko tyle, że jest dziennikarką.
Bohaterowie ładują się w naprawdę nieprawdopodobne historie, im dalej w las tym czytelnik co raz częściej przeciera oczy ze zdumienia. Forst jawi się jako połączenie Rambo z Sherlockiem :) Nie zmienia to jednak faktu, że książkę czyta się sprawnie i szybko. Mróz ma lekkie pióro i ciekawe pomysły. Zakończenie miało być zaskakujące i pewnie by było, gdybym nie naczytała się tyle w internecie, że jest takie szokujące :)
Na razie nie dołączę do chóru zachwyconych Mrozem czytelników, ale z ciekawością przeczytam kolejny tom przygód Forsta.
Na szczycie Giewontu zostaje odkryte nagie ciało martwego mężczyzny. Zamordowany człowiek w ustach miał monetę - tetradrachmę. Sprawę prowadzi komisarz Forst, a raczej prowadziłyby, gdyby nie ktoś wysoko postawiony, kto chcę sprawie ukręcić łeb. Komisarz zostaje odsunięty od sprawy i zawieszony w obowiązkach. Niepokorny Forst sprzymierza się z dziennikarką Olgą Szerebską. Tymczasem zabójca nie próżnuje - jego ofiarą pada kolejna osoba.
Mróz zaczyna z przytupem, czy też jak mawiał Hitchcock od trzęsienia ziemi. Akcja powieści nie zwalnia właściwie ani na chwilę. Bohaterowie pakują się z jednej kabały w drugą z prędkością karabinu maszynowego. Jeśli ktoś lubi szybką akcję to będzie bardzo zadowolony, dla tych, którzy wolą bardziej rozbudowane portrety psychologiczne bohaterów raczej nie. Niby dowiadujemy się trochę o Forście - jest niepokorny, miewa silne migreny, jest uzależniony od seksu, silnie działa na niego zapach Kenzo Amour (autor tyle razy o tym wspomniał, że musiałam sprawdzić jak pachnie - nie w moim guście, ale ładnie). O Szerebskiej wiemy właściwie tylko tyle, że jest dziennikarką.
Bohaterowie ładują się w naprawdę nieprawdopodobne historie, im dalej w las tym czytelnik co raz częściej przeciera oczy ze zdumienia. Forst jawi się jako połączenie Rambo z Sherlockiem :) Nie zmienia to jednak faktu, że książkę czyta się sprawnie i szybko. Mróz ma lekkie pióro i ciekawe pomysły. Zakończenie miało być zaskakujące i pewnie by było, gdybym nie naczytała się tyle w internecie, że jest takie szokujące :)
Na razie nie dołączę do chóru zachwyconych Mrozem czytelników, ale z ciekawością przeczytam kolejny tom przygód Forsta.
niedziela, 13 grudnia 2015
"Tajemnica domu Helclów" Maryla Szymiczkowa (Jacek Dehnel, Piotr Tarczyński)
Pod imieniem Maryli Szymiczkowej kryje się dwóch mężczyzn - Jacek Dehnel, znany pisarz i Piotr Tarczyński, tłumacz, historyk i amerykanista. Choć kryminały retro to nie moja bajka, to po wielu pozytywnych recenzjach postanowiłam spróbować i nie żałuję, bo "Tajemnica domu Helclów" to kawał solidnej rozrywki.
Zofia Szczupaczyńska, żona profesora anatomii Uniwersytetu Jagielońskiego, choć urodziła się w Przemyślu, czuje się krakowianką z krwi i kości. Swój czas profesorowa dzieli między sprawunki, pilnowanie kucharki Franciszki i czytanie "Czasu". Przypadkowa wizyta w domu Helclów wniesie w monotonne życie Szczupaczyńskiej trochę ekscytacji, bowiem w słynnym domu ginie jedna z pensjonariuszek, a to dopiero początek tajemniczych wypadków w słynnym Domu dla Ubogich. Znudzona kobieta odkrywa sobie w żyłkę detektywistyczną i postanawia odkryć co kryje się za zniknięciem kobiety.
W trakcie lektury "Tajemnicy domu Helclów" towarzyszył mi szeroki uśmiech. Dehnel i Tarczyński stworzyli cudownie irytującą i niezwykłą postać - profesorową Szczupaczyńską, której nie sposób nie pokochać. Bywa irytująca i wścibska, ale jednocześnie także sprytna i przebiegła. Cała książka zresztą to galeria osobliwości mniejszych i większych. Powieść ma jeszcze jednego ważnego bohatera - Kraków pod koniec XIX wieku - miejsce bez wątpienia barwne. Wraz z profesorową czytelnik przechadza się po klimatycznych uliczkach, wybiera na premierę do teatru i uczestniczy w pogrzebie Matejki.
Tarczyński i Dehnel stworzyli książkę, którą czyta się z prawdziwą przyjemnością. Lekkie pióro i poczucie humoru - tym charakteryzuje się ich powieść. Podobało mi się i liczę na więcej.
Zofia Szczupaczyńska, żona profesora anatomii Uniwersytetu Jagielońskiego, choć urodziła się w Przemyślu, czuje się krakowianką z krwi i kości. Swój czas profesorowa dzieli między sprawunki, pilnowanie kucharki Franciszki i czytanie "Czasu". Przypadkowa wizyta w domu Helclów wniesie w monotonne życie Szczupaczyńskiej trochę ekscytacji, bowiem w słynnym domu ginie jedna z pensjonariuszek, a to dopiero początek tajemniczych wypadków w słynnym Domu dla Ubogich. Znudzona kobieta odkrywa sobie w żyłkę detektywistyczną i postanawia odkryć co kryje się za zniknięciem kobiety.
W trakcie lektury "Tajemnicy domu Helclów" towarzyszył mi szeroki uśmiech. Dehnel i Tarczyński stworzyli cudownie irytującą i niezwykłą postać - profesorową Szczupaczyńską, której nie sposób nie pokochać. Bywa irytująca i wścibska, ale jednocześnie także sprytna i przebiegła. Cała książka zresztą to galeria osobliwości mniejszych i większych. Powieść ma jeszcze jednego ważnego bohatera - Kraków pod koniec XIX wieku - miejsce bez wątpienia barwne. Wraz z profesorową czytelnik przechadza się po klimatycznych uliczkach, wybiera na premierę do teatru i uczestniczy w pogrzebie Matejki.
Tarczyński i Dehnel stworzyli książkę, którą czyta się z prawdziwą przyjemnością. Lekkie pióro i poczucie humoru - tym charakteryzuje się ich powieść. Podobało mi się i liczę na więcej.
czwartek, 13 sierpnia 2015
"Buźka" Sophie Hannah
Nie wiem jak Wy walczycie z upałami, ale ja już nie wiem, gdzie mam się schować. W domu równie gorąco, co na zewnątrz, a to nie sprzyja czytaniu. Udało mi się jednak przeczytać "Buźkę" (czy też w innym wydaniu "Twarzyczkę"), moją pierwszą książkę popularnej brytyjskiej autorki kryminałów Sophie Hannah.
Alice właśnie urodziła swoje pierwsze dziecko - córeczkę Florence. Po dwóch tygodniach od porodu teściowa i mąż David namawiają ją na wyjście z domu. Malutka dziewczynka zostaje w domu pod opieką troskliwego ojca. Gdy kobieta wraca zastaje męża śpiącego, a w dziecinnym łóżeczku zupełnie inne dziecko. Wybudzony z drzemki David nie dowierza Alice, a jej zachowanie tłumaczy depresją poporodową. Przekonana o swojej racji kobieta wzywa policję, ale funkcjonariusze również podejrzewają Alice o utratę zmysłów. Jedyną nadzieją kobiety zostaje młody policjant Simon Waterhouse, który przejawia dziwne zainteresowanie Alice i jej teściowa bogata i dystyngowana Vivienne.
Sophie Hannah stworzyła ciekawy i wciągający thriller, a zagadka kryminalna była na tyle intrygująca, że musiałam podglądać końcówkę (shame on me!). Brytyjska autorka tak manipuluje czytelnikiem, że sam nie wie komu wierzyć - zrozpaczonej matce, desperacko pragnącej odzyskać swoje dziecko, czy ojcu, który co prawda zachowuje się dość podejrzanie, ale też ma sporo racji. No i jest jeszcze teściowa Alice, która z rezerwą odnosi się do obojga małżonków.
Choć brytyjska autorka stworzyła wciągający kryminał psychologiczny to postacie przez nią stworzone nie wzbudziły mojej sympatii. Na moją ocenę Alice ma na pewno wpływ zakończenie, z kolei Simon i jego koleżanka Charlie Zailer są zaślepieni własnymi uczuciami i momentami zachowują się jak nastolatki, a nie jak policjanci. Nie będzie to pewnie moje ostatnie spotkanie z książkami Sophie Hannah, ale zakochana też nie jestem. To po prostu kawałek niezłej roboty.
Alice właśnie urodziła swoje pierwsze dziecko - córeczkę Florence. Po dwóch tygodniach od porodu teściowa i mąż David namawiają ją na wyjście z domu. Malutka dziewczynka zostaje w domu pod opieką troskliwego ojca. Gdy kobieta wraca zastaje męża śpiącego, a w dziecinnym łóżeczku zupełnie inne dziecko. Wybudzony z drzemki David nie dowierza Alice, a jej zachowanie tłumaczy depresją poporodową. Przekonana o swojej racji kobieta wzywa policję, ale funkcjonariusze również podejrzewają Alice o utratę zmysłów. Jedyną nadzieją kobiety zostaje młody policjant Simon Waterhouse, który przejawia dziwne zainteresowanie Alice i jej teściowa bogata i dystyngowana Vivienne.
Sophie Hannah stworzyła ciekawy i wciągający thriller, a zagadka kryminalna była na tyle intrygująca, że musiałam podglądać końcówkę (shame on me!). Brytyjska autorka tak manipuluje czytelnikiem, że sam nie wie komu wierzyć - zrozpaczonej matce, desperacko pragnącej odzyskać swoje dziecko, czy ojcu, który co prawda zachowuje się dość podejrzanie, ale też ma sporo racji. No i jest jeszcze teściowa Alice, która z rezerwą odnosi się do obojga małżonków.
Choć brytyjska autorka stworzyła wciągający kryminał psychologiczny to postacie przez nią stworzone nie wzbudziły mojej sympatii. Na moją ocenę Alice ma na pewno wpływ zakończenie, z kolei Simon i jego koleżanka Charlie Zailer są zaślepieni własnymi uczuciami i momentami zachowują się jak nastolatki, a nie jak policjanci. Nie będzie to pewnie moje ostatnie spotkanie z książkami Sophie Hannah, ale zakochana też nie jestem. To po prostu kawałek niezłej roboty.
czwartek, 23 lipca 2015
"Zły wilk" Nele Neuhaus
"Zły wilk" to szósta z kolei powieść niemieckiej pisarki Nele Neuhaus, której bohaterami są Pia Kirchhoff i Oliver von Bodenstein. Znana autorka tym razem podjęła mocny, choć może nieco oklepany temat, ale obroniła się i stworzyła trzymający w napięciu kryminał.
Grupka pijanych w sztok nastolatków natyka się na pływające w Menie ciało zamordowanej szesnastolatki. Mimo wysiłków policji okrutnie potraktowanej dziewczyny nie udaje się zidentyfikować. Znana prezenterka telewizyjna Hanna Herzman przypadkowo trafia na materiał życia, którym narazi się na śmiertelne niebezpieczeństwo. Ślady prowadzą do fundacji Sonnenkinder prowadzonej przez wpływową rodzinę Finkbeinerów, znanych frankfurckich filantropów. W sprawę zamieszany jest też były adwokat, który po odsiedzeniu wyroku za pedofilię mieszka na obrzeżach miasta. Wszystkie te wątki łączą się w jeden, mrożący krew w żyłach finał.
"Zły wilk" to mocna książka, bo nic tak nie porusza ludzi, jak czytanie o krzywdzie dzieci. Kirchoff, Bodensteinowi i ich ekipie trafia się wyjątkowo paskudna sprawa. Gang pedofilski, w skład którego wchodzi bezwzględna śmietanka Frankfurtu, nie zawaha się użyć swych rozległych macek, by powstrzymać policję i prasę przed odkryciem prawdy.
Choć książkę oceniam wysoko, nie obyło się bez drobnych wpadek. "Zły wilk" jest powieścią jednak dość przewidywalną, uważny czytelnik domyśli się kto stoi za siatką pedofilów. In plus - ograniczenie wątku prywatnego Oliviera Bodenstiena i zastąpienie go znacznie ciekawszą Pią Kirchoff.
Polecam!
Grupka pijanych w sztok nastolatków natyka się na pływające w Menie ciało zamordowanej szesnastolatki. Mimo wysiłków policji okrutnie potraktowanej dziewczyny nie udaje się zidentyfikować. Znana prezenterka telewizyjna Hanna Herzman przypadkowo trafia na materiał życia, którym narazi się na śmiertelne niebezpieczeństwo. Ślady prowadzą do fundacji Sonnenkinder prowadzonej przez wpływową rodzinę Finkbeinerów, znanych frankfurckich filantropów. W sprawę zamieszany jest też były adwokat, który po odsiedzeniu wyroku za pedofilię mieszka na obrzeżach miasta. Wszystkie te wątki łączą się w jeden, mrożący krew w żyłach finał.
"Zły wilk" to mocna książka, bo nic tak nie porusza ludzi, jak czytanie o krzywdzie dzieci. Kirchoff, Bodensteinowi i ich ekipie trafia się wyjątkowo paskudna sprawa. Gang pedofilski, w skład którego wchodzi bezwzględna śmietanka Frankfurtu, nie zawaha się użyć swych rozległych macek, by powstrzymać policję i prasę przed odkryciem prawdy.
Choć książkę oceniam wysoko, nie obyło się bez drobnych wpadek. "Zły wilk" jest powieścią jednak dość przewidywalną, uważny czytelnik domyśli się kto stoi za siatką pedofilów. In plus - ograniczenie wątku prywatnego Oliviera Bodenstiena i zastąpienie go znacznie ciekawszą Pią Kirchoff.
Polecam!
poniedziałek, 25 maja 2015
"Koronkowa robota" Pierre Lemaitre
Tegoroczne Targi Książki w Warszawie, które zakończyły się tydzień temu, gościły jednego z najbardziej znanych i cenionych francuskich pisarzy - Pierre'a Lemaitre'a. W Polsce autor znany jest przede wszystkim ze znakomitych kryminałów m.in. "Alex" i "Ślubna suknia", a także rewelacyjnej powieści powojennej - "Do zobaczenia w zaświatach", za którą otrzymał jedną z najbardziej prestiżowych europejskich nagród literackich - Grand Prix Nagrody Goncourtów 2013. Do księgarni właśnie trafiła jego pierwsza książka z inspektorem Camille'm Verhoeven'em pt. "Koronkowa robota".
Kiedy, po anonimowym telefonie, policja znajduje ciała dwóch brutalnie zamordowanych dziewczyn, nawet najtwardszym gliniarzom robi się słabo. Na szczęście sprawę bestialskiego mordu prowadzi doświadczony inspektor Camille Verhoeven. Tego nietypowego, bo mierzącego zaledwie metr czterdzieści pięć, komisarza paryskiej policji polscy czytelnicy znają z powieści "Alex" i "Ofiara". Jego przeciwnikiem w "Koronkowej robocie" jest przebiegły morderca, przez prasę zwany "Literatem", którego zbrodnie zainspirowały klasyczne powieści kryminalne m.in. "Roseanna", "Czarna dalia" i "American Psycho". Verhoeven odkrywa, że morderstwo dwóch dziewczyn nie jest pierwszą zbrodnią "Literata". Rozpoczyna się dramatyczny wyścig z czasem, którego stawką jest życie najbliższych inspektora.
Głównym bohaterem "Koronkowej roboty" jest inspektor Camille Verhoeven, syn słynnej malarki i emerytowanego aptekarza. Mężczyzna jest mężem pięknej Irene, która jest w dziewiątym miesiącu ciąży. Sprawa "Literata" wciąga go do tego stopnia, że zaniedbuje żonę. Lemaitre ciekawie portretuje również pozostałych członków ekipy Verhoevena - jego najbliższego współpracownika zamożnego i oczytanego Luisa, skąpego i dokładnego Armanda oraz młodego Malevala.
Lemaitre, po raz kolejny, daje nam powieść od której trudno się oderwać. Sprawa "Literata" dosłownie mrozi krew w żyłach, a opisy zbrodni szaleńca przyprawiają o dreszcze. Choć dla tych, którzy czytali inne książki z inspektorem Verhoevenem w roli głównej, zakończenie nie powinno stanowić zaskoczenia, to jednak to robi. Kiedy już wydaje się, że wszystko wiadomo, nagle następuje zwrot o 180 stopni. Lemaitre zaskakuje i szokuje. Serdecznie polecam!
Za książkę dziękuję wydawnictwu MUZA.
Kiedy, po anonimowym telefonie, policja znajduje ciała dwóch brutalnie zamordowanych dziewczyn, nawet najtwardszym gliniarzom robi się słabo. Na szczęście sprawę bestialskiego mordu prowadzi doświadczony inspektor Camille Verhoeven. Tego nietypowego, bo mierzącego zaledwie metr czterdzieści pięć, komisarza paryskiej policji polscy czytelnicy znają z powieści "Alex" i "Ofiara". Jego przeciwnikiem w "Koronkowej robocie" jest przebiegły morderca, przez prasę zwany "Literatem", którego zbrodnie zainspirowały klasyczne powieści kryminalne m.in. "Roseanna", "Czarna dalia" i "American Psycho". Verhoeven odkrywa, że morderstwo dwóch dziewczyn nie jest pierwszą zbrodnią "Literata". Rozpoczyna się dramatyczny wyścig z czasem, którego stawką jest życie najbliższych inspektora.
Głównym bohaterem "Koronkowej roboty" jest inspektor Camille Verhoeven, syn słynnej malarki i emerytowanego aptekarza. Mężczyzna jest mężem pięknej Irene, która jest w dziewiątym miesiącu ciąży. Sprawa "Literata" wciąga go do tego stopnia, że zaniedbuje żonę. Lemaitre ciekawie portretuje również pozostałych członków ekipy Verhoevena - jego najbliższego współpracownika zamożnego i oczytanego Luisa, skąpego i dokładnego Armanda oraz młodego Malevala.
Lemaitre, po raz kolejny, daje nam powieść od której trudno się oderwać. Sprawa "Literata" dosłownie mrozi krew w żyłach, a opisy zbrodni szaleńca przyprawiają o dreszcze. Choć dla tych, którzy czytali inne książki z inspektorem Verhoevenem w roli głównej, zakończenie nie powinno stanowić zaskoczenia, to jednak to robi. Kiedy już wydaje się, że wszystko wiadomo, nagle następuje zwrot o 180 stopni. Lemaitre zaskakuje i szokuje. Serdecznie polecam!
Za książkę dziękuję wydawnictwu MUZA.
piątek, 20 marca 2015
"Niewidzialny strażnik" Dolores Redondo
Nie ma nic lepszego na książkowy kryzys niż dobry kryminał. Takim okazał się "Niewidzialny strażnik" hiszpańskiej autorki Dolores Redondo.
W dolinie Batzan zostaje znalezione ciało 14-letniej dziewczynki. Mała Ainhoa Elizasu została zamordowana, a jej nagie ciało starannie upozowane. Policja szybko łączy tę sprawę z inną zbrodnią, której ofiarą padła młoda dziewczyna. Śledztwo w sprawie seryjnego mordercy dzieci zostaje powierzone młodej detektyw Amaii Salazar, która pochodzi z tych samych okolic, co zamordowane. Kobieta wraca do rodzinnego miasteczka, by poprowadzić dochodzenie. Tam będzie musiała zmierzyć się nie tylko z okrutnym mordercą, ale także własnymi demonami.
Fascynację autorki tradycjami i wierzeniami ludowymi Basków widać od pierwszych stron książki. Już na pierwszej stronie dowiadujemy się, że morderca dziewczynek, przez media został ochrzczony basajaunem, który w mitologii baskijskiej jest olbrzymem, panem i strażnikiem lasu. Ale basajaun nie jest jedyną postacią, która "straszy" w książce. W magicznych, pierwotnych lasach otaczających dolinę Batzan mieszkają jeszcze potężne wiedźmy zwane belagile i sorgina, cyklop pożerający ludzi tartalo, czy bogini Mari, opiekunka żniw i bydła.
Główna bohaterka, Amaia Salazar to racjonalnie myśląca detektyw policji, na co dzień mieszkająca z mężem w Pampelunie. Mająca za sobą pobyt w Quantico, przeszkolona w tropieniu seryjnych morderców Amaia, szybko zostaje wyznaczona do kierowania śledztwa w rodzinnej miejscowości, w której wciąż mieszkają jej siostry i ciotka. Jest to zadanie niełatwe, bo morderca jest ostrożny, nie pozostawia po sobie wielu śladów, a duszna i tajemnicza atmosfera doliny Batzan dodatkowo miesza w umyśle Amai, która dodatkowo musi uporać się z bolesną sprawą z przeszłości. Autorka powoli pozwala czytelnikom odkrywać historię Amai, która jest równie mroczna i okrutna, co wątek główny.
Spotkanie z Dolores Redondo i jej "Niewidzialnym strażnikiem" uważam za bardzo udane. Ciekawa sprawa, duszna atmosfera i włączenie do sprawy mitologii baskijskiej stworzyły wciągającą i oryginalną powieść. Polecam!
W dolinie Batzan zostaje znalezione ciało 14-letniej dziewczynki. Mała Ainhoa Elizasu została zamordowana, a jej nagie ciało starannie upozowane. Policja szybko łączy tę sprawę z inną zbrodnią, której ofiarą padła młoda dziewczyna. Śledztwo w sprawie seryjnego mordercy dzieci zostaje powierzone młodej detektyw Amaii Salazar, która pochodzi z tych samych okolic, co zamordowane. Kobieta wraca do rodzinnego miasteczka, by poprowadzić dochodzenie. Tam będzie musiała zmierzyć się nie tylko z okrutnym mordercą, ale także własnymi demonami.
Fascynację autorki tradycjami i wierzeniami ludowymi Basków widać od pierwszych stron książki. Już na pierwszej stronie dowiadujemy się, że morderca dziewczynek, przez media został ochrzczony basajaunem, który w mitologii baskijskiej jest olbrzymem, panem i strażnikiem lasu. Ale basajaun nie jest jedyną postacią, która "straszy" w książce. W magicznych, pierwotnych lasach otaczających dolinę Batzan mieszkają jeszcze potężne wiedźmy zwane belagile i sorgina, cyklop pożerający ludzi tartalo, czy bogini Mari, opiekunka żniw i bydła.
Główna bohaterka, Amaia Salazar to racjonalnie myśląca detektyw policji, na co dzień mieszkająca z mężem w Pampelunie. Mająca za sobą pobyt w Quantico, przeszkolona w tropieniu seryjnych morderców Amaia, szybko zostaje wyznaczona do kierowania śledztwa w rodzinnej miejscowości, w której wciąż mieszkają jej siostry i ciotka. Jest to zadanie niełatwe, bo morderca jest ostrożny, nie pozostawia po sobie wielu śladów, a duszna i tajemnicza atmosfera doliny Batzan dodatkowo miesza w umyśle Amai, która dodatkowo musi uporać się z bolesną sprawą z przeszłości. Autorka powoli pozwala czytelnikom odkrywać historię Amai, która jest równie mroczna i okrutna, co wątek główny.
Spotkanie z Dolores Redondo i jej "Niewidzialnym strażnikiem" uważam za bardzo udane. Ciekawa sprawa, duszna atmosfera i włączenie do sprawy mitologii baskijskiej stworzyły wciągającą i oryginalną powieść. Polecam!
piątek, 9 maja 2014
"Szczęśliwa ulica" Liza Marklund
"Szczęśliwa ulica" to dziesiąty kryminał z dziennikarką Anniką Bengzton w roli głównej. Po dramatycznych wydarzeniach z poprzedniego tomu "dziesiątka" przynosi trochę spokoju i pozornej stabilizacji w prywatnym życiu bohaterki. Annika wraca do pracy w redakcji „Kvallspressen”. Po rozstaniu z Tomasem, wraz z dziećmi, zamieszkuje z nowym partnerem. Kiedy
przedsiębiorca i były członek szwedzkiego parlamentu, Ingemar Lerberg,
zostaje znaleziony ciężko pobity w swoim domu w ekskluzywnej
podsztokholmskiej dzielnicy, Annika otrzymuje zlecenie zajęcia się
sprawą. Zajmuje się nią również, znana z poprzednich tomów, Nina Hoffman, od niedawna policjantka z Krajowej Policji Kryminalnej. Kobieta odkrywa, że Lerberg był okrutnie torturowany, a jego żona Nora zaginęła. Równocześnie toczy się wątek Andersa Schymana, szefa Anniki, redaktora naczelnego „Kvallspressen”, którego atakuje bloger, nazywający siebie "Światłem prawdy". W sieci rozpętuje się kampania nienawiści przeciw wpływowemu naczelnemu.
Z Anniką zżyłam się jak ze starą znajomą, która co prawda często mnie irytuje, ale lubię jej towarzystwo. Z zaciekawieniem śledzę zarówno jej życie prywatne, jak i zawodowe.U Bengzton, jak zwykle, dużo się dzieje. Oprócz nowego związku Annika wciąż próbuje się też dogadać ze swoim sfrustrowanym i zgorzkniałym byłym mężem. Wiele dzieje się również w redakcji, gdzie zajmuje się nie tylko sprawą pobitego przedsiębiorcy, ale również sprawą zniknięcia sprzed 20 lat, które zleca jej szef.
Niestety muszę z przykrością stwierdzić, że Lizie Marklund chyba kończą się pomysły. Sprawa pobicia Lerberga i zniknięcia jego żony jest nudna i przewidywalna, a całość się jakoś nie klei. Nie potrafiłam zaangażować się w lekturę i co chwilę odpływałam myślami. Marklund jak zwykle pisze dobrze, ale czasami zbytnio się rozwleka. Końcówka również nie satysfakcjonuje, sprawia wrażenie niedopracowanej i niedokończonej. Niestety "Szczęśliwa ulica" to najgorsza, jak dotąd, książka szwedzkiej autorki.
Książkę otrzymałam dzięki uprzejmości księgarni:
Z Anniką zżyłam się jak ze starą znajomą, która co prawda często mnie irytuje, ale lubię jej towarzystwo. Z zaciekawieniem śledzę zarówno jej życie prywatne, jak i zawodowe.U Bengzton, jak zwykle, dużo się dzieje. Oprócz nowego związku Annika wciąż próbuje się też dogadać ze swoim sfrustrowanym i zgorzkniałym byłym mężem. Wiele dzieje się również w redakcji, gdzie zajmuje się nie tylko sprawą pobitego przedsiębiorcy, ale również sprawą zniknięcia sprzed 20 lat, które zleca jej szef.
Niestety muszę z przykrością stwierdzić, że Lizie Marklund chyba kończą się pomysły. Sprawa pobicia Lerberga i zniknięcia jego żony jest nudna i przewidywalna, a całość się jakoś nie klei. Nie potrafiłam zaangażować się w lekturę i co chwilę odpływałam myślami. Marklund jak zwykle pisze dobrze, ale czasami zbytnio się rozwleka. Końcówka również nie satysfakcjonuje, sprawia wrażenie niedopracowanej i niedokończonej. Niestety "Szczęśliwa ulica" to najgorsza, jak dotąd, książka szwedzkiej autorki.
Książkę otrzymałam dzięki uprzejmości księgarni:
sobota, 3 maja 2014
"Ścigając umarłych", "Zanurzyć się w mrok" Tim Weaver
Rok temu
znaleziono ciało Alexa Towne'a Miesiac temu jego matka widziała go na
ulicy. Tydzień temu David Raker zgodził się go odnaleźć. Dziś dałby
wszystko, żeby móc cofnąć czas. Detektyw amator David Raker przyjmuje
zlecenie - pierwsze od śmierci ukochanej żony. Chce pomóc zrozpaczonej -
tak jak on - kobiecie, która straciła syna. Ale w tym śledztwie zagadka
goni zagadkę, śmierć ściga śmierć, a Raker wkracza w świat fikcyjnych
nazwisk, fałszywych tożsamości i makabrycznego Projektu Kalwaria...
Po śmierci żony David Raker odchodzi z redakcji londyńskiej gazety i podejmuje pracę prywatnego detektywa zajmującego się poszukiwaniem zaginionych osób. Małżeństwo Carverów zleca mu odnalezienie swojej siedemnastoletniej córki, Megan, która zaginęła pół roku wcześniej. Dziewczyna wyszła ze szkoły i zniknęła bez śladu mimo intensywnego śledztwa policji. W trakcie prowadzonego dochodzenia Raker odnajduje zwłoki szkolnego kolegi Megan, Charlesa Bryanta i jego ojca. Inspektorzy Phillips i Hart z londyńskiej policji metropolitalnej dają do zrozumienia, żeby zrezygnował z poszukiwań, bo swoimi działaniami utrudnia prowadzenie równoległego śledztwa. Oglądając nagrania z kamer telewizji przemysłowej w klubie Tico, który Megan odwiedzała z przyjaciółmi, Raker zauważa mężczyznę uderzająco podobnego do Miltona Sykesa, seryjnego zabójcy sprzed stu lat. Sykes ukrył ciała swoich trzynastu ofiar w lesie na skraju Londynu, który miejscowi nazywają Przeklętym Torowiskiem.
Najpierw przeczytałam drugą w kolejności cześć przygód byłego reportera śledczego Davida Rakera "Zanurzyć się w mrok", która okazała się bardzo dobrym thrillerem. Dlatego też wróciłam do debiutanckiej książki Tima Weavera i również się nie zawiodłam, bo książki brytyjskiego autora czyta się z wypiekami na twarzy.
David Raker to detektyw-amator, który w czasie choroby nowotworowej żony i za jej namową zajął się poszukiwaniem zaginionych osób. Po jej śmierci były dziennikarz kontynuuje tę pracę. Gdy o pomoc prosi go przyjaciółka zmarłej żony, Raker waha się. W końcu Alex - "zaginiony" zmarł w wypadku kilka lat temu. Oczywiście nic nie jest tak proste jak się wydaje, a David naraża się na śmiertelne niebezpieczeństwo. W drugiej książce bohater znów szybko pakuje się w kłopoty, z których znowu ratować musi go zaprzyjaźniona prawniczka.
Obie książki bardzo mi się podobały. "Zanurzyć się w mrok" jest odrobinę lepsza. Fabuła i intryga są lepiej rozpisane i przemyślane, a charakterystyka głównego bohatera pogłębiona. Końcówka "Ścigając umarłych" jest nieco naciągana, a Raker zbyt dobrze posługuje się bronią palną, jak na zwykłego dziennikarza-detektywa (nawet jeśli polował kiedyś z ojcem). Te drobiazgi nie przeszkodziły mi się cieszyć wartką akcją i intrygą a la Harlan Coben. Z niecierpliwością czekam na kolejne książki autora.
Książki przeczytałam w ramach Kryminalnego wyzwania.
Po śmierci żony David Raker odchodzi z redakcji londyńskiej gazety i podejmuje pracę prywatnego detektywa zajmującego się poszukiwaniem zaginionych osób. Małżeństwo Carverów zleca mu odnalezienie swojej siedemnastoletniej córki, Megan, która zaginęła pół roku wcześniej. Dziewczyna wyszła ze szkoły i zniknęła bez śladu mimo intensywnego śledztwa policji. W trakcie prowadzonego dochodzenia Raker odnajduje zwłoki szkolnego kolegi Megan, Charlesa Bryanta i jego ojca. Inspektorzy Phillips i Hart z londyńskiej policji metropolitalnej dają do zrozumienia, żeby zrezygnował z poszukiwań, bo swoimi działaniami utrudnia prowadzenie równoległego śledztwa. Oglądając nagrania z kamer telewizji przemysłowej w klubie Tico, który Megan odwiedzała z przyjaciółmi, Raker zauważa mężczyznę uderzająco podobnego do Miltona Sykesa, seryjnego zabójcy sprzed stu lat. Sykes ukrył ciała swoich trzynastu ofiar w lesie na skraju Londynu, który miejscowi nazywają Przeklętym Torowiskiem.
Najpierw przeczytałam drugą w kolejności cześć przygód byłego reportera śledczego Davida Rakera "Zanurzyć się w mrok", która okazała się bardzo dobrym thrillerem. Dlatego też wróciłam do debiutanckiej książki Tima Weavera i również się nie zawiodłam, bo książki brytyjskiego autora czyta się z wypiekami na twarzy.
David Raker to detektyw-amator, który w czasie choroby nowotworowej żony i za jej namową zajął się poszukiwaniem zaginionych osób. Po jej śmierci były dziennikarz kontynuuje tę pracę. Gdy o pomoc prosi go przyjaciółka zmarłej żony, Raker waha się. W końcu Alex - "zaginiony" zmarł w wypadku kilka lat temu. Oczywiście nic nie jest tak proste jak się wydaje, a David naraża się na śmiertelne niebezpieczeństwo. W drugiej książce bohater znów szybko pakuje się w kłopoty, z których znowu ratować musi go zaprzyjaźniona prawniczka.
Obie książki bardzo mi się podobały. "Zanurzyć się w mrok" jest odrobinę lepsza. Fabuła i intryga są lepiej rozpisane i przemyślane, a charakterystyka głównego bohatera pogłębiona. Końcówka "Ścigając umarłych" jest nieco naciągana, a Raker zbyt dobrze posługuje się bronią palną, jak na zwykłego dziennikarza-detektywa (nawet jeśli polował kiedyś z ojcem). Te drobiazgi nie przeszkodziły mi się cieszyć wartką akcją i intrygą a la Harlan Coben. Z niecierpliwością czekam na kolejne książki autora.
Książki przeczytałam w ramach Kryminalnego wyzwania.
Subskrybuj:
Posty (Atom)