sobota, 22 grudnia 2012

W sklepie zoologicznym rozmowy

Wczoraj przyjechaliśmy z R. i kotami na Mazury. Jechaliśmy jak zwykle pociągiem, więc ilość bagażu jaki mogliśmy zabrać, była ograniczona. Kocią karmę musieliśmy kupić więc na miejscu. Biorąc pod uwagę alergię Arnolda, nie było to takie proste. Udaliśmy się jednak do sklepu, który sprzedaje małe porcje karmy wydzielone z dużych worków, czasem trafią się nie najgorszej firmy. Dziś Acany niestety nie było, wybrałam więc trzy woreczki trzech rodzajów Puriny. W tym czasie R. prowadził ze Sprzedawczynią takie rozmowy:

R: Powiedz Pani, jaką karmę wzięłaś. Mają różne ceny.
S: Nie trzeba, ja poznaję.
R: Po zapachu?

Ja: Acany dla kotów nie ma?
S: Niestety nie, ale może chcą Państwo Royala?
Ja: Royal nas niestety nie ratuje...
R:...my jemy tylko bezzbożową!


P.S. Na Mazurach dziś -14 za oknem. Koty śpią tak:


czwartek, 13 grudnia 2012

Dziedziczenie

Kiedy jesienią tego roku wyklinałam pod nosem kościelną biurokrację (spróbujcie załatwić coś poza miejscem zameldowania!) i starałam się uzyskać wszystkie papierki niezbędne do zostania Matką Chrzestną, miałam kilka chwil zwątpienia. Już chciałam zrezygnować i prosić siostrę, żeby znalazła dla mnie jakieś zastępstwo. Wtedy usłyszałam od R., że rodzice wybierają chrzestnych ze względu na charakter, że niby dzieci dziedziczą pewne cechy właśnie po chrzestnych. Przesąd głupi jak każdy inny, ale przecież nie mogę odmówić Młodemu takiego fajnego charakteru:) Spięłam cztery litery, załatwiłam co trzeba i chrzestną zostałam. Teraz, po kilku miesiącach obserwuję przedziwne zjawisko. Jasiek odziedziczył pewne cechy, owszem. Ale nie po mnie. Po moich kotach natomiast. 

W spadku dostał na przykład zamiłowanie do wszelkich sznurków. Niech tylko zobaczy jakiś w zasięgu swojego wzroku i musi, no po prostu musi go mieć! Zupełnie jak Antek. Upodobał też sobie drapanie pazurkami w wyplataną wikliną szafę. Znowu Antek! Lubi też wszelkie elektroniczne sprzęty, myślę, że pomysł na położenie się na moim otwartym laptopie też podsunął mu nie kto inny, tylko Antek. Co do telefonów natomiast...Jasiek lubi odbierać telefon w sposób jaki uskutecznia Arnold, rzuca nim o podłogę! Przy jedzeniu głośno mruczy. A jaki jest zazdrosny, kiedy inni jedzą, a on nie! To na pewno ma po Arnoldzie. Ma też typowo kocią zdolność do włażenia pod nogi i wycierania z kurzu trudno dostępnych powierzchni.

I żeby nie było, że ja tu sobie coś wymyślam. Jego własna mama mówi, że Młody jest kotem:)