czwartek, 4 lipca 2013

Wszędzie koty

W poniedziałek zaczęłam pracę. Jest całkiem fajnie, robię to co lubię, lubię to co robię. Czas spędzony w studiu umila mi rudy Kot. Nie, to nie jest mój kot. Potrafię jeszcze wyjść z domu na 8 godzin i nie zabrać ze sobą futrzaków:) Kot nie ma imienia, wszyscy mówią do niego (niej) porostu Kot. Nie udało mi się jeszcze rozgryźć, czy to kastrowany kocur, czy kotka, ale powoli zawiązuje się między nami nić przyjaźni, więc tajemnica pewnie niedługo się wyjaśni. 

Przez pierwsze kilka dni Kot mnie ignorował, bardziej interesująca była moja filcowa torebka, na której regularnie sypiają moje sierściuchy. Dziś jednak moje wysiłki się opłaciły i zaszczycona zostałam wizytą na biurku :D


Większość czasu Kot spędza jednak pilnując, żeby nie wystygł nam ekspres do kawy. W 30 stopniowym upale, dzielnie strzeże podstawki do podgrzewania filiżanek (działającej!) :D



poniedziałek, 20 maja 2013

Ciepło-zimno

Obserwując życie udomowionego kota, można bez wyglądania przez okno określić jaką aktualnie mamy porę roku. Jesienią, kiedy upały już zelżą, koty nabierają apetytu, szykują zapasy ciepłego futerka i tłuszczyku, powoli zaprzyjaźniają się wełnianymi kocykami. Jesienią koty bywają przytomne za dnia. Zimą koty głównie śpią, śpią, czasem jedzą i jeszcze śpią. Nie są przytomne ani w dzień, ani w nocy. Preferują towarzystwo kaloryferów, pokradzionych termoforów, kołder. W ostateczności nie pogardzą człowiekiem (pod warunkiem, że jest ciepły). Wiosną futrzaki budzą się do życia, dużo czasu spędzają przy otwartych oknach, wąchają świeże powietrze i marzą o ptaszkach, których nie mogą złapać. Dużą miauczą i dużo rozrabiają. Odzyskują smukłą figurę. No przynajmniej odrobinę smuklejszą. Natomiast kiedy przychodzi lato, kiedy żar leje się z nieba, koty całe dnie chłodzą ciało rozłożone na kafelkach, w wannach lub innych najchłodniejszych miejscach mieszkań. Przesypiają całe dnie, budzą się w nocy, kiedy zmęczony upałem człowiek chce się w końcu wyspać. W taki właśnie sposób Antek zareagował na niedzielny skwar, rozpłaszczył się na kafelkach i tak trwał do wieczora. Arnold natomiast zakopał się w pierzynę po czubek ogona i w takiej gorącej norze spędził cały dzień! R. twierdzi, że Rudy potrzebował spokoju (akurat!), ale ja wiem, że z tym kotem jest coś nie tak. Wiem to od początku! Jaki normalny kot zakopuje się pod kołdrą latem, zajada się sojowymi pasztetami i z lubością nosi męskie przepocone koszulki? No jaki?

wtorek, 19 lutego 2013

Rude tak mają

Jadąc tramwajem dowiedziałam się, że dziś są imieniny Arnolda. Wszystkiego najlepszego Ruda Małpo! 

W ramach prezentu pojechaliśmy z futrami do weta. Antek pochrapuje od kilku tygodni. Wetka stwierdziła lekkie szmery w oskrzelach, zarządziła leki na poprawę odporności. Arnold natomiast zaczął podgryzać plastikowe butelki. Stoi sobie taka na podłodze, a ten podchodzi, przechyla głowę i łapie zębami. Jak tylko przyuważyłam, złapałam futro i zajrzałam do ryjka. Dziąsła lekko czerwone, więc decyzja zapadła, że przejedzie się w gratisowo razem z Antkiem. Zęby zostały obejrzane i z ust wetki padł taki oto komentarz: "Rude tak już mają. Traktują zęby jak ciało obce". Że co? Że jak? Jak to, rude tak mają? Ostatnio usłyszałam taki tekst, jak przez kilka miesięcy nie mogliśmy wyleczyć Arnolda z infekcji ucha. Podobno rude mają tendencje do problemów z uszami. Na szczęście dieta bezzbożowa pomogła. No ale zęby? Że niby mam teraz wieczorem oprócz swoich myć także zęby Arnolda? Aż boję się ludziom mówić, bo pomyślą, że zwariowałam:)

No i kto mi powie co jest z tymi rudymi kotami? Jak stały w kolejce po urodę, to na zdrowie już zabrakło? Czego jeszcze mam się spodziewać. Jak rude jeszcze mają?

piątek, 8 lutego 2013

Sen


Śniło mi się dzisiaj, że oprócz dwóch kotów miałam w domu trzeciego zwierzaka. Pojechałam z kotami do rodziców, wypakowywałam bagaże z samochodu (pierwsza dziwna rzecz- nie mam ani samochodu, ani prawa jazdy). Koty w samochodzie były samopas, więc podczas wysiadania wyszły sobie na podjazd. Arnold grzecznie poszedł za mną do domu, Antka natomiast gdzieś wcięło. Znalazłam go w krzakach. Ale nie był sam, towarzyszył mu jakiś zwierz. Było to coś, co powstało z połączenia kota, małpy, kameleona i spidermena. Wprosiło się do domu samo. Większość czasu było rude, miało małpi ogon, małpie łapy i wylegiwało się z kotami na kanapie. Kiedy na horyzoncie pojawiał się pająk, wspinało się po ścianach niczym spiderman i wcinało pająka. Kiedy przyleciała zaś ćma, robiło się niebieskie, wyglądało bardziej jak kameleon i oczywiście ćmę spożywało. Jak widać stosowało się do zasady "jesteś tym co jesz", albo raczej jesteś tym co zjesz za chwilę:D

Antek, gdzie ty go znalazłeś?


A propo snów jeszcze. Arnold nadal okupuje łóżko, teraz już nawet ścielenie mu nie przeszkadza.

sobota, 19 stycznia 2013

Antoś i Ruda Małpa

Antoś i Ruda Małpa. Tak według moich rodziców nazywają się nasze koty. Nie Antek i Arnold tylko Antoś i Ruda Małpa. Antek zawsze jest dla nich tym biednym, wrażliwym i rezolutnym koteczkiem, który nie ma łapki i boi się hałasów. Prawda jest taka, że trzęsie dupą nawet przy suszarce i jest największą kocią marudą jaką znam. Ma swoje sposoby na domowy terror i wymiauczy ode mnie śniadanie o każdej porze. Życie z nim bywa czasami naprawę trudne. Szczególnie, że za nic nie można go oduczyć drapania we wszystko, co mu się zamarzy. Mimo, iż za każdym razem, kiedy przyjeżdżamy do rodziców ostrzy sobie pazurki na nowych kanapach, zawsze będzie słodkim i biednym Antosiem.

Arnold natomiast przezwany został Rudą Małpą lub Rudym Czortem. No może i rozebrał pół choinki w 2 godziny, może i trzęsie się podłoga jak zeskakuje z komody, może i zwalił ze dwa kwiatki z parapetu, ale żeby czort od razu? Nie wydaje Wam się to trochę niesprawiedliwe? Tym bardziej, że nigdy nie usłyszałam od niego żadnego sprzeciwu podczas podróży (jest większy niż Antek, a jeździ w mniejszym transporterze), nigdy nie marudził, że za gorąco czy za zimno w pociągu. Pozwala się tarmosić w każdym możliwym miejscu i nie straszne mu żadne hałasy. Ale to już dla moich rodziców nie miało znaczenia. Żeby nie było mu przykro przez całe święta mówiłam do niego Arnoldzik:) Nie rozumiem tylko, dlaczego pozostali na mnie tak dziwnie patrzyli. Przecież waży tylko 6 kg, wcale nie jest za duży, żeby mówić do niego Arnoldzik :D

sobota, 22 grudnia 2012

W sklepie zoologicznym rozmowy

Wczoraj przyjechaliśmy z R. i kotami na Mazury. Jechaliśmy jak zwykle pociągiem, więc ilość bagażu jaki mogliśmy zabrać, była ograniczona. Kocią karmę musieliśmy kupić więc na miejscu. Biorąc pod uwagę alergię Arnolda, nie było to takie proste. Udaliśmy się jednak do sklepu, który sprzedaje małe porcje karmy wydzielone z dużych worków, czasem trafią się nie najgorszej firmy. Dziś Acany niestety nie było, wybrałam więc trzy woreczki trzech rodzajów Puriny. W tym czasie R. prowadził ze Sprzedawczynią takie rozmowy:

R: Powiedz Pani, jaką karmę wzięłaś. Mają różne ceny.
S: Nie trzeba, ja poznaję.
R: Po zapachu?

Ja: Acany dla kotów nie ma?
S: Niestety nie, ale może chcą Państwo Royala?
Ja: Royal nas niestety nie ratuje...
R:...my jemy tylko bezzbożową!


P.S. Na Mazurach dziś -14 za oknem. Koty śpią tak: