Sięgnęliśmy w końcu po książki Grzegorza Kasdepke. Nie znaczy to, że w ogóle nie znaliśmy tego autora. Młody czytał dość sporo. Zaczął od "Kacperiady", a "Kuba i Buba" to nawet stoją u nas na półce. Potem było jeszcze wiele innych pozycji, a w zeszłym roku książki "Co to znaczy pomagały mu przygotować się do konkursu o przysłowiach.
Z Małym dopiero zaczynamy przygodę z p. Kasdepke. Ale chyba zaczęliśmy od niewłaściwej strony.
"Seria z Ufoludem" ma byś serią fantastyczną i prześmieszną. Jednak sześciolatek nie zawsze jest w stanie ten humor zrozumieć.
"Bodzio i Pulpet" to zbiór kilku opowiadań o dwójce przyjaciół w młodszym wieku szkolnym. Pewnego dnia chłopcy spotykają Obcego. Ale czy to rzeczywiście przybysz z innej planety czy zwykła paprotka?
Małemu trudno rozwikłać. Kosmici pojawiają się też w postaci płatków śniegu czy kałuż na boisku.
Mały był przyzwyczajony, że książka albo jest fantastyczna bajką albo realistyczną historią. Na szczęście dość szybko zrozumiał, że kosmici istnieją tylko w wyobraźni Bodzia i Pulpeta, tak jak w jego głowie często siedzą tajemniczy Niewidzialni.
Druga książka "Inżynier Ciućma czyli śrubka młotek i przemądrzałe roboty" nie co bardziej spodobała się mojemu synkowi. Tytułowy inżynier jest bardzo pomysłowym i zapracowanym wynalazcą. cały czas projektuje nowe, przedziwne urządzenia i roboty. Skonstruował już przemądrzałego robota pomocniczego typu P0M0(ts)-NIcK, automat obronno-sprzątający typu Pi-es i wiele innych wynalazków. Książka ta, tak jak poprzednia ma specyficzny humor, który mnie nie bardzo przypadł do gustu, ale Mały, mimo, że nie wszystko było dla niego zrozumiałe i czasem gubił wątek słuchał z zainteresowaniem.
Do książek Grzegorza Kasdepke na pewno wrócimy a "Serię z Ufoludem" zgłaszam do wywań Powrót do dzieciństwa oraz WyPożyczone.
wtorek, 31 października 2017
środa, 25 października 2017
Zaopiekuj się mną
Jakie książki najbardziej lubi czytać mój sześciolatek? Oczywiście te o zwierzętach.
Dlatego gdy widzi w bibliotece okładki z psimi mordkami, nigdy nie może się im oprzeć.
Książki autorstwa Marzeny Kwietniewskiej - Talarczyk bardzo przypadły Małemu do gustu. Mnie urzekły również ilustracje Ewy Zabaryło - Dumy, które troszkę przypominają obrazki z kultowej serii o Martynce.
Mały na pewno będzie polował w bibliotece na kolejne książki z tej serii - zwłaszcza, że nie pamięta już tych, które czytaliśmy w zeszłym roku.
Ja zgłaszam je do wyzwań: Powrót do dzieciństwa oraz WyPożyczone.
Dlatego gdy widzi w bibliotece okładki z psimi mordkami, nigdy nie może się im oprzeć.
Książki z serii "Zaopiekuj się mną" to kilku rozdziałowe opowieści o dzieciach i ich zwierzakach. Jakiś czas temu mieliśmy już okazję czytać coś z tego cyklu. Teraz wypożyczyliśmy dwie.
"Medor najlepszy przyjaciel" to historia małego, nieśmiałego Mirka, który w prezencie gwiazdkowym dostaje jamniczka. Chłopiec wcale nie marzył o psie i początkowo wcale nie zamierza się z nim zaprzyjaźnić. To nie mieściło się w głowie mojego Małego - on, gdyby stał się posiadaczem szczeniaka byłby najszczęśliwszym dzieciakiem pod Słońcem. Na szczęście książkowy bohater szybko przekonuje się do psiaka i dzięki niemu szybko zyskuje przyjaciela w przedszkolu.
W drugiej książeczce "Azor i Azja czyli jak pies z kotem" poznajemy rodzeństwo Gabrysię i Feliksa. Starszy brat jest dumnym właścicielem spanielki Azji. Gabrysia marzy o kotku, który będzie tylko jej. Problem w tym, że Azja, podobnie jak bernardynka mojego brata nie cierpi kotów. Ale pewnego dnia suczka podczas spaceru znajduje porzuconego małego kotka, którym o dziwo zaczyna zajmować się jak własnym szczenięciem.
Książki autorstwa Marzeny Kwietniewskiej - Talarczyk bardzo przypadły Małemu do gustu. Mnie urzekły również ilustracje Ewy Zabaryło - Dumy, które troszkę przypominają obrazki z kultowej serii o Martynce.
Ja zgłaszam je do wyzwań: Powrót do dzieciństwa oraz WyPożyczone.
środa, 11 października 2017
Lato i jesień w Beskidach
Marzyły nam się jesienne wycieczki w góry. Myśleliśmy nawet o tym, by zaszyć się na parę dni w Bieszczadach. Niestety pogoda pokrzyżowała nam plany. Złotej polskiej jesieni w tym roku po prostu nie ma. Cały czas leje i wieje, a te dni, kiedy na krótko wychodzi słońce wykorzystujemy na porządki w ogrodzie.
Na szczęście na przełomie sierpnia i września udało nam się trochę powędrować po beskidzkich szlakach. Zamiast taty, który musiał być w pracy wzięliśmy ze sobą dziadka, robiąc mu tym podwójną frajdę. Mógł pochodzić po ukochanych górach w doborowym towarzystwie wnuków.
W sierpniu wybraliśmy się na Szyndzielnię.
Na szczyt wjechaliśmy kolejką gondolową, co było niemałą atrakcją dla chłopaków.
Schodząc ze szczytu Klimczoka do schroniska zajrzeliśmy do Chatki u Tadka. Nigdy wcześniej nie widzieliśmy tego miejsca, choć ja z moim tatą nie byliśmy na Klimczoku pierwszy raz. To drewniana chatka pełna górskich pamiątek. Wokół niej utworzono skalniaki z kamieniami przyniesionymi z innych górskich szczytów, nawet tych najodleglejszych. Każdy z nich opatrzony jest stosowną tabliczką.
Wracaliśmy czerwonym szlakiem zahaczając o Chatkę studencką na Rogaczu, gdzie zostaliśmy poczęstowani kawą i herbatą.
Na szczęście na przełomie sierpnia i września udało nam się trochę powędrować po beskidzkich szlakach. Zamiast taty, który musiał być w pracy wzięliśmy ze sobą dziadka, robiąc mu tym podwójną frajdę. Mógł pochodzić po ukochanych górach w doborowym towarzystwie wnuków.
W sierpniu wybraliśmy się na Szyndzielnię.
Na szczyt wjechaliśmy kolejką gondolową, co było niemałą atrakcją dla chłopaków.
Po zaopatrzeniu się w znaczek turystyczny i pieczątki do książeczek GOT ruszyliśmy na Klimczok.
Schodząc ze szczytu Klimczoka do schroniska zajrzeliśmy do Chatki u Tadka. Nigdy wcześniej nie widzieliśmy tego miejsca, choć ja z moim tatą nie byliśmy na Klimczoku pierwszy raz. To drewniana chatka pełna górskich pamiątek. Wokół niej utworzono skalniaki z kamieniami przyniesionymi z innych górskich szczytów, nawet tych najodleglejszych. Każdy z nich opatrzony jest stosowną tabliczką.
Schronisko na Klimczoku to obowiązkowy obiadek, plac zabaw i króliczki. Małemu bardzo się tam podobało.
Mieliśmy ochotę iść jeszcze na Dębowiec, ale byliśmy zależni od rozkładu Kolei Śląskich i baliśmy się, że nie zdążymy na pociąg. Zeszliśmy więc w dół do przystanku autobusowego.
Na drugą wycieczkę z dziadkiem wyruszyliśmy na początku września, wykorzystując jeden z ostatnich ciepłych dni. Znów pojechaliśmy w kierunku Bielska, ale wysiedliśmy trochę dalej, w Wilkowicach-Bystrej. Ze stacji zielonym szlakiem wyruszyliśmy na Magurkę Wilkowicką. Wybraliśmy chyba mało uczęszczaną trasę, bo choć po drodze nie spotkaliśmy zbyt wielu ludzi, w schronisku na szczycie były prawdziwe tłumy.
Wracaliśmy czerwonym szlakiem zahaczając o Chatkę studencką na Rogaczu, gdzie zostaliśmy poczęstowani kawą i herbatą.
W czasie wędrówki chłopcy mieli ważna lekcję, dlaczego do lasu i w góry nie należy zabierać psów. Przed nami maszerowała rodzinka, której ciekawski kundelek rozgrzebał gniazdo leśnych os. Rozzłoszczone owady dotkliwie pokąsały ok. siedmioletniego chłopca, a my musieliśmy przedzierać się przez zarośla, żeby ominąć rój.
Pogoda w tym roku sprzyja grzybiarzom. My też znaleźliśmy dwa podgrzybki, które dziadek zabrał do jajecznicy i takie oto piękne muchomory.
Zachwycaliśmy się też spotkaną gąsienicą, zbieraliśmy szyszki, jarzębinę, gałązki i liście do przedszkolnego, jesiennego kącika przyrody.
Czekamy na lepszą pogodę. Może uda nam się jeszcze gdzieś wyruszyć. A Bieszczady przekładamy na maj.
wtorek, 10 października 2017
Świstak zwany Gwizdkiem
Pani Barbara Gawryluk zdecydowanie należy do naszych ulubionych pisarek dla dzieci. I kiedy wydawało mi się, że przeczytaliśmy już wszystkie książki p. Barbary, które są w naszej bibliotece, okazało się że nie. Są jeszcze takie, które czytałam kiedyś Młodemu, a Mały ich nie zna. Ba, znalazłam nawet takie perełki, o których żadne z nas nie słyszało.
Gwizdek jest małym świstakiem, który z wraz z rodzicami, rodzeństwem i całą resztą licznych krewnych i znajomych zamieszkuje tatrzańskie okolice. Jak przystało na książkę dla dzieci cała rodzinka została obdarzona cechami ludzkimi. Gwizdek lubi się bawić, marudzi, gdy mama namawia go do spania oraz uczy się wielu przydatnych w życiu umiejętności.
Mały nie bardzo orientował się jak wyglądają świstaki, więc książeczki te okazały się dla niego kopalnią wiedzy o tych gryzoniach. Z uwagą słuchał historyjek, których dowiedział się, że świstaki przesypiają całą zimę, że stają słupka na czatach, że ich największym wrogiem jest orzeł. Próbowaliśmy też gwizdać jak świstaki.
Cała seria jest objęta patronatem Tatrzańskiego Parku Narodowego i składa się z czterech książeczek, po jednej na każdą porę roku. Niestety w naszej bibliotece dostępna jest tylko ta zimowa i letnia. Mamy nadzieję, że dwie pozostałe również uda nam się przeczytać.
Zgłaszamy je do wyzwania Powrót do dzieciństwa oraz WyPożyczone.
niedziela, 8 października 2017
Zatoka Dinozaurów
Szczerze mówiąc nie pamiętam, czy kiedy tworzyliśmy tą pracę mieliśmy już na półkach te książeczki.
Kupowałam je dla Młodego kilka lat temu. Ukazywały się co dwa tygodnie w kioskach, a ponieważ bardzo się Młodemu podobały, pilnował, by zgromadzić całą kolekcję. Starszy syn potem już do nich nie wracał, więc kilka lat przeleżały na półce. Aż wreszcie pod koniec wakacji zaproponowałam je Małemu. No i przepadliśmy w tajemniczym świecie dinozaurów - i on, i ja.
Pierwszy tom zaczyna się całkiem normalnie. 8-letni Kevin przeprowadza się do latarni morskiej nad Zatoka Dinozaurów, gdzie jego tata otwiera muzeum prehistorycznych gadów. chłopiec podziela zainteresowania swojego ojca i ma całkiem niezła wiedzę na temat dinozaurów. Wkrótce po przeprowadzce wyrusza na kamienistą plażę, aby szukać skamieniałości z przeszłości. Spotyka tam swojego rówieśnika Toma. Nic nie wiemy o tym skąd pochodzi chłopiec, nie wspomniano nic o jego rodzicach - jak mnie to denerwuje w książkach dla dzieci.
Chłopcy szybko się zaprzyjaźniają i zaczynają spędzać razem każdą wolną chwilę. Już podczas pierwszego spotkania wyruszają w górę klifu do Jaskini Przemytników. Okazuje się, że jest tam przejście do prawdziwego Świata Dinozaurów.
Kupowałam je dla Młodego kilka lat temu. Ukazywały się co dwa tygodnie w kioskach, a ponieważ bardzo się Młodemu podobały, pilnował, by zgromadzić całą kolekcję. Starszy syn potem już do nich nie wracał, więc kilka lat przeleżały na półce. Aż wreszcie pod koniec wakacji zaproponowałam je Małemu. No i przepadliśmy w tajemniczym świecie dinozaurów - i on, i ja.
Pierwszy tom zaczyna się całkiem normalnie. 8-letni Kevin przeprowadza się do latarni morskiej nad Zatoka Dinozaurów, gdzie jego tata otwiera muzeum prehistorycznych gadów. chłopiec podziela zainteresowania swojego ojca i ma całkiem niezła wiedzę na temat dinozaurów. Wkrótce po przeprowadzce wyrusza na kamienistą plażę, aby szukać skamieniałości z przeszłości. Spotyka tam swojego rówieśnika Toma. Nic nie wiemy o tym skąd pochodzi chłopiec, nie wspomniano nic o jego rodzicach - jak mnie to denerwuje w książkach dla dzieci.
Chłopcy szybko się zaprzyjaźniają i zaczynają spędzać razem każdą wolną chwilę. Już podczas pierwszego spotkania wyruszają w górę klifu do Jaskini Przemytników. Okazuje się, że jest tam przejście do prawdziwego Świata Dinozaurów.
Przyjaciele co kilka dni wyruszają na przygodę do świata jury, triasu lub kredy. Za każdym razem czeka tam na nich mały wannanozaur o miłym usposobieniu. Chłopcy nazwali go Wanna, a mój Mały tak bardzo go polubił, że znalazł sobie takiego osobnika wśród swoich figurek dinozaurów.
Całą kolekcję czytaliśmy dosyć długo, a ponieważ książki mają niewielki format zabieraliśmy je ze sobą na nasze wycieczki min. do Kotliny Dinozaurów w Śląskim ZOO.
Teraz gdy skończyliśmy je czytać zapał Małego do dinozaurów nie co osłabł, ale wiedza, którą posiadł już mu z głowy nie wyparuje. Książki zawierają naprawdę dużo ciekawych faktów, nawet ja, choć kiedyś nie potrafiłam nawet wymawiać nazw tych stworów, nieco się dokształciłam.
Zgłaszamy je do wyzwania Powrót do dzieciństwa.
Subskrybuj:
Posty (Atom)