Hannah
Parks od dłuższego czasu wyczuwa, że jej mąż Dallin dystansuje
się od niej. Początkowo daje wiarę jego tłumaczeniom, że ma dużo
pracy w swojej firmie, która w niedługim czasie zrobiła z nich
milionerów, ale pewnej nocy uświadamia sobie, że mężczyzna u
boku którego spędziła wiele lat może być kimś zupełnie innym
niż do tej pory myślała. Słowa, które Dallin wypowiada przez sen
dają Hannah do zrozumienia, że fantazjuje o zgwałceniu i
zamordowaniu kobiety. Innych możliwości kobieta do siebie nie
dopuszcza, dopóki nie zostaje zaatakowana przez partnera. Wówczas
uświadamia sobie, że przez cały czas mogła żyć pod jednym
dachem z mężczyzną owładniętym pragnieniem skrzywdzenia kobiety.
Decyduje się więc opuścić Dallina, przynajmniej do czasu
przemyślenia całej sytuacji, ale okazuje się, że mąż nie
zamierza pozwolić, aby ułożyła sobie życie z dala od niego.
Hannah zaczynają ścigać ludzie pozostający na usługach Dallina,
a jej jedynym sojusznikiem jest niedawno poznany biegły w sztuce
ukrywania się Black.
„Pokusa
czerni” to trzecia powieść amerykańskiego pisarza Cartera
Wilsona. W Polsce na razie nie ukazała się jego debiutancka
książka, „Final Crossing”, ale wydawnictwo Świat Książki w
2015 roku opublikowało jego drugą powieść zatytułowaną
„Chłopiec w lesie”, która autentycznie podbiła moje serce. Od
momentu jej przeczytania z utęsknieniem oczekiwałam kolejnej dawki
prozy Cartera Wilsona, zastanawiając się, czy zgrabne nawiązania
do twórczości Stephena Kinga i Deana Koontza były tylko
jednorazowym incydentem, czy raczej stanie się to znakiem
rozpoznawczym jego twórczości. I oczywiście ciekawiło mnie, czy
moja fascynacja jego warsztatem aby nie osłabnie przy ponownym
spotkaniu, kiedy nie będzie już magicznego „efektu nowości”.
„Pokusa czerni” uhonorowana w 2016 roku „Colorado Book Award”,
„National Indie Excellence Award Winner”, „International Book
Awards Winner” i „RONE Award Finalist” udowodniła mi, że
Carter Wilson nie jest autorem jednego dobrego dzieła, który
najpewniej szybko odejdzie w zapomnienie. Drugie spotkanie z jego
prozą przekonało mnie, że ma jeszcze wiele do zaoferowania
wielbicielom trzymających w napięciu thrillerów, aczkolwiek muszę
zaznaczyć, że „Pokusa czerni” nie zachwyciła mnie, w aż takim
stopniu, jak „Chłopiec w lesie”. Jeszcze w tym roku w Stanach
Zjednoczonych ma ukazać się czwarta powieść Wilsona, pt.
„Revelation”, więc widać, że pisarz na razie nie ma zamiaru
„schodzić ze sceny”. Miejmy nadzieję, że w przyszłości nadal
będzie raczył nas niezapomnianymi wrażeniami, i że stanie się
jednym z najlepiej rozpoznawalnych współczesnych autorów
dreszczowców, bo chyba nie znajdzie się wiele osób, które trwają
w przekonaniu, że sobie na to nie zasłużył.
Carter
Wilson w „Chłopcu w lesie” tak wysoko zawiesił poprzeczkę, że
w swojej następnej publikacji mógł spokojnie nieco zaniżyć
poziom, nie narażając się na wzmożoną krytykę czytelników,
którzy mu zaufali. Przy czym muszę podkreślić, że jest to
jedynie moja subiektywna opinia, bo zdążyłam już zorientować
się, że niejeden odbiorca wyżej ceni sobie „Pokusę czerni” od
„Chłopca w lesie”, więc powyższe stwierdzenie kieruję głównie
do osób, które tak jak ja uważają jego drugą powieść za dzieło
doskonałe w każdym calu. Oni przede wszystkim powinni „mieć się
na baczności”, aczkolwiek jednocześnie radziłabym nie wpadać w
skrajność, nie unikać trzeciej publikacji Wilsona, bo nie uważam,
żeby była tak drastycznie słabsza od „Chłopca w lesie”, żeby
rozczarować fanów wspomnianej książki. „Pokusę czerni”
rozpoczyna iście porażające zdanie, które jak się wydaje miało
pełnić rolę „hitchcockowskiego trzęsienia ziemi”. Wilson pisze
„Hannah nie miała żadnego
planu poza tym zakładającym podpalenie ojca”, a
czytelnik czuje jakby od razu spuszczono na niego bombę, bez
uprzedniego nakreślenia kontekstu sytuacyjnego. Oczywiście, Wilson
czyni to w następnej kolejności, odmalowując przed naszymi oczami
obraz dysfunkcyjnej rodziny – kobiety i dwóch jej córek, starszej
Hannah i młodszej Justine, tyranizowanych przez „głowę familii”,
Billy'ego. Prolog szczątkowo zarysowuje przeszłość głównej
bohaterki - jej trudne życie u boku agresywnego ojca, maltretowanej
matki i młodszej siostry, która w przeciwieństwie do niej nie
miała problemów z akceptowaniem takiej egzystencji. Wilson jednak
nie zdradza wówczas wszystkich szczegółów z dzieciństwa Hannah,
ogranicza się jedynie do ogólników, ze szczególnym wskazaniem na
wydarzenie, które pozwoliło jej i Justine rozpocząć nowe życie,.
Detale zostawił na kolejne partie książki, której właściwa
akcja rozgrywa się lata później, gdy u boku Hannah tkwi bogaty
mąż, Dallin, dbający żeby niczego jej nie brakowało. To znaczy
niczego poza jego obecnością. Jak się wydaje zapracowany mężczyzna
nie ma ani siły, ani czasu na pielęgnowanie ich związku, czyli
początkowo Wilson sugeruje, że będziemy mieć do czynienia z
klasyczną historią o małżeństwie przeżywającym kryzys. I
rzeczywiście tak będzie, ale „Pokusa czerni” nie będzie miała
nic wspólnego ze stricte melodramatyczną opowiastką o zgnębionej
parce, co mogą sugerować wstępne przemyślenia dorosłej Hannah.
Powieść szybko zacznie się upodabniać do „Dobranego małżeństwa”
Stephena Kinga, minipowieści wchodzącej w skład zbioru
zatytułowanego „Czarna bezgwiezdna noc”, co dla mnie było
dowodem na to, że Wilson nadal pozostaje pod silnym wpływem
twórczości niekoronowanego króla współczesnej literatury grozy.
I dobrze, bo jak mało kto potrafi umiejętnie wkomponowywać motywy
kojarzone z dziełami Stephena Kinga w owoce swojej własnej
wyobraźni – nie wiem czy celowo, ale podobieństwa są na tyle
duże, żeby czytelnik miał wrażenie, iż autor sięga po pomysły
Kinga, jednak nie w aż takim stopniu i z całą pewnością nie w
tak nieudolnym stylu, żeby miało się poczucie obcowania z
powieścią spłodzoną przez zwykłego kopistę, który nie jest w
stanie pochwalić się własną inwencją. W głowie Cartera Wilsona
kłębi się wiele elektryzujących koncepcji, które w dodatku
potrafi przelać na papier z zachowaniem prawideł rządzących
gatunkiem i bez mała chwaląc się dojrzałym warsztatem, za
pośrednictwem którego jak się wydaje bez większego wysiłku
roztacza przed oczami czytelnika szczegółowe wizje wszystkiego, co
ma miejsce na kartach jego powieści. Człowiek niemalże przenosi
się do wykreowanego przez niego świata, ze zdziwieniem odkrywając,
że stał się uczestnikiem (nie obserwatorem) niebezpiecznych
wydarzeń.
Gdyby
Carter Wilson poprzestał na beznamiętnym kopiowaniu Stephena Kinga
„Pokusa czerni” byłaby opowieścią o kobiecie odkrywającej, że
jej mąż jest seryjnym mordercą, która starałaby się w pojedynkę
stawić czoło zagrożeniu. Ale jak już wspomniałam autor omawianej
powieści nie jest zwyczajnym kopistą, nie zamierzał prezentować
światu kolejnego „Dobranego małżeństwa” tylko w dużej mierze
thriller drogi – szaleńczą pogoń śladami sterroryzowanej
kobiety, której towarzyszy specjalista od ukrywania się, starający
się znaleźć sposób na ocalenie głównej bohaterki. Już w
poprzednim zdaniu powinno wybrzmieć echo Deana Koontza, drugiego z
inspiratorów Cartera Wilsona. Bo jak doskonale wiedzą jego wierni
fani, Koontz wprost przepada za motywem postaci pozostających w
niemalże ciągłym ruchu, uciekających przed jakimś zagrożeniem i
jednocześnie szukających wyjścia z koszmarnej sytuacji, w jakiej z
różnych przyczyn się znaleźli. Ktoś powie: oho, Wilson znowu
sięga po pomysły innych i zapewne zada sobie pytanie, gdzie ta
wspomniana już własna inwencja. Otóż, ujawnia się ona z czasem w
szczegółowym przebiegu całej intrygi i portrecie głównej
bohaterki, która musi walczyć nie tylko z zagrożeniem w postaci
uzbrojonych mężczyzn dybiących na jej życia, ale również z
niszczącą żądzą mordu, która w jej mniemaniu została
uwarunkowana genetycznie. Hannah jest przekonana, że ojciec
przekazał jej „w spadku” agresję, którą dotychczas udawało
jej się tłumić, ale krzywda, jaka właśnie ją spotyka wydaje się
powoli kruszyć mur, za którym się skryła. System obronny Hannah
zostaje nadwątlony i wydaje się, że tylko nowo poznany Black jest
w stanie odwieść ją od wkroczenia na ścieżkę zła. Carter
Wilson poświęca dużo uwagi, jakże emocjonującym, wewnętrznym
rozterkom głównej bohaterki, ale nie zamyka fabuły „Pokusy
czerni” w wąskich ramach opowieści psychologicznej, wzbogacając
swoją historię złożonym spiskiem, prawdziwy kształt którego
poznamy dopiero pod koniec powieści. Do tego czasu „pod dyktando”
autora będziemy formułować kilka różnych teorii, dając się
zwodzić mylnym tropom i czując bezbrzeżne zaskoczenie, ilekroć
uświadomimy sobie, że wszystko co wcześniej wiedzieliśmy właśnie
obróciło się w pył, a cała intryga w idealnie poprowadzonym
zwrocie akcji wkroczyła na zupełnie inny poziom. Wilson parokrotnie
wykorzystuje ten zabieg, przez co niejako zmusza czytelnika do
nieustannej czujności i i podejrzliwości, nawet wówczas gdy musi
przebrnąć przez zdecydowanie mniej atrakcyjne ustępy portretujące
szaleńczą podróż czołowych bohaterów, przerywaną krótkimi
przystankami w różnego rodzaju kryjówkach. Motyw drogi w moim
odczuciu nie został oddany w sposób, który dorównywałby wątkom
psychologicznym i spiskowym, głównie z powodu niezbyt wyrazistego
zagęszczania napięcia. A tego oczekiwałabym od szaleńczej pogoni
i pozornych chwil wytchnienia podczas pobytu bohaterów w różnych
kryjówkach - wówczas można było bardziej zdecydowanie nakreślić
siłę zagrożenia nieustannie czyhającego na głównych bohaterów,
czy to poprzez bezpośrednie starcia z agresorami, czy z
wykorzystaniem klaustrofobicznej atmosfery. Wilson to czynił, ale
nie w takim stopniu, jakiego bym pragnęła. Tymi niedociągnięciami
odrobinę obniżył moje ogólne wrażenia z lektury, ale nie aż tak
żebym poczuła się rozczarowana, bo jednak plusów było
nieporównanie więcej.
Swoje
ponowne spotkanie z twórczością Cartera Wilsona uważam za udane,
choć nie mogę powiedzieć, że „Pokusa czerni” dosięgła
poprzeczki zawieszonej przez autora w „Chłopcu w lesie”. Lektura
jego poprzedniej powieści była dla mnie wprost niesamowitym
przeżyciem, natomiast „Pokusa czerni” zagwarantowała mi na tyle
silne emocje, abym wyczekiwała kolejnej publikacji tego autora, ale
ich natężenie było mniejsze niż w przypadku jego poprzedniej
książki. Innymi słowy Carter Wilson zaprezentował mi taką
jakość, żebym wciąż uważała go za wartościowego pisarza, choć
wcześniej udowodnił, że może być jeszcze lepszy. Co niejednemu
czytelnikowi, który zapozna się z „Pokusą czerni” nie znając
„Chłopca w lesie” najpewniej wyda się prawie niemożliwe. Bo na
tle współczesnych literackich thrillerów omawiana pozycja i tak
wypada bardzo dobrze.
Za
książkę bardzo dziękuję wydawnictwu