20 grudnia 2019 roku
miejsce miała premiera serialu produkcji Netflixa – Wiedźmin.
Oczywiście, że nie mogłam odpuścić sobie seansu, a składało
się idealnie, gdyż tego dnia zaczynałam swój świąteczny urlop.
Na wstępie muszę zaznaczyć, że nie jestem fanką twórczości
pana Sapkowskiego. Nie chodzi wcale o to, że nie podobała mi się
historia przez niego stworzona, wręcz przeciwnie, jednakże styl
autora był dla mnie zbyt toporny i ciężko miałam przebrnąć
przez lekturę – przeczytałam dwie bądź trzy części serii, już
nie pamiętam. Bardziej przypadły mi do gustu gry, mam za sobą
wszystkie odsłony. Tak, wiem, że serial nic z grami nie ma
wspólnego, ale myślę, że warto wspomnieć tutaj dzieło polskiego
twórcy gier CD Project. W końcu to między innymi dzięki tej
produkcji Wiedźmin stał się towarem eksportowym.
Historia przedstawiona w
serialu biegnie trzema torami – poznajemy tytułowego Wiedźmina,
Geralta z Rivii, potężną czarodziejkę, Yennefer z Vengerbergu
oraz Lwiątko z Cintry, Księżniczkę Ciri. Wydarzenia z życia
całej trójki przedstawione są niezależnie od siebie. Uważam, że
jest to bardzo dobry zabieg, pozwala nam to bowiem poznać głównych
bohaterów, zrozumieć ich pobudki i zachowania. W pewnym momencie
losy całej trójki krzyżują się, ale nie będę spojlerować.
Chociaż ten, kto ma za sobą lekturę sagi na pewno wie o co chodzi.
Mogłabym powiedzieć, że
gdy usłyszałam, iż to Superman, Henry Cavill ma zagrać tytułowego
Wiedźmina byłam pełna obaw. Aktor jest, obiektywnie mówiąc,
przystojny, zawsze myślałam, że będzie pasował bardziej na
amanta, a nie na Łowcę Potworów. Jestem jednak zmuszona oddać mu
cały honor, Henry nie grał Geralta. On był Geraltem przez cały
sezon serialu. Jego, ruchy, mimika, sposób wypowiadania się
sprawiał, że nie można było oderwać wzroku. Charakteryzacja
zrobiła swoje. Na uwagę zasługują również sceny walk. Są
bardzo dobrze zrealizowane i dopracowane, a Henry Cavill świetnie
odnajdywał się w walce na miecze.
Anya Chalotra, która
wcieliła się w rolę Yennefer robiła wszystko, by jak najbardziej
oddać charakter potężnej czarodziejki. Czasami jej się to
udawało, a czasami odbierałam ją jak naburmuszoną dziewczynkę,
która krzywi się kiedy coś nie idzie po jej myśli. Można też
pomyśleć, że aktorka jest zbyt młoda na tę rolę, w końcu Anya
Charlotra ma dopiero 23 lata, a Yennefer, była kobietą dojrzałą,
z wyglądu około czterdziestoletnia, ale uważam, że mimo wszystko
nie było to najgorsze rozwiązanie. Mocno widać także jej
hinduskie korzenie, ale czy to naprawdę taki minus? Każdy z nas ma
jakieś wyobrażenie o postaciach z książek, dlatego myślę, że
nigdy nie da się wszystkich zadowolić. Dla mnie osobiście
najlepszą Yen była ta przedstawiona w trzeciej odsłonie gier
Wiedźmin III: Dziki Gon. Takie same zarzuty mam w stosunku do
aktorki wcielającej się w rolę Ciri, chociaż młodziutka Freya
Allan, jak dla mnie zagrała o niebo lepiej od Anyi.
Myślę, że na wyróżnienie aktorskiej gry zasługują również
Joey Batey wcielający się w rolę Jaskra. Jego postać wyszła
właśnie taka, jaką sobie zawsze wyobrażałam – słodki i uroczy
a przy tym niestosownie irytujący, nadrabiający jednak poczuciem
humoru. Ponadto bardzo przekonujące były dla mnie dwie kobiecie
postaci: Jodhi May jako królowa Calanthe oraz MyAnna Buring jako
Tissaia de Vries. Od samego początku bardzo dobrze wczuwały się w
charakter swoich postaci, nie było w nich ani trochę sztywności i
wymuszenia. Z kolei największym niewypałem okazała się aktorka
wcielająca się w Triss Merigold. Nie ukrywam, że nie lubię tej
czarodziejki. Nie zdobyła mojej sympatii ani w książkach, ani w
grach i jak widać nawet w serialu nie potrafiłam się do niej
przekonać, może za sprawą aktorki a może za sprawą swoich
uprzedzeń.
Bardzo podobała mi się
scenografia. Dało się wyczuć ten fantastyczny klimat miast oraz
wiejskich terenów. Nie mogę powiedzieć, byśmy dostali słowiańską
atmosferę, ale w końcu nie jest to polski serial (może i dobrze!).
Na plus na pewno wyszło umiejscowienie bitwy pod Sodden w naszym
Ogrodzieńcu. Och, jak zazdroszczę tym ludziom, którzy przypadkiem
mogli spotkać aktorów grających w serialu. Sama scena bitwy mi
osobiście się bardzo podobała. Podsumowując serial może mieć
tyle samo zwolenników co przeciwników. Każdy z nas na pewno miał
rożne oczekiwania co do przedstawionej historii, chociaż ja
osobiście przyjęłam to tak jak jest. Nie myślałam o aktorach,
scenografii czy o potworach. Uznałam po prostu, że jest to super
gratka dla fana fantastyki a już na pewno dla fanów Wiedźmina.
Owszem, jest sporo minusów, ale nie ma takiej produkcji, która
byłaby idealna i zadowoliła każdego. Ja osobiście czekam
niecierpliwie drugi sezon serialu i mam nadzieję, że również mnie
nie zawiedzie.
Ostatnio wszędzie widzę Wiedźmina :)
OdpowiedzUsuńMój największy problem z tym serialem polega na nudnej fabule w pierwszych odcinkach - po pierwszym nie miałam ochoty kontynuować, drugi nie był lepszy, dopiero w połowie sezonu coś zaskoczyło. Do końca jednak denerwowała mnie magia, której zasad absolutnie nie wyjaśniono. Cała reszta jest nawet spoko, choć nie powiem, bym jakoś niecierpliwie oczekiwała kontynuacji.
OdpowiedzUsuńCzytałam bodajże dwie powieści o Wiedźminie i planuję kolejne, więc chyba najpierw sięgnę po nie zanim skuszę się na serial :)
OdpowiedzUsuńPrzyznam, że mnie do tego świata wcale nie ciągnie :)
OdpowiedzUsuń