Jak Wam minął weekend moi Drodzy?
U mnie dużo się działo, i bynajmniej nie biegałam po stolicy z zamiarem spalenia tęczy. :)
U mnie dużo się działo, i bynajmniej nie biegałam po stolicy z zamiarem spalenia tęczy. :)
Raczej mam na myśli zmiany w salonie.
Wreszcie wymieniłam część mebli na pożądaną biel, a drugą część - czekają metamorfozy,
nad którymi intensywnie pracowałam za drzwiami mężowego garażu.
Szlifowanko, malowanko... Wróciłam zmęczona, mocno zakurzona i szczęśliwa.
Bo nic mnie tak nie cieszy, jak tego typu prace i ich namacalne efekty. :)
No co ja za to mogę, że taki zboczeniec meblowy jestem?
Że wolę 'odkurzyć' stare, niż kupić pachnące nowe.
Że chce mi się przy tym dłubać, inwestować czas i energię, by potem
cieszyć oko niepowtarzalnym egzemplarzem.
By w swoim otoczeniu łączyć stare i nowe, i uczyć się odnajdywać idealny balans.
By czerpać z jakości tych pierwszych i adaptować je na potrzeby współczesnych trendów.
Nie do przesady oczywiście, bo na antyki mnie nie stać, a u szweda bywam częściej
niż ustawa przewiduje.
Ale tak dla smaczku, dla personalizacji wnętrza...
Może te kilka migawek z moich weekendowych poczynań
przysporzy mi paru kibiców wśród Was, lub chociaż sporadycznych trzymaczy kciuków :)
żeby praca sprawnie szła i żebym mogła Wam pokazać więcej takich obrazków
i szerszych kadrów:
Buziole!
Basia