Witajcie!
Mam swoją kosmetyczną listę marzeń :) Długąąąąą listę :) Starczy jej na kilka ładnych lat! Tym większą radość sprawia mi możliwość skreślania kolejnych pozycji. Dziś właśnie o jednym z moich kosmetycznych marzeń :)
Clarins Instant Light Natural Lip Perfector w kolorze 02 to taka moja zachcianka. Zawsze byłam ciekawa o co tyle szumu. Wszędzie tylko ochy i achy!! Długo rozważałam możliwość zakupu. Nie dość, że produkt do tanich nie należy to jeszcze ma "błyszczykową" formą, za którą ja osobiście nie przepadam.
Niestety jednak ja już tak mam, że jak mi coś wpadnie w oko to chodzę dookoła tego tak długo aż: 1* przejdzie mi ochota na dany produkt; 2* kupię go.
Kiedy więc buszowałam po jednym z internetowych sklepów z produktami kosmetycznymi i natrafiłam na promocję wiedziałam, że to jest ten moment! Wystarczyło jedno "kliknięcie" i Clarins Instant Light Natural Lip Perfector wylądował w koszyku. Kilka dni temu paczuszka szczęśliwie dotarła a ja z radością zabrałam się za testy:)
Błyszczyk /ja go tak przynajmniej nazwę/ przede wszystkim pachnie. Apetyczny, budyniowo-waniliowo aromat daje się poczuć już w momencie otwarcia pudełeczka. Na ustach utrzymuje się jeszcze sporą chwilę po aplikacji. Delikatny brzoskwiniowy kolor w pierwszej chwili nadaje tylko połysk ustom, ale po kilkunastu minutach kolor staje się wyraźniejszy i da się zauważyć subtelny cień koloru. Przepięknie rozświetla twarz, dodając jej blasku. Nigdy nie podejrzewałam, że błyszczyk potrafi aż tak wpłynąć na wygląd całej twarzy. Jestem zachwycona.
A teraz najciekawsze! Błyszczyk słynie ze swoich właściwości pielęgnacyjnych. Potwierdzam to w 100%. Już kilka chwil po pierwszej aplikacji można odczuć natychmiastowe wygładzenie ust. Usta są nawilżone, miękkie, gładkie. Nawet kiedy błyszczyk zostanie "zjedzony" /co nie zdarza się zbyt szybko, bo błyszczyk trzyma się ust zadziwiająco dobrze/ nasze usta nadal są wypielęgnowane.
Jestem szczerze zachwycona tym błyszczykiem. Nie potrafię znaleźć żadnej wady, poza może ceną :) Na pewno kupię ponownie inny kolor. Ale cierpliwie poczekam na kolejną promocję cenową.
Dla zainteresowanych błyszczyk zakupiłam na stronie www.allbeauty.com tutaj.
Trzymajcie się cieplutko!
Ania
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą KOSMETYKI. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą KOSMETYKI. Pokaż wszystkie posty
niedziela, 19 lipca 2015
niedziela, 12 lipca 2015
MAC Warm Soul Blush ... oczarowana !
Witajcie!!!
Firma MAC owiana sławą na wszelkich możliwych blogach, filmikach, vlogach, itp. oraz dość duża trudność w zdobyciu ich kosmetyków sprawiła, że jakoś bardzo, bardzo ich zapragnęłam. Chociaż raz przetestować słynne pomadki, cienie, róże i pudry aby osobiście przekonać się czy ich wielka sława jest faktycznie zasłużona.
Obecnie posiadam w swojej kolekcji 3 produkty z firmy MAC: pomadkę, cień do powiek oraz róż wypiekany. I już wiem, że mój związek z MAC będzie nie zawsze szczęśliwy. Pomadka owszem fajna, ale absolutnie nic nadzwyczajnego, ot...pomadka jak każda inna. Cień do powiek stanowi największe rozczarowanie. Kolor cudowny, aplikacja bez zarzutów ale trwałość nawet na bazie, mizerna... :(
Ciesze się jednak, że po tych drobnych rozczarowaniach mimo wszystko skusiłam się na ich kolejny produkt z mojej listy - róż wypiekany.
Od kiedy zobaczyłam go na blogu Florence Beauty tutaj wiedziałam, że muszę go mieć. Róż wypiekany MAC Warm Soul jest idealny. Przepiękny brzoskwiniowo -różowy kolor z satynowym wykończeniem. Cudownie łatwy w aplikacji, pięknie się rozciera nadając twarzy subtelny rumieniec, który wygląda naturalnie, świeżo i promiennie.
Od kiedy mam ten róż używam go codziennie. A nawet nie widać żadnego ubytku w powierzchni różu. Również opakowanie stanowi dodatkowy plus. Jest eleganckie, trwałe i solidne a dodatkowo wodoszczelne :D Róż przeżył kąpiel w WC, hihihih. Dosłownie kilka dni po jego zakupie zanurkował w sedesie :( Byłam przekonana, że już po produkcie i będę zmuszona wyrzucić go do śmieci. Jednak na szczęście po szybkiej akcji ratunkowej, akcji dezynfekującej opakowanie przy użyciu wody utlenionej i wody z mydłem okazało się, że wnętrze opakowania jest suchutkie, niedostała się tam ani kropla wody :):) Róż został uratowany !!!
Moje oczarowanie różem z MAC sprawiło ze nabrałam ochoty na jego sławnego kuzyna rozświetlacz Soft&Gentle.
A jakie są wasze ulubione produkty z firmy MAC. Uważacie że są warte ceny, a może nasz rodzimy INGLOT pobija MACa na głowę? Mooże warto najpierw kupić tańszy odpowiednik?
Jestem ciekawa waszych opinii.
Trzymajcie się cieplutko!
Ania
Firma MAC owiana sławą na wszelkich możliwych blogach, filmikach, vlogach, itp. oraz dość duża trudność w zdobyciu ich kosmetyków sprawiła, że jakoś bardzo, bardzo ich zapragnęłam. Chociaż raz przetestować słynne pomadki, cienie, róże i pudry aby osobiście przekonać się czy ich wielka sława jest faktycznie zasłużona.
Obecnie posiadam w swojej kolekcji 3 produkty z firmy MAC: pomadkę, cień do powiek oraz róż wypiekany. I już wiem, że mój związek z MAC będzie nie zawsze szczęśliwy. Pomadka owszem fajna, ale absolutnie nic nadzwyczajnego, ot...pomadka jak każda inna. Cień do powiek stanowi największe rozczarowanie. Kolor cudowny, aplikacja bez zarzutów ale trwałość nawet na bazie, mizerna... :(
Ciesze się jednak, że po tych drobnych rozczarowaniach mimo wszystko skusiłam się na ich kolejny produkt z mojej listy - róż wypiekany.
Od kiedy zobaczyłam go na blogu Florence Beauty tutaj wiedziałam, że muszę go mieć. Róż wypiekany MAC Warm Soul jest idealny. Przepiękny brzoskwiniowo -różowy kolor z satynowym wykończeniem. Cudownie łatwy w aplikacji, pięknie się rozciera nadając twarzy subtelny rumieniec, który wygląda naturalnie, świeżo i promiennie.
Od kiedy mam ten róż używam go codziennie. A nawet nie widać żadnego ubytku w powierzchni różu. Również opakowanie stanowi dodatkowy plus. Jest eleganckie, trwałe i solidne a dodatkowo wodoszczelne :D Róż przeżył kąpiel w WC, hihihih. Dosłownie kilka dni po jego zakupie zanurkował w sedesie :( Byłam przekonana, że już po produkcie i będę zmuszona wyrzucić go do śmieci. Jednak na szczęście po szybkiej akcji ratunkowej, akcji dezynfekującej opakowanie przy użyciu wody utlenionej i wody z mydłem okazało się, że wnętrze opakowania jest suchutkie, niedostała się tam ani kropla wody :):) Róż został uratowany !!!
Moje oczarowanie różem z MAC sprawiło ze nabrałam ochoty na jego sławnego kuzyna rozświetlacz Soft&Gentle.
A jakie są wasze ulubione produkty z firmy MAC. Uważacie że są warte ceny, a może nasz rodzimy INGLOT pobija MACa na głowę? Mooże warto najpierw kupić tańszy odpowiednik?
Jestem ciekawa waszych opinii.
Trzymajcie się cieplutko!
Ania
niedziela, 26 kwietnia 2015
Ulubieńcy Kwietnia !
Witajcie!!
Dziś o ulubieńcach miesiąca. Nie pamiętam kiedy ostatnio pisałam tego typu post:) A że zebrało się w tym miesiącu kilka produktów po które notorycznie sięgałam, więc jest okazja aby nadrobić zaległości :) Dziś głównie kolorówka.
1. COLLECTION Eyes Uncovered Nude Palette - nie było praktycznie dnia w którym na moich powiekach nie gościł by któryś z cieni z tej paletki. Uwielbiam dosłownie każdy odcień, najmniej chyba przypadł mi do gustu kolor Chocolate Milk, który wpada w ciepłe tony z którymi ja akurat średnio się czuję. Najbardziej lubię z kolei mieszać ze sobą wszystkie trzy najjaśniejsze odcienie, uzyskuję wtedy naprawdę przepiękny cielisty kolor który wygląda ślicznie na powiece. Są to najlepsze jakościowo cienie z jakimi miałam do tej pory do czynienia. Pokonują wg mnie nawet naszego rodzimego Inglota. Uwielbiam !!!
P.S. Wybaczcie brudne opakowanie, ale niestety nie idzie go doczyścić :(
2. TOO FACED Shadow Insurance - baza pod cienie - niestety jestem posiadaczką tłustych powiek. Bez porządnej bazy nawet najlepsze cienie rolują się i znikają z powieki po dosłownie dwóch godzinach. Baza pod cienie jest więc dla mnie produktem must have . Ta baza jest doskonała. Cienie świetnie się na niej rozprowadzają, blendują i utrzymują dosłownie cały dzień. Jestem bardzo zadowolona z tej bazy, chociaż kiedy mi się skończy planuję przetestować bazę z Urban Decay. Tak dla porównania :)
3. LAURA MERCIER - tusz do rzęs - otrzymałam w ostatnim Brichbox. Bardzo fajna maskara, dobrze pogrubia i wydłuża rzęsy. Nie osypuje się ani nie rozmazuje za to łatwo usunąć ją płynem micelarnym z Garnier. Ot, dobry tusz, miła odmiana po rozczarowaniu tuszem Jumbo z Physician Phormula. Jednak nadal uważam, że nie warto kupować drogich tuszy do rzęs, bo te drogeryjne są równie dobre :)
4. LORD & BERRY Silk kajal kohl-liner #1001 Black - czarna kredka do oczu o dziwo bardzo często gościła na moich powiekach głównie jako kredka dla podkreślenia wewnętrznej linii pod rzęsami. Utrzymywała się cały dzień, nie podrażniała. Bardzo spodobało mi się tak podkreślone oko. Używałam tej kredki z prawdziwą przyjemnością :)
5. RIMMEL Stay Matte Foundation #103 True Ivory - po krótkim skoku w bok do innego podkładu w drugiej połowie tego miesiąca wróciłam do podkładu z Rimmel i przypomniałam sobie dlaczego jest to już moje 3 opakowanie. Świetny, świetny podkład matujący w bardzo przystępnej cenie. Efekt naturalnego, zdrowego matu jaki dzięki temu podkładowi uzyskuję na swojej twarzy jest fenomenalny. A do tego świetne krycie. Jest to jeden z najlepszych podkładów ever! Zwłaszcza dla cery mieszanej i tłustej. Naprawdę godny polecenia !!
6. MAYBELLINE Colorama #302 - przepiękny złoty cień który stosuję jako rozświetlacz wspaniale współgra z moją karnacją i daje subtelny efekt rozświetlenia. Naprawdę lubię i z przyjemnością wróciłam do niego po krótkiej przerwie.
7. WET N WILD Pearlescent Pink #831E - róż do policzków w ślicznym koralowo-brzoskwiniowo-różowym odcieniu z drobinkami. Ten róż jest typowany na dupe dla słynnego Orgazm z Narsa. Nie miałam oryginału więc trudno mi się tutaj odnieść do tej informacji, jednak róż sam w sobie ma przepiękny kolor. Dodaje świeżości twarzy, długo się utrzymuje. Bardzo często gościł na mojej twarzy w tym miesiącu.
8. SALLY HANSEN Complete Salon Manicure #210 Naked Ambition - szukałam delikatnego codziennego lakieru do paznokci i jakoś żaden kolor nie wpadł mi w oko aż do czasu kiedy wypatrzyłam ten konkretny nudziak :) Sliczny lososiowy kolor z delikatnymi mieniącymi się drobinkami. Wygląda na paznokciu bardzo elegancko i czysto. Schnie ekspresowo, utrzymuje się spokojnie do 4 dni ( wow! ). Jestem bardzo zadowolona z tego zakupu.
9. DOVE Odżywka z sprayu - ile ja się jej naszukałam. Zawsze była wykupiona albo w ogóle jej nie było na półkach sklepowych. Bardzo dobra odżywka, ułatwia rozczesanie włosów, nie obciąża ich jakoś specjalnie, nie czuć jej na włosach, choć jednocześnie sprawia że są miękkie i delikatne w dotyku. Dobra, solidna odżywka do włosów. Nic dodać nic ująć ...aaa... i jeszcze ślicznie pachnie :)
I to już wszystko :)
W najbliższym czasie planuję post denkowy :)
Trzymajcie się cieplutko i spokojnej niedzieli :)
Ania
Dziś o ulubieńcach miesiąca. Nie pamiętam kiedy ostatnio pisałam tego typu post:) A że zebrało się w tym miesiącu kilka produktów po które notorycznie sięgałam, więc jest okazja aby nadrobić zaległości :) Dziś głównie kolorówka.
1. COLLECTION Eyes Uncovered Nude Palette - nie było praktycznie dnia w którym na moich powiekach nie gościł by któryś z cieni z tej paletki. Uwielbiam dosłownie każdy odcień, najmniej chyba przypadł mi do gustu kolor Chocolate Milk, który wpada w ciepłe tony z którymi ja akurat średnio się czuję. Najbardziej lubię z kolei mieszać ze sobą wszystkie trzy najjaśniejsze odcienie, uzyskuję wtedy naprawdę przepiękny cielisty kolor który wygląda ślicznie na powiece. Są to najlepsze jakościowo cienie z jakimi miałam do tej pory do czynienia. Pokonują wg mnie nawet naszego rodzimego Inglota. Uwielbiam !!!
P.S. Wybaczcie brudne opakowanie, ale niestety nie idzie go doczyścić :(
2. TOO FACED Shadow Insurance - baza pod cienie - niestety jestem posiadaczką tłustych powiek. Bez porządnej bazy nawet najlepsze cienie rolują się i znikają z powieki po dosłownie dwóch godzinach. Baza pod cienie jest więc dla mnie produktem must have . Ta baza jest doskonała. Cienie świetnie się na niej rozprowadzają, blendują i utrzymują dosłownie cały dzień. Jestem bardzo zadowolona z tej bazy, chociaż kiedy mi się skończy planuję przetestować bazę z Urban Decay. Tak dla porównania :)
3. LAURA MERCIER - tusz do rzęs - otrzymałam w ostatnim Brichbox. Bardzo fajna maskara, dobrze pogrubia i wydłuża rzęsy. Nie osypuje się ani nie rozmazuje za to łatwo usunąć ją płynem micelarnym z Garnier. Ot, dobry tusz, miła odmiana po rozczarowaniu tuszem Jumbo z Physician Phormula. Jednak nadal uważam, że nie warto kupować drogich tuszy do rzęs, bo te drogeryjne są równie dobre :)
4. LORD & BERRY Silk kajal kohl-liner #1001 Black - czarna kredka do oczu o dziwo bardzo często gościła na moich powiekach głównie jako kredka dla podkreślenia wewnętrznej linii pod rzęsami. Utrzymywała się cały dzień, nie podrażniała. Bardzo spodobało mi się tak podkreślone oko. Używałam tej kredki z prawdziwą przyjemnością :)
5. RIMMEL Stay Matte Foundation #103 True Ivory - po krótkim skoku w bok do innego podkładu w drugiej połowie tego miesiąca wróciłam do podkładu z Rimmel i przypomniałam sobie dlaczego jest to już moje 3 opakowanie. Świetny, świetny podkład matujący w bardzo przystępnej cenie. Efekt naturalnego, zdrowego matu jaki dzięki temu podkładowi uzyskuję na swojej twarzy jest fenomenalny. A do tego świetne krycie. Jest to jeden z najlepszych podkładów ever! Zwłaszcza dla cery mieszanej i tłustej. Naprawdę godny polecenia !!
6. MAYBELLINE Colorama #302 - przepiękny złoty cień który stosuję jako rozświetlacz wspaniale współgra z moją karnacją i daje subtelny efekt rozświetlenia. Naprawdę lubię i z przyjemnością wróciłam do niego po krótkiej przerwie.
7. WET N WILD Pearlescent Pink #831E - róż do policzków w ślicznym koralowo-brzoskwiniowo-różowym odcieniu z drobinkami. Ten róż jest typowany na dupe dla słynnego Orgazm z Narsa. Nie miałam oryginału więc trudno mi się tutaj odnieść do tej informacji, jednak róż sam w sobie ma przepiękny kolor. Dodaje świeżości twarzy, długo się utrzymuje. Bardzo często gościł na mojej twarzy w tym miesiącu.
8. SALLY HANSEN Complete Salon Manicure #210 Naked Ambition - szukałam delikatnego codziennego lakieru do paznokci i jakoś żaden kolor nie wpadł mi w oko aż do czasu kiedy wypatrzyłam ten konkretny nudziak :) Sliczny lososiowy kolor z delikatnymi mieniącymi się drobinkami. Wygląda na paznokciu bardzo elegancko i czysto. Schnie ekspresowo, utrzymuje się spokojnie do 4 dni ( wow! ). Jestem bardzo zadowolona z tego zakupu.
9. DOVE Odżywka z sprayu - ile ja się jej naszukałam. Zawsze była wykupiona albo w ogóle jej nie było na półkach sklepowych. Bardzo dobra odżywka, ułatwia rozczesanie włosów, nie obciąża ich jakoś specjalnie, nie czuć jej na włosach, choć jednocześnie sprawia że są miękkie i delikatne w dotyku. Dobra, solidna odżywka do włosów. Nic dodać nic ująć ...aaa... i jeszcze ślicznie pachnie :)
I to już wszystko :)
W najbliższym czasie planuję post denkowy :)
Trzymajcie się cieplutko i spokojnej niedzieli :)
Ania
niedziela, 19 kwietnia 2015
TAG : Twoje TOP 4 kosmetyki !
Witajcie!
Zostałam otagowana przez przesympatyczną Monikę z bloga Monikowy Świat. Tematem są moje TOP 4 KOSMETYKI. Z powodu reakcji uczuleniowej na olejek różany jakiej nabawiłam się ostatnio większość moich kosmetyków co do których żywiłam duże nadzieje, że będą moimi KWC, niestety poszły w odstawkę i powędrowały w świat. Nowe kosmetyki zakupione na ich miejsce są przeze mnie używane dość krótko. Mam więc wrażenie że typuje produkty, które jeszcze nie do końca przetestowałam ( połowę z nich ). Mam nadzieje, że mi to jednak wybaczycie :)
Na pierwszy ogień idzie produkt od którego jestem wręcz uzależniona. Suchy szampon to wynalazek genialny, bez którego nie wyobrażam sobie już mojego kosmetycznego życia. Nawet jeśli nie używam go każdego tygodnia, to świadomość że jest w moim posiadaniu i na wypadek "włosowej awarii" mogę po niego sięgnąć działa na mnie uspokajająca :) Najlepszy wg mnie to suchy szampon z Rossmanna ( ISANA ) zarówno pod względem cenowym jak i jakości. Ale że nie mam już dostępu do ISANA muszę zadowolić się suchym szamponem BATISTE.
Również sprawdzony przeze mnie produkt ( kolejna butelka właśnie została zakupiona ) to płyn micelarny z Garnier. Uważam, że jest świetny, mój codzienny makijaż usuwa bez problemu, nie podrażnia skóry, nie szczypie w oczy, nie pozostawia lepkiej warstwy na skórze. Świetny produkt za świetną cenę. Jestem mu wierna już od dłuższego czasu :)
I teraz dość nowe produkty, stosowane przez ze mnie od ok tygodnia. Przez ten czas sprawdzają się naprawdę doskonale. Jestem z nich ogromnie zadowolona.
Mowa o delikatnej emulsji do oczyszczania twarzy - Gentel Skin Cleanser Cetaphil oraz kremie do twarzy na dzień ( stosuje również grubszą warstwę na noc ) dla cery wrażliwej z Burt`s Bees z wyciągiem z bawełny. Emulsja oczyszczająca naprawdę świetnie oczyszcza skórę z pozostałości makijażu. Jednocześnie pozostawia cerę nawilżoną i niepodrażnioną. Jest bezzapachowa, łatwo zmywa się wodą.
Kremem jestem absolutnie zachwycona. Nigdy nie spotkałam się jeszcze z kremem który tak świetnie nawilżałby moją skórę jednocześnie jej nie obciążając. Nawet bardzo lubiany przeze mnie krem z witaminą E z The Body Shop nie współpracuje z moją cerą tak świetnie. Krem z Burt`s Bees doskonale nawilża, koi, odżywia i regeneruje. Jest lekki ale jednocześnie robi co ma robić. Zauważyłam nawet wygładzenie skóry pod oczami. Jestem na TAK i mam nadzieje, że będzie tak dalej :)
Dorzucę jeszcze dwa produkty które zakupiłam dosłownie wczoraj. Zachwycona działaniem kremu do twarzy z Burts Bees kupiłam również krem pod oczy z tej samej serii. Użyłam go wczoraj i dziś rano i niestety mam mieszane uczucie. Przy pierwszym użyciu miałam ogromne problemy z wydostaniem kremu z tubki. Kiedy w końcu mi się to udało najpierw wylazł wielki czop zaschniętego kremu. Stąd moje podejrzenia że krem był już wcześniej otwarty. Co prawda krem nie podrażnił mi oczu jednak nie daje uczucia nawilżenia, wręcz przeciwnie, mam poczucie cały czas naciągniętej i napiętej skóry i jest to dość nieprzyjemne uczucie. Zastanawiam się więc czy ten krem po prostu taki już jest czy trafiła mi się felerna sztuka. Kolejny produkt to filtr przeciwsłoneczny z Vichy Capital Ideal Soleil SPF 30 do cery mieszanej i tłustej. Zawsze chciałam go przetestować, ponoć to naprawdę dobry filtr który nie powoduje nadmiernego przetłuszczania się cery.
I to tyle jesli chodzi o moje TOP 4 KOSMETYKI :) Krótko, zwięźle i na temat :)
Dziękuję Monice za otagowanie !!
Trzymajcie się cieplutko!!
Ania
Zostałam otagowana przez przesympatyczną Monikę z bloga Monikowy Świat. Tematem są moje TOP 4 KOSMETYKI. Z powodu reakcji uczuleniowej na olejek różany jakiej nabawiłam się ostatnio większość moich kosmetyków co do których żywiłam duże nadzieje, że będą moimi KWC, niestety poszły w odstawkę i powędrowały w świat. Nowe kosmetyki zakupione na ich miejsce są przeze mnie używane dość krótko. Mam więc wrażenie że typuje produkty, które jeszcze nie do końca przetestowałam ( połowę z nich ). Mam nadzieje, że mi to jednak wybaczycie :)
Na pierwszy ogień idzie produkt od którego jestem wręcz uzależniona. Suchy szampon to wynalazek genialny, bez którego nie wyobrażam sobie już mojego kosmetycznego życia. Nawet jeśli nie używam go każdego tygodnia, to świadomość że jest w moim posiadaniu i na wypadek "włosowej awarii" mogę po niego sięgnąć działa na mnie uspokajająca :) Najlepszy wg mnie to suchy szampon z Rossmanna ( ISANA ) zarówno pod względem cenowym jak i jakości. Ale że nie mam już dostępu do ISANA muszę zadowolić się suchym szamponem BATISTE.
Również sprawdzony przeze mnie produkt ( kolejna butelka właśnie została zakupiona ) to płyn micelarny z Garnier. Uważam, że jest świetny, mój codzienny makijaż usuwa bez problemu, nie podrażnia skóry, nie szczypie w oczy, nie pozostawia lepkiej warstwy na skórze. Świetny produkt za świetną cenę. Jestem mu wierna już od dłuższego czasu :)
I teraz dość nowe produkty, stosowane przez ze mnie od ok tygodnia. Przez ten czas sprawdzają się naprawdę doskonale. Jestem z nich ogromnie zadowolona.
Mowa o delikatnej emulsji do oczyszczania twarzy - Gentel Skin Cleanser Cetaphil oraz kremie do twarzy na dzień ( stosuje również grubszą warstwę na noc ) dla cery wrażliwej z Burt`s Bees z wyciągiem z bawełny. Emulsja oczyszczająca naprawdę świetnie oczyszcza skórę z pozostałości makijażu. Jednocześnie pozostawia cerę nawilżoną i niepodrażnioną. Jest bezzapachowa, łatwo zmywa się wodą.
Kremem jestem absolutnie zachwycona. Nigdy nie spotkałam się jeszcze z kremem który tak świetnie nawilżałby moją skórę jednocześnie jej nie obciążając. Nawet bardzo lubiany przeze mnie krem z witaminą E z The Body Shop nie współpracuje z moją cerą tak świetnie. Krem z Burt`s Bees doskonale nawilża, koi, odżywia i regeneruje. Jest lekki ale jednocześnie robi co ma robić. Zauważyłam nawet wygładzenie skóry pod oczami. Jestem na TAK i mam nadzieje, że będzie tak dalej :)
Dorzucę jeszcze dwa produkty które zakupiłam dosłownie wczoraj. Zachwycona działaniem kremu do twarzy z Burts Bees kupiłam również krem pod oczy z tej samej serii. Użyłam go wczoraj i dziś rano i niestety mam mieszane uczucie. Przy pierwszym użyciu miałam ogromne problemy z wydostaniem kremu z tubki. Kiedy w końcu mi się to udało najpierw wylazł wielki czop zaschniętego kremu. Stąd moje podejrzenia że krem był już wcześniej otwarty. Co prawda krem nie podrażnił mi oczu jednak nie daje uczucia nawilżenia, wręcz przeciwnie, mam poczucie cały czas naciągniętej i napiętej skóry i jest to dość nieprzyjemne uczucie. Zastanawiam się więc czy ten krem po prostu taki już jest czy trafiła mi się felerna sztuka. Kolejny produkt to filtr przeciwsłoneczny z Vichy Capital Ideal Soleil SPF 30 do cery mieszanej i tłustej. Zawsze chciałam go przetestować, ponoć to naprawdę dobry filtr który nie powoduje nadmiernego przetłuszczania się cery.
I to tyle jesli chodzi o moje TOP 4 KOSMETYKI :) Krótko, zwięźle i na temat :)
Dziękuję Monice za otagowanie !!
Trzymajcie się cieplutko!!
Ania
niedziela, 12 kwietnia 2015
Ku przestrodze - róża z kolcami !!!
Witajcie!!
Zawsze cieszyłam się z posiadania cery mało wrażliwej zarówno na czynniki atmosferyczne jak i różne kosmetyki. Nie wiedziałam co to podrażnienie, przesuszenie, zaczerwienienia, trądzik ( owszem jakieś niespodzianki zawsze się pojawiały ale nigdy nie był to stan przyprawiający mnie o ból głowy ), rozszerzone naczynka czy też inne dziwne reakcje uczuleniowe. Był to dla mnie zupełnie nieznany świat, żyłam sobie w błogiej nieświadomości. Aż do teraz...
Od jakiegoś czasu borykam się z kapryśną cerą. Na początku moja cera nie zbyt dobrze zareagowała na tutejszą wodę po przeprowadzce do UK. Potem bardzo podrażnił ją żel do mycia twarzy z Palmers. Kiedy wydawało mi się, że problem został już rozwiązany na skórze mojej twarzy zaczęły pojawiać się dziwne czerwone kropeczki przypominające wysypkę a skóra na nowo zaczęła przesuszać się coraz bardziej ( w dotyku przypominała papier ). Sporo czasu trwało zanim znalazłam winowajcę tego całego dramatu. Cały czas co prawda czekam na poprawę, więc nadal nie jestem na 100% pewna czy to to, czy może coś innego.
Ponieważ problemy na początku były mało widoczne trudno było mi domyśleć się który produkt mam za ten stan obwiniać. W ramach akcji SOS wprowadziłam wg mnie delikatne, naturalne produkty pielęgnacyjne które cieszyły się bardzo dobrymi opiniami w świecie blogowym. Nieświadomie zostałam osaczona przez mojego wroga!
Olejek różany czy też woda różana znana jest ze swoich dobroczynnych i pielęgnacyjnych właściwości zwłaszcza w stosunku do cery dojrzałej, zmęczonej, poszarzałej. Osobiście uwielbiam róże, ich zapach ( ulubiona nuta zapachowa perfum )dlatego tym większym zaskoczeniem jest dla mnie fakt, że to właśnie zawartość olejku/wody różanej w stosowanych przeze mnie produktach przyczyniała się do takiego spustoszenia mojej cery :(
Wszystko zaczęło się od olejku MAGIC ROSE z Everee, który na moją prośbę przesłała mi moja Mama. Ile dobrego ja się o tym olejku naczytałam! Po pierwszych użyciach tego olejku nie zauważyłam nic niepokojącego, nie było co prawda żadnego WOW, pomyślałam więc że potrzeba trochę więcej czasu aby zauważyć jego dobroczynne działanie. Powoli również zaczęłam zauważać pojawiające się drobne czerwone punkciki na mojej twarzy. W niedługim czasie później będąc na spotkaniu blogerek w Londynie otrzymałam w prezencie krem DETOX Bis-in-DIE z firmy FEMI. Krem ma niesamowicie bogaty i naturalny skład, cieszy się również zasłużoną pozytywną opinią w internecie. Co więcej, kiedy moja koleżanka z pracy żaliła się na swoje problemy skórne pożyczyłam go jej i krem okazał się zbawienny dla jej skóry. Widząc jak świetnie poradził sobie z problemami skóry mojej koleżanki tym większe miałam wobec niego oczekiwania i aplikowałam ten krem zarówno rano jak i wieczorem. Moje problemy skórne stawały się coraz bardziej widoczne. Będąc w Londynie nabyłam również balsam myjący Lush, który uwaga ma w sobie ekstrakt z róży. Nie podejrzewając go o nic złego, wręcz licząc, że pomoże mi rozwiązać problem z cerą z przyjemnością oczyszczałam nim twarz wieczorem. Moja cera nie miała się wcale lepiej. Mój dotychczasowy żel do mycia twarzy kończył się już ( jego głównie obwiniałam o problemy z cerą ) musiałam kupić jakiś żel do mycia twarzy który mogłabym stosować rano ( Lush był na wieczór ). W TkMaxx trafiłam na żel Organic Surge. Jego bazę stanowiła oczywiście ... róża! A jakże!!!
I to była kropla nad "i"... moja cera zaczęła krzyczeć o pomoc, zbuntowała się całkowicie!!! Całe policzki, czoło mam "pięknie" pokryte czerwonymi kropeczkami ( jak przy różyczce ) które z trudem zakrywa mi mój podkład. Do tej pory nie potrafię wyjaśnić czemu tak długo trwało zanim zorientowałam się że to produkty różane mi nie służą. Żeby było jeszcze śmieszniej pędzle i gąbeczkę do makijażu myłam w mydle Dr Bronner, różanym oczywiście ( świetnie rodzi sobie z czyszczeniem pędzli i gąbeczki więc na pewno kupię nowe opakowanie tylko już nie różane )
Od 3 dni jestem na różanym detoksie. Stan mojej cery powoli się poprawia. Skóra nie jest już tak przesuszona, a wysypka powoli blednie i maleje ( choć jest to bardzo powolny proces ). Póki co moja pielęgnacja twarzy polega na demakijażu wodą micelarną z Garniera, oczyszczeniem żelem Cetapil oraz nałożeniem kremu do cery bardzo wrażliwej z Burt`s Bee.
Z bólem serca pozbędę się wszystkich wspomnianych produktów zawierających wodę/olejek różany. Najbardziej jest mi szkoda żelu z Organic Surge, który jest naprawdę świetny, przepięknie pachnie, cudownie oczyszcza skórę. I gdyby nie ta nieszczęsna róża, mógłby to być mój KWC! :(
Mam nadzieje, że już w niedługim czasie problemy skórne staną się wspomnieniem. Dzięki tej przygodzie zaczęłam przywiązywać większą uwagę do wybieranych przeze mnie kosmetyków oraz do całego procesu pielęgnacji skóry twarzy. Ufam, że dzięki temu uniknę podobnych nieprzyjemnych sytuacji.
Szkoda tylko tego olejku różanego...
Trzymajcie się cieplutko!!
Ania
Zawsze cieszyłam się z posiadania cery mało wrażliwej zarówno na czynniki atmosferyczne jak i różne kosmetyki. Nie wiedziałam co to podrażnienie, przesuszenie, zaczerwienienia, trądzik ( owszem jakieś niespodzianki zawsze się pojawiały ale nigdy nie był to stan przyprawiający mnie o ból głowy ), rozszerzone naczynka czy też inne dziwne reakcje uczuleniowe. Był to dla mnie zupełnie nieznany świat, żyłam sobie w błogiej nieświadomości. Aż do teraz...
Od jakiegoś czasu borykam się z kapryśną cerą. Na początku moja cera nie zbyt dobrze zareagowała na tutejszą wodę po przeprowadzce do UK. Potem bardzo podrażnił ją żel do mycia twarzy z Palmers. Kiedy wydawało mi się, że problem został już rozwiązany na skórze mojej twarzy zaczęły pojawiać się dziwne czerwone kropeczki przypominające wysypkę a skóra na nowo zaczęła przesuszać się coraz bardziej ( w dotyku przypominała papier ). Sporo czasu trwało zanim znalazłam winowajcę tego całego dramatu. Cały czas co prawda czekam na poprawę, więc nadal nie jestem na 100% pewna czy to to, czy może coś innego.
Ponieważ problemy na początku były mało widoczne trudno było mi domyśleć się który produkt mam za ten stan obwiniać. W ramach akcji SOS wprowadziłam wg mnie delikatne, naturalne produkty pielęgnacyjne które cieszyły się bardzo dobrymi opiniami w świecie blogowym. Nieświadomie zostałam osaczona przez mojego wroga!
Olejek różany czy też woda różana znana jest ze swoich dobroczynnych i pielęgnacyjnych właściwości zwłaszcza w stosunku do cery dojrzałej, zmęczonej, poszarzałej. Osobiście uwielbiam róże, ich zapach ( ulubiona nuta zapachowa perfum )dlatego tym większym zaskoczeniem jest dla mnie fakt, że to właśnie zawartość olejku/wody różanej w stosowanych przeze mnie produktach przyczyniała się do takiego spustoszenia mojej cery :(
Wszystko zaczęło się od olejku MAGIC ROSE z Everee, który na moją prośbę przesłała mi moja Mama. Ile dobrego ja się o tym olejku naczytałam! Po pierwszych użyciach tego olejku nie zauważyłam nic niepokojącego, nie było co prawda żadnego WOW, pomyślałam więc że potrzeba trochę więcej czasu aby zauważyć jego dobroczynne działanie. Powoli również zaczęłam zauważać pojawiające się drobne czerwone punkciki na mojej twarzy. W niedługim czasie później będąc na spotkaniu blogerek w Londynie otrzymałam w prezencie krem DETOX Bis-in-DIE z firmy FEMI. Krem ma niesamowicie bogaty i naturalny skład, cieszy się również zasłużoną pozytywną opinią w internecie. Co więcej, kiedy moja koleżanka z pracy żaliła się na swoje problemy skórne pożyczyłam go jej i krem okazał się zbawienny dla jej skóry. Widząc jak świetnie poradził sobie z problemami skóry mojej koleżanki tym większe miałam wobec niego oczekiwania i aplikowałam ten krem zarówno rano jak i wieczorem. Moje problemy skórne stawały się coraz bardziej widoczne. Będąc w Londynie nabyłam również balsam myjący Lush, który uwaga ma w sobie ekstrakt z róży. Nie podejrzewając go o nic złego, wręcz licząc, że pomoże mi rozwiązać problem z cerą z przyjemnością oczyszczałam nim twarz wieczorem. Moja cera nie miała się wcale lepiej. Mój dotychczasowy żel do mycia twarzy kończył się już ( jego głównie obwiniałam o problemy z cerą ) musiałam kupić jakiś żel do mycia twarzy który mogłabym stosować rano ( Lush był na wieczór ). W TkMaxx trafiłam na żel Organic Surge. Jego bazę stanowiła oczywiście ... róża! A jakże!!!
I to była kropla nad "i"... moja cera zaczęła krzyczeć o pomoc, zbuntowała się całkowicie!!! Całe policzki, czoło mam "pięknie" pokryte czerwonymi kropeczkami ( jak przy różyczce ) które z trudem zakrywa mi mój podkład. Do tej pory nie potrafię wyjaśnić czemu tak długo trwało zanim zorientowałam się że to produkty różane mi nie służą. Żeby było jeszcze śmieszniej pędzle i gąbeczkę do makijażu myłam w mydle Dr Bronner, różanym oczywiście ( świetnie rodzi sobie z czyszczeniem pędzli i gąbeczki więc na pewno kupię nowe opakowanie tylko już nie różane )
Od 3 dni jestem na różanym detoksie. Stan mojej cery powoli się poprawia. Skóra nie jest już tak przesuszona, a wysypka powoli blednie i maleje ( choć jest to bardzo powolny proces ). Póki co moja pielęgnacja twarzy polega na demakijażu wodą micelarną z Garniera, oczyszczeniem żelem Cetapil oraz nałożeniem kremu do cery bardzo wrażliwej z Burt`s Bee.
Z bólem serca pozbędę się wszystkich wspomnianych produktów zawierających wodę/olejek różany. Najbardziej jest mi szkoda żelu z Organic Surge, który jest naprawdę świetny, przepięknie pachnie, cudownie oczyszcza skórę. I gdyby nie ta nieszczęsna róża, mógłby to być mój KWC! :(
Mam nadzieje, że już w niedługim czasie problemy skórne staną się wspomnieniem. Dzięki tej przygodzie zaczęłam przywiązywać większą uwagę do wybieranych przeze mnie kosmetyków oraz do całego procesu pielęgnacji skóry twarzy. Ufam, że dzięki temu uniknę podobnych nieprzyjemnych sytuacji.
Szkoda tylko tego olejku różanego...
Trzymajcie się cieplutko!!
Ania
niedziela, 29 marca 2015
LUSH Ultrabland Cleanser - krem do demakijażu twarzy
Witajcie!
Kosmetyki z firmy Lush przyciągają mnie od dawna. Parę lat temu kiedy był na nie ogromny boom z ciekawości kupiłam na allegro szampon w kostce Seanik oraz mydło do twarzy Fresh Farmacy. Oba te produkty wspominam bardzo dobrze i z chęcią powróciłabym do nich a zwłaszcza do szamponu w kostce. Szkoda, że tyle fajnych produktów odchodzi w zapomnienie po wcześniejszym szale na nie.
Podczas wizyty w Londynie z okazji spotkania blogerek ( o którym piszę tutaj )udało mi się zajrzeć do stoiska Lush na Stacji Waterloo. Niestety asortyment w sklepiku dość skromny ale udało mi się kupić dwa produkty: mydło Karma ( dla męża, uwielbia takie zapachy, a ja uważam, że jest to niesamowicie męski zapach :) )oraz krem do demakijażu Ultrabland.
Jest to moje pierwsze spotkanie z kremem do demakijażu oraz do tzw. hot cloth. I chyba na tym jednym spotkaniu się skończy. Chociaż, kto wie...kobieta zmienną jest przecież :D
Produkt ma postać białego, gęstego kremu o specyficznym ziołowo-kwiatowym zapachu. Jak najbardziej przyjemnym dla nosa. Po nałożeniu dość grubej warstwy krem w kilku miejscach na twarzy rozsmarowuję go i wykonuję delikatny masaż. Krem pod wpływem ciepła robi się bardziej oleisty i rozpuszcza makijaż. Następnie produkt można usunąć na dwa sposoby. Albo namoczonym w ciepłej wodzie bawełnianym płatkiem, albo przy użyciu flanelowego/ muślinowego ręcznika zmoczonego w dość ciepłej wodzi. Krem pozostawia delikatny film na skórze, na szczęście nie jest on tłusty. Niestety krem nie zmywa w 100% tuszu do rzęs choć reszta skóry jest przyjemnie czysta.
W skład kremu wchodzą : Peanut Oil (Arachis Hypogaea), Rose Water (Rosa Centifolia), Beeswax (Cera Alba), Honey, Fresh Iris Extract (Iris Florentina), Glycerine, Rose Absolute (Rosa Damascena), Tincture of Benzoin (Styrax Benzoin), Sodium Borate, Methylparaben, Propylparaben.
Moje wrażenia ze stosowania tego produktu są mieszane. Nie wiem czy ja robię coś nie tak, czy może moja cera nie przepada za hot cloth metodą ale nie do końca jestem przekonana o skuteczności tego kremu ( w moim przypadku ). Niby cera jest oczyszczona, niby jest gładka i nawilżona, ale po około 2 tyg. stosowania zauważyłam, że moja skóra wydaje się wręcz przesuszona i podrażniona. Na kilka dni odstawiłam ten produkt ( zaczęłam używać innego żelu do mycia twarzy ) i jest trochę lepiej. Na pewno zużyję ten produkt do końca ale już może nie do codziennego stosowania.
Podejrzewam, że winowajcom może być również olejek różany. Niestety chyba się nie lubimy z tym olejkiem. Już któryś raz stosuje produkt zawierający ten składnik i każdorazowo kończy się to podrażnieniem skóry. Niestety :(
A jaki jest wasz ulubiony produkt z Lush? Co polecacie jeszcze do testów?
Trzymajcie się cieplutko!
ANia
Kosmetyki z firmy Lush przyciągają mnie od dawna. Parę lat temu kiedy był na nie ogromny boom z ciekawości kupiłam na allegro szampon w kostce Seanik oraz mydło do twarzy Fresh Farmacy. Oba te produkty wspominam bardzo dobrze i z chęcią powróciłabym do nich a zwłaszcza do szamponu w kostce. Szkoda, że tyle fajnych produktów odchodzi w zapomnienie po wcześniejszym szale na nie.
Podczas wizyty w Londynie z okazji spotkania blogerek ( o którym piszę tutaj )udało mi się zajrzeć do stoiska Lush na Stacji Waterloo. Niestety asortyment w sklepiku dość skromny ale udało mi się kupić dwa produkty: mydło Karma ( dla męża, uwielbia takie zapachy, a ja uważam, że jest to niesamowicie męski zapach :) )oraz krem do demakijażu Ultrabland.
Jest to moje pierwsze spotkanie z kremem do demakijażu oraz do tzw. hot cloth. I chyba na tym jednym spotkaniu się skończy. Chociaż, kto wie...kobieta zmienną jest przecież :D
Produkt ma postać białego, gęstego kremu o specyficznym ziołowo-kwiatowym zapachu. Jak najbardziej przyjemnym dla nosa. Po nałożeniu dość grubej warstwy krem w kilku miejscach na twarzy rozsmarowuję go i wykonuję delikatny masaż. Krem pod wpływem ciepła robi się bardziej oleisty i rozpuszcza makijaż. Następnie produkt można usunąć na dwa sposoby. Albo namoczonym w ciepłej wodzie bawełnianym płatkiem, albo przy użyciu flanelowego/ muślinowego ręcznika zmoczonego w dość ciepłej wodzi. Krem pozostawia delikatny film na skórze, na szczęście nie jest on tłusty. Niestety krem nie zmywa w 100% tuszu do rzęs choć reszta skóry jest przyjemnie czysta.
W skład kremu wchodzą : Peanut Oil (Arachis Hypogaea), Rose Water (Rosa Centifolia), Beeswax (Cera Alba), Honey, Fresh Iris Extract (Iris Florentina), Glycerine, Rose Absolute (Rosa Damascena), Tincture of Benzoin (Styrax Benzoin), Sodium Borate, Methylparaben, Propylparaben.
Moje wrażenia ze stosowania tego produktu są mieszane. Nie wiem czy ja robię coś nie tak, czy może moja cera nie przepada za hot cloth metodą ale nie do końca jestem przekonana o skuteczności tego kremu ( w moim przypadku ). Niby cera jest oczyszczona, niby jest gładka i nawilżona, ale po około 2 tyg. stosowania zauważyłam, że moja skóra wydaje się wręcz przesuszona i podrażniona. Na kilka dni odstawiłam ten produkt ( zaczęłam używać innego żelu do mycia twarzy ) i jest trochę lepiej. Na pewno zużyję ten produkt do końca ale już może nie do codziennego stosowania.
Podejrzewam, że winowajcom może być również olejek różany. Niestety chyba się nie lubimy z tym olejkiem. Już któryś raz stosuje produkt zawierający ten składnik i każdorazowo kończy się to podrażnieniem skóry. Niestety :(
A jaki jest wasz ulubiony produkt z Lush? Co polecacie jeszcze do testów?
Trzymajcie się cieplutko!
ANia
poniedziałek, 23 marca 2015
Nowości w mojej kosmetyczce
Witajcie!
Jak ten czas szybko mija! Mamy już kalendarzową wiosnę !!! Nareszcie!!! Wiosna zdała egzamin i pierwsze dni jej panowania należały do słonecznych :)
A wracając do tematu posta chciałam wam dziś pokazać nowości jakie na przestrzeni kilku ostatnich tygodni zagościły u mnie w kosmetyczce.
Kosmetyki do oczu:
Najpierw kupiłam rewelacyjny czarny eyeliner z Primark`u za jedyne £1,5o. Eyeliner okazał się świetny, bardzo łatwo rysuje się nim kreski, są one precyzyjne i smukłe. Od kiedy mam ten eyeliner nie tracę 10 minut na pomalowanie kresek. Kolor czarny, dość jasny, co dla mnie blondynki o jasnej karnacji i oprawie oczy jest to dodatkowy plus. Kreska wygląda naturalniej. Jeśli chodzi o trwałość, moje powieki są bardzo tłuste i zazwyczaj każda kreska wcześniej czy później odbija mi się na górnej powiece. Znalazłam sposób utrwalenia kreski dzięki czemu trzyma mi się ona w stanie nie naruszonym prawie cały dzień. Zaraz po narysowaniu kreski staram się nie otwierać szeroko oka i natychmiast przypudrowuję kreskę zwyczajnym transparentnym pudrem do twarzy. Tak zagruntowana kreska trzyma się długo. Jedyny minus, to efekt przypudrowywania - kreska traci intensywność koloru. Ale jak już wspomniałam jest to dla mnie raczej plus. Za £1,5o nie wymagam niczego więcej :)
Collection Eyes Uncovered Nude Palette - o tej rewelacyjnej paletce pisałam już tutaj. I cały czas podtrzymuje zdanie na jej temat. Uważam, że jest to naprawdę fantastyczna i warta każdych pieniędzy paletka. I myślę, że niedługo będzie o niej głośno na blogach i youtube. Jako ciekawostka i w formie rekomendacji napiszę, że ostatnio widziałam filmik na youtube porównujący jakość tej paletki do sławnych cieni z Urban Decay.
Tusz do rzęs z Benefit Bad Gal Lash - miniaturowa wersja z ostatniego Brichbox. Jakoś mnie nie zachwyciła. Odzwyczaiłam się od nie sylikonowych szczoteczek. Zużyję, ale pełnowymiarowego opakowania na pewno nie kupię.
Tusz do rzęs Physicians Formula Organic wear Jumbo Lash Mascara - kupując ją na Amazon nie zwróciłam uwagi, że nabywam nowszą wersję kultowego tuszu do rzęs , wersje JUMBO. Niestety ta wersja ma gigantyczną szczoteczkę, którą nie sposób pomalować rzęs nie brudząc sobie górnej powieki ( przynajmniej w przypadku moich oczu ). Kolor jest rzeczywiście czarny, głęboki. Dwie warstwy dają faktycznie mocniejszy efekt. Niestety tusz dość łatwo rozmazuje się. Kilka razy zdarzyło mi się potrzeć oko i już miałam "oko pandy". Podsumowując tusz może i naturalny ( tak deklaruje producent) ale mnie nie zachwycił. Daleko mu do mojej ulubionej maskary w Wibo Curling Pump Up Mascara :(
Kosmetyki do ust :
Ostatnio ogromnie spodobały mi się usta w kolorze nude. Szukając pomadki idealnej przeszłam przez wszystkie szafy w Bootsie, Superdragu i Tesco. Byłam bliska zakupienia słynnej i trudno dostepnęj pomadki J.LO z serii Nude z L`oreala. Przeszkadzał mi tylko zapach. Bleee. Więc niestety szukałam dalej. Ostatecznie stanęło na konturówkach do ust w kolorze różu. Co prawda to nie nude, ale jest blisko :)
Essence lip liner w kolorze 12, piękny jasny róż, ani za mocny ( czyt. cukierkowy ) ani za blady. Łatwo tą kredką pomalować całe usta, wystarczy dodać błyszczyk lub pomadkę ochronną i mamy pięknie i dość trwale pomalowane usta. Kredka nawet zbyt mocno nie wysusza ust, więc jest to dodatkowy plus. No i cena £1,oo w Wilko.
Rimmel Exaggerate full colour lip liner w kolorze 063 - dziś pierwsze testy, ale swatch na ręku pokazuje, że jest to kolor przygaszonego, brudnego różu, czyli mniej więcej taki jak moje usta. Powinno wyglądać naturalnie.
Barry M. Lip Gloss w kolorze 12 lub 434 - Śliczny mleczny kolor. Kupiłam specjalnie po to aby dodać trochę blasku ustom pomalowanym konturówką. Błyszczyk pachnie ładnie, nie klei się, ładnie wygląda na ustach. Czego chcieć więcej.
Kosmetyki do twarzy :
Collection Lasting Perfection w kolorze 01 Fair - chyba najsławniejszy korektor pod oczy, który od lat zbiera fantastyczne opinie. Tani, dobrze kryje, trwały. Mogę to wszystko potwierdzić. Dodatkowo ładnie rozjaśnia okolice oczu, więc twarz od razu nabiera zdrowszego wyglądu. Nie jest to w żadnym wypadku korektor rozświetlający, natomiast jasny kolor w moim przypadku tak właśnie działa. Jestem z niego zadowolona. Na pewno na stałe zamieszka w mojej kosmetyczce.
MUA Undress Your Skin Illuminating Foundation w kolorze Beige - kończy się już mój ukochany podkład z Rimmela Stay Matte. Tak bardzo go lubię, że miałam ochotę nabyć kolejne opakowanie, ale ciekawość zwyciężyła. Trafiła się promocja w szafie MUA i ten podkład był do nabycia za całe £3,oo. Nie dość, że tani to jeszcze zbiera pochwały na youtube i blogach, porównywany jest do Revlon Nearly Naked. Czy mogłam przejść obok niego obojętnie. Zdecydowanie nie! Bardzo lubię ten podkład, daje ten fajny efekt "glow" na naszej skórze. Ale jest to inne "glow" niż to które osiągniemy z Rimmel Wake me up, w którym błyszczące drobinki zupełnie mi nie pasowały. W przypadku podkładu MUA osiągamy efekt słabego do średniego krycia, efekt naszej ale lepszej skóry ( wiecie o co chodzi ). Nawet przy mojej mieszanej cerze podkład ładnie wyglądał przez kilka godzin. I wszystko byłoby pięknie gdyby nie podejrzenia, że mnie zapycha :( Niestety do codziennego użytku w moim przypadku się nie nadaje, ale na pewno zużyje go z przyjemnością podczas np. weekendów. Jeszcze jeden minus tego podkładu to jego opakowanie. Podkład ma bardzo wodnistą konsystencję i dosłownie wylewa się z opakowania. Lepiej sprawdziłaby się buteleczka z dozownikiem. No ale jest to tani produkt, więc mu to wybaczam.
W dalszym ciągu potrzebowałam więc podkładu. Ponieważ lubię podkłady z Rimmel, postanowiłam przetestować ich nowość Rimmel Lasting Finish Nude w kolorze 100 Ivory. Użyłam go dopiero raz, ale podoba mi się kolor ( idealny do mojej jasnej cery ), średnie krycie, wygląda na skórze naturalnie. Ładnie wytrzymał na twarzy większą część dnia. Jestem ciekawa jak sprawdzi się przy dłuższym użytkowaniu.
I na koniec perfumy. Prezent od męża :) Woda toaletowa Kylie Minogue Darling. Bardzo kobiecy, ciepły, otulający zapach. Mnie się bardzo podoba, mężowi również :) Trwałość całkiem dobra. Polubiłam :)
Nuty zapachowe:
nuta głowy: passiflora, frezja, lilia
nuta serca: boronia
nuta bazy: wanilia, australijskie drzewo sandałowe, ambra
Oto wszystkie nowości makijażowe w mojej kosmetyczce. Dajcie znać czy używałyście może któryś z tych produktów. Jestem ciekawa jakie są wasze opinie.
A jeśli znacie jakieś fajne pomadki nude, to piszcie!!! Nadal marzy mi się taka pomadka :)
Trzymajcie się cieplutko!
Ania
Jak ten czas szybko mija! Mamy już kalendarzową wiosnę !!! Nareszcie!!! Wiosna zdała egzamin i pierwsze dni jej panowania należały do słonecznych :)
A wracając do tematu posta chciałam wam dziś pokazać nowości jakie na przestrzeni kilku ostatnich tygodni zagościły u mnie w kosmetyczce.
Kosmetyki do oczu:
Najpierw kupiłam rewelacyjny czarny eyeliner z Primark`u za jedyne £1,5o. Eyeliner okazał się świetny, bardzo łatwo rysuje się nim kreski, są one precyzyjne i smukłe. Od kiedy mam ten eyeliner nie tracę 10 minut na pomalowanie kresek. Kolor czarny, dość jasny, co dla mnie blondynki o jasnej karnacji i oprawie oczy jest to dodatkowy plus. Kreska wygląda naturalniej. Jeśli chodzi o trwałość, moje powieki są bardzo tłuste i zazwyczaj każda kreska wcześniej czy później odbija mi się na górnej powiece. Znalazłam sposób utrwalenia kreski dzięki czemu trzyma mi się ona w stanie nie naruszonym prawie cały dzień. Zaraz po narysowaniu kreski staram się nie otwierać szeroko oka i natychmiast przypudrowuję kreskę zwyczajnym transparentnym pudrem do twarzy. Tak zagruntowana kreska trzyma się długo. Jedyny minus, to efekt przypudrowywania - kreska traci intensywność koloru. Ale jak już wspomniałam jest to dla mnie raczej plus. Za £1,5o nie wymagam niczego więcej :)
Collection Eyes Uncovered Nude Palette - o tej rewelacyjnej paletce pisałam już tutaj. I cały czas podtrzymuje zdanie na jej temat. Uważam, że jest to naprawdę fantastyczna i warta każdych pieniędzy paletka. I myślę, że niedługo będzie o niej głośno na blogach i youtube. Jako ciekawostka i w formie rekomendacji napiszę, że ostatnio widziałam filmik na youtube porównujący jakość tej paletki do sławnych cieni z Urban Decay.
Tusz do rzęs z Benefit Bad Gal Lash - miniaturowa wersja z ostatniego Brichbox. Jakoś mnie nie zachwyciła. Odzwyczaiłam się od nie sylikonowych szczoteczek. Zużyję, ale pełnowymiarowego opakowania na pewno nie kupię.
Tusz do rzęs Physicians Formula Organic wear Jumbo Lash Mascara - kupując ją na Amazon nie zwróciłam uwagi, że nabywam nowszą wersję kultowego tuszu do rzęs , wersje JUMBO. Niestety ta wersja ma gigantyczną szczoteczkę, którą nie sposób pomalować rzęs nie brudząc sobie górnej powieki ( przynajmniej w przypadku moich oczu ). Kolor jest rzeczywiście czarny, głęboki. Dwie warstwy dają faktycznie mocniejszy efekt. Niestety tusz dość łatwo rozmazuje się. Kilka razy zdarzyło mi się potrzeć oko i już miałam "oko pandy". Podsumowując tusz może i naturalny ( tak deklaruje producent) ale mnie nie zachwycił. Daleko mu do mojej ulubionej maskary w Wibo Curling Pump Up Mascara :(
Kosmetyki do ust :
Ostatnio ogromnie spodobały mi się usta w kolorze nude. Szukając pomadki idealnej przeszłam przez wszystkie szafy w Bootsie, Superdragu i Tesco. Byłam bliska zakupienia słynnej i trudno dostepnęj pomadki J.LO z serii Nude z L`oreala. Przeszkadzał mi tylko zapach. Bleee. Więc niestety szukałam dalej. Ostatecznie stanęło na konturówkach do ust w kolorze różu. Co prawda to nie nude, ale jest blisko :)
Essence lip liner w kolorze 12, piękny jasny róż, ani za mocny ( czyt. cukierkowy ) ani za blady. Łatwo tą kredką pomalować całe usta, wystarczy dodać błyszczyk lub pomadkę ochronną i mamy pięknie i dość trwale pomalowane usta. Kredka nawet zbyt mocno nie wysusza ust, więc jest to dodatkowy plus. No i cena £1,oo w Wilko.
Rimmel Exaggerate full colour lip liner w kolorze 063 - dziś pierwsze testy, ale swatch na ręku pokazuje, że jest to kolor przygaszonego, brudnego różu, czyli mniej więcej taki jak moje usta. Powinno wyglądać naturalnie.
Barry M. Lip Gloss w kolorze 12 lub 434 - Śliczny mleczny kolor. Kupiłam specjalnie po to aby dodać trochę blasku ustom pomalowanym konturówką. Błyszczyk pachnie ładnie, nie klei się, ładnie wygląda na ustach. Czego chcieć więcej.
Kosmetyki do twarzy :
Collection Lasting Perfection w kolorze 01 Fair - chyba najsławniejszy korektor pod oczy, który od lat zbiera fantastyczne opinie. Tani, dobrze kryje, trwały. Mogę to wszystko potwierdzić. Dodatkowo ładnie rozjaśnia okolice oczu, więc twarz od razu nabiera zdrowszego wyglądu. Nie jest to w żadnym wypadku korektor rozświetlający, natomiast jasny kolor w moim przypadku tak właśnie działa. Jestem z niego zadowolona. Na pewno na stałe zamieszka w mojej kosmetyczce.
MUA Undress Your Skin Illuminating Foundation w kolorze Beige - kończy się już mój ukochany podkład z Rimmela Stay Matte. Tak bardzo go lubię, że miałam ochotę nabyć kolejne opakowanie, ale ciekawość zwyciężyła. Trafiła się promocja w szafie MUA i ten podkład był do nabycia za całe £3,oo. Nie dość, że tani to jeszcze zbiera pochwały na youtube i blogach, porównywany jest do Revlon Nearly Naked. Czy mogłam przejść obok niego obojętnie. Zdecydowanie nie! Bardzo lubię ten podkład, daje ten fajny efekt "glow" na naszej skórze. Ale jest to inne "glow" niż to które osiągniemy z Rimmel Wake me up, w którym błyszczące drobinki zupełnie mi nie pasowały. W przypadku podkładu MUA osiągamy efekt słabego do średniego krycia, efekt naszej ale lepszej skóry ( wiecie o co chodzi ). Nawet przy mojej mieszanej cerze podkład ładnie wyglądał przez kilka godzin. I wszystko byłoby pięknie gdyby nie podejrzenia, że mnie zapycha :( Niestety do codziennego użytku w moim przypadku się nie nadaje, ale na pewno zużyje go z przyjemnością podczas np. weekendów. Jeszcze jeden minus tego podkładu to jego opakowanie. Podkład ma bardzo wodnistą konsystencję i dosłownie wylewa się z opakowania. Lepiej sprawdziłaby się buteleczka z dozownikiem. No ale jest to tani produkt, więc mu to wybaczam.
W dalszym ciągu potrzebowałam więc podkładu. Ponieważ lubię podkłady z Rimmel, postanowiłam przetestować ich nowość Rimmel Lasting Finish Nude w kolorze 100 Ivory. Użyłam go dopiero raz, ale podoba mi się kolor ( idealny do mojej jasnej cery ), średnie krycie, wygląda na skórze naturalnie. Ładnie wytrzymał na twarzy większą część dnia. Jestem ciekawa jak sprawdzi się przy dłuższym użytkowaniu.
I na koniec perfumy. Prezent od męża :) Woda toaletowa Kylie Minogue Darling. Bardzo kobiecy, ciepły, otulający zapach. Mnie się bardzo podoba, mężowi również :) Trwałość całkiem dobra. Polubiłam :)
Nuty zapachowe:
nuta głowy: passiflora, frezja, lilia
nuta serca: boronia
nuta bazy: wanilia, australijskie drzewo sandałowe, ambra
Oto wszystkie nowości makijażowe w mojej kosmetyczce. Dajcie znać czy używałyście może któryś z tych produktów. Jestem ciekawa jakie są wasze opinie.
A jeśli znacie jakieś fajne pomadki nude, to piszcie!!! Nadal marzy mi się taka pomadka :)
Trzymajcie się cieplutko!
Ania
niedziela, 8 marca 2015
Produkty do pielęgnacji paznokci i dłoni !
Witajcie!
Mówi się, że zadbane dłonie i paznokcie to wizytówka człowieka. Zgadzam się z tym stwierdzeniem w 100%. Jedną z rzeczy na którą nawet podświadomie zwracam uwagę to czy nowo poznana osoba ma wypielęgnowane dłonie. Niby taki drobiazg a wpływa na pierwsze wrażenie. Niestety nie należę do osób, które potrafią oglądając film wmasowywać w skórki paznokci olejek nawilżający albo codziennie zmieniać kolor na paznokciach czy też nakładać krem do rąk po każdorazowym konacie z wodą. Kwestię dbania o dłonie i paznokcie traktuję raczej jako "zło konieczne". Długo szukałam produktów dzięki którym to "zło konieczne" stałoby się trochę bardziej "znośne".
Oto moja wspaniała czwórka!!!
- EVELINE - Nail Therapy Professional - krem do skórek - lakier do paznokci wygląda najlepiej na paznokciach z odsuniętymi skórkami. To była moja prawdziwa zmora każdego manicure! Jak ja tego nie lubiłam robić. Zazwyczaj skórki wycinałam cążkami po uprzedniej kąpieli w ciepłej wodzie. Moczenie dłonie przez kilka minut w wodzie jest dla mnie stratą czasu ale cóż inaczej nie byłam w stanie zmiękczyć skórek wystarczająco aby je usunąć. Aż natrafiłam na ten produkt. Producent zaleca trzymać krem na skórkach max 15 sekund. Wydłużam ten czas do minuty i wówczas bez problemu usuwam skórki nie musząc ich nawet wycinać. Skórki są tak zmiękczone, że wystarczy delikatnie oderwać je patyczkiem do paznokci. Dodatkowo preparat nie wpływa negatywnie na stan moich paznokci. Nie osłabia ich ani nie niszczy. Jestem na TAK!!! Nie wyobrażam sobie już manicure bez tego kremu.
- ESSENCE pilnik do paznokci - mam go już tyle lat, że zdecydowanie wymaga wymiany, ale pomimo startych płytek ściernych nadal całkiem dobrze radzi sobie z wyrównywaniem i wygładzaniem krawędzi paznokci po ich obcięciu. W praktyce używam tylko 2 płytek. Pierwsza gruboziarnista ( chyba mogę to tak określić ? )służy mi do spiłowania ewentualnych zadziorków które powstały po obcięciu paznokci. Druga płytka drobnoziarnista służy już do wygładzenia krawędzi paznokcia. Zauważyłam, że obie te czynności pomagają mi w walce z rozdwajającymi się paznokciami.
- EVELINE - 8 w 1 Argan Elixir - olejek argonowy do paznokci. Jakiś czas temu kiedy moje poznacie wołały o pomstę do nieba, tak bardzo się rozdwajały i łamały, poprosiłam moją mamę aby przesłała mi sprawdzoną już odżywkę 8 w 1 z Eveline. Mama owszem paczkę wysłała ale zamiast odżywki otrzymałam olejek. Znając siebie byłam przekonana, że olejku do paznokci użyję może ze dwa razy po czym buteleczka będzie stała nieużywana na nocnym stoliku. O dziwo jednak bardzo polubiłam się z tym produktem i myślę, że miał duży wpływ na polepszenie się kondycji moich paznokci w ostatnim czasie. Olejek szybko się wchłania, ma przyjemny brzoskwiniowy zapach i faktycznie pielęgnuje paznokcie. Aplikacja pędzelkiem jest łatwa i szybka. Czegoż chcieć więcej?
- Soap & Glory - Hand Food - krem do rąk - Kremy do rąk i ja to nie najlepsze połączenie. Jestem bardzo, ale to bardzo wybredna jeśli chodzi o kremy do rąk. Jeśli tylko jakiś krem pozostawi na moich dłoniach lekką nawet ale tłustą warstwę, wiem że już go więcej nie użyję. Pisząc o tłustej warstwie mam na myśli nawet taką, która dla innych jest niewyczuwalna ( podobnie mam z lakierami do paznokci, dosłownie czuję ciężar lakieru na moich paznokciowy, co jest dla mnie dość nieprzyjemne ). Ot, takie moje dziwactwo ! :D Jedyny krem, który do tej pory tolerowałam to Neutrogena krem intensywnie regenerujący. Dlatego dość sceptycznie podeszłam do produktu Soap & Glory i zamiast pełnowymiarowego kremu kupiłam wersję turystyczną. O dziwo znalazłam chyba swoje KWC! Krem wchłania się błyskawicznie, dobrze nawilża i pielęgnuje dłonie. Skóra jest miękka i nawilżona a do tego ( co jest dla mnie najważniejsze ) nie czuję żadnej nachalnej i natrętnej tłustej warstwy na dłoniach. No i ten zapach - perfumy Dior Miss Cherrie. Po prostu rewelacja. Używam teraz tego kremu przy każdej nadarzającej się okazji i na pewno kupię pełnowymiarowe opakowanie.
To tyle jeśli chodzi o moją pielęgnację dłoni. A jakie są wasze ulubione produkty? Możecie mi polecić jakiś dobry pilniczek do paznokci, bo ten z Essence naprawdę wymaga już wymiany . Dajcie mi koniecznie znać w komentarzach!!!
Trzymajcie się cieplutko!
Ania
Mówi się, że zadbane dłonie i paznokcie to wizytówka człowieka. Zgadzam się z tym stwierdzeniem w 100%. Jedną z rzeczy na którą nawet podświadomie zwracam uwagę to czy nowo poznana osoba ma wypielęgnowane dłonie. Niby taki drobiazg a wpływa na pierwsze wrażenie. Niestety nie należę do osób, które potrafią oglądając film wmasowywać w skórki paznokci olejek nawilżający albo codziennie zmieniać kolor na paznokciach czy też nakładać krem do rąk po każdorazowym konacie z wodą. Kwestię dbania o dłonie i paznokcie traktuję raczej jako "zło konieczne". Długo szukałam produktów dzięki którym to "zło konieczne" stałoby się trochę bardziej "znośne".
Oto moja wspaniała czwórka!!!
- EVELINE - Nail Therapy Professional - krem do skórek - lakier do paznokci wygląda najlepiej na paznokciach z odsuniętymi skórkami. To była moja prawdziwa zmora każdego manicure! Jak ja tego nie lubiłam robić. Zazwyczaj skórki wycinałam cążkami po uprzedniej kąpieli w ciepłej wodzie. Moczenie dłonie przez kilka minut w wodzie jest dla mnie stratą czasu ale cóż inaczej nie byłam w stanie zmiękczyć skórek wystarczająco aby je usunąć. Aż natrafiłam na ten produkt. Producent zaleca trzymać krem na skórkach max 15 sekund. Wydłużam ten czas do minuty i wówczas bez problemu usuwam skórki nie musząc ich nawet wycinać. Skórki są tak zmiękczone, że wystarczy delikatnie oderwać je patyczkiem do paznokci. Dodatkowo preparat nie wpływa negatywnie na stan moich paznokci. Nie osłabia ich ani nie niszczy. Jestem na TAK!!! Nie wyobrażam sobie już manicure bez tego kremu.
- ESSENCE pilnik do paznokci - mam go już tyle lat, że zdecydowanie wymaga wymiany, ale pomimo startych płytek ściernych nadal całkiem dobrze radzi sobie z wyrównywaniem i wygładzaniem krawędzi paznokci po ich obcięciu. W praktyce używam tylko 2 płytek. Pierwsza gruboziarnista ( chyba mogę to tak określić ? )służy mi do spiłowania ewentualnych zadziorków które powstały po obcięciu paznokci. Druga płytka drobnoziarnista służy już do wygładzenia krawędzi paznokcia. Zauważyłam, że obie te czynności pomagają mi w walce z rozdwajającymi się paznokciami.
- EVELINE - 8 w 1 Argan Elixir - olejek argonowy do paznokci. Jakiś czas temu kiedy moje poznacie wołały o pomstę do nieba, tak bardzo się rozdwajały i łamały, poprosiłam moją mamę aby przesłała mi sprawdzoną już odżywkę 8 w 1 z Eveline. Mama owszem paczkę wysłała ale zamiast odżywki otrzymałam olejek. Znając siebie byłam przekonana, że olejku do paznokci użyję może ze dwa razy po czym buteleczka będzie stała nieużywana na nocnym stoliku. O dziwo jednak bardzo polubiłam się z tym produktem i myślę, że miał duży wpływ na polepszenie się kondycji moich paznokci w ostatnim czasie. Olejek szybko się wchłania, ma przyjemny brzoskwiniowy zapach i faktycznie pielęgnuje paznokcie. Aplikacja pędzelkiem jest łatwa i szybka. Czegoż chcieć więcej?
- Soap & Glory - Hand Food - krem do rąk - Kremy do rąk i ja to nie najlepsze połączenie. Jestem bardzo, ale to bardzo wybredna jeśli chodzi o kremy do rąk. Jeśli tylko jakiś krem pozostawi na moich dłoniach lekką nawet ale tłustą warstwę, wiem że już go więcej nie użyję. Pisząc o tłustej warstwie mam na myśli nawet taką, która dla innych jest niewyczuwalna ( podobnie mam z lakierami do paznokci, dosłownie czuję ciężar lakieru na moich paznokciowy, co jest dla mnie dość nieprzyjemne ). Ot, takie moje dziwactwo ! :D Jedyny krem, który do tej pory tolerowałam to Neutrogena krem intensywnie regenerujący. Dlatego dość sceptycznie podeszłam do produktu Soap & Glory i zamiast pełnowymiarowego kremu kupiłam wersję turystyczną. O dziwo znalazłam chyba swoje KWC! Krem wchłania się błyskawicznie, dobrze nawilża i pielęgnuje dłonie. Skóra jest miękka i nawilżona a do tego ( co jest dla mnie najważniejsze ) nie czuję żadnej nachalnej i natrętnej tłustej warstwy na dłoniach. No i ten zapach - perfumy Dior Miss Cherrie. Po prostu rewelacja. Używam teraz tego kremu przy każdej nadarzającej się okazji i na pewno kupię pełnowymiarowe opakowanie.
To tyle jeśli chodzi o moją pielęgnację dłoni. A jakie są wasze ulubione produkty? Możecie mi polecić jakiś dobry pilniczek do paznokci, bo ten z Essence naprawdę wymaga już wymiany . Dajcie mi koniecznie znać w komentarzach!!!
Trzymajcie się cieplutko!
Ania
środa, 4 marca 2015
Oko w oko z rozświetlaczem Mary Lou Manizer the Balm !
Witajcie !
Dziś sporo zdjęć. Zdjęcia robione były w świetle dziennym i według mnie oddają kolor rozświetlacza oraz efekt jaki uzyskuje się na skórze.
Dzięki uprzejmości mojej koleżanki ( dzięki Karolina! :D ) miałam okazję pobawić się trochę z jednym z najbardziej znanych i popularnych w świecie blogowo-youtubowym roźwietlaczy. Mowa o kultowym Mary-Lou Manizer z The Balm. Od jakiegoś czasu zastanawiałam się nad jego zakupem, ale nie lubię wydawać sporych pieniędzy w ciemno, więc kiedy tylko dowiedziałam się, że Karolina jest jego szczęśliwa posiadaczką postanowiłam poprosić ją o możliwość przetestowania
produktu.
Oto efekty tych testów.
Rozświetlacz zamknięty jest w zgrabnym okrągłym opakowaniu, które mieści 8,5 g produktu. Koleżanka używa go już od roku a ledwo widać zużycie. Ma postać pudru, ale nie jest to typowy puder jak np róże z Inglota. Określiłabym go bardziej jako "mokry" puder. Mam nadzieje, że domyślacie się o jaką formułę mi chodzi.
Na pędzęl aplikuje się bardzo łatwo. Wystarczy przyłożyć włosie pędzla do powierzchni rozświetlacza aby wystarczająca jego ilość "przykleiła" się do pędzla. Sama aplikacja to nic skomplikowanego. Postępujemy jak przy zwykłym pudrze, nakładając go w pożądane przez nas miejsca twarzy.
Rozświetlacz utrzymuje się na twarzy praktycznie cały dzień. Wygląda naturalnie, daje faktyczne rozświetlenie i ten "glow" tak obecnie popularny. Ma doś zdecydowany złotawy odcień który na bardzo chłodnej kolorystycznie cerze raczej nie będzie zbyt dobrze wyglądał.
Czas na werdykt.
Muszę przyznać, że po tych wszystkich "och" i "ach" nad tym produktem spodziewałam się większego "WOW" :D . Chyba w moim przypadku oczekiwania przerosły trochę rzeczywistość. Nie twierdzę, że jest to zły produkt. Wręcz przeciwnie, jest to naprawdę ładny rozświetlacz, przepięknie prezentuje się na twarzy ale nie do końca widzę różnicę pomiędzy nim a innymi, tańszymi odpowiednikami. No i nie do końca jestem przekonana do aż tak złotego odcienia na mojej skórze. Wydaje mi się, że moja karnacja jest bardzie neutralna.
Tak więc nadal jestem w punkcie wyjście, bo nie wiem czy powinnam się na niego skusić, czy może zafundować sobie rozświetlacz z Soap&Golory, MUA,Sleek albo Make Up Revoluton, czy jakikolwiek innej firmy.
Doradźcie mi coś!!!
Produkt do kupienia np.:
Polska tutaj
UK tutaj
A wy co sądzicie o Mary-Lou ? Używacie? Jesteście zadowolona? Kupiłybyście ponownie?
Dajcie koniecznie znać!!
Trzymajcie się cieplutko!
Ania
Dziś sporo zdjęć. Zdjęcia robione były w świetle dziennym i według mnie oddają kolor rozświetlacza oraz efekt jaki uzyskuje się na skórze.
Dzięki uprzejmości mojej koleżanki ( dzięki Karolina! :D ) miałam okazję pobawić się trochę z jednym z najbardziej znanych i popularnych w świecie blogowo-youtubowym roźwietlaczy. Mowa o kultowym Mary-Lou Manizer z The Balm. Od jakiegoś czasu zastanawiałam się nad jego zakupem, ale nie lubię wydawać sporych pieniędzy w ciemno, więc kiedy tylko dowiedziałam się, że Karolina jest jego szczęśliwa posiadaczką postanowiłam poprosić ją o możliwość przetestowania
produktu.
Oto efekty tych testów.
Rozświetlacz zamknięty jest w zgrabnym okrągłym opakowaniu, które mieści 8,5 g produktu. Koleżanka używa go już od roku a ledwo widać zużycie. Ma postać pudru, ale nie jest to typowy puder jak np róże z Inglota. Określiłabym go bardziej jako "mokry" puder. Mam nadzieje, że domyślacie się o jaką formułę mi chodzi.
Na pędzęl aplikuje się bardzo łatwo. Wystarczy przyłożyć włosie pędzla do powierzchni rozświetlacza aby wystarczająca jego ilość "przykleiła" się do pędzla. Sama aplikacja to nic skomplikowanego. Postępujemy jak przy zwykłym pudrze, nakładając go w pożądane przez nas miejsca twarzy.
Rozświetlacz utrzymuje się na twarzy praktycznie cały dzień. Wygląda naturalnie, daje faktyczne rozświetlenie i ten "glow" tak obecnie popularny. Ma doś zdecydowany złotawy odcień który na bardzo chłodnej kolorystycznie cerze raczej nie będzie zbyt dobrze wyglądał.
Czas na werdykt.
Muszę przyznać, że po tych wszystkich "och" i "ach" nad tym produktem spodziewałam się większego "WOW" :D . Chyba w moim przypadku oczekiwania przerosły trochę rzeczywistość. Nie twierdzę, że jest to zły produkt. Wręcz przeciwnie, jest to naprawdę ładny rozświetlacz, przepięknie prezentuje się na twarzy ale nie do końca widzę różnicę pomiędzy nim a innymi, tańszymi odpowiednikami. No i nie do końca jestem przekonana do aż tak złotego odcienia na mojej skórze. Wydaje mi się, że moja karnacja jest bardzie neutralna.
Tak więc nadal jestem w punkcie wyjście, bo nie wiem czy powinnam się na niego skusić, czy może zafundować sobie rozświetlacz z Soap&Golory, MUA,Sleek albo Make Up Revoluton, czy jakikolwiek innej firmy.
Doradźcie mi coś!!!
Produkt do kupienia np.:
Polska tutaj
UK tutaj
A wy co sądzicie o Mary-Lou ? Używacie? Jesteście zadowolona? Kupiłybyście ponownie?
Dajcie koniecznie znać!!
Trzymajcie się cieplutko!
Ania
piątek, 27 lutego 2015
Rewelacyjna paletka cieni - Eyes Uncovered - Collection
Witajcie!
Co robi człowiek o 4:oo rano w sobotę kiedy nie może spać? Pisze nowego posta na swój blog :)
Przychodzę dziś do was z recenzją paletki z cieniami do powiek firmy Collection. Paletkę zakupiłam 1,5 tygodnia temu i od tej pory używam jej codziennie. Co więcej cienie przeszły testy w ekstremalnych warunkach ( dosłownie pot i łzy oraz półgodzinny spacer z pracy do domu w ulewnym deszczu bez parasola :D ). Pomimo tak krótkiego czasu użytkowania mam już na ich temat wyrobioną opinię. Ciekawi!? Zapraszam więc do dalszej lektury.
Paletka Eyes Undcovered by Collection to świeżynka na półkach sklepowych. Występuje w trzech wersjach kolorystycznych i jest dostępna wszędzie tam gdzie stoją szafy Collection w obłędnej cenie £ 3,99. Pewnie nie zwróciłabym na nią żadnej uwagi gdyby nie post Flore de Force tutaj i jej pozytywna opinia o tych paletkach. Niezaprzeczalnym faktem jest, że nie potrzebowałam absolutnie kolejnej paletki w swojej kolekcji. Mam jedną z Make up Revolution oraz kolejną z Wet n Wild, których z ręką na sercu używam sporadycznie. Więc mój zdrowy rozsądek głośno krzyczał żebym nie kupowała czegoś zbędnego. Chodziłam dookoła tych paltek od jakiegoś czasu wzdychając do nich po cichu aż tu wypatrzyłam promocję w Bootsie. Paletka w cenie £ 2,99 to już było coś czemu nie mogłam się oprzeć! Same przyznajcie !!??
I tak też stałam się szczęśliwą posiadaczką przepięknej paletki w wersji kolorystycznej Nude. I absolutnie nie żałuję jej zakupu.
Paletka składa się z 6 cieni: 2 matowych i 4 błyszczących ( bardzo delikatnie ). Jak sama nazwa wskazuje jest to paletka utrzymana w kolorystyce neutralnej, idealna do codziennego, delikatnego makijażu. Można nią również spokojnie wykonać jakiś mocniejszy makijaż oka, np. smokey eye. Poniżej przegląd cieni wraz ze swatchami.
Cienie są bardzo dobrze napigmentowane, dość mocno się pylą w opakowaniu natomiast przy aplikacji nie zauważyłam osypywania się cieni. Bardzo dobrze rozcierają się, blendują i łączą ze sobą. Moje powieki są dość tłuste i bez bazy cienie rolują się i znikają z powiek w kilka godzin. Zdarza się, że pod koniec dnia cienie w załamaniu powiek znikają nawet na bazie. Tak mam np. z cieniami z Make up revolution. O dziwo cienie z paletki Nude utrzymują się na bazie cały dzień ( od rana do wieczora ), nie rolują i nie ścierają. Poniższe zdjęcia pokazują jak prezentują się cienie na moich powiekach nałożone 8 godz wcześniej oraz po spotkaniu z ulewnym deszczem. Osobiście jestem pod wrażeniem ich jakości. W tym dniu użyłam cieni nr 2 i 5.
Jestem tymi cieniami całkowicie zachwycona. Uważam, ze za tę cenę jest to naprawdę bardzo dobra paletka. Moim zdaniem jest to must have w każdej kosmetyczce. Dzięki tym cieniom można wyczarować zarówno delikatny codzienny makijaż jaki i osiągnąć mocniejszy, wieczorowy look.
Jeśli zastanawiacie się nad zakupem jakiejś paletki z cieniami to bez wahania polecam właśnie ten produkt!!!
Trzymajcie się cieplutko,
Ania
Co robi człowiek o 4:oo rano w sobotę kiedy nie może spać? Pisze nowego posta na swój blog :)
Przychodzę dziś do was z recenzją paletki z cieniami do powiek firmy Collection. Paletkę zakupiłam 1,5 tygodnia temu i od tej pory używam jej codziennie. Co więcej cienie przeszły testy w ekstremalnych warunkach ( dosłownie pot i łzy oraz półgodzinny spacer z pracy do domu w ulewnym deszczu bez parasola :D ). Pomimo tak krótkiego czasu użytkowania mam już na ich temat wyrobioną opinię. Ciekawi!? Zapraszam więc do dalszej lektury.
Paletka Eyes Undcovered by Collection to świeżynka na półkach sklepowych. Występuje w trzech wersjach kolorystycznych i jest dostępna wszędzie tam gdzie stoją szafy Collection w obłędnej cenie £ 3,99. Pewnie nie zwróciłabym na nią żadnej uwagi gdyby nie post Flore de Force tutaj i jej pozytywna opinia o tych paletkach. Niezaprzeczalnym faktem jest, że nie potrzebowałam absolutnie kolejnej paletki w swojej kolekcji. Mam jedną z Make up Revolution oraz kolejną z Wet n Wild, których z ręką na sercu używam sporadycznie. Więc mój zdrowy rozsądek głośno krzyczał żebym nie kupowała czegoś zbędnego. Chodziłam dookoła tych paltek od jakiegoś czasu wzdychając do nich po cichu aż tu wypatrzyłam promocję w Bootsie. Paletka w cenie £ 2,99 to już było coś czemu nie mogłam się oprzeć! Same przyznajcie !!??
I tak też stałam się szczęśliwą posiadaczką przepięknej paletki w wersji kolorystycznej Nude. I absolutnie nie żałuję jej zakupu.
Paletka składa się z 6 cieni: 2 matowych i 4 błyszczących ( bardzo delikatnie ). Jak sama nazwa wskazuje jest to paletka utrzymana w kolorystyce neutralnej, idealna do codziennego, delikatnego makijażu. Można nią również spokojnie wykonać jakiś mocniejszy makijaż oka, np. smokey eye. Poniżej przegląd cieni wraz ze swatchami.
Cienie są bardzo dobrze napigmentowane, dość mocno się pylą w opakowaniu natomiast przy aplikacji nie zauważyłam osypywania się cieni. Bardzo dobrze rozcierają się, blendują i łączą ze sobą. Moje powieki są dość tłuste i bez bazy cienie rolują się i znikają z powiek w kilka godzin. Zdarza się, że pod koniec dnia cienie w załamaniu powiek znikają nawet na bazie. Tak mam np. z cieniami z Make up revolution. O dziwo cienie z paletki Nude utrzymują się na bazie cały dzień ( od rana do wieczora ), nie rolują i nie ścierają. Poniższe zdjęcia pokazują jak prezentują się cienie na moich powiekach nałożone 8 godz wcześniej oraz po spotkaniu z ulewnym deszczem. Osobiście jestem pod wrażeniem ich jakości. W tym dniu użyłam cieni nr 2 i 5.
Jestem tymi cieniami całkowicie zachwycona. Uważam, ze za tę cenę jest to naprawdę bardzo dobra paletka. Moim zdaniem jest to must have w każdej kosmetyczce. Dzięki tym cieniom można wyczarować zarówno delikatny codzienny makijaż jaki i osiągnąć mocniejszy, wieczorowy look.
Jeśli zastanawiacie się nad zakupem jakiejś paletki z cieniami to bez wahania polecam właśnie ten produkt!!!
Trzymajcie się cieplutko,
Ania
poniedziałek, 23 lutego 2015
Mój pierwszy Brichbox !
Witajcie!!
Siedzę sobie na wygodnej kanapie, wiosenne promienie słońca wpadają przez okno, w tle śpiewa Sam Smith a dookoła unosi się odurzający zapach żonkili które rozkwitły jak szalone w wazonie :) Aż muszę pokazać wam ten obłędnie słoneczny kolor :)
Prawda, że od razu robi się wiosenniej?! :)
Ale dziś nie o wiośnie chciałam pisać. Tydzień temu dotarła do mnie paczuszka z lutowym pudełkiem Brichbox. Koszt jednomiesięcznej subskrypcji to £10,oo + przesyłka ( udało mi się znaleźć kod promocyjny na darmową wysyłkę ). Z niecierpliwością otwierałam swoje pierwsze pudełko...i troszkę się rozczarowałam. Miałam nadzieje na kilka pełnowymiarowych opakowań a tu tylko jeden produkt był w oryginalnym rozmiarze, reszta to próbki. Natomiast znalazłam pośród nich prawdziwą perełkę i aż się boję kiedy mi się skończy!
Oto co było w paczuszce:
- T LONDON - Darjeeling Bath & Shower Wash / from £ 6,5o - delikatny cytrusowy zapach. Jeszcze nie używałam.
- Eyeko - Fat Eye Stick / from £16,oo - kredka i cień do oczu w jednym. Ma fajny brązowy kolor, ładnie rozprowadza się na powiece. Podoba mi się, chociaż osobiście nigdy nie kupiłabym tego produktu ot, tak sama z siebie.
- Benefit - High Beam / from £19,5o - tego produktu przedstawiać chyba nie trzeba. Ile ja się o nim naczytałam na blogach i nasłuchałam na youtube!! Ale nigdy nie miałam okazji go używać. Próbka co prawda malutka, ale ciesze się, że będę miała możliwość wyrobić sobie własne zdanie na temat tego rozświetlacza bez konieczności kupowania go :) Póki co całkiem dobrze współgra z moją karnacją i ładnie wygląda na skórze. Szału nie ma ale z przyjemnością go zużyję.
- Electric Hair - Hydrate Shampoo / from £17,5o - całkiem przyjemny szampon do włosów. Jeszcze przed użyciem odżywki włosy są miękkie i lejące, co mi się rzadko zdarzało po zwykłym szamponie.
- Caudalie - Vinoperfect radiance Serum / £45,oo - i to jest moja perełka! Chyba zaczynam rozumieć tą całą zabawę w stosowanie serum. Do tej pory wydawało mi się to zbędne. A tu takie zaskoczenie! Serum przyjemnie pachnie, ma mleczną dość wodnistą konsystencję, szybko się wchłania. Można je stosować rano i wieczorem i tak też ja robię. Już po jednym dniu użycia zauważyłam jakby moja skóra była bardziej miękka, nawilżona,rozjaśniona a pory jakby mniej widoczne. Naprawdę polubiłam ten produkt i z przerażeniem patrzę na te £45,oo za pełnowymiarowe opakowanie. Ale skoro tak fajnie działa serum, to może jednak skusze się na tańszy produkt z tej samej serii Beauty Elixir ( którego zapach zupełnie mi nie odpowiada ). Może dostrzegę zbliżone efekty?
- The Cia Co. - Oats + Chia / £4,95 - owsianka na szybko. Jeszcze nie próbowałam.
I to wszystko. Ogólnie ciesze się, że pudełeczko nabyłam. Czy zamówię kolejne...chyba jednak nie, albo poczekam na jakąś wyjątkowo kuszącą zawartość.
A wy zamawiacie beauty boxy? Macie jakieś swoje ulubione?
Dajcie koniecznie znać!!
Trzymajcie się cieplutko,
Ania
Siedzę sobie na wygodnej kanapie, wiosenne promienie słońca wpadają przez okno, w tle śpiewa Sam Smith a dookoła unosi się odurzający zapach żonkili które rozkwitły jak szalone w wazonie :) Aż muszę pokazać wam ten obłędnie słoneczny kolor :)
Prawda, że od razu robi się wiosenniej?! :)
Ale dziś nie o wiośnie chciałam pisać. Tydzień temu dotarła do mnie paczuszka z lutowym pudełkiem Brichbox. Koszt jednomiesięcznej subskrypcji to £10,oo + przesyłka ( udało mi się znaleźć kod promocyjny na darmową wysyłkę ). Z niecierpliwością otwierałam swoje pierwsze pudełko...i troszkę się rozczarowałam. Miałam nadzieje na kilka pełnowymiarowych opakowań a tu tylko jeden produkt był w oryginalnym rozmiarze, reszta to próbki. Natomiast znalazłam pośród nich prawdziwą perełkę i aż się boję kiedy mi się skończy!
Oto co było w paczuszce:
- T LONDON - Darjeeling Bath & Shower Wash / from £ 6,5o - delikatny cytrusowy zapach. Jeszcze nie używałam.
- Eyeko - Fat Eye Stick / from £16,oo - kredka i cień do oczu w jednym. Ma fajny brązowy kolor, ładnie rozprowadza się na powiece. Podoba mi się, chociaż osobiście nigdy nie kupiłabym tego produktu ot, tak sama z siebie.
- Benefit - High Beam / from £19,5o - tego produktu przedstawiać chyba nie trzeba. Ile ja się o nim naczytałam na blogach i nasłuchałam na youtube!! Ale nigdy nie miałam okazji go używać. Próbka co prawda malutka, ale ciesze się, że będę miała możliwość wyrobić sobie własne zdanie na temat tego rozświetlacza bez konieczności kupowania go :) Póki co całkiem dobrze współgra z moją karnacją i ładnie wygląda na skórze. Szału nie ma ale z przyjemnością go zużyję.
- Electric Hair - Hydrate Shampoo / from £17,5o - całkiem przyjemny szampon do włosów. Jeszcze przed użyciem odżywki włosy są miękkie i lejące, co mi się rzadko zdarzało po zwykłym szamponie.
- Caudalie - Vinoperfect radiance Serum / £45,oo - i to jest moja perełka! Chyba zaczynam rozumieć tą całą zabawę w stosowanie serum. Do tej pory wydawało mi się to zbędne. A tu takie zaskoczenie! Serum przyjemnie pachnie, ma mleczną dość wodnistą konsystencję, szybko się wchłania. Można je stosować rano i wieczorem i tak też ja robię. Już po jednym dniu użycia zauważyłam jakby moja skóra była bardziej miękka, nawilżona,rozjaśniona a pory jakby mniej widoczne. Naprawdę polubiłam ten produkt i z przerażeniem patrzę na te £45,oo za pełnowymiarowe opakowanie. Ale skoro tak fajnie działa serum, to może jednak skusze się na tańszy produkt z tej samej serii Beauty Elixir ( którego zapach zupełnie mi nie odpowiada ). Może dostrzegę zbliżone efekty?
- The Cia Co. - Oats + Chia / £4,95 - owsianka na szybko. Jeszcze nie próbowałam.
I to wszystko. Ogólnie ciesze się, że pudełeczko nabyłam. Czy zamówię kolejne...chyba jednak nie, albo poczekam na jakąś wyjątkowo kuszącą zawartość.
A wy zamawiacie beauty boxy? Macie jakieś swoje ulubione?
Dajcie koniecznie znać!!
Trzymajcie się cieplutko,
Ania
czwartek, 12 lutego 2015
W kolorach tęczy - żółty !
Witajcie!
Nie wiem czy wy też tak macie ale ja sezonowo otaczam się określonymi kolorami. Przez jakiś okres mam fazę na róż, potem na fiolet, potem ciągnie mnie do zieleni, itp, itd. Przejawia się to również w makijażu czy kosmetykach którymi się otaczam.
Ostatnio spojrzałam na półeczkę w łazience i stwierdziłam, że jakoś mi bardzo tam wiosennie i żółto :)I miodowo!!
Zapraszam na miodobranie !!!
Uważam, że ludzie dzielą się na tych co kochają miód i na tych do trzymają się od niego z daleka. Ja zdecydowanie zaliczam się do tej pierwszej kategorii. Od zawsze uwielbiam smak i zapach miodu. W okresie jesienno-zimowym miód na stałe gości w mojej kuchni. Święcie wierze w jego prozdrowotne właściwości.
Czas najwyższy aby ten drogocenny nektar zagościł również w mojej łazience :)
The Body Shop - Honeymania - body butter & shower gel - oba produkty warte są grzechu! Uwielbiam je za zapach( obłędny! ) oraz właściwości pielęgnacyjne. Tak naprawdę stosując żel pod prysznic moja skóra nie potrzebuje absolutnie już dodatkowego nawilżenia, ja jednak upojona zapachem żelu mam ochotę na więcej, więc dla całkowitej rozpusty nakładam na skórę masło do ciała z tej samej linii zapachowej. A moja skóra pławi się w pielęgnacyjnych właściwościach masła oraz w przepięknych zapachu. Ba! W całej łazience jeszcze długi czas unosi się ten cudowny zapach!!!
The Body Shop - Honey & oat 3-in-1 face mask. Pisałam o tym produkcie tutaj. Kolejna perełka w mojej kolekcji. Bardzo polubiłam się z tą maseczką. Cenię za aplikacje i nawilżanie cery.
Garnier - Ultimate Blends - szampon dla słabych i łamliwych włosów - nowość! Jak tylko zobaczyłam całą serię w Bootsie nie mogłam się opanować. A ze akurat kończył mi się szampon, skorzystałam z okazji. Szampon ładnie myje włosy, pozostawia je miękkie. Lubie za zapach i na 100% wypróbuję pozostałe produkty z tej serii. Z miodowej ciekawości :)
Miód Bartnik - jeden z moich ulubionych, mam pewność, że jest to miód naturalny, z polskich pasiek. Mój ulubiony to spadziowo-nektarowy, cenię za intensywny, głęboki smak. Słodzę herbatę, wodę z imbirem i cytryną i jest pysznie.:)
A wy lubicie miód? Stosujecie go tylko w celach spożywczych czy również kosmetycznych?
Macie jakieś ulubione przepisy z miodem roli głównej?
Trzymajcie się cieplutko a ja mykam robić sobie herbatkę z odrobiną małego co nie co :)
Ania
Nie wiem czy wy też tak macie ale ja sezonowo otaczam się określonymi kolorami. Przez jakiś okres mam fazę na róż, potem na fiolet, potem ciągnie mnie do zieleni, itp, itd. Przejawia się to również w makijażu czy kosmetykach którymi się otaczam.
Ostatnio spojrzałam na półeczkę w łazience i stwierdziłam, że jakoś mi bardzo tam wiosennie i żółto :)I miodowo!!
Zapraszam na miodobranie !!!
Uważam, że ludzie dzielą się na tych co kochają miód i na tych do trzymają się od niego z daleka. Ja zdecydowanie zaliczam się do tej pierwszej kategorii. Od zawsze uwielbiam smak i zapach miodu. W okresie jesienno-zimowym miód na stałe gości w mojej kuchni. Święcie wierze w jego prozdrowotne właściwości.
Czas najwyższy aby ten drogocenny nektar zagościł również w mojej łazience :)
The Body Shop - Honeymania - body butter & shower gel - oba produkty warte są grzechu! Uwielbiam je za zapach( obłędny! ) oraz właściwości pielęgnacyjne. Tak naprawdę stosując żel pod prysznic moja skóra nie potrzebuje absolutnie już dodatkowego nawilżenia, ja jednak upojona zapachem żelu mam ochotę na więcej, więc dla całkowitej rozpusty nakładam na skórę masło do ciała z tej samej linii zapachowej. A moja skóra pławi się w pielęgnacyjnych właściwościach masła oraz w przepięknych zapachu. Ba! W całej łazience jeszcze długi czas unosi się ten cudowny zapach!!!
The Body Shop - Honey & oat 3-in-1 face mask. Pisałam o tym produkcie tutaj. Kolejna perełka w mojej kolekcji. Bardzo polubiłam się z tą maseczką. Cenię za aplikacje i nawilżanie cery.
Garnier - Ultimate Blends - szampon dla słabych i łamliwych włosów - nowość! Jak tylko zobaczyłam całą serię w Bootsie nie mogłam się opanować. A ze akurat kończył mi się szampon, skorzystałam z okazji. Szampon ładnie myje włosy, pozostawia je miękkie. Lubie za zapach i na 100% wypróbuję pozostałe produkty z tej serii. Z miodowej ciekawości :)
Miód Bartnik - jeden z moich ulubionych, mam pewność, że jest to miód naturalny, z polskich pasiek. Mój ulubiony to spadziowo-nektarowy, cenię za intensywny, głęboki smak. Słodzę herbatę, wodę z imbirem i cytryną i jest pysznie.:)
A wy lubicie miód? Stosujecie go tylko w celach spożywczych czy również kosmetycznych?
Macie jakieś ulubione przepisy z miodem roli głównej?
Trzymajcie się cieplutko a ja mykam robić sobie herbatkę z odrobiną małego co nie co :)
Ania
poniedziałek, 12 stycznia 2015
Color Tatoo - podejście nr 2.
Witajcie!!!
Pamiętam kiedy ponad rok temu na promocji w Rossmannie zakupiłam wychwalany wszędzie cień do powiek w kremie Maybelline Color Tatoo On an on bronze.
Pełna zaciekawienia rozpoczęłam swoją przygodę z tym produktem. Generalnie mogę wypowiedzieć się w samych superlatywach o tym cieniu:
- jego konsystencja jest wystarczająco kremowa aby aplikacja była samą przyjemnością,
- z łatwością można stopniować intensywność koloru,
- na bazie utrzymuje się cały dzień,
- pomimo długiego czasu po otwarciu, cień nie wysycha ani nie zmienia konsystencji,
Pomimo tych wszystkich plusów moja przygoda z cieniem On and on bronze przypomina burzliwy związek. Raz go kocham, raz go nie cierpię :D
Używałam tego cienia zarówno na sobie, jak i malując kilka moich przyjaciółek. Uwielbiam efekt jakie daje ten cień na ich oczach, podkreśla kolor tęczówki, rozświetla oczy, dodaje blasku, wygląda elegancko i wielowymiarowo. Jednak u siebie samej trudno jest mi w pełni docenić kolor. Wydaje mi się, że nie do końca do mnie pasuje. W pewnym okresie przestałam go używać, tak bardzo niezadowolona byłam z uzyskanego efektu.
Dziś jednak po kilku miesiącach przerwy przypomniałam sobie o jego praktyczności. Jest idealny kiedy zależny nam na szybkim makijażu i każdej minucie z rana.
Tak więc On and on bronze na nowo zagościł w mojej kosmetyczce ułatwiając mi poranny makijaż.
Czy polecam? Zdecydowanie tak! Za niewielkie pieniądze możemy cieszyć się trwałym, efektownym i wielofunkcyjnym cieniem. Kolor pasuje do wielu karnacji czy koloru oczu.
Ja ostatecznie przeprosiłam się z tym cienie i na nowo z przyjemnością zaczęłam go używać.
A wy znacie ten cień, lubicie go?
Trzymajcie się cieplutko!!
Ania
Pamiętam kiedy ponad rok temu na promocji w Rossmannie zakupiłam wychwalany wszędzie cień do powiek w kremie Maybelline Color Tatoo On an on bronze.
Pełna zaciekawienia rozpoczęłam swoją przygodę z tym produktem. Generalnie mogę wypowiedzieć się w samych superlatywach o tym cieniu:
- jego konsystencja jest wystarczająco kremowa aby aplikacja była samą przyjemnością,
- z łatwością można stopniować intensywność koloru,
- na bazie utrzymuje się cały dzień,
- pomimo długiego czasu po otwarciu, cień nie wysycha ani nie zmienia konsystencji,
Pomimo tych wszystkich plusów moja przygoda z cieniem On and on bronze przypomina burzliwy związek. Raz go kocham, raz go nie cierpię :D
Używałam tego cienia zarówno na sobie, jak i malując kilka moich przyjaciółek. Uwielbiam efekt jakie daje ten cień na ich oczach, podkreśla kolor tęczówki, rozświetla oczy, dodaje blasku, wygląda elegancko i wielowymiarowo. Jednak u siebie samej trudno jest mi w pełni docenić kolor. Wydaje mi się, że nie do końca do mnie pasuje. W pewnym okresie przestałam go używać, tak bardzo niezadowolona byłam z uzyskanego efektu.
Dziś jednak po kilku miesiącach przerwy przypomniałam sobie o jego praktyczności. Jest idealny kiedy zależny nam na szybkim makijażu i każdej minucie z rana.
Tak więc On and on bronze na nowo zagościł w mojej kosmetyczce ułatwiając mi poranny makijaż.
Czy polecam? Zdecydowanie tak! Za niewielkie pieniądze możemy cieszyć się trwałym, efektownym i wielofunkcyjnym cieniem. Kolor pasuje do wielu karnacji czy koloru oczu.
Ja ostatecznie przeprosiłam się z tym cienie i na nowo z przyjemnością zaczęłam go używać.
A wy znacie ten cień, lubicie go?
Trzymajcie się cieplutko!!
Ania
sobota, 27 grudnia 2014
BOXING DAY czyli naprawdę drobne zakupy.
Witajcie!
Wczoraj był 26 grudnia czyli tradycyjny Boxing Day. W Wielkiej Brytanii jest to dzień rozpoczynający okres przecen i wyprzedaży. Sama byłam ciekawa jak to wygląda i czy przeceny są rzeczywiście znaczne. W pobliskim miasteczku nie wszystkie sklepy były dziś otwarte, ale rzeczywiście widać było wszędzie plakaty informujące o przecenach. Nie planowałam dużych zakupów. Na razie musi mi wystarczyć to co z sobą tu zabrałam. Musiałam jednak uzupełnić zapasy kilku podstawowych produktów kosmetycznych. Oto co kupiłam w dniu wczorajszym oraz w poprzednim tygodniu:
1. HERBAL ESSENCES - szampon wraz z odżywką do włosów farbowanych. Czy ktoś jeszcze pamięta te produkty? Swego czasu były dość popularne w Polsce, potem zostały wycofane. Bardzo się ucieszyłam mogąc je tu nabyć. Mają fajne zapachy, przyjemną konsystencję, dobrze się pienią oraz pielęgnują włosy. Moje włosy są świeże, puszyste, nie wypadają. Naprawdę dobry i tani produkt.
2. SIPMPLE - anti-blemisz moisturiser - krem nawilżający z cynkiem i ekstraktem z rumianku. Mam go już od tygodnia i jestem bardzo zadowolona, że się na niego zdecydowałam. Był tani ( o ile dobrze pamiętam kosztował coś ok 2-3 funtów ) a naprawdę porządnie nawilża i pielęgnuje cerę. Skóra jest miękka, nawilżona. Nie przetłuszcza się zbyt szybko. Krem naprawdę szybko wchłania się do matu oraz dobrze współpracuje z podkładem. Z chęcią wypróbuję również inne produkty z tej serii.
3. PALMERS COCOA BUTTER FORMULA - daily cleansing gel - mój ulubiony żel rumiankowy do mycia twarzy z firmy SYLVECO lada dzień się skończy, potrzebowałam więc zakupić nowy produkt do oczyszczania twarzy. Zastanawiałam się czy nie kupić czegoś z wyżej opisywanej serii SIMPLE anti-blemish, ale ostatecznie zdecydowałam się na żel do mycia twarzy marki PALMERS. Niedługo pierwsze testy. Jestem ogromnie ciekawa tego produktu. Na pewno dam wam znać co o nim sądzę. Kosztował 2,66 funta.
4. HERBAL ESSENCES - dry shampoo - clearly naked - potrzebowałam suchego szamponu. Jest to rewelacyjny produkt, który genialnie przedłuża świeżość włosów. W Polsce zazwyczaj używałam suchego szamponu z Rosamanna. Był tani, wydajny i nie obciążał włosów. Tutaj od razu wiedziałam, że chcę kupić albo BATISTE alb COLAB. Jednak kiedy byłam w BOOTS oczywiście zapomniałam, że miała kupić suchy szampon, a w TESCO niestety nie było żadnego z tych dwóch, które wymieniłam. Zdecydowałam się więc na suchy szampon z serii, którą lubię ( szampon + odżywka ) - Herbal Essences. Zwłaszcza, że był w promocji. Niestety suchy szampon okazał się całkowity bublem. Ale o tym w dalszym poście. Kosztował w promocji ok 1,50 funta.
5. COLAB - dry shampoo, wersja zapachowa LONDON - po rozczarowaniu suchym szamponem z Herbal Essences, postanowiłam że przy najbliższej okazji koniecznie muszę kupić nowy. Wybór padł na polecany i obecnie modny w sferze youtubowej suchy szampon marki COLAB ( promowany osobą Ruth Crilly, brytyjskiej modelki, blogerki mającej swój kanał na youtube ). Jestem ciekawa jak się sprawdzi. Mam wobec tego produktu spore oczekiwania. Liczę, że się nie rozczaruję. Kosztował 2,32 funta.
6. NEUTROGENA - fast absorbing hand cream - moje dłonie ostatnio przeżywaj katuszę, są bardzo wysuszone. Niestety nie zabrałam żadnego kremu do rąk ze sobą z Polski. Standardowo również zapominałam kupić jakiś krem do rąk będąc w Bootsie lub Tesco. Dziś nie zapomniałam. Mój wybór padł na sprawdzony już krem Neutrogeny. I moje dłonie od razu mają się lepiej :) Kosztował 2,66 funta.
Wpadłam jeszcze do Peacocks, gdzie zakupiłam na przecenach dwa sweterki. Bardzo żałuje, że do PRIMARKA mam dość daleko, wolałabym zakupy ciuchowe zrobić tam, jednak potrzeba zmusiła mnie do kupna tych sweterków. Spodobał mi się ten słoneczny żółty kolor oraz dekoracyjne aplikacje na drugim sweterku:)
I to wszystko!!! Niedługo zabiorę się za pierwsze testy suchego szamponu oraz żelu do mycia twarzy. Liczę na to, że nie będę rozczarowana :)
Trzymajcie się cieplutko :):)
Ania
Wczoraj był 26 grudnia czyli tradycyjny Boxing Day. W Wielkiej Brytanii jest to dzień rozpoczynający okres przecen i wyprzedaży. Sama byłam ciekawa jak to wygląda i czy przeceny są rzeczywiście znaczne. W pobliskim miasteczku nie wszystkie sklepy były dziś otwarte, ale rzeczywiście widać było wszędzie plakaty informujące o przecenach. Nie planowałam dużych zakupów. Na razie musi mi wystarczyć to co z sobą tu zabrałam. Musiałam jednak uzupełnić zapasy kilku podstawowych produktów kosmetycznych. Oto co kupiłam w dniu wczorajszym oraz w poprzednim tygodniu:
1. HERBAL ESSENCES - szampon wraz z odżywką do włosów farbowanych. Czy ktoś jeszcze pamięta te produkty? Swego czasu były dość popularne w Polsce, potem zostały wycofane. Bardzo się ucieszyłam mogąc je tu nabyć. Mają fajne zapachy, przyjemną konsystencję, dobrze się pienią oraz pielęgnują włosy. Moje włosy są świeże, puszyste, nie wypadają. Naprawdę dobry i tani produkt.
2. SIPMPLE - anti-blemisz moisturiser - krem nawilżający z cynkiem i ekstraktem z rumianku. Mam go już od tygodnia i jestem bardzo zadowolona, że się na niego zdecydowałam. Był tani ( o ile dobrze pamiętam kosztował coś ok 2-3 funtów ) a naprawdę porządnie nawilża i pielęgnuje cerę. Skóra jest miękka, nawilżona. Nie przetłuszcza się zbyt szybko. Krem naprawdę szybko wchłania się do matu oraz dobrze współpracuje z podkładem. Z chęcią wypróbuję również inne produkty z tej serii.
3. PALMERS COCOA BUTTER FORMULA - daily cleansing gel - mój ulubiony żel rumiankowy do mycia twarzy z firmy SYLVECO lada dzień się skończy, potrzebowałam więc zakupić nowy produkt do oczyszczania twarzy. Zastanawiałam się czy nie kupić czegoś z wyżej opisywanej serii SIMPLE anti-blemish, ale ostatecznie zdecydowałam się na żel do mycia twarzy marki PALMERS. Niedługo pierwsze testy. Jestem ogromnie ciekawa tego produktu. Na pewno dam wam znać co o nim sądzę. Kosztował 2,66 funta.
4. HERBAL ESSENCES - dry shampoo - clearly naked - potrzebowałam suchego szamponu. Jest to rewelacyjny produkt, który genialnie przedłuża świeżość włosów. W Polsce zazwyczaj używałam suchego szamponu z Rosamanna. Był tani, wydajny i nie obciążał włosów. Tutaj od razu wiedziałam, że chcę kupić albo BATISTE alb COLAB. Jednak kiedy byłam w BOOTS oczywiście zapomniałam, że miała kupić suchy szampon, a w TESCO niestety nie było żadnego z tych dwóch, które wymieniłam. Zdecydowałam się więc na suchy szampon z serii, którą lubię ( szampon + odżywka ) - Herbal Essences. Zwłaszcza, że był w promocji. Niestety suchy szampon okazał się całkowity bublem. Ale o tym w dalszym poście. Kosztował w promocji ok 1,50 funta.
5. COLAB - dry shampoo, wersja zapachowa LONDON - po rozczarowaniu suchym szamponem z Herbal Essences, postanowiłam że przy najbliższej okazji koniecznie muszę kupić nowy. Wybór padł na polecany i obecnie modny w sferze youtubowej suchy szampon marki COLAB ( promowany osobą Ruth Crilly, brytyjskiej modelki, blogerki mającej swój kanał na youtube ). Jestem ciekawa jak się sprawdzi. Mam wobec tego produktu spore oczekiwania. Liczę, że się nie rozczaruję. Kosztował 2,32 funta.
6. NEUTROGENA - fast absorbing hand cream - moje dłonie ostatnio przeżywaj katuszę, są bardzo wysuszone. Niestety nie zabrałam żadnego kremu do rąk ze sobą z Polski. Standardowo również zapominałam kupić jakiś krem do rąk będąc w Bootsie lub Tesco. Dziś nie zapomniałam. Mój wybór padł na sprawdzony już krem Neutrogeny. I moje dłonie od razu mają się lepiej :) Kosztował 2,66 funta.
Wpadłam jeszcze do Peacocks, gdzie zakupiłam na przecenach dwa sweterki. Bardzo żałuje, że do PRIMARKA mam dość daleko, wolałabym zakupy ciuchowe zrobić tam, jednak potrzeba zmusiła mnie do kupna tych sweterków. Spodobał mi się ten słoneczny żółty kolor oraz dekoracyjne aplikacje na drugim sweterku:)
I to wszystko!!! Niedługo zabiorę się za pierwsze testy suchego szamponu oraz żelu do mycia twarzy. Liczę na to, że nie będę rozczarowana :)
Trzymajcie się cieplutko :):)
Ania
niedziela, 16 listopada 2014
Denko część II
Witajcie!!
W drugiej i ostatniej części denka z ostatnich miesięcy. Oto co jeszcze zużyłam z kosmetyków:
1. MAX FACTOR MIRACLE TOUCH - Warm Almond 45 - kolor idealny, dobry podkład, jednak dla mojej mieszanej cery odrobinę za ciężki. Myślę, że to rewelacyjne rozwiązanie dla osób z suchą skórą. Jednak muszę się przyznać, że mam duży sentyment do tego podkładu, dlatego nie wykluczam ponownego zakupu. Jak by nie patrzeć, jest to już moje 2 opakowanie:)
2. MADAME GLAMOUR - SUDDENLY EDP.- świetny dupe dla CHANEL Coco Mademoiselle dostępny w każdym Lidlu za ok 17,oo zł. Jest to już moje któreś opakowanie. Lubię mieć tę buteleczkę w torebce. Nie jest to zbyt trwały zapach, ale jego cena pozwala mi na częstą powtórną aplikację bez obawy, że zrujnuję swój budżet:) Gorąco polecam!
3. ORIFLAME - OASIS EDT. - prezent od Mamy. idealny rozmiar do torebki. Zapach świeży, myślę, że może podobać się większości. Do szybkiego odświeżenia podczas zabieganego dnia idealny. Nie kupiłabym ponownie, ale zużyłam z przyjemnością.
4. FM - nr zapachu 01 - dupe dla GIVENCHY - Ange Ou Demon Le Secret - uwielbiam oryginał, perfumy z FM były dość mocno do niego podobne, natomiast miały fatalną trwałość. Zużyłam ekspresowo. Niestety z powodu słabej jakości nie zakupię ponownie.
5. LOVELY PUMP UP curling mascara - pisałam o niej tutaj. Uwielbiam tę maskarę. Nadal uważam, że jest fenomenalna, lepsza od wielu droższych tuszy do rzęs. Jedyne co zauważyłam to, że faktycznie starcza na 3 miesiące używania. Po tym czasie wysycha, co utrudnia aplikację i osiągnięcie pożądanego efektu. Niemniej całkowicie jej to wybaczam. Kolejne opakowanie czeka już na mnie:)
6. LACTACYD - emulsja do higieny intymnej - kupuję tylko ten płyn. Oryginalny. Jest najlepszy. Polecam każdej kobiecie:)
7. VASELINE - ESSENTIAL MOISTURE - balsam do ciała z witaminami. Kupiłam za grosze. Nie jest to najgorszy balsam do ciała, dość dobrze nawilża, jednak pozostawia na skórze film, a jest to rzecz za którą nie przepadam specjalnie. Ciesze się, że się skończył. Nie kupię ponownie.
8. BELLA INTIMATE WET WIPES - lubię mieć te chusteczki pod ręką. Przydadzą się każdej kobiecie:)
1. SYLVECO - Balsam myjący do włosów z betuliną. Byłam go ogromnie ciekawa. Lubię produkty firmy SYLVECO. Bardzo się więc ucieszyłam kiedy moja siostra dała mi tę próbkę do przetestowania. Produkt fajnie się pienił, dobrze oczyścił włosy, przyjemnie pachniał, jednak mam wrażenie, że jest odrobinę zbyt "bogaty" dla moich włosów i spowodował ich przetłuszczenie. Dla osób z bardzo suchymi włosami powinien się jednak sprawdzić.
2. BIOVAX - Intensywnie regenerująca maseczka do włosów słabych ze skłonnością do wypadania. Cieszę się, że nie skusiłam się na pełnowymiarowe opakowanie. Męczyłabym się z nim niemiłosiernie. O ile w tym przypadku zapach mi odpowiadał, to jednak odżywki BIOVAX nie lubią się specjalnie z moimi włosami. Za bardzo je obciążają.
3. AVON - SENSES Oriental orchid & Raspberry - bardzo ładny zapach, dobrze oczyszczał i się pienił. Ot zwyczajny żel pod prysznic. Myślę, że warto kupić, zwłaszcza na promocji, które są dość często w katalogach AVON.
4. YVES ROCHER - Hydra Vegetal - krem żel do twarzy - bardzo przyjemny kremik, porządnie nawilżył, świeżo pachniał. Planuję kiedyś skusić się na pełnowymiarowe opakowanie.
5. BIOVAX - Intensywnie Regenerująca Maska do Włosów Blond - jej zapach przyprawiał mnie o mdłości. Coś okropnego. Co prawda włosy były przyjemnie w dotyku, miękkie i łatwo się rozczesywały, ale jednocześnie były dość mocno obciążone. Jednak jej zapach tak mocno mnie odrzucał, że absolutnie nie mam ochoty na ponowne testy tej maseczki.
6. Le petit marseillais Fleur d`oranger - żel pod prysznic o zapachu kwiatu pomarańczy - cóż za obłędny zapach. Zużyłam z ogromną przyjemnością. Dla miłośników zapachu kwiatu pomarańczy produkt obowiązkowy. Jestem zdecydowanie na tak!!
7. ESTEE LAUDER - invisible fluid makeup - podkład do twarzy. Miło było nałożyć na twarz coś luksusowego, nawet jeśli to tylko próbka. Fajny podkład, ładnie wtapiał się skórę. Podobne wrażenie jak przy Double Wear Light. Jednak nie wiem czy jest wart swojej ceny. Ot zwyczajny podkład.
I to wszystko!!!
Uff, nawet nie wiecie z jaką ogromną przyjemnością pozbędę się tych wszystkich pustych opakowań :):)
Do następnego denka :)
Trzymajcie się cieplutko!!
Ania
niedziela, 13 maja 2012
Weekendowo...:)
Pogoda nas w ten majowy weekend nie rozpieszcza, ale mam nadzieje, że pomimo deszczowej aury humory wszystkim dopisywały. Obiecałam pokazać próbki otrzymane od kosmetyczki. Tak na marginesie dodam, że z zabiegu jestem bardzo zadowolona, cera wygląda dobrze. Już planuje kolejny zabieg (piling kawitacyjny) .
Otrzymałam po kilka saszetek z każdej z pokazanych na zdjęciu powyżej próbki. Zacznę od próbki kremu, który już zaczęłam testować.
- ANTI AGING CARE - krem na dzień - krem o silnym działaniu przeciwzmarszczowym ( przyda się zapobiegawczo, a co ! :) ), systematyczne stosowanie kremu ma skutecznie zwiększyć sprężystość i nawilżenie oraz pobudzić procesy regeneracji skóry. Efektu przeciwzmarszczowego po kilku próbkach raczej nie zauważę. Niemniej jednak kremik jest bardzo przyjemny w stosowaniu, ma miły zapach ( coś mi przypomina, ale niestety nie potrafię określić co, jakiś kosmetyk, który dawno temu używałam ), szybko się wchłania, daje uczucie nawilżenia. To co najbardziej mi się w nim podoba, to fakt, że świetnie zachowuje się pod podkładem. Podkład dobrze się rozprowadza oraz długo utrzymuje, cera nie świeci się zbyt nachalnie i zbyt szybko. A to jest dla mnie osobiście ogromy plus!
- HYDRO CARE - serum intensywnie nawilżające - producent zapewnia, że po użyciu tego serum, cera jest gładka, miękka i elastyczna, zmarszczki spłycone. Co ważne serum można stosować również pod oczy.
W chwili obecnej zaczęłam stosować serum z granatu z Biochemii Urody ( o którym cały następny post ) i jestem z niego tak zadowolona, że nie czuje potrzeby zmiany w chwili obecnej. Ale na pewno wykorzystam tą próbkę, najchętniej jako serum pod oczy.
- PROFFESIONAL LINE - krem z kwasem migdałowym i polihydroksy-kwasami - zapewnia skórze gładkość i wyrównany koloryt. Ma delikatne właściwości złuszczające. Krem odpowiedni do każdego typu cery. Tego kremiku jestem naprawdę ciekawa, zwłaszcza, że planuje kurację kwasami. Ponieważ jednak zaczęło już dość mocno świecić słońce, poczekam z wykorzystaniem tego kremu do momentu jak zakupie odpowiedni filtr ochronny UVA/UVB.
- YOUNG CARE - oczyszczająca maska drożdżowa - tego produktu jestem ogromnie ciekawa. Przy najmniej jedna maseczka bez glinki. Moja cera chyba się zbytnio nie lubi z glinkami, więc maseczka drożdżowa to może być strzał w dziesiątkę. Na pewno wykorzystam już niedługo.
Mam nadzieje, że te próbki pozwolą mi dość obiektywnie ocenić działanie specyfików na moją cerę. Jestem ogromnie ciekawa rezultatów i wniosków. I na pewno się nimi z Wami podzielę.
A może ktoś z Was zna tą markę kosmetyczną, stosował ich produkty? Jak je oceniacie? Dajcie znać w komentarzach.
Trzymajcie się ciepło !!
Otrzymałam po kilka saszetek z każdej z pokazanych na zdjęciu powyżej próbki. Zacznę od próbki kremu, który już zaczęłam testować.
- ANTI AGING CARE - krem na dzień - krem o silnym działaniu przeciwzmarszczowym ( przyda się zapobiegawczo, a co ! :) ), systematyczne stosowanie kremu ma skutecznie zwiększyć sprężystość i nawilżenie oraz pobudzić procesy regeneracji skóry. Efektu przeciwzmarszczowego po kilku próbkach raczej nie zauważę. Niemniej jednak kremik jest bardzo przyjemny w stosowaniu, ma miły zapach ( coś mi przypomina, ale niestety nie potrafię określić co, jakiś kosmetyk, który dawno temu używałam ), szybko się wchłania, daje uczucie nawilżenia. To co najbardziej mi się w nim podoba, to fakt, że świetnie zachowuje się pod podkładem. Podkład dobrze się rozprowadza oraz długo utrzymuje, cera nie świeci się zbyt nachalnie i zbyt szybko. A to jest dla mnie osobiście ogromy plus!
W chwili obecnej zaczęłam stosować serum z granatu z Biochemii Urody ( o którym cały następny post ) i jestem z niego tak zadowolona, że nie czuje potrzeby zmiany w chwili obecnej. Ale na pewno wykorzystam tą próbkę, najchętniej jako serum pod oczy.
Mam nadzieje, że te próbki pozwolą mi dość obiektywnie ocenić działanie specyfików na moją cerę. Jestem ogromnie ciekawa rezultatów i wniosków. I na pewno się nimi z Wami podzielę.
A może ktoś z Was zna tą markę kosmetyczną, stosował ich produkty? Jak je oceniacie? Dajcie znać w komentarzach.
Trzymajcie się ciepło !!
Subskrybuj:
Posty (Atom)