"Obraziłam się na świat
nie mieszkam tam gdzie
dawniej od miesiąca
mym domem jest lodówka
lubię jeść więc mało jest
miejsc gdzie mogłabym
czuć się szczęśliwsza
na białych drzwiach wywieszka
czarna a na niej na żółto
me nazwisko mam tu wszystko
czego trzeba święty spokój
i ulubioną porę roku
łapy precz nie dzielę się
jedzeniem ha ha ha...
czasami tylko żal
ogarnia mnie z powodu
braku miłosnych wzlotów
lecz właśnie wczoraj
coś zdarzyło się
pan pasztet poprosił mnie
o rękę zgodzę się
bo myślę że ja też
coś do niego czuję
znamy się krótko
lecz mam przeczucie że
miło będzie razem się zestarzeć
łapy precz nie dzielę się
jedzeniem ha ha ha"
nie mieszkam tam gdzie
dawniej od miesiąca
mym domem jest lodówka
lubię jeść więc mało jest
miejsc gdzie mogłabym
czuć się szczęśliwsza
na białych drzwiach wywieszka
czarna a na niej na żółto
me nazwisko mam tu wszystko
czego trzeba święty spokój
i ulubioną porę roku
łapy precz nie dzielę się
jedzeniem ha ha ha...
czasami tylko żal
ogarnia mnie z powodu
braku miłosnych wzlotów
lecz właśnie wczoraj
coś zdarzyło się
pan pasztet poprosił mnie
o rękę zgodzę się
bo myślę że ja też
coś do niego czuję
znamy się krótko
lecz mam przeczucie że
miło będzie razem się zestarzeć
łapy precz nie dzielę się
jedzeniem ha ha ha"
I tak od jednej z moich ulubionych piosenek przejdę do opisu mojego ulubionego pasztetu. Ten bynajmniej nie starzeje się w lodówce. Jest gładki, kremowy, można by powiedzieć luksusowy, choć zrobiony z tanich, dobrych wątróbek drobiowych. Przykryty warstwą klarowanego masła stanowi elegancką przekąskę, a jeśli zaserwujecie go z tostowaną brioszką, to może będą się Wam ślizgać zęby, ale gwarantuję, że doznania smakowe niezapomniane. Stąd dziś dwa przepisy. Ten pasztet aż prosi się o maślaną brioche, a skoro niedawno upiekłam najlepszą w swoim życiu, to od razu wrzucę przepis. Brioche wykonałam dzięki rekomendacji Krysi, samozwańczej kuchmistrzyni, a autorem przepisu jest nieoceniony Michel Roux (w oryginale nie ma manny, ale bałam się, że brioche nie wyjdzie z mojej nie pierwszej jakości foremki).
6 porcji *
ok 450g wątróbek drobiowych, oczyszczonych, osuszonych
150g masła + ok. 50 na przykrycie pasztetu
1 szalotka, obrana i posiekana
1 ząbek czosnku, obrany i posiekany
listki obrane z 2-3 gałązek świeżego tymianku
chlust brandy
2 łyżki gęstej kremówki (użyłam tej o zawartości 50.5% tłuszczu)
nieco świeżo startej gałki muszkatołowej
sól
świeżo zmielony czarny pieprz
2-3 szczypty mielonych goździków
Na ok. 30 g masła usmażyłam na małym ogniu szalotkę, aż był miękka, ale nie brązowa. Dodałam czosnek i 2 łyżeczki listków tymianku i smażyłam minutę. Zwiększyłam ogień pod patelnią.
Wątróbki drobiowe posoliłam i zmieliłam sporo pieprzu, po czym wrzuciłam na patelnię z szalotkami i czosnkiem. Smażyłam mieszając przez ok. 5 minut, dodałam gałkę muszkatołową, mielone goździki i wlałam brandy. Trzymałam na ogniu, aż nieco odparowała, następnie ściągnęłam patelnię z ognia i odstawiłam na bok, aby nieco ostygła.
Po kilku minutach zawartość patelni przełożyłam do robota kuchennego i zmieliłam na gładką masę. W ostatnim etapie mielenia dodałam resztę masła i śmietanę. Doprawiłam jeszcze solą i pieprzem.
Masę przełożyłam na gęste sito i dokładnie przetarłam. To trochę pracochłonne, ale warte kilku minut roboty, bo powoduje, że pasztet jest naprawdę kremowy, aksamitny. Rozłożyłam do ramekinów i schłodziłam w lodówce przez parę godzin.
Ok. 50g masła sklarowałam - dodałam do rondelka i na minimalnym ogniu podgrzewałam, aż wytrąciła się biała piana, którą delikatnie zebrałam z powierzchni. Pojawił się też biały glut na dnie. Dorzuciłam pozostałe listki tymianku i delikatnie łyżką, aby nie nabrać białego osadu przekładałam masło z tymiankiem na górę pasztetu w ramekinach. Przykryłam folią i zostawiłam w lodówce.
Pasztet konsumować maksymalnie do 7 dni od dnia produkcji. Przed podaniem wyjąć z lodówki, aby masło nieco odtajało. Idealnie pasują do niego małe korniszonki oraz maślana brioche, lekko przypieczona w tosterze.
Brioche wg Michel Roux
na jedną małą keksówkę
35 ml letniego mleka
7.5 g świeżych drożdży (lub 3.5g suchych aktywnych, albo 4g suchych
błyskawicznych)
pół łyżki soli
3 jajka
175 miękkiego masła
1 łyżka cukru drobnego
masło do wysmarowania foremki
nieco manny
1 jajko, rozkłócone (opcjonalnie)
Drożdże rozprowadziłam w mleku, używałam suszonych, więc musiałam chwilę odczekać aż się obudzą. W misie miksera połączyłam z mąką, solą i jajkami i wyrobiłam gładkie, elastyczne ciasto.
W międzyczasie ręcznym mikserem utarłam masło z cukrem na gładko.
Następnie stopniowo, łyżka po łyżce wkręcałam maślany krem w ciasto. Gdy zniknęła ostatnia łyżka masła wyrobiłam ciasto jeszcze przez kilka minut, przykryłam i zostawiłam w zimnej kuchni na całą noc (można zostawić w temperaturze pokojowej na 2-4 godziny, aż wyrośnie). Po pierwszym wyrośnięciu odpowietrzyłam ciasto - zamieszałam je szpatułką, bo na odpowietrzanie pięścią jak przy chlebie, jest zdecydowanie zbyt klejące i rzadkie.
Keksówkę wysmarowałam masłem i wysypałam odrobiną kaszki manny. Przełożyłam ciasto do keksówki, przykryłam kawałkiem folii kuchennej i wstawiłam do lodówki na cały dzień. Może stać w lodówce do 24 godzin.
Wyciągnęłam z lodówki na godzinę przed pieczeniem. Piekarnik nagrzałam do 180 stopni C (termoobieg). Przed pieczeniem posmarowałam rozkłóconym jajkiem. Można naciąć brioche, aby zapobiec niekontrolowanemu jej pęknięciu. Ja się bałam nacinać, aby ciasto nie opadło, ale brioche nie pękła za mocno. Piekłam, aż się zarumieniła i drewniana wykałaczka wbita w ciasto wychodziła zeń sucha.
Pu upieczeniu zostawiłam w formie, aby lekko ostygła, następnie wyłożyłam z formy i wystudziłam zupełnie na kratce. Przed podaniem do pasztetu pokroiłam na kromki i przypiekłam nieco w tosterze. Uwaga! Ze względu na dużą ilość masła, tosty z brioche lubią się przypalić, więc trzeba kontrolować stopień ich przypieczenia.
* tzn. 6 moich ramekinów, ale spokojnie na przystawkę ta ilość
wystarczy nawet na 8-10 osób
Karolino, dawno nie widziałam tak fajnego sposobu na podanie pasztetu! Super!
OdpowiedzUsuńWygląda baaardzo pysznie i elegancko. Super!
OdpowiedzUsuńwrr, dlaczego najlepsze ciasta wymagają tyle czasu ?
OdpowiedzUsuńTy to masz pomysły (i chęci do ich realizacji!!!) :D
OdpowiedzUsuńLubie Nosowska i brioche tez lubie, choc robie tylko wtedy, kiedy akurat mam faze na cierpliwosc (czyli rzadko). A z pasztetem tez zamierzam sie wkrotce zmierzyc.
OdpowiedzUsuńPiękne duo!
OdpowiedzUsuńTen pasztet musi smakować rewelacyjnie!:)
OdpowiedzUsuńPozdrowienia:)
Brioche kocham. Każdą. I to jedyne pieczywo, jakie poza bagietką, upiekł mój M (co brzmi może strasznie pozersko, szczeg. jeśli dodam, że upiekł je tylko dlatego, że potrzebował do konkretnych dań... ;). I taki pasztet też. Proste, a efektowne, i takie często najlepsze ;)
OdpowiedzUsuńChleba i ogóreczków do pasztetu zabrakło? Qu'ils mangent de la brioche! ;o)
OdpowiedzUsuńA tak w ogole to bardzo mi się podoba miąższ: i pâte de brioche i pâté de foie de volaille.
OdpowiedzUsuńmmmm,robilam podobny pasztet z tymiankiem,suszonymi sliwkami i pistacjami....byl rewelacyjny,wiec moge sobie wyobrazic,ja Twoj smakuje,ajeszcze z taka fajna brioszka.....mniam....
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Nat oraz Onionchoco, taki sposob jest bardzo popularny w UK. :) Fajnie wyglada, ale tak naprawde to cel nieco inny - maslo odcina dostep powietrza i chroni lepiej przez ciemnieniem pasztetu.
OdpowiedzUsuńJswm, zasadniczo mozna to skrocic, ja mialam po prostu zpalanowane inne rzeczy, mase roboty w sumie przed przyjazdem gosci, wiec rozlozylam przygotowanie brioche w czasie. :)
Auroro, troche sie lubie popisywac. ;)
Maggie, kiedys sluchalam ja maniakalnie, dzis raczej nie siegam, ale kilka starych perelek lubie. :) Daj znac jak sie zmierzysz z pasztetem.
Aniu, a ze slodkim winem to byloby piekne trio! :)
Majano, to jest zdecydowanie moj ulubiony kremowy pasztet. :) Tez dlatego, ze malo z nim roboty, a smak swietny.
Ptasiu, ja tez kocham, ale przyznam, ze poprzednie wlasnorecznie wykonane nie bylo w polowie tak dobre jak ta. Jednak co Roux, to Roux. ;) Czy majac na mysli konkretne dania, piszesz moze o foie gras? :D Brioche jest wprost stworzona do konkretnych smakow, m.in. watrobki. :)
Szalony, slowo daje, ze pisalam o malych korniszonkach! Wcielo to, czy jaki czort? Mielismy kornisoznki na lunch z tym pasztetem i brioche. Hmmm, maci mi sie czy co? O_o
Gosiu, suszone sliwki w takim pasztecie mnie intryguja. :) Z pistacjami jadlam, ale nie robilam.
Dziekuje Wam za komentarze, cenne tym bardziej, ze 6 grudnia w cieniu pierniczkow taki pasztet z watrobek nie lsni jak gwiazda. ;) Pozdrawiam cieplo!
Acha! Pisalam o korniszonkach, ale na angielskim blogu. Czyli jeszcze nie jest ze mna tak zle. ;)
OdpowiedzUsuńTiaaa. Na polskiej tez pisalam, tylko na zdjeciu nie ma. Puk w czolo. Moje, dla scislosci. ;)
OdpowiedzUsuńale fajna ta kołderka z tłuszczu, nigdy nie jadłam takiego pasztetu własnego. no i nie robiłam, jak się domyślasz
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko
Monika
www.bentopopolsku.blogspot.com
Mnemonique, zachecam wiec do zrobienia. :) Moze jak bedziesz miec gosci? To zawsze robi na nich wrazenie, mozna pekac z dumy. I po cichu sobie myslec, zbierajac komplementy, ze tak naprawde taki pasztet to nic, malo roboty, pikus. ;) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńZrobiony po raz kolejny ,to chyba najlepszy sposòb na szybki pasztet :)
OdpowiedzUsuńU nas też znowu był! Dwa tygodnie temu. Cieszę się, że podzielasz mój entuzjazm. :)
Usuń