"Zaledwie kilka dni" - Beata Ostrowicka
Źródło okładki: KLIK |
Nie lubię tego stanu, kiedy chciałabym opowiedzieć o jakiejś książce, coś napisać, ale czuję pewną blokadę. Zwyczajnie nie wiem jak przelać swoje myśli. Najsmutniejsze w tym wszystkim jest to, że nie znalazłam się w tej sytuacji w związku z tym, że przeczytana przeze mnie książka jest wybitna i poruszająca - zdecydowanie nie. Po prostu powieść Beaty Ostrowickiej wypadła tak blado, szaro i zwyczajnie, iż sama nie wiem co o niej sądzić i jak ją ocenić.
Justyna wiedzie typowy żywot nastolatki. Chodzi do szkoły, ma problemy sercowe, a w dodatku zdecydowanie zbyt często kłóci się ze swoim ojczymem. Na szczęście przyjaźni się z Grażyną, co jest światełkiem w tunelu (czytaj: codzienności). Pewien wypad ze znajomymi do bacówki sprawia, że Justyna zakochuje się w Robercie. Z jego zachowania można wnioskować, że ona również wzbudziła w nim zainteresowanie. Jednakże nie będzie to sielankowa opowieść o rodzącym się uczuciu, gdyż wybranek serca głównej bohaterki jest... chłopakiem jej najlepszej przyjaciółki!
"Zaledwie kilka dni" nie ma niczego, co przyciągałoby czytelnika i zmuszało do dalszego czytania. Sam pomysł nie był taki zły i w mojej głowie lektura zapowiadała się typowo, lecz zachęcająco, toteż liczyłam na miłą rozrywkę. Okazało się, że samo wykonanie pozostawiało sporo do życzenia. Powieść ma jakiś tam potencjał i można było wycisnąć z niej znacznie więcej, niż tylko sztampowe sto trzydzieści parę stron tekstu. Niestety, tempo akcji oraz sposób przedstawienia fabuły leżały i odpoczywały, nie siląc się specjalnie, aby zaintrygować czytelnika.
Z bohaterami nie zdążyłam się nawet dobrze zapoznać, a już się rozstaliśmy. Autorka nie dbała szczególnie o ich wykreowanie. Zarówno Justyna, jak i Grażyna jak dla mnie niczym się nie wyróżniały i pewnie szybko wyblakną w mojej pamięci. Za to Robert był dziwną, denerwującą, dwulicową osobą. Nie rozumiem jak ludzie mogą się tak zachowywać i bawić uczuciami innych. Najdziwniejsze jest to, iż wzbudzał zainteresowanie wśród przyjaciółek i zdołał nawet je skłócić, chociaż na pierwszy rzut oka widać co to za nielojalna postać.
Pozostaje jeszcze kwestia morału. Jest na szczęście obecny, bo gdyby nie on, "Zaledwie kilka dni" spisałabym chyba całkiem na straty. Myślę, że to właśnie na przekazaniu pewnej puenty najbardziej zależało Beacie Ostrowickiej. Lektura pokazuje, że warto na spokojnie rozeznać się w swoich emocjach i zastanowić się, kto jest dla nas w życiu ważniejszy. Wydarzenia uzmysławiają, iż do miłości trzeba umieć dorosnąć, a przede wszystkim potrafić ją rozpoznać, gdyż nie wszystkie uczucia do niej podobne, muszą być nią naprawdę. Tak samo jak nie wszyscy ludzie są tymi, za których się podają.
Krótko mówiąc, nie jestem usatysfakcjonowana tą książką. "Zaledwie kilka dni" jest dość słabą, przewidywalną i banalną historią o nastolatkach i do nich też skierowaną. Przeczytałam w swoim życiu dużo zdecydowanie lepszych i poruszających powieści, żeby ta zrobiła na mnie wrażenie. Spędziłam z nią po prostu w miarę przyjemnie czas, ale nic ponadto.
Za możliwość przeczytania i zrecenzowania książki dziękuję wydawnictwu Literatura!