Prawda po wyborach
15 października 2023
www.batory.org.pl
Książka powstała przy współpracy:
Prawda po wyborach
15 października 2023
pod redakcją Edwina Bendyka,
Przemysława Czaplińskiego,
Piotra Kosiewskiego
Fundacja im. Stefana Batorego
ul. Sapieżyńska 10a
00-215 Warszawa
tel. (48 22) 536 02 00
fax (48 22) 536 02 20
[email protected]
www.batory.org.pl
Redakcja: Izabella Sariusz-Skąpska
Korekta: Joanna Liczner
Projekt graficzny: hopa studio
Okładka: Teresa Oleszczuk
Fotografia na okładce: Teresa Oleszczuk
Skład dtp: „TYRSA” Sp. z o.o.
Teksty udostępniane na licencji Creative Commons. Uznanie autorstwa
na tych samych warunkach 3.0 Polska (CC BY SA 3.0 PL)
ISBN 978-83-67750-73-8
Publikacja jest rozpowszechniana bezpłatnie
Warszawa 2024
Spis treści
Edwin Bendyk, Przemysław Czapliński, Piotr Kosiewski, Wstęp ________ 7
Radykalność samowiedzy
Marcin Kędzierski, Mimo wszystko kapitalizm. Bariery wspólnotowej
opowieści politycznej _________________________________________________ 13
Przemysław Sadura, Polska po populizmie? __________________________ 25
Elżbieta Ciżewska-Martyńska, Samowiedza po wyborach ____________ 35
Tomasz Kozak, Co robić? Zapnijmy pasy i jedźmy na całego _________ 41
Polityczność emocji
Krystyna Skarżyńska, Demokratyczna polityka, emocje, nadzieje ___ 55
Agnieszka Turska-Kawa, Strata jako zasób. O fenomenie wyborów
parlamentarnych w 2023 roku _______________________________________ 75
Marek Krajewski, Granie nieuprzejmością ___________________________87
Zwykłość zaangażowania
Mikołaj Pawlak, Polaryzacja w próżni: nieufność jako źródło
zaangażowania publicznego _________________________________________103
Anna Giza, Wychodzenie z dryfu ____________________________________113
Paweł Kubicki, Kolejna insurekcja czy kamień milowy wyłaniania się
polskiego społeczeństwa obywatelskiego? __________________________131
5
Kacper Nowicki, Prawda po wyborach _______________________________147
Inga Iwasiów, Co robić? Uczyć się obywatelstwa, odpuścić widowiska,
dokarmić zmiany ____________________________________________________159
Diagnozowanie demokracji
Małgorzata Kowalska, Democratia rediviva _________________________171
Leszek Koczanowicz, Rewolucja, kontrrewolucja i zamki
na piasku _____________________________________________________________191
Zofia Krajewska, Za demokracją, choć sceptycznie wobec polityki.
Potencjał i potrzeby obudzonych ____________________________________201
Przemysław Czapliński, Dziedzictwo zatartych granic ______________211
Prawda po wyborach 15 października 2023
Uczestnictwo w przyszłości
6
Katarzyna Sztop-Rutkowska, Niedokończona demokracja ___________227
Edwin Bendyk, 15 października. Wydarzenie czy dzień
w kalendarzu? _______________________________________________________239
Joanna Krakowska, Tysiąc odcieni szarości __________________________247
Noty biograficzne ____________________________________________________253
Edwin Bendyk, Przemysław Czapliński, Piotr Kosiewski
Wstęp
Niniejsza książka zrodziła się z nadziei i niepokoju. Nadziei na odzyskanie państwa prawa – niepokoju o zdolność koalicji rządzącej do
przeprowadzenia rzeczywistej naprawy. Nadziei na uwzględnienie
przez rząd najważniejszych oczekiwań społecznych – niepokoju o wąski konsensus, który zamrozi żądania trudne pod względem strategicznym. Nadziei, że koalicyjni katolicy wreszcie okażą się chrześcijańscy,
a liberałowie w końcu odważni – niepokoju, że chrześcijaństwo przegra,
a liberalizm stchórzy.
Takie nagromadzenie sprzecznych emocji wynika stąd, że dzień 15 października 2023 roku stworzył warunki dla zmiany. Ponad 70-procentowa
frekwencja wyborcza, powyżej 11 milionów głosów oddanych na partie
opozycyjne, ponad połowa (248 w Sejmie i 66 w Senacie) miejsc dla tychże partii – to warunki dla stworzenia bardziej sprawiedliwego państwa.
Jednakże wykorzystanie owych warunków wymaga skonfrontowania się
z wiedzą i niewiedzą na temat stanu państwa i społeczeństwa.
Tymczasem przez osiem ostatnich lat żyliśmy wśród kłamstw rozsiewanych przez rząd i dekoracji przezeń rozstawianych. W rezultacie nie
wiemy najważniejszych rzeczy. Nie wiemy, ile wynosi dług publiczny,
ilu nauczycieli brakuje w szkołach, jakie instytucje służą ochronie rzek
w Polsce, jak wyglądają finanse Kościoła katolickiego, czy będzie można
zgodnie z prawem osądzić członków byłego rządu… Po dwóch kadencjach
7
rządów prawicy największy deficyt można odnotować po stronie zbiorowej samowiedzy.
Czy samowiedza jest jednak ważna? Czy do ważniejszych nie należą kwestie, które widać gołym okiem i którymi należy zająć się od zaraz? Na
przykład prawa reprodukcyjne kobiet, dwu- i jednopłciowe związki partnerskie, program budowy tanich mieszkań, prawna ochrona środowiska
naturalnego, publiczna edukacja i publiczny transport, płaca minimalna… Dziesiątki wielkich i małych spraw czekają na rozwiązanie, więc
może prawda jako rezultat osiągania samowiedzy powinna ustawić się
w kolejce i poczekać na odpowiedniejszy moment?
Jednak bez postawienia kluczowych pytań nie da się zdiagnozować rzeczywistości. A bez takiej diagnozy rządy aktualnej koalicji zamienią się
Prawda po wyborach 15 października 2023
w doraźne zarządzanie kryzysami (kryzys na granicy polsko-białoruskiej,
kryzys rolniczy, kryzys migracyjny). Nie mówiąc już o zmierzeniu się z zasadniczymi: od kryzysu demograficznego aż po katastrofę klimatyczną.
Aktualnie po stronie, która poparła koalicję 15 października, nadal dominuje nadzieja. Według badań przeprowadzonych przez More in Common Polska w lutym 2024 roku (na reprezentatywnej próbie 2027 respondentów) aż
71% jej zwolenników z optymizmem patrzy w przyszłość, z niepokojem zaś
tylko 8%. Niemal dokładnie odwrotnie rozkładają się oceny zwolenników
Prawa i Sprawiedliwości: 71 (z niepokojem) do 13% (z optymizmem) – Konfederacji: 10% do 70%. Nie mniej znaczące są odpowiedzi na pytanie o kierunek, w jakim zmierza Polska: w kwietniu 2023 roku aż 64% respondentów
odpowiadało, że w złym, w dobrym – jedynie 19%. Teraz o dobrym kierunku jest przekonanych 37%, a 39% odpowiada, że w złym. Pozostaje pytanie,
jak długo utrzymają się takie optymistyczne odczucia. I jeszcze: jakie mogą
być skutki tak głębokiego pesymizmu zwolenników PiS-u i Konfederacji.
Oba pytania są ważne, ponieważ polityka kolacji rządowej oparta jedy8
nie na doraźnym zarządzaniu może zostać surowo osądzona już podczas najbliższych wyborów do samorządów lokalnych i do Parlamentu
Europejskiego. Grupy zawiedzonych zmienią swoje preferencje albo nie
pójdą do urn. Wówczas do obstrukcji urządzanej przez PiS za pomocą
wcześniej zawłaszczonych instytucji (Trybunał Konstytucyjny, Krajowa
Rada Sądownictwa, spółki Skarbu Państwa…) dojdzie walka polityczna
na poziomie regionalnym. W Parlamencie Europejskim wzmocniony zostanie zaś głos eurosceptyczny.
Pomocna w zapobieżeniu temu powinna być właśnie wiedza ujmowana
z dwóch perspektyw: rząd musi wiedzieć, jakich spraw społeczeństwo
nie odpuści – społeczeństwo powinno wiedzieć, w jakim tempie rząd (bez
naruszania zasad prawa) może zmiany wprowadzać. Problem nie polega
przecież na tym, że my chcemy zbyt wiele i zbyt szybko – zaś torpedowany przez PiS rząd koalicyjny może zbyt mało albo za wolno. Niepokojące
jest właśnie to, że rząd, skutecznie i w odpowiednim tempie reformujący
wymiar sprawiedliwości, postępuje w wielu innych sprawach tak, jakby
nie wiedział, co stało się 15 października. Tymczasem nie był to wyłącznie
dzień kumulacji społecznego sprzeciwu wobec PiS. Był to przede wszystkim dzień zbiorowego głosowania na sprawiedliwsze państwo. Interpretowanie dzisiejszego układu sił jako trwałego „poparcia dla każdego, kto
nie jest z PiS-u”, może prowadzić do roztrwonienia społecznego zaufania
i do utraty części mandatów.
maga zadawania pytań. Tak właśnie postąpiliśmy (to „my” dotyczy redaktorów niniejszej książki). Chcieliśmy poznać poglądy na temat społecznych
Wstęp
Jednak sformułowanie alternatywnych odczytań dzisiejszej sytuacji wy-
emocji i społecznych postaw, a także dotyczące przyczyn masowego udziału w wyborach i ukrytych pod statystykami zróżnicowanych potrzeb. Aby
uniknąć wąskiej reprezentacji wśród autorów, zaprosiliśmy do naszego
przedsięwzięcia ludzi o różnych poglądach, miejscach zamieszkania i datach urodzenia. I poprosiliśmy o wypowiedź w trzech kwestiach:
1. Co się stało?
2. Co powinno się stać?
3. Na czym można się oprzeć?
9
Jeśli chodzi o doprecyzowanie: pytanie pierwsze (Co się stało?) to zaproszenie do diagnoz procesów społecznych, z których wyłonił się masowy
udział, oraz do rozmowy na temat potrzeb (interesów), poglądów (idei)
i emocji, które wyraziły się w wyborach. Kwestia druga (Co powinno
się stać?) mieściła w sobie pytania o to, co nowa władza musi zachować
po poprzednikach, a co powinna zmienić, jeśli chce przywrócenia praworządności w Polsce, realizacji wyborczych potrzeb oraz utrzymania legitymacji społecznej. Wreszcie pytanie trzecie (Na czym można się oprzeć?)
było zaproszeniem do refleksji nad tym, czy istnieją w społecznym myśleniu „wartości wspólne”, do których odwoływali się ludzie popierający
w wyborach przeciwne partie. Czy wartości, które spajają inne społeczeństwa (np. państwo, republika, demokracja, kultura, lud, sprawiedliwość,
Prawda po wyborach 15 października 2023
równość), mają u nas zastosowanie? A jeśli wartości wspólne nie istnieją,
10
to w imię czego Polacy łączą się w węższe kolektywy i jaką trwałość oraz
jaką produktywność można przypisać takim powiązaniom?
Szybkość, z jaką zaczęły nachodzić wypowiedzi, obszerność tekstów oraz
znaczne różnice koncepcyjne świadczą o tym, że wszystko jest w toku –
interpretowanie 15 października 2023 roku, rozpoznawanie społecznych
sojuszy, określanie kształtu polskiej demokracji, trzymanie gniewu w odwodzie. Ze względu na ową niezamkniętą teraźniejszość książka Prawda
po wyborach powinna być traktowana nie jako finał, lecz jako otwarcie
społecznego forum samowiedzy.
Radykalność samowiedzy
Marcin Kędzierski
Mimo wszystko kapitalizm. Bariery
wspólnotowej opowieści politycznej
Prowincja
Zrozumienie politycznej zmiany, jaka zaszła w wyniku wyborów z 15 października 2023 roku, wymaga uwzględnienia kilku nakładających się na
siebie i współzależnych perspektyw. Za sprawą postępujących w ostatnich
latach w bardzo szybkim tempie procesów międzynarodowych (w skrócie: rozpad ładu międzynarodowego, peryferyzacja Europy i przesunięcia w globalnych łańcuchach wartości), gospodarczych (umownie: szybki
wzrost gospodarczy i związany z nim wzrost nierówności dochodowych
oraz majątkowych, także w ujęciu przestrzennym!), technologicznych
(znów w uproszczeniu: chodzi o ewolucję mediów społecznościowych),
ideowo-światopoglądowych (chociażby turbosekularyzacja, co widać zarówno w spadku odsetka wierzących uczestniczących w niedzielnej mszy
świętej, jak i w ogóle deklarujących się jako katolicy w Narodowym Spisie
Powszechnym) czy demograficznych (wejście w okres senioralny roczników powojennego wyżu demograficznego i wkroczenie w dorosłość roczników posttransformacyjnych) jesteśmy w Polsce świadkami ogromnej
zmiany społecznej. Co istotne, jej katalizatorem okazała się pandemia
COVID-19, a dokładniej – skutki spowodowane wprowadzeniem antypandemicznych restrykcji, w tym wielomiesięcznych lockdownów, zwłaszcza
13
w polskich szkołach (nota bene były one najdłuższe spośród wszystkich
państw OECD – polscy licealiści spędzili na zdalnej edukacji przeciętnie
aż semestr dłużej niż rówieśnicy w innych krajach rozwiniętych, co tylko
wzmocniło trend ucieczki z publicznej edukacji i jej postępującą w dramatycznym tempie degradację).
Odpowiedź na pytanie, jaką wagę ma każdy ze wspomnianych powyżej
czynników, w moim odczuciu jest niemożliwa, a nawet pozbawiona sensu. Żyjemy w bardzo złożonej rzeczywistości, której nie da się w prosty
sposób rozłożyć na czynniki pierwsze. Dlatego jesteśmy zmuszeni do analizy całego układu współzależności, a nie jedynie poszczególnych elementów systemu społeczno-gospodarczego. W efekcie poniższe rozważania
będą stanowić raczej swoisty strumień świadomości niż pogłębioną analizę. Zgodnie z memicznym powiedzeniem o „mgle wojny” w jakimś sensie
poruszamy się bowiem w oparach niepewności i nieprzewidywalności.
Mam powyższe na uwadze, nie ulega jednak dla mnie wątpliwości, że
nadrzędnym zjawiskiem czy procesem, który porządkuje wszystkie po-
Radykalność samowiedzy
zostałe, jest kapitalizm. To właśnie współczesny zglobalizowany, neoliberalny kapitalizm tworzy odniesienie dla funkcjonowania przeróżnych
elementów rzeczywistości politycznej, społecznej i gospodarczej. W tym
kontekście użyteczną ramą pojęciową jest model centrum–peryferie, i to
on będzie głównym punktem wyjścia dla dalszych rozważań.
Z polskiej perspektywy – a dotyczy to także próby zrozumienia wyników
październikowych wyborów – kluczowa wydaje się kwestia wpływu
wszystkich wspomnianych procesów na prowincję, i to na dwóch poziomach. Pierwszy odnosi się do całego kraju – Polska jest krajem półperyferyjnym (lub w innym ujęciu – państwem pół-centrum), co w zasadniczy sposób determinuje mindset szeroko rozumianych elit politycznych,
gospodarczych, społecznych czy kulturalnych. Widać to bardzo wyraźnie
14
w autoidentyfikacji antagonistów z politycznej barykady – z jednej strony mamy chęć walki z peryferyzacją poprzez politykę „wstawania z kolan”, z drugiej z kolei widzimy wolę silniejszego zakotwiczenia się w roli
pół-centrum („powrót do unijnego mainstreamu”). Pomijając zasadność
obydwu identyfikacji (które w silnym wydaniu mają poważne wady),
tworzą one wyraźną oś sporu, sprzyjającą politycznej polaryzacji.
Ta obserwacja jest o tyle istotna, że skutkuje nie tylko strukturalną petryfikacją politycznych podziałów, ale także w dużym stopniu determinuje politykę zagraniczną państwa (znów w dużym uproszczeniu: brak
jest jednak pozbawiony znaczenia, jeśli chodzi o politykę wewnętrzną –
w dłuższym okresie przedstawiciele elit mainstreamowych, jako bardziej
podatni na zachowania kompradorskie, uzyskują zagraniczne wsparcie,
co przekłada się na istotne w polityce zasoby finansowe i wizerunkowe
(medialne). Jeśli „elitom suwerennościowym” nie uda się zgromadzić
wystarczająco dużo kapitału, to będą one bardziej podatne na wyborczą
porażkę z „elitami kompradorskimi”. W tym kontekście warto jednak
podkreślić, że także „elity suwerennościowe”, jako świadome słabej pozycji przetargowej, często wchodzą w „kompradorskie buty”, co było widać
w wielu decyzjach rządu Zjednoczonej Prawicy (vide choćby rezygnacja
z wprowadzenia tzw. podatku Sasina), ale z oczywistych powodów „elity
suwerennościowe” mają gorszą pozycję przetargową od „elit kompradorskich” jako te mniej wiarygodne.
Wyjątkiem od tej reguły są Węgry pod rządami Viktora Orbána, ale jest to
związane głównie z radykalnym zawłaszczeniem państwa i akumulacją
kapitału w rękach partii Fidesz na skalę, która daleko wykracza nawet
Mimo wszystko kapitalizm. Bariery wspólnotowej opowieści politycznej
w niej miejsca na asertywną kooperację). Ten wymiar zewnętrzny nie
poza zawłaszczenie państwa dokonane u nas przez elity Zjednoczonej
Prawicy w latach 2015–2023. Ten proces był jednak na Węgrzech możliwy, zgodnie zresztą z tzw. trylematem Rodrika czy inaczej paradoksem
globalizacji, wyłącznie dzięki zawieszeniu funkcjonowania liberalnej
demokracji. Pozostaje pytanie, czy nieskuteczność Zjednoczonej Prawicy
w pójściu tą samą drogą na identyczną skalę wynikała z „błędów” popełnionych przez partię rządzącą (za słaby atak na demokrację liberalną),
czy jednak z faktu, że Polska odgrywa w systemie europejskim ważniejszą
15
rolę niż Węgry, a tym samym presja centrum na Warszawę była zdecydowanie silniejsza niż na Budapeszt.
Międzynarodowe ujęcie problemu centrum i peryferii wydaje się jednak
mniej istotne dla zrozumienia politycznej zmiany w Polsce. Ważniejsza
jest bowiem perspektywa krajowa. Problem postępującej degradacji peryferiów był jednym z ważniejszych źródeł wyborczego zwycięstwa wpierw
Andrzeja Dudy, a później Prawa i Sprawiedliwości w 2015 roku. Zjednoczona Prawica w tamtej kampanii wzięła na sztandary walkę z polaryzacyjno-dyfuzyjnym modelem rozwoju, który skutkował bogaceniem się
największych aglomeracji i brakiem „skapywania” dobrobytu na prowincję. Wprowadzenie programu „Rodzina 500+”, a także minimalnej stawki
godzinowej oraz kilku innych mechanizmów wsparcia Polaków żyjących
poza największymi ośrodkami stanowiło kluczowy element budujący polityczną pozycję PiS przez kilka dobrych lat. Oto nagle te setki małych
i średnich miast z prowincji, które w wielu przypadkach padły ofiarami
transformacji społeczno-gospodarczej lat dziewięćdziesiątych XX wieku,
Radykalność samowiedzy
tracąc wówczas swoje funkcje społeczno-gospodarcze (vide kampanijne
hasło PiS z 2015 roku: #wygaszone), teraz zostały symbolicznie dowartościowane. Określenie „rewolucja godności”, nawet jeśli jest w nim sporo
przesady, w pewnym sensie opisuje zmiany, jakie zaszły po dojściu PiS do
władzy. A kolejne artykuły ukazujące się w mainstreamowych mediach,
utyskujące na klasę ludową, która dzięki 500+ ruszyła na wakacje, jedynie
utwierdzały to poczucie odzyskiwania godności.
Tyle że – jak to często bywa (i zabrzmi to banalnie) – rewolucja pożera
własne dzieci. Wydaje się, że nie inaczej stało się w 2023 roku. Jarosław
Kaczyński próbował powtórnie adresować swój przekaz do prowincji.
Problem polegał jednak na tym, że prowincja AD 2023 była już zupełnie inna niż prowincja AD 2015. Gdzie leży kluczowa różnica? Prowincja uległa sporemu rozwarstwieniu – część miejscowości skorzystała
16
z okresu gospodarczej prosperity (nota bene nieprzerwanego nawet
podczas pandemii, kiedy wbrew obiegowym opiniom koniunktura dla
polskiego przemysłu hulała aż miło), inna część też się wzbogaciła, ale
o wiele wolniej.
Ten proces skutkował dwoma efektami. Z jednej strony, ekonomiczna
elita prowincji, wraz z wyraźnym wzrostem zasobności konta, zaczęła
aspirować do wielkomiejskiej klasy wyższej, ze wszystkimi tego konsekwencjami, w tym światopoglądową liberalizacją i zmianą politycznych
cjonalnej elity do niepublicznej edukacji). Swoją drogą właśnie to zjawisko, obok oczywistych skandali pedofilskich ujawnionych choćby przez
braci Sekielskich, stało się jednym z głównych katalizatorów turbosekularyzacji prowincji. Dodatkowo na niekorzyść PiS działało podwyższanie
płacy minimalnej, które utrudniało zaspokajanie rosnących apetytów
prowincjonalnego biznesu.
Z drugiej strony – rosnące poczucie deprywacji tych, którzy bogacili się
w czasach „dobrej zmiany” o wiele wolniej od lokalnych bonzów, również niekoniecznie sprzyjało budowaniu przez PiS poparcia na prowincji.
Ostatecznie ta druga grupa raczej pozostała przy PiS, ale utrata tej pierwszej mogła przechylić szalę zwycięstwa na korzyść (byłej już) tzw. demokratycznej opozycji. Innymi słowy, to właśnie odwrócenie się od PiS lokalnych kapitalistów – właścicieli małych i średnich firm – mogło stanowić
jeden z kluczowych czynników, który stał za porażką tego ugrupowania.
W tym zresztą zaszyty jest pewien paradoks – istotne podwyższenie płacy minimalnej, co miało zaspokoić interesy klasy ludowej, która prawdo-
Mimo wszystko kapitalizm. Bariery wspólnotowej opowieści politycznej
sympatii (elementem tego zjawiska jest m.in. ucieczka dzieci tej prowin-
podobnie i tak zagłosowałaby na PiS, mogło odebrać obozowi Jarosława
Kaczyńskiego cenne kilkaset tysięcy głosów. Pytanie, czy właśnie tego nie
zobaczyliśmy w nadspodziewanie dobrym wyniku proprzedsiębiorczej
Trzeciej Drogi?
Jednocześnie to właśnie deprywacja części prowincji, zwłaszcza doświadczana w 2022 roku w czasie nagłego wzrostu inflacji (o czym więcej za
chwilę), mogła stać za procesem altrightyzacji prowincji, który budował
wysokie poparcie dla Konfederacji jeszcze wiosną 2023 roku. Prawu
17
i Sprawiedliwości udało się część tych wyborców odzyskać, ale stało się
to kosztem radykalizacji przekazu, choćby w kwestiach ukraińskich. Wydaje się, że ta zmiana będzie mieć daleko idące skutki dla całej polskiej
prawicy, która w najbliższych latach może w coraz większym stopniu podążać polityczną drogą Donalda Trumpa (na marginesie: symbolem tej
zmiany jest w jakimś sensie przejęcie władzy w Suwerennej Polsce przez
Patryka Jakiego, w moim odczuciu najbardziej prawdopodobnego i „obiecującego” przywódcę nowej, dużej altrightowej prawicy nad Wisłą).
Gdy doszukujemy się źródeł wyborczej porażki Zjednoczonej Prawicy,
nie sposób też nie wspomnieć wyroku Trybunału Konstytucyjnego z października 2020 roku, a zwłaszcza protestów Ogólnopolskiego Strajku Kobiet. W wyniku tamtych wydarzeń PiS stracił w sondażach około 10 punktów procentowych i w zasadzie tego wyniku już nigdy nie odrobił. Skala
społecznego protestu była spowodowana wieloma czynnikami, w tym
wspomnianą sekularyzacją. Nie umniejszałbym jednak znaczenia „efektu
pandemicznego”. Nie chodzi tu jednak wyłącznie o kwestię chęci wyjścia
Radykalność samowiedzy
z domu mimo panujących restrykcji. Wprowadzony wówczas lockdown
sprawił, że studiujące zdalnie z domów rodzinnych kobiety (ale i mężczyźni), zamiast uczestniczyć w protestach w największych ośrodkach
akademickich, skrzyknęły się w mediach społecznościowych i wyszły
na ulicę Mielca, Gniezna, Łomży, Rawicza czy Końskich. Po raz pierwszy
w historii III RP mieliśmy zatem do czynienia z masowymi protestami
na prowincji, które nie tylko dość łatwo przerodziły się w powszechny
sprzeciw wobec wyroku TK, ale też wyrażały brak zgody na politykę rządu w sprawie pandemii. Zwyczajnie ludzie mogli się wtedy policzyć. Co
więcej, OSK stał się politycznym doświadczeniem formującym pokolenie
dwudziestolatków, i będziemy jeszcze przez długi czas doświadczać tego
skutków, nawet jeśli ustawa antyaborcyjna ulegnie liberalizacji.
Jak jednak pisałem, kwestia wpływu OSK na wynik wyborów (oraz fre18
kwencję!) zostanie pewnie poruszona przez większość autorów, dlatego
chciałbym zwrócić uwagę na jeszcze jeden istotny wątek „prowincjonalny”.
Otóż 2022 rok przyniósł prawdziwe tąpnięcie wysokości płac realnych,
zwłaszcza poza największymi aglomeracjami. Wyborczy rezerwuar PiS
został zatem bardzo dotkliwie „pobity” przez inflację i brak podwyżek.
Płace zaczęły gonić wzrost cen dopiero w połowie 2023 roku, a to było już
zdecydowanie za późno dla odbudowania pozytywnego sentymentu. Nie
twierdzę oczywiście, że płace były trzymane w ryzach przez właścicieli
naprawdę trudno uniknąć wrażenia, że część krajowych elit gospodarczych w 2022 roku wyraźnie zagrała w kontrze do PiS. Nie ma się zresztą czemu dziwić, jeśli spojrzeć na wyniki warszawskiej giełdy zwłaszcza
w latach 2015–2022 i niemal zerową wartość dywidend wypłacanych
przez spółki z WIG20. „Dobra zmiana”, przejmując kontrolę nad spółkami
Skarbu Państwa i ich zyskami, wyraźnie ograniczyła możliwość zarabiania lokalnym oligarchom. Swoją drogą w tym obszarze doszukiwałbym
się największej zmiany, jaką wprowadzi rząd Donalda Tuska, bo w wielu innych obszarach mimo wszystko spodziewałbym się kontynuacji
(o czym więcej niżej).
Wreszcie, skoro mowa o poprawie sytuacji dochodowej Polaków w połowie 2023 roku, warto także przypomnieć tezę Tocqueville’a, że rewolucje
wybuchają nie wtedy, kiedy ludziom jest najgorzej, ale gdy zaczyna się im
ekonomicznie poprawiać, a w sercach pojawia się nadzieja na zmianę na
lepsze. Tym bardziej, że w poprzednich trzech latach doświadczyli traum
pandemii, wojny i kryzysu migracyjnego oraz inflacji. Nie da się wykluczyć, że to właśnie „narodziny nowej nadziei” stały za tak silną mobiliza-
Mimo wszystko kapitalizm. Bariery wspólnotowej opowieści politycznej
kapitału, a ich cel stanowiło obalenie rządów Zjednoczonej Prawicy, ale
cją wyborczą, ale znów, podobnie jak w przypadku poprzednich hipotez,
poruszamy się w polu ogromnej niepewności.
Odpowiadając zatem na pytanie zarówno o źródła politycznej zmiany, jak
i rekordowo wysokiej frekwencji, poza oczywistą odpowiedzią związaną
z długofalowymi skutkami OSK, doszukiwałbym się źródeł tych zjawisk
właśnie w czynnikach ekonomicznych. Z jednej strony chodzi tu głównie o zmianę struktury społecznej polskiej prowincji (zmiana aspiracji
19
największych beneficjentów i rosnąca deprywacja reszty), a z drugiej –
o „kryzys budżetów gospodarstw domowych” z 2022 roku, powiązany
z poprawą sytuacji ekonomicznej tuż przed samymi wyborami. W jakimś
sensie po raz kolejny to „baza” zdecydowała o zmianie „nadbudowy”.
Oligarchia
Zrozumienie przyczyn zmiany politycznej oraz rekordowej frekwencji jest
ważne i potrzebne, ale jednocześnie wydaje się – paradoksalnie – o wiele
łatwiejszym zadaniem niż odpowiedź na pytanie, jaka byłaby optymalna
polityka nowego rządu. Oczywiście mam swoje marzenie o odbudowie
wspólnoty politycznej i wyjściu z polaryzacyjnej spirali, problem polega
jednak na tym, że marzenie to jest w praktyce trudno osiągalne. Nie chodzi tu wyłącznie o kwestie „chcenia”. Po prostu wspomniane w pierwszej
części tekstu napięcia, które skutkują spadkiem spójności społecznej i terytorialnej, tworzą strukturalne bariery dla tworzenia nowej, wspólnotowej opowieści. Innymi słowy, poszczególni aktorzy procesu politycznego
Radykalność samowiedzy
nie są zainteresowani odbudową wspólnoty politycznej, bo oznaczałoby
to konieczność zagrania w kontrze do współczesnego kapitalizmu, który
w jakimś sensie nie tylko generuje nierówności, ale wręcz z nich żyje.
Nie podejrzewam, aby jakikolwiek racjonalny polityk, chcący zdobyć/
utrzymać władzę, odważył się na taki krok, tym bardziej że prowadzenie
polityki w oparciu o silne osie podziałów jest strategią dużo prostszą do
realizacji. To nie przypadek, że taką drogę wybrał Jarosław Kaczyński,
i nie ulega dla mnie najmniejszej wątpliwości, że kierunek ten kontynuować będzie Donald Tusk. Zresztą nie będzie się to w niczym różnić od
politycznej strategii nowego-starego premiera z lat 2007–2014.
Zresztą już przed wyborami, prognozując zwycięstwo „demokratycznej
opozycji”, spodziewałem się daleko idącej kontynuacji polityki rządu
Zjednoczonej Prawicy, i pierwsze tygodnie nowej władzy zdają się taką
20
hipotezę potwierdzać. Rząd Donalda Tuska nie dokona „antytransferowego zwrotu”, ma bowiem świadomość, że po ośmiu latach „dobrej zmiany”
taki ruch byłby ryzykowny. Podobnie jest z podejściem do globalnego biznesu – tu dalej będziemy obserwowali strategię „czerwonego dywanu”,
i tak jak w 2022 roku osiągnęliśmy rekordowy napływ inwestycji zagranicznych, tak trend wzrostowy najprawdopodobniej będzie kontynuowany. Nie jest wreszcie zaskoczeniem, że nowa ekipa rządowa wykorzystuje
(i będzie wykorzystywać) narzędzia „stanu wyjątkowego”, i to nie tylko do
wać, aby rządzący samodzielnie ograniczyli skuteczne i wygodne narzędzia prowadzenia polityki w postaci choćby Polskiego Funduszu Rozwoju
czy spółek Skarbu Państwa. Niewiadomą pozostaje jedynie planowanie
Centralnego Portu Komunikacyjnego, ale tu w grę wchodzą także aktorzy
zagraniczni, co wyraźnie utrudnia prognozę.
Inna sprawa, że znając polityczne doświadczenie Donalda Tuska, raczej
nie należy spodziewać się istotnych reform systemowych. Brak wizji takich reform jest wręcz znakiem rozpoznawczym nowego premiera, który
nauczył się, że dla utrzymania władzy każde ostrzejsze szarpnięcie cuglami jest ryzykowne. O wiele bezpieczniej zarządzać poprzez konflikt
i raczej pozorować działania w obszarze polityki publicznej, ograniczając
się do tego, co niezbędne. W tym sensie Tusk jest doskonałym uczniem
Angeli Merkel, która taką strategię opanowała wręcz do perfekcji w trakcie czterech kadencji sprawowania urzędu kanclerza. Problem polega na
tym, że strategia taka jest skuteczna w czasach stabilnych, a obecne do
takich niespecjalnie należą. Zobaczymy zatem, jak Donald Tusk będzie
adaptować swoją strategię do zewnętrznych uwarunkowań struktural-
Mimo wszystko kapitalizm. Bariery wspólnotowej opowieści politycznej
procesu depisyzacji Polski, ale znacznie szerzej. Trudno bowiem oczeki-
nych, ale też trudno się spodziewać, aby w wieku 67 lat dokonał jakiegoś
nagłego zwrotu w swoim politycznym DNA.
Jedyną realną zmianą, jakiej należy się spodziewać (oczywiście poza
wymiarem wizerunkowym i pewnymi przesunięciami na lewo w warstwie światopoglądowej, zgodnie z ewoluującymi społecznymi oczekiwaniami), jest podejście do interesów rodzimej oligarchii gospodarczej.
Nie ulega wątpliwości, że ostatnie lata były dla tej grupy czasem nieco
21
trudniejszym, a dokładniej – jej przedstawiciele deklarowali wyraźnie
swoją niechęć wobec „dobrej zmiany”. W rzeczywistości bowiem korzystali oni, podobnie jak reszta społeczeństwa, z rozpędzonej koniunktury,
a w okresie wysokiej inflacji wyraźnie zwiększyli stan swoich portfeli,
przechwytując kosztem pracowników zdecydowaną część wypracowanej wartości dodanej. Symbolicznym skutkiem tej zmiany będzie sytuacja
warszawskiej Giełdy Papierów Wartościowych, która praktycznie zamarła w czasie rządów PiS (zwłaszcza jeśli spojrzy się na największe spółki
z indeksu WIG20). Należy się spodziewać, że wraz ze zmianą władzy na
giełdowy parkiet po latach powróci optymizm, umożliwiając właścicielom kapitału generowanie zysków z dywidend (co samo w sobie niekoniecznie musi być zjawiskiem negatywnym, gdyż może osłabić skłonność
do spekulacyjnego inwestowania w nieruchomości).
Zaspokojenie interesów krajowej oligarchii, może najważniejszego sojusznika nowej władzy, nie oznacza jednak równoczesnego zaspokojenia
potrzeb i oczekiwań ubożejącej klasy średniej. Podwyżki dla budżetówki
Radykalność samowiedzy
i nauczycieli, które w praktyce są bardziej waloryzacją płac, raczej nie
powstrzymają procesu pauperyzacji niższej warstwy klasy średniej. Wydaje się, że Tuskowi pozostaje zagranie manewrem Viktora Orbána, i tak
się pewnie stanie. Zamiast poprawy sytuacji ekonomicznej PO zaoferuje
igrzyska depisyzacji, jednocześnie podgrzewając (i przyzwalając na podgrzewanie) antypisowskich emocji. Różnica między Tuskiem a Orbánem
jest taka, że ten drugi organizuje igrzyska przeciw George’owi Sorosowi,
a polski premier skieruje je przeciw Jarosławowi Kaczyńskiemu. Dopóki
prezes PiS będzie żył, wybór takiej strategii wydaje się oczywisty. To jednak będzie pogłębiać polaryzację, ale tak jak wspomniałem wcześniej –
zagranie w kontrze do takiej emocji oznaczałoby konieczność wyraźnej
rewizji modelu społeczno-gospodarczego, na co nowy rząd z pewnością
się nie zdecyduje.
22
Klasy
To wszystko prowadzi mnie do raczej smutnej konstatacji, że trudno
będzie odbudować wspólnotę polityczną ponad podziałami. Wynika to
z banalnego faktu, że kluczowi aktorzy nie są tym zainteresowani. Tym,
co nas łączy, jest pewne doświadczenie klasowe. W ogromnym uproszczeniu: z jednej strony mamy pracę w korporacji, zamieszkiwanie na
ci do prywatnych szkół i na zagraniczne uczelnie. Z drugiej zaś strony –
relatywnie nisko opłacaną płacę najemną, nietrwałe zatrudnienie, brak
własnego mieszkania, trudność z założeniem silnego związku czy wymuszoną bezdzietność. Po okresie polskiej wersji państwa dobrobytu w PRL,
kiedy społeczeństwo na dobre i na złe przeszło proces „atomizującego
zglajchszaltowania”, weszliśmy w czas „klasowej/kastowej dyferencjacji”.
Otwarte pozostaje pytanie, jak liczne będą poszczególne grupy i na ile silna okaże się mobilność pomiędzy nimi, w obie strony. Wydaje się jednak,
że nawet wzrost liczebności środowisk defaworyzowanych nie przełoży
się na większą wspólnotowość w obrębie tej grupy, bo klasa posiadająca będzie zachęcać na różne sposoby klasę polityczną, aby budować osie
politycznego podziału w poprzek klas nieposiadających. Proces taki obserwujemy w USA oraz krajach Europy Zachodniej i trudno podejrzewać,
abyśmy poszli jakąś polską Sonderweg. Odwołanie się w kampanii przez
wszystkie strony politycznego sporu do antyukraińskich i – szerzej – antyimigranckich emocji stanowi wyraźną zapowiedź tego, czego możemy
się spodziewać w przyszłości.
Mimo wszystko kapitalizm. Bariery wspólnotowej opowieści politycznej
grodzonym osiedlu, inwestowanie w nieruchomości czy posyłanie dzie-
23
Przemysław Sadura
Polska po populizmie?
Kolejne miesiące mijają od momentu, kiedy ponad 11 milionów obywatelek i obywateli wskazało, że chce, aby nowy rząd w Polsce stworzyły partie demokratyczne, stojące w opozycji do populistycznego Prawa i Sprawiedliwości. Jednak to wciąż za krótko, aby w pełni sobie uzmysłowić, co
właściwie wydarzyło się 15 października 2023 roku, a co jest tylko złudzeniem, konformizmem lub przyjęciem nadziei za rzeczywistość. W tym
tekście chcę się skupić na znaczeniu ostatnich wyborów w perspektywie
socjologicznej. Czy zwycięstwo opozycji oznacza, że przezwyciężamy gorączkę populizmu, a może to zapowiedź zupełnie nowych zwrotów wydarzeń? Czego się wystrzegać, aby nie tworzyć nowych politycznych mitów?
Zacznę od faktów, a w narracji często będę nawiązywał do wyników badań socjologicznych.
Co się stało 15 października 2023 roku?
Najpierw przypomnijmy, co wiemy na podstawie danych Państwowej
Komisji Wyborczej i wyników exit polls. W wyborach parlamentarnych 15 października 2023 roku największe poparcie – 35,4% wyborców – uzyskało rządzące Prawo i Sprawiedliwość. Jednak to partiom
demokratycznym przypadła większość mandatów w Sejmie. Koalicja
Obywatelska przekonała do siebie 30,7% głosujących, Trzecia Droga 14,4%, a Nowa Lewica 8,6%. Przełożyło się to na 248 mandatów
25
w 460-osobowym Sejmie, co pozwoliło zgodnie z zapowiedziami stworzyć większościowy rząd koalicji demokratycznej.
Zgodnie z przewidywaniami socjologów to nie przepływy wyborców
między PiS a partiami demokratycznej opozycji miały decydujący wpływ
na odsunięcie od władzy partii rządzącej. PiS stracił wprawdzie niemal
12% wyborców z 2019 roku (najwięcej, bo 3,5%, na rzecz Trzeciej Drogi),
jednak znacznie większe przepływy odnotowano w ramach bloku demokratycznego. Dla przykładu Nowa Lewica straciła ponad 40% elektoratu
SLD z 2019 roku, który obecnie zasilił przede wszystkim KO i Trzecią Drogę.
Game changerem okazała się rekordowa frekwencja wyborcza. W 2023
roku wyniosła ona 74,38% wobec 61,74% w roku 2019. W ostatnich wyborach oddano o 3 125 964 więcej głosów niż cztery lata wcześniej. To przyciągnięcie niegłosujących w 2019 roku dało zwycięstwo demokratom:
KO przekonała do siebie ponad 30% z nich, TD – 18%, a PiS tylko 15,5%.
W ostatecznym bilansie demokraci mieli o 2 640 266 wyborców więcej niż
cztery lata wcześniej, podczas gdy PiS dostał o 411 tysięcy głosów mniej
Radykalność samowiedzy
niż w 2019 roku.
Największy skok frekwencji odnotowano w grupie najmłodszych wyborców i wyborczyń (18–29 lat). W ciągu czterech lat odsetek głosujących
w tej grupie wiekowej wzrósł z 46 do 71%. Wprawdzie starsze pokolenia
szły do urn chętniej, a pięćdziesięciolatkowie pobili absolutny rekord, jednak przyrost jest największy właśnie w grupie najmłodszych głosujących.
Co więcej, odsetek głosujących najmłodszych jest wyższy niż w grupie
najstarszych (60+), która stanowiła bastion Prawa i Sprawiedliwości. Po
raz pierwszy w wyborach parlamentarnych frekwencja wyborcza kobiet
była wyższa niż wśród mężczyzn i to we wszystkich grupach wiekowych,
poza grupą 60+. Szczególnie wysoka mobilizacja dotyczyła trzydziestoi czterdziestolatek. Kobiety w porównaniu do mężczyzn znacznie chętniej
26
głosowały na KO i Nową Lewicę, za to wyraźnie rzadziej wybierały Konfederację. Prawo i Sprawiedliwość przegrało z kretesem wśród wyborców
i wyborczyń do czterdziestki.
Wyposażeni w tę wiedzę, możemy się zmierzyć z mitami lub złudzeniami,
czyli z tym, co nam się tylko wydaje, że wiemy.
Mit pierwszy: 15 października skończył się w Polsce
populizm
Nie wytrzymuje konfrontacji z rzeczywistością teza, że 15 października skończył się w Polsce populizm, bo ludzie się ocknęli i porzucili
PiS, wybierając partie demokratyczne. Przebudzenie nie było masowe,
a populizm ma się dobrze.
Przytłaczająca większość wyborców partii Jarosława Kaczyńskiego została przy niej, akceptując jej styl rządzenia, polegający na stopniowym demontażu demokratycznych instytucji, łamaniu Konstytucji i niezależności
sądownictwa, konfliktowaniu Polski z Unią Europejską i sąsiadami, gwałceniu praw mniejszości, nadużywaniu siły w relacji z niepokornymi obywatelami i obywatelkami oraz doprowadzaniu do rozprzestrzeniania się
nepotyzmu i korupcji. Jak pokazywaliśmy ze Sławomirem Sierakowskim
w książce Społeczeństwo populistów1, jedni trwali przy PiS, ponieważ są
kalkulacji („kradną jak wszyscy, ale przynajmniej się dzielą jak nikt”). PiS
przegrał, a część z dotychczasowych mniej ideowych zwolenników partii
Kaczyńskiego powoli przenosi swoje poparcie na nowe partie władzy.
Wyborcy nie odrzucili jednoznacznie kampanii opartej na języku nienawiści i obietnicach hojnych prezentów wyborczych. Zagłosowali na
demokratów, którzy z konieczności sięgnęli po populistyczny styl prowa-
Polska po populizmie?
jego fanatycznymi wyznawcami, inni – bo tak wynikało z ich racjonalnej
dzenia kampanii. Demokratów, którzy z powodów taktycznych założyli
maskę populizmu. Demokratyczna opozycja nie wahała się odwołać do
nastrojów antyimigranckich oraz bez pardonu i w niewybredny sposób
atakować ludzi władzy i ich zaplecza. Różnicą było to, że im bliżej końca kampanii, tym chętniej partie demokratyczne politykę nienawiści
27
1 P. Sadura, S. Sierakowski, Społeczeństwo populistów, Warszawa 2023.
przeplatały polityką miłości. W walce na obietnice Koalicja Obywatelska
przelicytowała PiS, gwarantując: „nic, co dane, nie zostanie odebrane”,
a dodatkowo dorzucając nowe zobowiązania (podwyżki dla nauczycieli
i budżetówki, babciowe, kredyt „0 procent” itd.).
Demokraci wygrali bitwę, ale PiS pozostaje silną i brutalną opozycją okopaną w wielu instytucjach. Utrudnia liberalno-demokratyczną transformację, zmuszając nową większość do grania na granicy prawa, a może
i poza nią. Nawet jeśli niebezpieczeństwo rychłego powrotu PiS-u do władzy nie jest duże, to wciąż na wysokim poziomie utrzymuje się ryzyko
powrotu PiS-owskiego stylu sprawowania władzy.
Mit drugi: demokraci wygrali, bo poszli do wyborów
osobno
Kolejnym mitem jest przekonanie, że demokratyczna opozycja wygrała wybory, bo inaczej niż na Węgrzech nie zjednoczyła się, tylko każda
z partii opozycyjnych poszła do wyborów osobno. Nie jesteśmy w stanie
Radykalność samowiedzy
stwierdzić, jak byłoby, gdyby powstała jedna lista. Badania przedwyborcze pokazywały, że dawała większe szanse na sukces. Faktem jest jedynie
to, że demokraci zdołali wygrać wybory, mimo że się nie zjednoczyli.
Wyniki badań sondażowych – takich jak te, które opublikowaliśmy ze Sławomirem Sierakowskim w raporcie Wyborcy za jedną listą, liderzy przeciw – pokazywały, że większość wyborców wszystkich demokratycznych
partii oczekiwała wspólnego startu opozycji2. Dodatkowo tzw. sondaż
obywatelski testujący cztery warianty wyborczych konfiguracji partii demokratycznych pokazywał, że najwięcej mandatów i gwarancję zwycięstwa z prawicą daje wspólna lista całej opozycji3. Wspólny start był zgodny z oczekiwaniami wyborców, dawał premię w przeliczaniu głosów na
28
2 P. Sadura, S. Sierakowski, Raport Krytyki Politycznej: Wyborcy za jedną listą, liderzy
przeciw, „Krytyka Polityczna”, 6 marca 2023, https://krytykapolityczna.pl/kraj/
wyborcy-za-jedna-lista-liderzy-przeciw (dostęp tu i dalej: 7 lutego 2024).
3 Pierwszy sondaż obywatelski, Fundacja Forum Długiego Stołu, https://ffds.org.pl/
kampanie/pierwszy_sondaz_obywatelski/.
mandaty metodą D’Hondta, a do tego pozwalał uruchomić tzw. efekt lidera (dołączanie wyborców do tych, którzy prowadzą w sondażach). Jednak
jego największą zaletą było to, że odwoływał się do najsilniejszej emocji
mobilizującej wyborców, wynikającej z polaryzacji politycznej (PiS i anty-PiS) i zabezpieczającej zarazem przed scenariuszem bratobójczej walki
w obozie demokratycznym o głosy antypisowskich wyborców.
Konflikt między partiami demokratycznymi aktywizuje partyjnych fanatyków, ale zwykle zniechęca bardziej wrażliwych wyborców. Szczególnie kobiety, które mają niższą akceptację dla konfliktu w polityce, a bez
których obóz demokratyczny nie byłby w stanie wygrać. Szczęśliwie pod
koniec kampanii liderzy demokratycznej opozycji znaleźli inny niż jedna
lista sposób, aby obniżyć poziom agresji wewnątrz obozu demokratycznego. Pokazali, że wielość w jedności nie zagraża spójności. Trzymali się
reguł fair play, nie pozwalając, aby rywalizacja między bliskimi sobie partiami przekształciła się w wyniszczającą wojnę. Sygnały wzajemnego poparcia i sympatii wymieniane między liderami partii demokratycznych,
nawoływanie do głosowania w zgodzie z sumieniem nawet na polityczjednej listy i pozwoliło pod koniec kampanii odwołać się do pozytywnych
emocji i tchnąć w elektorat opozycji nową energię.
Otwarte pozostaje pytanie, czy jedność oparta na takich niepewnych podstawach wystarczy, aby poradzić sobie w przyszłości. PiS liczy na to, że
nowa koalicja rządowa zacznie się potykać o własne nogi. Będzie czekać,
Polska po populizmie?
nych rywali w ramach wspólnego obozu – to wszystko było substytutem
aż polityczne trupy same spłyną rzeką. I nie jest to bezpodstawna kalkulacja, ponieważ przed nowym rządem widać głównie rafy, a do bezpiecznego portu czeka go długa i ciężka droga. W dość wymagającej sytuacji gospodarczej trzeba jednocześnie spełniać stare i nowe obietnice wyborcze.
Za chwilę wybory samorządowe, europejskie, a w przyszłym roku prezydenckie. Czy demokratyczna koalicja zdoła zachować spójność i wysoką
mobilizację wyborców: tych młodszych i tych starszych? Wiemy, że postawy młodych są zupełnie inne niż starszego pokolenia. Mamy w Polsce
29
trwający już długo i dosyć silny proces liberalizacji oraz sekularyzacji.
Młodzi, którzy poszli do wyborów, zagłosowali na opozycję demokratyczną i dali jej większość, są w kwestiach światopoglądowych dużo bardziej
progresywni. Oczekują liberalizacji przepisów aborcyjnych, normalnego,
czyli takiego jak w całej Europie, dostępu do antykoncepcji, przestrzegania praw osób LGBT zgodnie z europejskim standardem cywilizacyjnym.
Zobaczymy, czy nowa większość będzie konsekwentna we wdrażaniu
tych zmian. Tym bardziej, że o szybkie i spektakularne zmiany będzie
trudno, a prezydent Andrzej Duda stwarza wrażenie, że zastanawia się
głównie nad tym, jak najskuteczniej uprzykrzyć życie nowemu rządowi.
To może przez jakiś czas stanowić wymówkę usprawiedliwiającą nierealizowanie obietnic, ale na dłuższą metę raczej nie zadziała. Cierpliwość
młodszych wyborców jest ograniczona, a społeczeństwo – jak pokazują
badania – dużo bardziej liberalne niż elity polityczne. Czy Trzecia Droga
lub Szymon Hołownia myślący o kampanii prezydenckiej i wierzący w to,
że można się odwołać do jakiegoś umiarkowanego elektoratu i nie ulegać
Radykalność samowiedzy
polaryzacji, nie będą hamulcowymi liberalizacji? Trzecia Droga była hamulcowym w procesie jednoczenia opozycji przed wyborami i postawiła
społeczeństwo przed szantażem: „albo Trzecia Droga, albo trzecia kadencja PiS”. Chwyt okazał się skuteczny. Badania, które prowadziliśmy ze
Sławomirem Sierakowskim zaraz po wyborach, pokazują, że wiele osób
temu szantażowi uległo. Połowa elektoratu Trzeciej Drogi z dużych miast
biorąca udział w naszych badaniach fokusowych to był elektorat jednej
listy. Zagłosowali na Hołownię, mimo że bliżej im było do KO lub Lewicy,
bo bali się, że Trzecia Droga nie wejdzie do parlamentu i opozycja nie
będzie miała większości. To było głosowanie strategiczne. Ratowali koalicję demokratyczną, głosując na komitet Hołowni i Kosiniaka-Kamysza.
Taka sytuacja może się już nie powtórzyć. W ten sposób dochodzimy do
trzeciego mitu.
30
Mit trzeci: za zwycięstwem wyborczym stoją
niespodziewana zmiana wartości oraz trwała
mobilizacja elektoratu demokratycznego
Wzrost frekwencji i mobilizacji wyborczej, w szczególności wśród kobiet i młodzieży, jest interpretowany jako trwałe włączenie tych osób do
polityki. Ludzie ci dotąd nie interesowali się sprawami publicznymi, ale
wreszcie zasilili szeregi demokratów. Udział w wyborach w tej interpretacji miałby być wydarzeniem formatywnym. Profesor Michał Bilewicz
mówił o nagłej i fundamentalnej zmianie wartości, która dała zwycięstwo
partiom demokratycznym. Premier Donald Tusk obwieścił powstanie nowego bytu społecznego, jakim ma być „pokolenie 15 października”.
Jeśli tak, to zwycięstwo w kolejnych wyborach obywatele identyfikujący
się z wygranym obozem mają zapewnione. Tymczasem nic bardziej błędnego. O ile Koalicja 15 Października jest po prostu faktem społecznym i politycznym, przy czym do exposé Tuska nie miała nazwy, o tyle mocno wątpliwe, abyśmy mieli do czynienia z jakimś jednorodnym socjologicznym
bytem, który można by określić mianem „pokolenia 15 października”. Ronie, wzięli udział w wyborach, wsparli demokratyczną koalicję czy partie
demokratyczne. Jeśli tak, to hasło „pokolenie 15 października” odwołuje
się do performatywnej funkcji języka i może dopiero jakiś byt wyłonić.
W ostatnich tygodniach grudnia prowadziliśmy w Instytucie Krytyki Politycznej badania elektoratu partii demokratycznych. Większość focusów
Polska po populizmie?
zumiem, że chodziłoby o młodych ludzi, którzy się zaktywizowali politycz-
przeprowadziliśmy z najmłodszymi wyborcami i wyborczyniami. Ich
postawy są bardzo różne. Z grubsza można jednak powiedzieć o dwóch
wyraźnych grupach nowych wyborców. Pierwsza z nich to przede
wszystkim młode kobiety (ale również mężczyźni), których mobilizację
polityczną można śledzić od wyborów prezydenckich w 2020 roku. To
liberalno-lewicowy elektorat, który zaufał Rafałowi Trzaskowskiemu.
Wydarzeniem formatywnym był dla nich udział w protestach po ogłoszeniu wyroku Trybunału Konstytucyjnego Julii Przyłębskiej. I właśnie
31
te protesty określają w wywiadach swoim politycznym przebudzeniem.
Dla młodych, którzy wtedy masowo wyszli na ulice nie tylko dużych, ale
również małych miast, to była wielka lekcja demokracji. Zobaczyli się,
policzyli i przez moment poczuli moc. Wyszli mimo obowiązujących zakazów, mimo pandemii. Młodzi z tej grupy często dystansują się wobec
Tuska. Dla nich on i Hołownia, Duda i Morawiecki to pokolenie starszych
facetów, trochę „dziadersów”, którzy oczywiście różnią się między sobą,
ale różnice te blakną wobec podobieństw. Dla tej grupy wyborczyń i wyborców kluczowe kwestie to aborcja, prawa kobiet i osób LGBT, zdrowie
psychiczne, klimat. To bardziej pokolenie Ogólnopolskiego Strajku Kobiet
niż pokolenie 15 października.
Druga grupa zaktywizowanych wyborczo kobiet i młodzieży to osoby,
które dały się wciągnąć dzięki kampaniom frekwencyjnym i modzie na
głosowanie. Badania publikowane przez Fundację Batorego4, ale także
sondaż Ipsos dla SWPS i Fundacji Pole Dialogu pokazują, że kampanie
profrekwencyjne miały duże zasięgi i spory wpływ na głosujących. Son-
Radykalność samowiedzy
daż Ipsosa pokazuje, że osoby będące głównym targetem tych kampanii
(tzn. młodzież w wieku 18–29 lat oraz kobiety 18–39 lat) wyraźnie częściej
deklarują, że się z nimi zetknęły. Jest to kolejne potwierdzenie ich dobrego targetowania (kampanie były widoczne w tych grupach, do których
zostały skierowane, a w innych nie). Badania focusowe Instytutu Krytyki Politycznej pokazują natomiast, że wiele osób zupełnie spontanicznie
przywołuje jako źródło wiedzy o polityce lub gotowości do zaangażowania się politycznego wpisy i wypowiedzi celebrytów. W przypadku tych
osób udział w wyborach był decyzją podjętą w ostatniej chwili (sondaż Ipsosa pokazuje, że w tych wyborach głosowało wyjątkowo dużo osób, które decyzję o tym, co zrobić 15 października, podjęły w ostatnim tygodniu
32
4 A. Jaworska-Surma, Fenomen wyborczej mobilizacji. Przyczyny rekordowej frekwencji
podczas wyborów parlamentarnych 2023 – wnioski z badań, Warszawa 2023, https://
www.batory.org.pl/wp-content/uploads/2024/01/Fenomen.wyborczej.moblizacji_
RAPORT.pdf.
kampanii) i raczej w odpowiedzi na apele Małgorzaty Rozenek i Dawida Podsiadły niż Donalda Tuska czy Włodzimierza Czarzastego. Można
się cieszyć z tego, że przedstawiciele Gen Z zaczęli oglądać w serwisach
społecznościowych transmisje obrad Sejmu. Nie należy jednak wyciągać
z tego wniosku, że oto jedną udaną mobilizacją udało się nadrobić lata
zaniedbań w edukacji obywatelskiej, i że mamy to z głowy.
Wzrost oglądalności transmisji obrad Sejmu częściowo wynikał z przeciągającego się oczekiwania na nowy rząd, a częściowo z ciekawości
młodych, którzy zagłosowali 15 października. Zmobilizowani akcjami
profrekwencyjnymi i często głosujący po raz pierwszy chcieli zobaczyć,
w wyborze czego wzięli udział. Jednak wyniki badań przeprowadzonych
dla SWPS i Fundacji Pole Dialogu przez Ipsos dają jasną odpowiedź na
to, czy wysoka frekwencja wyborcza oznacza gwarancje powtórzenia
tych wyników w wyborach samorządowych i eurowyborach. Frekwencja w grupie kobiet w wieku 18–29 lat wyniosła 71,5%, a w grupie 30–39
lat – 77,3%. I była wyższa od tej cztery lata temu, w grupie 18–29 lat – aż
o 25 punktów procentowych. Liczona kilka tygodni później gotowość do
bliższa takiej, jaka była wcześniej. I tak np. zdecydowaną chęć udziału
w eurowyborach deklaruje 33% osób w wieku 18–29 lat, a 25% mówi, że
„raczej weźmie udział”. Duże lub bardzo duże zainteresowanie polityką
deklaruje 26% młodych. Mężczyźni deklarują zainteresowanie polityką
dwukrotnie częściej niż kobiety.
Polska po populizmie?
udziału w wyborach samorządowych i do Parlamentu Europejskiego jest
Powtórzenie mobilizacji wyborczej kobiet i młodzieży, bez której nie byłoby sukcesu partii demokratycznych, to wyzwanie postawione przed koalicją rządzącą. Będzie to wielka praca i wielki test. Nowa ekipa dostała
kredyt zaufania, ale na razie wygląda on na jednorazowy.
Wiele wskazuje na to, że Trzecia Droga nie zamierza poprzeć projektów
idących w kierunku legalizacji aborcji i równouprawnienia osób LGBT.
W wyborach samorządowych i do Parlamentu Europejskiego nie powinno to zachwiać jednością demokratycznej koalicji. Przez te kilka miesięcy
33
niewiele zdoła się wydarzyć. Dominującym konfliktem będzie ten między
anty-PiS-em i PiS-em. Jednak w dłuższej perspektywie liberalnej demokracji bardziej niż udawana jedność przysłuży się spór wśród dzisiejszych sojuszników.
Liberalna demokracja jest ustrojem pozwalającym obywatelom na wyrażanie dzielących go różnic: odmiennych wartości, sprzecznych interesów
i różnych wizji ładu społecznego. Te różnice wymagają artykulacji. Ważne tylko, aby odbywała się ona z poszanowaniem reguł. Oznacza to, że
rywala należy traktować jak przeciwnika, a nie jak śmiertelnego wroga.
Polityczne współzawodnictwo odbywa się w granicach prawa, którego
żadna ze stron nie narusza. Z konfrontacji wyłączone są sfery newralgiczne dla trwania demokratycznego państwa i społeczeństwa.
Wybory prezydenckie są wielką szansą na to, że te zasady zostaną przypomniane. Dzięki modelowi dwóch tur siły demokratyczne mogą tam
wystawić wielu kandydatów, a w razie potrzeby zewrzeć szeregi w drugiej turze. Jeśli jednak w drugiej turze zmierzą się ze sobą demokratyczni
Radykalność samowiedzy
kandydaci różniący się stosunkiem do niektórych kwestii ważnych dla
34
kobiet i młodych, Polki i Polacy będą mogli zadecydować, jakiego prezydenta oczekują. Dopiero wtedy można będzie powiedzieć, że zamknął się
w Polsce etap populizmu i mamy do czynienia z restauracją liberalnej demokracji, w której zinstytucjonalizowane polityczne współzawodnictwo
służy wyrażeniu i tymczasowemu uporządkowaniu różnych społecznych
interesów i wartości.
Elżbieta Ciżewska-Martyńska
Samowiedza po wyborach
Ostatnie wybory wzbudziły niewyobrażalnie silne emocje. Każda strona walczyła o wszystko. Już to rozumienie samego aktu głosowania jako
walki o wszystko mówi dużo o szerokości i skali wewnętrznego konfliktu
społecznego. Wygrana dotychczasowej opozycji wprawiła ją oraz jej wyborców w ekstatyczny nastrój. Padały wielkie słowa: miłość, prawda, demokracja, wolność… W trzeźwej analizie nie wolno kierować się jednak
politycznym PR. Trzeba ważyć słowa, aby przez pochopne ich użycie nie
sponiewierać tego, co znaczą, i w konsekwencji nie zniechęcić obywateli do troski o nie. Formułowanie diagnozy rzeczywistości jako walki sił
światła z siłami ciemności uznaję za objaw choroby, która trawi polską
politykę i debatę publiczną. O ile zdecydowanie potrzebujemy rozmowy
i diagnozy, o tyle konieczna jest też niezależność myśli.
Odpowiadając na prośbę Fundacji Batorego, nie zapisuję się do żadnego
obozu. Jestem też daleka od entuzjazmu. Jeżeli w rozmowie chodzi o przybliżenie się do odpowiedniego nazwania rzeczywistości, to trzeba przygotować się nie tylko na pochwały, ale też na trudne słowa, należy oczyścić
swój język i odrzucić czarno-białą wizję świata.
Co się stało jesienią 2023 roku?
Jesienią 2023 roku nastąpiła zmiana rządu w Polsce. Nie upadł totalitaryzm, bo go w Polsce nie było, a Polska też nie wróciła do Europy, chociaż
35
jest bardzo skonfliktowana z różnymi instytucjami europejskimi. W mojej ocenie na wynik wyborów złożyło się wiele czynników. Liczyły się nie
tylko mobilizacja żelaznych elektoratów, sama aktywność partii i kapitalizacja emocji wywołanych przez problemy pandemii COVID-19, protesty
kobiet, wojnę w Ukrainie, kryzysy gospodarczy i migracyjny. Do urn ruszyli też ci, którzy wcześniej albo unikali głosowania, albo rozczarowały
ich rządy Prawa i Sprawiedliwości. Ich głos nie tyle był opowiedzeniem
się za jedną z kilkunastu partii tworzących dotychczasową opozycję, ile
sprzeciwem wobec stylu uprawiania polityki przez PiS. To właśnie moim
zdaniem zadecydowało w dużej mierze, jeśli nie przede wszystkim,
o zwycięstwie dotychczasowej opozycji. Głos za obecnym rządem tylko
dla części jego wyborców był głosem za programem tworzących go partii.
Prawo i Sprawiedliwość, które wygrało i zarazem przegrało w wyborach,
zapłaciło cenę za wyrzucenie centroprawicowych polityków z szeregów
Zjednoczonej Prawicy, zniechęcenie jej wyborców oraz kompromitację
spraw i wartości ważnych dla swojego potencjalnego elektoratu, do czego
Radykalność samowiedzy
przyczyniły się metody sprawowania przez PiS władzy. Jeśli weźmiemy
pod uwagę wewnętrzne konflikty i zwykłe wypalenie samej Zjednoczonej
Prawicy, trzeba powiedzieć, że o wyniku wyborów zdecydowała raczej
słabość polskiej prawicy niż siła szerokiego sojuszu innych partii.
Co to oznacza? Oznacza to, że wbrew PR-owym strategiom i narracjom
mającym służyć ugruntowaniu obecnego rządu nie nastąpił trwały przełom w polskiej polityce. Nie tylko dlatego, że w polityce nie ma nic na
zawsze, ale też ze względu na to, że zmobilizowani wyborcy szybko rozczarują się, jeżeli obecny rząd nie spełni pokładanych w nim nadziei.
Spełnienie tych nadziei – jakiekolwiek by one były – może być trudne,
zwłaszcza jeśli wziąć pod uwagę to, ile de facto ugrupowań tworzy obecny
rząd i jego zaplecze. Spełnienie tych nadziei okazuje się jeszcze trudniejsze, gdy spojrzy się na choroby trawiące polską politykę od lat. Dotykają
36
one nie tylko przeszłego rządu i jego środowiska, ale też obecnego. Wyniszczają one podstawy samego państwa, szacunek i zaufanie do niego.
Co powinno się stać?
Autorzy ankiety pytają: „Co nowa władza musi zachować po poprzednikach, a co musi wprowadzić, aby nie stracić legitymacji społecznej?”. Jasną intencją tego pytania jest wsparcie obecnego rządu. Uważam jednak,
że trzeba myśleć szerzej i głębiej, tak by skonfrontować się z faktycznym
stanem polskiej polityki i jej chorobami. Zmiana rządu jest nie tylko okazją do tego, by realizować doraźny program, ale też do tego, by zadbać
o sprawy fundamentalne. Należą do nich kultura polityczna i rządy prawa. Niska kultura polityczna to główna choroba polskiej polityki.
Kultura polityczna jest sprawą kluczową i jej poważne braki widzę nie tylko w odchodzącym obozie, ale też po stronie zaczynającego swoją pracę
rządu. Znamienny przykład stanowi sprawa mediów publicznych. Na ich
skandaliczną sytuację obecny rząd próbuje odpowiedzieć działaniami na
granicy prawa. Wprawdzie media kibicujące nowemu rządowi nie drążą
tematu, niektórzy profesorowie wręcz te rozwiązania popierają, a oczekiwania politycznego odwetu i spektakularnych, szybkich działań wśród
to pójście tą ścieżką doprowadzi do dalszej degeneracji polskiej polityki.
W dłuższej, kilkuletniej perspektywie jest to niebezpieczne dla przyszłości polskiego państwa, czyni je niestabilnym i nieprzewidywalnym dla
obywateli, ponieważ umacnia złą praktykę, że zwycięzca bierze wszystko.
Niektórzy wprawdzie są optymistami: uważają, że po wstępnej zawierusze, kilku stoczonych potyczkach (nieważne, czy z faulami, czy bez),
Samowiedza po wyborach
elektoratu obecnego rządu są znaczące (ale na szczęście nie powszechne),
rząd obierze właściwy kurs i będzie działał spokojnie i pewnie. Jednak
nie wiadomo, jakie cechy charakteru oraz jakie osobiste zdolności polityczek i polityków (bo w tej sytuacji można mówić już tylko o osobistych
uwarunkowaniach, a nie o barierach instytucjonalnych czy kontroli społecznej) miałyby uchronić przed demoralizacją tak te osoby, jak i zwykłych obywateli. Nie wiadomo, co miałoby zapobiec poddaniu się pokusie tego, co niektórzy publicyści nazywają „jazdą po bandzie” – pokusie,
której już przecież obecni koalicjanci wcześniej ulegali, powołując „na
37
zapas” sędziów Trybunału Konstytucyjnego przed wyborami 2015 roku.
Nie ma tutaj znaczenia, że inni ulegli tej pokusie głębiej, dłużej i na wielu
polach, że działanie „bez żadnego trybu” było ich częstą praktyką. Lepszym rozwiązaniem z punktu widzenia jakości polskiej polityki i dobra
polskiego państwa byłoby mozolne, długotrwałe zmienianie prawa niż
działanie siłowe.
Rozwiązania siłowe zniechęcą ludzi do polityki. Otworzą drogę kolejnym.
Zabetonują chorą politykę na lata, co będzie stratą dla wielu polskich obywateli i obywatelek, którzy za cztery lata nie ruszą już tak powszechnie na
wybory, a jeżeli ruszą, to ich aprobata dla rozwiązań siłowych oraz forsowania własnego interesu kosztem innych będzie zdecydowanie większa
niż dziś. Zaniechanie rozwiązań siłowych było jednym z podstawowych
motywów kampanii wyborczej, obietnicą, która najszybciej się ulatnia.
Kolejną chorobą polskiej polityki, którą trzeba się zająć, jest nieumiejętność myślenia długookresowego, budowania na poprzednikach i docenienia ich wkładu, co w praktyce oznacza nieumiejętność kontynuacji
Radykalność samowiedzy
potrzebnych projektów. Każda kampania wyborcza w Polsce opierała się
na hasłach politycznej i moralnej rewolucji, co było już niejednokrotnie
podnoszone przez osoby o bardzo różnych przekonaniach i afiliacjach.
O ile korekty kursu politycznego są potrzebne i zrozumiałe (wybory polegają przecież na wyrażeniu woli co do nich), o tyle nie stać nas jako
społeczeństwa i państwa na ciągłe zaczynanie od nowa, na rozmontowywanie instytucji, zamiast ich poprawiania i przystosowywania. Dlatego
do już podniesionych przeze mnie kwestii dodam konieczność utrzymania wsparcia socjalnego 800+, kontynuacji projektów polskich elektrowni
i Centralnego Portu Komunikacyjnego, a także brania pod uwagę sytuacji
osób o niskich dochodach i mieszkających na peryferiach.
38
Czy istnieją w polskim myśleniu „wartości wspólne
i trwałe”, do których odwoływali się ludzie popierający
w wyborach przeciwne partie?
Wbrew pozorom myślę, że tak. Jedna z nich to solidarność. Nie jesteśmy
też tak różni, jak o sobie myślimy. Inną wspólną wartość stanowi możliwość uczestnictwa. Wbrew pozorom Polacy są zainteresowani sprawami
publicznymi: cenią uczciwość, a skuteczność kampanijnych haseł odnowy moralnej wynika m.in. z tego, że pragną transparentnego, uczciwego
państwa i są przekonani, że polityka powinna być moralna.
Problemem jednak jest to, że nie potrafimy rozmawiać o naszych wartościach, a z tego faktu wynika kolejny: przestajemy siebie rozumieć i lubić.
Zatrzymujemy się na banalnej konstatacji, że każdy ma swoje wartości,
ale nie potrafimy porozmawiać o tym, dlaczego mamy takie, a nie inne
wartości. Zamykamy się w grupach osób podobnie myślących, demonizując innych. Przyjmujemy założenie, że te wartości są najważniejsze,
które zostały powszechnie przyjęte, ale nie rozumiemy, że kryterium po-
Podsumowując, mam nadzieję, że obecny rząd będzie rządził lepiej i mądrzej niż poprzedni (życzę tego każdemu polskiemu rządowi). Będzie rządził w trudnych czasach, być może najtrudniejszych po 1989 roku. Dlatego mam nadzieję, że nie popadnie w tryumfalizm, a będąc świadomym
kruchości własnego mandatu, zmierzy się z chorobami toczącymi polską
politykę, uniknie rozwiązań siłowych i będzie umiał nie zaczynać wszyst-
Samowiedza po wyborach
wszechności nie wystarcza, aby się lubić i szanować.
kiego od nowa.
39
Tomasz Kozak
Co robić? Zapnijmy pasy
i jedźmy na całego
W odpowiedzi na exposé Donalda Tuska z 12 grudnia 2023 roku Mariusz
Błaszczak wygłosił sejmowe oświadczenie. Znalazło się w nim frapujące
odwołanie do Hegla, który zdaniem Błaszczaka twierdził, że „Drogą ducha do wolności są dzieje”1. Wrzuciwszy ten ogólnik, szef klubu PiS zaczął konkretyzować atak na koalicję rządową. Zdobyła ona władzę nie
tyle dzięki „polityce miłości”, jak utrzymuje Tusk, ile za sprawą „polityki
ośmiu gwiazdek”. Chodziło o hasło „Je**ć PiS”, kodujące totalną negację
systemu wartości i rządów Zjednoczonej Prawicy.
Wymachiwanie Heglem w tej sytuacji można uznać za pusty gest retoryczny. Ja jednak roboczo założę, że doszło tu do przypadkowej wprawdzie, ale inspirującej kondensacji elementów niezbędnych dla zrozumienia istoty konfliktu politycznego w Polsce. Elementy te wyświetlę na szerszym tle analitycznym i lekturowym.
Popatrzmy. Z jednej strony jest skrajnie prawicowa władza: właśnie
straciła większość sejmową, ale nie przestanie dążyć do autorytarnej
1 Nie jest to cytat z pism klasyka, ale z internetowego omówienia jego filozofii,
dostępnego na stronie Zintegrowana Platforma Edukacyjna Ministerstwa Edukacji
i Nauki. Znajduje się tam identyczne zdanie: „Według Hegla drogą rozumu do
prawdy jest filozofia, a drogą ducha do wolności są dzieje”, https://zpe.gov.pl/a/
przeczytaj/DBgbNkHmD (dostęp tu i dalej: 7 lutego 2024).
41
hegemonii i populistycznego monopolu na reprezentowanie całości „narodu”. Po drugiej stronie stoi demokratyczna opozycja, prowizorycznie
skonsolidowana po wygranych wyborach: negująca prawomocność dotychczasowej władzy populistycznie i całościowo, określająca samą siebie
lub określana przez ustępującą władzę jako „totalna”.
Konfrontacja takich totalizujących formacji to motor populizmu – twierdzi Ernesto Laclau, a jego diagnoza zawdzięcza niemało Heglowi i Marksowi. Ja również zwrócę się do tych diagnostów; poszukam przy tym nie
tylko kategorii opisowych, lecz również normatywnych. Naszkicuję odpowiedź na pytanie, jak po zwycięstwie wyborczym powinna myśleć i działać Koalicja 15 Października.
Encefalogram populistycznego rozumu
Na bazie traktatu Rozum populistyczny Laclaua chciałbym zrekonstruować model specyficznej dialektyki. To mistyfikacyjne konstytuowanie
się opozycji totalnej, która usiłuje wyzwalać w sobie i wokół siebie ener-
Radykalność samowiedzy
gię antyreżimową. Wyzwalanie napotyka jednak trudności, opozycja
wszak nolens volens myśli i działa w obrębie reżimowej hegemonii, nierzadko kolaborując z nią mentalnie lub ideologicznie, nieświadomie albo
z rozmysłem2.
Kolaboracyjne uwikłanie można ilustrować konkretami. W odniesieniu
do dzisiejszej Polski jeden z nich prezentuje Jan Grabowski, krytykując
hegemonię nacjonalistycznej polityki historycznej. Jest ona tak ekspansywna, że wchłania i pacyfikuje formacje, które skądinąd identyfikują się
jako wrogie nacjonalizmowi. Zasiadający w Sejmie liberałowie i lewicowcy kwestionują pisowski „patriotyzm”, lecz ich opozycyjność bywa słabo
zintegrowana. Dlatego ulega reżimowym szantażom politycznym. Kazus
modelowy? W 2018 roku PiS znowelizowało ustawę o Instytucie Pamięci
42
2 E. Laclau, Rozum populistyczny, przeł. zespół, Wrocław 2009, s. 64–65. Moja
rekonstrukcja bazuje nie tyle na literalnej rekapitulacji wywodu, jaki rozwija Laclau,
ile na moich autorskich konkluzjach inspirowanych jego spekulacjami.
Narodowej, wprowadzając nowy typ penalizacji. W ustawie przewidziano karę pozbawienia wolności dla każdego, kto przypisywałby „Narodowi Polskiemu” współodpowiedzialność za zbrodnie popełnione przez
III Rzeszę (ustawodawcom chodziło o zastraszenie naukowców badających współudział Polaków w Zagładzie). Przeciw nowelizacji głosowało
jedynie czterech posłów. W takim układzie Grabowski demaskuje ponadpartyjny „Front Jedności Narodu w obronie własnego narodowego niepokalanego poczęcia”3.
Laclau mógłby podkreślić tu problem całości. Opozycja we własnym
mniemaniu neguje reżim całościowo i chce przeciwstawić mu własną
całość, lecz tak naprawdę nie umie jej ukonstytuować. Jedna z przyczyn
to niezdolność do właściwego zrozumienia, czym w istocie jest negowakolaboracyjne. Kontestacja widzi jedynie cząstkowe aspekty reżimowej
hegemonii, fiksuje się na nich i zaczyna mylić te części z całością. Konstytuuje własną tożsamość nie tyle w kontrze do realnie wrogiej całości, ile
do zmistyfikowanych parametrów cząstkowych: zastępczych, wyolbrzymionych, demonizowanych.
„By podać przykład polityczny: społeczeństwo osiąga poczucie swej spójności przez demonizację jakiejś części populacji” – zauważa Laclau4. Od
siebie dodałbym, że w analogicznym trybie integrowano w Polsce konserwatywno-liberalne społeczeństwo obywatelskie w latach 2015–2023. Na
samym początku usiłowano demonizować beneficjentów programu 500+,
Co robić? Zapnijmy pasy i jedźmy na całego
na totalność. Rozpoznanie jej nie udaje się opozycji uwikłanej w relacje
licząc na mobilizację liberalnego mieszczaństwa przeciwko „rozdawnictwu”. Często też całą energię antypisowską wydatkowano pod dyktando
przekonania, że wyborcy opozycji będą zdolni do totalnej mobilizacji dopiero wtedy, gdy skoncentrują uwagę wyłącznie na jednym z sektorów
3 J. Grabowski, „Historia odgrywa u nich rolę religii”. Historyk z Kanady objaśniał
doradcom Republikanów i Demokratów, o co chodzi rządowi PiS-u, „Gazeta Wyborcza”,
15 grudnia 2023, https://wyborcza.pl/magazyn/7,124059,30490209,jan-grabowskicoraz-wiekszy-polski-problem-z-historia-holokaustu.html.
4 E. Laclau, Rozum populistyczny, op. cit., s. 65.
43
państwa dewastowanego przez PiS. Najpierw zatem koncentrowano się
na zniszczonej niezawisłości sądownictwa. Potem na „dojeniu” państwowych spółek. A tuż przed ostatnimi wyborami czekano na jedną wielką
aferę, która kompletnie pogrąży reżim Kaczyńskiego (inwigilacja Pegasusem, handel wizami).
Jednocześnie liberałowie nie tylko przegapili, lecz także instynktownie
zmarnowali potencjał całościowego buntu, gdy zamiast ugrzecznionych
protestów w obronie państwa prawa pojawiła się jaskółka masowego
gniewu, celująca w samo jądro państwowości pisowskiej. Chodzi o protesty przeciw orzeczeniu Trybunału Konstytucyjnego w sprawie aborcji.
Orzeczenie z 2020 roku ujawniło reżimową istotę w całości, ponieważ
wyrok formalnie cząstkowy (tylko jeden z artykułów ustawy o „warunkach dopuszczalności przerywania ciąży” utracił moc) – był w sumie wyrokiem totalizującym.
Jako taki ugruntował powszechne przekonanie, że od tej pory aborcja jest
zakazana całkowicie. Uświadomił też opinii publicznej, że w Polsce wła-
Radykalność samowiedzy
ściwie zniesiono trójpodział władz. Władze ustawodawcza, sądownicza
i wykonawcza zintegrowały się całościowo, przekształcając IV RP w wyznaniowe państwo policyjne. Kobiety miały w nim pełnić funkcję inkubatorów ściganych za odmowę inkubacji.
Opozycyjna chadecja była bezradna wobec tej konsolidacji. Wprawdzie
od pewnego czasu eksperymentowała z antypisowskim populizmem, ale
nie wykrzesała zeń asertywności, która pozwoliłaby na artykulację tego,
co Laclau określa jako żądanie totalizujące5. Koalicja Obywatelska nie mogła przeciwstawić pisowskiemu totalizmowi kontry całościowej, musiałaby bowiem zakwestionować „chrześcijaństwo” w imię demokracji. Mając do wyboru poparcie dla esencjalnie demokratycznej idei pro-choice
lub kunktatorską kolaborację z katolickim konsensusem, integrującym
44
III i IV RP w ramach miększego lub twardszego konserwatyzmu – chadecy
5 Ibidem, s. 4.
wybrali konsensus. Jednocześnie twierdzili, że są integralnymi, wręcz
bezkompromisowymi demokratami. Powrót do „kompromisu aborcyjnego” usiłowano nawet promować jako radykalny sprzeciw wobec radykalizacji pisowskiej.
Później zmiana nastrojów społecznych zmusiła Koalicję Obywatelską do
rewizji stanowiska. W programie 100 konkretów na pierwsze 100 dni rządów znalazł się postulat, który faktycznie wyzwalał chadecję z okowów
konserwatywnej hegemonii. „Aborcja do 12 tygodnia ciąży będzie legalna, bezpieczna i dostępna. Żaden szpital działający w ramach umowy
z NFZ nie będzie mógł zasłonić się klauzulą sumienia i odmówić zabiegu.
Decyzja musi należeć do kobiety”.
Niestety, po wyborach obserwujemy chyba instynktowny odwrót do mawaniu kobietom wolności decyzji. Widać regres do obrzędowo ezopowego żargonu, który szyfruje grę na zwłokę. Okazuje się, że „bardzo bolesny
problem”, jakim jest w Polsce „prawo do legalnej i bezpiecznej aborcji”,
dopiero stanie się „przedmiotem debaty”6.
Tu nie będzie rewolucji?
Mamy więc stan dezorientacji, w którym progresywne ruchy robaczkowe
są kontrowane odruchami spychającymi nowy rząd na konserwatywną
mieliznę. Tusk zapewne chciałby wykonać jakieś posunięcia w kierunku równouprawnienia kobiet, osób nieheteronormatywnych i ku świec-
Co robić? Zapnijmy pasy i jedźmy na całego
cierzy. W exposé Tuska nie było już mowy o jak najszybszym zagwaranto-
kiemu państwu. Zarazem ewidentnie nie przeszkadza mu obstrukcja ze
strony formacji Władysława Kosiniaka-Kamysza i Szymona Hołowni. Presja obstrukcyjna może być w sumie taktycznie wygodna, ponieważ daje
konserwatywnemu liberalizmowi wymówkę, żeby palące problemy wygaszać w koalicyjnej zamrażarce. Nowa Lewica także nie pali się do walki
o progresywną agendę, a Włodzimierz Czarzasty z Robertem Biedroniem
45
6 Koalicja Obywatelska, 100 konkretów na pierwsze 100 dni rządów,
https://100konkretow.pl/wszystkie-konkrety.
po kryjomu serwisują lodówkę. Są „za” postępem, lecz ugodowo akceptują „przeciw” w imię „dobrej współpracy”. Pierwszy z nich nie rzuci się
na druty, lobbując za prawem do aborcji. Drugi nie zamierza umierać za
tęczowy Gdańsk.
Koalicja 15 Października jest zatem niespójnym splotem sprzecznych
tendencji, które w nowych okolicznościach gmatwają sytuację od dawna
skomplikowaną. Ale, jak twierdzi Laclau, to właśnie niespójność różnorodnych żądań (potrzeb, aspiracji, postulatów) określa właściwą dziedzinę rozumu populistycznego. Konstytuuje on obszar niestabilności tyleż
wywrotowej, co podatnej na ciągłe wywrotki. Dążąc niezbornie do konsolidacji, stanowi co najwyżej „prowizoryczny horyzont całościujący”7.
Warto jednak przypomnieć, że nie jest to ani nasza lokalna specyfika, ani
historyczna przypadłość demokracji in toto w trzeciej dekadzie XXI wieku. Laclau obserwuje ten sam chaos, który już z punktu widzenia Hegla
był „stanem natury” społeczeństwa obywatelskiego8.
Faluje ono między skrajnościami. Z jednej strony rozpościera się przed
Radykalność samowiedzy
nim całe spektrum dyspersji wynikającej z tumultu żądań, które tworzą
anarchizującą „wielość atomów”9. Z drugiej zaś – naprzeciwko tego multum stale „musi majaczyć” jakiś „obraz absolutnej jedności”10. Podobnie
jednak jak później u Laclaua jedność ta okazuje się „wyłudzona”. Wynika
to stąd, że „atomy” (partykularyzmy polityczne) syntetyzują swoją wiedzę
o świecie na podstawie własnych mniemań o innych „atomach” (partykularyzmach). Fragmentaryczne mniemania o wrogach i aliantach mylone
są z pojęciami całościowymi. Najbardziej ekspansywne i demagogiczne
z nich próbują też wyłudzić dla siebie status całościowy. Hegel uważa,
46
7 E. Laclau, Rozum populistyczny, op. cit., s. 65.
8 G.W.F. Hegel, O naukowych sposobach rozważania prawa naturalnego, w: idem,
Ustrój Niemiec i inne pisma polityczne, przeł. A. Ochocki, M. Poręba, Warszawa 1994,
s. 42.
9 Ibidem, s. 43.
10 Ibidem, s. 41.
że taka partykularyzacja w gruncie rzeczy „nie chwyta się totalności”11.
Totalność prawdziwa pozostaje poza zasięgiem samowiedzy chaotycznej
i zanarchizowanej. Na co dzień dostępna jest totalność pozorna: wyłudzona złuda.
Laclau myśli podobnie. Według niego rozum populistyczny wytwarza
„obiekty cząstkowe, które ucieleśniają odsuwającą się totalność”12. Ona
z kolei jest niemożliwa, a zarazem konieczna. Niemożliwa, ponieważ realna demokracja będzie zawsze otwarta, nie domknie się jako system, który
pogodzi lub spacyfikuje partykularyzmy i różnice. Konieczna – gdyż bez
wołania o całość, a przynajmniej maksymalną pojemność, nie zaistnieje
inkluzywna polityka masowa konstytuująca demokratyczną podmiotowość (jednostkową, zbiorową).
tecznie przekona obywateli, że mimo wszystko możliwa byłaby inscenizacja polityki totalizującej, zyska status hegemona. „Ta operacja przechwytywania przez partykularność funkcji reprezentowania nieuchwytnej
całości została przeze mnie nazwana hegemonią” – wyjaśnia Laclau13.
Po drugie, w horyzoncie hegemonii nie może dojść do sprzężenia populizmu z „totalnym wydarzeniem rewolucyjnym”. Ono bowiem, gdyby rewolucja wypaliła całościowo, oznaczałoby pełne pojednanie demokracji
z własnym zróżnicowaniem, co uczyniłoby całą politykę zbędną. Tymczasem rozum populistyczny chce pozostać „rozumem politycznym tout
court”, więc jego racjonalność wyklucza rewolucyjność totalną14.
Co robić? Zapnijmy pasy i jedźmy na całego
Ważne są wobec tego dwie konkluzje. Po pierwsze, populizm, który sku-
Potrzebujemy „radykalnych potrzeb”
Wrócę teraz do powyborczego pejzażu w Polsce. Jako marksista szukałbym w nim pretekstów do myślenia, które wbrew oczywistym
11
12
13
14
Ibidem, s. 38.
E. Laclau, Rozum populistyczny, op. cit., s. 190.
Ibidem, s. 66.
Ibidem, s. 191.
47
przeszkodom próbowałoby jednak rewolucjonizować zastany układ
społeczno-polityczny.
Czym generalnie jest rewolucja z perspektywy marksistowskiej? Najogólniej to transformacja polegająca na totalizującym przeskoku topograficznym. Przykład paradygmatyczny stanowi oczywiście Engelsowski „skok
z królestwa konieczności do królestwa wolności”. Z rewolucją mamy
do czynienia tam, gdzie następuje wyjście z jednej totalności i przejście
w drugą. Cel? Wyzwolić się z represyjnego układu scalonego i wkroczyć
w emancypacyjne status quo.
Laclau postuluje taką właśnie transformację (pilnując zarazem, aby nie
utożsamiać jej z wydarzeniem, które miałoby ostatecznie zakończyć
proces dziejowy). Jeśli dotychczasowa hegemonia uniemożliwia wyzwolenie jednostkowej i zbiorowej sprawczości, pozwalającej spełniać
heterogeniczne żądania – potrzebna jest transgresja. Pojawia się wszak
poczucie „niespełnienia żądań”, inicjujące „proces konfrontacji z istniejącym status quo”15. Rezultatem powinna być konstytucja takiego pod-
Radykalność samowiedzy
miotu („ludu”), który przekroczy granice starej hegemonii i wejdzie na
całego w horyzont nowej pojemności.
W istocie jest to idea Marksowska. Marks twierdził, że kapitalizm budzi w masach totalizującą potrzebę powszechnego dobrobytu, ale nie
umie jej zaspokoić. Trzeba więc wyjść z kapitalizmu i wejść w komunizm
(cokolwiek miałby on znaczyć w szczegółach społeczno-politycznych),
aby w ogóle zacząć na serio planować realizację uniwersalizującej maksymy „Każdemu według jego potrzeb”.
Ágnes Heller podkreślała w tym kontekście kluczową funkcję, jaką
pełni u Marksa „radykalna potrzeba”. Implikuje ona transgresję topograficzną, wyskok z horyzontu przeszłości w pożądaną przyszłość.
Motory futurystycznego pędu to najpierw antyfeudalne, a następnie
48
15 Ibidem, s. 112.
antykapitalistyczne „radykalne potrzeby”16. Łączy je transgresyjność,
wyzwalająca masy ze starego świata i wyrzucająca je w świat bardziej
egalitarny oraz wolnościowy.
Laclau dodałby istotną klauzulę. Podmiotem inscenizującym pożądane
przekroczenie nie może być dzisiaj dziewiętnasto- i dwudziestowieczny podmiot klasowy. Żyjemy bowiem w czasach, gdy żadne żądanie
„ludowe” nie ma już tradycyjnej „ludowej inskrypcji”17. Rewolucyjność
nie będzie więc esencjalnie przypisana starym tożsamościom ani ich
ponowoczesnym pogrobowcom. Pożądany „lud” powinien być nie tyle
syntezą archiwalnych tożsamości klasowych, ile transklasowym konglomeratem progresywnych żądań odpowiadających nowym wyzwaniom
dziejowym. „Nas” nie konstytuują rodowody tożsamościowe (płeć, rasa,
roszczenia totalizujące.
Z tej perspektywy Koalicja 15 Października jawi się jako podmiotowość
potencjalnie zdolna do totalizacji. Jednocześnie prowokuje pytanie, czy
ostatecznie nie okaże się tylko rozczarowującym ekranem do projekcji
pobożnych życzeń.
Pierwsza totalizacja powinna być „antyfeudalna”. Pisowskie państwo policyjne było wszak niedomkniętą, ale wyraźnie już zintegrowaną całością
neofeudalną. Postfolwarczny „sojusz habitu i szabli” (jak powiedziałby
Marks) zrekonstruowano na potrzeby ucisku i wyzysku, żeby „zaorać”
każdą formację społeczną i polityczną, która nie dała się zwasalizować
Co robić? Zapnijmy pasy i jedźmy na całego
pochodzenie społeczne, status w hierarchii podziału pracy), lecz „nasze”
partii rządzącej: ekstremalnie partykularnej, a jednocześnie krzyczącej
za cały „lud”.
Dążenie PiS do destrukcji państwa prawa było tutaj kluczowe, ponieważ bez niej nie powiodłaby się instalacja neofeudalizmu. Kary za destrukcję są zatem konieczne. Ich potrzebę wyrażają w ramach Koalicji
16 Á. Heller, Theorie der Bedürfnisse bei Marx, Hamburg 2022, s. 84, https://www.vsaverlag.de/uploads/media/www.vsa-verlag.de-Heller-Theorie-der-Beduerfnisse.pdf.
17 E. Laclau, Rozum populistyczny, op. cit., s. 111–112.
49
konstytucjonaliści radykałowie. Modelowe żądanie formułuje Wojciech
Sadurski: „wszystkich beneficjentów i wykonawców «dobrej zmiany» nie
da się rozliczyć, bo to niemożliwe. Ale nie może być to powściągliwe i selektywne”18. Dlatego „generalny model rozliczeń” powinien być maksymalistyczny. „Skala naruszeń prawa (…) była tak ogromna, że reakcja też
musi być szeroka”19.
Lewica powinna tu poprzeć liberalnych radykałów, w kontrze do „przebaczaczy” oraz konserwatystów prawnych, którzy chcą ugody kończącej
„polsko-polską wojnę” i przekonują, że „należałoby porozmawiać z prezydentem i zawrzeć pewien kompromis”20.
Zadaniem lewicy jest także formułowanie drugiego z totalizujących żądań. Potrzebujemy nowej Konstytucji, wymontowanej z dotychczasowej
konserwy. Trzeba skutecznie uświadomić liberałom, że ich konstytucjonalizm miał defekt zasadniczy. Brakowało mu realnie wolnościowej
suwerenności: Konstytucja RP była jak software-slave wmontowana
w master-hardware. Stanowiła aplikację służebną w systemie kapitali-
Radykalność samowiedzy
zmu katolickiego.
50
On zaś okazał się matriksem, który zrodził już dwa silne skurcze pisowskie. Drugi nieprzypadkowo okazał się groźniejszy od pierwszego, a oba
były naturalnym produktem dominującej od trzech dekad ideologii
18 M. Jałoszewski, Prof. Sadurski: Odwołać uchwałą Sejmu KRS i cały TK. Rozliczenia
mają być masowe, cofnąć neo-sędziów, OKO.press, 30 listopada 2023, https://oko.
press/prof-sadurski-odwolac-uchwala-sejmu-krs-i-caly-tk-rozliczenia-maja-bycmasowe-cofnac-neo-sedziow.
19 W. Sadurski, Spowiedź jastrzębia. Rozliczenia nie mogą być selektywne, „Gazeta
Wyborcza”, 3 grudnia 2023, https://wyborcza.pl/7,75968,30467778,spowiedzjastrzebia-rozliczenia-nie-moga-byc-selektywne.html.
20 M. Janicki, Przebaczacze. Czy rozgrzeszać wyborców PiS? Sami politycy bez
zwolenników nic nie znaczą, „Polityka”, 15 listopada 2023, https://www.polityka.
pl/tygodnikpolityka/kraj/2234764,1,przebaczacze-czy-rozgrzeszac-wyborcow-pissami-politycy-bez-zwolennikow-nic-nie-znacza.read; P. Szubartowicz, „Nie wiem,
jakimi opiniami prawnymi dysponuje prezydent, ale wszyscy uważają inaczej”, Tygodnik
Interia, 16 grudnia 2023, https://tygodnik.interia.pl/news-nie-wiem-jakimi-opiniamiprawnymi-dysponuje-prezydent-ale-ws,nId,7209167.
państwowej. Tu bowiem, gdzie całe imaginarium jest feudalno-nacjonalistyczne, gdzie również socjaldemokraci serwisują konserwatywny konsensus ustrojowy – kontestacja nie wyskoczy samorzutnie z systemowej
koleiny na przystanku Socjalizm. Kontestację należy stale dopingować do
wychodzenia z form domyślnych; konsekwentnie podżegać do czerwoności. Wynika to z oczywistej diagnozy. Większość ludzi widzi wokół siebie
jedynie prawicowe formaty aksjologiczne i polityczne, dlatego odruch
antysystemowy będzie miał również naturę prawicową. A jeśli pojawi
się spontaniczność progresywna („Wy***lać!”), to po chwilowej egzaltacji
nastąpi naturalny powrót do jednego z dookolnych schematów uległości.
III RP wpisuje się zatem całościowo w klasyczny model Marksowski jako
państwo, w którym nie było rewolucji, a mimo to dominują w nim kontrkratom przypomnieć coś ważnego. To stare memento Engelsa, ostrzegającego przed kolaborowaniem z ustrojem konserwatywnym. Strzeżcie się
konformizmu „państwowotwórczego”, pojednawczego „świństwa” wrastającego w mentalność lewicową22.
Od siebie dodam pakiet roszczeń radykalizujących. Zacznijmy wreszcie
myśleć o wyjściu poza kapitalizm katolicki. Świeckiego państwa potrzebujemy od zaraz, kobietom i osobom nieheteronormatywnym należy się
pełne równouprawnienie. Pracownicy nie mogą być więźniami wolnorynkowego reżimu pracy, dlatego trzeba rozpocząć ogólnospołeczną debatę
o bezwarunkowym dochodzie podstawowym23. Kombinujmy, jak znieść
Co robić? Zapnijmy pasy i jedźmy na całego
rewolucja i restauracja21. W takim układzie należy również socjaldemo-
przymusową pracę najemną, zlikwidować rezerwową armię bezrobotnych i zmusić kapitał do prorozwojowych innowacji technologicznych.
21 Zob. K. Marks, Przyczynek do krytyki heglowskiej filozofii prawa. Wstęp, w: K. Marks,
F. Engels, Dzieła, t. 1, przeł. L. Kołakowski, Warszawa 1976, s. 459.
22 F. Engels, Do Karola Kautskiego w Stuttgarcie, w: K. Marks, F. Engels, Dzieła, t. 38,
przeł. M. Bilewicz, Warszawa 1976, s. 137.
23 Zob. T. Kozak, Gdy gwarantowany dochód zakończy erę pracy, nadejdzie czas
surferów, „Krytyka Polityczna”, 11 lutego 2023, https://krytykapolityczna.pl/
gospodarka/tomasz-kozak-gwarantowany-dochod-czas-surferow/.
51
Zamiast inwestować w technofobię, inwestujmy w rozwój generalnej
sztucznej inteligencji – dzięki temu pojawi się szansa na całościową regulację, a w dłuższej perspektywie na demontaż „wolnego rynku”.
Z konserw dobiegną krzyki, że to żądania awanturnicze, karkołomne.
Bądźmy więc awanturnikami. Wpakujmy się wreszcie z rozmachem
w jakąś przygodę polityczną, która nie będzie heroizowaniem Ślimaka, broniącego prawa do polerowania paciorków jednego różańca
w odwiecznym strachu przed komunizmem i kapitalizmem. Marks sugerował, że narody opóźnione powinny „granicę własnego rozwoju”
pokonywać „jednym salto mortale”. Miał rację – również wtedy, gdy
podpowiadał, by rozdmuchiwać każdą wyskokową iskrę, nawet jeśli
w danym momencie zdaje się „braknąć przesłanek i podatnej gleby” dla
„radykalnych potrzeb”24. Bez radykalizacji bowiem nie nastąpią skoki
rozwojowe. Modernizacyjne przyspieszenie jest w Polsce niezbędne,
a będzie miało sens tylko jako inicjatywa totalizująca, „emancypacja od
częściowego przezwyciężenia średniowiecza”25.
Radykalność samowiedzy
„No to zapinamy pasy” – obiecywał Tusk na platformie X w grudniu. Lewica powinna go pilnować, żeby nie skręcał w prawo i w tył. Autostradę
do wolności musimy przejechać na całego.
52
24 K. Marks, Przyczynek do krytyki heglowskiej filozofii prawa, op.cit., s. 467.
25 Ibidem, s. 473.
Polityczność emocji
Krystyna Skarżyńska
Demokratyczna polityka,
emocje, nadzieje
Co się stało i dlaczego
Nie ma w publicznym dyskursie jednej narracji o tym, co stało się Polsce
15 października 2023 roku. Wielu analityków koncentruje się na niezwykle wysokiej frekwencji wyborczej, która sprawiła, że wyraźnie więcej
głosów uzyskały łącznie partie demokratycznej opozycji niż rządząca
przez osiem lat Zjednoczona Prawica. Ta ostatnia dysponowała niemal
nieograniczonymi finansami, wsparciem propartyjnych mediów i Kościoła katolickiego oraz ponad trzydziestoprocentowym poparciem społecznym. Demokratyczna opozycja działała w niesprzyjających warunkach.
Jej liderzy byli obiektami ustawicznego ataku ze strony władzy, dewaluowania ich sprawczości i moralności. Tak zwani symetryści, dziennikarze i komentatorzy, też nie szczędzili opozycji ostrej krytyki, często nie
dostrzegali różnicy między polityką PiS-u a opozycji, zrównując plusy
i minusy obu stron.
Przez lata zbyt mało było widać przejawów i owoców współpracy między ugrupowaniami opozycyjnymi, dość długo liderzy tych partii raczej
atakowali pozostałych, niż wzajemnie się wspierali. Ujawniało się to dobitnie w drugim etapie kampanii prezydenckiej w roku 2020, ale również
przez długie przedwyborcze miesiące roku 2023. Chociaż badania opinii
55
społecznej uwidoczniały duże podobieństwo poglądów i wartości zwolenników demokratycznej opozycji, zaś analizy wyników wielu sondaży
poparcia wskazywały siłę wspólnej listy – liderzy tego nie chcieli. W rezultacie Polacy umacniali swoją negatywną opinię o polityce „w ogóle”
i zgeneralizowaną nieufność wobec polityków. W końcu 2021 roku politykom opozycji „wcale nie ufało” 67%, a rządzącym politykom – 77% społeczeństwa (badanie More in Common, grudzień 20211).
Dopiero ostatnie pół roku przed głosowaniem, a zwłaszcza przedwyborcze tygodnie skłoniły opozycyjne partie do przyjęcia zasady współpracy
i planu stworzenia rządu koalicyjnego. Przedtem długo widać było niechęć Trzeciej Drogi i Lewicy do wyraźnego zwycięstwa Koalicji Obywatelskiej, która we wszystkich sondażach miała poparcie najbliższe w stosunku do poparcia dla PiS-u. Gdyby KO (lub inna opozycyjna partia) wygrała
ze Zjednoczoną Prawicą, prezydent nie miałby żadnych prawnych (czy
rzekomo konstytucyjnych) uzasadnień dla wskazania jako kandydata na
premiera nowego rządu przedstawiciela przegranego ugrupowania. Rekomendowany przez demokratyczną koalicję premier i proponowany nowy
rząd szybko uzyskaliby votum zaufania od Sejmu, a odchodząca autoryPolityczność emocji
tarna władza nie dostałaby dodatkowego czasu na próby wymazywania
swoich nielegalnych działań, rozrzutnego wydawania państwowych pieniędzy i przygotowanie kolejnych pułapek dla nowego koalicyjnego rządu.
Podsumowując: przy silnej nieufności do słabo współpracującej między
sobą opozycji, głośnym symetryzmie publicystów, zrównujących zło rządów Zjednoczonej Prawicy ze złą poprzednią władzą PO i PSL, przy trwalej i ogólnej niechęci Polaków do polityki – trudno było 15 października
oczekiwać tak masowej frekwencji wyborczej.
56
1 Nawigowanie w czasach niepewności. #1 Polacy wobec zmian klimatu i zielonej
transformacji, 2023, https://www.moreincommon.com/media/gqobjli5/more_in_
common_nawigowanie_w_czasach_niepewnosci_1.pdf (dostęp tu i dalej: 7 lutego
2024).
Jednak w końcu kampanii liderzy opozycyjnych partii pokazali, że mają
wspólne cele i wartości, że chcą i potrafią wzajemnie się wspierać (np.
przez udział w Marszu Miliona Serc czy wyrażanie ostrej dezaprobaty dla
personalnego atakowania Donalda Tuska przez Mateusza Morawieckiego w tzw. debacie w TVP). Także ich powyborcze działania nad planem
priorytetowych zadań dla rządu koalicyjnego, przebieg pierwszych posiedzeń Sejmu, skład nowego rządu – to wszystko dowodzi chęci i zdolności
kooperacyjnych, daje tej koalicji wiarygodność i aprobatę społeczną oraz
podtrzymuje społeczną nadzieję na poważną zmianę sposobu sprawowania władzy. Polityka dla milionów Polaków stała się ciekawsza, a politycy
nowej koalicji – jacyś sympatyczniejsi.
Wsparcie, a nawet podziw dla tak wyraźnej wygranej opozycji i popierakratycznego świata. Wyrażane jest zadowolenie z faktu, iż Polska pokazała, że można odwrócić trend antydemokratyczny, że odsunięto od władzy
autorytarną, populistyczną partię, rządzącą przez osiem lat i cieszącą się
poparciem około 30% obywateli. Lubimy, jak nas chwalą i doceniają nasze
zasługi dla świata. Wzmacnia to naszą kolektywną samoocenę, ale również podnosi społeczne oczekiwania wobec rządu koalicyjnego. A przecież nowa władza wykonawcza i ustawodawcza będzie działała przy niesprzyjającym jej prezydencie, silnej nowej opozycji (raczej brutalnej niż
pokojowej, co już dobitnie widać w przebiegu debat sejmowych) i licznej
grupie jej zwolenników, którzy dobrze oceniają rządy Zjednoczonej Prawicy, a nie ufają nowej władzy demokratycznej, boją się zmiany. O tym,
Demokratyczna polityka, emocje, nadzieje
jącego ją społeczeństwa obywatelskiego płynie też z zewnątrz, od demo-
jak traktować przeciwników politycznych i ich zwolenników, by zachować podstawową spójność społeczną, napiszę później.
Inny sposób patrzenia na to, co się stało 15 października, wiąże się z odniesieniem do pojęcia „zmiany społecznej”. Już w 2021 roku 70% Polaków
uznało, że „Polska idzie w złym kierunku”. Z kolei dwa lata temu wśród
respondentów deklarujących poparcie dla KO, Lewicy i Polski 2050 opinię
taką miało 95%, wśród zwolenników Konfederacji – 81%; nawet 20% osób
57
popierających Zjednoczoną Prawicę zgodziło się z tą opinią (badanie
More in Common, grudzień 20212). Niechęć większości społeczeństwa do
kontynuowania polityki rządu wzmacniały rosnące koszty życia, kolejne
ujawniane afery, coraz wyraźniejsza wrogość rządzących wobec opozycji
i jej zwolenników. Można powiedzieć, że większość miała już dość tych
rządów. Chęć zmiany władzy wprost deklarują Polacy badani dwa tygodnie przed wyborami: 61% reprezentatywnej próby osób dorosłych twiedziło, że zdecydowanie chce, by zmieniła się władza w Polsce, 26% – że
nie chce zmiany, 13% wybrało odpowiedź „trudno powiedzieć” (badanie
zrealizowane przez Opinia24, na próbie 1003 Polaków, 23–26 września
2023 roku3).
To samo badanie wskazuje trzy najbardziej popularne w społeczeństwie kierunki zmian: 1. zmiana prawa aborcyjnego tak, by kobieta na
podstawie własnej decyzji mogła dokonać aborcji do 12. tygodnia ciąży
(67%); 2. zakończenie konfliktów w relacjach z Unią Europejską (46%);
3. przywrócenie praworządności przez odrzucenie wszystkich zmian
w sądownictwie wprowadzonych przez Zjednoczoną Prawicę (43%). Ponad połowa respondentów (55%) wyraża opinię, że politycy PiS powinni
Polityczność emocji
ponieść odpowiedzialność polityczną i karną za swoje działania podczas
pełnienia władzy w minionych latach. Wszystkie te kierunki działania
były obiecane w kampanii przedwyborczej opozycyjnych partii i znalazły
się w programie rządu koalicyjnego Donalda Tuska.
W październikowych wyborach 11,6 milionów Polaków oddało swój głos
na partie demokratycznej opozycji, co przyniosło im zwycięstwo nad
Zjednoczoną Prawicą. Większość społeczeństwa nie chciała kontynuacji,
pragnęła zmiany polityki, a nie tylko wymiany jednej ekipy „trzymającej
władzę” na jakąś inną. Kim więc są wyborcy demokratycznej opozycji
58
2 Ibidem.
3 M. Janicki, Sondaż „Polityki”. Polacy chcą zmiany władzy. PiS nie ma już papierów
na dalsze rządzenie, „Polityka”, 11 października 2023, https://www.polityka.pl/
tygodnikpolityka/kraj/2230460,1,sondaz-polityki-polacy-chca-zmiany-wladzy-pis-niema-juz-papierow-na-dalsze-rzadzenie.read.
i jakiej chcą zmiany? Wiele analiz podkreśla, że zwycięstwo opozycji
przynieśli przede wszystkim młodzi wyborcy, zwłaszcza kobiety. Wśród
wyborców przed trzydziestką 63% poparło demokratyczne partie tworzące dzisiaj nową koalicję rządową. To generalna prawidłowość, że młodzi
częściej głosują za zmianą niż starsi wyborcy, którzy są bardziej konserwatywni i boją się zmiany społecznej lub/i kulturowej. Z drugiej strony
w wielu społeczeństwach młodzi rzadziej niż starsi obywatele uczestniczą w wyborach oraz mniej interesują się polityką.
W Polsce od kilku lat obserwujemy wyraźną zmianę tego trendu. Znaczący skok zainteresowania polityką, wyrażający się wysoką frekwencją wyborczą osób między 18. a 29. rokiem życia, obserwowaliśmy w roku 2020
w trakcie wyborów prezydenckich. Podczas gdy we wszystkich wyborach
kowej, w roku 2020 było ich 62,3% w pierwszej turze i 67,2 – w drugiej4.
Skąd taka zmiana? Czy jest to wyraz złości i buntu młodych, emocji wynikających z ich pokoleniowych doświadczeń z prawicową władzą autorytarną, czy także rosnącej sympatii dla opozycyjnych polityków (płynącej
z różnych źródeł), czy może efekt bardziej głębokich zmian mentalności,
kryteriów wartościowania i celów życiowych młodego pokolenia?
Wzrost zainteresowania polityką wśród młodych ludzi wielu analityków wiąże z ich osobistymi doświadczeniami, zwłaszcza z buntem wobec wyroku Trybunału Konstytucyjnego z października 2020 roku,
niemal całkowicie delegalizującego i penalizującego aborcję. Polityka bo-
Demokratyczna polityka, emocje, nadzieje
między 2011 a 2019 rokiem brało udział nie więcej niż 48% tej grupy wie-
leśnie dotknęła wtedy życia setek tysięcy młodych ludzi, zwłaszcza kobiet. Masowe demonstracje przeciwko temu orzeczeniu trwały prawie
dwa miesiące w różnych miastach Polski, mimo pandemii COVID-19 i zakazu zgromadzeń, zimna, ostrych interwencji policji, krytyki ze strony
władzy i związanych z nią mediów. Chociaż te protesty poparło ponad
4 J. Raciborski, Zachowania wyborcze młodych Polaków: wielka zmiana, w: Młodzi
dorośli: identyfikacje, postawy, aktywizm i problemy życiowe, red. K. Skarżyńska,
Warszawa 2021, s. 53–62, www.ipwc.pw.edu.pl, p. LXXVII.
59
50% społeczeństwa, władza nie zrobiła nic, aby zmienić złe prawo, naruszające wolność. Tygodnie protestów, choć nie przyniosły oczekiwanych skutków, były dla młodego pokolenia nowym doświadczeniem
szerszej wspólnoty: dobrze zorganizowanej, świetnie komunikującej
się, wspierającej i empatycznej, inteligentnej i dowcipnej (proszę sobie
przypomnieć treści napisów na niesionych tekturkach, memy czy hasła).
Młodzi przeżywali i wyrażali nie tylko gniew oraz złość wobec władzy
i roli Kościoła w popieraniu decydentów, ale też wiele pozytywnych emocji, wynikających z poczucia więzi, gorących dyskusji, krystalizacji wartości i poglądów wobec konkretnych spraw, w tym ich zróżnicowania
wewnątrz- i międzypokoleniowego.
Moim zdaniem był to moment formatywny dla tego pokolenia: wtedy właśnie zwróciło ono większą uwagę na sferę polityki – jako ważnej dla jakości ich życia. I także na to, że trzeba przynajmniej próbować tak politykę
zmieniać, tak na nią wpływać, by stała się ona bardziej przyjazna obywatelom. By nie była tylko źródłem opresji, ograniczeń osobistych wolności
i praw człowieka. Udział w protestach Ogólnopolskiego Strajku Kobiet dla
wielu młodych stanowił inicjację w polityczne zaangażowanie (choć dalej
Polityczność emocji
mówili, że polityki nie lubią i że nie mają na nią żadnego wpływu). Powstałe wtedy mniejsze, nieformalne sieci wsparcia współpracowały przy
organizowaniu pomocy uchodźcom z Ukrainy i przy innych protestach.
W ciągu kilku ostatnich lat młodzi Polacy i Polki nie tylko bardziej zainteresowali się polityką, czemu dali wyraz, masowo idąc na wybory, ale też
zmienili swoje poglądy i preferencje partyjne. Już w wyborach parlamentarnych z roku 2019 obserwowaliśmy wyraźne przesunięcie preferencji
osób w wieku 18–29 lat w kierunku centrolewicowym: w porównaniu
z rokiem 2015 więcej osób z tej grupy wiekowej głosowało na SLD (różnica 14,3%+), PO (10%+) i PSL (6,6%+). W tej samej grupie wiekowej nie
zmieniło się jednak poparcie dla PiS (w obu porównywanych elekcjach
60
głosowało na nie 26% i była to najbardziej popularna partia w tej grupie).
Zwrot najmłodszych wyborców w stronę polityków centrolewicowych
i lewicowych był jeszcze wyraźniejszy w wyborach prezydenckich
w roku 2020: w 2015 Andrzej Duda otrzymał wyraźnie więcej głosów niż
Bronisław Komorowski (60% vs. 40%), w roku 2020 w pierwszej turze
stosunkowo najwięcej głosów uzyskali kandydaci partii opozycyjnych:
Rafał Trzaskowski, Szymon Hołownia i Krzysztof Bosak (każdy z nich po
około 20%); w drugiej turze Duda przegrał w tej grupie z Trzaskowskim
(36% vs. 64%). Wśród młodych kobiet poparcie dla Trzaskowskiego było
jeszcze większe i wynosiło 66%. Także kolejne wiekowe kohorty kobiet
(w grupie 30–39 lat oraz 40–49) oddały więcej głosów na Trzaskowskiego
(55%) niż na Dudę (45%)5.
Socjolodzy interpretowali pokoleniowe przesunięcie orientacji politycznych młodych wyborców, zwłaszcza kobiet, jako efekt niechęci do rządząwspierającej kobiety w łączeniu życia rodzinnego i pracy zawodowej, jest
patriarchalna, zajmuje się bardziej przeszłością niż przyszłością młodych
pokoleń, nie realizuje skutecznej polityki prozdrowotnej, edukacyjnej,
klimatycznej ani międzynarodowej, oddala nas od wpływów w Unii Europejskiej i w całym demokratycznym świecie6. Ci sami autorzy zauważają, że wiek i płeć wpływają na zróżnicowanie preferencji wyborczych,
ale w interakcji z innymi zmiennymi społeczno-demograficznymi, jak
wykształcenie, miejsce zamieszkania, zamożność. Oznacza to, że także
grupy w obrębie młodego pokolenia nie są homogeniczne. Badania psychologiczne dodają do tego zróżnicowanie wartości, które stały się bardziej wyraziste w okresie pandemii i w związku z wynikającym z niej
Demokratyczna polityka, emocje, nadzieje
cej partii, która lekceważy prawa kobiet, nie prowadzi polityki społecznej
poczuciem zagrożenia, a w młodym pokoleniu zostały wykrystalizowane
i wzmocnione przez udział w protestach Ogólnopolskiego Strajku Kobiet7.
5 Ibidem, dane exit polls IPSOS, 2015 i 2020.
6 Ibidem; a także: P. Sadura, S. Sierakowski, Koniec hegemonii 500 plus. Raport
z badań, Warszawa 2021.
7 S. Sokół, Dlaczego i jak protestowałam. Impresje uczestniczki OSK, w: Młodzi dorośli:
identyfikacje, postawy, aktywizm i problemy życiowe, op. cit., s. 83–98.
61
Nie sądzę, aby samo zniechęcenie polityką Zjednoczonej Prawicy, nierealizującą potrzeb i wartości młodych ludzi, zmieniło tak znacząco ich
polityczne preferencje, wzmocniło polityczne zaangażowanie i skłoniło
do masowego udziału w wyborach. Gdyby nie to, że partie opozycyjne
i liczne prodemokratyczne organizacje pozarządowe zwróciły uwagę na
młodsze pokolenie Polaków, efektami rozczarowania PiS-em mogły być
jeszcze silniejsza i zgeneralizowana nieufność do polityki, bierność lub
zwrócenie się ku radykalnym partiom antysystemowym, niedemokratycznym. Tak się nie stało. Politycy opozycji rozpoznali potrzeby młodego
pokolenia i wyszli im naprzeciw. Koalicja Obywatelska zorganizowała dla
młodych ludzi forum do bezpośredniego spotkania i swobodnej dyskusji z politykami, prawnikami oraz ludźmi kultury (np. letnie wydarzenia
Campus Polska), a wszystkie opozycyjne partie zachęcały do aktywnego
uczestnictwa w obywatelskiej kontroli wyborów. W programach partyjnych pojawiły się punkty szczególnie ważne dla młodych: liberalizacja
prawa antyaborcyjnego, mieszkania z tańszym kredytem, kryzys klimatyczny, wsparcie psychologiczne, refundacja procedury in vitro.
Nie bez znaczenia było zorganizowanie dwóch masowych manifestacji
Polityczność emocji
poparcia dla opozycji: Marszu Wolności (4 czerwca) i Marszu Miliona Serc
(1 października). Uczestniczyłam w obu, proporcja starszych i młodych
była zdecydowanie bardziej wyrównana niż w marszach organizowanych wcześniej przez Komitet Obrony Demokracji. Widziałam i podzielałam emocje tłumu, w czerwcowym były nadzieja i umiarkowana radość,
w październikowym – niemal pewność, że opozycja wygra te wybory,
poczucie demokratycznej wspólnoty różnych pokoleń, głośno wyrażana
radość. Młodzi dodawali marszowi koloru i zabawy, kwiaty we włosach
i rude peruki na głowach stanowiły inteligentny pomysł: z jednej strony
wyrażały empatię i sympatię wobec Donalda Tuska (według PiS-u „ryżego
potwora”), niewerbalnie pokazywały identyfikację z liderem, z drugiej –
62
zwłaszcza u starszych uczestników – wzbudzały skojarzenia z wolnościowymi manifestacjami z lat 60. i 70. XX wieku.
A z trzeciej – jak mówili młodzi – podobny nastrój wspólnoty i nadziei
na zmianę towarzyszył im podczas pierwszych masowych manifestacji
Ogólnopolskiego Strajku Kobiet. Przemówienia liderów też były optymistyczne, krótkie i nienudne. Masowość i udział w wydarzeniu wielu pokoleń (widziałam maszerujące razem trzypokoleniowe rodziny), pozytywne
emocje, nadzieja, że „szczęśliwej Polski już czas”, liderzy blisko ludzi – to
wszystko sprawiło, że w zwycięstwo opozycji uwierzyli nie tylko uczestnicy marszu, ale też jego bierni obserwatorzy. Tym razem to dobre emocje, a nie nienawiść wobec rządzących lub „wybór mniejszego zła”, silniej
motywowały do uczestnictwa w wyborach i przyczyniły się do rzeczywistego wielkiego wyborczego zwycięstwa partii demokratycznej opozycji
nad obozem władzy.
znacznej części obywateli do polityki. W percepcji społecznej stała się
ona sympatyczniejsza, a demokratyczni politycy są teraz wyraźnie bliżsi
młodszym. Nie wiem jeszcze, na ile ta zmiana będzie trwała, ale na razie jest ona rewolucyjna: setki tysięcy młodych Polaków oglądają obrady
Sejmu i komentują je w Internecie. A raport CBOS z badań w pierwszym
tygodniu grudnia 2023 roku8 podaje, że Polacy deklarują najwyższy od
30 lat poziom poczucia wpływu na politykę.
Co nowa władza ma robić, żeby nie stracić społecznej
legitymizacji
Trzy kwestie wydają mi się najważniejsze: 1. sposób rozliczenia auto-
Demokratyczna polityka, emocje, nadzieje
To ważna zmiana nie tylko motywacji wyborczej, ale także stosunku
rytarnej władzy; 2. zrozumienie i akceptująca tolerancja różnic w wartościach różnych grup społecznych oraz podkreślanie tego, co wspólne;
3. komunikacja polityków ze społeczeństwem, czyli szerokie konsultacje
społeczne i transparentność polityki.
63
8 Poczucie wpływu obywateli na sprawy publiczne, Komunikat z badań CBOS, nr 149,
Warszawa 2023, https://www.cbos.pl/SPISKOM.POL/2023/K_149_23.PDF.
Liderzy opozycyjnych demokratycznych partii podkreślali wielokrotnie,
że jednym z ich wspólnych priorytetów jest „pojednanie”, sklejenie spolaryzowanego społeczeństwa. Również ich wyborcy często deklarowali, że
mają dość polaryzacji politycznej, która niszczy ich dobrostan osobisty,
relacje społeczne ze starymi przyjaciółmi i stosunki rodzinne. Natychmiast po ogłoszeniu wyników wyborów rozpoczął się w mediach spór
o to, jak owo „pojednanie” czy spajanie społeczeństwa rozumieć i jak je
realizować. Donald Tusk wyraźnie obiecywał określoną kolejność postępowania: najpierw rozliczymy autorytarną władzę, potem pojednamy
naród. Co do sposobu rozliczania nie ma zgody: jedni komentatorzy przestrzegają nową władzę, żeby się zanadto nie rozpędzała w rozliczeniach,
bo to utrudni realizację obietnicy pojednania; inni uważają, że rozliczyć
trzeba wszystkie przypadki łamania prawa i Konstytucji.
Z psychologiczno-społecznego i prawnego punktu widzenia państwo,
które nie chce i nie potrafi osądzić przestępstw ludzi władzy, traci zaufanie społeczne. W Polsce od lat jest ono słabe, istnieje więc szansa, by je
wzmocnić przez postawienie przed niezależnymi sądami tych, których
decyzje i czyny były bezprawne. Komisje sejmowe – szeroko pokazywaPolityczność emocji
ne w mediach – powinny służyć informowaniu społeczeństwa o różnych
ukrywanych przed nim „przekrętach” ustępującej władzy. Brak rozliczeń
czynów niezgodnych z prawem wzmocni społeczne poczucie, że wszyscy politycy chronią polityków, że stanowią „jedną obcą społeczeństwu
sitwę”, nie są traktowani tak samo jak zwykli obywatele popełniający niezgodne z prawem czyny.
Miliony Polek i Polaków czują się osobiście skrzywdzone przez decyzje
Zjednoczonej Prawicy i jej autorytarny, przemocowy styl sprawowania
władzy. Widzą też szkody, jakie wyrządziła ona naszemu państwu. Jeżeli chcemy, aby z czasem przygasły silne negatywne emocje wobec ludzi
związanych z odchodzącą (z oporami) autorytarną władzą, to sprawcy
64
problemów i nieszczęść muszą być rozliczeni. Należy to zrobić tak, by
również ich partyjni koledzy i koleżanki oraz zwolennicy/zwolenniczki
(wyborcy/wyborczynie) mogli/mogły zaakceptować, uznać za sprawiedliwe orzeczenia sądów, a z czasem podejmować próby zmiany sposobu
zachowania w polityce i wobec polityki. Dla wielu z nich będzie to bardzo
trudny i długi proces.
Gdy patrzę na prawą stronę Sejmu podczas pierwszych posiedzeń nowej
kadencji, widzę, jak bardzo posłowie PiS-u i Suwerennej Polski są jeszcze
zaczadzeni utraconą władzą, jak przy każdej wypowiedzi, bez względu
na jej temat, wymieniają najpierw swoje partyjne zasługi i dyskredytują
dawną opozycję. Tracą w ten sposób czas przeznaczony na wypowiedź
prezentującą własny pomysł czy pytanie, są więc nieskuteczni, ale robią
tak, bo chcą pokazać, że „są”, że jeszcze coś mogą złego wyrządzić swoim
następcom. Psychologia traktuje takie zachowania jako przejaw procesu
(nie tylko w polityce) wskazują ich radykalne, często ryzykowne próby
zachowania, wynikające z potrzeby utrzymania swojej pozycji i wpływu.
Trzeba czasu, aby przyjęli do świadomości zmianę i uznali, że nie zawsze
byli bez grzechu. Jeszcze trudniej jest przeprosić za swoje błędy. A nie
ma społecznego przebaczenia bez przeproszenia i poprawy zachowania
sprawców krzywdy.
Nowa demokratyczna władza powinna pokazać, że demokratyczne
państwo ma swoją legitymizującą je siłę: praworządność ograniczającą
przemoc, łamanie praw człowieka i obywatela oraz karzącą za łamanie
tych praw. Szybko i łatwo zgodne z prawem rozliczenie władzy raczej nie
Demokratyczna polityka, emocje, nadzieje
„metamorfozy tracących władzę”9. Obserwacje osób tracących władzę
nastąpi. Ale trzeba takie próby podejmować także dlatego, że krytyczni
wobec nowej władzy obserwatorzy polityki, ceniący przede wszystkim
siłę instytucji, będą bardziej skłonni do zmiany opinii, że demokracja jest
słaba, bezzębna i mało sprawcza. I to już może zmniejszać dystans części
zwolenników PiS-u do nowej władzy.
65
9 D. Kipnis, Wykorzystywanie władzy. Trzecia zasada dynamiki Newtona, w: Władza.
Pokusy i zagrożenia, red. A. Lee-Chai, J. Bargh, Sopot 2009, s. 17–34.
Bez sprawiedliwego osądzenia przegranej władzy nie będzie pojednania. Nie jest jasne, co ono ma oznaczać. Spójności społeczeństwa nie
buduje się przez dążenie do ujednolicenia postaw politycznych obywateli. Raczej przez budowanie akceptującej tolerancji, czyli poznawania
i rozumienia postaw innych niż własne, o ile one nie naruszają norm
prawnych, także praw człowieka. To wymaga czasu i pracy instytucji
edukacyjnych oraz pozarządowych. Polacy na ogół nie ufają ludziom,
których nie znają osobiście. Obracamy się w szerszych lub węższych
środowiskach osób o podobnych światopoglądach i postawach politycznych. Inaczej myślących odsuwamy od siebie. Mamy też tendencję,
by ich wartości i poglądy lekceważyć, ośmieszać, nie uważać za równoprawne (nawet gdy nie łamią obowiązującego w Polsce prawa). Być
może także stąd – a nie tylko ze sposobu uprawiania polityki partyjnej –
bierze się silna polaryzacja polityczna, czyli tendencja do przesuwania
postaw i wypowiadanych opinii politycznych w kierunku coraz bardziej
skrajnych. Nie jest ona polską specyfiką, pełni funkcje tożsamościowe,
ułatwia obywatelom nie za bardzo interesującym się polityką prostą
orientację w różnicach na scenie politycznej.
Polityczność emocji
Tak rozumianą polaryzację nakręcają polityczni ekstremiści oraz brak
prodemokratycznej edukacji obywateli. Poważniejszym problemem niż
polaryzacja sensu stricto jest polaryzacja afektywna, czyli tendencja
do dychotomicznego, dogmatycznie ideologicznego podziału osób, zdarzeń, opinii na „naszych” (lub „moich”) versus „obcych” („nie moich”).
Towarzyszy temu jednoznaczna ocena moralna: cokolwiek robią i mówią „nasi”, jest pozytywne, ma dobre, pożądane intencje i skutki; cokolwiek czynią „nie-nasi” – jest negatywne. Skoro tak myślimy, to uznajemy
za oczywiste moralnie ograniczenie działań, a nawet samej obecności
w przestrzeni publicznej tych „nie-naszych”, natomiast postulujemy
i zmierzamy do zwiększania obecności oraz obszaru działań osób z kate66
gorii, z którą się identyfikujemy.
Polaryzacja afektywna wynika zwykle z jakiegoś schematu ideologicznego, niekoniecznie jasno wykrystalizowanego czy w pełni świadomego.
Ma poważne konsekwencje dla komunikacji między tak zdefiniowanymi
kategoriami osób: utrudnia rozmowę i negocjacje między nimi. Czy warto
dochodzić do poszukiwania konsensusu z kimś, kto jest „totalnie zły”? Co
więcej, taka polaryzacja ogranicza także swobodę dyskusji wewnątrz danej kategorii: osoby, które nie podzielają opinii o wyłącznie negatywnych
charakterystykach przeciwników ideologicznych, są traktowane podejrzliwie, wykluczane z dyskusji, pozbawiane funkcji w partii. Siła afektywnej polaryzacji wynika z potrzeby maksymalizacji zgodności afektywnej,
ma uwarunkowania psychologiczne (związane z różnicami indywidualnymi) oraz sytuacyjne (np. silny konflikt międzygrupowy, poczucie zagrożenia, zachowania liderów). Polityka autorytarnej władzy sprzyjała
podziały. Dziś niełatwo jest wymagać otwartego dialogu i konsensusu
między nową a przegraną, ustępującą władzą, która przez lata niszczyła
polityczną opozycję, dewaluowała jej zwolenników i niszczyła państwo
polskie. Większość społeczeństwa też teraz tego nie chce: 55% (według
badań Opinii24 z końca września 2023 roku10) domaga się sprawiedliwego rozliczenia. Ale politycy powinni już zacząć rozmowę z obywatelami
o tym, jak chcą traktować przeciwników politycznych w dalszej perspektywie, w jakich obszarach zamierzają szukać porozumienia, jak zorganizować przestrzeń i forum odpowiednie dla rozmów z nową opozycją. To
ważne, bowiem nie wszyscy Polacy rozumieją demokrację jako system,
Demokratyczna polityka, emocje, nadzieje
afektywnej polaryzacji społeczeństwa i stworzyła trudne do zasypania
w którym większość szanuje wartości i potrzeby mniejszości oraz liczy się
z nimi w swoich decyzjach.
67
10 M. Janicki, Sondaż „Polityki”. Polacy chcą zmiany…, op. cit.
Co łączy, a co różni zwolenników narodowej prawicy
i elektorat centrowo-liberalny
Badania z ostatnich kilku lat przekonują, że większość Polaków pozytywnie wartościuje demokrację, uznając ją za najlepszy system polityczny. Zwolennicy indywidualistycznego liberalizmu, podobnie jak osoby
o orientacji bardziej wspólnotowej (zwanej też komunitarną), wiążą
demokrację z prawami i wolnościami obywateli, ale nie są to dla nich
priorytetowe atrybuty demokracji. Wolne wybory i wolność stanowią dla
większości badanych oczywiste cechy demokracji. Jednak badania wskazują, że samo rozumienie wolności w latach 2018–2021 różniło zwolenników Zjednoczonej Prawicy od stronników partii bardziej liberalnych11.
Znaleziono też duże różnice w aprobacie dla innych aspektów demokracji. I tak: liberałowie zdecydowanie silniej niż osoby zorientowane bardziej wspólnotowo wiążą demokrację z przestrzeganiem praw człowieka,
wyborcy o orientacji wspólnotowej uważają świadczenia społeczne za
bardziej istotny element demokracji, niż czynią to liberałowie.
Natomiast najbardziej wyrazistą różnicą w rozumieniu demokracji przez
obywateli o orientacji liberalnej i orientacji wspólnotowej okazuje się
Polityczność emocji
wiązanie tego systemu z wartościami narodowymi i religijnymi. Otóż osoby o orientacji komunitarnej (wspólnotowej) zdecydowanie częściej niż
liberałowie uznają pielęgnowanie idei i tradycji narodowych oraz religii
katolickiej za kluczowe dla demokracji. Im silniejsza orientacja liberalna,
tym słabsza zgoda na to, by traktować kultywowanie wymienionych tradycji jako markery demokracji.
Ten ostatni z wymienionych wymiar zróżnicowania Polaków w podejściu do demokracji będzie stanowił dla nowej rządzącej koalicji duży
problem: i dla zachowania spójności wewnątrz koalicji, i przy próbach
depolaryzacji społeczeństwa. Już widać to np. w sporach dotyczących
68
11 P. Radkiewicz, Patriotyzm, etnocentryzm, nacjonalizm. Perspektywa makropsychologiczna, Warszawa 2019; K. Skarżyńska, Portret psychologiczno-społeczny
Polaków z polityką w tle, Warszawa 2019.
legalizacji aborcji do 12. tygodnia ciąży, formalizacji związków nieheteronormatywnych czy opłacania przez państwo lekcji religii w szkołach.
Jedyne, co można w tym wymiarze zrobić, to podkreślać istotną dla demokracji wolność, ale też tolerancję religijną, która nie jest tożsama z władzą
jakiegokolwiek Kościoła w państwie. Ostatnie wydarzenia w Sejmie (atak
posła Brauna w trakcie uroczystości zapalania świec podczas sejmowych
obchodów święta Chanuki oraz wypowiedzi posłów na ten temat) wskazują, że wśród wielu polityków (z prawej strony Sejmu) oraz przychylnych im mediów wolność religijna ma być chroniona prawem tylko wtedy, gdy dotyczy ich religii.
Analizy wyników kolejnych fal badań z serii EVS, zrobione przez Jerzego
Bartkowskiego12, dowodzą, że za najbardziej podstawową cechę demosięciopunktowej skali w roku 2017 średnia ważność tego atrybutu demokracji wynosiła 9,09 i była wyższa niż w roku 2012: 8,85). Natomiast dwie
uznane za najbardziej niedemokratyczne cechy systemu to: „autorytety
religijne mają wpływ na interpretację prawa” (3,43 – średnia znacząco
niższa niż w roku 2005: 4,12) oraz „ludzie są posłuszni tym, którzy rządzą” (3,75 w porównaniu z 4,16 w roku 2012). Ponadto badania EVS pokazują, że od roku 1999 do ostatniej analizowanej fali tej serii Polacy uznają demokrację za najlepszy z czterech wymienionych do oceny różnych
systemów politycznych i że w kolejnych falach ocena demokracji stawała
się coraz bardziej pozytywna. Wyniki tych badań wskazują więc na demokrację jako wartość docenianą przez polskie społeczeństwo oraz po-
Demokratyczna polityka, emocje, nadzieje
kracji Polacy uznają takie same prawa dla mężczyzn i kobiet (na dzie-
kazują te jej równościowe i wolnościowe atrybuty, na które nowa władza
powinna szczególnie zwracać uwagę w swojej polityce.
Bardziej zróżnicowani jesteśmy pod względem cenionych wartości osobistych i ich hierarchii. Zwolennicy Zjednoczonej Prawicy opisują samych
siebie jako ceniących wysoko wartości określane jako zachowawcze
69
12 J. Bartkowski, Społeczne poparcie dla rządów wojskowych i wojskowego zamachu
stanu, „Studia Socjologiczno-Polityczne” 2019, nr 2, s. 29–56.
(teoria wymiarów wartości osobistych13), takie jak: dbałość o porządek,
posłuszeństwo, skromność, zdyscyplinowanie. Zwolennicy Platformy
Obywatelskiej oraz osoby młode wysoko cenią wartości związane z wymiarem „podwyższania Ja” (np. ambicję, odnoszenie sukcesów, zdolności
przywódcze) oraz „otwartością na zmianę” (m.in. ciekawość świata, niezależność myślenia)14.
Jako społeczeństwo przesuwamy się (zwłaszcza młode pokolenie) w kierunku wartości świecko-prawnych i ekspresji siebie15. Jednak każdy
w swoim tempie i nie wszyscy – o tym nowa władza powinna pamiętać.
Stajemy się krajem imigracyjnym, co także będzie zmieniało nasze wartości. Nowa koalicja jest poza tym zróżnicowana pod kątem hierarchii
wartości. To dobrze, bo jeżeli pokaże, że przy zachowaniu uwagi i szacunku dla wszystkich lepiej rządzi grupa wewnętrznie zróżnicowana, że
heterogeniczność grupę wzmacnia, tworzy dodatkową energię i sprzyja
innowacyjności, społeczeństwo także uzna, że różnorodność nas wzmocni. Że trzeba się z niej cieszyć, a nie bać się jej.
Bez edukacji w tym kierunku żadnego wzmocnienia spójności społecz-
Polityczność emocji
nej nie będzie. Przykład dobrze współpracującej koalicji różnych partii
politycznych i szeroka edukacja dla akceptacji odmienności powinny redukować poczucie grupowego (kolektywnego) zagrożenia, a także związaną z nim nieufność społeczną. Polskie społeczeństwo charakteryzuje
wysoki poziom motywu kolektywnego bezpieczeństwa, manifestującego
się dążeniem do stabilności, porządku i przewidywalności w życiu kraju oraz lokalnych społeczności. Chcemy (ponad 80% ogólnopolskiej próby w roku 2020) minimalizacji chaosu, ryzyka, niejasności i zmienności
70
13 S. Schwartz, Basic human values: theory, measurement and appliactions, „Revue
Francaise de Sociologie” 2006, nr 47, s. 929–968.
14 Wartości w działaniu, red. M. Marody, Warszawa 2021; P. Radkiewicz, Patriotyzm,
etnocentryzm, nacjonalizm, op. cit.
15 R. Inglehart, Ch. Welzel, Modernization, cultural change , and democracy: The
human development sequence, New York 2005.
reguł społecznych16. Badanie to prowadzono podczas pandemii COVID-19,
w sytuacji silnego zagrożenia zdrowia i życia wielu ludzi, więc prawdopodobnie dlatego poziom potrzeby motywacji kolektywnego bezpieczeństwa był tak wysoki.
Jednak i dzisiaj żyjemy w świecie pełnym zagrożeń, z którymi jednostki, a nawet państwa słabo sobie radzą. Badania prowadzone w ostatniej
dekadzie w RPA, Nowej Zelandii i USA pokazały, że wysoki poziom tej
motywacji jest niebezpieczny dla demokracji: w sytuacjach doświadczania masowego zagrożenia (wojny, pandemie, katastrofy naturalne) społeczeństwa o wysokiej motywacji kolektywnego bezpieczeństwa częściej
niż te, w których ta motywacja jest słabsza, zwiększają poparcie dla autorytarnych przywódców oraz reagują zwiększoną niechęcią i dystansowawo czy politycznie)17.
Ponadto jesteśmy społeczeństwem o jednym z najniższych w świecie poziomów akceptacji niepewności (Uncertainty Avoidance Index18). Polacy
kojarzą niepewność raczej z zagrożeniem niż z nadzieją i ciekawością wobec kierunku zmiany. Nowa władza powinna o tym pamiętać i tak działać, aby obywatele zyskali większe poczucie stabilności proponowanych
rozwiązań systemowych i skutecznego wsparcia ze strony państwa, gdy
sytuacja w kraju staje się niebezpieczna.
Nowa demokratyczna koalicja działa i będzie działała w trudnych warunkach: oporu ze strony tych, którzy władzę stracili, wojny blisko naszej gra-
Demokratyczna polityka, emocje, nadzieje
niem się od wszelkiego rodzaju „obcych” (kulturowo, etnicznie, obyczajo-
nicy, silnych podziałów społeczno-politycznych, katastrofy klimatycznej.
Na trudne czasy potrzeba liderów, którzy są otwarci na różne sposoby
patrzenia na świat, zdolni do kompromisów, przyjmujący merytoryczną
16 K. Skarżyńska, Pandemia i polityka. Raport, Warszawa 2021.
17 P. Jugert, J. Duckitt, A motivational model of authoritarianism: Integrating personal
and situational determinants, „Political Psychology” 2009, nr 5, s. 693–720.
18 Tolerancja i unikanie niepewności na świecie. Raport z badań, IPSOS, Warszawa
2022.
71
krytykę, a nie dewaluujący wszystkich, którzy mają odmienne od nich
zdanie. Nowa polityka powinna być transparentna, szeroko otwarta na
opinię społeczną, co nie znaczy, że kierująca się w swoich decyzjach wyłącznie wynikami sondaży.
Niektórzy analitycy polityki uważają, że każda władza demoralizuje,
a wspomniany wcześniej efekt metamorfozy zawsze niszczy ludzi, którzy
sprawują rządy. Ale inni – ja też do nich należę – dowodzą, że społeczne zaufanie zyskują ci, którzy idą do polityki nie głównie po to, aby rozwiązać osobiste problemy i realizować swoje ambicje, ale są nastawieni
prospołecznie, lubią ludzi, potrafią współpracować, przyznawać się do
błędów i naprawiać je, mają szczerych przyjaciół, których nie zmieniają
po objęciu ważnych stanowisk w państwie. Takie zaufanie daje politykom
większą swobodę i odwagę działań, które społeczeństwo rozumie.
Przy praworządnej, demokratycznej polityce dawni przeciwnicy takiej
władzy – o ile nie łamali Konstytucji – są równoprawnymi obywatelami.
A równe traktowanie obywateli jest wśród Polaków powszechnie akceptowanym atrybutem demokracji. Nikt z ludzi nowej władzy nie będzie
Polityczność emocji
obrażał ich za polityczne wybory, wyśmiewał czy dyskryminował. Ale też
nie ma powodu, aby byli oni traktowani w szczególnie pozytywny sposób,
jako grupa niewinnych ofiar oszukanych przez ich ukochanych liderów,
ukrywających przed nimi afery, intrygi, dowody niekompetencji czy nepotyzmu, która wymagałaby specjalnej troski i wsparcia. Czy rzeczywiście tego nie widzieli, czy raczej usprawiedliwiali swoją „dobrą zmianę”
i czerpali z niej różne profity?
„Specjalne traktowanie”, werbalne przekonywanie do zmiany poglądów –
to nie są drogi do zdobycia zaufania zwolenników prawicy i szerszego
poparcia społecznego. To dorośli ludzie, mają swoje przekonania i swoich
bohaterów. A często popierali Zjednoczoną Prawicę nie z powodu blisko72
ści przekonań i miłości do jej liderów, ale ponieważ oczekiwali realnej poprawy własnej sytuacji materialnej. W wielu sprawach mogą mieć takie
samo zdanie jak zwolennicy i przyjaciele nowej koalicji rządzącej. Tylko
trzeba to, co wspólne, zauważyć, a to, co odmienne – akceptować, jeżeli
odmienność nie narusza praw i wolności innych obywateli. Więcej wspólnych spraw znajdziemy, gdy przestaniemy widzieć w nich tylko ideologię,
a zobaczymy ludzi. Może i oni nie będą wtedy postrzegać zwolenników
demokratycznej koalicji jako jednolitego, „innego (drugiego?) sortu”, zagrażającego ich wartościom i interesom.
Szeroki dostęp do informacji o tym, co i dlaczego robi nowa władza, bezpośredni oraz częsty kontakt demokratycznych polityczek i polityków
z różnymi grupami społecznymi – to lepsza droga do porozumienia społecznego niż wytykanie propisowskim wyborcom ich niedawnych wyborów politycznych albo zapewnianie im szczególnej opieki czy troski.
Tylko dzięki zrozumieniu powodów i wymiarów społecznego zróżnicowateli – możemy zmniejszyć afektywną polaryzację i towarzyszące jej
konflikty, które utrudniają codzienne życie. A także – jeśli zaakceptujemy
zróżnicowanie naszej demokratycznej wspólnoty narodowej, staniemy
się bardziej twórczy, innowacyjni, lepiej będziemy sobie radzili w złożonym, pełnym zagrożeń świecie.
Demokratyczna polityka, emocje, nadzieje
wania, a jednocześnie za sprawą równego traktowania wszystkich oby-
73
Agnieszka Turska-Kawa
Strata jako zasób. O fenomenie
wyborów parlamentarnych
w 2023 roku
Niemalże każde wybory polityczne zapowiadane są jako ważne, przełomowe, a decyzje uzyskane w rezultacie rozstrzygnięć wyborczych mają
otwierać kolejny, nowy rozdział polityczny. Nie inaczej było w przypadku elekcji parlamentarnej w 2023 roku. Jednak wydaje się, że wybory te
nie tylko trwale zapisały się na kartach historii Polski, ale także na długo pozostaną w pamięci obywateli. Głosy ekspertów w szczególności odnoszą się do zmiany politycznej, jaka nastąpiła, ale należy pamiętać, że
w zmianie tej odbija się kondycja społeczeństwa. Widać w niej nie tylko
preferencje wyborcze, lecz także emocje i postawy społeczne. Ruch społeczny w wyborach 2023 roku rozpatrywany z perspektywy systemowej
nie był wynikiem wyłącznie odpowiedzi na działania kampanii, ale też
konsekwencją długotrwałego procesu, który odzwierciedla dynamikę relacji między władzą a obywatelami. Ten proces to w zasadzie opowieść
o rozwoju społeczeństwa polskiego, o jego słabościach, nadziejach, ufności, oczekiwaniach. Jeśli na zachowania wyborcze w 2023 roku spojrzymy
właśnie z tej perspektywy, to z pewnością niewiele będzie zaskoczeń. Społeczeństwo polskie zareagowało wręcz w sposób pozytywnie oczekiwany,
wyraźnie dowodząc, że nie jesteśmy całkowicie zanurzeni w społecznej
75
apatii i alienacji, którymi często charakteryzuje się w ostatnich latach europejskie zdepolityzowane narody.
Można podjąć próbę analizy opowieści o polskim społeczeństwie w ramach teorii zachowania zasobów Stevana Hobfolla1. Według autora człowiek dysponuje określonymi zasobami, czyli tym, co ceni i uważa za warte posiadania. Motywacja jednostki opiera się na pozyskiwaniu, ochronie,
rozwijaniu i wspieraniu tego, co ważne. Zasoby te są szeroko definiowane – mogą należeć do kategorii osobistych, społecznych czy materialnych.
Mogą być zarówno cenione same w sobie, jak i służyć do osiągnięcia
innych ważnych celów. Kluczem do utrzymania zdrowia psychicznego
jest zarówno zapobieganie wyczerpywaniu się zasobów istniejących, jak
i gromadzenie nowych. Co istotne, zasoby nie istnieją w izolacji, ale łączą
się w mniejsze lub większe systemy2. Tym samym możemy doświadczać
spirali zysków lub kręgów strat. Kiedy jednostka stara się przystosować
do wymagań otoczenia, ponosi ona koszty, czyli traci zasoby. Gdy zasoby są rzeczywiście tracone, istnieje realne zagrożenie ich utraty, lub gdy
inwestowane zasoby nie przynoszą oczekiwanych zysków (wzrostu puli
Polityczność emocji
zasobów), pojawia się stres.
W oparciu o teorię Hobfolla można założyć, że nie tylko jednostka, ale także społeczeństwo dysponuje określonymi zasobami. Te zasoby mogą odgrywać kluczową rolę w negocjacjach w kampaniach wyborczych, mogą
definiować dążenia obywateli, ale także uzasadniać ich bierność. Prawo
i Sprawiedliwość doszło do władzy w 2015 roku, podsycając przekonanie
o zagrożeniu ważnych zasobów społecznych, co skutecznie wspierano odpowiednią retoryką. Stosując kryterium związku danego zasobu z przetrwaniem, Hobfoll skategoryzował zasoby jako:
76
1 S.E. Hobfoll, Conservation of resources: A new attempt at conceptualizing stress,
„American Psychologist” 1989, nr 44 (3), s. 513–524, https://doi.org/10.1037/0003066X.44.3.513 (dostęp tu i dalej: 7 lutego 2024).
2 S.E. Hobfoll, Stress, Culture, and Community: The Psychology and Philosophy of Stress,
Berlin 2004.
1. Pierwotne – mające bezpośredni związek z przetrwaniem (np. wystarczająca ilość pożywienia, ubranie, schronienie, zdolność do negocjowania z otoczeniem oraz zasoby, które zapewniają bezpieczeństwo). PiS
wzmocnił obywateli ekonomicznie poprzez masowe transfery finansowe,
dał poczucie bezpieczeństwa, które po latach europejskich kryzysów zostało globalnie zachwiane.
wsparcie społeczne, więzi społeczne, przynależność do grupy, nadzieja).
PiS wykreował się na partię, która chroni tożsamość narodową i katolicką Polaków.
3. Trzeciego rzędu – symbolicznie związane z zasobami pierwotnymi
i wtórnymi (np. wyznaczniki statusu społecznego oraz warunki społeczne zwiększające dostęp do zasobów wtórnych). PiS osiągnął to, ponieważ
uruchomił transfery finansowe w ramach licznych programów społecznych, ale także dzięki wyraźnemu podkreślaniu, że Polska rozwija się,
a owoce tego rozwoju należą się obywatelom, a nie skorumpowanym
elitom. Niechęć do elit nietrudno było zresztą wzbudzić po rządach poprzedniej władzy, gdzie wielokrotnie media odkrywały korupcyjne incydenty wśród najwyższych urzędników. Ważnym zasobem trzeciego rzędu było podsycanie poczucia siły wobec obcych i słabszych, co wyraźnie
wykorzystano w kryzysie uchodźczym. Możliwość „postawienia się” Unii
Europejskiej stanowiła wśród części społeczeństwa katalizator skrywanej
za parawanem politycznej poprawności niechęci do dalszej integracji3.
Strata jako zasób. O fenomenie wyborów parlamentarnych w 2023 roku
2. Wtórne – przyczyniające się do zdobycia zasobów pierwotnych (np.
Warto podkreślić, że o sukcesie w 2015 roku zadecydował nie tyle sam
przekaz, ile moment, kiedy PiS doszedł do władzy. Kondycja społeczeństwa polskiego była bowiem mocno nadwyrężona. Obalenie komunizmu
w Polsce w 1989 roku, stworzenie struktur demokratycznych, uchwalenie
3 A. Turska-Kawa, Fear determinants of populism in Poland: Voters perspective,
w: The Rise of Populism in Central and Eastern Europe, red. S. Kukovič, P. Just, Edward
Elgar Publishing 2022, s. 115–127, https://www.elgaronline.com/edcollchap/
book/9781802205534/book-part-9781802205534-15.xml.
77
Konstytucji i rozpoczęcie procesów integracji europejskiej rozbudziły
w obywatelach poczucie podmiotowości politycznej oraz dumy narodowej. Polacy odczuli, że mają wpływ, sprawstwo oraz biorą czynny udział
w dziejących się obok nich procesach społecznych i politycznych. Jednakże kryzysy wynikające z procesów ponadnarodowych (kryzys gospodarczy czy kryzys migracyjny), podsycane przez partie polityczne zagrożenie
interesu narodowego i wartości katolickich, odczuwane nierówności społeczne współwystępujące z kryzysami korupcyjnymi zachwiały psychologiczną i społeczną stabilnością Polaków. Szybkie i skuteczne działania
PiS były lekarstwem na odczuwane coraz silniej nieakceptowane emocje,
ale też na relatywną deprywację, którą podsycała antyestablishmentowa
i agresywna retoryka. Swoimi działaniami PiS zainicjował proces wyrównywania krzywd. A rodzące się poczucie sprawiedliwości wygenerowało
także społeczną akceptację dla niedemokratycznych metod działania PiS,
które stały się wtórne wobec złudnego poczucia bezpieczeństwa i podmiotowości, jakie otrzymali Polacy. Osłabiło to także opór społeczny: ten
pojawiał się jako głos części wyborców podczas coraz mniej licznych demonstracji wobec kolejnych decyzji PiS.
Polityczność emocji
Poparcie PiS nie malało, mimo upolitycznienia mediów publicznych, kryzysu konstytucyjnego, kryzysu sądownictwa czy wielu ekspertyz (także
europejskich) stwierdzających niedemokratyczne metody stosowane
przez polityków partii rządzącej. Był to koszt swoistego zysku, którego
oczekiwała część obywateli. Nie można jednak nieustannie dolewać do
pełnego naczynia. Z czasem coraz szersze kręgi społeczne przestały zyskiwać, a w zamian dotkliwie zaczęły być odczuwane Hobfollowe tzw.
kręgi strat. Jednak po głębokich reorganizacjach było już za późno na zatrzymanie maszyny, która rozpędzona burzyła – często na oślep – ład społeczny. Do pewnego momentu zapewne można było racjonalizować ponoszone straty przez pryzmat złudnych zysków w postaci chociażby pro78
gramów społecznego rozdawnictwa. Z czasem kolejne grupy społeczne
coraz bardziej dotykała strata kolejnych zasobów, którą coraz trudniej
było przykryć zyskiem.
W zdrowych społeczeństwach część zasobów chroniona jest instytucjonalnie4. Ochrona ta wiąże się z mandatem zaufania społecznego, wynikającego z przekonania o sprawnym działaniu określonych instytucji
i podmiotów, które zapewniają trwałość ustalonego porządku prawnego.
daje się, uniwersalnych wartości, jak chociażby równość wobec prawa
czy ochrona słabszych. W pierwszych miesiącach rządów PiS dokonano
głębokich zmian w Trybunale Konstytucyjnym, mianowanie i odwoływanie urzędników państwowych było w pełni kontrolowane, a media
publiczne – podporządkowano partii. Zagrożona została zasada trójpodziału władz. Rząd zaczął podporządkowywać sobie władzę sądowniczą
w Polsce.
Mimo dyskusji na temat konieczności wprowadzenia zmian w Konstytucji
PiS nie podjął się tego zadania, zapewne ze względu na brak wymaganej
większości w Sejmie. Znowelizowane ustawy pośrednio naruszały jednak
jej postanowienia, modyfikując zasady działania instytucji, których kompetencje określono w najważniejszym polskim dokumencie. Zaskakujące
było także tempo zmian, które uniemożliwiało jakąkolwiek merytoryczną dyskusję na ich temat. Głosowania w parlamencie często odbywały się
w nocy, a zmiany wprowadzano szybko, jedną po drugiej.
Co zatem było siłą napędową zmiany, która nastąpiła w wyborach parla-
Strata jako zasób. O fenomenie wyborów parlamentarnych w 2023 roku
Dzięki temu obywatele mają poczucie gwarancji ochrony ważnych i, wy-
mentarnych w 2023 roku? Większość grup społecznych „coś” w końcu dostawała w latach rządów PiS, przy akceptacji kosztów ponoszonych wraz
z tym zyskiem. Koszt ten zaczął jednak przerastać zysk i jeśli na wybory
spojrzymy z perspektywy teorii Hobfolla, to wyraźnie podkreślić należy,
że ich motorem była coraz szerzej i dotkliwiej odczuwana strata. Autor
79
4 R.O. Keohane, E. Ostrom, Local Commons and Global Interdependence:
Heterogeneity and Cooperation in Two Domains, New York 1955.
zauważa, że ludzie niewspółmiernie bardziej przywiązują się do straty
niż zysku. Kiedy dany problem jest formułowany w kategoriach straty,
ludzie są skłonni podejmować większe ryzyko niż wówczas, gdy ta sama
sytuacja jest interpretowana jako potencjalny zysk. Kampanie wyborcze
najczęściej wypełniane są obietnicami – słyszymy, co możemy zyskać,
co się zmieni na lepsze. Po raz pierwszy jednak najsilniejszym czynnikiem zmiany nie był zysk definiowany w kategoriach uzyskania czegoś,
ale odzyskania.
Powyższe czynniki wspierały generalne emocje wzbudzane narracjami prowadzonymi przez dwie główne siły polityczne. PiS konsekwentnie podsycał poczucie zagrożenia. Swój przekaz partia zbudowała na
szeroko rozumianym (nie)bezpieczeństwie Polski i Polaków. Sporo
usłyszeliśmy o konieczności obrony przed rozprzestrzenianiem się agresji militarnej na wschodzie, ochronie przed migrantami czy zagwarantowaniu socjalnego bezpieczeństwa Polaków, które symbolicznie zdefiniowano choćby w referendalnym pytaniu o wiek emerytalny. Jednakże
„tworzenie bezpiecznej przyszłości Polaków” w rzeczywistości poruszało
mocno nadszarpniętą w ostatnich latach kondycję psychiczną obywatePolityczność emocji
li. Przekaz opozycji był zdecydowanie odmienny. W sferze symbolicznej
odwoływał się do historycznej spuścizny NSZZ Solidarność, podkreślał wagę wyborów i szerokiego uczestnictwa obywateli. Widać to
było chociażby w wystąpieniu Donalda Tuska 31 sierpnia w Gdańsku,
w 43. rocznicę podpisania Porozumień Sierpniowych. Szef opozycji mówił: „największym źródłem siły wówczas strajkujących było przekonanie, że władza nie ma prawa pogardzać prostym człowiekiem. Wszyscy
jesteśmy dokładnie w tej samej sytuacji (…) My dzisiaj czujemy dokładnie
to samo, co robotnicy, którzy przystąpili do strajku”. Tusk dał ludziom
siłę, nie tylko słowem wyborczym, ale dał ją odczuć podczas marszy. Mówił o wyjściu z konfliktu, zakończeniu wojny polsko-polskiej, wyzbyciu
80
się retoryki wypełnionej agresją. Uspokoił.
Uwagę ekspertów przykuły tłumy przy urnach wyborczych. Rekordowa
frekwencja na poziomie 74% była utożsamiana przez większość dziennikarzy z wysokim poziomem świadomości obywatelskiej. Niektórzy
z dumą dowodzili, że „największym zwycięzcą tych wyborów są sami
Polacy”. Pojawiały się komentarze o obronionej demokracji. Zryw był
na tyle silny, że system go nie przewidział. We wczesnych godzinach
kart do głosowania. W całym kraju kolejki były tak duże, że wyborcy
musieli czekać na pobranie karty do głosowania na zewnątrz budynków.
Problem ten okazał się szczególnie widoczny po godzinie 21, kiedy
zarządzono zakończenie głosowania, a kolejki przed niektórymi lokalami
wyborczymi ciągnęły się wzdłuż długich ulic.
Frekwencja w wyborach parlamentarnych w 2023 roku osiągnęła najwyższą wartość od 1989 roku. Świadczy ona o walce obywateli, ale nie tylko o przyszłość Polski czy szeroko rozumianą zmianę władzy. Należy bowiem pamiętać, że mobilizacja sił nastąpiła po dwóch stronach frontu. Po
jednej z nich znaleźli się obywatele motywowani i przebudzeni stratą. Ci
walczyli o szacunek, o godność, o wartości, które cenią, a które systematycznie rugowano z przestrzeni publicznej w ostatnich latach. Zawalczyli
o to, co wydawało się oczywistym naturalnym owocem rozwoju, chronionym instytucjonalnie w państwie. Po drugiej stronie frontu stanęli jednak
ci, którzy zyskiem i złudnym poczuciem podmiotowości racjonalizowali
deficyty ostatnich lat demokracji w Polsce. Perspektywa szybkich zysków
pozwoliła znieczulić znaczną część obywateli na postępującą stratę. Ci
Strata jako zasób. O fenomenie wyborów parlamentarnych w 2023 roku
wieczornych w lokalach wyborczych w Gdańsku i Krakowie zabrakło
obywatele walczyli o zachowanie status quo.
Te dwie strony frontu pokazują, że rządy PiS to dla jednych strata, a dla
drugich zysk. Zysk przede wszystkim dla grup, które postrzegały siebie
jako pokrzywdzone ekonomicznie (emeryci, rodziny wielodzietne). Hobfoll zauważa, że osoby, które mają mniej zasobów wyjściowo, wykazują słabszą zdolność do ich pomnażania, a tym samym są zdecydowanie
81
bardziej otwarte na środowiska wspierające5. Osoby o niskich zasobach
nie są w stanie uruchomić tzw. spirali osiągnięć, czyli sytuacji, kiedy zasoby się pomnażają. Są zatem bardziej przyjazne otoczeniu, w którym bez
większego wysiłku można zasoby otrzymać. PiS perfekcyjnie wykorzystał
ten mechanizm. Polityka gospodarcza zwykle prowadzi do uzyskania
korzyści ekonomicznych w średnim lub dłuższym okresie. Tymczasem
zaproponowane programy dawały obietnicę transferów finansowych do
obywateli w bardzo krótkim czasie.
Jednym z ważnych wskaźników mobilizacji na frontach jest społeczna charakterystyka grup, które poszły do urn, a w ostatnich wyborach
parlamentarnych zdecydowały się na bierność wyborczą. Z sondażu exit
poll przygotowanego przez Ipsos wynika, że osoby niegłosujące w 2019
roku, ale biorące udział w wyborach parlamentarnych w roku 2023 poparły zwycięską opozycję. Głosy w tej grupie rozłożyły się następująco:
KO (31%), Trzecia Droga (17,9%), PiS (15,5%), Lewica (15,2%), Konfederacja (13,2%), Bezpartyjni Samorządowcy (5%), Polska Jest Jedna (1,7%).
Widać zatem wyraźnie, że nowi wojownicy to przede wszystkim osoby
walczące o zmianę, powrót, a z pewnością ci, którzy nie godzili się z kiePolityczność emocji
runkiem, w jakim zmierzała Polska na czele z PiS.
Wiele mówiło się o mobilizacji kobiet. Motorem tego była niezaprzeczalna strata podmiotowości i decyzyjności. Ostatnie lata to bój o możliwość
decydowania o własnym ciele, co publicznie wyrażało się w licznych,
lekceważonych przez rząd demonstracjach. Ale to był także strach o życie i zdrowie w świetle przypadków śmierci ciężarnych kobiet w szpitalach. W pewnym momencie PiS próbował przenieść zagrożenie z porodówek na migrantów rzekomo gwałcących kobiety, spójnie budując swój
przekaz na lęku. Te lęki ostatecznie jednak wymknęły się spod kontroli
i PiS nie zdołał ich skanalizować.
82
5 S.E. Hobfoll, Conservation of resources theory: Its implication for stress, health, and
resilience, w: The Oxford handbook of stress, health, and coping, Oxford 2011,
s. 127–147.
Większość analiz podkreśla zwycięstwo kobiet w wyborach parlamentarnych 2023. Wyraźnie jednak należy wskazać, że kobiety stały po obu
stronach barykady. Dostały one od PiS 500 zł, a nawet obietnicę 800 zł na
dziecko „do ręki”, niższy wiek emerytalny, świadczenia dla rodzin wielodzietnych. Wiemy dziś, że kobiety oddały 56,1% głosów na opozycję (KO,
Lewicę i Trzecią Drogę), ale prawie 40% zagłosowało na PiS i Konfedewśród mężczyzn, a to powieliło proporcję z 2019 roku.
Co warto podkreślić i co szczególnie cieszy, to fakt, że w wyborach nastąpiła niezwykła mobilizacja wyborców najmłodszych, w przedziale wiekowym między 18 a 29 lat. To właśnie w tej grupie przy urnach pojawiło
się aż 69,9% osób. Dla porównania: w wyborach parlamentarnych w 2019
roku tylko 46,4% uprawnionych w tej grupie wiekowej oddało głos. Młodzi ludzie dostrzegli zagrożenie ze strony państwa dla swojej wolności.
Odczuwane ryzyko pogłębiającego się odbierania przez PiS prawa do decydowania widać w wyniku wyborów wśród młodych – PiS uplasował się
dopiero na czwartej pozycji. Te głosy pokazują, że dla młodych niezwykle
ważne są otwarcie na świat, bycie nie tylko Polkami i Polakami, ale także
Europejkami i Europejczykami, jak również tolerancja oraz decydowanie
o swoim ciele. Zapewne nie bez znaczenia pozostało realne niebezpieczeństwo wyjścia z Unii Europejskiej.
Można rozpatrywać stratę z perspektywy różnych grup społecznych.
O część PiS próbował walczyć, dając coś w zamian. Jednak to ostatecznie
Strata jako zasób. O fenomenie wyborów parlamentarnych w 2023 roku
rację. Frekwencja wśród kobiet była także realnie niewiele wyższa niż
znów było ścieranie się zysku ze stratą. Jako urzędująca partia PiS miał
więcej możliwości dawania, co czynił, gdyż uznawał to za szybką i najlepszą strategię. Ale zysk dla części grup przestawał mieć znaczenie wobec
doświadczanej w ostatnich latach straty i perspektywy, która ukazywała
możliwość szybkiego odbierania coraz bardziej uniwersalnych zasobów.
Jeśli spojrzymy na ten czas z poziomu zasobów społeczeństwa jako całości, to można wskazać konkretne kategorie, które w sposób uniwersalny społeczeństwo jako całość utraciło. Do najważniejszych należeć będą:
83
szeroko rozumiana wolność (wyboru, wypowiedzi), wpływ na ważne decyzje, poczucie godności pewnych grup społecznych, równości społecznej.
Donald Tusk, będący swoistą twarzą opozycji, w rzeczywistości przegrał
wybory. O wyniku zmieniającym układ sił zadecydowała w praktyce Trzecia Droga Szymona Hołowni i Władysława Kosiniaka-Kamysza. Jednak
nie jest to opowieść o systemowych zmianach na scenie politycznej, ale
o społeczeństwie polskim, którego część postanowiła wyjść z domu, aby
odzyskać to, co w ostatnich latach utraciła. Czy strata może być zasobem?
Jeśli na ostatnie lata spojrzymy z perspektywy teorii Hobfolla, to rządy
PiS możemy zdefiniować w kategorii środka, który pozwolił osiągnąć
określone zasoby, cenione przez społeczeństwo jako całość. Odebranie
zasobów i realne zagrożenie dla utraty kolejnych społecznie cenionych
wygenerowało ogromną motywację do zmiany rządu. Zmiana ta była synonimem zahamowania procesów, które stały się źródłem coraz szerzej
nieakceptowanych społecznie emocji związanych ze stratą.
Nasuwa się pytanie: czy trzeba było coś stracić, aby coś zyskać? Osiem
lat rządów PiS z pewnością zdemolowało standardy demokracji w Pol-
Polityczność emocji
sce. Jednak tym, co zyskaliśmy, jest przebudzone społeczeństwo, dla którego tolerancja, wolność słowa, równość wobec prawa stanowią wartości, o które warto walczyć. Wyniki wyborów pokazały, że znaczna część
wyborców opowiedziała się za zachowaniem status quo. Ale rekordowa
frekwencja dowiodła także, że w zmianę uwierzyli obywatele, którzy nie
zawsze czuli, że należą do systemu, a teraz przekonali się, że mogą być
jego częścią.
Hobfoll twierdził, że ludzie dążą do uzyskania, utrzymania i ochrony tego,
co dla nich cenne. Po czasie uzupełnił swoją teorię o dodatkową tezę, że
ludzie starają się także promować to, co cenią. Lata rządów PiS pokazały,
że marsze, które promowały sprzeciw wobec odbieranych wartości, np.
84
marsze kobiet, mimo ich siły przechodzą niezauważalnie wobec rządu
i mediów, aż w końcu cichną. Opozycja pozwoliła na ekspresję pragnień
i potrzeb. Doceniła je i powiedziała obywatelom, że są ważni i zasługują
na szacunek, który jest uniwersalną wartością. Nie muszą być biernymi
obserwatorami demontażu zdobyczy systemu demokratycznego, bo nawet jeśli ma on wady, to jego częścią są obywatele, i to ich zdanie powinno
być brane pod uwagę.
Czy wybory parlamentarne w 2023 roku możemy uznać za moment
zwrotny w opowieści o polskim społeczeństwie? Czy większa niż oczekito obietnica rozwoju społecznego i wzrostu dojrzałości politycznej polskiego społeczeństwa? W teorii Hobfolla można dostrzec małą iskierkę
i ona pozwala zachować nadzieję. Otóż autor twierdzi, że po doświadczeniu straty człowiek inicjuje cykl zysków, który ma zrównoważyć poniesione szkody. Pozytywne emocje, odczuwana satysfakcja i poczucie
wpływu powinny raczej mobilizować do kolejnych działań, niż pozwolić odetchnąć po „odklikanym” sukcesie i wrócić do codziennych spraw.
Tym, co zaskakuje w trakcie wyborów, a co dodatkowo może wspierać
pozytywny efekt mobilizacji, jest odczuwana wspólnotowość i bliskość.
Było to wyraźnie widać we wspieraniu osób czekających na oddanie głosu po zamknięciu lokali wyborczych. Ciepła herbata, kanapki czy pizza
(chociażby ta ze słynnej pizzerii na wrocławskim osiedlu Jagodno) przekazywane bezinteresownie z rąk do rąk w długich kolejkach w mroźną
październikową noc (po)wyborczą to emocje i obrazy, które stały się wizytówką polskiego społeczeństwa.
Strata jako zasób. O fenomenie wyborów parlamentarnych w 2023 roku
wana mobilizacja wyborcza, w szczególności wcześniej niegłosujących,
85
Marek Krajewski
Granie nieuprzejmością
Biały proszek z gaśnicy użytej przez Grzegorza Brauna, by zdusić chanukowe świece, pokrył ubrania i włosy, długo unosił się w powietrzu, utrudniając oddychanie zgromadzonym na sejmowym korytarzu. Niewiele też
było widać. Dezorientacja spowodowana haniebnym zachowaniem posła
Konfederacji pozwoliła jednak dostrzec coś istotnego. Doskonale wyraziła
to w tweecie z 12 grudnia 2023 roku posłanka lewicy Anita Kucharska-Dziedzic. Zamieściła ona tam nie tylko selfie z gabinetu sejmowego lekarza, który badał jej podrażnione przez pył gardło, ale też istotne zdanie:
„Wydawało się, że PiS przekroczył wszystkie granice. Ale zapomnieliśmy
o panu #Braun.ie”. Nic dodać, nic ująć. Cała para poszła w odsunięcie Prawa i Sprawiedliwości od władzy i nie mogło być inaczej, skoro coś miało
się w Polsce zmienić. Jednak w ferworze tej walki zapomniano o wielu
istotnych sprawach. Zwłaszcza o plenieniu się w Polsce nieuprzejmości.
Słowo to w języku polskim brzmi bardzo łagodnie i dość słabo wyraża
sens relacji, do jakiej się odnosi. Jego antonim kojarzy się raczej z dobrymi manierami, ogładą, grzecznością, choć są one tylko jednymi z wykonań uprzejmości, dosyć marginalnymi jej przejawami. Gdy jednak sięgniemy do źródłosłowu uprzejmości, to znajdziemy tam już takie słowa,
jak „przyjemny”, „miły”, „szczery”, „otwarty”, wskazujące wyraźnie, iż
chodzi tu o taką relację, która opiera się na szacunku wobec drugiej osoby i nie narusza jej zaufania wobec nas, a szerzej – podtrzymuje zaufanie
87
do świata, wiarę w to, że inni będą postępować zgodnie z oczekiwaniami.
Nieuprzejmość byłaby więc działaniem na szkodę drugiej jednostki i to
w sposób, który podważa jej przekonania na temat świata, sprawiając,
iż traci ona wiarę w ludzi oraz zaufanie do reguł, na jakich oparła swoje
z nimi stosunki.
Właściwy sens pojęcia „nieuprzejmość” objawia się jednak z całą mocą,
gdy posłużymy się językiem angielskim. Incivility, o czym przypomina
Maria Sifianou1, ma bowiem swoje korzenie w określeniach civis (czyli
obywatel) oraz civitas (a więc miasto). Słowo „uprzejmość” (civility) oznacza specyficzną postawę wobec innych, obecną w miejskich zbiorowościach, która sprowadza się do „brania ich pod uwagę”, gdy zamierzamy
działać i kiedy podejmujemy decyzje. Z kolei Elizabeth S. Smith i Alison
Bressler określają tę postawę jako „uwzględnianie”, wskazując, iż przybiera ona dwie formy: „uwzględniania siebie” oraz „uwzględniania innych”2. Ta pierwsza sprowadza się do samokontroli i samoregulacji w taki
sposób, by nie poddawać się presji pożądań, pragnień oraz egoizmu, ale
brać pod uwagę również wartości i prawa, konsekwencje własnych czynów. Ta druga to tyle, co postępowanie w taki sposób, by szanować innych
Polityczność emocji
i zastanawiać się nad skutkami, jakie nasze działania mogą im przynieść.
„Uwzględnianie” okazuje się zatem głęboko polityczną postawą, w centrum której znajduje się wyobrażenie wspólnoty jako zbiorowości osób
odnoszących się do siebie z szacunkiem, solidarnych i troszczących
się o dobrostan innych. Uprzejmość jest więc, jak określa to niezwykle
trafnie Richard Boyd, „smarem umożliwiającym nowoczesne, miejskie
życie”3, bo sprawia, że obce sobie osoby, pozostające w dużej bliskości
88
1 M. Sifianou, Im/politeness and in/civility: A neglected relationship?, „Journal of
Pragmatics” 2019, t. 147, s. 49–64.
2 E.S. Smith, A. Bressler, Who Taught You to Talk Like That? The University and Online
Political Discourse, „Journal of Political Science Education” 2013, nr 9 (4), s. 453–473.
3 R. Boyd, The Value of Civility?, „Urban Studies” 2006, nr 43 (5–6), s. 863–878, https://
doi.org/10.1080/00420980600676105, s. 871 (dostęp tu i dalej: 7 stycznia 2024).
i współzależne, mimo iż nie podzielają wartości czy sposobu widzenia
świata, są w stanie tworzyć względnie harmonijną całość.
Nieuprzejmość oznacza tym samym akt wykluczenia kogoś z miejskiej
zbiorowości, pozbawienia go obywatelstwa, traktowania tak, jakby nie
posiadał praw nam przynależnych i nie był jedną lub jednym z nas. Nie
jest ona jednak prostym odwróceniem czy brakiem uprzejmości. Powinniśmy ją raczej widzieć jako aktywne działanie nakierowane na kwestionowanie czyjejś przynależności do zbiorowości, w której sami uczestniczymy, odbieranie tej osobie szans na bycie jednym lub jedną z nas.
W praktyce oznacza to nie tylko zaprzeczenie, iż ktoś jest obywatelem, ale
też bardzo często kwestionowanie, że jest osobą czy człowiekiem.
Nieuprzejmość to nie prosty brak solidarności, deficyt więzi, ale raczej
postrzeganie drugiej osoby jako kogoś, komu bliżej do świata zwierzęcego
niż ludzkiego, jako rzeczy, zasobu, masy, kapitału, siły roboczej itd. Przykładów tak rozumianej nieuprzejmości w najnowszej historii Zachodu
jest aż nadto, zaś jak sugerował Jean-Louis Vullierme w swojej książce Lustało się rdzeniem rasizmu i nazistowskiej ideologii. Do tego spostrzeżenia można dodać jeszcze inne, wskazujące, iż eksploatacja ludu, zarówno
w czasach pańszczyźnianych, jak i w epoce społecznej modernizacji, nie
byłaby możliwa bez praktykowania nieuprzejmości. Pozwalała ona bowiem wyzyskiwać i traktować innych nieludzko, przy jednoczesnym podtrzymywaniu przekonania o byciu samemu ucywilizowanym, moralnym,
Granie nieuprzejmością
stro Zachodu4, jej praktykowanie leżało u podstaw kolonializmu, a potem
ludzkim. Było to możliwe właśnie dzięki zakwestionowaniu przynależności eksploatowanych do naszej wspólnoty poprzez przypisanie im statusu nie-ludzi. Co interesujące, opisany przez Norberta Eliasa proces cywilizowania, rozumiany jako zastępowanie regulacji naturalnych – tymi
89
4 J.-L. Vullierme, Lustro Zachodu: nazizm i cywilizacja zachodnia, przeł. M. Żurowska,
Warszawa 2016.
kulturowymi oraz jako eliminacja przemocy z międzyludzkich relacji5,
był również zaprzęgany do uzasadniania wyzysku. Lud temu procesowi
nie podlegał, dlatego księgowano go po stronie tego, co barbarzyńskie,
a co za tym idzie – wyłączano z zakresu zobowiązań moralnych. To zaś
umożliwiało traktowanie go w nieludzki sposób.
Ostatnie osiem lat rządów PiS-u to niewątpliwie okres plenienia się
otwartej nieuprzejmości oraz ponawiana wciąż próba zbudowania silnej
zbiorowości w oparciu o potężny immunologiczny ruch, nakierowany na
pozbywanie się wszystkiego i wszystkich, którzy do tej zbiorowości nie
pasowali. W samym centrum tego projektu leżało przekonanie, iż Polska
ma być krajem homogenicznym – rasowo, narodowo, religijnie, aksjologicznie, gatunkowo. Stąd demonstrowanie niechęci wobec migrantów
i uczynienie z niej głównego paliwa społecznej mobilizacji do walki ze
złem przybywającym z zewnątrz, zwłaszcza tym, którego kolor skóry jest
inny niż biały. Stąd fiksacja na słowie „narodowy” i doklejanie go do każdej instytucji oraz przedsięwzięcia, milczenie zaś w sprawie obecnych
w naszym kraju mniejszości, demonstrowanie nad nimi przewagi i ciche
przyzwolenie na ksenofobię czy radykalny nacjonalizm. Stąd wspólne
Polityczność emocji
pląsy władz państwowych i Kościoła katolickiego, podszyty religią nadzór kuratorski nad szkołami oraz obecność w nich księży, głęboka islamofobia i antyjudaizm. Stąd panika moralna związana z feminizmem,
gender i LGBTQ+, lewactwem, marksizmem kulturowym (cokolwiek to
jest), wegetarianizmem i cyklistami, stawianie w centrum heteronormatywnej rodziny z przynajmniej dwójką dzieci żyjącej zgodnie z tradycją.
Stąd w końcu niechęć wobec zwierząt jako pełnoprawnych członków
naszej zbiorowości, głęboka biofobia, traktowanie przyrody jako wroga,
którego pokonanie jest punktem honoru każdego cywilizowanego człowieka, uznawanie prawa do spożywania mięsa za równie istotne jak prawa obywatelskie.
90
5 N. Elias, Przemiany obyczajów w cywilizacji Zachodu, przeł. T. Zabłudowski,
Warszawa 1980.
We wszystkich tych przykładach widać prostotę pomysłu na Polskę, ale
też jego pociągający dla wielu charakter. Jego istota sprowadza się do budowania narodowej wspólnoty na silnej odmowie członkostwa tym, którzy mogliby zaprzeczyć, iż jest ona jednorodna, a tym samym powodować
problemy natury poznawczej i moralnej. Nie chodzi jednak wyłącznie
o to, że jednorodność i podział na dwie części znacznie upraszczają rzeczywistość, czyniąc ją przejrzystą, zrozumiałą, a więc też przyjaźniejszą
dla tych, którzy ją zamieszkują.
Chodzi również o to, że projekt ten leczy z poczucia niższości, obala narrację o cywilizacyjnym zapóźnieniu (w końcu według wiceszefa MSZ
w rządzie PiS, Bartosza Kownackiego, to my uczyliśmy Francuzów jeść
widelcami6), pozwala śnić o potędze. To przeobrażenie tożsamości ofiary w tożsamość drapieżną7 wydaje się istotną innowacją wprowadzoną
przez PiS. Innowacją, która skutecznie uzasadniała obecność nieuprzejmości jako pełnoprawnego aspektu życia społecznego w Polsce. Walka
z „pedagogiką wstydu” za pomocą „pedagogiki dumy” owocuje nie tylko „muralozą” sławiącą żołnierzy wyklętych, ale też przynosi ze sobą
Z konieczności więc rodzi podziały i polaryzuje, sankcjonuje wykluczenie
części jednostek z narodowej wspólnoty.
Kiedy przyglądamy się prowadzonym w ostatnich latach badaniom
sondażowym poświęconym uprzedzeniom, dystansom społecznym,
6 Wypowiedź ta odbiła się w 2016 roku szerokim echem, co samo w sobie jest
znaczące – zupełnie tak, jakby Polacy czekali na jakiś dowód świadczący o tym,
że byli kiedyś awangardą procesu cywilizowania. Niestety, jak wskazali historycy,
widelce przywędrowały do Francji (i pewnie też do Polski) z Włoch, a sprowadziła
je Katarzyna Medycejska, matka Henryka Walezego, który po ucieczce z Polski
do Francji miał rzekomo przeszczepić w tym drugim kraju zwyczaj używania tego
rodzaju sztućców (K. Zuchowicz, Krótka historia widelca, czyli jak Francuzi mieli uczyć
się od Polaków używać „narzędzia diabła”, naTemat, 12 grudnia 2016, https://natemat.
pl/192131,krotka-historia-widelca-czyli-jak-minister-kownacki-wprowadzil-polskofrancuski-spor-na-zupelnie-niewiarygodne-tory).
7 A. Appadurai, Strach przed mniejszościami. Esej o geografii gniewu, przeł.
M. Bucholc, Warszawa 2009.
Granie nieuprzejmością
pytania o to, kto jest tutaj prawdziwym Polakiem, patriotą, katolikiem.
91
antysemityzmowi, stosunkowi wobec migrantów i innych narodów, to
dostrzegamy, iż nieuprzejmość w Polsce jest bardzo silnie osadzona i często praktykowana, ale też jednocześnie, iż w czasie rządów PiS-u wartości jej wskaźników nie wzrosły jakoś dramatycznie. Oznacza to, że przez
ostatnie lata raczej ją eksploatowano jako efektywne paliwo społecznej
mobilizacji, niż – jak pewnie część z nas wolałaby sądzić – wymyślono.
Nie umniejsza to w żaden sposób przewin koalicji pod wodzą Jarosława
Kaczyńskiego, bo efektem zaprzęgnięcia nieuprzejmości w procesy sprawowania władzy była jej legitymizacja jako relacji możliwej do praktykowania w przestrzeni publicznej, a więc rozłączenie jej z tym, co społecznie nieakceptowane i niestosowne. Stworzenie tej nowej kwalifikacji dla
nieuprzejmości, co interesujące, było możliwe, ponieważ przypomniano
za jej pośrednictwem o tych kategoriach jednostek, które miały zagrażać
narodowej wspólnocie. To zaś zmuszało do tego, by dążyć do ich wykluczenia z tejże. Nieuprzejmość zaczynała się tym samym samouzasadniać
jako integralny aspekt życia publicznego.
Przyglądając się różnym aspektom nieuprzejmości w Polsce, dostrzegamy, iż szczególnie trwały i silnie obecny jest wśród nich antysemityzm –
Polityczność emocji
zwłaszcza ten o spiskowym charakterze8. Zupełnie tak, jakby Żydzi
w opinii Polaków odpowiadali za wszystkie ich bolączki. Równie dużą
niechęć Polacy odczuwają wobec muzułmanów – negatywny stosunek
wobec nich ma 45% badanych, a ponad 60% uważa, że nie asymilują się
oni w krajach zachodnich, są mało tolerancyjni, a ich religia zachęca do
stosowania przemocy9. Badania postaw wobec Żydów i muzułmanów pokazują przy tym, iż przytłaczająca większość Polek i Polaków nigdy kogoś takiego na swojej drodze nie spotkała. Oznacza to, iż łatwiej wierzyć
92
8 D. Bulska, M. Wniewski, Powrót zabobonu: Antysemityzm w Polsce na podstawie
Polskiego Sondażu Uprzedzeń 3, Centrum Badań nad Uprzedzeniami, Warszawa 2017,
http://cbu.psychologia.pl/wp-content/uploads/sites/410/2021/02/Antysemityzm_
PPS3_Bulska_fin.pdf.
9 CBOS, Postawy wobec islamu i muzułmanów, Komunikat z badań, nr 148, Warszawa
2019, https://www.cbos.pl/SPISKOM.POL/2019/K_148_19.PDF.
w złą wolę kogoś, kogo się nie zna, niż w nieuczciwość radnego, posła
czy urzędnika lub przedsiębiorcy, zwłaszcza jeżeli są oni obecni w życiu
codziennym jednostki.
Równie wysoki poziom ma niechęć wobec migrantów i uchodźców – zaledwie 9% badanych zgadzało się na osiedlanie w Polsce uchodźców z krajów objętych konfliktami, 33% godzi się na udzielanie im tymczasowego schronienia, a pozostałe osoby w ogóle nie zgadzają się na to, by ich
wpuszczać do Polski10.
Silną niechęć część Polaków zaczyna odczuwać również wobec Ukraińców, którym tak masowo pomagano u progu wojny w początku 2022 roku.
W badaniach jakościowych prowadzonych przez CBOS, Polacy o Ukraińcach11 (2023), pojawia się dziwna mieszanka dumy z własnej zbiorowości,
która stanęła na wysokości zadania, przyjmując osoby uciekające przed
rosyjską agresją w Ukrainie, i narastającego przekonania, iż pomoc ta
nie tylko nie została właściwie doceniona, ale też, że dzielnej wspólnocie
odpłaca się niewdzięcznością. Pojawiają się opinie o nierównym traktoostatnich, o odbieraniu polskim kobietom potencjalnych mężów przez
Ukrainki, o nadmiernym obciążeniu systemu ubezpieczeń społecznych,
o upowszechnianiu się banderyzmu, a w końcu też o powolnej ukrainizacji Polski.
Powszechne również są wrogie nastroje wobec zwolenników partii, z którą walczy nasze stronnictwo. Jak wynika z badań dotyczących polaryzacji
Granie nieuprzejmością
waniu Polaków i Ukraińców, o nieuczciwej konkurencji ze strony tych
politycznej w Polsce, bardziej negatywne były jednak postawy zwolenników opozycji demokratycznej wobec osób wspierających PiS niż na
10 CBOS, Opinia publiczna wobec uchodźców i sytuacji migrantów na granicy
z Białorusią, Komunikat z badań, nr 111, Warszawa 2021, https://www.cbos.pl/
SPISKOM.POL/2021/K_111_21.PDF.
11 CBOS, Polacy o Ukraińcach, Komunikat z badań jakościowych, nr 5, Warszawa
2023, https://www.cbos.pl/PL/publikacje/fokusy/pliki/2023/fk_005_2023.pdf.
93
odwrót12. Choć wynik ten nie jest specjalnie zgodny z autoidentyfikacją
stronników niedawnej demokratycznej opozycji, to nie wydaje się on też
zaskakujący. Trudno bowiem pałać miłością do osób popierających władzę postrzeganą jako źródło wykluczenia i opresji. Dużo łatwiej o ciepłe
uczucia wobec tych, nad którymi się dominuje, zwłaszcza gdy są to uczucia patriarchalne i pastoralne. Nie zaskakuje również to, że niechęć wobec politycznych oponentów jest silniejsza niż ta dotycząca najbardziej
nielubianych, rozpoznawanych jako obce, grup w Polsce (takich jak muzułmanie czy uchodźcy).
Obraz powszechnej w Polsce nieuprzejmości dopełniają badania systematycznie pokazujące bardzo niski stopień zaufania wobec innych – zaledwie co czwarta osoba mieszkająca w Polsce uważa, iż większości ludzi
można ufać13. Jeżeli dodatkowo przyjrzymy się sondażowi dotyczącemu
tego, co łączy Polaków, to okaże się, iż poza rytualnym, jak się wydaje,
wskazaniem na język, wiarę i patriotyzm, wiążącą moc mają przede
wszystkim kataklizmy, nieszczęścia czy wszelkie sytuacje kryzysowe14.
Gdy weźmie się to wszystko pod uwagę, należy przyjąć, iż pomysł PiS-u na
Polityczność emocji
sukces polityczny opierał się na dosyć dobrym rozpoznaniu w nieuprzejmości osi organizującej życie społeczne w Polsce, ale też efektywnego
środka radzenia sobie ze społeczną i kulturową różnorodnością. Budowanie zbiorowości, którą spajają próby pozbycia się z niej wszystkiego, co
zaprzecza jej jednorodności, było bardzo atrakcyjną ofertą. Wspisywała
się ona w szerszy kulturowy program tożsamościowej niepewności, która
musi sięgać po wykluczenie, żeby doprowadzić do krystalizacji w postaci
czegoś, z czym można się identyfikować. Dosyć charakterystyczne jest też
94
12 P. Górska, Polaryzacja polityczna w Polsce. Jak bardzo jesteśmy podzieleni?, Centrum
Badań nad Uprzedzeniami, Warszawa 2019, http://cbu.psychologia.pl/wp-content/
uploads/sites/410/2021/02/Polaryzacja-polityczna-2.pdf.
13 CBOS, Zaufanie społeczne, Komunikat z badań, nr 43, Warszawa 2020, https://
www.cbos.pl/SPISKOM.POL/2020/K_043_20.PDF.
14 CBOS, Co łączy Polaków, Komunikat z badań, BS/168/2013, Warszawa 2013,
https://www.cbos.pl/SPISKOM.POL/2013/K_168_13.PDF.
to, że niezwykle stabilna okazała się grupa osób, którym program ten tak
dalece odpowiada, że w zasadzie nic nie jest w stanie tego zmienić. Afery,
skandale, chciwość i prywatyzacja tego, co publiczne, łamanie prawa, cynizm, stale obecne w praktykach rządzenia ze strony PiS, były traktowane
jako niewarta wspomnienia cena za tożsamościową pewność, zdolność
rozumienia rzeczywistości i przekonanie, iż zwolennik tego rządu znajduje się po jej jasnej stronie.
Jeśli posłużyć się słynnym rozróżnieniem Michela de Certeau pomiędzy
strategią i taktyką15, poza nieuprzejmością, którą można określić mianem
strategicznej – kiedy odmawianie obywatelstwa i człowieczeństwa innym
stosowane jest jako narzędzie wzmacniania wewnątrzgrupowych więzi,
poczucia wyższości i przekonania o słuszności obranej drogi postępowania – istnieje również taka forma nieuprzejmości, którą możemy nazwać
taktyczną. Stanowi ona odpowiedź na opresję, której doświadcza jednostka, i na beznadziejność sytuacji, w jakiej się ona znalazła. Nieuprzejmość ta przejawia się w zakwestionowaniu ludzkiego charakteru władzy
i zwierzchnictwa, w gwałtownym wymówieniu posłuszeństwa tym, któ-
Osiem gwiazdek i słynne „wypie***lać” w czasie kampanii prezydenckiej
w 2020 roku, a potem w jego końcówce, podczas protestów kobiet przeciwko zaostrzeniu ustawy antyaborcyjnej, powszechność używania wulgaryzmów oraz haseł i obrazów dehumanizujących polityków PiS, protesty prowadzone w kościołach, polegające na przerywaniu obrządku lub
Granie nieuprzejmością
rzy stosowali przemoc, i porządkowi, w jakim to było możliwe.
stawianiu na kościelnych murach antyklerykalnych haseł – to przykłady
nieuprzejmości taktycznej. Nieuprzejmości praktykowanej przez osoby
doprowadzone do ostateczności przez rządzących, którzy na każdym kroku demonstrują pogardę wobec nich i poczucie bezkarności.
95
15 M. de Certeau, „Radzić sobie”: użycia i taktyki, w: idem, Wynaleźć codzienność. Sztuki
działania, przeł. K. Thiel-Jańczuk, Kraków 2018.
Trudno ten rodzaj incivility uznać za symetryczny wobec nieuprzejmości
strategicznej praktykowanej przez władzę, bo choć forma jest czasami
podobna i cel identyczny – zakwestionowanie czyjegoś prawa do bycia
obiektem zobowiązań społecznych – to już kwalifikacja moralna obu rodzajów nieuprzejmości musi być całkowicie odmienna. O ile bowiem ta
strategiczna jest cynicznym działaniem nakierowanym na wzmacnianie
władzy poprzez antagonizowanie jednostek i musi zostać uznana za działanie naganne oraz godne potępienia, o tyle ta o charakterze taktycznym
powinna zostać przynajmniej usprawiedliwiona. Była ona przecież próbą
zmniejszenia opresyjności władzy i usiłowaniem przywrócenia demokratycznego charakteru porządku społecznego. Działaniem na rzecz dobra
ogółu, a nie jakiegoś stronnictwa czy partii.
Warto też zauważyć, że istnieje jeszcze jeden rodzaj nieuprzejmości – ten,
którego istnienia zaprzeczamy, ale który jest silnie widoczny w przywoływanych wyżej badaniach, a jego widzialną, publiczną ekspresją są antysemickie demonstracje (spalenie kukły Żyda na wrocławskim rynku
przez Piotra Rybaka w 2015 roku, antysemickie wystąpienia księdza Międlara, spalenie Statutu kaliskiego podczas marszu narodowców w Kaliszu
Polityczność emocji
w listopadzie 2021 roku, powszechność antysemickich żartów i napisów
na murach, a w końcu też ekscesy i wypowiedzi Grzegorza Brauna w 2023
roku), demonstrowanie faszystowskich symboli i haseł podczas dorocznych Marszów Niepodległości w Warszawie, kolejne manifestacje pod
hasłem Stop ukrainizacji Polski organizowane przez Konfederację Korony Polskiej, rasistowskie ataki ponawiane cyklicznie w dużych polskich
miastach, powszechność zawołania: „jesteś w Polsce, mów po polsku”
kierowanego w miejscach publicznych do obcokrajowców, masowe poparcie dla budowy muru na granicy z Białorusią i równie intensywne dla
push-backów stosowanych wobec migrantów próbujących ją sforsować
i wiele innych.
96
Ten rodzaj nieuprzejmości na pierwszy rzut oka jawi się jako forma samoobrony przeciwko temu, co zostaje zdefiniowane jako zagrażające
wspólnocie. Jednocześnie praktykuje się go w imię dominującej w Polsce większości: mononarodowej, monoetnicznej i monokulturowej, oraz
po to, by jej hegemonię wzmacniać. Choć jest to nieuprzejmość – tak jak
atak Grzegorza Brauna na chanukiję – powszechnie potępiana, to jednak
w okresie dominacji PiS-u była ona tolerowana, dotowana i na różne sposoby wspierana jako nieeleganckie, ale skuteczne narzędzie zwiększania
społecznej polaryzacji i antagonizowania. Ostry konflikt sprzyja siłom
niedemokratycznym, bo mobilizuje do obrony jednej prawdy, uniemożliwiając tym samym prowadzenie dyskusji, wykluczając to, co wyżej określiłem jako uwzględnianie innych. Tam, gdzie trwa wojna, nie ma miejsca
na uprzejmość, a więc w istocie na uznanie przeciwnika za kogoś podobnego do mnie. Jest miejsce na „właściwe” zachowania, na zajęcie jedynej
moralnie zasadnej pozycji obrońcy własnej zbiorowości przed atakującym ją złem.
Gdy piszę ten tekst, przeżywamy pierwsze tygodnie obejmowania władzy
przez opozycję demokratyczną. Trwa walka o odpartyjnienie mediów publicznych, toczy się spór o status Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika,
Hołownia. Wymieniono już kuratorów oświaty, powołano urząd ministra ds. równości, a Rzeczniczką Praw Dziecka została Monika Horna-Cieślak, prawniczka i aktywistka od lat walcząca o prawa najmłodszych.
Jesteśmy też po pierwszych ostrych awanturach w komisjach sejmowych.
Dosyć wyraźnie widać, że PiS nie zamierza zrezygnować ze strategii eskalowania konfliktu. Co prawda groteskowe są jego próby przejmowania
Granie nieuprzejmością
o zasady gry w parlamencie, które próbuje zmieniać marszałek Szymon
haseł i poetyk stosowanych dotąd przez opozycję, zwłaszcza zaś podkreślanie prokobiecego programu tej partii, domaganie się przestrzegania
Konstytucji i praw sejmowej mniejszości, a także walka o porządek demokratyczny. Politycy PiS-u okupujący siedziby skrajnie upartyjnionych
przez siebie mediów publicznych wraz z dyspozycyjnymi wobec nich
dziennikarzami czy posłowie zarzucający nowej władzy umotywowanie prodemokratycznych zmian nie tylko budzą zażenowanie próbami
97
zemsty, ale też przerażają skalą hipokryzji i otwarcie demonstrowanej
pogardy dla reguł składających się na uprzejmość.
W kontekście tych zmian pojawia się pokusa, by postawić pytanie o to,
czy jeden rodzaj nieuprzejmości nie zostaje tu po prostu zastąpiony innym, a co za tym idzie – czy incivility może stać się podstawą trwałego
porządku demokratycznego, u którego podstaw powinny przecież leżeć
solidarność, tolerancja i troska o uwzględnienie innego. Uważam, iż pytanie to może być pozbawione sensu o tyle, że nowa władza nie jest programowo nieuprzejma, ale taką postawę próbuje wymusić na niej władza
ustępująca, dla której nieuprzejmość była prymarnym środkiem organizowania rzeczywistości, akumulowania uwagi i społecznej mobilizacji.
Warto zauważyć pompatyczność i obecność wielkich słów („ojczyzna”,
„zamach”, „junta”, „demokracja”), etykietowania („Koalicja 13 Grudnia”,
„Polska w likwidacji”, „Pułkownik Sienkiewicz”), wyolbrzymienia („nigdy
wcześniej”, „po raz pierwszy w historii”, „nigdy pod odzyskaniu niepodległości”) czy też zarzucania zdrady („Pan jest niemieckim agentem”).
Wszystko po to, aby sprowokować reakcję, zachęcić do użycia cięższych
epitetów, tak by życiodajny konflikt mógł wejść na kolejny poziom i żeby
Polityczność emocji
dalej polaryzował w tak wysokim stopniu, aby nic nie pozostało pośrodku. Zaproszenie do tej gry w nieuprzejmość jest celem PiS-u, bo w nią
zazwyczaj wszystkich ogrywa.
Tym, czego nam trzeba, jest stwarzanie warunków dla plenienia się
uprzejmości, a więc w istocie upowszechnianie zwyczaju uwzględniania
innych. Nie da się tego zrobić przez cywilizowanie. To zawsze bowiem
oznacza paternalistyczne, kolonizacyjne relacje, zaprzeczające temu, co
stanowi istotę uprzejmości, a więc temu, że jest ona smarem umożliwiającym zgodne funkcjonowanie zróżnicowanej wewnętrznie zbiorowości, gdzie obok siebie żyją osoby skrajnie od siebie odmienne. Nie da się
tego zrobić, świecąc przykładem, unikając języka konfrontacji, rozbra98
jając ksenofobię, rasizm i antysemityzm ironią lub obracając je w żarty.
Nieuprzejmość jest bowiem bardzo atrakcyjna, o czym wspominałem,
i jako środek usprawiedliwiający eksploatację (pokusa nieuwzględniania
innych rośnie tym bardziej, im więcej obcych do nas przybywa i im pośledniejsze powierzamy im prace), i jako coś, co wyjaśnia nasze niepowodzenia (to nie nasza wina, lecz spiskujących przeciwko nam mniejszości
rządzących światem i bogacących się na naszej krzywdzie), a także jako
najważniejsze z narzędzi służących do budowania wspólnoty spojonej
strachem przed różnorodnością. Oznacza to jedynie tyle, że nie da się wyeliminować nieuprzejmości inaczej niż tylko przez usunięcie powodów,
które czynią ją tak atrakcyjną.
Najważniejszym z nich są głębokie nierówności, będące zawsze żyznym
podglebiem dla nieuprzejmości. Dzieje się tak, ponieważ stanowią one
usprawiedliwienie dla nierówności (ci na dole to nie ludzie, to motłoch),
jak też pozwalają te nierówności łatwiej znosić (zdejmują bowiem ciężar
odpowiedzialności z jednostki i przerzucają przyczynę jej niedostatku na
tych innych, obcych). Prowadzona na serio walka z ksenofobią, antysemityzmem, rasizmem, seksizmem i klasizmem nie powinna więc opierać
się na przekonaniu, iż niektórzy ludzi są po prostu źli, a przez to godni
to element adaptacji do warunków, w jakich przyszło im żyć16. Gdy to zrozumiemy, przestaniemy uznawać wojnę z nieuprzejmością za zakończoną zaraz po tym, gdy potępimy i ukarzemy tych, którzy ją praktykują,
a dostrzeżemy, iż nie da się zbudować demokratycznej zbiorowości na
fundamencie wykluczenia, tak jak nie sposób jej tworzyć w sytuacji głębokich nierówności społecznych. Nie jest to możliwe, bo z definicji ozna-
Granie nieuprzejmością
potępienia, ale na przyjęciu, że praktykowana przez nich nieuprzejmość
cza uczynienie nieuprzejmości zasadą organizującą wspólnotę.
Jeżeli więc mamy demokratyzować życie społeczne, to – jak w czasie
transformacji końca lat osiemdziesiątych – nie wystarczy zmiana instytucjonalna ani wymiana ludzi na najważniejszych stanowiskach czy
dekoracji, w których toczy się życie społeczne, poprawa jego estetyki.
99
16 M. Krajewski, (Nie)nawidzenia. Świat przez nienawiść, Kraków 2020.
Prawdziwymi wyzwaniami są: eliminacja biedy, ubóstwa transportowego i energetycznego, poprawa warunków pracy, walka z wyzyskiem
i umowami śmieciowymi, zwiększenie dostępu do służby zdrowia i dostępności świata dla osób z niepełnosprawnościami, równość małżeńska
i równość wobec prawa, ograniczenie reprodukcji nierówności przez system oświaty i szkolnictwa wyższego, demokratyzacja instytucji kultury
i wiele innych.
Walka z nieuprzejmością, tą największą z bolączek trawiących polskie
społeczeństwo, to nie walka o grzeczność w międzyludzkich relacjach,
ale o bardziej sprawiedliwy porządek.
Zwykłość zaangażowania
Mikołaj Pawlak
Polaryzacja w próżni: nieufność jako
źródło zaangażowania publicznego
Problem niskiego poziomu zaufania jest bardzo często podnoszony w debatach o kondycji polskiego społeczeństwa – w skrajnie dramatycznym
tonie wskazującym np. na brak społeczeństwa obywatelskiego1. Ostatnio
Przemysław Sadura i Sławomir Sierakowski w nieufności polskiego społeczeństwa upatrywali źródła populizmu i silnego poparcia dla Prawa
i Sprawiedliwości2. W tym kontekście nierzadko padają odwołania do
tezy Stefana Nowaka o próżni socjologicznej występującej w Polsce – czyli o słabości innych identyfikacji niż te z grupami pierwotnymi (przede
wszystkim z rodziną) i narodem3. Jestem zdania, że wiele z twierdzeń dotyczących znaczenia niskiego poziomu uogólnionego zaufania i zwłaszcza jego związków ze zjawiskiem próżni socjologicznej w Polsce jest przesadzonych i należy traktować je raczej jako retoryczne hiperbole4. Jednak
1 J. Czapiński, Polska – państwo bez społeczeństwa, „Nauka” 2006, nr 1, s. 7–26,
https://informacje.pan.pl/images/czasopisma/Nauka/2006/1/01_Nauka_1-2006.pdf
(dostęp tu i dalej: 7 lutego 2024).
2 P. Sadura, S. Sierakowski, Społeczeństwo populistów, Warszawa 2023.
3 S. Nowak, System wartości społeczeństwa polskiego, „Studia Socjologiczne”
1979, nr 75 (4), s. 155–173, https://www.studiasocjologiczne.pl/img_upl/studia_
socjologiczne_2011_nr1_s.261_278.pdf.
4 M. Pawlak, Tying Micro and Macro: What Fills up the Sociological Vacuum?,
„Studies in Social Sciences, Philosophy and History of Ideas” 2018, vol. 18, https://
depot.ceon.pl/bitstream/handle/123456789/17748/%5B9783631665930%20-%20
103
proponuję tu zabawę w spekulacje: czy wysoka frekwencja wyborcza
15 października 2023 roku to przejaw wypełniania próżni socjologicznej?
W Polsce, podobnie jak w innych demokracjach, obserwujemy postępującą polaryzację sporu politycznego. Mobilizacja większości wyborców odbywa się poprzez włączanie ich do jednego z dwóch wrogo nastawionych
do siebie obozów politycznych5. Wygrana obozu przeciwnego przedstawiana jest jako zagrożenie dla niepodległości i ustroju demokratycznego.
Wielu polityków oraz wyborców oczekuje usunięcia przeciwników politycznych z życia publicznego naszego kraju.
W literaturze rozróżniane są dwa rodzaje polaryzacji: ideologiczna oraz
afektywna. Pojęcie polaryzacji ideologicznej opisuje rozproszenie poglądów politycznych w społeczeństwie – gdy rozproszenie poglądów jest
małe, mówimy o dużej polaryzacji6. Jarosław Flis dowodzi, że w Polsce podział poparcia dla różnych partii wskazuje na stosunkowo małą polaryzację – polskie społeczeństwo posiada zróżnicowane poglądy polityczne7.
Natomiast polaryzacja afektywna to niechęć i nieufność do przeciwnego
Zwykłość zaangażowania
obozu politycznego8. Jeśli traktować Koalicję 15 Października jako jeden
104
obóz polityczny, to mamy do czynienia z podziałem obejmującym blisko
90% wyborców: na Prawo i Sprawiedliwość oddało głos 35,38% osób, a na
Koalicję Obywatelską (30,70%), Trzecią Drogę (14,40%), Nową Lewicę
Tying%20Micro%20and%20Macro%5D%20Tying%20Micro%20and%20Macro.
pdf?sequence=1&isAllowed=y.
5 P. Górska, Polaryzacja polityczna w Polsce. Jak bardzo jesteśmy podzieleni?, Centrum
Badań nad Uprzedzeniami, Warszawa 2019, http://cbu.psychologia.pl/wp-content/
uploads/sites/410/2021/02/Polaryzacja-polityczna-2.pdf.
6 R. Axelrod, J.J. Daymude, S. Forrest, Preventing extreme polarization of political
attitudes, „Proceedings of the National Academy of Sciences” 2021, nr 118 (50),
https://pubmed.ncbi.nlm.nih.gov/34876506/.
7 J. Flis, Co wynika z lipcowych sondaży? Analiza „Tygodnika”, „Tygodnik Powszechny”,
3 sierpnia 2023, https://www.tygodnikpowszechny.pl/co-wynika-z-lipcowychsondazy-analiza-tygodnika-184154.
8 S. Iyengar, Y. Lelkes, M.Y. Levendusky, N. Malhotra, S.J. Westwood, The Origins
and Consequences of Affective Polarization in the United States, „Annual Review of
Political Science” 2019, nr 22, s. 129–146, https://pcl.sites.stanford.edu/sites/g/files/
sbiybj22066/files/media/file/iyengar-ar-origins.pdf.
(8,61%) – łącznie 53,71% wyborców. Oczywiście są oni zaangażowani
w spór polityczny na różne sposoby. Każdy obóz posiada swoje odłamy
i poziom niechęci oraz nieufności do członków drugiego obozu ma inną
intensywność. Podkreślam tu definicyjną nieufność wobec przeciwników
politycznych w ramach zjawiska polaryzacji afektywnej. Brak zaufania
do przeciwników przyczynia się do konsolidacji określonego elektoratu,
śnik9 przenikliwie zwrócił uwagę, że z perspektywy koncepcji demokracji
opisanej przez Arenda Lijpharta10 brak w Polsce silnych identyfikacji na
poziomie pośrednim jest zjawiskiem pozytywnym, bo takie wypełnienie
próżni socjologicznej nie rozrywa wspólnoty politycznej. Polaryzacja
nam się nie podoba, bo obawiamy się jej szkodliwości dla wspólnoty politycznej, ale jednocześnie musimy pogodzić się z tym, że to właśnie polaryzacja przyczynia się do wypełniania mitycznej próżni socjologicznej
i dzięki niej obywatele angażują się w sprawy publiczne.
Co więcej, polaryzacja sama w sobie jest tematem debaty politycznej.
Dobry przykład stanowi rytualne powtarzanie, że polaryzacja jest czymś
złym i powinniśmy dążyć do zgody, wytworzenia wspólnoty, działania
w porozumieniu itd. Powtarzają to politycy wszelkich formacji – i tego
oczekuje wielu wyborców. Polaryzację jako coś negatywnego traktują na
poziomie deklaracji nawet politycy pełniący w swoich ugrupowaniach
funkcję „buldogów”, którzy eskalują spór polityczny. Negatywny stosunek
do polaryzacji stał się nawet totemem dla wspólnego komitetu Polskiego
Stronnictwa Ludowego i Polski 2050 Szymona Hołowni, który nazwano
Polaryzacja w próżni: nieufność jako źródło zaangażowania publicznego
a być może także do zwiększenia zaufania w jego obrębie. Mikołaj Cze-
Trzecią Drogą – w odpowiedzi na wyrażaną przez część elektoratu potrzebę wygaszania polaryzacji. Jednak Trzecia Droga, mimo pewnej deklaratywnej ambiwalencji, jest jednoznacznie częścią jednego z dwóch obozów
9 M. Cześnik, Próżnia socjologiczna a demokracja: przykład postkomunistycznej Polski,
„Kultura i Społeczeństwo” 2008, nr 52 (4), s. 19–50.
10 A. Lijphart, Patterns of Democracy: Government Forms and Performance in Thirty-Six
Countries, New Haven 1999.
105
politycznych, a jej liderzy mrugają okiem zarówno do swoich wyborców
niechętnych układowi polaryzacyjnemu, jak i do tych nastawionych wrogo i nieufnie wobec PiS.
Przed wyborami 15 października 2023 roku oba obozy mobilizowały elektoraty w dużej mierze na zasadzie polaryzacyjnej, ale oczywiście sygnały wysyłano również do przedstawicieli przeróżnych nisz politycznych
zainteresowanych szczególnymi zagadnieniami polityki. Rekordowa frekwencja wyborcza była wspólnym osiągnięciem obu stron. Oczywiście
w tej logice sporu zwycięzca mógł być tylko jeden i wybory przyniosły
większą liczbę mandatów Koalicji 15 Października. Mamy tu do czynienia z jednym z paradoksów demokracji, który opisywał Giovanni Sartori11: chcielibyśmy, żeby demokracja dzięki racjonalnej debacie przynosiła
najlepsze rozwiązania dla całej wspólnoty, ale w debatę angażujemy się
przede wszystkim ze względu na pasje, a nie rozum. Afektywna polaryzacja naszego społeczeństwa popycha do zaangażowania w sprawy publiczne, w tym do udziału w ostatnich wyborach. Nieufność i niechęć przyczy-
Zwykłość zaangażowania
niają się do wypełniania próżni socjologicznej.
Oczywiście sprowadzenie procesu politycznego w Polsce do pasji byłoby
czymś naiwnym. Poszczególne kategorie społeczne potrafią odczytywać
swoje interesy i dostrzegają, który obóz polityczny jest lepszym gwarantem ich realizacji. Przykładowo: pracownicy sfery budżetowej w swoim
interesie zwrócili się przeciwko Zjednoczonej Prawicy, która postępowaniem przez osiem lat swoich rządów wskazywała, że płace i warunki pracy w sferze budżetowej nie są dla niej priorytetem. Odkładam jednak na
bok kwestie dotyczące interesów w motywacjach wyborczych ze względu
na brak miejsca w tym krótkim eseju.
Logika afektywnej polaryzacji, z którą obecnie mamy do czynienia w Polsce, wpisuje się w długotrwały spór – pewnie niektórzy zwolennicy analiz
106
11 G. Sartori, Teoria demokracji, przeł. P. Amsterdamski, D. Grinberg, Warszawa 1994
(dzieło oryginalne opublikowane w 1987).
w perspektywie longue durée chcieliby widzieć go już w okresie I Rzeczypospolitej – między stanowiskiem prozachodnim a tym skoncentrowanym na własnej niepodległości i odrębności od Zachodu. Zatem obóz
Koalicji 15 Października utożsamia modernizację z naśladowaniem Zachodu, natomiast obóz Zjednoczonej Prawicy także pragnie nowoczesności, ale jej projekt modernizacyjny ma charakter podkreślający własną
strony Zachód lub Niepodległość to wielkie idee, do których odwołują się
oba obozy, ale z drugiej strony – wiążą się one z sentymentami wplątanymi w afektywną polaryzację. Podkreślić tu należy, że w hierarchiach
wartości obu obozów jest miejsce dla Zachodu jako ważnego odniesienia
i Niepodległości jako istotnej wartości dla społeczeństwa. Nie zamierzam
prymitywnie używać poetyki, w której członkowie Zjednoczonej Prawicy
oskarżają czołowych polityków Koalicji 15 Października o zdradę interesów narodowych, natomiast w drugą stronę hierarchie wartości PiS-u są
orientalizowane. Jednak co innego się akcentuje i inne są miejsca tych
idei w hierarchiach wyznawanych przez oba obozy i ich zwolenników.
Jak przekonuję, znaleźliśmy się w paradoksalnej sytuacji: afektywna polaryzacja jednocześnie nam jako wspólnocie politycznej szkodzi i pomaga,
ponieważ napędza do publicznego zaangażowania. Jeśli posłużyć się językiem debaty o próżni socjologicznej, można stwierdzić, że jednocześnie
ją wypełnia – budując silne identyfikacje na poziomie pośrednim – i zagraża rozłamem wspólnoty, gdyż identyfikacje te cechują się wrogością
i nieufnością wobec drugiego obozu politycznego. Na poziomie deklaracji
Polaryzacja w próżni: nieufność jako źródło zaangażowania publicznego
odrębność, kojarzoną z niepodległością czy też nacjonalizmem. Z jednej
traktujemy polaryzację jako problem, ale w tym samym czasie wielu z nas
mobilizuje ona do zaangażowania i działania.
Literatura na temat polaryzacji politycznej wskazuje, że nawet zewnętrzne szoki o wielkiej skali nie powstrzymują jej dynamiki12. Potwierdza to
12 S.A. Levin, H.V. Milner, C. Perrings, The dynamics of political
polarization, „Proceedings of the National Academy of Sciences” 2021, nr 118 (50),
https://www.pnas.org/doi/full/10.1073/pnas.2116950118.
107
polskie doświadczenie, gdzie mimo pandemii COVID-19, a następnie rosyjskiej inwazji na Ukrainę w 2022 roku nie udało się wyjść poza polaryzacyjną logikę sporu politycznego. Wręcz przeciwnie: te dwa wielkie
kryzysy, które przyszły z zewnątrz i, jak podpowiada zdrowy rozsądek,
powinny zjednoczyć wspólnotę polityczną, szybko zostały wykorzystane
do napędzania sporu politycznego (zarzutów pod adresem rządu Mateusza Morawieckiego o nieskuteczne zarządzanie pandemią, a później
wzajemnych oskarżeń o działanie w interesie Rosji w kontekście bliskiego
konfliktu zbrojnego). Jeśli sięgnąć wstecz, można przypomnieć, że poczucie zjednoczenia wspólnoty narodowej po katastrofie smoleńskiej trwało
raptem kilka dni, a do dzisiaj to wydarzenie służy podkręcaniu temperatury konfliktu politycznego. Nie ma sensu łudzić się, że afektywną polaryzację w polskim społeczeństwie uda się rozbroić. Warto również wykorzystywać jej pozytywne efekty, czyli mobilizację do aktywności w sferze
publicznej i budowanie tożsamości na poziomie pośrednim.
Co zatem należy robić? Polaryzacja powinna zostać przez nas oswojona.
Zwykłość zaangażowania
Nie mówię tutaj o jej cynicznym wykorzystywaniu dla celów politycznych – to już robią liderzy głównych ugrupowań politycznych. Oswojenie polaryzacji powinno polegać na tym, że zaczniemy traktować ją
jako uwarunkowanie aktywności obywatelskiej funkcjonujące w sferze
publicznej oraz będziemy budować i wzmacniać instytucje kanalizujące
aktywność obywatelską. Zatem potrzebujemy skierowania energii obywateli do działań zmuszających do współpracy. Czasem wystarczy po prostu zbudowanie warunków do funkcjonowania we wspólnej przestrzeni.
Koncepcja trzecich miejsc Raya Oldenburga13, czyli przestrzeni, gdzie
mogą się spotkać zróżnicowani ludzie, stanowi dobrą dyrektywę dla
takiego kanalizowania energii obywatelskiej. Oldenburg jako pierwsze
miejsce określa dom, czyli przestrzeń organizującą nam interakcje z rodziną i najbliższymi. Jako drugie miejsce wymienia pracę, która również
108
13 R. Oldenburg, The Great Good Place: Cafes, Coffee Shops, Bookstores, Bars, Hair
Salons, and Other Hangouts at the Heart of a Community, Boston 1999.
w znacznym stopniu organizuje interakcje z osobami do nas podobnymi: współpracownikami, kontrahentami, przedstawicielami naszej grupy
zawodowej itd. Trzecie miejsca zajmują instytucje wspólnot lokalnych,
takie jak kawiarnie, salony fryzjerskie, place zabaw, domy kultury itd.,
gdzie mamy szansę spotkać innych ludzi niż tych z miejsc pierwszych
i drugich. Trzecie miejsca to przestrzeń oswajania różnorodności, a dedo zarządzania nią14.
Obywateli należy stawiać w sytuacjach praktycznego współdziałania. Jak
zauważają autorzy jednej z ważniejszych prac dotyczących znaczenia
zaufania w życiu społecznym, Karen S. Cook, Russell Hardin i Margaret
Levi15, mylnie skupiamy się na roli uogólnionego zaufania. Zaufanie to
relacja dwóch współpracujących ze sobą stron dotycząca przedmiotu tej
współpracy: np. ufam mojemu piekarzowi, że sprzeda mi świeży chleb.
Po to w złożonych społeczeństwach posiadamy różne instytucje społeczne, aby nasze codzienne przypadki współpracy mogły obchodzić się bez
uogólnionego zaufania: świeżość chleba gwarantują mi instytucje inspekcji sanitarnej, ochrony praw konsumenckich itd.
Niech podczas tej współpracy ścierają się interesy zaangażowanych w nią
obywateli, niezależnie od ich przynależności do zwaśnionych obozów
politycznych; niech ludzie mają możliwość wyartykułowania ideologicznych różnic, ale nadal niech będą postawieni w sytuacji, kiedy muszą coś
wspólnie osiągnąć lub wykonać. Nie jesteśmy w stanie przeskalować ka-
Polaryzacja w próżni: nieufność jako źródło zaangażowania publicznego
mokracja stanowi wszak system zbudowany na różnorodności i służący
wiarni czy domów kultury do poziomu całego społeczeństwa, ale możemy upowszechniać udział w instytucjach życia publicznego osadzonych
lokalnie, w których rozwiązywane są kwestie dotyczące całego społeczeństwa. Przykładem tego typu instytucji angażujących do aktywności na stałe są rady rodziców działające przy szkołach.
109
14 S.A. Levin, H.V. Milner, C. Perrings, The dynamics of political polarization, op. cit.
15 K.S. Cook, R. Hardin, M. Levi, Cooperation without trust?, New York 2005.
Bardzo dobrym przykładem jest uczestnictwo w organizacji i kontroli
poprawności przeprowadzania wyborów. Wybory 15 października 2023
roku to nie tylko mobilizacja wyborców, ale także mobilizacja obserwatorów społecznych, mężów zaufania i członków komisji wyborczych. Do obserwowania wyborów motywowała polaryzacja afektywna – nieufność
wobec przeciwników politycznych i silna obawa, że będą w nieuczciwy
sposób wpływać na przebieg głosowania. Intuicyjnie powiemy, że to przejaw szkodliwego procesu niszczącego naszą wspólnotę polityczną. Jednak
gdy popatrzymy na konsekwencje, czyli konieczność współpracy w konkretnym, lokalnym kontekście instytucjonalnym, widzimy efekty pozytywne. W obwodowej komisji wyborczej na warszawskim Mokotowie,
której podczas ostatnich wyborów parlamentarnych byłem członkiem,
pracowali mężowie zaufania Bezpartyjnych Samorządowców, Koalicji
Obywatelskiej, Prawa i Sprawiedliwości oraz obserwator społeczny Komitetu Obrony Demokracji. To właśnie dzięki motywowanym nieufnością mężom zaufania i obserwatorom społecznym mogliśmy uwierzyć,
Zwykłość zaangażowania
że wybory nie zostały sfałszowane. Te osoby pewnie o sobie wzajemnie
brzydko myślały, ale na niedużej przestrzeni lokalu wyborczego współpracowały przy kontroli pracy komisji wyborczej. Można było dostrzec
„błyskawice w źrenicach ich oczu”, ale to był wspólny wysiłek, dzięki
któremu nikt o zdrowych zmysłach nie może podważyć wiarygodności
wyborów parlamentarnych.
Podobny potencjał posiada instytucja ławnika w polskim wymiarze
sprawiedliwości. W naszym systemie prawnym ławnicy wydają się niefunkcjonalnym dodatkiem, jednak instytucja ta otwiera możliwość zaangażowania społecznego, poznania i poczucia kontroli wobec władzy
sądowniczej. Otwarte zostaje pytanie: czy w Polsce zaczniemy na większą
skalę korzystać z instytucji panelu obywatelskiego? Dotychczas eksperymenty z panelami obywatelskimi prowadzono tylko na poziomie lokal110
nym. Może jednak warto podjąć wyzwanie i zastosować instytucję panelu obywatelskiego do wypracowania konsensusu politycznego wobec
kierunkowych decyzji dotyczących całego społeczeństwa? Nie musimy
się lubić i ufać innym uczestnikom panelu obywatelskiego, ale istnieje to
potencjalne trzecie miejsce, gdzie nie tylko zetrą się różnorodne interesy
i poglądy osadzone w politycznym tożsamościach, lecz gdzie także jego
uczestnicy będą musieli wypracować wspólne propozycje działań praktycznych. Czy podejmiemy ryzyko i w ten sposób spróbujemy debatować
dostęp do aborcji lub polityka migracyjna?
Należy wskazać na trzy główne zagrożenia związane z logiką polaryzacji,
które utrudnią budowanie instytucjonalnych przestrzeni dla współpracy
nieufnych wobec siebie obozów: zaangażowanie obywatelskie w Internecie, terytorialny wymiar polaryzacji oraz przejmowanie/bojkotowanie
instytucji. Media społecznościowe są narzędziem mobilizacji politycznej
i sprzyjają tworzeniu baniek jako przestrzeni kontaktów osób podobnych
sobie oraz sprzyjają radykalizacji języka – trudniej nienawistne czy tylko
nieprzyjemne rzeczy powiedzieć w bezpośredniej interakcji, niż puścić
w obieg w jednej z platform internetowych16. Dlatego instytucje współpracy obywatelskiej, jeśli chcą skutecznie przełamywać polaryzację, muszą
wiązać się z osiąganiem konkretnych celów i powinny wychodzić poza
interakcje zaśredniczone tylko przez Internet.
Drugi problem jest poważniejszy: zróżnicowanie poglądów politycznych
ma w Polsce istotny wymiar terytorialny. Gdyby wynik wyborczy z warszawskiego Mokotowa przełożyć na mandaty, Koalicja 15 Października,
Polaryzacja w próżni: nieufność jako źródło zaangażowania publicznego
o kwestiach, które stanowią paliwo dla politycznej polaryzacji, takich jak
która zdobyła tam 71,83% głosów, posiadałaby większość konstytucyjną i mogła swobodnie postawić przed Trybunałem Stanu prezydenta
Andrzeja Dudę. Odwrotnie, gdyby przełożyć wynik z gminy Przeworsk
w województwie podkarpackim na mandaty, Prawo i Sprawiedliwość
16 M. Żerkowska-Balas, Konsumpcja mediów a negatywna identyfikacja partyjna
w Polsce w 2015 i 2019 roku, „Studia Socjologiczne” 2022, nr 247 (4), s. 67–97, https://
www.studiasocjologiczne.pl/img_upl/studia_socjologiczne_2022_nr4_s.67_97.pdf.
111
(67,52% głosów) właśnie wprowadzałoby nową Konstytucję17. Łatwo
jest mówić o „wyjściu” z Internetu, gdy w wielu miejscowościach Polski
przedstawiciele jednego z obozów stanowią wyraźną mniejszość.
Od 2015 roku w ramach polaryzacyjnej praktyki uprawiania polityki
obserwujemy zjawisko „przejmowania” instytucji życia publicznego. Są
one traktowane jako podległe jednej stronie sporu politycznego. W konsekwencji druga je bojkotuje i odmawia im legitymacji. Skrajnym przykładem były dwie równolegle odbywające się „debaty” kandydatów w drugiej turze wyborów prezydenckich w 2020 roku. Instytucje praktycznego
współdziałania obywateli o różnorodnych poglądach i tożsamościach
muszą być zabezpieczone przed ich „przejmowaniem” i wtłaczaniem
w logikę polaryzacji.
Konkluzja z rozważań o instytucjach praktycznej współpracy obywatelskiej ma charakter pragmatyczny. Może przy budowaniu wspólnoty politycznej nie warto orientować się na wartości, lecz na rozwiązywanie problemów, które nam wspólnie dolegają? Na poziomie wartości społeczeń-
Zwykłość zaangażowania
stwo polskie jest stosunkowo zgodne. Życie, rodzina czy naród są wartościami potencjalnie łączącymi, jednak dzielą nas normy szczegółowo regulujące realizacje tych wartości: kiedy zaczyna się życie i jak je chronić?
Kto ma prawo zakładać rodzinę? Kogo możemy włączać do wspólnoty
narodowej? Zatem wartości wraz z ich normatywnym opakowaniem to
wdzięczny obiekt do umieszczania na sztandarach i wikłania w logikę
polaryzacji. Jak nas uczy historia debaty o pojęciu próżni socjologicznej,
mamy (również w naukach społecznych) tendencję do ignorowania błahych, codziennych przejawów współpracy między ludźmi. Nie traćmy
czasu na próby realizacji hasła „Kochajmy się”, nie łudźmy się, że warto
sobie wszędzie i zawsze ufać. Wzajemna podejrzliwość i niechęć również
napędza nas do działania i możemy ją konstruktywnie wykorzystać.
112
17 Nie podałem skrajnych przykładów.
Anna Giza
Wychodzenie z dryfu
Wiele lat temu znakomity dziennikarz Grzegorz Miecugow, komentując
niską frekwencję w kolejnych wyborach parlamentarnych, pół żartem,
pół serio zauważył, że gdyby na kartach do głosowania na końcu znalazła
się pozycja „żaden z powyższych”, do lokali wyborczych poszłoby dużo
więcej osób. Jestem przekonana, że miał rację: dostrzegł wcześniej niż
inni narastanie sprzeciwu wobec degradacji polityki i wyborców. Co
do polityki, to w coraz mniejszym stopniu widziano w niej troskę o wspólne dobro, a w coraz większym – przeznaczone dla wyborców teatrum, reżyserowane przez specjalistów od marketingu na doraźny użytek „emocjonalnego wzmożenia”, bez dalekosiężnej wizji.
Równolegle do procesu degradacji polityki dokonywała się degradacja
wyborców, sprowadzanych stopniowo do roli „ciemnego ludu”, który ma
kupić skonfigurowany pod niego produkt. A ponieważ zgodnie z mantrą
marketingu produkt musi być „targetowany” do konkretnego, wybranego
„segmentu” – „jak coś jest dla wszystkich, to jest dla nikogo” – siłą rzeczy
zawsze będzie reprezentował partykularne potrzeby i interesy, a nie
ważne dla wszystkich cele. Wspaniale podsumował to Ryszard Bugaj,
mówiąc, że „wyborcy muszą realnie myśleć o swoim kraju, a nie o tym,
że jakaś partia wyremontuje im blok czy poprawi jakość pomidorówki
113
w szpitalu”1. Jak jednak myśleć realnie o swoim kraju, jeśli politycy uważają lud za zbyt ciemny, aby zdołał pojąć prawdę?
Odchodzenie od polityki: fatalizm, obrzydzenie
i bezsilność
Poczucie, że jesteśmy cynicznie manipulowani, nasilało się od co najmniej początku XXI wieku, również ze sprawą rutynowego pojawiania
się w mediach specjalistów od marketingu politycznego, interpretujących
i objaśniających zachowania oraz gesty polityków („pokazuje się z podwiniętymi rękawami, żeby wyglądać na człowieka czynu”; „ma krawat
w szerokie poziome pasy, to komunikuje spokój”). Wiele mówiło się
o „stojących za sukcesem wyborczym” spin doktorach, co implicite sugerowało, że politycy (i partie) mówią nie to, co naprawdę myślą, ale to, co
zdaniem doradców ich elektorat chce usłyszeć. Wrażenie bezideowości
i oportunizmu potęgowały liczne transfery między partiami.
Nic dziwnego, że polityka w coraz większym stopniu i dla coraz większej
Zwykłość zaangażowania
grupy wyborców jawiła się jako przestrzeń pustych słów oraz pozor-
114
nych gestów, cyniczna i obrażająca naszą inteligencję rozgrywka między partiami, w której nie chodzi o nic poza „dorwaniem się do władzy”
dla samej władzy. Fakt, że partie polityczne nieodmiennie zajmowały
ostatnie miejsce w rankingach zaufania i rzadko kto wierzył w składane
przez nie obietnice2, sugeruje, że niewielu wyborców szło do urn z wiarą
1 A. Szczepańska, Prof. Bugaj: KO miałaby większe szanse, gdyby nie ścigała się na
obietnice, „Wprost”, 15 września 2023, https://www.wprost.pl/polityka/11393584/
prof-bugaj-ko-mialaby-wieksze-szanse-gdyby-nie-scigala-sie-na-obietnice.html
(dostęp tu i dalej: 7 lutego 2024).
2 Tuż przed wyborami w 2023 roku zapytano o wiarygodność obietnic składanych
przez poszczególne partie: 29% respondentów nie wierzyło żadnej partii, obietnicom
PiS ufało 21% wyborców, a obietnicom KO – 19%. W obu przypadkach to dużo mniej
niż uzyskany ostatecznie odsetek głosów, co oznacza, że część osób głosowała mimo
braku wiary w składane przez partie deklaracje. Zob. Sondaż wiarygodności partii.
Polacy surowo ocenili polityków, „Wprost”, 16 września 2023, https://www.wprost.
pl/polityka/wybory-parlamentarne-2023/11394808/sondaz-wiarygodnosci-partiipolacy-surowo-ocenili-politykow.html.
i ideowym zaangażowaniem. Pozostali albo głosowali na mniejsze bądź
znane zło – przypomnijmy sobie sukces Socjaldemokracji Rzeczypospolitej Polskiej i Aleksandra Kwaśniewskiego! – albo w ogóle nie głosowali,
uważali bowiem, że w zasadzie nie ma znaczenia, kto będzie rządził, bo
z powodu braku pomysłów oraz odwagi kraj i tak będzie dryfował, niesiony przez globalne prądy i trzymany w ryzach przez międzynarodowe ciała czy regulacje. Wszyscy dostrzegali nieuchronność wejścia Polski w sieć
globalnych zależności i tym samym w proces modernizacji. Wprawdzie
jedni cieszyli się z powrotu Polski do rodziny krajów cywilizowanych,
a inni obawiali się utraty suwerenności – jednak co do samej nieuchronności panował swoisty konsensus, intensywnie komunikowany od początków transformacji. Stąd poczucie, że jakakolwiek partia nie stanęłaby u steru rządów, i tak będzie robiła mniej więcej to samo.
Nie należy też traktować wysokiego poparcia dla wejścia Polski do Unii
Europejskiej jako wyrazu wsparcia dla „modernizacji” jako ideologii:
w referendum akcesyjnym – mimo że trwało ono dwa dni – wzięło udział
58,85% uprawnionych. Dokumentowany w badaniach „euroentuzjazm”
z akcesji na czołowych miejscach lokował się dostęp do zagranicznych
rynków pracy oraz instytucji edukacyjnych, ale na nieodległym miejscu
badani wskazywali też stabilizowanie i „cywilizowanie” polskiej polityki i polityków (z wielką radością odebrano „utemperowanie” Andrzeja
Leppera, któremu w Parlamencie Europejskim po prostu wyłączono mikrofon). Po doświadczeniach z barwną plejadą partii i postaci lat dzie-
Wychodzenie z dryfu
Polaków miał też specyficzne podłoże: wśród oczekiwanych korzyści
więćdziesiątych – od Stana Tymińskiego, poprzez Polską Partię Przyjaciół
Piwa, po świński łeb przyniesiony do Sejmu przez Janusza Palikota – oczekiwanie „trzymania w ryzach” było całkiem zrozumiałe: zachowania polityków odbierano jako gorszące, szczególnie wśród starszych pokoleń.
Mieliśmy więc do czynienia, i to od początku transformacji, z trendem
odwracania się od „polityki”, napędzanym z jednej strony przez fatalistyczny konsensus, z drugiej – przez niską ocenę jakości i wiarygodności
115
partii politycznych. Oba te motory były zresztą powiązane: jeśli rzeczy
i tak muszą się toczyć w określonym kierunku, to politykom pozostaje
tak naprawdę jedynie obrażające naszą inteligencję teatrum. Fatalizm obniżał poczucie sprawczości, czyniąc głosowanie pustym gestem; teatrum
z kolei sprawiało, że coraz większa część wyborców nie miała na kogo
pozytywnie i z przekonaniem zagłosować. To właśnie miał na myśli Grzegorz Miecugow: gdyby ludzie mogli w wyborach dać wyraz swojemu rozczarowaniu i pokazać politykom czerwoną kartkę, to niewykluczone, że
poszliby głosować. Kampanie profrekwencyjne, odwołujące się do „obywatelskiego obowiązku” i podkreślające nasze sprawstwo („Twój głos się
liczy”), wiele osób odbierało jako całkowicie mijające się z istotą problemu. Jeśli bowiem nie widzę nikogo wartego mojego głosu, to czy mam
głosować dla zasady, losowo, nawet wbrew przekonaniom – bo mam obowiązek głosować? I czy głosowanie jest obowiązkiem, czy prawem?
Wielu pamięta PRL, kiedy niepójście na wybory było znaczącym komunikatem: aktem sprzeciwu wobec pozorowania wpływu obywateli na bieg
Zwykłość zaangażowania
publicznych spraw. Myślę, że niska frekwencja w okresie po transformacji również stanowiła ważny komunikat, a nie wyraz lenistwa („ludziom
nie chce się wrócić wcześniej z działki”) czy słabości postaw obywatelskich („obywatel w Polaku mały”). Obciążanie winą za słabości polskiej
demokracji, w tym właśnie niską frekwencję wyborczą, „społeczeństwa”,
a jednocześnie pomijanie odpowiedzialności za jej jakość władz, polityków i instytucji nie było ani trafne, ani uczciwe.
Szczelina w fatalizmie: obietnica wyjścia z dryfu
W trendzie odrzucania polityki – za cynizm, oportunizm, pustosłowie –
po raz pierwszy coś drgnęło w 2005 roku, kiedy na scenę wkroczyły Samoobrona oraz Prawo i Sprawiedliwość. Wiele złego można powiedzieć
o Samoobronie, ale jedno jest pewne: nie była to partia kanapowa, „inte116
ligencka”, o bliżej nieokreślonym ogólnym profilu. Samoobrona wyrażała
rzeczywiste interesy realnej grupy społecznej, i choć siermiężna, może
właśnie dzięki temu była autentyczna. Przywoływała też duchy chłopskich rabacji, wpisując się w osie fundamentalnych napięć, opisanych
jakże trafnie przez Andrzeja Ledera3, a niedawno również przez Kacpra
Pobłockiego4. W tym samym roku po raz pierwszy w wyborach wzięła
udział partia Prawo i Sprawiedliwość, utworzona w 2001 roku i budująca
swoją rozpoznawalność i na Porozumieniu Centrum, i na popularności
Lecha Kaczyńskiego, który w rządzie Akcji Wyborczej Solidarność (AWS)
sprawował funkcję ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego. Fakt, że partia PiS uzyskała w wyborach najwięcej głosów (26,99%),
wiele mówi o trafności głównego przekazu, zawartego tak w nazwie,
jak i hasłach kampanii („Dotrzymujemy słowa” i „Polska prawa, Polska
sprawiedliwa”). Warto przypomnieć, że kraj był świeżo po aferze Rywina, a za sobą miał inne afery (Drewbud, ArtB, upadek Bezpiecznej Kasy
Oszczędności Lecha Grobelnego) oraz działania o dramatycznych konsekwencjach społecznych (likwidacja PGR-ów, upadek wielu zakładów pracy – w tym ogłoszenie w 1996 toku upadłości Stoczni Gdańskiej). Trudno
było jednoznacznie uznać Polskę za kraj „prawy i sprawiedliwy”, a skłapowszechne uwłaszczenie w ramach Programu Powszechnej Prywatyzacji – nie zostały dotrzymane. Cokolwiek by sądzić o Jarosławie i Lechu
Kaczyńskich, miało się wrażenie, że – na dobre i na złe – naprawdę wierzą
w to, co mówią, i nie kierują się wytycznymi spin doktorów, ale własnymi
żarliwymi przekonaniami.
To był moment, kiedy część osób dostrzegła szczelinę w fatalizmie oraz
Wychodzenie z dryfu
dane w przeszłości obietnice – jak słynne 300 milionów dla każdego czy
szanse na sprawczość: głosowanie na partie jawnie zrywające niepisany konsensus modernizacyjny mogło przerwać polski „dryf” na rzecz
świadomego wyboru dalszej drogi. Nie należy utożsamiać wyborców
PiS z „przegranymi transformacji”, „ciemnogrodem” czy przeciwnikami
3 Mam na myśli przede wszystkim książkę Prześniona rewolucja. Ćwiczenia z logiki
historycznej, Warszawa 2014.
4 Idzie oczywiście o książkę Chamstwo, Wołowiec 2021.
117
modernizacji i Europy. Osobiście znam wiele świetnie wykształconych
i światłych osób, które poparły wówczas Prawo i Sprawiedliwość. Musimy wziąć pod uwagę, że już w tamtym okresie zaczęła powstawać ważna
i poważna literatura naukowa, która ukazywała „modernizację” jako narzędzie kolonizacji i negowała jej uniwersalny, nieuchronny charakter.
Pojawiały się też idee alternatywnych wobec neoliberalizmu dróg rozwoju, jak wpisana do polskiej Konstytucji „społeczna gospodarka rynkowa”
czy promowana przez NSZZ Solidarność idea demokracji pracowniczej.
Karol Modzelewski opisuje w swojej autobiografii zaskoczenie głównego
negocjatora Międzynarodowego Funduszu Walutowego, z którym nikt nie
zamierzał negocjować: „ekipa Leszka Balcerowicza nie stawiała jednak
oporu. Przeciwnie, z własnej nieprzymuszonej woli wybrała z propozycji
MFW najbardziej radykalną wersję polityki stabilizacyjnej, którą przedstawiciele Funduszu traktowali jako przetargową”5. We wspomnianej literaturze poświęconej postkolonializmowi tego rodzaju postawę kwalifikuje się jako self-colonizing culture.
Zwykłość zaangażowania
I choć dość żenujące przygody PiS ze stworzoną w 2005 roku koalicją –
jak choćby ujawnione przez Renatę Beger kuszenie jej zmianą afiliacji
partyjnej – doprowadziły do wcześniejszych wyborów, to w kolejnych
elekcjach PiS zyskiwał wysokie poparcie: 32,11% w roku 2007, 29,89%
w 2011, 37,58% w 2015 i wreszcie 43,59% w roku 2019. I znowu chcę podkreślić, że nie należy interpretować tego poparcia w starych koleinach
rozczarowania „przegranych transformacji”, „populizmu” czy ograniczonej umysłowości „Januszów” i „Grażyn”. W moim przekonaniu u podstaw
tego trendu leżały co najmniej dwa toczące się równolegle procesy: „odczarowania” Europy (i ogólnie świata krajów wysoko rozwiniętych) oraz
narastającej potrzeby wytyczenia dla Polski dobrze pomyślanego kursu.
118
5 K. Modzelewski, Zajeździmy kobyłę historii. Wyznania poobijanego jeźdźca, Warszawa
2013, s. 388.
U podstaw trendu odczarowania Europy leżał cały zbiór najróżniejszych
czynników, takich jak:
•
kryzys finansowy z 2008 roku i nasilająca się krytyka neoliberalnego kapitalizmu, która intensywnie przenikała również do kultury popularnej w postaci filmów w rodzaju Wilk z Wall Street (2013)
Martina Scorsesego, Big Short (2015) Adama McKaya czy w późniejszym okresie Nie patrz w górę (2021) także Adama McKaya;
•
wypowiedzi słynnych ekonomistów – w tym głównego doradcy rządu polskiego w przygotowywaniu terapii szokowej, Jeffreya Sachsa – stawiające pod znakiem zapytania ortodoksyjną wiarę w samoregulujący się rynek, gdzie „przypływ podnosi wszystkie łódki”;
•
protesty społeczne na Zachodzie, w rodzaju „ruchu oburzonych” czy
„żółtych kamizelek”, oraz nasilanie się na Zachodzie zjawisk i tendencji kwalifikowanych dotąd jako specyficzne dla krajów transformujących, które dopiero uczą się demokracji – myślę o ruchach
nacjonalistycznych, skrajnie prawicowych, populizmie czy symptomach ksenofobii;
coraz silniejsze negatywne doświadczenia polskiej migracji, która
na własnej skórze doznawała braku szacunku, by nie powiedzieć –
dyskryminacji, dowodzącej, że jednak nie jesteśmy pełnoprawnymi
członkami europejskiej rodziny;
•
wchodzenie w dorosłość kolejnych pokoleń, dla których nie było
już tak fantastycznych możliwości awansu i dobrze płatnych miejsc
na rynku pracy, a wiara w samorealizację czy wręcz zbawienie po-
Wychodzenie z dryfu
•
przez pracę została zweryfikowana przez prekaryjne zatrudnienie,
niskie płace i perspektywy głodowej emerytury.
I trend drugi, czyli poszukiwanie kursu. Wobec słabnięcia mitologii Zachodu „dryfowanie” przestaje być opcją zapewniającą stabilność i bezpieczeństwo. Warto przy tym podkreślić, że dostrzeganie, iż Zachód ma
własne cele i interesy, nie jest objawem myślenia spiskowego, tylko trzeźwym stwierdzeniem faktu. Na naszych oczach solidarność krajów Unii
119
Europejskiej kilkakrotnie stawała pod znakiem zapytania, a niektóre
przyjmowane tam rozwiązania budziły żywy sprzeciw, i to, jak w przypadku porozumienia ACTA, ze strony młodego, światłego pokolenia.
Coraz więcej głosów wskazywało na niemoc strategiczną polskiej klasy
politycznej, która kończy swoje pomysły na ogólnikach, bez operacjonalizacji, i w efekcie ważne programy, jak OFE czy PPP, odchodziły w niepamięć w atmosferze dyskretnego milczenia, szczególnie odnośnie do
kosztów społecznych.
Właśnie na obietnicy obrania konkretnego kursu – wyjścia z dryfu
i znalezienia własnej drogi w sieci globalnych zależności – Prawo
i Sprawiedliwość zbudowało swój sukces. W roku 2005 zmagania z koalicyjnymi partnerami, po nieudanej próbie połączenia działań z Platformą Obywatelską, pochłonęły całą uwagę i siły zwycięskiej partii, a wielu
wyborców koalicja z Samoobroną i Ligą Polskich Rodzin skutecznie do
PiS zniechęciła, co w kolejnych wyborach dało zwycięstwo PO, choć PiS
był wciąż popierany przez blisko ⅓ wyborców. Partia trzymała się wyty-
Zwykłość zaangażowania
czonego kursu, głosząc w kolejnych kampaniach swoją pryncypialność,
samosterowność i sprawczość, a wśród słów kluczy ukutych przez Jarosława Kaczyńskiego dla nazwania i obnażenia grzechów politycznego
przeciwnika poczesne miejsce zajął „imposybilizm”.
Prawo i Sprawiedliwość obiecywało inną politykę: nie oportunistyczne
dryfowanie, ale autonomiczny kurs w stronę długoterminowych celów,
które są „dobre dla Polski i Polaków”. Autonomiczny kurs wcale nie musi
oznaczać wyprowadzenia z Unii Europejskiej, wymaga jednak zdolności strategicznej, umiejętności zbudowania opartej na szacunku pozycji międzynarodowej i wysokich umiejętności negocjacyjnych. Przede
wszystkim jednak wymaga wyjścia ze śmiertelnego zwarcia z wrogiem
wewnętrznym i nowego, elementarnego konsensusu.
120
Wielkie wkurzenie, czyli „kotlet raz”
Oba te warunki – stworzenie autonomicznego kursu i stanięcie ponad
wewnętrznymi rozgrywkami – wiążą się z koniecznością zmiany sposobu uprawiania polityki. Ciągle się słyszy, że „polityka taka jest” – jakby
rządziły nią jakieś obiektywne siły, w rodzaju „niewidzialnej ręki rynku”.
Wśród polityków zdaje się dominować przekonanie – i w tej sprawie panuje pewien konsensus – że nie da się wygrać wyborów czy przynajmniej
utrzymać się w parlamencie na mocy mówienia prawdy i otwartego głoszenia swoich przekonań bez marketingowej strategii pozyskania „elektoratu”. Oznacza to „oszczędne gospodarowanie prawdą”, żeby nie zrazić
wyborców albo żeby stworzyć sobie przestrzeń do rozwiązania problemów (których skądinąd w dzisiejszych czasach tak łatwo rozwiązać się
nie da): stąd niski poziom realizmu, o czym wspominał przywoływany
wcześniej Ryszard Bugaj.
Zdrowy rozsądek podpowiada jednak, że polityka nie istnieje sama
przez się, ale że „robią” ją ludzie, i to od nich zależy, jaka będzie. Wyborcy postrzegają politykę jako dzieło i odpowiedzialność konkretnych
tury, ale w wyniku świadomej i dobrowolnej decyzji polityków. Wyborcy bezbłędnie też wyczuwają uprzedmiotawiający sposób wytwarzania
elektoratu i to, co myślą o nich politycy: nie trzeba głośnych wpadek,
kiedy do opinii publicznej wyciekają cyniczne czy pogardliwe wypowiedzi o „ciemnym ludzie”.
Wychodzenie z dryfu
ludzi; jeśli więc jest ona oparta na manipulacji, to nie z mocy prawa na-
Jeśli zgodzimy się, że spełnienie obietnicy wyznaczenia autonomicznego kursu wymagałoby nowego sposobu uprawiania polityki – odejścia od
walk wewnętrznych, zbudowania rudymentarnego konsensusu, upodmiotowienia wyborców, a do tego zdolności strategicznej i wysokich
umiejętności negocjacyjno-komunikacyjnych – to taka obietnica nie mogła zostać spełniona. W zamian mogliśmy patrzeć na „kotlet raz”: rytualną walkę z mniej lub bardziej wyimaginowanym wrogiem wewnętrznym, obrażającą inteligencję większości wyborców propagandę, raczej
121
osłabianie niż wzmacnianie naszej pozycji na arenie międzynarodowej
i liczne dowody niezdolności tak negocjacyjnej, jak strategicznej. Co gorsza, większość wysiłków i działań koncentrowała się na „przejmowaniu okrętu” – niewątpliwie trzymanie kursu wymaga dzierżenia steru,
ale niekoniecznie również przejęcia kambuza i maszynowni. Wyborcze
hasło „Czas na odważne decyzje” nabrało nowego znaczenia, a nieliczenie się z wyborami innych partii było deklarowane jawnie, przez ciągłe
powoływanie się na mandat suwerena. Mój francuski przyjaciel nazwał
to kiedyś „przemocowym rozumieniem demokracji”: zwycięzca bierze
wszystko. Można się było na własnej skórze przekonać, do czego mogą
prowadzić żarliwe przekonania, wiara we własną nieomylność i odważne podejmowanie decyzji.
W dodatku przy całej tej krzątaninie wokół „przejęcia okrętu” nadal nie
było jasne, jaki ma być kurs i dlaczego taki. To prawda, że PiS spełnił
szereg konkretnych obietnic, w tym przede wszystkim socjalnych, ale
też w ramach „wzmacniania” pozycji kraju wspierał spółki i przedsię-
Zwykłość zaangażowania
biorstwa pozostające pod kontrolą Skarbu Państwa, dążył do wzmocnienia i konsolidacji niektórych sektorów, tak by uzyskały mocną pozycję międzynarodową, „renacjonalizował” media czy to poprzez zakup
większości regionalnych tytułów, czy poprzez podporządkowanie sobie
mediów publicznych. Podejmował też na arenie europejskiej inicjatywy
zmierzające do stworzenia koalicji przeciwstawiającej się poszerzaniu
obszarów wspólnych polityk, przedstawianych jako dalsze przejmowanie prerogatyw państw narodowych; działania na rzecz wzmocnienia
obronnego potencjału Polski należy uznać, niezależnie od ich oceny, za
wręcz spektakularne.
Czy jednak wszystkie te działania, którym towarzyszyło jawne przejmowanie kontroli nad najważniejszymi instytucjami życia publicznego, składały się na dalekosiężny program uczynienia Polski solidarną lub podnie122
sienia jej rangi w Europie i na świecie? I czy instrumenty użyte do realizacji tego planu przyniosły oczekiwane efekty? Program 500+ nie poprawił
dzietności, flagowy program mieszkaniowy poniósł porażkę, a kolejne
podniesienie płacy minimalnej nie zatrzymało – i tym bardziej nie przyciągnęło z powrotem – ekonomicznych migrantów. Jak zwykle przyczyn
szukano w ludziach: kobiety nie chcą mieć dzieci, bo wolą „dawać sobie
w szyję”, samorządy zawaliły program mieszkaniowy, oddając pod budowę nieatrakcyjne działki, i oczywiście trwa dywersja wrogich sił.
Można by rzec, że skończyło się jak zwykle, czyli dryfem. „Strategia odpowiedzialnego rozwoju” premiera Morawieckiego jest może intelektualnie ciekawa, podobnie zresztą jak program Polska 2030 Michała Boniego,
ale niewdrażalna – głównie dlatego, że przy ogromnym rozmachu zabrakło w nich realizmu i operacjonalizacji. Trudno powiedzieć, czy życzeniowość ogłaszanych publicznie strategii to nawyk ukształtowany w PRL,
gdzie nikt planów nie traktował poważnie, czy zakorzeniona jest jeszcze
głębiej, w słabości polskiego mieszczaństwa, które nie zdołało wytworzyć
charakterystycznej kultury pragmatyzmu, pozostawiając nas z gestem romantycznego bohatera.
Po roku 2015 pozostaliśmy więc w starej rzeczywistości politycznej,
wość, przedmiotowo-paternalistyczny stosunek do wyborców oraz zarządzanie przez konflikt. Czyli – „kotlet raz”. Już samo to buksowanie
w miejscu czy grzęźnięcie „w kisielu” jest „wkurzające”, ale w połączeniu z koncentracją na przejmowaniu instytucji zaczyna nie tylko
„wkurzać”, lecz także budzić lęk.
Wychodzenie z dryfu
gdzie dominują perspektywa wewnętrzna, doraźność i krótkotermino-
Dlaczego więc tak wielu ludzi, szczególnie młodych – bo to właśnie w najmłodszej kategorii wiekowej nastąpił największy przyrost frekwencji –
poszło do wyborów i stało w nocy w długich kolejkach? Pamiętajmy, że
nawet w przypadku dobrze już znanych partii – może właśnie dlatego,
że są one dobrze znane – pewnie tylko około połowa głosujących na
nie wyborców uznaje je za wiarygodne. Na pewno więc znacząca część
wyborców obu największych partii głosowała, kierując się poczuciem
123
emocjonalnej bliskości, zasadą mniejszego lub znanego zła, chęcią zablokowania partii budzącej obawy. A więc – „kotlet raz”.
Znacząca grupa poszła jednak dać wyraz swojemu sprzeciwowi wobec
degradacji polityki i obrażania inteligencji wyborców. Nadal nie było
postulowanej przez Grzegorza Miecugowa kratki „żaden z powyższych”,
dlatego ponad 14% głosów zebrała Trzecia Droga, i to wbrew medialnym
proroctwom wieszczącym jej porażkę i mimo nagonki za odmowę tworzenia wspólnej listy z Koalicją Obywatelską. A może to właśnie przekonało wyborców, oznaczało bowiem odmowę wpisania się w rytualny
konflikt i było aktem odwagi? Zresztą tak Władysław Kosiniak-Kamysz,
jak i, w jeszcze większym stopniu, Szymon Hołownia nie są starymi partyjnymi wyjadaczami, obecnymi w polityce od 1989 roku; są też młodzi.
Czy głosujący na Trzecią Drogę robili to powodowani wiarą w program
i wiarygodność? Nie bardziej niż w przypadku innych partii.
W moim przekonaniu wybory przyciągnęły nowych wyborców: „wkurzonych” i odrzucających narrację wojny światów. Trzecia Droga po-
Zwykłość zaangażowania
zwoliła wyrazić gniew, choćby na mocy samej nazwy, a ponieważ „wkurzenie” osiągnęło szczyt, to frekwencja wyborcza okazała się rekordowo
wysoka, wyższa nawet niż w roku 1989. Czyżby ludzie byli bardziej „wkurzeni” na rytualny duopol niż na PZPR?
I teraz następuje „sprawdzam”: czy nowa koalicja rządząca potrafi wyprowadzić politykę „z kisielu” i stworzyć szanse na ruszenie z miejsca?
To ważne pytanie, bo Trzecia Droga („Dość kłótni! Do przodu!”) ma mniej
mandatów niż KO i mniejszy udział w nowym rządzie, więc stare koleiny
zyskały przewagę.
Jak zachować to, co PiS zrobił dobrze?
Margaret Thatcher swego czasu powiedziała, że „Nie ma czegoś takiego,
124
jak społeczeństwo. Są tylko pojedynczy mężczyźni, kobiety i rodziny”.
Neoliberalna ideologia, w ramach której dokonywała się polska transformacja, w całej pełni reprezentowała przekonanie, że istnieją tylko
jednostki, które kierują się własnym interesem, czyli optymalizują swoje korzyści, a o wszystkim decyduje gospodarka („Gospodarka, głupcze”,
by nawiązać do słynnej frazy Billa Clintona z 1992 roku). Jeśli prymat
ma ekonomia, to zmianę można wywołać jedynie wtedy, gdy będzie się
manipulować warunkami brzegowymi i ukierunkowywać w ten sposób
„racjonalne wybory”. Co więcej, łatwo manipulować takimi parametrami,
jak oprocentowanie kredytów czy opodatkowanie ponadnormatywnych
wynagrodzeń zwane „popiwkiem”, można także wprowadzać oparte
o wskaźniki efektywności algorytmy alokacji środków budżetowych czy
wytwarzać w sektorach publicznych „quasi-rynki”. Nawiasem mówiąc,
pozwala to uchylić się od odpowiedzialności za podejmowane decyzje:
wszak zadecydował rynek, ludzie sami podejmowali decyzje (np. poszli
kupić akcje Drewbudu albo zainwestowali w Amber Gold), a subwencję
wyliczył algorytm. Pomija się natomiast fakt, że ktoś ustawił parametry
algorytmu, rynek jest instytucją społeczną regulowaną przez prawo i instytucje nadzoru, a „noc długich noży”, czyli sylwestrowa noc 1989/1990,
była prostą i całkowicie przewidywalną konsekwencją wprowadzenia
produkcji nie byli w stanie spłacić w wyznaczonym terminie (zyski z produkcji rolniczej pojawiają się jesienią, a nie zimą).
Prawo i Sprawiedliwość dostrzegło „społeczeństwo” jako coś więcej
niż statystyczny agregat jednostek i próbowało objąć je opieką „przeciwko” trendom indywidualizacji, prymatowi rynku oraz jego (rzekomo)
obiektywnym, nieludzkim prawom. Innymi słowy, PiS próbował wskrze-
Wychodzenie z dryfu
wysokiego oprocentowania kredytów, których rolnicy z uwagi na rytm
sić solidarność społeczną, choć sprowadził ją do wąsko rozumianego patriotyzmu. Próbował wesprzeć tych, którzy gorzej sobie poradzili, a przy
tym nie obciążał ich odpowiedzialnością za znalezienie się w trudnej
sytuacji. Wspierał organizacje społeczne zakorzenione w lokalnych społecznościach – jak Koła Gospodyń Wiejskich czy Ochotnicza Straż Pożarna – kosztem nowego „trzeciego sektora”, powstałego po 1989 roku
w intencji wytwarzania nowoczesnego „społeczeństwa obywatelskiego”.
125
Próbował przeciwstawić się „pedagogice wstydu”, jak określał szermowanie przez publicystów i ekspertów etykietami „ciemnogrodu”, „Grażyn”
i „Januszów”, choć sam szermował oczywiście własnymi etykietami, jak
słynne „wykształciuchy” czy „łże-elity”. Możemy dyskutować, czy takie
definiowanie tego, co społeczne, jest właściwe, ale najważniejsze, że
w ogóle się pojawiło.
Nowa władza musi zachować myślenie w kategoriach społecznych
i orientację na wartości społeczne, rozumiane jednak szerzej i inaczej,
a nie jako objęcie opieką polskich rodzin i maluczkich. Jeśli już na tapecie
znalazła się edukacja, to od lekcji religii znacznie ważniejsze okazuje się
wsparcie autentycznej szkolnej demokracji, bo trening „mięśnia demokracji” jest niezbędny, aby sprawnie działał w późniejszym życiu. Jeśli
chcemy ożywić energię społeczną, to nie przez wezwania do czynu, ale
przez tworzenie przestrzeni współdecydowania, co stanie się możliwe,
gdy np. zostaną przywrócone idee demokracji pracowniczej czy poważnie
Zwykłość zaangażowania
potraktuje się upodmiotowienie ludzi poprzez praktyki partycypacyjne.
Z czym trzeba skończyć, czyli jak wyjść
z błędnego koła?
Skończyć trzeba, i to natychmiast, z „przemocową demokracją” oraz koncentracją na walce z przeciwnikiem. Uszanujmy ludzi o odmiennych poglądach i nie zachowujmy się tak, jakby parlamentarna większość (nie
taka znowu wielka i w dodatku „składkowa” – to jednak PiS zdobył najwięcej głosów!) dawała prawo do nieliczenia się z mniejszościami, a „odbicie statku” było celem samym w sobie.
Wzywające do tego sygnały przychodzą z najróżniejszych stron, w tym od
młodych ludzi, od których naprawdę możemy wiele się nauczyć. Przywołam tu wypowiedź chłopaka, który zjawił się na zgromadzeniu obrońców
telewizji publicznej, a zagadnięty przez dziennikarza o powody przyjścia
126
powiedział: „Chciałem posłuchać ludzi. Bardzo inteligentnych i życzliwych ludzi, niestety, których opinia została zmanipulowana przez media
w ostatnich latach. Jest mi bardzo przykro, bo to bardzo życzliwi, mili
ludzie. Mam nadzieję, że sytuacja się zmieni w jak najszybszym czasie”6.
Dominująca interpretacja tej wypowiedzi pozostaje niestety w starych
koleinach: że chłopak „dowalił” TVP i dziennikarzowi. Niesłusznie: kluczowe są tu słowa o „życzliwych i inteligentnych ludziach”, o manipulacji
przez media – wszak nie tylko publiczne – oraz zdanie „jest mi przykro”.
To wezwanie do uważności, otwarcia się na myślących inaczej i nastawienia na ich zrozumienie, a nie dewaluację.
Wiele osób w Polsce i w Europie przestrzega nowy rząd przed działaniami dyktowanymi resentymentem i niechęcią. Czas wyjść ze zwarcia
i rozejrzeć się dokoła. Ludzie w większości nie chcą zemsty, są zmęczeni
odgrzewaniem i podgrzewaniem animozji, chcieliby zobaczyć pomysły
na przyszłość, która przecież nie rysuje się zbyt różowo. Czas wynurzyć
się z przeszłości, spojrzeć na siebie realistycznie, zejść z wysokiego konia
i wyrzec się wysokiego C, pozbywając się kompleksu wybawcy ratującego
lud z różnych opresji. Jacek Wasilewski, analizując exposé kolejnych premierów, jasno wykazał, że ich konstrukcja opiera się na archetypie baśni
mesjańskiej7. Popularność serialu 1670 jest również wyrazem zmęczenia
wiecznym rozdzieraniem szat i życiem w dramatycznym napięciu: tym,
którzy w głównym bohaterze dostrzegają reprezentację pisowskiego,
sarmackiego ciemnogrodu, polecam lekturę książki Józefa Chałasińskiego poświęconej szlacheckiemu rodowodowi polskiej inteligencji8. Swego
czasu wywołała ona awanturę poznawczą i zdecydowanie zasługuje na
Wychodzenie z dryfu
o Kopciuszku (lud) i księciu (klasa polityczna), bardzo zresztą bliskim idei
drugą szansę.
6 J. Zajchowska, Dziennikarz TV Republika był w szoku, gdy usłyszał odpowiedź na
pytanie. „Wszystko się im sypie”, Wiadomości Gazeta.pl, 31 grudnia 2023, https://
wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/7,114884,30551713,dziennikarz-tv-republika-bylw-szoku-gdy-uslyszal-odpowiedz.html.
7 J. Wasilewski, Od Buzka do Tuska. Opowieści o Polsce w exposé premierów, „Societas
Communitas” 2010, nr 2, s. 179–212.
8 J. Chałasiński, Przeszłość i przyszłość polskiej inteligencji, Warszawa 1997.
127
„Polskie społeczeństwo” nie jest takie, jak je malują. Nagromadzenie negatywnych tez o „polskim społeczeństwie” zdumiewa, a same tezy są zdecydowanie jednostronne. Wśród najchętniej powtarzanych i najbardziej
brzemiennych w skutki autostereotypów trzeba wymienić nieszczęsny
„kapitał społeczny”, czyli alarmująco niski poziom zaufania międzyludzkiego, słabość postaw obywatelskich („obywatel w Polaku mały”), niezdolność do współpracy w czasie pokoju („potrafimy się jednoczyć jedynie w obliczu zagrożenia”), kłótliwość („gdzie dwóch Polaków, tam trzy
zdania”) i bezinteresowną nieżyczliwość („polskie piekło”). Nawiasem
mówiąc, ubolewanie nad polskim społeczeństwem przypomina mi słynną frazę z Rewizora Gogola: „Z czego się śmiejecie? Z siebie samych się
śmiejecie!”. Wmawianie ludziom, że tacy właśnie jesteśmy, wydaje się też
nieodpowiedzialne: a nuż ktoś w to uwierzy i zacznie zachowywać się tak,
jakby to była prawda? Nie ma tu miejsca na obszerniejsze uzasadnienie,
twierdzę jednak, że wszystkie te tezy są słabo udokumentowane.
I co zrobić z zadziwiającymi dowodami, że jednak jesteśmy zupełnie
Zwykłość zaangażowania
inni? Dlaczego co i raz przeżywamy szok poznawczy w rodzaju: „Jejku,
Polacy masowo ruszyli na pomoc Ukraińcom!”, „Kurczę, skąd ta żałoba po
papieżu?”. I co oznaczają masowe datki na Wielką Orkiestrę Świątecznej
Pomocy, jej nieodmiennie najwyższe miejsce na liście zaufania do instytucji (powyżej 80%), a także odbieranie jako inicjatywy wyrażającej otwartość na ludzi (66%), wspólnotę (62%) i radość (58%)? Czyż nie świadczy to
o potrzebie radosnego świętowania bycia razem, niekoniecznie w nastroju wzniosłego patriotyzmu? I gdzie tu nieufny, nieżyczliwy, nieobywatelski Polak?
Z tego powodu jestem głęboko przekonana, że ludzi głosujących na różne partie (lub w ogóle niegłosujących) łączą wartości stałe i trwałe, które nazwałabym wartościami społecznymi, czyli takimi, które stanowią
etyczny fundament wspólnego życia, a są to: życzliwość, wzajemność,
128
wdzięczność, bezinteresowność, dobroć. Wszystkie te uczucia wyrażają się tam, gdzie mogą się wyrazić bez ryzyka obśmiania – w rodzinie,
kościele (tak!), na meczu, na grillu z Grażyną i Januszem, na zbiórkach
Szlachetnej Paczki; wszędzie tam, gdzie powiedzenie „chcę wychować
dzieci na porządnych ludzi” nie budzi uśmiechu politowania, bo nie jest
odbierane jako wyraz defensywnej strategii przegranych i godnego pożałowania kolektywizmu.
Parafrazując wspomnianego wcześniej młodego człowieka: „jest mi przykro, że dla doraźnych potrzeb polityków inteligentni, życzliwi ludzie
zostali wciągnięci w pułapkę nienawiści”. Nie wiem dlaczego, ale jako
konkluzja nasuwa mi się fragment bajki Ignacego Krasickiego: „Chłopcy,
przestańcie, bo się źle bawicie! Dla was to jest igraszką, nam idzie o życie”.
Paweł Kubicki
Kolejna insurekcja czy kamień
milowy wyłaniania się polskiego
społeczeństwa obywatelskiego?
Wybory parlamentarne 15 października 2023 roku pod wieloma względami były wydarzeniem historycznym i co do tego raczej nie ma wątpliwości. Pytaniem pozostaje natomiast to, czy mieliśmy do czynienia
z wydarzeniem o charakterze insurekcyjnym, spektakularnym zrywem
tak charakterystycznym dla polskiej tradycji, czy był to może znak głębokich przemian, wskazujących na ukształtowanie się silnych podstaw
społeczeństwa obywatelskiego? Jednoznaczna odpowiedź stanie się możliwa dopiero za jakiś czas, kiedy będziemy mogli obserwować (bądź nie)
długofalowe skutki tego wydarzenia. Niemniej jednak już teraz można
się pokusić o wstępne wnioski odnoszące się do procesów, jakie doprowadziły do spektakularnej mobilizacji społecznej i rekordowej frekwencji.
U podstaw każdego ważnego wydarzenia historycznego leżą złożone
procesy. Niektóre z nich są stosunkowo szybko identyfikowane jako te
dziejące się na bieżąco, dlatego łatwiej je zauważyć i opisać. Inne natomiast są rozciągnięte w czasie, sprawiają wrażenie niewidocznych, dziejących się „pod powierzchnią”. Aby je zidentyfikować, należy spojrzeć
z perspektywy, gdyż odnoszą się do przemian wzorów kulturowych, a te
kształtują się właśnie w procesie długiego trwania. Analizie tych procesów będzie poświęcona pierwsza część niniejszego artykułu. W drugiej
131
części natomiast postaram się wskazać kluczowe kwestie, na jakie należy zwrócić uwagę, aby wyzwolona energia obywatelska mogła służyć
wzmacnianiu społeczeństwa obywatelskiego, a nie cementowaniu podziałów, co zmieniłoby polskie społeczeństwo w sumę coraz bardziej sobie obcych i wrogich plemion.
Pomiędzy insurekcją a obywatelskością
W analizach dotyczących kondycji polskiego społeczeństwa obywatelskiego dominuje przekonanie, że zawsze było ono bardzo słabe, a mobilizacja społeczna miała charakter insurekcyjny, ograniczający się do
krótkotrwałych heroicznych zrywów. Przekonanie to ma wyjątkowo silne
podstawy, ugruntowane w procesie długiego trwania. Kiedy tworzyły się
nowoczesne tożsamości narodowe, Cyprian Kamil Norwid miał powiedzieć: „Jesteśmy żadnym społeczeństwem. Jesteśmy wielkim sztandarem narodowym”1. Stwierdzenie to stało się chyba jedną z najtrwalszych
ram kształtujących nasze wyobrażenie o polskim społeczeństwie/naro-
Zwykłość zaangażowania
dzie, zdolnym do spektakularnych i heroicznych zrywów, ale niepotrafiącym budować wspólnoty obywatelskiej.
Z czasem socjologowie dostarczali danych ze swoich badań, które uprawomocniały to przekonanie, czego najbardziej znanym przykładem jest
koncepcja próżni socjologicznej ogłoszona przez Stefana Nowaka w 1979
roku. W myśl tej koncepcji między poziomem grup pierwotnych (rodziny) a poziomem wspólnoty narodowej, z punktu widzenia identyfikacji
ludzi i ich emocjonalnego zaangażowania, istnieje swoisty rodzaj próżni
socjologicznej2. Innymi słowy, między wąsko pojmowaną sferą prywatną (rodziną) i symboliczną wspólnotą wyobrażeniową (narodem) nie ma
żadnych form uspołecznienia, a więc jakichkolwiek podstaw dla rozwoju
społeczeństwa obywatelskiego. Andrzej Zybała, analizując kwestię próżni
132
1 C.K. Norwid, Z listu do Michaliny z Dziekońskich Zaleskiej, 14 listopada 1862.
2 S. Nowak, System wartości społeczeństwa polskiego, „Studia Socjologiczne” 1979,
nr 4, s. 155–173.
socjologicznej z perspektywy historycznej, zwracał uwagę, że w wielu puw przeszłości Polska uchodziła bardziej za federację sąsiedztw (w domyśle: rodzinnych) niż za państwo jednorodne strukturalnie3.
Przedstawiona wyżej sytuacja to tylko część prawdy o polskim społeczeństwie. Próżnia socjologiczna nie była wcale taka powszechna, jak ją opisywano4, jednak jej recepcja stworzyła trwałe ramy interpretacyjne, które
do dziś wpływają na dyskusję o kondycji społeczeństwa obywatelskiego
w Polsce. Dlatego w różnych analizach i badaniach częściej skupiano się
na danych uprawomocniających tezę o próżni socjologicznej niż tych wykazujących, iż w różnych niszach jednak rozwijały się kapitał społeczny
i zaufanie. Modelowym przykładem jest wyłonienie się ruchu społecznego Solidarność, który nie mógłby się rozwinąć w warunkach zupełnej
próżni socjologicznej, a który nagle „wybuchł”5 – i to rok po ogłoszeniu
koncepcji Stefana Nowaka. Znaczyło to, że nawet w tak niesprzyjających
warunkach, jak okres realnego socjalizmu, istniały pewne podstawy dla
społeczeństwa obywatelskiego, pokłady kapitału społecznego i zaufania,
tylko że ich nie dostrzegano lub były pomijane jako te, które nie mieszczą
się w inteligenckim modelu zaangażowania obywatelskiego.
Z drugiej jednak strony czas trwania Solidarności był dość powszechnie opisywany jako „karnawał”. Antropologowie w zjawisku karnawału
postrzegają swoisty wentyl bezpieczeństwa, gdzie na krótki, odświętny
okres zmieniają się relacje w sferze władzy, po czym wszystko wraca do
3 A. Zybała, Polityka publiczna w warunkach socjologicznej próżni, „Kultura
i Społeczeństwo” 2015, nr 4, s. 48–50.
4 Więcej na ten temat: M. Pawlak, Tying Micro and Macro: What Fills up the
Sociological Vacuum?, Berlin 2018, P. Kubicki, The Sociological Vacuum in Poland:
Reflections 30 Years After the Transformation, w: Post-totalitarian Societes in
Transformation from Systemic Change into European Integration, red. E. Mach,
G. Pożarlik, J. Sondel-Cedarmas, Berlin 2022, s. 241–261.
5 Celowo używam określenia „wybuch”, które dobrze oddaje dyskutowany problem.
Z jednej strony sugeruje ono insurekcyjny charakter ruchu społecznego Solidarność,
z drugiej strony – wskazuje na absolutne zaskoczenie tym, że taki ruch społeczny
mógł się rozwinąć w warunkach próżni socjologicznej.
Kolejna insurekcja czy kamień milowy wyłaniania się polskiego społeczeństwa obywatelskiego?
blikacjach poświęconych tej problematyce dominowało przekonanie, iż
133
starego, ustalonego porządku rzeczy. Innymi słowy, na krótko jesteśmy
w stanie zobaczyć się w lepszym świetle, zachwycić się tym, jak wspaniałym możemy być społeczeństwem, ale po „karnawale” wszystko wraca do
punktu wyjścia.
Pomijam w tym miejscu szczegółową dyskusję na temat próżni socjologicznej, ale faktem jest, że jeśli spojrzymy na procesy historyczne,
jakie kształtowały polską tożsamość narodową, to nie dostrzeżemy
tam trwałych podstaw dla społeczeństwa obywatelskiego. Długotrwałe
skutki pańszczyzny i brak mieszczańskiej sfery publicznej, a także nieposiadanie własnego państwa lub istnienie państwowości z deficytem
demokracji (II RP i PRL) odcisnęły silne piętno na specyfice polskiego
wzoru kulturowego.
Tożsamość narodowa nie jest jednak czymś na wzór rafy koralowej, która
raz uformowana zastyga i determinuje zachowania zbiorowe przez kolejne pokolenia. W rzeczywistości jest ona procesem i podlega nieustannej transformacji. Polskie społeczeństwo już od ponad 30 lat funkcjonuje
Zwykłość zaangażowania
w ramach własnego, demokratycznego państwa, które ma silny samorząd
lokalny i od dwóch dekad jest członkiem Unii Europejskiej. W tym czasie
w dorosłość wchodziły kolejne, coraz lepiej wykształcone i otwarte na
świat generacje. Wciąż jednak większość obywateli nie miała poczucia,
że może wpływać na sprawy publiczne w swoim kraju. Wybory 15 października były w tym przypadku punktem zwrotnym. Według sondażu
CBOS Poczucie wpływu obywateli na sprawy publiczne, zrealizowanego
w listopadzie 2023 roku, aż 54% respondentów uznało, że zwykli ludzie
mogą wpływać na bieg spraw w kraju, co stanowi najwyższe wskazanie
od 1992 roku, od kiedy prowadzony jest ten sondaż. Po raz pierwszy także przekroczony został próg 50% respondentów przekonanych o tym, że
mają wpływ na sprawy publiczne w swoim kraju. Jak duża to zmiana,
świadczą wyniki sondażu z roku poprzedniego (2022), kiedy poczucie
134
sprawstwa i podmiotowości deklarowało zaledwie 26% respondentów,
natomiast w 1992 roku jedynie 7% respondentów miało poczucie wpływu
na sprawy publiczne w swoim kraju, przy aż 91% respondentów deklaru-
Przytoczony sondaż wskazywałby, że wybory 15 października były ważną cezurą, symbolizującą wręcz rewolucyjną zmianę w kontekście zaangażowania obywatelskiego Polek i Polaków. W rzeczywistości wybory te
stanowiły raczej konsekwencję szeregu procesów, które jako z pozoru pojedyncze nie sprawiały wrażenia, że są częścią większej masy krytycznej.
W tym miejscu warto zwrócić uwagę na dwa takie procesy, które w moim
przekonaniu w sposób istotny przyczyniły się do uformowania owej
masy krytycznej, co dało o sobie znać 15 października.
(Nie)dokonana rewolucja miejska
Pierwszym z tych procesów jest swoista rewolucja miejska, która rozpoczęła się w Polsce w początkach XXI wieku. W Europie Zachodniej społeczeństwo obywatelskie rozwinęło się dzięki mieszczaństwu, które często
w drodze rewolucyjnej (rewolucja angielska, francuska, Wiosna Ludów)
sukcesywnie zdobywało dominujący wpływ na kształtowanie dyskursu
publicznego. W efekcie, jako że obywatelskość stanowiła nieodzowny element tożsamości rodzimej grupy (mieszczaństwa), posiadającej przy tym
dominującą pozycję, toteż stała się ona trwałym elementem kształtujących się wówczas zachodnich tożsamości narodowych. W Polsce, z uwagi na złożone procesy historyczne, mieszczaństwo było wyjątkowo słabe
i nie mogło wprowadzić swoich wartości do narodowego wzoru kulturowego. Co więcej, to właśnie mieszczański świat wartości został w polskim
Kolejna insurekcja czy kamień milowy wyłaniania się polskiego społeczeństwa obywatelskiego?
jących brak takiego wpływu6.
uniwersum symbolicznym opisany jako antyteza polskości, ukształtowanej na bazie wartości szlacheckich i chłopskich7.
6 Poczucie wpływu obywateli na sprawy publiczne, CBOS, Komunikat z badań, nr 56,
Warszawa 2021, https://www.cbos.pl/SPISKOM.POL/2021/K_056_21.PDF (dostęp tu
i dalej: 7 lutego 2024).
7 Szczegółowo procesy te analizowane są w książce: P. Kubicki, Wynajdywanie
miejskości. Polska kwestia miejska z perspektywy długiego trwania, Kraków 2016.
135
Kiedy po II wojnie światowej w Polsce urzeczywistniła się spóźniona rewolucja przemysłowa i urbanistyczna, to w wymiarze społeczno-kulturowym miała ona charakter „prześnionej” rewolucji8, dokonanej rękami
innych. Polskie mieszczaństwo nie mogło w niej wziąć udziału i poczuć
się podmiotem procesu historycznego, bo go po prostu w tym czasie nie
było. Problem ten dobrze widać, gdy spojrzy się na stosunek do idei miejskiego dobra wspólnego, która stanowi wszak fundament społeczeństwa
obywatelskiego. Idea miejskiego dobra wspólnego na Zachodzie była
nieodzownym elementem sfery publicznej, wprowadzonej tam niejako
„od wewnątrz”, przez rodzime mieszczaństwo.
Natomiast do polskiego dyskursu publicznego idea ta trafiła „z zewnątrz”,
została narzucona wraz z ideologią socjalistyczną, co sprawiło, że miała
ona tak słabą recepcję, a w pierwszej dekadzie transformacji została mocno zakwestionowana9, co tym samym dało przyzwolenie na prywatyzację
przestrzeni, rozwój osiedli grodzonych i ucieczkę klasy średniej na przedmieścia. Skutkami tego były „bezruch społeczny”10, wycofanie się klasy
Zwykłość zaangażowania
średniej (potencjalnego mieszczaństwa) do sfery prywatnej oraz jej brak
zainteresowania sferą publiczną i dobrem wspólnym.
Polska doczekała się swojej rewolucji miejskiej dopiero w początkach
XXI wieku, a jej awangardą stały się nowe mieszczaństwo11 i wyrastające z niego ruchy miejskie, które upomniały się o ideę miasta jako dobra
wspólnego. Dzięki temu miasto stawało się swoistym inkubatorem postaw
obywatelskich i zaangażowania oddolnego. To dzięki takiej aktywności
powstały solidne podstawy pod miejskie społeczeństwo obywatelskie. Nic
136
8 A. Leder, Prześniona rewolucja. Ćwiczenia z logiki historycznej, Warszawa 2014.
9 M. Grabkowska, Post-socialist Cities and the Urban Common Good: Transformations
in Central and Eastern Europe, New York 2022.
10 M. Nowak, Społeczeństwo obywatelskie w Polsce. Poprzez „Solidarność” do
społecznego bezruchu, w: Czy społeczny bezruch? O społeczeństwie obywatelskim
i aktywności we współczesnej Polsce, red. M. Nowak, M. Nowosielski, Poznań 2006.
11 P. Kubicki, Nowi mieszczanie w nowej Polsce. Raport z badań, Warszawa 2011.
dziwnego więc, że to właśnie miasta stały się prawdziwymi bastionami
Działo się tak w dużej mierze dlatego, że z uwagi na brak miejskich tradycji proces wynajdywania miejskości stał się pokoleniowym doświadczeniem nowego mieszczaństwa i procesem formującym jego tożsamość.
Miejskość natomiast to nie styl życia, stereotypowo sprowadzany do picia
kawy latte i poruszania się na holenderskich rowerach, ale zbiór postaw
i wartości, takich jak pluralizm, samorządność i obywatelskość, dzięki
czemu miasto staje się przestrzenią wolności w myśl średniowiecznej
maksymy Stadtluft macht frei (powietrze miejskie czyni wolnym).
Ostatnie osiem lat to konsekwentne wypłukiwanie tych wartości z życia
publicznego i dlatego to właśnie nowe mieszczaństwo, broniąc fundamentów swojej miejskiej tożsamości, okazało się jedną z najbardziej zmobilizowanych grup w wyborach 15 października. To w miastach ustawiały się najdłuższe kolejki do lokali wyborczych, ciągnące się jeszcze wiele
godzin po formalnym zakończeniu głosowania, i to tam notowano najwyższą frekwencję wyborczą. Według danych Państwowej Komisji Wyborczej średnia frekwencja w ostatnich wyborach parlamentarnych dla
11 największych polskich miast (powyżej 250 tys. mieszkańców) wynosiła
81,36%, a w stolicy aż 84,92%, przy średniej dla całego kraju 74,38%.
Szalę zwycięstwa na rzecz Koalicji 15 Października przechyliła w tych wyborach Polska miejska. Gdy patrzy się na trendy cywilizacyjne i procesy
demograficzne, widać, że przyszłe wybory coraz częściej będą rozstrzy-
Kolejna insurekcja czy kamień milowy wyłaniania się polskiego społeczeństwa obywatelskiego?
oporu wobec praktyk antyobywatelskich i antydemokratycznych.
gać się w miastach i to od mobilizacji miejskiego elektoratu będzie zależeć, czy do władzy dojdą siły prodemokratyczne i proobywatelskie, czy
górę wezmą populizm i autorytaryzm.
Wyjątkowa mobilizacja elektoratu miejskiego to niewątpliwie bardzo dobra informacja, jednak dalsze analizy już nie są tak optymistyczne. Aby
miejskie społeczeństwo obywatelskie mogło się trwale rozwijać, potrzebuje odpowiednich warunków i wsparcia w instytucjach. Z tym niestety
137
jest problem. Jakkolwiek paradoksalnie może to zabrzmieć, wiadomo, że
polityki miejskie były jedną z najbardziej zaniedbywanych sfer publicznych w III RP. Dotychczasowa polityka miejska i mieszkaniowa została
scedowana na siły rynkowe, z nadzieją, że „jakoś to będzie”. W konsekwencji otrzymaliśmy chaos urbanistyczny, suburbanizację i rozlewanie
się miast oraz kryzys mieszkaniowy, a więc przepis na syndrom „samotnej gry w kręgle”12, wypłukiwanie kapitału społecznego i osłabianie obywatelskiego zaangażowania. Zamiast tworzenia warunków dla rozwoju
trwałego społeczeństwa obywatelskiego pojawił się podatny grunt dla
ruchów i partii populistycznych. Tony Judt, analizując narastający kryzys
europejskiej demokracji i rozwój populizmów, podkreślał, jak destrukcyjne dla społeczeństwa obywatelskiego jest powstawanie osiedli grodzonych i przedmieść: „taka patologia stanowi największe zagrożenie dla
zdrowia każdej demokracji”13.
Już antyczni Grecy wiedzieli, że demokracja i obywatelskość wymagają
dobrze zorganizowanej przestrzeni miejskiej, a taka powstaje tylko w wy-
Zwykłość zaangażowania
niku stosowania spójnych polityk miejskich, a nie wiary w to, że „jakoś
to będzie”. W polskich miastach niestety aż nazbyt dobrze widoczne są
skutki zaniechań na tym polu. Przykładem niech będą aktualne próby
wprowadzania stref czystego transportu. To, co z założenia miałoby europeizować polskie miasta, w praktyce stymuluje przede wszystkim rozwój miejskich ruchów wstecznych (backlash)14, na czym zyskuje głównie
populizm. Próby wprowadzania SCT w miastach, które skutkiem chaosu
urbanistycznego i suburbanizacji uzależniły się od samochodów, siłą rzeczy przyczyniają się do mobilizacji przeciwników progresywnych polityk
138
12 R. Putman, Samotna gra w kręgle. Upadek i odrodzenie wspólnot lokalnych
w Stanach Zjednoczonych, przeł. P. Sadura, S. Szymański, Warszawa 2008.
13 T. Judt, Źle ma się kraj. Rozprawa o naszych współczesnych bolączkach, przeł.
P. Lipszyc, Wołowiec 2011, s. 164.
14 P. Kubicki, Miejski backlash, czyli o miejskich ruchach wstecznych, „Władza Sądzenia”
2020, nr 19: Po Habermasie: sfera publiczna w czasach niepewności, red. P. Pluciński,
https://wladzasadzenia.pl/2020/19/wladza-sadzenia-2020-19.pdf.
miejskich. Nie są oni w stanie dostrzec w takich rozwiązaniach tego, że
prawa jakości powietrza), ale widzą tylko zagrożenie dla siebie (wykluczenie komunikacyjne).
Kolejnym problemem jest aktualny kryzys mieszkaniowy, będący tak naprawdę konsekwencją wieloletnich i systemowych zaniechań w polu polityki mieszkaniowej. To właśnie młoda Polska miejska, która tak bardzo
zmobilizowała się w wyborach 15 października, najdotkliwiej odczuwa
skutki tego kryzysu. W konsekwencji zamiast o pokoleniu obywatelskiego
przebudzenia za jakiś czas będziemy może mówić o straconym pokoleniu, któremu kryzys mieszkaniowy zablokował możliwości samorealizacji i rozwoju. Podobnie działo się w krajach Europy Południowej, które
tak mocno zostały dotknięte skutkami kryzysu w 2008 roku, wywołanego
pęknięciem bańki spekulacyjnej na rynku nieruchomości. Rozbudzone
nadzieje młodej generacji na godne życie zostały brutalnie zweryfikowane poprzez kryzys mieszkaniowy, co w konsekwencji przyczyniło się do
dynamicznego rozwoju ruchów i partii populistycznych w tych krajach.
Bez spójnych polityk miejskich i prospołecznej polityki mieszkaniowej
nie da się zbudować trwałego społeczeństwa obywatelskiego, a spory kapitał, jaki wnosi tu nowe mieszczaństwo, zostanie zmarnowany. Beneficjentem zaniechań na tym polu będzie populizm.
Aby społeczeństwo obywatelskie mogło się trwale rozwijać, potrzebuje sfery publicznej. Z tym także jest poważny problem, czego dobrą ilu-
Kolejna insurekcja czy kamień milowy wyłaniania się polskiego społeczeństwa obywatelskiego?
przyczyniają się one do wytwarzania miejskiego dobra wspólnego (po-
stracją mogą być niedawne wybory lokalne w Krakowie. 15 października 2023 roku do urn w wyborach parlamentarnych poszło rekordowe
81,95% mieszkańców tego miasta. Niecałe dwa miesiące później (10 grudnia 2023) odbyły się tam kolejne wybory, tym razem do rad dzielnic, czyli
u samych podstaw miejskiej demokracji i społeczeństwa obywatelskiego. W tym przypadku zaledwie 9,67% mieszkańców Krakowa wypełniło swój obywatelski obowiązek; co więcej, w wielu okręgach radni zdobywali mandaty bez przeprowadzenia głosowania, gdyż byli jedynymi
139
kandydatami. Choć wiadomo, że przyczyny tak słabego zainteresowania
tymi wyborami są bardziej złożone, to jednak należy potraktować tę sytuację jako poważny sygnał ostrzegawczy. Jeśli polskie społeczeństwo
obywatelskie ma zyskać trwałe podstawy, to w pierwszej kolejności należy wzmacniać mechanizmy codziennego praktykowania demokracji,
a nie tylko te odświętne. W innym przypadku wybory 15 października
przejdą do historii jako kolejny „karnawał” z symboliczną pizzą z Jagodna, a nie kamień milowy wyłaniania się społeczeństwa obywatelskiego.
Przykład z wyborami do rad dzielnicy w Krakowie jak w soczewce skupił największy problem demokracji lokalnej – słabość lokalnych mediów
i sfery publicznej. O wyborach parlamentarnych i ich znaczeniu dzięki
mediom usłyszał chyba każdy mieszkaniec miasta, ale o wyborach do rad
dzielnic, a zwłaszcza o tym, jak ważne są one dla zwykłych mieszkańców,
dowiedziało się z mediów już niewielu. Problem ten jest efektem pogłębiającej się słabości i marginalizacji mediów lokalnych. Przejęte przez polityków Zjednoczonej Prawicy lokalne media publiczne i tzw. orlenowskie
Zwykłość zaangażowania
straciły jakąkolwiek wiarygodność, a ich skala oddziaływania w miastach
spadła do minimum. Pozostałe media, z różnych powodów, coraz bardziej
popadały w zależności klientystyczne (reklamy od urzędów miejskich,
spółek komunalnych, deweloperów itp.). Gazetki wydawane przez rady
osiedli/dzielnic stanowią coraz częściej redagowane w stylu północnokoreańskim panegiryki na temat lokalnych polityków. W miejscu lokalnej
sfery publicznej mamy obecnie prawdziwą próżnię, której nie wypełniają niestety media społecznościowe. Ich specyfika zamyka użytkowników
w bańkach informacyjnych, co prowadzi do coraz większej atomizacji,
a nie wzmacniania wspólnoty obywatelskiej w ramach sfery publicznej.
Nie da się budować trwałego społeczeństwa obywatelskiego bez sfery
publicznej, a ta nie istnieje bez mediów dostępnych dla wszystkich obywateli. Paradoksalnie dzięki odzyskiwaniu mediów publicznych oraz tzw.
140
orlenowskich spod kontroli polityków Zjednoczonej Prawicy otwiera się
dobra okazja, aby taką sferę publiczną stworzyć, o ile oczywiście media te
staną się faktycznie publiczne i obywatelskie, a nie będą traktowane jako
Kapitał społeczny protestów i spóźniony rok ’68
Drugim czynnikiem, który przyczynił się do tak spektakularnej mobilizacji obywatelskiej w wyborach 15 października, było wytworzenie się swoistej synergii różnych prodemokratycznych ruchów społecznych i działań
oddolnych, które zaczęły się mobilizować po 2015 roku. Wielokrotnie już
podkreślano, że efektem ubocznym rządów Zjednoczonej Prawicy było
pobudzenie do życia polskiego społeczeństwa obywatelskiego. Wiele
w tym racji, choć społeczeństwo to miało już silne podstawy wcześniej,
np. w postaci ruchów miejskich i innych działań oddolnych. Niemniej
jednak wypowiedzenie przez Zjednoczoną Prawicę wręcz otwartej wojny
różnym grupom społecznym i zawodowym skutkowało ich mobilizacją
społeczną. Im dłużej trwały rządy Zjednoczonej Prawicy, tym liczniejsze
stawały się więzi łączące te organizacje czy środowiska i tym więcej wytwarzano kapitału społecznego oraz wzajemnego zaufania. Problematyka ta została dość dobrze zdiagnozowana podczas debat zorganizowanych przez Fundację im. Stefana Batorego, odnoszących się do pamięci
protestów 22 października 2020 roku po orzeczeniu Trybunału Konstytucyjnego zaostrzającym prawo antyaborcyjne15.
Miało to o tyle istotne znaczenie, że ten rodzaj mobilizacji obywatelskiej
wykraczał już poza duże miasta, gdzie taka aktywność była stosunkowo
oczywista. Dzięki tworzeniu się gęstych sieci ruchów prodemokratycz-
Kolejna insurekcja czy kamień milowy wyłaniania się polskiego społeczeństwa obywatelskiego?
łup polityczny i narzędzie politycznego PR.
nych nastąpiło też obywatelskie upodmiotowienie Polski lokalnej, gdzie
protesty w obronie wolnych sądów czy praw kobiet wymagały prawdziwej odwagi. To właśnie dlatego stawały się one istotnymi wydarzeniami,
silnie spajającymi lokalne środowiska prodemokratyczne.
15 Więcej: 22 października 2020. Pamięć protestu, red. P. Kosiewski, Warszawa 2023,
https://www.batory.org.pl/wp-content/uploads/2023/10/22.pazdziernika.2020.
Pamiec.protestu_zbior.tekstow.pdf.
141
Samo wymienienie wszystkich tych inicjatyw mogłoby przekroczyć ramy
niniejszego artykułu. Dalej zatem chciałem skupić się na jednym aspekcie, moim zdaniem niezwykle istotnym w kontekście dyskusji o przyszłości społeczeństwa obywatelskiego w Polsce, a mianowicie na kwestii
upodmiotowienia politycznego młodzieży.
Jednym z największych zaskoczeń w wyborach 15 października była frekwencja w grupie najmłodszych wyborców (18–29 lat), która osiągnęła
rekordowe 70,9% i znacznie przewyższyła frekwencję w najstarszej kohorcie (60 i więcej lat), gdzie wynosiła ona 66,5%. Dotychczas młodzi byli
najbardziej zdemobilizowaną politycznie grupą wyborców, jeszcze w wyborach w 2019 roku frekwencja w tej kohorcie wynosiła raptem 46,4%.
Przyczyny tej wyjątkowej mobilizacji młodzieży w październiku 2023 roku
są złożone. W tym miejscu chciałbym zwrócić uwagę na jeden aspekt, który może wskazywać na głęboką zmianę o długofalowych skutkach. Młodzi
poszli masowo do urn wyborczych dlatego, że przeżywają swoją rewolucję i dzięki temu stają się świadomym podmiotem politycznym.
Zwykłość zaangażowania
Polska nie przeżyła swojej rewolucji 1968 roku. Wiele jednak wskazuje na
to, że taka rewolucja się właśnie dokonuje, choć oczywiście nie chodzi tu
o szukanie dosłownych podobieństw. Rok ’68 na Zachodzie stał się symbolem wyłaniania nowej sfery społeczno-kulturowej, powstałej w wyniku zakwestionowania świata urządzonego przez starsze pokolenia. Pod
pewnymi względami z podobną sytuacją mamy do czynienia obecnie
w Polsce. Od kilku lat, w dużej mierze w wyniku rządów Zjednoczonej
Prawicy, obserwujemy intensywne zaangażowanie polityczne młodzieży.
Dokonuje się ono na różnych polach i przybiera charakter dobrze zorganizowanych, masowych ruchów społecznych16, takich jak: ruchy kobiece,
ruchy LGBT+, ruchy ekologiczne. Powstał także cały szereg oddolnych inicjatyw, czego jednym z przykładów jest fala protestów studenckich, która
142
16 Symbolem takiego zaangażowania były masowe protesty młodzieży po
orzeczeniu Trybunału Konstytucyjnego zaostrzającym prawo antyaborcyjne
w październiku 2020 roku.
przetoczyła się głównie przez uczelnie artystyczne jako wyraz niezgody
To ożywienie wpisuje się w szerszy proces wyjścia poza tradycyjny polski
wzór kulturowy, który uformował się między innymi na skutek pańszczyzny. Od kilku lat obserwujemy prawdziwą eksplozję zainteresowania
rozrachunkową literaturą poświęconą wątpliwemu dziedzictwu pańszczyzny. Z drugiej strony mamy do czynienia ze swoistą chłopomanią –
wzmożonym zainteresowaniem kulturą ludową i chłopską. Sytuacja
ta ma istotne znaczenie dla dyskutowanej tematyki. Przepracowanie
wielowiekowej traumy pańszczyzny, wyjście poza relacje patriarchalne
i folwarczne jest warunkiem koniecznym do wyłonienia się trwałego społeczeństwa obywatelskiego, a to właśnie te postulaty bardzo mocno wybrzmiewają w obywatelskiej aktywności młodzieży.
W tym kontekście warto zwrócić uwagę na z pozoru drobne wydarzenie,
jakim był strajk okupacyjny w obronie poznańskiego akademika „Jowita” w grudniu 2023 roku. W dotychczasowej historii III RP studenci byli
chyba najbardziej zdemobilizowaną politycznie grupą, która nie organizowała się w obronie swoich interesów. Po 1989 roku uczelnie właściwie
nie budowały akademików, mimo że wielokrotnie zwiększyły liczbę studentów, co przekładało się na ich fatalną sytuację mieszkaniową. Kolejne
generacje studentów zdawały się zamknięte w dyskursie TINA (there is
no alternative), co skazywało ich na radzenie sobie na własną rękę na coraz bardziej bezwzględnym wolnym rynku najmu. Dopiero teraz studenci
Kolejna insurekcja czy kamień milowy wyłaniania się polskiego społeczeństwa obywatelskiego?
na patriarchalne, przemocowe i folwarczne relacje tam panujące.
zorganizowali protest w sprawie warunków mieszkaniowych, co zresztą
zakończyło się spektakularnym sukcesem. To niewątpliwie wzmocni ich
poczucie sprawstwa oraz przekonanie o wpływie na otaczającą rzeczywistość i sprawy publiczne. Po masowych protestach z października 2020
roku zyskali kolejny symbol, który będzie napędzać ich rewolucję.
143
Społeczeństwo obywatelskie to gra zespołowa,
a resentyment jest najlepszym sojusznikiem
populizmu
Nowe mieszczaństwo i progresywna młodzież to nie cała Polska. Siłę każdego zespołu mierzy się tym, jakie są jego potencjalnie najsłabsze ogniwa. Polska reprezentacja w piłce nożnej ma w swoich szeregach jednego
z najlepszych piłkarzy na świecie, ale wiele słabych ogniw – od organizacji samego PZPN po poszczególnych piłkarzy. Skutkiem tego, mimo posiadania w swoim zespole takiej światowej gwiazdy jak Robert Lewandowski, reprezentacja narodowa nie osiągnęła żadnego sukcesu. W Polsce mamy już metropolie głęboko zakorzenione w europejskiej tradycji
obywatelskiej i rozbudzoną politycznie progresywną młodzież. Jednak
bez włączenia do obywatelskiej wspólnoty wszystkich grup, potencjalnie
stanowiących słabsze ogniwa, nie da się stworzyć trwałych podstaw społeczeństwa obywatelskiego. Mówiąc metaforycznie: jeśli słabsze ogniwa
nie będą nadążać za lokomotywą, to wykolei się cały pociąg, a w takim
Zwykłość zaangażowania
przypadku różne grupy będą ratować się na własną rękę – zamykać we
własnych środowiskach i wzmacniać podziały pomiędzy sobą. W efekcie
powstanie próżnia obywatelska, gdzie może rozwijać się populizm.
Populizm jest zagrożeniem dla każdej demokracji i będzie wracać pod
różnymi postaciami, niekoniecznie pod rządami Zjednoczonej Prawicy,
a resentyment to najlepszy sojusznik populistów. Opisane wyżej procesy
paradoksalnie stwarzają dobry grunt dla rozwoju resentymentów wobec
miejskiej, młodej i progresywnej Polski. Resentyment wobec bardziej nowoczesnego mieszczańskiego Zachodu ma w Polsce głębokie podstawy17
i był w dużej mierze efektem kompleksu wobec braku udziału w europejskiej nowoczesności. Ten resentyment można łatwo uruchomić ponownie, z trudnymi do przewidzenia skutkami. Zapewne to nie przypadek,
że przed wyborami w 2015 roku to właśnie nowe mieszczaństwo było
144
17 J. Jedlicki, Świat zwyrodniały. Lęki i wyroki krytyków nowoczesności, Warszawa 2000.
tak silnie atakowane i ośmieszane w dyskursie prawicowym, zwłaszcza
tam określenie „młodzi, wykształceni z wielkich miast” nabrało jednoznacznie pejoratywnego znaczenia. Trudno tu jednoznacznie rozstrzygać, ale zdemobilizowanie tej grupy w wyborach w 2015 roku mogło mieć
istotny wpływ na to, że wówczas szala w wyborach przechyliła się na
rzecz Zjednoczonej Prawicy, zwłaszcza że jej wyborcy byli mobilizowani
resentymentem do wielkomiejskiej, nowoczesnej Polski.
Ten resentyment padł na podatny grunt. W posttransformacyjnym dyskursie ukształtował się silny stereotyp Polski B, tworzony z perspektywy
dużych metropolii, który sukcesywnie spychał mieszkańców Polski lokalnej w kierunku różnych partii i ruchów populistycznych. Obecnie różnice
cywilizacyjne między niegdysiejszą Polską A i B w dużej mierze już się
zatarły, co stwarza bardzo korzystne warunki dla budowania wspólnoty obywatelskiej. Aktualna sytuacja w Polsce lokalnej jest nieporównanie lepsza niż dekadę temu. Z jednej strony to efekt 20 lat członkostwa
w Unii Europejskiej, które zupełnie odmieniły Polskę lokalną. Z drugiej
strony rząd Zjednoczonej Prawicy przez ostatnie osiem lat przetransferował nieproporcjonalnie duże środki do regionów, gdzie miał największe
poparcie, a więc tych, które były dotychczas najbiedniejsze, zmagające
się z stereotypem Polski B. Dzięki temu znacznie podniosła się tam jakość
życia, ale też duma z własnych miejscowości, coraz mniej tam wstydu
i zazdrości, które uruchamiają niebezpieczny resentyment stanowiący
paliwo populistów.
Kolejna insurekcja czy kamień milowy wyłaniania się polskiego społeczeństwa obywatelskiego?
w sferze Internetu. To tam stworzono pogardliwą figurę „leminga” i to
Dziś obywatele Polski lokalnej mogą, jak chyba jeszcze nigdy do tej
pory, czuć się częścią sukcesu, który w wymiarze cywilizacyjnym niewątpliwie odniosła III RP. To jest kapitał, na którym może powstać polskie społeczeństwo obywatelskie. Do tego jednak konieczna jest sfera
publiczna, tworzona dzięki prawdziwym mediom publicznym, które
będą zasypywać podziały i wzmacniać wspólnotę, a nie podtrzymywać
wzajemne stereotypy.
145
Kacper Nowicki
Prawda po wyborach
Do urn, na pohybel draństwa! Z państwem
lub choćby mimo państwa
Gdy patrzy się na wybory parlamentarne 2023 roku z kilkutygodniowego dystansu, dobrze jest przedłożyć fakty nad emocje. Pośród licznych
zachwytów, historycznych porównań i zbiorowego oddechu ulgi najbardziej jaskrawym punktem na powyborczym niebie stało się wrocławskie
osiedle Jagodno. Wielogodzinne kolejki wyborców i wyborczyń czekających na chłodzie, aby oddać głos, karmionych pizzą z lokalnej restauracji
i zagrzewanych do kontynuacji czynu piosenką „J***ć PiS”. Sytuacja par
excellence oddająca obraz polskiego społeczeństwa obywatelskiego i sektora publicznego, która w euforii zwycięstwa nie została obejrzana dokładnie od rewersu i awersu.
(Ja)godność
Faktem pozostaje, że w tych wyborach rekordowa liczba głosujących pobrała zaświadczenia o prawie do głosowania poza miejscem zamieszkania. Jak informował Przewodniczący PKW Sylwester Marciniak, liczba
ta wzrosła dwukrotnie w porównaniu do wyborów w 2019 roku, osiągając około 600 tysięcy osób1. Fakt ten nie miał jednak znaczenia we
147
1 Kolejny rekord wyborczy. Z zaświadczenia o prawie do głosowania skorzystało
ok. 600 tys. osób, https://www.polskieradio.pl/399/7977/artykul/3261988,kolejny-
wspomnianej komisji, gdzie głosujących z zaświadczeniem było zaledwie 15 osób2.
Medialnemu mainstreamowi umknęła kluczowa składowa wrocławskiej
kolejki. Lokal Obwodowej Komisji nr 148 na Jagodnie mieścił się w budynku absolutnie nieprzygotowanym do wyborczej obsługi tysięcy osób3.
Z relacji świadków wynikało, że kolejka utrzymywała się tam przez większość dnia, a jej apogeum miało miejsce wieczorem. Co interesujące, frekwencja w OBW 148 „nie powala” w kontekście wyniku krajowego. Do
urn poszło tam 66,4% uprawnionych, a zatem prawie 10 punktów procentowych mniej niż w całej Polsce (74,38%).
Zgodnie z Kodeksem wyborczym za organizację lokali wyborczych odpowiedzialni są prezydenci miast. W przypadku OBW 148 był to zatem
Jacek Sutryk, prezydent miasta Wrocławia. To na jego barkach spoczywało zapewnienie odpowiednich warunków oddawania głosu i bieżącej
dostępności kart do głosowania, z czym w stolicy Dolnego Śląska także
były problemy4.
Zwykłość zaangażowania
Oczywiście omawiany problem nie występuje jedynie we Wrocławiu
i nie pojawił się on po raz pierwszy. Od lat głośnym tematem jest niedobór szkół, przedszkoli, przychodni i innych budynków użyteczności publicznej na szybko rozbudowujących się przedmieściach polskich miast.
Niedostosowane drogi i przeciążone instalacje to codzienność na osiedlach takich jak wrocławskie Jagodno. Urbanistyka ma bowiem sporo
wspólnego z demokracją i procesami wyborczymi. Słowem kluczem jest
tutaj: Instytucja.
148
rekord-wyborczy-z-zaswiadczenia-o-prawie-do-glosowania-skorzystalo-ok-600-tysosob (dostęp tu i dalej: 7 lutego 2024).
2 Państwowa Komisja Wyborcza, Wybory do Sejmu i Senatu Rzeczypospolitej Polskiej.
15 października 2023, https://wybory.gov.pl/sejmsenat2023/pl/obkw/1149050.
3 Dokładnie rzecz ujmując: 4102 ujętych w spisie wyborców.
4 We Wrocławiu zabrakło kart wyborczych. Ludzie nie mogą głosować, 15 października
2023, https://www.tuwroclaw.com/index.php/wiadomosci,we-wroclawiu-zabraklokart-wyborczych-ludzie-nie-moga-glosowac,wia5-3315-72215.html.
Kto wygrał?
Nowoczesne państwa kręgu cywilizacji europejskiej opierają swój rozwój
na sprawnych instytucjach. Mowa nie tylko o ministerstwach, agencjach
czy wojsku, ale także szkołach, inspekcjach, bibliotekach, publicznym
transporcie i sektorze pozarządowym. Współistnienie i współdziałanie
konglomeratu tych ciał jest fundamentem funkcjonowania państw liberalnych demokracji.
Osiem lat rządów PiS-u, a także chroniczne niedofinansowanie wymienionych instytucji przez wszystkie rządy III RP skłaniają do postawienia
tezy, że polska myśl demokratyczno-społeczna znalazła się w podobnej
sytuacji, co Obwodowa Komisja Wyborcza nr 148 we Wrocławiu. Infrastrukturalnie ograniczona, zdolna jest jednak do romantycznych zrywów,
gdy ogół poczuje, że jego wypracowane w drodze szerzej niezdefiniowanych kompromisów prawa są zagrożone.
Należy także zauważyć, że odsunięcie Prawa i Sprawiedliwości od władzy mogło mieć miejsce przede wszystkim dzięki mobilizacji elektoratu
niezainteresowanego na co dzień polityką, nie zaś znacznego spadku pona haśle „Wygraliśmy te wybory, mamy największy klub” jest częściowo
prawdziwa. Pomimo ośmiu lat rządów, szeregu kryzysów, niekorzystnego
trendu demograficznego i setek afer PiS „dowiózł” 7 640 854 głosy. Kiedy
w 2015 roku władzę po dwóch kadencjach oddawała Platforma Obywatelska, otrzymała ona głosów 3 661 474. Dopiero zsumowanie poparcia
Prawda po wyborach
parcia front-runnerów. Narracja partii Jarosława Kaczyńskiego oparta
całej tzw. kordonowej koalicji od Adriana Zandberga do Ryszarda Petru
pozwoliło przechylić szalę.
Wygrała zatem frekwencja. Została ona osiągnięta dzięki rekordowej
mobilizacji młodych, kobiet i osób niezainteresowanych polityką, jednak
współodczuwających Mickiewiczowskie przekonanie o romantycznej
potrzebie pospolitego ruszenia. Od poprzednich wyborów te odróżniało określanie grup docelowych podczas kampanii profrekwencyjnych,
149
nastawionych właśnie na obronę wartości. Bezpośrednio o PiS-ie mówiono w nich niewiele, zamiast tego przedstawiano proste alternatywy.
Prawo do aborcji czy rejestr ciąż? Dwa miliardy na leczenie nowotworów
czy na telewizję? Godne życie czy życie do pierwszego? Pomogły media
społecznościowe, wykorzystywane sprawniej niż wcześniej przez demokratyczną opozycję, i szczere zaangażowanie trzeciego sektora, który oddech PiS-u czuł na swoich plecach w formie finansowo-prawnego bicza.
Kluczowe było zmęczenie materiału.
Poranek szesnastego, siedemnastego, osiemnastego
Wybory rozstrzygnięte, rząd powołany, kurz opadł. Działania nowej koalicji rządzącej można podzielić na trzy sektory odpowiedzialności, z których będzie rozliczana nowa władza.
Rozliczenie
W systemie oświaty dopuszcza się stosowanie kar za przewinienia osób
uczących się. Mogą być to upomnienie, nagana, a w szczególnych przy-
Zwykłość zaangażowania
padkach usunięcie z placówki. Jedną z podstawowych zasad pedagogiki
jest dobieranie środków kary do popełnionego przewinienia i ich resocjalizacyjny charakter. Zawsze powinny funkcjonować przejrzyste procedury wymierzania kary, a także możliwość odwołania się ukaranego.
Państwo można tu porównać do szkoły. Niewątpliwie doszło w Polsce do
zbrodni: na praworządności, mediach, demokracji, jawności i finansach
publicznych. Konieczność wymierzenia kary wydaje się zatem oczywista. Wśród najtwardszego elektoratu ugrupowań dotychczasowej opozycji można usłyszeć bojowe okrzyki, pragnienie potępienia, publicznego
ukarania. Konstytucjonaliści zwracają jednak uwagę na wspomniane na
szkolnej skali wartości: pedagogikę, resocjalizację i przejrzystość. Podstawową funkcją kary za czyny PiS-u powinno być ogólnospołeczne poczucie
sprawiedliwości. Ponadpartyjne przekonanie społeczeństwa, że niezależ150
na instytucja rozpatrzyła zagadnienie, a wyrok wydała w oparciu o prawo. Rozpatrzmy zatem poprzednie zdanie część po części.
Czy w obecnej fazie polaryzacji możliwe jest ponadpartyjne przekonanie
społeczeństwa o właściwym ukaraniu osób, którym ponad 7,5 miliona
głosujących chciało powierzyć dalsze rządzenie Polską? Nie.
Czy w realiach upolitycznienia znacznej części systemu sądownictwa,
Prokuratury, Krajowej Rady Sądownictwa i Trybunału Konstytucyjnego
możliwe jest szybkie i niebudzące sprzeciwu żadnej ze stron uniezależnienie wymienionych instytucji od polityków? To potrwa.
Czy nieuchronny wydaje się zatem scenariusz, w którym – niezależnie od
stopnia oddzielenia polityki od wymiaru sprawiedliwości – ewentualne
postępowania przed Trybunałem Stanu i postępowania karne będą przez
PiS odbierane jako polityczny atak? Mam powody, by tak sądzić.
Problemem nie jest samo przekonanie oskarżonych o byciu prześladowanymi. Prawo i Sprawiedliwość odzwyczaiło się od funkcjonowania
w systemie demokracji liberalnej, gdyż próbowało ją w Polsce rozmontować. Próby wpisania czynów PiS w zasady tego systemu spotkają się
zatem nieuchronnie z zarzutami o polityczne prześladowanie. Kluczowa jest natomiast skuteczność tego procesu. Gdyby okazało się, że mimo
odpowiedzialnych za niszczenie systemu demokratycznego, pokaże to indolencję III RP. Jeśli natomiast dojdzie do sprawnych procesów, wysokich
wyroków i wyegzekwowania ich postanowień, staną się dwie rzeczy.
Czeka nas pierwszy w III RP triumf demokracji liberalnej nad populizmem. Dowód, że należy trzymać się reguł gry, a w przypadku ich zła-
Prawda po wyborach
wielomiesięcznych postępowań nie udało się doprowadzić do skazania
mania – liczyć się z sankcjami. Drugim i bardziej niepokojącym skutkiem
będzie wzmocnienie ruchu wahadła polaryzacji. Osadzenie w zakładzie
karnym czy zakaz sprawowania funkcji publicznych dla czołowych polityków PiS-u wytworzy w ich elektoracie przekonanie o męczeństwie i mężach stanu, którzy są karani za „walkę o polskie sprawy”. Efekt ten ma
obecnie miejsce w Stanach Zjednoczonych w przypadku Donalda Trumpa. Mimo nieporównanie trwalej osadzonych instytucji i kilkukrotnie
151
dłuższego stażu amerykańskiej demokracji Trump jest w stanie w demagogiczny sposób podważać wiarę swoich wyborców w państwo, a kult
rule of law przeradzać w trumpizm noszący znamiona sekty. „Ukradziono
mi wybory, zabrano wam państwo, a teraz elity chcą mnie prześladować”.
Nie mamy na to w RP mechanizmu prewencyjnego.
Naprawa
Niezależnie od wymierzenia kary bardzo szybko rozpocznie się proces
naprawy instytucji. Poza trudnymi do naprawienia z uwagi na prezydenta instytucjami sądowymi do silnej korekty czy wręcz odbudowy nadaje się większość organów centralnych i regionalnych. Pierwsze będą
ministerstwa, które staną się fabryką rozporządzeń pełniących funkcję
bypassów na płaszczyznach, gdzie nie można liczyć na podpis prezydenta
pod ustawą. Na przykład bez ustawy i renegocjacji konkordatu nie można
po prostu wyprowadzić religii ze szkół. Da się natomiast ograniczyć jej
znaczenie w systemie, zmniejszyć wymiar godzin finansowanych przez
państwo, przenieść na pierwsze i ostatnie lekcje czy wykluczyć nauczają-
Zwykłość zaangażowania
cych z rad pedagogicznych. Podobnie mogą zostać potraktowane kwestie
aborcji, in vitro czy związków partnerskich. Tam, gdzie nie można wdrożyć ustaw, tworzone będą ścieżki okrężne.
Naprawa musi natomiast przejść na poziom ludzki, linię państwo–człowiek. Ostatnie osiem lat pokazało niepamiętającym czasu komunizmu,
co oznacza państwo słabe wobec silnych i silne wobec słabych. Pojęcie
Wohlfahrtsstaat, rozpowszechnione ideowo w państwach zachodniej Europy, ma swój odpowiednik w języku polskim. Kojarzone różnie, nigdy
w debacie publicznej niesprecyzowane, jest to po prostu tzw. państwo dobrobytu. Jego częścią, najważniejszą moim zdaniem, jest aspekt człowieczy. Dobrobyt i opiekuńczość nie kończą się w momencie dokonania przelewu, wylania asfaltu i uruchomienia elektrowni. Potężnym problemem
ostatnich 30 lat, który utorował PiS-owi drogę do tronu, było powszechne
152
zapomnienie o człowieku. Aby komuś zaufać, trzeba móc na nim polegać,
mieć pewność, że gdy potkniemy się na drodze, złapie nas Staat, State czy
w końcu Państwo wielką literą.
Program
To będzie trudna kadencja. Wspomniana „koalicja kordonowa” to określenie popularyzowane w ostatnich miesiącach przez profesora Sławomira Dudka. Marcin Giełzak i Jakub Dymek, twórcy podcastu Dwie Lewe
Ręce, ten sam twór określili mianem „koalicji uśmiechniętej Polski”, nawiązując do słów Donalda Tuska. Gdy na kilka dni przed wyborami Beata Szydło zalecała wyborcom „zaciśnięcie zębów i zagłosowanie na PiS”,
lider Koalicji Obywatelskiej stwierdził, że jego wyborcy głosować mogą
z pełnym przekonaniem i uśmiechem na ustach. Klamrą spina to projekt
szerokiej koalicji nie tylko ponadpartyjnej, ale też w wielu aspektach ponadprogramowej, rozpoczętej przez Grzegorza Schetynę w wyborach do
Parlamentu Europejskiego w 2019 roku. Odmowa wstąpienia do rządu
przez partię Razem jest dobrą ilustracją przecięcia się linii ideowej z zaporą, za którą stoją wszyscy wyznający tzw. anty-PiS. Cel nadrzędny, od-
Ostatni dzwonek
Żaden z resortów nowego rządu nie był tak intensywnie negocjowany,
jak właśnie Ministerstwo Edukacji i Nauki. Politycznym „złotem” i stosunkowo prostym zadaniem jest bowiem przejęcie MEiN po Przemysławie
Czarnku. „Odczarnkowienie” szkoły na sztandar wzięły wszystkie partie
nowej koalicji, na drugi plan spychając konkretne propozycje dotyczące
Prawda po wyborach
sunięcie PiS-u od władzy, został osiągnięty, czas na pracę programową.
struktury systemu edukacji i zmierzenia się z wyzwaniami, które przed
nim stoją.
Wspomniane wyżej zaufanie do państwa najciężej będzie odbudować
w sektorach miękkich, takich jak szkolnictwo. W obywatelskich dyskusjach o przyszłym kształcie systemu oświaty bardzo często pojawiała
się teza o powszechnym niezadowoleniu, zmęczeniu i rozczarowaniu
kształtem polskich szkół przez wszystkie grupy interesu. Nauczyciele
153
niezadowoleni z warunków swojej pracy i jej wynagradzania, rodzice
wydający krocie na korepetycje, aż po same osoby uczące się: przeciążone i zdemotywowane. Wśród najpilniejszych zadań dla nowej Ministry
Edukacji najgłośniej wybrzmiewają podwyżki dla kadr. Wielka grupa
zawodowa stawia żądania godnej płacy, ale także podniesienia prestiżu
zawodu, inwestycji w człowieka.
Co dalej? Szkoła to instytucja fundamentalna, zaniedbana prawnie i ludzko. W polskich szkołach brakuje praworządności. Statuty szkół nagminnie
są niezgodne z polskim prawem, gdyż ograniczają wolności i prawa dzieci
oraz młodych dorosłych. Osoby ze społeczności LGBT+ nie mogą czuć się
w szkołach bezpiecznie, żywe jest ubóstwo menstruacyjne, a pomoc psychologiczno-pedagogiczna pozostaje iluzorycznie dostępna. Rozwiązanie
tych i podobnych problemów wymaga trzech kierunków działań.
Respektowanie istniejącego prawa rozwiązałoby wiele problemów
społecznych polskiej szkoły. W ustawach i Konstytucji znajdziemy szereg
gwarantów wolności i praw osób uczących się, takich jak pełne samosta-
Zwykłość zaangażowania
nowienie po 18. roku życia, wolność religii, ekspresji i poglądów. Konstytucyjna nieodpłatność edukacji w prosty sposób zakazuje wymagania od
dzieci i rodziców opłat za funkcjonowanie rady rodziców, używanie szafek, zakup mundurków czy wydruk sprawdzianów. Rzeczy drobne w skali
systemu ustawiają bowiem stosunki społeczne w poszczególnych klasach
i szkołach. Co istotne, polska edukacja oparta jest na wielu praktykach
niemających podstawy w polskim prawie. Żaden przepis prawny nie nakazuje wystawiania kilkudziesięciu ocen każdego semestru, zadawania
zadań domowych, przeprowadzania niezliczonych prac pisemnych czy
wprowadzania rozbudowanego rejestru kar, nakazów i zakazów. Czas
przyznać, że część kagańca polska szkoła nałożyła sobie sama, a koniec
PiS-u nie był konieczny, aby ją z niego uwolnić.
154
Niezbędne będzie natomiast wprowadzanie nowych zapisów ustawowych i rozporządzeń. Omówiona już wcześniej ścieżka bypassowych
rozporządzeń może być wykorzystywana w szkolnictwie niezwykle
często. Ustawa Prawo oświatowe, nazywana Konstytucją dla edukacji, jest
w swym charakterze dość ogólna, gdyż oddaje wiele decyzyjności w ręce
Ministra, a w tym przypadku Ministry Edukacji. Podstawy programowe
czy listy lektur to kwestie możliwe do weryfikacji na poziomie rozporządzenia. Wśród rozwiązań ustawowych pojawią się sprawy wagi ciężkiej,
proponowane w dużej mierze przez sektor społeczny. Głośnym i ważnym
postulatem jest powołanie Rzecznika Praw Uczniowskich na poziomie
państwa. W czasie rządów PiS funkcję strażnika tych praw pełniły organizacje pozarządowe, takie jak Stowarzyszenie Umarłych Statutów, Fundacja Varia Posnania, Kogutorium, czy pojedyncze osoby, jak choćby Alina
Czyżewska albo Mikołaj Marcela.
Z poziomu trzeciego sektora rozwiązanie to przeszło na samorządy, takie
jak Warszawa czy Poznań, które powołując swoich rzeczników, wyposażyły ich jednak w bardzo ograniczone możliwości działania. Gdy piszę te
słowa, trwa debata o możliwej formie funkcjonowania RPU na poziomie
centralnym. Scenariusze wahają się od osobnego departamentu w biurze
Rzecznika Praw Dziecka po osobny organ administracji z własnymi deleuchwalenie ustawy o prawach uczniowskich. Wiele kwestii gwarantowanych prawem już dziś – takich jak wolność ekspresji, bezpłatność edukacji, równość czy ochrona przed dyskryminacją – pozostaje w szkole fikcją.
Zmiany w finansowaniu nie mogą ograniczyć się do podwyżek dla kadr.
Postulat ten, co słuszne, podnoszony jest przy każdych wyborach. Wystar-
Prawda po wyborach
gaturami. Niezależnie od ostatecznego rozstrzygnięcia konieczne będzie
czyłoby oczywiście powiązać wzrost wynagrodzeń z sytuacją gospodarczą i inflacją czy wynagrodzeniami w sektorze przedsiębiorstw, jednak
władza lubi dawać prezenty. Co częściej umyka, to koszty, które wylewają
się ze szkoły innymi ścieżkami. Faktem znanym jest coroczne dopłacanie
samorządów do edukacji, przy jednoczesnym ograniczaniu ich wpływów
budżetowych. Placówki tną zatem koszty tam, gdzie się da, zapominając
o bezpłatności edukacji. Płacą oczywiście rodzice i osoby uczące się. Wydruk sprawdzianów? Składka klasowa. Remont klasy? Zrzutka dla rady
155
rodziców. Twoje dziecko chce mieć szafkę? To będzie 70 złotych za semestr (za szafkę kupioną z unijnej dotacji i postawioną w publicznej szkole). Istnieją w Polsce szkoły, w których papier toaletowy i mydło kupowane są w drodze społecznego zrywu. VI LO w Poznaniu otwarcie przyznało w roku ubiegłym, że osoby piszące maturę próbną zapłaciły za nią
25 złotych, ponieważ „szkoła straciła sponsora”5. Polska szkoła potrzebuje
sanacji, także finansowej.
Mierność państwa rodzi populizm
Na edukacji skupiam się nie bez przyczyny. Populizm, a w jego efekcie
autorytaryzm wyrasta zawsze na przygotowanym wcześniej gruncie. Na
słabych więziach, niedofinansowanych instytucjach, a także niewykształconym medialnie i obywatelsko społeczeństwie. Jeśli chcemy ustanowić
rządy demokracji liberalnej na dłużej niż dwie kadencje, musimy skupić
się na fundamentach – instytucjach edukacyjnych. Demokratyzując szkoły, uczymy kolejne pokolenia, że ich głos ma znaczenie częściej niż raz na
Zwykłość zaangażowania
cztery lata. Tworząc szkołę bezpłatną, bezpieczną i dostępną, budujemy
wspomniane wcześniej zaufanie do państwa. Świadome postawy klimatyczne, partycypacyjne, seksualne i zdrowotne nie zapiszą się w głowach
na stałe bez formalnej edukacji w ich zakresie. Od 2015 roku obserwujemy, jak NGO-sy, kampanie społeczne i prywatne firmy zdominowały
rynek idei. Czas, aby państwo dostrzegło zmieniający się świat i dostosowało do niego świadczone usługi.
O szkolnictwie w sensie systemowego planowania należy myśleć podobnie jak o armii czy ochronie zdrowia. Osoby, które w tym roku będą pisać
maturę, rozpoczęły naukę w roku 2011. Gdy kreuje się zmiany, należy pamiętać o cyklu dwunastoletnim. Z tego powodu coraz częściej stawiana
156
5 A. Lehman, Próbna matura? Poproszę 25 zł. Dyrektor poznańskiego liceum dostał
upomnienie za dodatkowe opłaty, 30 stycznia 2023, https://poznan.wyborcza.pl/pozn
an/7,36001,29412224,ministerstwo-edukacji-nie-mozna-pobierac-oplaty-za-probnamature.html.
jest teza, że wprowadzenie teoretycznej edukacji klimatycznej to postulat
jedynie fragmentaryczny. Załóżmy, że chcielibyśmy ustanowić ją jako element nauczania od pierwszej klasy szkoły podstawowej do końca szkoły
średniej od września 2024 roku. Pierwszy rocznik, który odbędzie pełen
cykl takiego nauczania, napisze maturę w roku 2036. Na uratowanie klimatu nie mamy tyle czasu. Zmiany wprowadzać należy ze świadomością,
że wejdą one w pełni w życie, gdy rządzić będzie kto inny. Na przykładzie edukacji klimatycznej można już dziś wprowadzać zmiany edukujące w praktyce. Dostępność roślinnych posiłków w stołówkach, zasilanie szkół przez panele fotowoltaiczne i inwestowanie w tereny zielone
okalające szkoły mogą podnosić świadomość klimatyczną całych społeczności. Zaoszczędzone w wyniku funkcjonowania energii odnawialnej
środki można zainwestować w obecne już w polskim prawie spółdzielnie
uczniowskie, a w ten sposób uczyć przedsiębiorczości. Przykładem tym
chcę pokazać, jak nisko wiszą owoce odmiany polskiej szkoły i każdego
organu państwa. Kluczem jest natychmiastowa inwestycja w instytucję.
Polska musi się zmienić. Rok 2015 był m.in. skutkiem zaniedbania polityki
szkoły starałem się wykazać, że z populizmem można walczyć. Ścieżką
nie jest jednak przelicytowanie populisty, ale obnażenie krótkowzroczności jego propozycji. Zaufanie do instytucji państwowych stoi w Polsce
na historycznie niskim poziomie: 32% osób ufa rządowi, 23% Sejmowi
i Senatowi, 18% ma zaufanie do partii politycznych6. Gleba dla wzrostu
populizmu jest wciąż żyzna.
Prawda po wyborach
społecznej i braku myślenia o człowieku przez rząd PO i PSL. Przykładem
Powodzenie rządu Koalicji 15 Października będzie uzależnione od jej
zdolności odbudowania zaufania do państwa i jego instytucji. Rozliczenie
poprzedników nie może przerosnąć wyznaczenia kursu naprzód, który
z kolei jak najmniej powinien mieć w sobie z polityki „ciepłej wody w kranie”. W wyborach parlamentarnych roku 2027 zdecyduje siła instytucji.
157
6 CBOS, Zaufanie społeczne, Komunikat z badań, nr 37, Warszawa 2022, https://www.
cbos.pl/SPISKOM.POL/2022/K_037_22.PDF.
Inga Iwasiów
Co robić? Uczyć się obywatelstwa,
odpuścić widowiska,
dokarmić zmiany
Pisanie tego tekstu, który – zgodnie z zaproszeniem redaktorów – ma pomóc stworzyć „coś w rodzaju społecznego forum samowiedzy”, okazało
się dla mnie niezwykle trudne. Sytuacji nie ułatwiają bieżące wydarzenia, wszechobecne dystraktory, których nie można pomijać. Znajdujemy
się bowiem cały czas na krawędzi – ładu, prawa, pokoju – dysponując
wycinkami wiedzy, i wszelkie analizy tracą aktualność, zanim ktoś taki
jak ja je sformułuje. Cenię wiedzę, jestem nauczycielką akademicką. Od
lat powtarzam, że zaniedbaliśmy przede wszystkim publiczną edukację
i od niej teraz musimy zacząć. Praktyczna lekcja wychowania obywatelskiego, rozegrana na ulicach i przy urnach, potrzebuje kontynuacji
w spokojniejszych okolicznościach, ale przecież okoliczności nie są spokojniejsze. O szkole mogłabym napisać dużo, o prawdzie po wyborach –
chyba mniej, bo wszystkie moje pomysły są umiejscowione w tym, co
sama przeżywam, stanowią więc „moją prawdę”, próbującą negocjować
z koniecznościami i z tym, co jest do przyjęcia przez wyobrażone, niejednorodne wspólnoty identyfikujące się z Polską. Często zresztą – bez
względu na skrajnie różne światopoglądy – posługujące się tym samym
zestawem symboli, emblematów, słów, jak „sprawiedliwość”, „prawo”,
„Konstytucja”, „wolność”, „przemoc”.
159
W zaproszeniu do tej dyskusji intrygujące jest użycie pojęcia „prawda”: zakłada ono, iż do samych wyborów potrzebne były zastosowanie
technik perswazyjnych, wytwarzanie iluzji, składanie obietnic, parcie do
przodu z wykorzystaniem fikcji spójnej przyszłości. Co jest dziś prawdą
polityczną? Na pewno jej zakres nie pokrywa się w jednakowy sposób
z oczekiwaniami tych grup społecznych, które zadają pytania. W ostatnich dekadach odrzuciliśmy poznawczy sceptycyzm, reprezentowany
przez kulturę postmodernistyczną, ostrzegaliśmy się wzajemnie przed
postprawdą, teraz obawiamy się zawłaszczania umysłów przez sztuczną inteligencję. Jednym z ciekawszych zwrotów moralno-poznawczych
ostatnich lat jest restytuowanie pojęcia „prawdy”, a z nią podstawowych,
nieukorzenionych i ukorzenionych w religiach zasad. Oczywiście wymienność i przechwytywanie pojęć odbywają się bezustannie i należą do
sposobów zarządzania nastrojami oraz zdobywania poparcia dla programów politycznych. „Obrona życia” znaczy coś innego dla zwolenników
zakazu aborcji i dla walczących o zniesienie obowiązujących restrykcji.
Zwykłość zaangażowania
Polityka historyczna nader często posługuje się pojęciem prawdy, swobodnie wybierając fakty. Zarazem jednak opinia publiczna oczekuje tworzenia komisji drobiazgowo badających zdarzenie po zdarzeniu i mających moc oceniania, „dochodzenia do prawdy”.
Gdyby nie fakt, że wielokrotnie zabierałam głos jako publicystka i panelistka, a przede wszystkim angażowałam się w protesty przeciw narzucanemu od 2015 roku bezprawiu (z zastrzeżeniem, że protestowałam
wcześniej, od lat dziewięćdziesiątych, przeciw nierównościom, przede
wszystkim ze względu na płeć, i o tej ciągłości nie zamierzam zapominać), uznałabym po prostu, że nie dysponuję narzędziami poznawczymi
uprawniającymi do wzięcia udziału w powyborczej pracy intelektualnej, ponieważ brakuje mi dystansu. Moją pozycję traktuję jako wewnętrzną, autoetnograficzną, nie zaś teoretyczną, i dlatego rezygnuję
160
z naukowych odsyłaczy.
Jaka jest prawda? Złożona. Czy taką przyjmiemy? Nie. Czy wolno nam
wobec tego zacierać niuanse i godzić się na adekwatne do nastroju widowiska? Nie, bo w ten sposób stajemy się coraz bardziej sterowalni,
wybuchowi, bezbronne. Po wielkim przebudzeniu i obietnicy partycypacji przychodzi czas na trudną fazę prawdy, którą polityka lubi nam
serwować w kamuflażu. Żyjemy w świecie niepewnym, a Polska nie jest
Czy wiemy co się stało? Emocje, pragnienia
i zmęczenie
Mobilizację wyborczą poprzedziła wielka irytacja. Warto zaznaczyć, że
ruch protestowy nie urodził się na kamieniu – struktury Komitetu Obrony
Demokracji, Obywateli RP, Ogólnopolskiego Strajku Kobiet przyciągnęły
ludzi nowych, co łatwo przeradzało się w mit wstających z kanap pań
domu czy mężczyzn przebudzonych ze snu o małym dobrobycie. W istocie ruchy te mają wzory i aktywistów/aktywistki z doświadczeniem walki
przed 1989 rokiem, zaangażowania różnego typu w latach dziewięćdziesiątych i na początku XXI wieku – związkowego, pracowniczego, feministycznego. Niektóre najbardziej zapalne tematy i wątki miały doprawdy
długą tradycję, a zarazem nigdy wcześniej nie zmobilizowały tak wielu
osób. Osoby te były zdolne do strategicznych ustępstw i sojuszy – przestano się dystansować wobec praw mniejszości, głośno mówiono o destruktywnej roli Kościoła. To wielkie poruszenie wydawało się czasem rozpoznawania wspólnego projektu Polska i jak każda utopijna idea – było
Co robić? Uczyć się obywatelstwa, odpuścić widowiska, dokarmić zmiany
wyspą szczęśliwą.
opisywane w trybie dokonanym, jakby samo żądanie oznaczało zmianę.
O szczegółach na ulicach mówiono mniej, choć zarazem wiele można
było usłyszeć drobiazgowo odtwarzanych autobiografii. To ekscytujący
paradoks – polityczne pokazało się jako prywatne. Prywatnie, choć w tłumie, zażądaliśmy poprawy naszej sytuacji, wierząc w wykonalność wizji.
Najwięcej mogę pisać o emocjach, bo emocji było mnóstwo i one najskuteczniej skierowały ludzi do urn, ale samowiedza zaczyna się nie od
161
swobodnej ekspresji, lecz od umiejętności określenia przyczyn i zbadania
amplitudy procesu. Gdy piszę o emocjach, pamiętam o kampaniach profrekwencyjnych, mozolnym przekonywaniu i zachęcaniu ludzi, by „wzięli sprawy w swoje ręce”. Kampanie te nie były aktami takimi jak spontaniczne opowiedzenie o swoim życiu podczas wiecu, lecz prezentowały
dzień wyborów jako święto wolności, a samo postawienie krzyżyka jako
czyn, a może wyczyn. Czynami i pracą były też organizowanie, prowadzenie i opisywanie protestów – w obronie wolnych sądów, praw LGBTQ+,
kobiet. Hasła z transparentów trzymanych obecnie w magazynkach organizacji pozarządowych i grup towarzyskich pisały nową Polskę, negując
tę, która wchodziła ludziom do ich prywatnych przestrzeni, dyskutując
niechciane i zakłamane zasady życia. W pewnym sensie walczyliśmy, jak
w przeszłości, o idee – czerpiąc z rezerwuaru tradycji, ale przeciw konserwatywnej cofce – i mocniej wierzyliśmy, że nasz udział ma wagę i sens.
Moją samowiedzę zyskaną po latach zaangażowania określiłabym jako
niewygodną, bo opartą na oczywistej niepewności i powtarzalnej dezo-
Zwykłość zaangażowania
rientacji, spowodowanej narastaniem zagrożeń i sprzeczności. Nie potrafię zamknąć oczu na upartą powtarzalność zużytych mechanizmów
politycznych, utrwalonych w wysyconym technologią XXI wieku, zderzaną z niebywałą zmiennością, migotliwością i niepewnością informacji.
Wszystko, co wysuwało się na plan pierwszy, cieszyło, niepokoiło przed wyborami, zaraz po nich, a także 13/14 grudnia 2023 roku w dniach
powołania i zaprzysiężeniu rządu Donalda Tuska – wydawało się spełnieniem, apogeum ciągu zdarzeń, konsekwencją świadomej roboty ludzi
zaangażowanych w zmienianie państwa, odwróceniem złych trendów
w zarządzaniu nim. Spełnieniem oczekiwań i rezultatem wysiłku.
Po dwóch tygodniach, gdy dopisuję akapity do swoich impresji, przejmowanie władzy jest nadal historycznie doniosłe, a zarazem przysłonięte
kolejnymi, mniejszymi i większymi zwrotami akcji, urealniającą reflek162
sją. Tempo zdarzeń, a właściwie przyglądanie się im z pozycji wymagającej widzki, uniemożliwia zatrzymanie, celebrację zmiany; wywołuje stan
permanentnego niedosytu. Uśmierzenie głodu (sprawiedliwości, bezpieczeństwa) nie uda się łatwo, nie wystarczy odkręcić ciepłej i taniej wody
w kranie, bo tam, gdzie było gorąco, nie może być tylko znośnie. Bo tu
i teraz nie jest znośnie – nawet bez PiS-u u władzy.
Podsumowania i prognozy, zadowalające tydzień temu, już zostały poddane próbie, narażone na ciche przedawnienie w rzeczywistości, kiedy
żyłam, tkwiąc mocno we własnej, a zarazem najgłębszej w całym moim
dotychczasowym życiu wspólnotowej his/herstorii, jeszcze nie widzę na
horyzoncie możliwie szczęśliwego zakończenia, zwłaszcza wobec faktu,
że daleko nam do strategicznej społecznej zgody. Być może więc musimy pogodzić się z niepewnością i nieprzewidywalnością zdarzeń, a także
ujawnić prawdę, iż polityka polega na dostarczaniu nam satysfakcji, na
wydolnym przekonywaniu o zaspokajalności oczekiwań grup, które potrafią je sformułować, oraz informowaniu o tym w atrakcyjny sposób.
Wynik wyborów, wysoka w nich frekwencja, a także wyrażane wtedy postulaty zmian wzięły się ze wspomnianej irytacji, mobilizacji, a potem ze
zmęczenia. Pragnienia i rezygnacji. Złości i konformizmu. Te postawy nie
wykluczają się, raczej fluktuują i perforują. Zajmę się jedną ich parą.
Słowo „mobilizacja” ma militarne pochodzenie, ale współcześnie używane jest często w języku efektywności i wydolności, przesiąkającym z korporacji do kultury. Powtarzane w minionych ośmiu latach frazy „jesteśmy
na wojnie”, „to jest wojna”, „wypowiedzieli nam [społeczeństwu, kobie-
Co robić? Uczyć się obywatelstwa, odpuścić widowiska, dokarmić zmiany
codziennie zmieniają się scenariusze. Jeszcze niedokładnie wiem, co prze-
tom] wojnę” usankcjonowały militarne skojarzenia. Skoro walczymy,
jesteśmy osobami zmobilizowanymi, stawiamy się na wezwania, w potrzebie. Organizujemy i przeprowadzamy kampanie, ścieramy się z policją, usiłujemy odbić przyczółki. Część polskiego społeczeństwa działała
w trybie ciągłej gotowości. Gotowość ta nie była rozłożona równomiernie,
a jednak duża grupa osób, w tym liderki i liderzy, ale też sympatyczki
i sympatycy powtarzali po każdej większej fali protestów, iż czują wypalenie, permanentne zmęczenie, potrzebują oddechu, może nawet terapii.
163
To współdzielone odczucie przytłaczającego ciężaru i zniechęcenia wydaje się ważne, nie zostanie bowiem łatwo zintegrowane, jest kłopotliwym
kapitałem początkowym. Wprawdzie sama zmiana polityczna wywołała
radość, nawet euforię, jednak nie zadośćuczyni wszystkim wszystkiego.
Ogromne oczekiwania biorą się z mocno skonstruowanego dyskursu walki i zasług, zmęczenia i poświęcenia. Po czymś takim – jak po rewolucji – potrzebny jest karnawał, tymczasem nastąpi, bo musi, odkrywanie
kolejnych niemożności, niespełnialności obietnic.
Słowa używane na ulicach nie tylko miały retoryczną moc i zorganizowały myślenie o rolach aktorów społecznych, ale też odnowiły podziały,
które wydają się anachroniczne. Gdyby nie przydarzył się nam PiS, bylibyśmy pewnie w miejscu, gdzie nie ma prostych okopów zwolenników
i przeciwników (rządu, partii, programu), lecz płynne konstelacje tożsamościowe, działające na rzecz spraw uznanych za konstytuujące obywatelski, tyleż lokalny, co globalny dobrostan. Minione osiem lat zatrzymało
nas czy nawet zawróciło w środek XX wieku. Warunki zewnętrzne pogłę-
Zwykłość zaangażowania
biły ten regresywny trend. Partyjne polityki starają się działać, tak jakby
dwudzielność, biegunowość, (a)symetria opisywała precyzyjnie wymagania społeczne. Oczywiście mamy nie duopol, lecz koalicje, w ramach
których ścierają się racje, a jednak pozostajemy we władzy albo–albo.
Tymczasem łatwo przekonać się, że mozaika poglądów i żądań jest bardziej skomplikowana i np. równość małżeńska (już zastąpiona miękką
obietnicą związków partnerskich) nie potwierdzi wysokich notowań władzy u tych, którzy spodziewają się tanich mieszkań. Może upewnić część
z nas, że idą zmiany ustrojowo-cywilizacyjne – i tego nie lekceważę, ale
wiem, że i to za mało, a przecież nie przejdzie gładko. Lud, który wybrał
ten parlament, nie ma cierpliwości i oczekuje przede wszystkim spełnienia swoich postulatów – być może da się przekonać do skuteczności procesu, w którym nikt nie zostaje z niczym, ale nie jestem tego pewna. Jak
164
długo bowiem można czekać, jeśli czekało się całe dorosłe życie?
Co powinno nastąpić? Jak uniknąć rozczarowania?
Minione osiem lat charakteryzuje się ujawnianą wprost emocjonalnością, która zdecydowała o odebraniu PiS-owi władzy. Ludzie stawiający
opór zadawali pytania nie tylko o to, co konkretnie osiągamy, lecz także
o to, jak się czujemy. Koalicja 15 Października zna diagnozy społeczne,
nie żałuje czasu na działania terapeutyczne, medialne (długie konferenspraw, zapewnienia o empatii) – ale też popełnia sporo błędów, dziwnych
jak na formację ufającą mocy wizerunku. Klasa polityczna nie traktuje
poważnie rewolucji kobiet, choć powtarza przy każdej okazji, iż wygrała/
wygraliśmy dzięki głosom kobiet i młodych.
To trudny dla mnie do zrozumienia paradoks – politycy, zwłaszcza pierwszoplanowi, wiedzą, że dobry kontakt z elektoratem i demonstrowanie
woli konsekwentnej naprawy Polski zapewnią im nie tylko przychylną
aurę, ale też możliwie długie rządzenie. Wyraźnie nie doceniają przy tym
siły rażenia arytmetyki i obrazu – mężczyźni mają przewagę liczebną
w Sejmie, w rządzie, na liczących się stanowiskach, szczelnie też wypełniają scenę, gdy trzeba zapewnić o gotowości, determinacji i zwycięstwie.
Obraz taki przekonuje, że pod jednym względem nic się nie zmieniło –
aktorzy tych wydarzeń komunikują: co prawda uszanujemy postulaty kobiet, które przyczyniły się do naszego zwycięstwa, i dajemy tego dowody,
np. powołując Katarzynę Kotulę na ministrę ds. równości czy płk Dorotę
Kawecką jako pierwszą kobietę na stanowisko szefowej Służby Wywiadu
Co robić? Uczyć się obywatelstwa, odpuścić widowiska, dokarmić zmiany
cje prasowe, dobre przemówienia, energiczne rozwiązywanie pilnych
Wojskowego, ale pozostaniemy na scenie w utrwalonym męskim gronie,
ponieważ sprawy są poważne. Tak, sprawy są poważne, a nadzieja może
zamienić się w wielkie rozczarowanie, jeśli praktyka władzy pozostanie
tradycjonalistyczna, wodzowska i męska.
Zmiana, bliższa performowanym na ulicach oznajmieniom, iż rząd obalą
kobiety, że one są rewolucją, idą po władzę i zmienią sposób jej sprawowania, nie jest możliwa nie dlatego, że (co słyszę od lat) brakuje kobiecych
kadr zdolnych wejść od zaraz, lecz z powodu faktycznego niedoceniania
165
wagi zadania, jakim jest praktykowanie równości. Jeśli możemy myśleć
o przyszłości nie w trybie „od wyborów do wyborów”, lecz stworzyć jej
niezbędną, po prostu ratunkową wizję, musi nastąpić porzucenie zabetonowanych resztek patriarchalizmu. Społeczeństwo nie jest gotowe,
w swym trzpieniu pozostaje konserwatywne? Przekonalibyśmy się, gdyby
został zbudowany inny skład gabinetu. Niepodjęcie tego ryzyka wytraca
sporą część energii jeszcze buzującej w zmęczonych ludziach. Oczywiście
w rządzie znalazły się znakomite fachowczynie, ale wciąż jest ich rażąco
mało – a w niektórych resortach nie próbowano nawet zachować pozorów.
Nie wszystkich martwi niedoreprezentowanie kobiet. Wyborcy wracają
powoli z wojny, po rewolucji, nawet jeśli nie brali udziału w marszach,
nie krzyczeli na ulicach. Walką miał być też udział w wyborach. Teraz powinniśmy wychodzić z języka emocji i pojęciowych hiperbol – do żmudnych kalkulacji budżetu, nie tak jasnych, jak „oddajcie państwo”, reguł
legislacji, kryzysu gospodarczego, który nie zniknie „po odblokowaniu”.
W stanie ekscytacji utrzymuje nas stawiany przez oddających władzę
Zwykłość zaangażowania
opór, ale wkrótce trzeba będzie zadowolić się zwyczajnością. W tym samym czasie, gdy oczekujemy rozliczeń i spełnienia obietnic, inni przeżywają stratę – swojej telewizji, swojej mszy, swoich iluzji. Oczekujemy
niemal cudów, w tym zemsty i pojednania. Prawda natomiast jest taka, że
siłą nie da się znieść różnic.
Po 2015 roku wiele pisano i mówiono o kwestii sprawczości, zwracając
uwagę, że aroganckie decyzje władzy, nieliczącej się ze skandowaną na
ulicach opinią obywatelek i obywateli, uderzają w potrzebę posiadania
wpływu. Sprawa legislacyjnych kroków dotyczących zakazu aborcji – ich
spowalniania i jednak konsekwentnego wykonywania – była wskazywana jako przykład ustępstw, „wystraszenia się kobiet”, które wobec tego
„poczuły swą moc”, by niedługo potem w nią zwątpić. Masowy udział
w wyborach wynikał także z wielkiej potrzeby zaznaczenia siły głosu
166
danego w demokratycznym prawie wyborczym. Wybory były jeszcze
jedną batalią, nie tylko sposobem na odzyskanie władzy przez polityków,
których uznamy za wyrazicieli naszej woli, emanację naszych idei, ale
też potwierdzeniem przewagi, swego rodzaju odpłatą, potwierdzeniem,
że nie oddamy „ani jednej więcej”.
Bez wdawania się w szczegóły motywacji, nigdy nie jednorodnych, można założyć, że chodziło o odbicie państwa, odzyskanie praw, zakończenie
tych wątków, które nie wytrzymywały konfrontacji z potrzebami i pogląkobiet na oddziałach ginekologicznych, wycinki lasów, ograniczania niezawisłości sądów, uprzywilejowania partyjnych ulubieńców, wtrącania
się w życie prywatne, hipokryzji, wrogiej propagandy, groteskowych mediów, słabych ideologicznych szkół. Tę listę można poszerzać, ze świadomością że nie wszystkie pozycje dla wszystkich były równie ważne. Każdy
jednak oczekuje załatwienia tej sprawy, którą sam uznaje za kluczową.
Obecne zainteresowanie posiedzeniami Sejmu wskazuje na to, że chcemy
zobaczyć, w jaki sposób realizowane są obietnice.
Z wielkimi nadziejami wiąże się ryzyko wielkiego rozczarowania. Efektem dokonanej rewolucji powinna być znacząca zmiana, symboliczne
(dziś już takie) burzenie gmachów pychy. Jak zdjęcie barierek wokół
Sejmu. Gdy postulaty obywatelek, nauczycielek, pielęgniarek osiągają
masę krytyczną i zyskują szerokie poparcie, wahadło musi się odchylić,
a uprzywilejowana klasa, kasta, partia – odejść. Co stanie się, jeśli wahadło zatrzyma się w pół, w jakimś wygodnym dla części uczestników położeniu? Przyjdzie, cóż, wielkie rozczarowanie, wielkie odejście, smuta,
Co robić? Uczyć się obywatelstwa, odpuścić widowiska, dokarmić zmiany
dami Polek i Polaków. Nie chcieliśmy nierówności genderowych, śmierci
zapomnienie, zakopanie pod progiem kart wyborczych.
Czy rewolucja – a w moim przekonaniu uczestniczyliśmy w rewolucji –
może skończyć się czekaniem? Ustępstwami w imię racji stanu, nader
często zamieniającymi się w racje konkretnych, żyjących z polityki ludzi?
Wiele wskazuje na to, że gabinet Donalda Tuska dobrze rozumie wagę
kluczowych obietnic złożonych w kampanii wyborczej i zamierza spełnić
te, które potwierdzą ideologiczne przeobrażenie państwa. Czy to wystarczy? I dalej: co zrobić, by przekonać tych, którzy czują się przegrani?
167
Epilog nie jest znany, ale coś się zmienia
Wyzwania prawne stworzone przez zepsucie prawa w państwie PiS,
a dotyczące nie tylko sądów, mediów, spółek Skarbu Państwa, równości
małżeńskiej, dostępu do technologii medycznych – nie ma tu miejsca,
by o tym pisać, wspomnę tylko że trzeba pilnie zająć się szkolnictwem
wyższym – są podejmowane i zostaną rozwiązane. Okaże się jednak
z pewnością, że ten ulepszony pejzaż nadal nie jest dla wszystkich
jednakowy i przyjazny. Wartości wspólne i trwałe, których rozważenie
proponują pomysłodawcy tej publikacji, znaczą różne rzeczy dla różnych
grup – konserwatysta i socjaldemokrata zgodzą się, że kultura jest ważna,
ale inaczej ją zdefiniują i inaczej będą chcieli ją finansować. Najmłodsi
wyborcy, także przyszli debiutanci dziś uczący się w liceum, należą do
innych niż ich rodzice i dziadkowie wspólnot. Tym, co moim zdaniem
łączy i wydaje się trwałe, jest przywiązanie do prywatności, połączone
z celebrowaniem wyjątkowości. „Chcemy być dumni z Polski” – mówią
politycy wszystkich opcji. Wprawdzie „duma” jest archaicznym pojęciem,
Zwykłość zaangażowania
ale jej wyrzut uruchamia się cyklicznie i motywuje ludzi do działania. Czy
młodzi też chcą „być dumni z Polski”? To trudne pytanie, ale zaryzykuję
odpowiedź pozytywną. Nawet w znaczącym odwróceniu, jaki przyniósł
zwrot chłopski – już nie aspirujemy masowo do herbów, szukamy śladów
chłopskich przodkiń – wychodzimy naprzeciw wyjątkowości i sile naszej
przeszłości. Z doświadczeń nauczycielki akademickiej wiem, że rodzinna
identyfikacja i rozpoznanie roli familii w byciu częścią modernizującego
się świata angażuje mocniej niż np. abstrakcyjne idee.
Na tych odnowionych tożsamościowych zaciekawieniach powinniśmy
budować projekt demokratycznej edukacji, dającej przestrzeń konstelacjom idei i ludzi mniej skłonnych do konfrontacji, nareszcie otwartych
na różnorodność – wcześniej mitologizowaną, nigdy nie praktykowaną.
Przede wszystkim potrzebujemy edukacji dającej narzędzia poznawcze,
168
które pozwolą oddzielić propagandę od prawdy, realia od iluzji. Takie
mam marzenie – żebyśmy stali się szybko zbiorowością dorosłych – ale
wiem, że to naiwne.
Diagnozowanie
demokracji
Małgorzata Kowalska
Democratia rediviva
O znaczeniu wyborów 15 października 2023 roku dla kształtu polskiej
demokracji zadecydują przyszłość, rodzaj polityki, jaka będzie realizowana przez nową władzę, i towarzyszące jej działania obywateli. Tymczasem można wyrażać głównie związane z tym oczekiwania i postulaty, nadzieje i obawy, w najlepszym razie przypuszczenia dotyczące
bliższych i dalszych konsekwencji zmiany władzy, do jakiej te wybory
doprowadziły. Jednak już teraz można powiedzieć, że sam wynik wyborów, towarzyszące im społeczne emocje i wyjątkowo wysoka frekwencja
wyborcza, uczestnictwo w nich stosunkowo wielu osób wcześniej politycznie biernych, w szczególności ludzi młodych i kobiet – to wszystko
świadczy o demokratycznym rozbudzeniu, którego polska polityka bardzo potrzebuje. Warto także pokusić się o diagnozę dotyczącą przyczyn
i natury tego rozbudzenia.
Dwie wizje demokracji i powrót polityki
Ujmując rzecz nieco prowokacyjnie, można powiedzieć, że demokratyczne ożywienie zawdzięczamy rządom Prawa i Sprawiedliwości. Przyczyniły się one do rozwoju dążeń i postaw demokratycznych na dwa sposoby:
negatywnie i pozytywnie. Negatywnie w tej mierze, w jakiej działania
PiS były postrzegane jako zagrożenie dla demokracji. Właśnie jako zagrożona, jako to, co możemy utracić, a nawet co już tracimy, demokracja
171
została przez wielu obywateli doceniona czy wręcz dopiero odkryta. Autorytarny styl sprawowania rządów, agresywna ideologiczna retoryka,
lekceważenie i dyskredytowanie opozycji, sądów oraz wielu środowisk
społecznych (kobiet, mniejszości, nauczycieli, ludzi kultury i nauki, organizacji pozarządowych, samorządów lokalnych) – to wszystko budziło
opór, który okresowo przeradzał się w otwarte protesty: od manifestacji
w obronie Trybunału Konstytucyjnego i „wolnych sądów”, przez protesty
kobiet i marsze równości, po bezpośrednio już polityczne przedwyborcze
marsze organizowane przez opozycję (przede wszystkim Platformę Obywatelską) i ruch kontroli wyborów.
Wprawdzie działania te były podejmowane przez mniejszość, jednak
łącznie w ciągu ośmiu lat pojawiło się ich niemało i zaangażowało się
w nie sporo osób, a znacznie więcej przynajmniej o nich słyszało i z nimi
sympatyzowało. Była to nauka demokracji zarazem teoretyczna i praktyczna, związana ze zdobywaniem wiedzy o zasadach ustrojowych państwa, instytucjach demokratycznych, prerogatywach różnych władz
Diagnozowanie demokracji
i prawach obywatelskich, ale także ćwiczenie demokracji w działaniu,
demokracji rozumianej jako praktyka społeczna, konkretnie jako walka
o swoje i nie swoje, ogólne prawa w sytuacji ich braku lub zagrożenia.
W istocie nigdy tylu Polaków nie interesowało się tak bardzo tym, co stanowi ustawa zasadnicza, co znaczy demokratyczne państwo prawa i do
czego oni sami mają prawo, jak w czasie, gdy władza postanowiła zinterpretować Konstytucję po swojemu, naginając ją, a czasem wprost łamiąc.
Tam gdzie nie wystarczało odwołanie się do Konstytucji (w przypadku
prawa do legalnego przerwania ciąży oraz praw LGBT+ nie wystarczało),
przywoływano ogólne prawa człowieka i prawodawstwo innych krajów
europejskich, postulując wprowadzenie do polskiego ustawodawstwa
równościowo-wolnościowych zmian. Ogólnie rzecz biorąc, na autorytarne metody i restrykcje ze strony władzy część społeczeństwa odpowie172
działa wzmożoną rewindykacją praw równościowo-wolnościowych. Był
to niezamierzony efekt realizowanej przez rząd PiS polityki i narzucanej
społeczeństwu ultrakonserwatywnej ideologii.
Bądźmy jednak bardziej precyzyjni. Demokracją, dla której rządy PiS stanowiły zagrożenie i którą faktycznie redukowały, nie była demokracja
„w ogóle” lub „bezprzymiotnikowa”, lecz demokracja liberalna. W istocie
różne działania podejmowane przez ekipę Jarosława Kaczyńskiego zmierzały do okrojenia liberalnego wymiaru liberalno-demokratycznej formy
ustrojowej i swobód jednostkowych. W wymiarze ustrojowym służyły
temu zwłaszcza reformy sądownictwa, prowadzące do faktycznego podporządkowania go władzy wykonawczej, a na poziomie praw jednostki –
zaostrzenie ustawy antyaborcyjnej za pośrednictwem przejętego i podporządkowanego już wcześniej Trybunału Konstytucyjnego.
Z tego punktu widzenia bunt przeciwko władzy PiS, tlący się, a chwilami wybuchający w całym okresie tych rządów, czego ostatnim etapem
było głosowanie w wyborach, to bunt w imię wartości nie tyle demokratycznych, ile liberalnych. Trudno jednak o ich wyraźne rozróżnienie.
Centralizacja władzy i prymat władzy wykonawczej nad sądowniczą nago ograniczania się władz, uderzają nie tylko w niezawisłość sędziów,
ale także w prawo obywateli do kontrolowania poczynań rządu za
pośrednictwem sądów i, w razie potrzeby, do obrony własnych praw przed
sądem przeciwko rządowi, mają więc związek z demokratycznym samostanowieniem. Prawa kobiet i mniejszości są nie tylko indywidual-
Democratia rediviva
ruszają przecież nie tylko samą liberalną zasadę podziału i wzajemne-
nymi swobodami, ale również sposobami urzeczywistniania demokratycznej równości. Nie jest więc niczym dziwnym, że protesty przeciwko
naruszaniu niezależności sądów, podobnie jak przeciwko zaostrzaniu
ustawy antyaborcyjnej, miały charakter zorganizowanej aktywności obywatelskiej. Na sztandary wyciągano nie tylko wolność, ale także równość
i właśnie demokrację: „Wolność, równość, demokracja” to hasło chyba
najczęściej w tym okresie skandowane.
173
Przez dłuższy czas protesty wydawały się nieskuteczne, władza je zarazem lekceważyła i zwalczała, w porywach z użyciem policji. Można było
się obawiać, że to społeczne uczenie się demokratycznych zasad i praktyk
będzie ostatecznie daremne, doprowadzi do wypalenia się energii, zniechęcenia i apatii. Tak się nie stało. Wiele punktowych protestów odłożyło
się i jakby skumulowało w zbiorowej świadomości, bez wątpienia przyczyniając się do zwiększonego uczestnictwa w wyborach i odrzucenia
za ich pośrednictwem władzy postrzeganej jako zarazem antyliberalna
i niedemokratyczna.
Jednak rządy PiS miały też jak najbardziej pozytywny związek z demokracją. Wzmocniły jej wymiar wspólnotowy, chociaż wspólnota, jaką budowały, była (jest) specyficzna i dość paradoksalna: zarazem wykluczająca
i pod pewnymi względami bardziej inkluzywna niż społeczeństwo tylko
liberalne, wykluczająca pod względem ideologicznym i włączająca pod
względem socjologicznym. Z jednej strony obejmowała/obejmuje tylko
tych, którzy podzielali ideologiczną agendę prawicy: obyczajowy konserDiagnozowanie demokracji
watyzm, tradycyjną religijność, nacjonalizm, antykomunizm itp., co nakreśliło brutalny podział na „prawdziwych” i „nieprawdziwych” Polaków.
Z drugiej strony ta wspólnota włączała uboższe i mniej wykształcone
warstwy społeczne, „klasę ludową”, w stopniu zdecydowanie większym,
niż miało to miejsce za liberalnych rządów. Relacja między ideologiczną i socjologiczną charakterystyką ustanawianej w ten sposób politycznej wspólnoty jest dość niejasna i wydaje się skomplikowana. Można
powątpiewać w głębię i szczerość ideologicznych przekonań nawet
wśród wszystkich aktywnych członków rządzących partii, tym bardziej w całym ich elektoracie. W przypadku ludzi władzy na różnych jej
szczeblach ideologia często pełniła funkcje instrumentalne, dostarczając
symbolicznego uzasadnienia do zwalczania politycznych konkurentów
i osiągania politycznych oraz finansowych korzyści. Co do szeregowych
174
zwolenników, nawet jeśli przyjąć, że ludzie gorzej sytuowani, słabiej wykształceni, mieszkający w mniejszych miejscowościach i starsi są na ogół
bardziej konserwatywni, mniej tolerancyjni, bardziej lękliwi i skłonni do
uprzedzeń, nic nie wskazuje na to, by „od zawsze” identyfikowali się ideologicznie z prawicą i by niejako z konieczności tworzyli „lud pisowski”.
(Wiadomo, że swego czasu niemała ich część popierała PSL i postkomunistyczną lewicę).
Ten lud został w znakomitym stopniu dopiero stworzony przez rządy PiS.
Potencjalnych zwolenników musiały one do siebie przekonać, pozyskać,
a zarazem zniechęcić do politycznej konkurencji. Temu służyła w szczególności socjalna korekta polityki ekonomiczno-społecznej (wprowadzenie elementów redystrybucji i polityki socjalnej w postaci rozwiązań
takich jak program 500+, podniesienie pensji minimalnej i minimalnej
stawki godzinowej, trzynasta i czternasta emerytura), a do pewnego stopnia także polityka kulturalna (dowartościowanie, obok treści patriotycznych i religijnych, kultury „niskiej”, popularnej). Niezależnie od zastrzeżeń, jakie te rozwiązania mogą budzić, trudno zaprzeczyć, że przyczyniły
się one nie tylko do poprawy sytuacji materialnej słabszych grup społecznych, ale również do wzrostu ich zaufania do państwa, wykształcenia
i w ten sposób do uczynienia z nich członków społeczeństwa politycznego. Zwiększało to zwłaszcza ich gotowość do udziału w wyborach.
Oczywiście nie wszyscy, którzy skorzystali na przeprowadzanych przez
rząd „transferach”, stawali się tego rządu aktywnymi zwolennikami, wolno jednak sądzić, że przynajmniej ten element polityki również oni do-
Democratia rediviva
więzi z formacją polityczną postrzeganą jako reprezentująca ich interesy
ceniali. W przypadku zwolenników mamy do czynienia z odwrotnością
sytuacji, o jakiej była mowa w poprzednich akapitach. Już nie bunt wobec
działań władzy, lecz przeciwnie – ich akceptacja motywowała część społeczeństwa do obywatelskiego, choćby symbolicznego zaangażowania.
Chociaż w wyborach 15 października to zaangażowanie nie wystarczyło
do zapewnienia zwycięstwa formacji Jarosława Kaczyńskiego, a nawet
w liczbach bezwzględnych poparcie dla niej okazało się mniejsze niż
175
w poprzednich wyborach, to przecież było na tyle wysokie, aby dać jej
pierwsze miejsce w rywalizacji z poszczególnymi partiami opozycyjnymi.
W efekcie powstały w Polsce jakby dwa społeczeństwa obywatelskie:
jedno broniące demokracji liberalnej (a nawet postulujące jej większą
liberalizację), drugie opowiadające się za demokracją nieliberalną. Nieliberalną w dwóch, a nawet trzech wymiarach: ekonomicznym, politycznym i kulturowym. Na poziomie ekonomicznym chodzi, ściślej mówiąc,
o neoliberalizm jako doktrynę skrajnie wolnorynkową, która przez rządy
PiS została przynajmniej częściowo odrzucona na rzecz zarazem większej
roli państwa w gospodarce i społecznego solidaryzmu. Wszystko przemawia za tym, że właśnie ten element realizowanej przez PiS polityki w największym stopniu przyczynił się do poziomu jej społecznego poparcia.
Atak na liberalizm polityczny, to jest na zasadę rządów prawa, a także na
polityczny i społeczny pluralizm (marginalizowanie opozycji i liberalnej
części społeczeństwa obywatelskiego) był przez sympatyków PiS popierany raczej w sposób, by tak rzec, pochodny, w tej mierze, w jakiej mógł się
Diagnozowanie demokracji
wydawać – tak był propagandowo przedstawiany – walką z egoistycznymi elitami, a nawet wprost „oszustami i złodziejami”.
Również antyliberalizm kulturowy, niechęć wobec LGBT, feminizmu
i praw kobiet, migrantów i uchodźców, choć niewątpliwie obecny w spontanicznych postawach różnych warstw społecznych (bynajmniej nie tylko
ludowych), był chyba w większym stopniu efektem polityki PiS niż źródłem politycznych sukcesów. Intensywne straszenie „ideologią gender”
i zalewem kraju przez niebezpiecznych imigrantów okazało się niestety
skuteczne. W efekcie specyficzną ekskluzywno-inkluzywną wspólnotę,
jaką stworzyły rządy PiS, połączyły wszystkie rodzaje antyliberalizmu.
Jej powstaniu i ideologicznej konsolidacji służyła agresywna propaganda
przekazywana przez publiczne media, które rządząca partia bez skrupułów zawłaszczyła.
176
Zwolennicy demokracji liberalnej stanowili i nadal stanowią społeczność znacznie bardziej zróżnicowaną. Są wśród nich ekonomiczni
(neo)liberałowie, niekoniecznie będący zarazem liberałami kulturowymi,
i odwrotnie – socjaldemokraci lub nawet socjaliści ekonomiczni, liberalni
pod względem kulturowym. W istocie sama idea demokracji liberalnej jest
wewnętrznie zróżnicowana, by nie powiedzieć: sprzeczna, obejmuje bowiem nie tylko ogólną dialektykę wolności i równości, ale też różne sensy
jednej i drugiej: wolność jednostkową i zbiorową, negatywną i pozytywną,
od i do władzy, równość wobec prawa i polityczną, jak również ogólną
równość możliwości, a więc także względną równość ekonomiczną.
Wrócę jeszcze do tego problemu, tymczasem dość powiedzieć, że pojęcie
liberalnej demokracji jest za mało określone, by samo przez się mogło
charakteryzować jakąkolwiek polityczną wspólnotę. Pewną określoność
uzyskuje dopiero jako negacja władzy i wspólnoty nieliberalnej. W tym
konkretnym przypadku jako postawa „anty-PiS”. Jednak również negacja
ma różne stopnie, różny zakres i poziom radykalizmu. I tak niektórzy krytycy Prawa i Sprawiedliwości najbardziej mieli mu za złe zamach na sądy
oraz demontaż państwa prawnego, inni – zaostrzenie ustawy antyaborcyjnej, kolejni – „rozdawnictwo” i „przekupywanie wyborców”, podczas
korektę w polityce ekonomiczno-społecznej, zaniedbywanie sfery budżetowej i usług publicznych.
Zróżnicowanie powodów, dla których różne grupy odrzucały politykę
PiS, znajdowało wyraz w rozmaitości konkretnych protestów, które tylko na bardzo ogólnym poziomie można (jak sama zrobiłam w poprzed-
Democratia rediviva
gdy jeszcze inni, przeciwnie, zbyt nieśmiałą socjalną i redystrybucyjną
nich akapitach) sprowadzić do wspólnego mianownika walki o wolność
i równość. Na marginesie zauważę, że chociaż zwłaszcza w elektoracie
PO, a także Konfederacji krytyka „rozdawnictwa” była swego czasu dość
powszechna, to nie stała się ona motywacją dla żadnego zbiorowego protestu czy żadnego ruchu społecznego. To w żadnym razie nie przypadek,
po prostu antyegalitarna agenda liberalizmu ekonomicznego jest zasadniczo trudna do pogodzenia z wartościami demokratycznymi.
177
To zróżnicowanie przejawiało się również jako wielość programów partii
opozycyjnych, utrudniając, a nawet czyniąc niemożliwym powstanie jednolitego obozu anty-PiS i jednej listy opozycji w wyborach. Należę do tych,
którzy nigdy nie byli zwolennikami takiej listy, i nadal uważam, że dobrze się stało, iż nie powstała. Redukcja pluralizmu na etapie propozycji
wyborczych, przekształcanie różnych rodzajów negacji w jedną Wielką
Negację, dobre w czasie rewolucji, źle służy demokracji, zwłaszcza liberalnej. Mimo tych zastrzeżeń można powiedzieć, że w wyborach 15 października zderzyły się dwie koncepcje demokracji, a wyborcy opozycji,
choć w różnych kwestiach dalece niejednomyślni, opowiedzieli się za jej
wariantem mniej lub bardziej albo w takim czy innym sensie liberalnym.
Wspólnym mianownikiem negatywnego i pozytywnego wpływu rządów
PiS na stan polskiej demokracji jest to, co można nazwać powrotem polityki i polityzacją społeczeństwa, a nawet polityzacją i denaturalizacją reguł społecznej gry. Okazało się mianowicie, że zasady polityki społeczno-ekonomicznej, edukacyjnej, kulturalnej, międzynarodowej, a co więcej:
Diagnozowanie demokracji
same zasady ustrojowe i instytucje wypracowane w epoce III RP, które
wydawały się już dobrze okrzepłe w czasach rządów PO-PSL, nie mają
w sobie nic koniecznego, nienaruszalnego i w tym sensie naturalnego,
że mogą podlegać radykalnej rewizji dzięki woli politycznej. I że jedyną
realną dla tej woli przeciwwagą jest inna wola polityczna – tych, którzy
stawiają opór i dążą do czegoś innego albo chcą utrzymania status quo.
Rządy PiS pokazały, że polityka może być bardzo sprawcza, bynajmniej
nie sprowadza się do administrowania przy użyciu zastanych reguł,
a same reguły można zmieniać. Oczywiście na jakimś poziomie wiadomo
to było zawsze (w końcu transformacja ustrojowa stanowiła wielki popis
politycznej sprawczości), ale tę świadomość zbyt często przesłaniała wiara w obiektywny i nieusuwalny charakter ogólnych mechanizmów (wolnego rynku, integracji europejskiej, globalizacji) i bardziej szczegółowych
178
zasad (po stronie ekonomicznej – prywatyzacji, równowagi budżetowej,
oszczędnej polityki socjalnej, po stronie prawnej – istotnej zależności
prawa krajowego od prawa Unii Europejskiej, a zarazem niezależności
sądów od rządu, po stronie relacji międzynarodowych – zacieśnianie relacji z dużymi krajami UE, w tym z Niemcami itp.).
Prawo i Sprawiedliwość wstrząsnęło tą wiarą, odsłaniając jej polityczne
korzenie. Nie należy tego rozumieć tak, że w ogóle nie istnieją obiektywne
mechanizmy i powszechnie uznawane albo racjonalne i słuszne zasady,
lecz tak, że ich istnienie opiera się na zbiorowej praktyce i politycznym
konsensusie, które można podtrzymywać lub modyfikować, a w skrajnym
przypadku niszczyć i zmieniać rewolucyjnie. W tym sensie PiS w żadnym
obszarze nie dokonał rewolucji, ale podjął dość radykalne działania przeciwko obowiązującemu wcześniej konsensusowi – na dobre i na złe.
Na dobre przede wszystkim w tych niewielu kwestiach, gdzie jego politykę można ocenić pozytywnie, jak w przypadku prosocjalnej korekty
ekonomicznego liberalizmu. Ale na dobre również ze względu na samo
przywrócenie polityki do życia społecznego. Zarówno zwolennicy, jak
i przeciwnicy poczynań rządu zajmowali określone stanowiska polityczne, stawali się uczestnikami politycznych sporów, a niektórzy także aktone jest twierdzenie, że zamach na niezależność wymiaru sprawiedliwości
był polityczny, ale obrona tej niezależności już taka nie była. To prawda,
że niezależność sądownictwa stanowi fundamentalną ustrojową zasadę
liberalnej demokracji, ale prawdą jest również, że ta zasada nie została
zapisana w niebie i obowiązuje o tyle, o ile tego chcemy i o to zabiegamy
Democratia rediviva
rami konkretnych politycznych działań. Z tego punktu widzenia bałamut-
sposobami politycznymi, poprzez polityczne działania. Polityczność nie
jest synonimem partyjności. Prawnicy kwestionujący konstytucyjność
i zgodność z umowami międzynarodowymi reform forsowanych przez
rząd nie uprawiali polityki rozumianej wąsko jako działalność na rzecz
konkretnej partii albo dla zdobycia osobistej lub grupowej władzy, ale
nolens volens angażowali się w politykę w szerokim i źródłowym sensie,
w polityczność jako sferę sądów, ocen i działań konstytuujących określony porządek prawny.
179
Demokracja wymaga takiej polityczności, bo umiera w warunkach masowego odpolitycznienia, gdy jednostki zamykają się w sferze prywatnej.
Wymaga przekonania, że od polityki wiele zależy i można dzięki niej wiele zmienić – lub, przeciwnie, zachować, przeciwstawiając się zmianom
uznawanym za złe. Demokrację zabija również odrywanie porządku
prawnego od woli obywateli, postrzeganie go jako autonomicznego lub
narzuconego przez jakieś zewnętrzne siły (choćby tak cywilizowane, jak
europejskie elity i trybunały). Słowem, w tej mierze, w jakiej działania
rządów PiS odsłoniły polityczne ugruntowanie prawa i potrzebę politycznej walki o jego określony kształt, przyczyniły się do wzrostu świadomości demokratycznej.
Z drugiej strony – i to jest „na złe” – quasi-rewolucyjne zapędy władzy
prowadziły do pogłębiania się politycznych i społecznych podziałów, do
rozpadu na wrogie „plemiona”, nie tylko do kompletnego zaniku niegdysiejszego (w istocie płytkiego i pozornego) konsensusu, ale też wszelkich
szans na jego odbudowanie w drodze polityczno-społecznego dialogu. Nie
Diagnozowanie demokracji
mówiąc o dramatycznym pogorszeniu stosunków z instytucjami unijnymi i większością krajów europejskich. Na bardziej konkretnym poziomie
fatalnymi konsekwencjami zmian forsowanych w państwowych instytucjach i samym systemie prawa stały się niebywały prawny chaos, sprzeczność między aktami prawnymi wyższego i niższego rzędu oraz między
sposobami ich interpretacji, w końcu wzajemne odmawianie sobie legitymizacji przez najważniejsze organy państwa: rząd i prezydenta z jednej
strony, „stary” Trybunał Konstytucyjny i Sąd Najwyższy z drugiej, a potem dodatkowo przez stare i nowe frakcje różnych instancji sądowych.
Decyzjonizm władzy wykonawczej, podporządkowanej jej legislatywy
oraz części środowiska sędziowskiego zderzał się czołowo z oporem innej
(chyba większej) części tego środowiska, opozycji politycznej i liberalnej
części społeczeństwa. Ostatecznie na poziomie instytucjonalno-prawnym
180
powstał stan bliski anarchii.
W sumie wpływ rządów PiS na ogólną kondycję demokracji w Polsce był
wyjątkowo dwuznaczny. Doprowadziły one do ożywienia polityczności
i demokratycznej praktyki, poszerzyły – tak po stronie zwolenników, jak
i przeciwników – zbiór ludzi zainteresowanych polityką, a nawet politycznie zaangażowanych, przyniosły pewną prodemokratyczną korektę
w polityce ekonomiczno-społecznej. Jednak dokonało się to kosztem potężnego rozchwiania demokratyczno-liberalnych instytucji, chaosu prawnego, rozbudzenia wielu złych emocji i podziału społeczeństwa na wrogie
obozy. Rządy Prawa i Sprawiedliwości zakwestionowały samą ideę liberalnej demokracji, przeciwstawiając jej rodzaj zamkniętej demokracji narodowej, zasadniczo nieliberalnej (choć wciąż kapitalistycznej). Wydaje
się wprawdzie, że w wyborach 15 października jednoznacznie wygrała
opcja demokratyczno-liberalna, ale to zwycięstwo trudno uznać za miażdżące i nie wolno go uważać za ostateczne.
Perspektywy i postulaty
Zagrożenia są oczywiste: to perspektywa przynajmniej zimnej lub pełzającej wojny domowej i utrzymującego się, a nawet pogłębiającego chaosu
usuwa tych obaw, ale je nawet umacnia. Gdy piszę ten tekst, trwa batalia
o media publiczne, TVP, Polskie Radio i Polską Agencję Prasową, z których miniona już władza uczyniła agresywne narzędzia propagandowe.
Nie ulega wątpliwości, że dla publicznego dobra należy media publiczne
zreformować, uczynić bardziej pluralistycznymi, retorycznie oraz emo-
Democratia rediviva
prawnego i instytucjonalnego. Rzeczywistość powyborcza nie tylko nie
cjonalnie spokojniejszymi i w tym sensie bardziej obiektywnymi, widać
jednak już dobrze, że nie da się tego zrobić w sposób jednoznacznie zgodny z prawem, już nie mówiąc o tym, żeby bezkonfliktowy.
Sytuacja ta pokazuje jak w soczewce, na czym polega trudność z przywracaniem (albo dopiero ustanawianiem, jak w 1989 roku) liberalnej
demokracji przeciwko nieliberalnemu status quo. Chodzi przede wszystkim o dylemat, czy instytucje, o których można zasadnie powiedzieć, że
181
są zarazem nieliberalne (powołane w sposób prawnie wątpliwy i podporządkowane agresywnej ideologii) oraz niedemokratyczne (niereprezentatywne, zawłaszczone przez jedną grupę), można reformować metodami politycznymi, które posiadają wprawdzie mandat demokratyczny, ale
są również prawnie wątpliwe i mają wymiar autorytarno-dyktatorski.
Dylemat ten co prawda nieco osłabia kompletna niejasność, na czym
miałoby polegać postępowanie zgodne z prawem w warunkach głębokiego prawnego zamieszania i braku powszechnie uznawanej instancji,
która mogłaby je usunąć (nie jest nią przecież upolityczniony w wąskim
sensie, a w sensie czysto proceduralnym wadliwie obsadzony Trybunał
Konstytucyjny), niemniej pozostaje realna sprzeczność między liberalno-demokratycznymi celami a autorytarnymi metodami ich osiągania.
Podejmując decyzję najpierw o powołaniu nowych zarządów mediów
publicznych na podstawie kodeksu prawa handlowego (z pominięciem
ustawy przyznającej takie kompetencje Radzie Mediów Narodowych, którą można uznać za sprzeczną z Konstytucją, chociaż nie było jednoznacz-
Diagnozowanie demokracji
nego orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego w tej sprawie), a ostatecznie,
w odpowiedzi na prezydenckie weto, o postawieniu tych instytucji w stan
likwidacji, nowy minister kultury i dziedzictwa narodowego nie działał
oczywiście zupełnie arbitralnie, wykorzystał pewne furtki prawne. Można się spodziewać, że wkrótce jakiś sąd (zapewne rejestracyjny) te działania formalnie zalegalizuje, ale nie zmieni to ich zasadniczo politycznego
i, co więcej, quasi-rewolucyjnego charakteru.
Batalia o media publiczne daje przedsmak tego, co będzie się działo przy
okazji przywracania, a raczej ustanawiania zgodnego z Konstytucją składu Trybunału Konstytucyjnego, Krajowej Rady Sądownictwa, Sądu Najwyższego, a w jakimś stopniu także sądów powszechnych. Eksperci prawni od dłuższego już czasu dyskutują o tym, jak można i należy to zrobić,
przedstawiają też różne szczegółowe propozycje. Czy w niektórych spra182
wach wystarczy uchwała Sejmu (zwłaszcza powołująca się na orzeczenie
Europejskiego Trybunału Praw Człowieka albo Europejskiego Trybunału
Sprawiedliwości), czy konieczna będzie nowa ustawa, i co robić, jeżeli
projekt ustawy zostanie zawetowany przez prezydenta? Czy można czekać do kolejnych wyborów i liczyć na większość zdolną odrzucić weto,
a nawet na większość konstytucyjną?
Ponieważ nie jestem ekspertką prawną ani polityczką, nie będę udzielać
własnych amatorskich rad co do konkretnego sposobu postępowania, podkreślę tylko, że niezależnie od tego, czy nowa władza wybierze rozwiązania bardziej rewolucyjne, czy ewolucyjne, w każdym przypadku jej decyzje będą polityczne. W świetle tego, co pisałam wcześniej o „powrocie polityki” i jego pozytywnym znaczeniu dla demokracji, tej polityczności nie
należy się obawiać ani jej ukrywać. Trzeba natomiast zadbać o to, by decyzje polityczne miały jak najszersze społeczne poparcie, jeśli nie w punkcie
wyjścia lub same w sobie, to po pewnym czasie i ze względu na skutki, do
jakich doprowadzą. Nawet jeśli skutków nie da się naprawdę przewidzieć,
chodzi o intencje i cele przyświecające działaniom politycznym. Ogólny
cel powinien być jasny: chodzi o odbudowę (albo dopiero zbudowanie) jak
najszerszego społecznego konsensusu, dotyczącego zasad funkcjonowania
się ono opiera. Można też powiedzieć, że chodzi o taką rewitalizację demokracji liberalnej, aby w oczach liczącej się części społeczeństwa atrakcyjność utraciła koncepcja demokracji nieliberalnej. Pytanie brzmi, w jaki
sposób można to osiągnąć lub przynajmniej do tego zmierzać.
Nic nie wskazuje na to, by w przewidywalnej przyszłości osłabł kon-
Democratia rediviva
demokratycznego państwa, kształtu instytucji i samego prawa, na jakich
flikt na poziomie wąskopolitycznym, dzielący Koalicję 15 Października
i nową władzę od formacji do niedawna rządzącej. Będzie się on raczej
nasilać, bo nawet jeśli pominąć fakt, że należy do samej logiki politycznej
rywalizacji, a wręcz do samej natury liberalnej demokracji jako konkurencyjnego systemu politycznego, będą go wzmagać takie czynniki, jak
przezwyciężanie wprowadzonych przez PiS zmian oraz zapowiedziany,
a nawet już zapoczątkowany proces rozliczeń osób odpowiedzialnych za
różnego rodzaju nadużycia. Ważne jest to, że ta walka polityczna może,
183
lecz nie musi przekładać się na rosnące konflikty i podziały społeczne.
Wiele zależy od kierunku zmian proponowanych przez nową władzę,
praktyk jej komunikowania się ze społeczeństwem i relacji między „centralną” polityką a inicjatywami podejmowanymi na poziomie społeczeństwa obywatelskiego.
Co do kierunku pożądanych zmian, to wskażę na trzy sprawy dotyczące
odpowiednio ekonomicznego, politycznego i kulturowego wymiaru liberalizmu. Przede wszystkim nie ulega dla mnie wątpliwości, że należy nie
tylko utrzymać, ale też wzmocnić „socjalną”, redystrybucyjną, de facto demokratyczną korektę w (neo)liberalnej polityce społeczno-ekonomicznej.
Ze względu na różne ograniczenia (poziom deficytu budżetowego i zadłużenia, wymagania konstytucyjne i unijne dotyczące ich dopuszczalnego poziomu) może nie być to proste, ale na pewno nie jest niemożliwe.
Wskazana byłaby reforma systemu podatkowego, zmierzająca do uczynienia go bardziej progresywnym. Na przeszkodzie stoją tu chyba głównie przywiązanie dużej części ekonomistów i polityków do neoliberalnej
Diagnozowanie demokracji
ortodoksji, a także opór sporej grupy liberalnego elektoratu z klasy średniej. Jednak i to przywiązanie, i ten opór można chyba pokonać w sposób
niebudzący gwałtownych kontrowersji. Jak się wydaje, ekipa Donalda Tuska, mimo swojej zdecydowanie neoliberalnej genezy, jest świadoma potrzeby „prosocjalnego” kursu, może jednak ulegać pokusom powrotu do
dawnych ideologicznych kolein. Zadaniem społeczeństwa (zainteresowanych grup i reprezentujących je organizacji, mediów oraz środowisk opiniotwórczych) będzie w tej sytuacji pilnowanie tego kursu i interesu grup
słabszych. Potrafię sobie wyobrazić, że w razie potrzeby organizowane
będą strajki i manifestacje już nie w obronie samych rządów prawa, lecz
w imię „demokratycznego państwa prawnego urzeczywistniającego zasady sprawiedliwości społecznej” – z naciskiem na te ostatnie.
Co do rządów prawa, zwłaszcza funkcjonowania systemu sądownictwa
184
i całego wymiaru sprawiedliwości, to tu również potrzeba demokratycznej korekty. Reformy-deformy przeprowadzane przez byłą już władzę
okazały się bez wątpienia szkodliwe, ale jednocześnie wskazywały na
realne bolączki. Chodzi nie tylko o to, że sądy były często niesprawne,
działały zbyt wolno i w sposób zbyt biurokratyczny, ale także i przede
wszystkim o to, co można ogólnie nazwać wyobcowaniem prawa ze
społeczeństwa. Dotyczy to nie tyle treści poszczególnych kodeksów czy
ustaw, począwszy od ustawy zasadniczej, ile technicznego języka i samego ustalania tych treści, w dużej mierze „za plecami” szeregowych obywateli, w gronie samych specjalistów i zainteresowanych polityków, a także,
jeśli nie bardziej jeszcze, orzekania na ich podstawie, w sposób dla zwykłego człowieka często niezrozumiały. Zważywszy na stopień złożoności
współczesnej rzeczywistości społecznej i związaną z nią złożoność materii prawnej, takiej alienacji nie da się w pełni uniknąć, należy jednak
starać się ją redukować, bo przy pewnym jej poziomie państwo prawne
przestaje być państwem demokratycznym (nawet gdy pozostaje liberalne). W skrajnym przypadku prawo postrzega się jako wrogie w stosunku
do zwykłych ludzi, a prawników – jako uprzywilejowaną kastę. Jak się
wydaje, przynajmniej część samych prawników, zwłaszcza sędziów, ma
już tego świadomość, dlatego zastanawiają się nad sposobami uczynienia
bom czy oczekiwaniom. Refleksję nad tym trzeba rozwijać i w tym kierunku reformować prawo zarówno na etapie jego stanowienia (poprzez
jak najszersze konsultacje), jak i stosowania oraz orzekania. Wiele do zrobienia w tym obszarze mogą mieć organizacje pozarządowe.
Jeśli chodzi o kierunki pożądanych zmian w sferze kulturowej, trzeba
Democratia rediviva
prawa bardziej „ludzkim”, zrozumiałym i bliższym społecznym potrze-
wzmocnić liberalizm rozumiany jako poszanowanie praw jednostki i tolerancja dla odmienności. Liczne badania opinii publicznej wskazują, że
społeczeństwo systematycznie się liberalizuje w stosunku do praw kobiet,
w tym prawa do aborcji, także praw mniejszości seksualnych, i to wbrew
ideologii narzucanej przez rządzącą do niedawna prawicę. Pozostaje dać
tym zmianom sankcję polityczną i przełożyć je na rzeczywistość prawną. Przewidywany opór Kościoła i środowisk konserwatywnych raczej
185
nie wywoła poważnych społecznych perturbacji. Warto jednak zadbać
o przedstawienie demokratycznego, a nie tylko liberalnego sensu tych
zmian, to znaczy o położenie akcentu na równość praw, nie samą wolność jednostek.
W wymiarze kulturowym nie mniej istotne znaczenie ma poziom tolerancji wobec obcych, zwłaszcza obcych kulturowo migrantów i uchodźców. Ten problem jest chyba znacznie bardziej złożony, bo chociaż trudno mówić, że Polacy są w większości ksenofobiczni albo że są rasistami,
to lęki związane z masową migracją pozostają faktem. Od 2015 roku rozniecała je i żerowała na nich nacjonalistyczna prawica, ale też liberalne
centrum nie jest tu bez winy. O migracji trzeba zacząć mówić inaczej,
bez straszenia, i opracować kompleksową politykę obejmującą kwoty migracji legalnej oraz cywilizowane standardy postępowania z migrantami
nielegalnymi. Polaków należy oswoić z myślą, że społeczeństwo może
być wielokulturowe, bez ukrywania trudności i wyzwań, jakie z tym się
wiążą. Także w tym zakresie wiele do zrobienia mogą mieć organizacje
Diagnozowanie demokracji
społeczeństwa obywatelskiego.
Ogólnie rzecz biorąc, potrzebna jest polityka, zarówno odgórna, jak
i oddolna, która mogłaby przezwyciężyć nie tylko nieszczęsny projekt
antyliberalny, narzucany przez władzę PiS, ale również oczywiste słabości liberalnej demokracji wcześniejszych lat, właściwie całej III RP, pod
pewnymi względami za mało demokratycznej, a pod niektórymi także za
mało liberalnej. Z tego punktu widzenia bardzo niefortunna jest retoryka przywracania (Konstytucji, państwa prawa albo jakichś istniejących
wcześniej instytucji czy reguł gry), podobnie jak odwracania lub wycofywania (zmian wprowadzonych przez PiS). Zdecydowanie nie powinno
chodzić o „powrót tego, co było”, ani o próbę unieważnienia wszystkiego,
co stało się w ciągu minionych ośmiu lat. Z lekcji, jaką ten okres stanowił, trzeba wyciągnąć wszystkie wnioski, jeżeli nie chcemy, aby projekt
186
demokracji nieliberalnej wrócił, i to w bardziej radykalnej postaci, jako
faszystowska dyktatura.
Mówiąc filozoficznym, heglowskim żargonem, chodzi o to, aby w ramach
poprawionej demokracji liberalnej dokonać zniesienia jej odmiany nieliberalnej, to znaczy takiego jej zanegowania, które byłoby jednocześnie jej
przezwyciężeniem i zachowaniem tych jej elementów, które, choć nieliberalne, a nawet antyliberalne, miały sens demokratyczny. Słowem, chodzi nie o prostą negację (anty-PiS), lecz o syntezę na wyższym poziomie.
Trudno mieć złudzenia, że taką syntezę uda się stworzyć w ciągu kilku
lat, a w postaci doskonałej kiedykolwiek. Jest to rodzaj idei regulatywnej.
Ale warto taką ideę mieć, aby nadać sens programom politycznym i konkretnym działaniom.
Wspólnota ponad podziałami?
Wydaje się, że aby przezwyciężyć podział społeczeństwa na obozy (na dużym poziomie ogólności dwa – liberalny i nieliberalny, choć na poziomie
bardziej szczegółowym jest ich oczywiście więcej), trzeba znaleźć coś, co
wszystkich Polaków łączy lub mogłoby połączyć, jakąś bliską wszystkim
ideę, zbiór wartości albo tradycję. Czy coś takiego istnieje?
ność, równość, demokracja”) w różnych miejscach i od dawna najczęściej
przywoływana jest wolność. Polacy lubią myśleć i mówić o sobie, że są do
tej wartości szczególnie przywiązani, bo mają „gen wolności”. Na manifestacjach zwolenników niedawnej opozycji szlagierem była piosenka z refrenem: „Wolność kocham i rozumiem, wolności oddam nie umiem”. Ale
o wolności niemal równie chętnie mówili politycy i sympatycy PiS. Naj-
Democratia rediviva
Z klasycznej triady „wolność, równość, braterstwo” (a także z hasła „wol-
wyraźniej przynajmniej w części o co innego im chodziło i chodzi, nadają
temu pojęciu inny sens (suwerenność narodowa, wolność od obcych, wolność do publicznego wyznawania religii i głoszenia nawet dyskryminacyjnych poglądów...). Można wprawdzie uznać, że jest to sens niewłaściwy, wypaczony, lepiej jednak przyjąć, że wolność należy do pojęć niemających jednego sensu, tym bardziej jedynego słusznego, lecz ma ich wiele,
ponieważ stanowi pojęcie podatne na różne interpretacje. Również jego
187
rozumienie przez liberalnych demokratów jest niejednakowe, a suma
tych sposobów rozumienia tworzy całość nader skomplikowaną. Można
się zgodzić, że pojęcie wolności jest tym, co nazywa się pustym znaczącym: znakiem na tyle pojemnym lub nieokreślonym, że potrafi przyjąć
wiele różnych znaczeń, kursować między nimi, stanowić łącznik, ale tak
migotliwy, że nie można mu przypisać własnego konkretnego znaczenia.
Nie jest wspólnym mianownikiem ani niezmiennym jądrem różnych znaczeń, lecz samym ich ruchem.
Tak samo rzecz ma się z innymi pojęciami nazywającymi wartości przywoływane w życiu publicznym, takie jak równość, sprawiedliwość czy solidarność. Niby rozumiemy ich znaczenie, ale gdy chcemy je jednoznacznie określić, to albo proponujemy pewną ich wykładnię, z którą ktoś inny
się nie zgodzi i wejdzie z nami w spór, albo sami dojdziemy do wniosku,
że są to pojęcia wieloznaczne. Każde z nich jest też obciążone sposobami, w jakie było do tej pory używane, i kontekstami, w jakich miało to
miejsce. I tak pojęcie solidarności kojarzy się w Polsce z jednej strony
Diagnozowanie demokracji
z „pierwszą Solidarnością”, zrywem z lat 1980–1981, z drugiej – z ostatnim okresem działalności NSZZ Solidarność jako związku zawodowego
łączonego z ideologiczną prawicą oraz z hasłem „Polski solidarnej”, którą
rządy PiS przeciwstawiały „Polsce liberalnej” (co było zresztą wyjątkowo
skuteczne). Z kolei pojęcie sprawiedliwości, do którego sama mam wielką
słabość, w ciągu ostatnich kilkunastu lat zostało zawłaszczone przez partię, która umieściła je w swojej nazwie obok pojęcia prawa. Te skojarzenia można chcieć odrzucić i zaproponować powrót do sensu pojęć, który
byłby od nich wolny, ale i wtedy niepodobna uniknąć wieloznaczności.
Czy puste znaczące nadają się na emblematy politycznej wspólnoty? Tak
i nie. Tak, bo właśnie jako wieloznaczne lub „puste” stanowią swego rodzaju parasol, pod którym mogą się chronić rozmaite poglądy i dążenia,
czyli miejsce łączące również skonfliktowane obozy. Nie, bo sam przez
188
się ten łącznik nie ustanawia wspólnego obszaru, jest czysto nominalny
czy werbalny. Aby taki wspólny obszar mógł się wyłonić, różne znaczenia
muszą ze sobą współgrać w ramach jakiejś wspólnej gry i zgodnie z jej
ogólnymi regułami. Taką grą, jak twierdzę, jest właśnie liberalna demokracja – ustrój paradoksalny, forma wewnętrznie zróżnicowana, a nawet sprzeczna, zarazem jednak mająca wewnętrzną dialektyczną logikę,
zgodnie z którą przeciwieństwa mogą się zderzać, ale mogą również się
przenikać, przezwyciężać i prowadzić do przynajmniej tymczasowego
rozwiązania sprzeczności oraz do harmonizacji różnic. W ramach tej logiki można spierać się zwłaszcza o konkretny sens czy kształt wolności
i równości, ale także szukać sposobu przynajmniej częściowego pojednania (po odrzuceniu takich znaczeń, których ze względu na ich jednostronny radykalizm nie da się włączyć do syntezy).
Na tym poziomie ogólności nie ma w tym nic specyficznie polskiego.
Francuzi także spierają się o sens pojęć składających się na ich rewolucyjną triadę i nie nadają wspólnego sensu Republice. Nie inaczej jest
w Ameryce. Wszystkie nowoczesne społeczeństwa są pluralistyczne, co
znajduje wyraz nie tylko w pluralizmie obecnych w nich wartości, ale
także w wielości znaczeń nadawanych wartościom uznawanym za podrych dostarcza życie społeczne w naszym kraju i które trzeba próbować
rozwiązać. Tym, co nas konkretniej łączy, są te rozmaite problemy. Oczywiście na jakimś poziomie łączą nas po prostu wspólny język i wspólna
kultura, trudno jednak mówić o wspólnym kodzie kulturowym. Niewątpliwie w historii polskiej kultury dużą rolę odegrał romantyzm, ale na
ile i dla kogo ta tradycja ma jeszcze znaczenie? Jakie znaczenie dla zbio-
Democratia rediviva
stawowe. Specyficznie polskie są – tylko i aż – konkretne problemy, któ-
rowej pamięci i tożsamości mają mniej lub bardziej odległe wydarzenia
historyczne, zabory i powstania, II wojna światowa, komunizm oraz PRL,
transformacja ustrojowa?
Różne grupy Polaków poczuwają się do związku z różnymi elementami
tradycji, mają inną pamięć historyczną i uczestniczą w rozmaitych segmentach szeroko rozumianej kultury, która zresztą od dawna nie jest już
tylko narodowa. Te różne elementy mogą współistnieć, częściowo się ze
189
sobą krzyżować i na siebie wzajemnie oddziaływać. Chodzi o to, aby nie
zderzały się ze sobą gwałtownie. Temu służy „gra”, jaką stanowi liberalna demokracja. Ta gra ma swoje instytucje, własne prawa, ale też sama
w sobie jest rodzajem kultury, metakulturą, która reguluje relacje między
różnymi lokalnymi kulturami, tradycjami, wartościami i poglądami.
Społeczeństwo grające w grę liberalnej demokracji nie jest wspólnotą
w mocnym sensie, czyli wspólnotą „substancjalną”. Ale nie jest również,
zgodnie z klasycznym rozróżnieniem Ferdinanda Tönniesa, po prostu
nowoczesnym stowarzyszeniem. Obejmuje zarówno rozmaite stowarzyszenia, jak i elementy wspólnot tradycyjnych, od rodziny po wspólnoty
religijne. Pozwala tworzyć wszelkiego rodzaju więzi, formalne i nieformalne, racjonalne i emocjonalne. Ale też żadnych więzi nie narzuca. Taką
liberalno-demokratyczną wspólnotą-nie-wspólnotą polskie społeczeństwo w jakiejś mierze już jest. Mogłoby jednak i powinno stawać się nią
w większym stopniu.
Leszek Koczanowicz
Rewolucja, kontrrewolucja
i zamki na piasku
John Dewey miał kiedyś powiedzieć, że demokracja to zinstytucjonalizowana rewolucja. Na ogół, w codziennej praktyce państw demokratycznych, nie jest to wyraźnie widoczne. Po wyborach często powstają nowe
koalicje, ale te nowe rozdania nie prowadzą do radykalnej zmiany społecznej, raczej do takiego czy innego przesunięcia akcentów. Oczywiste
jest jednak, że ostatnie polskie wybory rozpoczęły transformację, którą
można porównać do rewolucji, jeżeli tę ostatnią zdefiniujemy jako radykalną i raptowną przemianę we wszystkich lub większości sfer życia społecznego i politycznego.
Jednak żeby wypowiedzieć się ściśle, wybory były reakcją, a właściwie
przerwaniem i cofnięciem słynnej kontrrewolucji kulturalnej ogłoszonej
przez Jarosława Kaczyńskiego i Viktora Orbána na spotkaniu w Krynicy
w 2016 roku. Orbán mówił o kontrrewolucji w sensie powrotu do koncepcji państw narodowych, a Kaczyński wtórował mu, deklarując jednak, że
chciałby dokonać rewolucji, gdyż sytuacja okazuje się właśnie rewolucyjna, czyli „jest opresja i jest winny”. Bête noire dla obu polityków była Unia
Europejska, a szczególnie rola Niemiec w jej obrębie, co mocno podkreślał
polski polityk. Jednak ta polityczna nadbudowa wyrasta z głębszego fundamentu. Orbán prawie dosłownie powtórzył sformułowane w reakcji na
rewolucję francuską twierdzenie Josepha de Maistre’a, że nie można być
191
człowiekiem w ogóle, a tożsamość zakorzeniona jest zawsze w konkretnej
kulturze narodowej. Węgierski premier, odnosząc tę tezę do konkretnej
sytuacji, mówił o iluzji tożsamości europejskiej, która rzekomo miałaby
zastąpić narodową.
Łatwo zauważyć, że to, czy mówimy o kontrrewolucji, czy o rewolucji,
może sygnalizować różne rozłożenie akcentów. Z grubsza można powiedzieć, że kontrrewolucja to powrót do stanu poprzedniego, w jakimś sensie naturalnego dla tego, kto ją głosi. Rewolucja natomiast to działania
przeciwko opresorowi w imię pewnej utopii, której zrealizowanie pozwoli raz na zawsze zlikwidować taką możliwość powrotu. Innymi słowy,
kontrrewolucja ma wymiar bardziej społeczny czy kulturowy, co zresztą podkreślał Orbán, dodając taki właśnie przymiotnik, a rewolucja jest
przede wszystkim aktem politycznym. Niemniej jednak w takim rozumieniu kontrrewolucja i rewolucja uzupełniają się nawzajem i ta ich jedność
stała się drogowskazem działań PiS-u przez ostatnie osiem lat.
Pisałem o tym sporo w różnych miejscach, więc tutaj jedynie krótko
Diagnozowanie demokracji
streszczę najważniejsze wątki. Plany polityczny i społeczno-kulturowy
tej (kontr)rewolucji przeplatały się nawzajem. Opór wobec jakichkolwiek
prób integrowania Unii Europejskiej poza wspólnotą interesów ekonomicznych – i to w ograniczonym zakresie – łączył się z ideą odbudowania wspólnoty narodowej. Ta ostatnia wspólnota miała zostać zniszczona
przez lata rządów komunistycznych, ale może bardziej przez okres transformacji dokonującej się w oparciu o standardy liberalne. Prowadziło
to do zaniku wartości narodowych i religijnych, a co więcej – do lekceważenia potrzeby ich istnienia, wprowadzania obcych wzorów kultury,
a w ekonomii kierowania się rozpasanym egoizmem, gdzie ideałem jest
jednostka nastawiona jedynie na zysk.
W opozycji do takiej (nieco karykaturalnej) wizji społeczeństwa libe192
ralnego tworzono strategię odbudowy czy raczej odzyskania wspólnoty narodowej. Jednym z wielu paradoksów tej strategii było użycie siły
państwa do tworzenia wspólnoty, co samo w sobie już kreowało aporię
polityczną. Państwo – ten „najzimniejszy z zimnych potworów”, żeby posłużyć się słynną formułą Fryderyka Nietzschego – nie jest zdolne w wyrozumowany sposób stworzyć ciepłej i emocjonalnej wspólnoty. Możliwy
jest oczywiście odwrotny ruch – że państwo niejako wyłania się z narodu
jako emanacja i uniwersalizacja, na tym wszak polegał pomysł państwa
narodowego. Powstawało ono jednak w określonych warunkach politycznych i choć oczywiście nie można lekceważyć jego żywotności obecnie,
to jednak podlegało ono i podlega znaczącym przekształceniom. Prawo
i Sprawiedliwość natomiast wybrało drogę niejako na przełaj i to wstecz,
drogę odtworzenia mitologicznej oraz iluzorycznej wspólnoty narodowej,
co musiało prowadzić do niekończących się bezpośrednich interwencji
państwa w sferę kultury, nauki i szkolnictwa. Dla ich osłony oczywiście
z możliwie szeroką wymianą kadr w tych dziedzinach.
Projekt ten był z góry skazany na niepowodzenie, ponieważ zupełnie nie
pasował do zmieniającego się świata. Oczywiście konserwatyzm ma się
dobrze, a i różnego rodzaju prawicowe ruchy populistyczne nawiązują do tradycji narodowych, choć zdecydowanie rzadziej do religijnych.
Jednak są przynajmniej w jakieś mierze wmontowane w nowy porządek światowy, nie negują rewolucji obyczajowej i seksualnej ani też nie
mają ambicji pisania historii na nowo. Ich punktem zaczepienia w polityce jest obrona interesów narodowych, ale dokonuje się to w sferze
ekonomicznej i poprzez dążenie do ograniczania migracji, która może
być postrzegana jako niebezpieczeństwo mające wymiar gospodarczy,
Rewolucja, kontrrewolucja i zamki na piasku
konieczna była zmiana sądownictwa i systemu administracji, połączona
lecz także społeczno-obyczajowy, a do tego dochodzi realna groźba terroryzmu. Niebezpieczeństwa ta są lekceważone lub niedostrzegane przez
elity, stąd konieczność mobilizacji ludu przeciwko nim. Na tle PiS-u takie
ruchy, które są często postrzegane jako ekstremalne, wydają się niezwykle umiarkowane.
Zresztą PiS coraz bardziej radykalizował swoją politykę, która była zdecydowanie ideologiczna. Znany izraelski filozof polityki Avishai Margalit
193
wspomniał, że polityka może być bliższa handlowi lub religii1. W tym
pierwszym przypadku istnieje spore pole kompromisu, w tym drugim
nie ma w zasadzie takiej możliwości. Dlatego też, zgodnie z logiką każdej
(kontr)rewolucji, napotykany w Polsce opór powodował reakcję w postaci zdecydowanych działań. Jeżeli dobrze rekonstruuję myśl przewodnią
funkcjonowania PiS-u, to już w samych założeniach kryło się widmo porażki. Taka strategia mogłaby zadziałać jedynie w kraju zamkniętym na
wpływy zewnętrzne i prawie jednolitym kulturowo. Polska oczywiście
takim krajem nie jest. Jest natomiast społeczeństwem pluralistycznym,
z wieloma środkami przekazu, prezentującymi różne perspektywy; podobnie ma się sprawa ze sztuką i nauką. Działania PiS-u, które były bardzo drażniące, mówiąc eufemistycznie, mimo wykorzystania całej siły
aparatu państwowego nie mogły zasadniczo zmienić tej sytuacji.
Zagadką pozostaje raczej coś innego: jak taki archaiczny w swojej konstrukcji ideowej projekt mógł znaleźć poparcie milionów wyborców?
Bezpośrednie powody są dość oczywiste i były wielokrotnie analizowane.
Diagnozowanie demokracji
Transfery socjalne, które przemawiały do wyborców, nazywanych czasem racjonalnymi, a czasem cynicznymi. Faworyzowanie poszczególnych,
starannie dobranych grup. Zmęczenie latami rządów liberałów z jedyną
gwiazdą przewodnią – wzrostem PKB. Wszystko to zostało wykorzystane
w zręcznej polityce PiS-u w roku 2015. W dodatku łut szczęścia, bez którego sukcesy w polityce nie są możliwe: fatalni kontrkandydaci z Platformy
Obywatelskiej (prezydent i premierka) oraz decyzja o koalicji wyborczej
na lewicy, co spowodowało przesunięcie mandatów na rzecz prawicy.
Niewątpliwie w tych konstatacjach jest sporo prawdy, ale, jak myślę, pojawiają się też dodatkowe czynniki: kulturowe, ekonomiczne czy społeczne. W dodatku bieżące życie polityczne jest zawsze wierzchołkiem góry
lodowej. Ludzie przecież zawsze oceniają bieżące wydarzenia na tle kognitywnym i emocjonalnym, które pozwala im integrować je z większą
194
1 Zob. A. Margalit, Etyka pamięci, przeł. K. Liszka, U. Lisowska, Z. Rosińska, Warszawa
2023.
całością. Stąd trudność pisania o polityce, a szczególnie o jej przewidywaniach, gdyż prawie niemożliwe jest całościowe ujęcie jej obrazu. Dotyczy
to oczywiście też tego krótkiego tekstu, niemniej jednak chciałbym tutaj
zwrócić uwagę na pewien głębszy aspekt obecnych wyborów, a mianowicie na kwestię modernizacji.
Wydaje się, że najważniejsze dla ostatnich lat polskiej polityki było postrzeganie nowoczesności jako groźby. Takie podejście zakorzenione
w XIX wieku wzmocniło się przez okres komunizmu, kiedy wiele z elementów komunistycznej modernizacji postrzegano mniej lub bardziej
słusznie jako próbę zmiany całej trajektorii relacji międzyludzkich.
W rzeczywistości jednak okres ten charakteryzował się zamrożeniem
wielu tradycyjnych stosunków. Dopiero transformacja oznaczała wkrorozwiewały się marzenia o unikalnej polskiej drodze do nowoczesności
przy zachowaniu religijno-narodowej wspólnoty i jednoczesnym rozwoju technologicznym.
Rządy koalicji PO i PSL można traktować właśnie jako mniej lub bardziej
świadome przypieczętowanie krachu takiej wizji. Innymi słowy, bazą
dla PiS-u byli nie tylko i nie tyle przegrani materialnie w procesie transformacji, ale także przegrani ideologicznie. Ci, którzy z przerażeniem
oglądali proces rozpadu norm i wartości, mimo że materialnie mieli się
całkiem nieźle, jak też ci, którzy pragnęli wspólnoty, nawet jeżeli nie byłaby konserwatywna. Niewątpliwie powodem sukcesu PiS-u było to, że
Rewolucja, kontrrewolucja i zamki na piasku
czenie modernizacji wraz z „żelaznym walcem kapitalizmu”. Stopniowo
potrafił spiąć te różne w gruncie rzeczy grupy i stworzyć z nich spójny
front wyborczy.
Jeżeli tak było, to zagadką pozostaje, czemu Prawo i Sprawiedliwość przegrało tak znacząco w wyborach z 2023 roku. Znowu można powiedzieć, że
pewne aspekty tej porażki wynikały z prostego zużywania się materii politycznej, szczególnie politycznych obietnic. Sztandarowe programy socjalne straciły swą przyciągającą moc i raczej nie pomogła próba ich odświeżenia, jak magiczna zamiana 500+ na 800+. Zemściła się też radykalizacja
195
ideologiczna polityki. Pierre Bourdieu zauważył, że w polityce partyjnej
nieuchronny jest podział na ortodoksów, którzy chcą się trzymać ściśle
pierwotnego przesłania, i heretyków, którzy rozluźniają system po to,
aby zwiększać poparcie wyborców. W PiS, jak się wydaje, zwyciężyli ci
pierwsi. Skutkowało to konkretnymi decyzjami politycznymi, jak przede
wszystkim fatalną pod każdym względem decyzją Trybunału Konstytucyjnego, ale też miało dalekosiężne skutki w polityce kadrowej. Kryteria
ideologiczne stały się w doborze na różne stanowiska dużo ważniejsze
niż kwalifikacje merytoryczne. Prowadziło to do podejmowania niekompetentnych decyzji w różnych obszarach życia społecznego, a w konsekwencji do utraty poparcia ze strony znaczących grup społecznych.
Wydaje się jednak, że w tle porażki PiS-u stał właśnie problem modernizacji. To, co mogło być siłą tej partii w 2015 roku, czyli zdolność apelowania do różnych warstw wyborców odrzucających koncepcje polskich
liberałów jako skrajny wyraz polityki egoizmu, teraz zwróciło się przeciwko niej. Okazało się jasno, że koncepcja wspólnoty lansowana przez
Diagnozowanie demokracji
Prawo i Sprawiedliwość jest partykularna i wykluczająca, co prowadzi
z kolei do stopniowego rozjeżdżania się polityki naszego kraju z większością państw europejskich. Działo się tak nie dlatego, że walczono o polskie
interesy, ale ponieważ podejmowano coraz bardziej radykalne próby cofnięcia nawet oczywistych zdobyczy modernizacji, jak prawa reprodukcyjne kobiet czy nadawanie siły mniejszościom seksualnym. Taka polityka mogła mobilizować żelazny elektorat PiS-u, ale pozbawiała tę partię
jakiejkolwiek możliwości wychodzenia poza jego ramy.
Po stronie antypisowskiej uruchomił się natomiast nowy elektorat, zmobilizowany, jak myślę, właśnie tą polityką antymodernizacyjną. Głosowanie było więc protestem przeciwko anachronicznej ideologii lansowanej
i wdrażanej przez ostatnie osiem lat. W polityce można przez stosunkowo długi czas żywić się iluzjami, ale ostatecznie budowanie zamków na
196
piasku musi się zemścić – i tak się właśnie stało 15 października 2023
roku. Rozczarowanie i gniew społeczeństwa zostały bardzo dobrze
wykorzystane w kampanii wyborczej przez Donalda Tuska, który przedstawił program na tyle atrakcyjny, aby przyciągać, i na tyle mgławicowy,
aby nie zniechęcać. Projekt budowy nowoczesnego narodu odwołuje się
do idei narodowej wspólnoty – koryguje więc pod tym względem politykę z lat 2007–2015 – ale takiej, która akceptuje i asymiluje to, co stało
się oczywiste w państwach zachodnich po II wojnie światowej. Drugim
wygranym był Szymon Hołownia, który w swoim jeszcze bardziej mgławicowym programie pozostawił elementy katolicyzmu.
Wygrana wyborcza z 2023 roku postawiła jednak zasadnicze pytanie,
czym jest program opozycji, który musi zostać przekuty na konkretne
działania. Kontrrewolucją wobec kontrrewolucji PiS, kontrrewolucją
wobec rewolucji czy w końcu rewolucją wobec kontrrewolucji? Pytanie
sobą inne przesłanie dla działań nowego rządu i dla przyszłości, która
stoi przed koalicją po następnych wyborach. Tak czy inaczej, każda z odpowiedzi jest niewygodna dla liberalnego trzonu opozycji, gdyż słownik
rewolucyjny nie mieści się w repertuarze tej ideologii. Liberalizm najczęściej przedstawia się jako koncepcja opisowa, która jedynie porządkuje
istniejący stan rzeczy, a nie próbuje go zmieniać. Jednak, historycznie
rzecz biorąc, ta koncepcja musiała służyć do radykalnej przebudowy społeczeństwa. Na wielką skalę mieliśmy z tym do czynienia w okresie transformacji, kiedy dokonywano swoistej rewolucji liberalnej, co znakomicie
pokazał Jerzy Szacki w swej książce Liberalizm po komunizmie (1994).
Rewolucja, kontrrewolucja i zamki na piasku
o to nie jest czczym bawieniem się pojęciami, każda odpowiedź niesie ze
Oczywiście obecnie nie mamy do czynienia z aż tak skomplikowaną sytuacją, ale Koalicja 15 Października musi sprawnie nawigować między
oczekiwaniami wspólnotowymi a naciskiem zwolenników wolnego rynku
w ekonomii. Oprócz tego pojawia się problem granic rewolucji obyczajowej, w tym reformy edukacji, żeby wymienić najbardziej zapalne punkty.
Sumując: zadaniem rządu jest uniknięcie oddzielenia zwolenników wspólnotowości, nie tak anachronicznej, jak za rządu PiS-u, ale jednak ważnej,
197
od zwolenników modernizacji. Jedno jest pewne: nie wystarczy już po
tych ośmioletnich doświadczeniach ideologia ciepłej wody w kranie…
Wydaje się, że zaszłości historyczne mogą zostać uregulowane. Rozdział
Kościoła od państwa, małżeństwa czy przynajmniej związki jednopłciowe – ale już z prawami reprodukcyjnymi kobiet sprawa może być bardziej skomplikowana. Jednak sytuacja okazuje się trudniejsza, gdyż regulowanie zaniedbań musi być połączone z reakcją na nowe wyzwania.
Populistyczny nacjonalizm jest jednym z tych zagrożeń, które, jeśli nawet
zostanie chwilowo przezwyciężone, może wrócić w groźniejszej postaci,
nie tak anachronicznej, jak w przypadku PiS-u.
Rewolucje demokratyczne mają bowiem rys, który odróżnia je zdecydowanie od tych, które są niedemokratyczne. Muszą się one mieścić w systemie istniejących instytucji i procedur oraz akceptować reguły wyborów.
„Raz zdobytej władzy nie oddamy” – hasło rewolucjonistów wszelkiej maści nie może się znaleźć w repertuarze instrumentów demokratycznych,
niezależnie od tego, jak definiujemy ustrój demokratyczny. Zwycięstwo
Diagnozowanie demokracji
koalicji demokratycznej pokazało, że w Polsce istnieje potencjał oporu
w stosunku do prób cofnięcia jej do społecznego i kulturowego repertuaru zamierzchłego już nacjonalizmu. Jednak to, że ponad siedem milionów wyborców poparło tę drugą opcję, powinno być sygnałem ostrzegawczym. Co więcej, wśród wyborców Koalicji 15 Października bez trudu
można dostrzec znaczące rozstrzelenie opinii, dlatego nie wiadomo, czy
przypadkiem w kolejnym rozdaniu niektórzy z nich nie poprą mniej demokratycznej alternatywy.
Przywoływany na początku tekstu John Dewey stwierdził, że na kłopoty
demokracji jedynym sposobem jest więcej demokracji. Można to zdanie
interpretować jako wyzwanie do otwartej dyskusji na temat wszystkich,
nawet tych najtrudniejszych do rozwiązania, problemów. To, że obecny
198
rząd jest koalicyjny, zapewnia różnorodność opinii i konieczność ciągłego porównywania perspektyw. Po latach kreowania iluzji jedności – i to
w podwójnym sensie: jako jedności narodu i jako jedności partii rządzącej
gwarantowanej przez pozycję lidera – znów pojawia się właściwe ujęcie
demokracji jako ciągłego sporu, żmudnego procesu dochodzenia do wciąż
lepszego rozumienia, które może ostatecznie prowadzić do porozumienia. Tym, co łączy ludzi w społeczeństwach demokratycznych, są przede
wszystkim zdolność rozwiązywania sporów i akceptacja odmienności poglądów. Innymi słowy: umiejętność, ale też etyczna odwaga wchodzenia
w dialog, rozumienia poglądów innych, nawet jeśli wydają się całkowicie
nam obce.
Oczywiście takie ujęcie demokracji wymaga zerwania z mocno w naszym
kraju zakorzenioną iluzją czy raczej fantazmatem organicznej jedności
narodu, która potencjalnie istnieje i tylko musi być odkryta. Nigdy do takiego odkrycia nie dojdzie, bo taka przedustawna jedność po prostu nie
przyjmują odmienne perspektywy, a co więcej – spory takie przekraczają
granice narodowe i przekształcają się w dyskusje europejskie i światowe.
Ostatecznym horyzontem (kontr)rewolucji Koalicji 15 Października powinno być właśnie przekonanie ludzi do takiej koncepcji demokracji –
przekonanie, że to, co najważniejsze, wyłania się ze sporu, dyskusji, czasem pomyłek i błędnych interpretacji. Przekonanie do tego, że jednak
warto podjąć wysiłek wchodzenia w ten trudny proces, bo inaczej zostaniemy z sennym fantazmatem jedności.
Rewolucja, kontrrewolucja i zamki na piasku
istnieje. Nowoczesne narody rozdarte są w wielu sprawach, różne grupy
199
Zofia Krajewska
Za demokracją, choć sceptycznie
wobec polityki. Potencjał i potrzeby
obudzonych
Byłam piętnastolatką, kiedy Prawo i Sprawiedliwość rozpoczynało ostatnie osiem lat rządów. Nie znam polityki przed partią Jarosława Kaczyńskiego – zanim przejęła władzę, byłam za młoda, by jakakolwiek polityka
wydawała się istotna. Abstrakcyjna jest więc dla mnie tęsknota za odbudową demokracji w jej dotychczasowej formie jako powrót do jakiejś
normalności. Widzę podobne podejście w mojej grupie demograficznej.
Choć szanujemy historycznie wywalczone standardy, w tym prawa człowieka czy wolności obywatelskie, dostrzegamy potrzebę głębokich i odważnych zmian. Natomiast w obecnej konfiguracji polityczno-społecznej
kryje się moment niepowtarzalnego potencjału na eksperymenty. Mamy
do czynienia ze specyficznym złożeniem wielu czynników, w tym: społeczeństwa obywatelskiego wzmocnionego sukcesem wyborów, legitymizacji nowego rządu opartej na obietnicach innej jakości kultury demokratycznej oraz powszechnego głodu zszywania tkanki społecznej po latach
polaryzacji. Kiedy, jeśli nie w tych warunkach, będzie dobry moment na
prototypowanie i testowanie innych pomysłów na demokrację1?
201
1 Nawiązuję tu do tytułu eseju przedstawiającego jedną z możliwych wizji rozwoju
demokracji: J. Wygnański, Inny pomysł na demokrację, Warszawa 2021,
Horyzont za zasadami gry
Gdy pisałam ten tekst, musiałam, czasem brutalnie, wyciągać samą siebię
z illusio pola politycznego. Zapadałam w pewien rodzaj śnienia, naznaczonego przez nieuświadomiony dyktat kategorii, takich jak poparcie,
władza czy legitymizacja, które zdawały się celami samymi w sobie. Nie
tylko ja łatwo wpadam w sidła ukrytych założeń tej gry. Jeśli trzeba dziś
szukać kolejnych ruchów politycznych, które wzmacniałyby rząd nie-PiS-u i spełniały oczekiwania wyborców, to tylko dlatego, że są to warunki konieczne do mądrego rządzenia. Wprawdzie nie mieści się to w konserwatywno-liberalnym imaginarium określającym utrwalone kulturowo
normy, jednak stawka jest dużo większa.
W 2023 roku trzykrotnie pobiliśmy dotychczasowy rekord średniej globalnej temperatury dobowej2. Jeszcze pilniejsze są dziś prognozy drastycznych spadków w dostępie do wody, zapaści rolnictwa, kryzysów
gospodarczych, rosnących nierówności, masowego uchodźctwa i eskalacji napięć geopolitycznych. Tak zwany polikryzys3, reprezentowany
Diagnozowanie demokracji
w zarysie przez powyższą listę wyzwań, jest zbyt złożony, emocjonalnie
trudny i nieprzewidywalny, aby zajmował ugruntowane miejsce w debacie publicznej. Wprawdzie trwa i pogłębia się już teraz, splatając w sobie ekonomiczne, ekologiczne czy psychologiczne wymiary, jednak nie
znajduje miejsca ani w politycznej logice, ani w politycznym kalendarzu.
Bez fundamentalnych korekt liberalna demokracja przedstawicielska
jest strukturalnie niezdolna do adresowania polikryzysowej złożoności,
rozciągłości czasowej czy poziomu wymaganych zmian. Równocześnie,
202
https://stocznia.org.pl/wp-content/uploads/2021/06/innypomyslnademokracje.pdf
(dostęp tu i dalej: 7 lutego 2024).
2 Jak podały Amerykańskie Narodowe Centra Środowiskowego Prognozowania
(NCEP) 4, 5 i 6 lipca 2023 roku były kolejnymi najcieplejszymi dniami w historii
pomiarów.
3 Pojęcie ukute przez Adama Tooze i oznaczające wiązkę wzajemnie splątanych
globalnych zagrożeń o nakładających się przyczynach i skutkach, których wpływ
przekracza sumę każdej części.
wraz z postępowaniem kryzysów XXI wieku, sam ten system polityczny
ma marne szanse, aby utrzymać się przy życiu w obecnej formie4.
W tej sytuacji jeszcze ważniejsze jest, by w takich publikacjach jak ta polikryzys pozostawał podstawowym horyzontem myślenia. Nie odmawia
nego. Wciąż warto zrozumieć fenomen rekordowej frekwencji 15 października, stojące za nim procesy, oczekiwania, ograniczenia i potencjały.
Konieczne jest wyjście od bieżącej struktury możliwości, ale po to, by postawić transformacyjny i odpowiedzialny krok w pożądaną stronę.
Niezdecydowane, sfrustrowane, bez wiary w politykę
Podstawowe wyjaśnienie rekordowej frekwencji podkreśla wagę sprzeciwu i niechęci wobec Prawa i Sprawiedliwości. Polacy i Polki odsunęli
władzę, która naruszała ich wolność, łamała prawa człowieka i Konstytucję oraz ustalony porządek gry. Mobilizacja wyrastała z emocji negatywnych, z gniewu czy obaw wobec nadużyć władzy. Według badań
CBOS-u5 przeprowadzanych bezpośrednio po wyborach 50% głosujących
zgodziło się, że odsunięcie PiS-u od władzy motywowało ich do oddania
głosu. Równocześnie aż 49% głosujących do urn pchała wiara, że wybrane przez nich ugrupowanie wniesie w politykę coś nowego. Tylko 26%
twierdziło, że ich motywacja była stricte negatywna, że głosowali przeciwko. Zatrzymywanie się na diagnozie sprzeciwu spłyca więc obraz, pomija bowiem pozytywną energię społeczną i trwałe podstawy wartości,
na których można budować.
Za demokracją, choć sceptycznie wobec polityki. Potencjał i potrzeby obudzonych
to oczywiście zasadności próbom diagnozy obecnego momentu politycz-
Dyskurs anty-PiS, o którego nieskuteczności może świadczyć odbiór
wystąpienia Donalda Tuska w przedwyborczej debacie w TVP, był
4 Kwestie te poruszaliśmy szerzej w zbiorze wydanym przez forumIdei Fundacji
im. Stefana Batorego: Czy możliwa jest eko-Rzeczpospolita? Wokół tekstu Edwina
Bendyka, red. P. Kosiewski, Warszawa 2021, https://www.batory.org.pl/wp-content/
uploads/2021/10/Czy.mozliwa.jest_.eko_Rzeczpospolita.pdf.
5 CBOS, Motywy i decyzje wyborcze 2023, CBOS Flash, nr 6, Warszawa 2023,https://
www.cbos.pl/PL/publikacje/flashe/pliki/2023/fl_006_2023.pdf.
203
w kampanii strategicznie przeplatany językiem z zupełnie innego porządku. Jako symbol kampanii wybiło się serce – polityka miłości i współpracy miała kontrastować z polityką nienawiści i dzielenia. Media wyraźnie
eksperymentowały z wychodzeniem poza duopol, poświęcając wzajemnej krytyce zwolenników Koalicji Obywatelskiej i PiS-u nie tak dużo uwagi, jak można było się spodziewać. Kampanie obywatelskie akcentowały
raczej sprawczość jednostki, wagę uczestnictwa w demokracji, unikały
mobilizacji w duchu politycznej bitwy. Wszystkie te zabiegi mobilizowały
grupę, dla której nawet lata nadużyć partii Kaczyńskiego nie były wystarczającym argumentem za oddaniem głosu na inne ugrupowanie ani za
oddaniem go w ogóle.
Rekordu frekwencji nie byłoby, gdyby przy urnach nie pojawiły się osoby od lat niegłosujące, sceptyczne co do udziału, kwestionujące jego sens
i deklarujące uogólniony brak wiary w politykę. Wysoki zwrot z mobilizacji osób przekonanych (do konkretnej partii czy do samego głosowania)
jest prawdopodobnie prostszą do rozwiązania zagadką, o której można
Diagnozowanie demokracji
przeczytać w wielu innych tekstach. Natomiast przyjrzenie się głównym
oporom i wątpliwościom grupy niezdecydowanych, która zaskakująco
licznie stawiła się 15 października, zwraca uwagę na kluczowy paradoks,
do którego dojdę w dalszej części tekstu.
Wielu komentatorów twierdzi, że o wyniku zdecydował udział młodego
pokolenia i kobiet. Wśród nich można było znaleźć najwięcej tzw. niezdecydowanych. Przyjrzyjmy się tym osobom6. W dużej części deklarowały brak zainteresowania i dystans do polityki, szczególnie w obliczu
polaryzacji, z której nie widziały wyjścia. Charakteryzowały je ogólne
rozczarowanie całą klasą polityczną, postrzeganie jej jako skupionej na
własnych interesach i zrezygnowanie wobec braku propozycji realnej
204
6 Na podstawie: E. Bendyk, S. Gutkowski, Naprawdę ważne tematy. Jak przekonać
nieprzekonanych wyborców?, Warszawa 2023, https://www.batory.org.pl/wp-content/
uploads/2023/10/Naprawde.wazne-tematy_Raport.o.niezdecydowanych.wyborcach.
pdf.
zmiany. Szczególnie kobiety odstraszał brutalny, konfliktowy dyskurs.
Wśród młodego pokolenia7 natomiast wybrzmiewały bezsens i frustracja.
Jego przedstawiciele twierdzili, że głosować nie ma sensu, skoro politycy
„nie spełniają swoich obietnic wyborczych” (38%), „ciągle się kłócą i nie
długoterminowego planu dla Polski” (24%).
„Nie” dla polityki, „tak” dla demokracji
Osoby o tak krytycznym spojrzeniu na politykę, które głos ostatecznie
oddały, nie mieszczą się w logice czystego sprzeciwu. Wątpię, by przekupiły ich też jakiekolwiek konkretne propozycje programowe, skoro nie
wierzą w ich realizację. Ewidentnie dostrzegały systemowe zepsucie polityki i nie miały zaufania do jej wiarygodności. Jednak coś musiało przynieść iskrę motywacji i nadziei nawet wśród tych politycznie wycofanych
i zrezygnowanych.
Stawiam tezę, że udało się skutecznie utożsamić PiS z tym, co część Polaków i Polek krytykuje w polityce jako całości. Partię Kaczyńskiego przedstawiano m.in. jako skupioną na swoim interesie kosztem obywateli, populistyczną i oportunistycznie wykorzystującą krótki rytm kadencji, by
proponować wyborcom oferty nieuwzględniające długów zaciąganych
wobec przyszłości. Wśród Polek i Polaków 82% odczuwało w październiku 2023 roku zmęczenie konfliktem politycznym, a 77% dostrzegało, że
jesteśmy za czasów PiS społeczeństwem podzielonym8. Opozycja mogła
dzięki temu pozycjonować się w kontraście – jako opcja, której te pro-
Za demokracją, choć sceptycznie wobec polityki. Potencjał i potrzeby obudzonych
załatwiają ważnych spraw” (25%), „gaszą tylko bieżące pożary, a nie mają
blemy nie dotyczą i która pokaże alternatywę: nową jakość demokracji.
Stanowi to wyraźną podstawę legitymizacji nowego rządu.
7 Wnioski z raportu Debiutanci ‘23 dostępnego na stronie https://mlodziwyborcy.pl:
https://mlodziwyborcy.pl/wp-content/uploads/2023/07/Raport-Debiutanci23-7-Jul.
pdf.
8 A. Traczyk, Z. Włodarczyk, P. Górska, Zmęczona wspólnota. Co łączy i dzieli polskie
społeczeństwo, Warszawa 2023, https://www.moreincommon.pl/co-robimy/
zmeczona-wspolnota.
205
Paradoksalnie, mimo generalnego kryzysu wizerunkowego polityki, poparcie dla demokracji jest dziś w Polsce na najwyższym poziomie (80%9)
w historii badań. „Biorąc pod uwagę cały monitorowany przez nas okres,
począwszy od roku 1992, można powiedzieć, że po roku 2015 postawa
prodemokratyczna zauważalnie i względnie trwale (pomijając niewielkie wahnięcia) umocniła się, co nie jest równoznaczne z zadowoleniem
z tego, jak funkcjonuje demokracja w Polsce” – podkreśla CBOS.
Z owego paradoksu można wysnuć tezę, że jesteśmy fanami i fankami demokracji jako wartości i założeń, jednak już niekoniecznie tego, jak funkcjonuje ona w praktyce i za jakie zachowania wynagradza klasę polityczną. Dla uzupełnienia obrazu warto zwrócić uwagę, że przytoczone badania CBOS-u wskazały, iż Polki i Polacy wyżej cenią wolności obywatelskie
i prawa człowieka jako podstawę demokracji niż wybieranie reprezentacji politycznej w głosowaniach czy funkcjonujące państwo opiekuńcze.
Natomiast w badaniach More in Common10 84% obywatelek i obywateli
odrzuciło stanowisko, że regularny udział w głosowaniach jest wystarDiagnozowanie demokracji
czający, a resztę zarządzania krajem należy zostawić w rękach polityków.
Zgadzamy się (90%), że w demokracji istotne jest aktywne uczestnictwo
wszystkich obywateli w życiu politycznym państwa. Równocześnie nie
mamy poczucia wpływu nawet na własne życie, a co dopiero na politykę11.
Głód demokracji jest najwyraźniej głębszy niż chęć przywrócenia praworządności. Nie mieści się jedynie w porządku prawodawczym, któremu
poświęcamy tak dużo uwagi w debacie publicznej. Dlatego, zamiast skupiać się na tym, co i w jakiej kolejności ma wdrażać rząd, chciałabym
206
9 Stosunek do demokracji i ocena jej funkcjonowania, Komunikat z badań CBOS, nr 57,
Warszawa 2021, https://www.cbos.pl/SPISKOM.POL/2021/K_057_21.PDF.
10 More in Common, Itʼs Complicated. People and Their Democracy in Germany,
France, Britain, Poland, and the United States, https://www.moreincommon.com/
media/5yvfykfc/more-in-common-bosch-democracy-full-report-eng.pdf.
11 Nie(d)oceniony zasób. Kapitał społeczny Polek i Polaków zbadany!, Warszawa 2023,
https://stocznia.org.pl/2023/09/29/niedoceniony-zasob-kapital-spoleczny-polek-ipolakow-zbadany.!
poważniejszego potraktowania dyskusji o tym, w jakim procesie mógłby
to robić.
Podstawienie nogi albo podstawienie drabiny
zatrzyma się na poziomie poprawy kultury sejmowej i języka debaty,
potwierdzi to argumenty m.in. młodego pokolenia co do bezsensowności jego zaangażowania. Taka utrata legitymizacji nie będzie wyrażać się
w aktywnym sprzeciwie na ulicach, lecz w marazmie, bezczynności i niskiej frekwencji podczas kolejnych wyborów, co może stworzyć jeszcze
bezpieczniejsze warunki dla władzy skrajnej prawicy. Po otrzymaniu kredytu zaufania ze strony zniechęconych do polityki, na szali jest obywatelskie poczucie sprawczości i sensu jakiejkolwiek politycznej aktywności.
W najgorszym wypadku może ono zostać zgaszone, jeśli nowy rząd przegapi dług wobec środowisk, w tym przede wszystkim tych związanych
z prawami kobiet, edukacją i systemem sprawiedliwości, na których wieloletniej pracy wyrosła październikowa mobilizacja.
Dług ten wynika m.in. z sukcesów kampanii obywatelskich, dzięki którym udało się wytworzyć przy okazji październikowych wyborów nową
normę społeczną dotyczącą pojawienia się przy urnach. Wytrenowane
na kolejnych falach oburzenia fundowanych przez PiS społeczeństwo
obywatelskie rozegrało wybory strategicznie i do jednej bramki. Waga
takiego zaangażowania została symbolicznie doceniona stworzeniem
odrębnego resortu, jednak może być to ruch kontrproduktywny. Polki
Za demokracją, choć sceptycznie wobec polityki. Potencjał i potrzeby obudzonych
Niestety podejrzewam, że jeśli zmiana w sposobie uprawiania polityki
i Polaków trzeba dziś zapraszać na kolejne szczeble drabiny partycypacji. Wymaga to wpuszczania ich w procesy kształtowania zmian przez
różne ministerstwa, a nie tylko przez zajmujące się wspieraniem społeczeństwa obywatelskiego.
Otworzenie się polityki na obywatelki i obywateli, a nie tylko instytucje
trzeciego sektora, oznacza też konieczność stworzenia grupom mniej
uprzywilejowanym materialnych warunków dla poświęcania czasu na
207
taką aktywność. Priorytetem – co jasno wynika ze wszystkich badań – pozostaje więc zadbanie o koszty życia. Równocześnie wdrażanie strategii
partycypacyjnych powinno zacząć się jak najszybciej, dopóki zainteresowanie polityką jest tak wysokie. Przegapienie szansy na wzmocnienie
społeczeństwa obywatelskiego byłoby skrajnie krótkowzroczne, jako że
w czasach nieuniknionych kryzysów władza demokratyczna potrzebuje silnych sojuszników, jeśli chce konkurować dobrymi rządami z populizmem czy nawet faszyzmem.
Agonistyka, deliberacja czy dywan?
Nie tylko wśród opisanej wyżej grupy niezdecydowanych, ale też w szerszym przekroju polskiego społeczeństwa wybrzmiewa ewidentne zmęczenie polityką wrogości PiS. W jakim kierunku mamy zmierzać ze stanem tych podziałów i napięć? Jak naprawić krzywdy wyrządzone polaryzacją, tak aby z jednej strony pamiętać o jej dzisiejszych ofiarach (przede
wszystkim osobach uchodźczych, migranckich, LGBTQ+ czy nauczy-
Diagnozowanie demokracji
cielskich), ale też mieć na uwadze te potencjalnie przyszłe? Czy wobec
zmęczenia antagonizacją jesteśmy dziś gotowe i gotowi na agonistyczny
pluralizm? Mówiąc inaczej: czy chcemy zaakceptować nieuchronność
różnic i konfliktów wartości, na które nie ma racjonalnych rozwiązań,
ale zadbać o ustalenie (przywrócenie?) reguł, co pozwala wielu stronom
walczyć o polityczne postulaty bez skakania sobie do gardeł? Czy może
raczej wierzymy w możliwość przepracowania różnic poprzez dialog, deliberację albo inne formy aktywnego zszywania rozerwanej tkanki społecznej Polski?
Kiedy stoimy przed tak wieloma ważnymi pytaniami, przekonania dotyczące podziałów i oczekiwania wobec ich adresowania są niejednoznaczne. Tylko 15% osób12 zdecydowanie zgadza się, że różnimy się w Polsce
nie tylko poglądami, ale też wartościami, jednak aż 40%13 zapytanych
208
12 A. Traczyk, Z. Włodarczyk, Górska, Zmęczona wspólnota..., op. cit.
13 More in Common, Itʼs Complicated..., op. cit.
o to, czy ludzie o innych poglądach niż oni działają wbrew dobru Polski,
udzieliło odpowiedzi twierdzącej. W badaniu More in Common autorzy
stwierdzili, że polska demokracja jest rozerwana między konsensusem
a konfliktem: dokładnie 50% respondentów przychylało się w stronę zda50% uważa, że jej rolą jest forsowanie woli większości. Szukanie kompromisów obejmujących szersze społeczeństwo kosztem potrzeb elektoratu
danej partii popiera 77%. Lubimy dyskutować o polityce (53%), jednak
unikamy tego, żeby nie prowokować kłótni (57%). W polskim społeczeństwie nie ma jasności, czy powinniśmy przechylać się w stronę dogadywania się i kompromisów, czy akceptacji nieuchronności różnic i tworzenia odpowiedzialnych warunków dla ich politycznego rozstrzygania.
Zauważmy, że póki co Donald Tusk nie odważył się skonfrontować z głównymi liniami politycznego podziału. Wybierał tuszowanie ich serduszkami, co najlepiej obrazowały estetyka i narracja marszu 1 października.
Wyłączanie tzw. kwestii światopoglądowych poza umowę koalicyjną
również odbyło się w duchu tej, jak rozumiem: tymczasowej, strategii.
Rząd nawiguje między zamiataniem różnic pod dywan a aktywną wrogością wobec PiS-u, obserwowaną m.in. w sposobie przejęcia TVP. Można
spojrzeć ze zrozumieniem na to dalsze karmienie antagonizacji na jednym polu, a utrzymywanie pozornej jedności na drugim, jeśli założeniem
jest tu, że do bezkrwawej politycznie walki najpierw potrzeba agonu.
Przez ten pryzmat można czytać praktyczny brak sprzeciwu kobiet wo-
Za demokracją, choć sceptycznie wobec polityki. Potencjał i potrzeby obudzonych
nia, że polityka polega na łączeniu różnych opinii i interesów, a pozostałe
bec nierozstrzygania kwestii aborcji. Stawiałyśmy opór, kiedy odbierano
nam nazywany zwodniczo „kompromis”. Kiedy teraz nowa władza wyplątuje się z obiecanej legalizacji aborcji dla każdej osoby z macicą, pozostajemy potulne i ciche. Być może więc ukrytym priorytetem – i dla Tuska,
i dla części Polek – jest zapewnienie przestrzegania reguł gry, zarówno na
poziomie kultury sejmowej, jak i w stanie instytucjonalnym, zanim przejdziemy do fazy różnicowania.
209
W ten sposób przegapia się jednak okazję do zebrania plonów z zaangażowania społeczeństwa obywatelskiego w kampanię, z fali zainteresowania Sejmem wypracowanej przez Szymona Hołownię czy z mandatu
zaufania wobec zmiany norm uprawiania polityki. Jesteśmy w momencie
idealnym, aby podjąć odważną weryfikację hipotez o tym, jaka demokracja u nas zadziała – weryfikację poprzez polityczną praktykę, a nie abstrakcyjne wywiady. Niezaadresowane problemy bez zalegitymizowanych
rozwiązań mogą w niedalekiej przyszłości łatwo zostać wykorzystane do
wytwarzania konfliktu i nastawiać przeciwko koniecznym reformom.
Być może przykładowo spór wokół pilnego etycznie zagadnienia migracji,
wielokrotnie wykorzystywanego w duchu zasady „dziel i rządź”, dałoby
się rozładować za pomocą procesu podobnego do wypróbowanego w Irlandii panelu obywatelskiego (citizen’s assembly) na temat aborcji, z którego można by zrobić oś „narodowej terapii”.
Badania z marca 2023 roku14 wskazują, że 78% Polek i Polaków widzi
w panelach obywatelskich potencjał do zmniejszania napięć społecznych,
Diagnozowanie demokracji
79% osób brałoby w nich udział, gdyby zostały wylosowane, a 88% respondentów uważa, że powinny być one brane pod uwagę przy podejmowaniu decyzji przez polityków. Istnieje oczywiście zagrożenie, że taki
proces pogłębiłby skłócenie, a przy okazji dołożył emocjonalnego ciężaru
żyjącym w Polsce osobom migranckim i uchodźczym oraz obrał rozczarowujący kierunek na poziomie decyzji. Jednak bez podjęcia eksperymentów z kolejnymi innowacjami trudno będzie stwierdzić, co działa. Wprowadzanie wysłuchań sejmowych, obszernych konsultacji społecznych
przy planowaniu reform (np. obejmujących głosy osób uczniowskich) czy
lokalnych narad byłyby krokami w dobrą stronę. Nie ma wyraźnych oporów, nie ma sztywnych oczekiwań – widzimy raczej otwartość i głód tego
typu zmian.
210
14 Rozmawiajcie z nami częściej niż raz na 4 lata, Warszawa 2023, https://
naradaoenergii.pl/rozmawiajcie-z-nami-czesciej-niz-raz-na-4-lata.
Przemysław Czapliński
Dziedzictwo zatartych granic
Jak określić ustrój polityczny zdolny pomieścić oczekiwania wszystkich
grup społecznych, które zapewniły zwycięstwo wyborcze partiom opozycyjnym? Liberałowie, konstytucjonaliści, obrońcy praw człowieka i obywatela, lewica socjalna i obyczajowa, chrześcijańscy demokraci, ekolodzy – to tylko główne, choć i tak ogólne etykiety najważniejszych postaw
politycznych, jakie połączyły się w głosowaniu 15 października.
Równie rozfalowany wydaje się pejzaż nastrojów społecznych. W postawach wyborców oburzenie obywatelskie, gniew polityczny, frustracja codzienna, przerażenie prawnicze zmieszały się, skłębiły i skotłowały z nadziejami na zmianę. Większość z nas wie przy tym, że zmiana nie może
polegać na przywracaniu normalności. Nie było jej bowiem ani w latach
2008–2015, a więc w okresie rządów liberalnych, ani w latach dziewięćdziesiątych. Może więc to pojęciowe i emocjonalne pomieszanie wynika
również ze zderzenia oczywistej negacji rządów Prawa i Sprawiedliwości
z niepewnością naszej wyobraźni? Na razie można powiedzieć tylko tyle,
że zróżnicowane wkurzone mniejszości wybrały większość, która nie ma
swojego imienia.
Wypadek ze słownika
Brak nazwy dla ustroju wydaje mi się symptomatyczny – dobry i zły. Dobre jest w nim to, że skoro taki ustrój nie istnieje, to aktualna i przyszła
211
władza musi eksperymentować, szukać przepisów, instytucji i praktyk,
które sprostają naszej rzeczywistości. Polska nie od dziś stoi przed multikryzysem, na który składają się problemy klimatyczne, migracyjne
i demograficzne, dociążane przez kryzys sfery publicznej, czyli niewydolność służby zdrowia, zapaść edukacji i dziury w komunikacji publicznej.
Być może jednak po raz pierwszy od ośmiu lat Polska ma rząd, który nie
będzie złożoności tej sytuacji negował albo nie będzie dla niej szukał prostego rozwiązania w postaci wskazywania feministek, homoseksualistów
czy muzułmanów jako winnych.
Do wymienionych kryzysów należy dodać jeszcze jeden – bodaj najpoważniejszy: rozpołowienie państwa. Jest coś ponuro fascynującego
w performansie zafundowanym nam przez nacjonalistyczną prawicę.
W wyniku jej działań doszło do podwojenia kluczowych instytucji. Spółki Skarbu Państwa i instytucje takie jak Fundusz Sprawiedliwości stały
się kasami swobodnego dostępu dla rządzącej partii i jej klienteli; mediom publicznym nadano charakter tuby propagandowej jednej partii;
Diagnozowanie demokracji
Trybunał Konstytucyjny stał się wykonawcą woli rządu; Krajowa Rada
Sądownictwa została obsadzona ludźmi z klucza partyjnego, a służby
ochronne przekształcono w firmy do ochrony partyjnych polityków lub
do ścigania opozycjonistów. W tej sytuacji nowo powołany rząd musi albo
przejmować skorumpowane instytucje posunięciami na granicy prawa,
albo je dublować, czyli wynajdywać w istniejącym porządku prawnym
instytucjonalne bypassy, które pozwolą przekazać część uprawnień wysokiego urzędu jakiejś innej instytucji.
To, w czym tkwimy, to już nie konflikt klasowy czy światopoglądowy,
to nie wojna kultur lub starcie idei. Żyjemy w pękającym państwie.
Podwojenie struktur prowadzi do rozpadu, ponieważ żadne państwo
nie przetrwa wojny między instancjami powołanymi do formułowania
ostatecznych rozstrzygnięć. Jeśli kwestionowane są orzeczenia Trybu212
nału Konstytucyjnego albo jego prawo do orzekania w danej sprawie,
albo prawomocność jego składu, wówczas cały system sprawiedliwości
ulega podważeniu. Nie istnieje już bowiem instancja, która byłaby zdolna prawomocnie orzekać zgodność konkretnej sprawy z Konstytucją.
Po 15 października między stronami konfliktu rozpostarła się przepaść,
w którą powoli ześlizguje się całe państwo. Dopiero po wyborach można było w praktyce zobaczyć, na czym polega i jak będzie przebiegało
starcie między dwoma przeciwnikami, którzy nawzajem odmawiają
sobie prawomocności.
Z tych dwóch powodów – nieuzgadnialnej rozpiętości oczekiwań wyborców, którzy poparli partie opozycyjne, oraz niebezpiecznego konfliktu
między dwoma porządkami prawnymi – znaleźliśmy się poza obszarem
dotychczasowego słownika politycznego i na skraju wyobraźni ustrojowej.
Wypadnięcie ze słownika nie dokonało się w ciągu dwóch kadencji prawicowych rządów. Oczywiście nacjonaliści doprowadzili ów słownik do demontażu, manipulując podstawowymi pojęciami. W ich wypowiedziach
i praktykach politycznych słowa takie jak „demokracja”, „wolność”, „spranych z podstawowymi, ile zostały wprowadzone w stan semantycznej dowolności. Stały się, mówiąc inaczej, dyspozycyjne, ponieważ dzięki sprawowanej władzy, dzięki przewadze w Sejmie, dzięki ustępliwości Prezydenta państwa, a także dzięki upartyjnieniu mediów rządząca prawica
doraźnie wpisywała w kluczowe pojęcia dowolne, aktualnie potrzebne
znaczenia. Słowo „Konstytucja” używane jako argument uzasadniający
wykroczenia przeciw Konstytucji przestaje znaczyć cokolwiek poza „do-
Dziedzictwo zatartych granic
wiedliwość”, „prawo”, „Konstytucja” nie tyle nabrały znaczeń sprzecz-
kumentem, który zawsze potwierdzi słuszność postępków władzy”. W ten
sposób niszczy się podstawy porozumienia, demoralizuje społeczeństwo
i przygotowuje następcom grunt, na którym wszystko będzie dozwolone.
Skrót z historii polskiej demokracji
Jednak demontaż słownika politycznego, przyspieszony przez prawicę,
w gruncie rzeczy zaczął się tuż po starcie nowej historii. W grudniu 1989
roku parlament uzupełnił Konstytucję Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej,
213
która jeszcze w całości nie została wymieniona, przegłosowując ustawę
modyfikującą artykuł 1. Mówił on: „Rzeczpospolita Polska jest demokratycznym państwem prawnym, urzeczywistniającym zasady sprawiedliwości społecznej”. Nowela grudniowa wprowadzała zasady, wedle których władza zwierzchnia należeć miała do ogółu obywateli. Powstało
państwo prawa, czyli takie, w którym: nadrzędnym dokumentem jest
Konstytucja, obowiązuje zasada trójpodziału władzy, występuje gwarancja niezawisłości sądownictwa, władza musi podlegać regulacjom prawnym i zostać pociągnięta do odpowiedzialności, jeśli prawo przekroczy,
strzeżone są prawa i wolności obywatelskie, a decyzje władzy uzależnione są od decyzji suwerena.
Taki był, całkiem dobry, początek. Jednak w ciągu czterech lat (1989–1993)
cały ten system uległ skorodowaniu.
Wyniknęło to z decyzji dotyczących stosunku do: Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej, Kościoła katolickiego, własności prywatnej i kobiecego ciała. Stosunek do PRL-u wyraził się w zapoczątkowaniu działań mających
Diagnozowanie demokracji
wymazać PRL. Stworzono pomost historyczny łączący Polskę postkomunistyczną z Polską międzywojenną ponad Polską powojenną; zarówno
nazwa „III RP”, jak i przywrócenie korony orłowi w godle państwa eliminowały PRL z pola widzenia, a więc zapewniały ciągłość państwową za
cenę usunięcia Polski Ludowej z rachunku historycznego, co było równoznaczne przede wszystkim z osłabieniem opiekuńczej funkcji państwa.
W stosunku do Kościoła katolickiego pojawił się cały pakiet preferencji:
podpisano konkordat, wprowadzono naukę religii do szkół publicznych,
uchwalono funkcjonowanie komisji ds. zwrotu majątku kościelnego, której decyzje nie podlegały zaskarżeniom1. W odniesieniu do własności prywatnej uruchomiono ustawę reprywatyzacyjną2. Natomiast ciało kobiece
214
1 Zob. P. Babiński, Korporacja Kościół. Wyznania księdza, Warszawa 2019.
2 Zob. B. Siemieniako, Reprywatyzując Polskę. Historia wielkiego przekrętu,
Warszawa 2017, s. 9: „pierwsza decyzja zwrotowa została wydana już w styczniu
1990 roku. Reprywatyzowano wszystko, co kiedyś znacjonalizowano, i nie były to
tylko kamienice w miastach. Między 1944 i 1962 rokiem znacjonalizowano także
poddano zwiększonej kontroli, przegłosowując zaostrzoną ustawę antyaborcyjną. To ostatnie nastąpiło wbrew najpotężniejszej fali protestów
społecznych – w 1993 roku zebrano ponad milion podpisów przeciwko
inicjatywie sejmowej. Jak trafnie pisała Agnieszka Graff w książce Świat
bez kobiet, młoda demokracja wybrała ciało kobiece jako obszar samostanowienia władzy3.
W ciągu czterech lat ustanowiono zatem porządek raczej quasi-demokratyczny. Zakrycie PRL-u wypierało plebejskie pochodzenie większości, wskazywało na nacjonalizm jako jedyną tradycję wspólną, usuwało
z pola widzenia rozliczne niesprawiedliwości cechujące Polskę międzywojenną. Fetyszyzacja własności prywatnej zapowiadała zawieszenie
praw pracowniczych i ulgowy kodeks dla właścicieli kamienic oraz środków produkcji. Konkordat zagwarantował Kościołowi uprzywilejowane
miejsce w walce politycznej i ekonomicznej. Ustawa antyaborcyjna redukowała prawa kobiece, a w dalszej perspektywie blokowała możliwość
tym bardziej dla par jednopłciowych.
Należy dodatkowo podkreślić, że decyzje te, kluczowe dla nowego państwa, zostały ustalone albo poza debatą sejmową, albo wbrew woli suwerena. A ponieważ decyzjom zagwarantowano zwiększoną ochronę,
więc w rezultacie własność prywatna, Kościół katolicki i patriarchat
znalazły się poza zasięgiem prawa. Dlatego nowy porządek ustrojowy,
przybierający postać kapitalizmu katolickiego, był od samego początku
przedsiębiorstwa, fabryki, majątki ziemskie, jeziora, lasy, apteki, tabor żeglugi
śródlądowej, majątki opuszczone, poniemieckie i mienie zajęte wcześniej przez
okupacyjne władze niemieckie. To wszystko po upadku komuny aż się prosiło
o odzyskanie”.
3 Autorka zwraca uwagę na zbieżność między działaniami parlamentów
polskiego i węgierskiego w latach 1992–1993. I stwierdza: „w ten właśnie sposób –
ustanawiając na nowo polityczny wymiar różnicy płci, czyniąc z kobiecego ciała
przedmiot restrykcyjnego prawa – zademonstrowały swoją władzę nowo wybrane
parlamenty” (A. Graff, Świat bez kobiet. Płeć w polskim życiu publicznym, Warszawa
2021, s. 18–19).
Dziedzictwo zatartych granic
legalizacji związków partnerskich, nawet w przypadku par hetero, więc
215
podważalny – narażony na wyraziste, wiarygodne i prawnie uzasadnione oskarżenia.
Źródłem najważniejszego gniewu było oddzielenie praw obywatelskich
od praw socjalnych, charakterystyczne dla doktryny szoku4. Wspomniana wcześniej nowela grudniowa mówiła, że Polska jest państwem „urzeczywistniającym zasady sprawiedliwości społecznej”, ale zasady owe
wpisano do postulatów, a nie do obowiązków państwa. Prawa obywatelskie – a więc wolność poglądów, przynależności, wybierania i bycia wybieranym, aktywności gospodarczej – obejmowały kilka praw socjalnych,
ale po roku 1989 te nieliczne elementy, zwłaszcza prawo do opieki zdrowotnej i do nauki, stopniowo przenoszono do praw socjalnych. A prawa
socjalne uznano za przedmiot negocjacji rynkowej. Zatem prawo pracy,
ubezpieczenia społeczne, opieka społeczna i medyczna, ochrona prawa
do mieszkania zostały scedowane na konsumenta. W zakresie tych spraw
obywatel miał mieć tyle, ile zdołał wywalczyć, nie zaś tyle, ile mogłoby
lub powinno zagwarantować mu prawo.
Diagnozowanie demokracji
Wynika z tego, że w nowej Polsce w ogóle nie było demokracji liberalnej:
w latach 1989–2015 panował liberalizm niedemokratyczny, natomiast od
roku 2015 obowiązywała demokracja nieliberalna5. Do roku 2015 prawa
obywatelskie były wąskie, a prawa socjalne – słabe. Polska nie była więc
ani państwem wolnościowym, ani równościowym. W roku 2015, gdy prawica nacjonalistyczna doszła do władzy, nastąpiło niedobre odwrócenie
tej relacji: jeśli rządy w okresie 1989–2014 poprzestawały na wąskiej wersji wolności obywatelskich i redukowały prawa socjalne, to rząd sformowany w roku 2015 przywrócił część praw socjalnych.
216
4 Oprócz oczywistego wskazania na studium Naomi Klein (Doktryna szoku. Jak
współczesny kapitalizm wykorzystuje klęski żywiołowe i kryzysy społeczne, przeł.
różni, Warszawa 2008) odwołuję się tu również do wcześniejszej prawie o dekadę
monografii Piotra Sztompki Trauma wielkiej zmiany. Społeczne koszty transformacji,
Warszawa 2000.
5 Rozróżnienie zaproponował Yascha Mounk. Zob. idem, Lud kontra demokracja.
Dlaczego nasza wolność jest w niebezpieczeństwie i jak ją ocalić, przeł. K. Gucio,
przedmowa T. Sawczuk, Warszawa2019.
Cały przyznany pakiet – program 500+, podwyżka emerytur, ustalenie
minimalnej stawki godzinowej i płacy minimalnej, obniżenie wieku emerytalnego – to działania potrzebne i ważne. Dzięki nim państwo powracało do swoich obowiązków ochronnych, pośredniczących i pomocowych.
Państwo na powrót pozycjonowało się jako instancja pośrednicząca między obywatelem a własnością prywatną, chroniąc przed nadmierną władzą, jaką – z błogosławieństwem wszystkich partii politycznych i Kościoła
katolickiego – rynek zyskał w latach dziewięćdziesiątych. Przywracało
to zaufanie do instytucji państwa i osłabiało tożsamość konsumencką na
rzecz „obywatelskiej”.
Oczywiście nie dla wszystkich. Jeśli liberałowie produkowali rzesze ludzi
zbędnych ekonomicznie6, to prawica zaczęła kreować coraz liczniejsze
grupy wykluczonych ideologicznie. Rząd w wąskim zakresie wzmocnił
bowiem prawa socjalne, ale uczynił to w ramach układu pozwalającego
na stopniowe kwestionowanie praw obywatelskich. Z tego punktu widzeperymentu w zakresie manipulowania definicją obywatelstwa i wyszukiwania prawnych podstaw dla zawężania tej definicji lub dla pozbawiania
praw wybranych grup społecznych. „Gminy wolne od LGBT” to przymiarka, zaś specjalne regulacje wprowadzone na pograniczu polsko-białoruskim stanowiły odsłonięcie nowej formy ustrojowej.
Demokracja stanu wyjątkowego
Aby wyjaśnić hybrydową wersję demokracji, która wyłoniła się za rzą-
Dziedzictwo zatartych granic
nia lata 2015–2023 można traktować jako okres nacjonalistycznego eks-
dów PiS-u, warto krótko przypomnieć podstawowe regulacje dotyczące
stanu wyjątkowego i ich aplikację na granicy polsko-białoruskiej
Nasza Konstytucja przewiduje możliwość wprowadzenia stanu wyjątkowego na okres 90 dni (art. 230). Taką inicjatywę zgłasza rząd, wniosek
podpisuje Prezydent i w przeciągu 48 godzin przedstawia Sejmowi do
217
6 O neoliberalizmie jako strategii wytwarzającej ludzi zbędnych zob. P.-N. Giraud,
L’Homme inutile – Du bon usage de l’économie, Paris 2015.
rozpatrzenia. Po upływie 90 dni stan wyjątkowy można przedłużyć tylko raz – na okres dodatkowych 60 dni, znowu z koniecznością uzyskania
zgody Sejmu.
Jednak w przypadku pogranicza polsko-białoruskiego wprowadzenie
2 września 2021 roku stanu wyjątkowego było niezgodne z prawem,
ponieważ wniosek opierał się na fałszywych przesłankach: Konstytucja
mówi, że Prezydent Rzeczypospolitej może wprowadzić stan wyjątkowy
na części albo na całym terytorium państwa w razie „zagrożenia konstytucyjnego ustroju państwa, bezpieczeństwa obywateli lub porządku
publicznego”. Żaden z tych warunków nie zachodził: 36 uchodźców zatrzymanych latem roku 2021 na granicy nie zagrażało ustrojowi, bezpieczeństwu obywateli czy porządkowi publicznemu. Najlepszym dowodem
podważającym zasadność wprowadzenia stanu wyjątkowego na pograniczu polsko-białoruskim była fala uchodźców napływająca do Polski po
napaści Rosji na Ukrainę w marcu roku 2022. Rząd uznał, że dwumilionowa społeczność nie powoduje „zagrożenia konstytucyjnego ustroju
Diagnozowanie demokracji
państwa, bezpieczeństwa obywateli lub porządku publicznego”, choć
wcześniej sięgnął po środki nadzwyczajne w obliczu garstki uchodźców.
Trudno o bardziej wyrazistą redukcję prawa do siły.
Instrumentalne wykorzystanie zapisu o stanie wyjątkowym nie było jedynym wykroczeniem popełnionym przez tę władzę. W istocie rząd potraktował kryzys uchodźczy jako pretekst do eksperymentowania z zaborem
praw obywatelskich. Na wyłączonym obszarze zakazano wjazdu osobom
chcącym pomagać uchodźcom, ograniczono dostęp do uzyskiwania informacji i wprowadzono zakaz utrwalania (czyli fotografowania lub filmowania). Rozszerzone obostrzenia nie miały nic wspólnego z uchodźcami
i z sytuacją zaistniałą na granicy. Dlatego pół roku później, w styczniu
2022 roku, Sąd Najwyższy wydał wyrok uniewinniający grupę dziennikarzy od zarzutu przebywania na obszarze objętym stanem wyjątkowym.
218
Zakaz ten, jak stwierdził SN, został wydany z przekroczeniem uprawnień,
jakie przysługują Radzie Ministrów.
Kiedy jednak SN wydawał swój wyrok, na terenie pogranicza obowiązywało już nowe prawo. Rząd po upływie 90 dni nie chciał wnioskować
o przedłużenie stanu wyjątkowego, więc znowelizował istniejącą ustawę
o ochronie granicy. Sejm przyjął nowelę 17 listopada, więc od grudnia
2021 roku rząd mógł sprawować władzę wedle nowych zasad. Nowela
zakładała, że minister spraw wewnętrznych w dowolnym momencie
może rozporządzeniem wprowadzić zakaz wstępu na teren nadgraniczny, może ten zakaz odnawiać co miesiąc bez końca (ustawa nie określała
limitu czasowego takiego zakazu), a Straż Graniczna ma prawo użyć nowych środków przymusu bezpośredniego. Od stycznia do lipca 2022 roku
rząd zapewnił więc sobie bezkarność w majestacie prawa, utrzymując
reguły stanu wyjątkowego bez wprowadzania stanu wyjątkowego7. Nieprecyzyjne regulacje nie zostały ograniczone czasowo i nie negowały stosowania przemocy, więc ochrona granicy zamieniła się w permanentny
stan wyjątkowy8, zachowując jednocześnie pozory demokracji.
skim odsłonił istotę pomysłu prawicy nacjonalistycznej na demokrację.
Polega on na równoczesnym utrzymywaniu legitymacji demokratycznej i sięganiu po prerogatywy stanu wyjątkowego. Dzięki temu rząd
7 „Od początku kryzysu humanitarnego na granicy polsko-białoruskiej do
26 grudnia 2022 roku Straż Graniczna przeprowadziła ponad 50 tysięcy wywózek”.
Po polskiej stronie granicy (do kwietnia 2023) odnaleziono 42 ofiary, zob.
M. Chołodowski, Kolejne zwłoki przy granicy z Białorusią. Zwiększa się liczba ofiar
kryzysu humanitarnego, „Gazeta Wyborcza”, 22 kwietnia 2023, https://bialystok.
wyborcza.pl/bialystok/7,35241,29689112,kolejne-zwloki-przy-granicy-z-bialorusiazwiaksza-sie-liczba.html. Zob. także K. Przyborska, W lasach „magicznego” Podlasia
leżą ciała, „Krytyka Polityczna”, 24 lutego 2023, https://krytykapolityczna.pl/kraj/wlasach-leza-ciala-podlasie-migranci-uchodzcy (dostęp tu i dalej: 7 lutego 2024).
8 Zob. K. Przyborska, Prawo jest fikcją, skuteczność zapory jest fikcją. Prawdziwe są
tylko przemoc i śmierć, „Krytyka Polityczna”, 18 maja 2023: „Tej strefy niby nie ma,
ale tak naprawdę ona istnieje cały czas, prawo nie działa, jest bezprawie, każdy po
swojemu je dyktuje – mówi Mariusz Kurnyta i przytacza kolejne podobne sytuacje,
które łączy lekceważenie prawa przez funkcjonariuszy, przekonanie, że skoro
mają broń – mogą wszystko”, https://krytykapolityczna.pl/kraj/prawo-jest-fikcjaskutecznosc-zapory-jest-fikcja-prawdziwe-sa-tylko-przemoc-i-smierc.
Dziedzictwo zatartych granic
Właśnie drugi etap rozwiązań prawnych na pograniczu polsko-białoru-
219
dysponuje poszerzonym zakresem władzy, a jednocześnie nie podlega
kontroli związanej ze stanem wyjątkowym. Co więcej, alarmistyczne uzasadnienia dla specjalnych regulacji pomagają w powołaniu „wspólnoty
zagrożonej”, a więc w wykreowaniu zbiorowości, która zaakceptuje moralne koszty decyzji rządu jako skutki uboczne ochrony Polski. Polityka
strachu podnosi poziom społecznych emocji i nadaje prawnemu bezprawiu znamię działań adekwatnych do sytuacji, która nie mieści się w aktualnych przepisach i nakazuje sięgać po rozwiązania niekonstytucyjne.
Przymiarki do hybrydowych posunięć9 można było zauważyć już podczas pandemii COVID-19 w 2020 roku10. Podejmowane wówczas decyzje – zwłaszcza wprowadzenie zakazu zgromadzeń – zapowiadały demokrację stanu wyjątkowego nie dlatego, że były surowe, lecz dlatego, że
władza postanowiła ograniczyć prawa obywatelskie bez wprowadzania
jednego ze stanów nadzwyczajnych. Zamiast wprowadzenia stanu klęski
żywiołowej, rząd poprzestał w roku 2020 na ogłoszeniu stanu zagrożenia epidemicznego, a nieco później stanu epidemii, które zostały przeDiagnozowanie demokracji
widziane w ustawie z 5 grudnia 2008 roku o zapobieganiu zakażeniom
i chorobom zakaźnym oraz ich zwalczaniu. Podwójny problem prawny
polegał na tym, że z jednej strony rosnąca liczba zakażeń i zgonów w pełni upoważniała do wprowadzenia stanu klęski żywiołowej, z drugiej –
ustawa o stanie epidemii nie przewiduje ograniczania praw i wolności
obywatelskich. Mimo to posłowie PiS-u i członkowie rządu uparcie odmawiali skorzystania z istniejących regulacji i nie sięgali po stan klęski żywiołowej, ponieważ wiązałoby się to ze zwiększoną odpowiedzialnością
materialną ze strony państwa i zapowiadało ściślejszą kontrolę organów
220
9 Określenia „hybrydowe stany nadzwyczajne” w odniesieniu do posunięć rządu
użył Igor Tuleya – zob. idem, Pandemia COVID-19 a konstytucyjne stany nadzwyczajne,
„Palestra” 2020, nr 9, https://palestra.pl/pl/czasopismo/wydanie/9-2020/artykul/
pandemia-covid-19-a-konstytucyjne-stany-nadzwyczajne.
10 Zob. M. Małecki, Policja wobec zgromadzeń w czasie epidemii oraz J. Wiewiorowski,
Pandemiczne prawo, w: To wróci. Przeszłość i przyszłość pandemii, red. P. Czapliński,
J.B. Bednarek, Warszawa 2022, s. 89–106, 107–122.
wykonawczych po ustaniu „stanu nadzwyczajnego”. Zarazem ci sami posłowie i ministrowie uważali, że „stan epidemii” upoważnia do okrawania praw obywatelskich na miarę stanu wyjątkowego.
Manipulacje prawne czasów pandemii COVID-19 można potraktować jako
przymiarkę do nieco późniejszych rozwiązań dotyczących strefy specjalnej na polsko-białoruskim pograniczu. Regulacje wprowadzone w strefie
specjalnej odsłoniły nie tylko stosunek do migrantów z Azji czy Afryki,
lecz także kluczowy dla prawicy pomysł na sprawowanie rządów – pomysł polegający na zatarciu granicy między demokracją a stanem nadzwyczajnym. Stworzona w ten sposób demokracja stanu wyjątkowego nie
jest już tylko pokusą albo ukrytym we wnętrzu demokracji zatrutym ziarnem. Jest realną, wprowadzoną w życie, sprawdzoną na kilka sposobów
modalnością polskiej demokracji.
Oddziel i łącz
dziedzictwo, jakie Koalicja 15 Października otrzymała od prawicy – spadek przybierający postać modelu sprawowania władzy. Mieści on w sobie właściwie wszystko, czego dziś pragnie każdy rząd. W tym modelu
zawiera się emocjonalna mobilizacja wspólnoty, która udzieli moralnego
wsparcia nie-w-pełni-demokratycznym (bądź antydemokratycznym) posunięciom, jest tam także skuteczność rządzenia i wreszcie na końcu, niczym perwersyjna nagroda, pojawia się zatarta odpowiedzialność prawna osób sprawujących władzę.
Dziedzictwo zatartych granic
Demokrację stanu wyjątkowego uznaję za najbardziej niebezpieczne
Oddzielenie demokracji od stanów nadzwyczajnych – czyli przywrócenie
wyrazistej granicy między stanem nienaruszalności praw obywatelskich
i stanem prawnie uzasadnionego ich ograniczania – należy uznać za podstawowe, ale nie jedyne działanie separacyjne, jakie powinien podjąć
nowy rząd. Spadek po prawicy to bowiem przede wszystkim dziedzictwo
zatartych granic: między Kościołem a władzą świecką, między mediami
publicznymi a rządowymi, między władzą ustawodawczą a wykonawczą
221
i wreszcie między władzą wykonawczą a sądowniczą. Stara zasada
sprawowania władzy – z powodzeniem stosowana przez PiS – mówiła:
„Dziel i rządź!”. Czyli: wprowadzaj podziały między ludzi, a dzięki temu
będziesz nad nimi panował. Dzisiejsza sytuacja (do której podchodzę
być może ze zbytnią naiwnością) wydaje się prostsza: podziałów między
ludzi nie trzeba wprowadzać – są one tak trwałe i tak silne, że wystarczy
je podgrzewać, aby zapewnić sobie poparcie społeczne.
Ale skutkiem takiego rządzenia będzie odzyskanie za osiem lat władzy
przez prawicę, która podejmie jeszcze brutalniejsze środki dla zapewnienia sobie trwałości sprawowania władzy. Skutkiem kolejnym będzie już
nie kryzys państwa prawa, lecz przekształcenie Polski w państwo bezprawia. Być może ścieżką prowadzącą do nieco innego zakończenia byłoby
właśnie odwrócenie antycznej maksymy. Zamiast „Dziel i rządź!” – „Oddziel i rządź!”. Chodzi o rozdzielenie Kościoła od państwa, Prokuratury
Generalnej od Ministerstwa Sprawiedliwości, mediów publicznych od
długich rąk partii rządzącej, spółek państwowych od lepkich rąk klienteli
Diagnozowanie demokracji
partii rządzącej, wreszcie sumienia od prawa.
Rozdzielenia te nie tylko przywrócą konieczne granice i przypomną o odpowiedzialności za ich przekraczanie, lecz także pozwolą odbudować zaufanie do państwa. Działania takie pokażą bowiem, że aktualna władza
jest mniej pazerna od poprzedniej i że ponad własny interes przedkłada
dobre funkcjonowanie państwa. Bez względu na to, jak mocno aktualna sytuacja popycha nowy rząd do korzystania z demokracji stanu wyjątkowego, sądzę, że nie ma innej drogi do przywrócenia w Polsce ładu
prawnego, jak tylko poprzez ustanowienie granic władzy wykonawczej
i poprzez stabilizowanie instytucji powołanych do kontrolowania władzy.
To „oddzielanie” powinno również pomóc w odbudowie więzi społecznej.
Nie chodzi o to, aby Polacy zaczęli się kochać czy choćby lubić11. Chodzi
222
11 Podobny koncept zarysował Jakub Majmurek – zob. idem, Nie potrzebujemy
pojednania, tylko ucywilizowania konfliktu, „Krytyka Polityczna”, 18 stycznia 2024,
o to, abyśmy zaczęli nawzajem uznawać prawo innego człowieka do posiadania pełni praw i akceptowali instytucje powołane do rozstrzygania
sporów. W warunkach podwojenia struktur państwa każdy spór prawny
nabiera charakteru politycznego, orzeczenia są traktowane jako stronnicze, a instytucje – jako partyjne. Oznacza to, że nieufność wobec państwa
jest w Polsce produkowana przez samo państwo. Ten system produkcji
może zostać zablokowany tylko wtedy, gdy prawo stanie również ponad
aktualną władzą.
Jeśli połowa zadań rządu polega na zerwaniu z metodami prawicy,
a więc na rozdzieleniu władz i podzieleniu się obszarem rządzenia, to
druga połowa polega na podtrzymaniu rozwiązań wprowadzonych
przez PiS. Chodzi przede wszystkim o kwestie socjalne – w wąskim i szerokim znaczeniu.
Wąskie znaczenie dotyczy rozmaitych form bezpieczeństwa socjalnego
i wyrównywania szans – program 500+, minimalna stawka godzinowa,
łecznej nie wymaga omawiania, ponieważ demokratyczni liberałowie
orzekli, że „nic, co dane, nie zostanie zabrane”. Widocznie zrozumieli,
że węższe znaczenie redystrybucji wiedzie do szerszego problemu – niesprawiedliwe dzielenie przyspiesza rozwarstwienia majątkowe, te z kolei coraz silniej różnicują poziom życia i dostęp do szans rozwojowych
(edukacja, opieka zdrowotna), co budzi poczucie niesprawiedliwości.
A językiem buntu zyskującym najszybsze poparcie stają się rozmaite
Dziedzictwo zatartych granic
nieśmieciówkowe umowy o pracę. Na szczęście ta porcja ekonomii spo-
wersje antydemokratyzmu. I tak od złej redystrybucji ekonomicznej droga wiedzie do społecznego przyzwolenia na redystrybucję praw. Rodzeniu się takich antydemokratycznych postaw zapobiega włączanie praw
socjalnych w obręb praw obywatelskich, a więc traktowanie mieszkania,
edukacji, pracy, opieki zdrowotnej nie jak usług rynkowych, lecz jako zobowiązań państwa.
223
https://krytykapolityczna.pl/kraj/nie-potrzebujemy-pojednania-tylko-ucywilizowaniakonfliktu.
Zaniedbanie tych zobowiązań w latach dziewięćdziesiątych i później
zapewniło w roku 2015 zwycięstwo prawicy, która w swoim programie
najwięcej miejsca poświęciła właśnie sprawom socjalnym. Dzięki temu
w Polsce pojawiła się redystrybucyjna prawica. A skoro tak, to dlaczego
nie może pojawić się socjalny liberalizm? Nie chodzi o liberalizm, który
będzie pilnował waloryzacji świadczeń, lecz o taką władzę, która dostrzeże, iż czynnikiem najsilniej podkopującym państwa w XXI wieku są znieruchomiałe nierówności ekonomiczne. Sprawiedliwsza dystrybucja nie
tylko zapobiega takim znieruchomieniom, lecz ponadto jest dla obywateli wyrazistym sygnałem, że państwo ich zauważa, nie zostawia ich sam
na sam z rynkiem czy właścicielem kamienicy, nie skazuje ich na gorsze
szkoły czy słabszą opiekę medyczną.
Powyższe rozważania pozwalają na wyraźne – choć niezbyt instruktywne – wskazanie pojęcia politycznego, które mogłoby połączyć zróżnicowane grupy obywatelskie. Wydaje się, że wspólna im jest nadzieja
na ustrój sprawiedliwy. Kategoria wydaje się nader szeroka, a jednak
Diagnozowanie demokracji
określa przybliżony kierunek i wyznacza granice władzy. Sprawiedliwość nakazuje przywrócić kobietom kontrolę nad własnym ciałem,
przyznać prawa obywatelskie mniejszościom seksualnym, wprowadzić
władzę świecką nad Kościołem katolickim, przywrócić mediom charakter publiczny, włączyć prawa socjalne do praw obywatelskich, podnieść
poziom publicznej edukacji i publicznej opieki zdrowotnej… A także połączyć sprawiedliwość społeczną ze sprawiedliwością ekologiczną, jako
że w niedalekiej przyszłości to skutki kryzysu klimatycznego będą formować ustroje polityczne.
Z pewnością nie jest to program na jedną kadencję. Ale równie pewne wydaje się to, że aktualna kadencja omijająca kluczowe aspekty sprawiedliwości pójdzie na zmarnowanie. Bez podjęcia tych działań osobne mniejszości, które jesienią roku 2023 poparły koalicję, nie przekształcą się z an224
typisowskiego sojuszu w solidarną większość. Co ważniejsze, należy wątpić, czy demokracja przetrwa bez łączenia osobnych i cząstkowych idei.
Uczestnictwo
w przyszłości
Katarzyna Sztop-Rutkowska
Niedokończona demokracja
Kiedy wybierałam się na wieczór wyborczy do Polskiego Radia Białystok,
czułam, że uczestniczę w momencie historycznym. Jako społeczeństwo
staliśmy przed bardzo ważnym wyborem. To napięcie wynikające z wyraźnego konfliktu kierunków proponowanych zmian powodowało ostrą
kampanię. Do tego dołożył się spór o referendum ze zmanipulowanymi
pytaniami. Walka była nierówna: z telewizora i radia lała się propaganda rządowa, wykorzystywano środki publiczne do prekampanii, o czym
pisała m.in. w swoim komunikacie z obserwacji międzynarodowa misja
OBWE1. Można więc było przypuszczać, że mobilizacja wyborcza będzie
duża, choć chyba mało kto spodziewał się aż takiej frekwencji.
Pytanie zasadnicze, przed jakim stoimy, jest takie: czy frekwencja na korzyść opozycji była czymś jednostkowym, wynikającym z wyjątkowego
układu różnych czynników i ogromnych społecznych emocji, takich jak
gniew i niezadowolenie, czy jest objawem konsolidacji demokracji w Polsce i dojrzewania świadomości demokratycznej? Mówienie o „pokoleniu
15 października” to raczej przesada. Wyzwaniami są sensowne zagospodarowanie uwidocznionej energii społecznej i umocnienie kultury demokratycznej. Wysoka frekwencja wskazuje również, jak bardzo ważne
1 K. Kleina, Druzgocąca opinia OBWE o wyborach parlamentarnych w Polsce, https://
wiez.pl/2023/11/22/druzgocaca-opinia-obwe-o-wyborach-parlamentarnych-w-polsce
(dostęp tu i dalej: 7 lutego 2024).
227
jest budowanie tej kultury w lokalnych społecznościach, na styku mieszkańców i władzy lokalnej, w codziennie podejmowanych decyzjach dotyczących samorządu.
1.
Najczęściej w analizach powyborczych zwraca się uwagę na dwie grupy
wyborców: kobiety i ludzi młodych.
Pierwsza grupa nie po raz pierwszy tak licznie poszła na wybory. Już
w poprzedniej elekcji w 2015 roku wyborczynie zrównały się w swojej
aktywności z mężczyznami, a podczas ostatnich wyborów prezydenckich
stanowiły nawet większość. Wydaje się więc, że czynnik płci przestaje spełniać różnicującą funkcję we frekwencji, choć nadal ma znaczący
wpływ na układane listy kandydatów oraz wybieralność do Sejmu i Senatu, a w konsekwencji liczbę kobiet w obu izbach.
Jednym ze źródeł stawienia się tak licznie przez kobiety na wybory
w 2023 roku była z pewnością spektakularna mobilizacja w demonstraUczestnictwo w przyszłości
cjach i protestach w kontekście wyroku Trybunału Konstytucyjnego dotyczącego zakazu aborcji. Zignorowanie tych protestów i niewycofanie
zmian legislacyjnych wzbudziło wśród Polek gniew, ale też zwiększający
się lęk społeczny czy poczucie braku bezpieczeństwa. Doniesienia medialne o dramatycznych sytuacjach w szpitalach położniczych, które kończyły się nawet śmiercią pacjentek, podtrzymywały te silne emocje. Badania
CBOS2 wskazują na zwiększający się odsetek Polek, które nie planują rodzić dzieci: 68% Polek w wieku 18–45 lat nie planuje zachodzenia w ciążę
lub nie wie, czy to zrobi, tylko 17% potwierdziło plany urodzenia dziecka
w ciągu 3–4 lat. W 2017 roku tak odpowiedziało 25% Polek. W najmłodszych grupach wiekowych ta tendencja jest jeszcze wyraźniejsza. Orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego, które zniosło możliwość terminacji
ciąży w przypadku wad letalnych płodu, sprawiło, że wiele kobiet obawia
228
2 Postawy prokreacyjne kobiet, Komunikat z badań CBOS, nr 3, Warszawa 2023,
https://www.cbos.pl/SPISKOM.POL/2023/K_003_23.PDF.
się najgorszego scenariusza, do czego dochodzi przekonanie o braku realnego wsparcia ze strony państwa w sytuacji urodzenia dziecka z głęboką niepełnosprawnością. Zmiany ustawowe i praktyki w systemie
ochrony zdrowia wynikające z obawy przed represjami są postrzegane
jako realne naruszenie poczucia bezpieczeństwa wśród kobiet w Polsce.
Odpowiedzialność polityczna za tę sytuację jest oczywista.
Warto wspomnieć również o kategorii młodych wyborczyń i wyborców.
Tutaj przecięcie się z kategorią wieku jest znaczące. Dla nich protesty
miały często charakter formacyjny: „Były one formą zademonstrowania
tego, że młode kobiety odcinają się od bierności przypisywanej starszym
pokoleniom kobiet i formą odcięcia się od tradycyjnego wzoru kobiecości
opartego na szybkim założeniu rodziny (przed 30. rokiem życia). Młode
kobiety w większym stopniu niż młodzi mężczyźni są świadome, że podmiotowość obywatelska jednostki w Polsce zaczyna być ograniczana”3.
Nawet jeśli wiek różnicował formę przeżycia uczestnictwa w protestach,
to moim zdaniem efektem było również wyjątkowe poczucie wspólnego
protesty nie okazały się skuteczne, jednak ich masowość oraz forma
(w tym językowa) stanowiły ważny moment w kształtowaniu się świadomości społecznej związanej z płcią i dostrzeżeniem, jak państwo poprzez
swoje instytucje wpływa na codzienność kobiet w Polsce.
Co do ludzi młodych, to ich mobilizacja była również widoczna w poprzedzających głosowanie badaniach opinii publicznej. Ale zacznijmy od tego,
Niedokończona demokracja
interesu, niezależnego od wieku czy miejsca zamieszkania. Wprawdzie
jak młodzi uczestniczyli w poprzednich wyborach. Absencja wyborcza
w grupie wiekowej 18–25 lat zazwyczaj była dość duża. W 2015 roku nie
głosowało ponad 48% wyborców w tym wieku. W wyborach europarlamentarnych udział najmłodszych był jeszcze mniejszy. Zmiana jest widoczna przy ostatnich wyborach prezydenckich w 2020 roku: w pierwszej turze zagłosowało rekordowe 64% osób w wieku 18–29 lat. To nie
229
3 P. Potocki, B. Machalica, Pęknięte pokolenie rewolucjonistów?, Warszawa 2022, s. 46.
tylko więcej niż w 2015 roku (kiedy frekwencja wśród najmłodszych wyborców i wyborczyń wyniosła 62%), ale również więcej niż osób w wieku
60+. Ta sytuacja wydarzyła się podczas obu tur. W drugiej turze uczestniczyło nawet 200 tysięcy więcej osób młodych niż w pierwszej turze, pomimo braku w niej kandydata, na którego głosowali wcześniej. Świadczy
to o dużej mobilizacji i świadomości wagi aktu głosowania, przejawianej
nawet w sytuacji niskiego poziomu zaufania młodych do polityków4.
Gdy patrzy się na perspektywę ostatnich lat, w powtarzających się badaniach CBOS widać zmiany dotyczące poziomu zainteresowania życiem
politycznym wśród młodych Polek i Polaków5. Deklarujących bardzo
duże zainteresowanie życiem politycznym nie jest dużo, ale w ciągu ostatnich dwóch lat ta liczba podwoiła się (z 2% do 4%). W wybranych odpowiedziach wskazujących duże zainteresowanie polityką również widać
zmianę: z 9% do 14%. Poziom zainteresowania polityką wśród Polaków
w wieku 18–24 lat był (w 2021 roku) również najwyższy w historii badań
CBOS. Aż 77% badanych deklarowało chęć udziału w wyborach (to rekord
Uczestnictwo w przyszłości
w historii pomiarów CBOS, do 2020 roku odsetek młodych Polaków zdecydowanych na wzięcie udziału w wyborach nigdy nie przekraczał 70%).
W opracowaniach socjologicznych zwraca się uwagę na wpływ protestów i demonstracji z 2020 roku: „Sfera polityczna życia publicznego jest
postrzegana przez badanych jako domena spraw zewnętrzna wobec ich
życia osobistego. Jeśli dostrzegają wpływ decyzji politycznych na ich życie
osobiste, to dotyczy on negatywnych konsekwencji decyzji polityków (np.
zaostrzenie przepisów dotyczących przerywania ciąży). Polityka jest dla
nich obracającą się wokół władzy grą starszego pokolenia, które nie jest
zainteresowane uzyskaniem poparcia społecznego/wyborczego młodego
230
4 Według danych z raportu Świat Młodych 6, IQS, 2021 aż 80% młodych osób nie ufa
politykom. Patrz: https://grupaiqs.pl/pl/raporty/swiat-mlodych-6.
5 Zainteresowanie polityką i poglądy polityczne młodych Polaków na tle ogółu badanych,
Komunikat z badań CBOS, nr 16, Warszawa 2021, https://www.cbos.pl/SPISKOM.
POL/2021/K_016_21.PDF.
pokolenia”6. W badaniach widać również, że wśród młodych istnieje wysoki stopień akceptacji demokracji. To pokolenie nie zna z autopsji innego
systemu i przeszło socjalizację polityczną już w warunkach demokratycznych. Jednocześnie gdy obserwuje się tę kategorię wiekową, w badaniach
CBOS można zauważyć znaczącą zmianę odpowiedzi na temat zadowolenia ze stanu demokracji.
Niekiedy rządy niedemokratyczne mogą być bardziej pożądane niż rządy
demokratyczne*
60
50
40
30
20
0
X VI XI V IX X XI X III IV X III V IX XI IV XI VII I
III VIII XI VII III VI XI
I
VI
I VII VIII V IV VII IV
'92 '93 '93 '95 '95 '95 '96 '97 '99 '00 '00 '02 '04 '05 '06 '07 '07 '08 '09 '10 '11 '11 '13 '14 '14 '15 '16 '16 '17 '17 '17 '18 '19 '20 '21
Badani w wieku 18–24 lata
Tak
Nie
Ogół badanych
Tak
Nie
* Pominięto odpowiedzi „Trudno powiedzieć”
Źródło: Stosunek młodych Polaków do demokracji w latach 1992–2021, Komunikat
z badań CBOS, nr 118, Warszawa 2021.
To wyraźne niezadowolenie na pewno było źródłem mobilizacji w wybo-
Niedokończona demokracja
10
rach z 2023 roku. Należy tutaj również pamiętać, że najmłodsi wyborcy
to grupa najszybciej się laicyzująca. Powiązanie rządzącej koalicji z instytucjonalnym Kościołem wzmacnia opór i sprzeciw wśród części tego pokolenia. Wyraźny rozdźwięk pomiędzy młodymi a Zjednoczoną Prawicą
widać również w kwestiach światopoglądowych.
231
6 P. Potocki, B. Machalica, Pęknięte pokolenie rewolucjonistów?, op. cit., s. 20.
W obu grupach (kobiety i młode pokolenie), jak również w ogólnej zbiorowości wyborców i wyborczyń ogromną rolę odegrały emocje, umiejętnie
„zagospodarowywane” przez obie strony, zarówno Prawo i Sprawiedliwość, jak i ugrupowania opozycyjne. Po stronie wyborców PiS dominowało zadowolenie z rządów Zjednoczonej Prawicy, ale też (choć w mniejszym stopniu) pojawił się lęk przed powrotem liberalnych polityków,
których ucieleśnieniem w propagandzie rządowej był Donald Tusk7. Po
stronie opozycji dominowały „złość/gniew, rozczarowanie, sprzeciw, frustracja, strach i bezsilność. Emocje te były wywołane przeświadczeniem,
że władza nie słucha ludzi, podejmuje decyzje sprzeczne z ich interesami, nie zwraca uwagi na problemy wynikające m.in. z inflacji i drożyzny,
serwując im jednocześnie propagandę sukcesu i twierdząc, że wszystko
w Polsce idzie w dobrym kierunku”8.
Emocje są silnym paliwem motywacyjnym do działań jednorazowych,
takich jak wybory, natomiast na dłuższy czas bywają dość kłopotliwym
czynnikiem, zwłaszcza jeśli są tak trudnymi emocjami, skierowanymi
Uczestnictwo w przyszłości
bardziej przeciwko rzeczywistości stworzonej przez PiS niż w stronę
określonej wizji Polski zaproponowanej przez Koalicję 15 Października.
Można powiedzieć, że oddane głosy stanowią kredyt dla partii opozycyjnych, który i tak trzeba będzie spłacić, aby zdobyć zaufanie i lojalność
na dłużej.
2.
W badaniach CBOS na temat motywacji wyborczych9 głosy na Koalicję
Obywatelską mają charakter raczej strategiczny. Główną motywacją
232
7 CBOS, Motywacje wyborcze Polaków, Komunikat z badań CBOS nr 118, Warszawa
2023, https://www.cbos.pl/SPISKOM.POL/2023/K_118_23.PDF.
8 Pierwsze wyniki badania skuteczności kampanii profrekwencyjnych w wyborach
parlamentarnych 2023 roku, Warszawa 2023, https://www.batory.org.pl/wp-content/
uploads/2023/11/Wyniki-badania-skutecznosci-kampanii-profrekwencyjnych-2023.
pdf.
9 Motywacje wyborcze Polaków, op. cit.
oddania głosu na tę partię jest odsunięcie PiS od władzy (40,6%). Koalicja
Obywatelska była postrzegana jako najsilniejsze ugrupowanie opozycyjne, więc kalkulacja wyborcza – „gdzie mój głos na pewno się nie zmarnuje” – leżała po stronie tego ugrupowania. Odczuwana bliskość programowa była istotna tylko dla 16% ankietowanych. W dalszej kolejności
wspominano o zaufaniu do polityków formacji (11,4%). Inaczej wygląda
to w przypadku wyborców PiS. Tam kwestia wprost wyrażanych „zaopiekowanych” przez rząd interesów była znacząca (najwięcej wskazań to
dobra ocena rządzących – 30%, wiarygodność i uczciwość polityków to
13% wskazań; wysoko uplasowały się również dbałość o rodziny, osoby
uboższe i emerytów).
Dla koalicji rządzącej bardzo ważną sprawą do zmiany od zaraz jest kwestia ponownego otwarcia się na Unię Europejską i poprawienia wizerunku Polski na scenie międzynarodowej (w cytowanym badaniu CBOS to
oczekiwanie wyborców KO odnotowano w 10,3%). I to wydaje się relatywnie najprostsze z powodu mocnej pozycji premiera Donalda Tuska w Unii
nego planu i spokojnie, są również kluczowe. Chaos wprowadzony przez
poprzedni rząd w ramach tzw. Polskiego Ładu po pandemii COVID-19 na
długo zostanie w pamięci Polek i Polaków jako czas wyjątkowego stresu
i nieprzewidywalności. Kwestie aborcji i realnej opieki zdrowotnej dla
kobiet w Polsce nie weszły do porozumienia koalicyjnego, co może być
bardzo niepokojącym sygnałem dla kobiet głosujących za opozycją. Ten
temat musi być dyskutowany i rozwiązany w taki sposób, aby kobiety nie
Niedokończona demokracja
Europejskiej. Kwestie gospodarcze, ale realizowane według transparent-
obawiały się z powodów systemowych zachodzić w ciążę.
Wprawdzie znane powiedzenie mówi, że najlepszą strategią jest „dziel
i rządź”, to jednak uważam, że teraz potrzebujemy strategii maksymalnego uspokajania wyborców PiS i zapewniania ich o tym, że należą na
tych samych prawach do polskiego społeczeństwa. Konsekwencje prawne wobec działań łamiących prawo powinny być skierowane wyłącznie
do polityków odpowiedzialnych za swoje decyzje. Zdaję sobie sprawę,
233
że łatwo pisać to w takiej ogólności i w abstrakcyjny sposób, jednak jestem przekonana, że zmniejszanie lęku wśród elektoratu prawicowego
może okazać się dobrym sposobem na potencjalną otwartość na zmiany
polityczne i niski potencjał do powtórnej mobilizacji wyborców PiS. To
również ważna strategia dla pozostałych obywateli i obywatelek. W badaniach przeprowadzonych przez Fundację Batorego przed wyborami
wyraźnie wybrzmiało, że PiS był negatywnie oceniany m.in. dlatego, że
skłócił polskie społeczeństwo, doprowadzając do głębokiej polaryzacji10.
Z mojej perspektywy, jako osoby zajmującej się samorządnością na poziomie lokalnym i aktywizacją obywatelską mieszkańców, kluczowe jest
wspieranie budowania kultury obywatelskiej. To kultura, w której upodmiotowiony/a obywatel/ka może wywrzeć realny wpływ na podejmowane decyzje polityczne poprzez różnego rodzaju narzędzia partycypacji politycznej i publicznej (od uczestnictwa w wyborach po udział w realnych
konsultacjach społecznych, ciałach doradczych, strajkach czy demonstracjach). Kultura obywatelska to również transparentność podejmowanych
Uczestnictwo w przyszłości
decyzji politycznych oraz wzmacnianie obywatelek i obywateli poprzez
wyposażanie ich w realne narzędzia monitorowania, sprawdzania tego
procesu. To wreszcie kultura dialogu i prowadzenie komunikacji, która
zauważa i docenia działania lokalnych liderów i liderek oraz grup oddolnie wzmacniających demokrację przez społeczną aktywność.
Gdy analizuję działania w lokalnych społecznościach, liczne konflikty
i brak porozumienia z władzami samorządowymi czy fasadową partycypację lokalną, mam poczucie niedokończonej rewolucji w Polsce. Wydawało się, że najmocniejszą stroną polskiej demokracji są jej instytucje
i procedury. Ostatnie osiem lat rządów ujawniło, jak bardzo krucha jest
to konstrukcja i jak relatywnie łatwo ją przekształcić. Tym, co pokazało
234
10 E. Bendyk, Sz. Gutkowski, Naprawdę ważne tematy. Jak przekonać nieprzekonanych
wyborców?, red. naukowa A. Jaworska-Surma, Warszawa 2023, https://
www.batory.org.pl/wp-content/uploads/2023/10/Naprawde.wazne-tematy_
Raport.o.niezdecydowanych.wyborcach.pdf.
siłę oporu i zbudowało mobilizację do obrony demokracji w Polsce, jest
aktywność obywatelska zwykłych ludzi. Od ośmiu lat z różnych powodów
znaczna część obywateli protestowała, maszerowała, budowała struktury
oporu obywatelskiego. Można oczywiście powiedzieć, że to nie miało charakteru masowego, ale myślę, że Ogólnopolski Strajk Kobiet, czarne marsze, organizowane także w małych gminach, a nie tylko w metropoliach,
czy podpisywanie petycji w ważnych sprawach, związanych np.
z edukacją, pokazały ogromną energię Polek i Polaków. Ona ostatecznie
dała swój wyraz w dużej frekwencji wyborczej.
Ta energia jest widoczna również w działaniach lokalnych, spektakularnie ujawniła się w czasie pandemii COVID-19, kiedy to często nieformalne sieci samopomocy okazały się najszybsze i najskuteczniejsze w działaniu. Widoczna była również przy okazji dwóch kryzysów związanych
z migracją: przy kryzysie humanitarnym na granicy polsko-białoruskiej,
i to w powiązaniu z procesem kryminalizacji udzielania pomocy tamże,
i oczywiście w zrywie udzielania wsparcia dla osób uchodźczych dokonaco się dzieje na co dzień w społecznościach lokalnych na styku władzy
i mieszkańców, można wyraźnie wskazać kierunek budowania obywatelskiej i demokratycznej kultury w Polsce. Takie działania są realizowane
choćby w ramach akcji Masz Głos. Potrzebujemy zdrowego, prawdziwie
obywatelskiego samorządu terytorialnego i szkoły, która będzie prowadzić edukację obywatelską nie tylko na lekcjach do tego przeznaczonych,
ale również poprzez demokratyczny styl zarządzania i podmiotowe trak-
Niedokończona demokracja
nym po wybuchu wojny w Ukrainie. Gdy skonfrontuje się tę energię z tym,
towanie całej społeczności szkolnej, w tym zwłaszcza uczniów i uczennic.
Kluczowe przy tym jest dokonanie zmian w mediach publicznych i ich
odpartyjnienie, bo niezależne media, w tym lokalne, są niezbędne do tworzenia silnego społeczeństwa obywatelskiego. Można zapewne zacząć od
wyboru władz poszczególnych stacji radiowych czy telewizyjnych w maksymalnie transparentnym konkursie. Pomysłów na zmiany, które będą
podstawą nowej ustawy medialnej, może być wiele. Jednym z istotnych
235
dla mnie jest zwiększenie udziału społeczeństwa obywatelskiego w funkcjonowaniu mediów publicznych. Taką rolę mogą odgrywać rady powiernicze, łączące w sobie funkcje dotychczasowych rad programowych i rad
nadzorczych, w których zostanie zminimalizowana rola przedstawicieli
partii politycznych11.
3.
Tym, co łączy Polaków i Polki, jest akceptacja demokracji jako systemu politycznego. To pokazują regularne badania opinii publicznej. Demokracja
jest wartością wspólną, choć zapewne w zależności od klasy społecznej
czy wykształcenia akcenty w definicji demokracji mogą być różnie rozłożone. Tym, co również wspólne, a co stanowi konsekwencję akceptacji
systemu demokratycznego, jest chęć posiadania wpływu, bycie podmiotem, a nie przedmiotem polityki. Wzmacnianie obywateli w ich lokalnych
działaniach, słuchanie ich z szacunkiem, a nie tylko z interesownością
wykorzystaną do celów wyborczych, da mocne podstawy i skonsoliduje
Uczestnictwo w przyszłości
system demokratyczny w Polsce. Bez tego będziemy mieć do czynienia
z relatywnie chwiejną strukturą, łatwo dopasowującą się do rzeczywistości i podatną na manipulację polityczną.
Giovanni Sartori, jeden z analityków systemu demokratycznego, podkreślał, że warunkiem istnienia ładu demokratycznego jest pełne, samoistne
i prawdziwe uczestnictwo w systemie. Pisał: „uczestnictwo, właściwie
i sensownie rozumiane, polega na osobistym udziale, aktywnym i chętnym włączaniu się. Uczestnictwo nie jest więc prozaicznym byciem częścią czegoś (zwykle byciem wplątanym w jakieś zdarzenia), a tym bardziej niechcianym, przymusowym włączeniem do czegoś. Uczestnictwo
236
11 Jaka Polska po wyborach 2023? Rekomendacje siedemnastu debat programowych,
Warszawa 2023, https://www.isp.org.pl/pl/publikacje/jaka-polska-po-wyborach-2023raport.
to ruch samoistny, dokładne przeciwieństwo bycia włączonym w ruch
(z cudzej woli), czyli przeciwieństwo zmobilizowania”12.
Nie możemy więc zostać przy zadowoleniu z wysokiej frekwencji wyborczej, ale musimy budować codzienną demokrację, również realizowaną
Niedokończona demokracja
w naszych lokalnych społecznościach i instytucjach.
237
12 G. Sartori, Teoria demokracji, przeł. P. Amsterdamski, Warszawa 1998, s. 148.
Edwin Bendyk
15 października. Wydarzenie
czy dzień w kalendarzu?
Kolejka wyborców stojąca długo w noc przed obwodową komisją wyborczą na wrocławskim osiedlu Jagodno pozostanie symbolem niezwykłej
społecznej mobilizacji 15 października 2023 roku. Przecież wynik był
już znany, głos wrzucony o trzeciej w nocy nie mógł zmienić rezultatów
głosowania. Dlaczego więc mieszkańcy i mieszkanki Jagodna czekali tam,
mimo dotkliwego chłodu?
Odpowiedź na to pytanie może pomóc nie tylko w wyjaśnieniu fenomenu
Jagodna i innych miejsc, gdzie wyborcy cierpliwie czekali na swoją kolej,
mimo wydłużającego się oczekiwania na oddanie głosu. Czy chodziło jedynie o rodzaj zgrywy, udział w swoistym flash mobie, sztucznym tłumie
uruchomionym przez nawoływania w sieciach społecznościowych, lub
innego rodzaju wyzwaniu? Wszak większość trwających do końca to byli
ludzie młodzi, często głosujący po raz pierwszy.
Czy też sprawa była jednak poważniejsza, a do jej wyjaśnienia warto sięgnąć po klasyczne dzieło Gabriela Tarde’a Opinia i tłum1. Tarde odróżniał
tłum kierujący się emocją od zgromadzenia połączonego jakąś opinią,
która znajduje wyraz w zbiorowych, masowych działaniach. Francuski
239
1 G. Tarde, L’opinion et la foule (1901), wydanie polskie: Opinia i tłum, przeł.
K. Skrzyńska, Kraków 1904.
socjolog wskazywał przy tym, że tłum łatwo się rozpierzcha, gdy uciążliwości akcji okażą się zbyt duże w porównaniu do motywacji. Zgromadzenie będące wyrazem opinii trwa niezależnie od przeciwności, nie zważa
na złą pogodę, a nawet jest gotowe ponieść ryzyko konfrontacji z przemocą. Tarde nie miałby wątpliwości, że opinią była rzesza protestujących
w Kijowie podczas Euromajdanu. Kim byli wyborcy z Jagodna? Tłumem
czy opinią?
Czy mieli poczucie, że uczestniczą w działaniu zbiorowym, którego stawką jest zmiana rzeczywistości? Czy pojawili się przed lokalem wyborczym,
by oddać głos jako zindywidualizowane jednostki, nieczujące większego
związku z innymi oczekującymi? Częściowo na te pytania odpowiada badanie zrealizowane na zamówienie Fundacji im. Stefana Batorego. Wnioski można przeczytać w raporcie Fenomen wyborczej mobilizacji. Przyczyny rekordowej frekwencji podczas wyborów parlamentarnych 20232.
Wnioski potwierdzają to, co już było wiadomo z badań wcześniejszych,
prowadzonych w trakcie kampanii. I tak głównymi przyczynami mobiliUczestnictwo w przyszłości
zacji wyborczej Polek i Polaków były wysoka inflacja oraz drożyzna, arogancja władzy, ograniczanie praw kobiet. Na pytanie o powody uczestnictwa w wyborach w pierwszej kolejności padała jednak inna odpowiedź –
„bo to obywatelski obowiązek, trzeba chodzić na wybory”.
Dopiero w dalszej kolejności pojawiały się powody polityczne, jak chęć
zmiany władzy. Najwyraźniej upowszechniła się norma społeczna podpowiadająca ważność wyborów, uznania ich na serio, a nie metaforycznie za święto demokracji. Temu poczuciu sprzyjał wzrost przekonania
o sprawczości – głosowanie to nie tylko obowiązek, ale też akt performowania udziału w stanowieniu władzy.
240
2 A. Jaworska-Surma, E. Bendyk, Sz. Gutkowski, Fenomen wyborczej mobilizacji.
Przyczyny rekordowej frekwencji podczas wyborów parlamentarnych 2023 – wnioski
z badań, Warszawa 2023, https://www.batory.org.pl/wp-content/uploads/2024/01/
Fenomen.wyborczej.moblizacji_RAPORT.pdf (dostęp tu i dalej: 7 lutego 2024).
Co jednak spowodowało taką ewolucję postaw odnośnie do wyborów,
zwłaszcza wśród młodszych wyborców? Przecież w świetle badań prowadzonych w miesiącach poprzedzających głosowanie młodzi, zwłaszcza
młode kobiety, najczęściej deklarowali niezdecydowanie lub niechęć do
udziału w wyborach. Tej obojętności towarzyszyły brak zainteresowania
polityką w ogóle lub niechęć do polityki skrajnie spolaryzowanej, która
polega na wzajemnym okładaniu się maczugami przez najsilniejsze ugrupowania polityczne.
W raportach z badań przeprowadzonych przez Fundację im. Stefana Batorego opisywaliśmy dokładniej ów fenomen niezdecydowanych, których
cyjne miesiące roku wyborczego badania te wyraźnie pokazywały dramatyczny rozdźwięk między rosnącym zniechęceniem do rządzących
i jednoczesnym brakiem przekonania, że ugrupowania opozycyjne są
rzeczywistą alternatywą. A jednak w końcu uzyskaliśmy rekordową frekwencję, znaczna część niezdecydowanych się zdecydowała i, używając
rozróżnienia Alberta O. Hirschmana, zamiast opcji exit wybrała opcję
voice – zamiast pozostać w domach, wyłączając się z politycznej wspólnoty, zdecydowała się swoim głosem wpłynąć na jej przyszłość4. Ba,
„21% osób nieregularnie lub rzadko głosujących podjęło decyzję o głosowaniu w ciągu ostatniego tygodnia lub wręcz w dniu głosowania. Na
3 Zob. E. Bendyk, Sz. Gutkowski, Naprawdę ważne tematy. Jak przekonać
nieprzekonanych wyborców?, Warszawa 2023, https://www.batory.org.pl/wpcontent/uploads/2023/10/Naprawde.wazne-tematy_Raport.o.niezdecydowanych.
wyborcach.pdf; E. Bendyk, Sz. Gutkowski, A. Materska-Sosnowska, Siła głosu kobiet.
Jak będą wybierać Polki?, Warszawa 2023, https://www.batory.org.pl/wp-content/
uploads/2023/10/Sila-glosu-kobiet.pdf; E. Bendyk, M. Cześnik, S. Gutkowski, Polacy
gotowi na zmianę. Wynik wyborów rozstrzygną niezdecydowani. Raport podsumowujący
wyniki badań ilościowych i jakościowych, Warszawa 2023, https://www.batory.org.pl/
wp-content/uploads/2023/09/Polacy-gotowi-na-zmiane.pdf.
4 A.O. Hirschman, Exit, Voice and Loyalty: Responses to Decline in Firms, Organizations
and States, Harvard 1970, wydanie polskie: Lojalność, krytyka, rozstanie. Reakcje na
kryzys państwa, organizacji i przedsiębiorstwa, przeł. J. Kochanowicz, I. Topińska,
Kraków 1995.
15 października. Wydarzenie czy dzień w kalendarzu?
było ponad 40% wśród uprawnionych do głosowania3. Jeszcze w waka-
241
ostatni moment decyzję o udziale w wyborach zostawili najczęściej najmłodsi Polacy (18–29 lat)” – czytamy w raporcie Fundacji Batorego5.
Dlaczego się więc zdecydowali? Co spowodowało przyjęcie normy społecznej o obywatelskiej powinności związanej z aktem głosowania
i wzrost przekonania, że pojedynczy głos może mieć znaczenie? Niewątpliwie – i opisuje to cytowany raport Fundacji – znaczenie miało niezwykłe zaangażowanie organizacji obywatelskich, które przeprowadziły kilkadziesiąt kampanii profrekwencyjnych. Różnorodność i intensywność
komunikatów okazały się tak duże, że nie sposób było ich nie zauważyć.
W większości przypadków kierowano je do konkretnych grup niezdecydowanych, więc to właśnie należący do tych grup częściej odbierali zachęty i argumenty do udziału w głosowaniu. W rezultacie, jak szacują
analitycy, frekwencja wyborcza okazała się o co najmniej 7% lepsza od
takiej, kiedy nie byłoby bez kampanii profrekwencyjnych.
Istotą wyborów jest jednak kampania prowadzona przez polityków
i partie polityczne. Ocena wpływu tych kampanii na udział w wyborach
Uczestnictwo w przyszłości
wydaje się bardziej złożona, bo komitety wyborcze stosowały różne
strategie. I tak Zjednoczona Prawica zdecydowała się na maksymalne
powiększanie polaryzacji, wręcz personalizując przeciwnika politycznego w osobie Donalda Tuska. Ta strategia przyniosła tylko częściowy
efekt – zmobilizowała prawicowy elektorat do niemal takiego poziomu,
jak w 2019 roku. To w konsekwencji zapewniło Zjednoczonej Prawicy
najlepszy wynik w wyborach, ten okazał się jednak w najlepszym przypadku pyrrusowym zwycięstwem.
Oparta na polaryzacji kampania nie przyniosła bowiem drugiego efektu – nie zniechęciła do udziału w wyborach niezdecydowanych, choć wiele wskazywało, że ten zamiar może się powieść. Nie powiódł się, partie
opozycji demokratycznej zdołały przekonać obywateli, że mogą być
242
5 A. Jaworska-Surma, E. Bendyk, Sz. Gutkowski, Fenomen wyborczej mobilizacji...,
op. cit., s. 11.
alternatywą dla rządów, których większość Polaków miała już dość. Z kolei kampanie profrekwencyjne walnie przyczyniły się do upowszechnienia wspomnianej normy społecznej obywatelskiego obowiązku głosowania i do przekonania o jego politycznym znaczeniu.
W 2023 roku udało się przełamać syndrom roku 2015. Zjednoczona Prawica zdobyła wówczas władzę nie dlatego, że reprezentowała większość
społeczeństwa. Problemem było to, że większość nie miała reprezentacji
politycznej, która mogłaby ją wyrazić w Sejmie na drodze wyborów opartych na ordynacji polegającej na liczeniu mandatów metodą d’Hondta. Nigdy też Zjednoczona Prawica nie zdołała poszerzyć swojego elektoratu na
malnym, demokratycznym mandatem do sprawowania władzy, od 2015
roku realizowała konsekwentnie politykę koncentrującą się na zachowaniu swojej bazy wyborczej – zdeterminowanej mniejszości, na tyle skonsolidowanej i licznej, aby zapewnić utrzymanie i odtwarzanie władzy.
W 2023 roku elektorat przeciwny rządom Prawa i Sprawiedliwości doczekał się konfiguracji politycznej zdolnej do realizacji swoich oczekiwań.
W sensie liczbowym nowa koalicja zwana Koalicją 15 Października zyskała demokratyczny mandat do sprawowania władzy, jakiego nie miał
żaden z wcześniejszych obozów rządzących. Po raz pierwszy liczba głosów oddana na ugrupowania tworzące rząd jest większa zarówno od liczby głosów oddanych na partie dziś opozycyjne, jak i od liczby obywateli,
którzy w głosowaniu nie wzięli udziału. Po raz pierwszy polska polityka
15 października. Wydarzenie czy dzień w kalendarzu?
bezwzględną większość uczestniczących w głosowaniu. Dysponując for-
przestała być zakładniczką milczącej większości – obywateli i obywatelek
nieuczestniczących w wyborach.
To niezwykły kredyt dla rządu, oparty jednak na kruchych podstawach.
Rzecz nie tylko w egzotycznym w istocie składzie kolacji rządzącej, łączącej ugrupowania od lewicy, przez liberałów, po konserwatystów. Należy
też pamiętać, że znaczna część – jak wielka, to trzeba dokładniej zbadać –
wyborców niezdecydowanych poszła głosować nie dlatego, że zachwyciła
się ofertą Koalicji Obywatelskiej, Nowej Lewicy czy Trzeciej Drogi. Wielu
243
z tych wyborców poszło głosować, ponieważ byli motywowani z jednej
strony uwewnętrznionym w trakcie kampanii przekonaniem, że w wyborach należy wziąć udział, a z drugiej strony czuli zniechęcenie wobec
rządzącej prawicy. Te motywacje jednak nie musiały unieważnić wcześniejszych obiekcji wobec partii dawnej opozycji demokratycznej, a dzisiejszego obozu rządzącego.
Innymi słowy, niezdecydowani, którzy wcześniej zasilali szeregi milczącej większości, zdecydowali się zabrać głos, i mogą się przekształcić w głośną mniejszość, jeśli nowy rząd nie będzie realizował ich nadziei związanych ze zmianą polityczną.
To nie jest scenariusz hipotetyczny, bo część niezdecydowanych, którzy
jednak wzięli udział w wyborach, to uczestnicy wcześniejszych masowych mobilizacji społecznych: ruchu „żółtych kamizelek”, ruchu w obronie sądów czy najważniejszej i największej mobilizacji w ostatnich dekadach – ruchu w obronie praw kobiet, jaki powstał po wyroku Trybunału
Julii Przyłębskiej w sprawie aborcji jesienią 2020 roku. Głośna mniejszość
Uczestnictwo w przyszłości
potrafi się organizować bez podstawionych przez struktury partyjne
autokarów, umie artykułować swoje roszczenia i wyrażać w sposób kreatywny swój gniew. Osiem gwiazdek używanych przeciwko ekipie Jarosława Kaczyńskiego nie zniknęło wraz z odejściem tej ekipy od władzy.
Wraz z objęciem władzy przez ekipę Donalda Tuska nie zniknęły też
strukturalne, polityczne i społeczne problemy, które były przyczyną zmęczenia rządami Zjednoczonej Prawicy. Panuje drożyzna, brakuje miejsc
pracy dobrej jakości zwłaszcza w mniejszych miastach, a w większych
nawet jeśli jest taka praca, to i tak nie zapewnia dochodów umożliwiających myślenie o samodzielnym mieszkaniu. Wiadomo, że takich problemów nie da się rozwiązać z dnia na dzień, tym bardziej że mają one
głębokie źródła i nie wynikają jedynie z cyklu koniunkturalnego w gospo244
darce czy zaniedbań poprzedniego rządu. Po prostu nad Polską zawisło
widmo kryzysu rozwojowego, kiedy wyczerpał się dotychczasowy model,
bazujący na doganianiu w oparciu o import inwestycji zagranicznych i tanią, względnie dobrze wykształconą siłę.
Niestety przez ostatnie osiem lat nie podjęto działań zmierzających do
wypracowania nowego modelu, gdzie chodziłoby głównie o konkurencję
w oparciu o wiedzę, innowacje i rozwój naukowo-technologiczny. Przeciwnie, wskaźniki innowacyjności pogorszyły się, produktywność pracy w przemyśle przestała rosnąć, inwestycje mierzone udziałem w PKB
zmalały do jednych z najniższych w Unii Europejskiej, załamanie systemu
ochrony zdrowia przełożyło się na zahamowanie wzrostu oczekiwanej
długości życia, zarówno w wymiarze bezwzględnym, jak i oczekiwanej
wych lokalnych oraz regionalnych, a sytuacji demograficznej nie można
nazwać inaczej niż katastrofalną.
Jeśli Polska ma być dobrym miejscem do życia, zarówno dla coraz liczniejszego elektoratu nieaktywnego zawodowo ze względu na wiek, jak i dla
osób młodszych, dopiero zaczynających myśleć o przyszłości, to obecny
rząd musi znaleźć odpowiedź na opisane w wielkim skrócie i w sposób
niepełny wyzwania strukturalne. Jeśli zdecyduje się na uprawianie polityki w sposób podobny do Zjednoczonej Prawicy, czyli oprze utrzymywanie władzy na rdzennym, wiernym elektoracie, to szybko tę władzę może
stracić, ze względu na egzotyczną złożoność koalicji rządzącej.
Październikowe wybory w Polsce otworzyły drogę do zmiany władzy. Do
zmiany tej nie doszło jednak na skutek dekompozycji elektoratu prawi-
15 października. Wydarzenie czy dzień w kalendarzu?
długości życia w zdrowiu, zmalały liczba i długość połączeń autobuso-
cy – ten ciągle tworzy silną i liczną grupę, wyróżniającą się dotychczas
przekonaniem, że w przestrzeni politycznej nie istnieje dla niej alternatywa wobec oferty Prawa i Sprawiedliwości. Jednak mobilizacja tej siły,
choć wystarczyła do osiągnięcia najlepszego wyniku, nie pozwoliła na
utrzymanie władzy.
Tym razem o wyniku zdecydowała mobilizacja różnych kontrsił: organizacji społecznych przygotowujących kampanie profrekwencyjne
245
i podejmujących działania programowe, ruchu na rzecz obserwacji prawidłowości wyborów, spontanicznych, ale wręcz masowych działań, jak „turystyka wyborcza”. Inicjatywy społeczne były wspierane przez środowiska gospodarcze. W końcu liderzy polityczni i ich ugrupowania nie zmarnowali szansy. Rola każdego z nich warta jest osobnej analizy. Zwycięstwo
partii opozycji demokratycznej stało się możliwe na skutek swoistego
kontraktu społecznego między politykami a krzepnącym społeczeństwem
obywatelskim. Na to ostatnie składają się nie tylko opisana wcześniej „głośna mniejszość”, ale także organizacje społeczne, które pokazały, że dysponują kompetencjami i potencjałem, czego nie można zbagatelizować.
Ten „kontrakt społeczny” daje szansę na nową jakość rządzenia i prowadzenia polityki, może też czy raczej powinien być podstawą do poszukiwania rozwiązań dla opisanych wyżej problemów strukturalnych oraz
mierzenia się z wyzwaniami przyszłości. Jego realizacja wymaga jednak
otwartej wyobraźni społecznej i politycznej od wszystkich uczestników
życia publicznego, wyjścia poza dotychczasowe schematy prowadzenia
Uczestnictwo w przyszłości
polityki, działań aktywistycznych i rzeczniczych.
O tym, co wydarzyło się 15 października, dowiemy się w przyszłości, bo
dopiero z perspektywy czasu przekonamy się, czy 15 października był
Wydarzeniem (l’Événement) w sensie opisywanym przez Alaina Badiou6,
czyli splotem pojedynczych decyzji politycznych z nurtem rozwijającej
się historii, kiedy otwiera się przestrzeń wolności i możliwość popchnięcia dziejów w nowym kierunku. Obyśmy nie usłyszeli wówczas, że zmarnowaliśmy – nie po raz pierwszy przecież – niepowtarzalną szansę, a wyborcy z Jagodna stali w kolejce na darmo.
246
6 A. Badiou, L’Être et l’Événement, Paris 1988, wydanie polskie: Byt i zdarzenie, przeł.
P. Pieniążek, Kraków 2010. L’Événement zostało tu przetłumaczone jako zdarzenie.
Joanna Krakowska
Tysiąc odcieni szarości
15 stycznia 2024 roku mijają właśnie trzy miesiące od 15 października
ubiegłego roku, czyli od daty, którą przyjęła jako swoją nazwę koalicja
ugrupowań rządzących Polską. To ostatni moment, by napisać o październikowych wyborach z pamięcią o towarzyszących im nadziejach i bez potrzeby nielojalnego dystansowania się wobec własnych emocji. Jeszcze
nie pojawił się zawód ani wstyd, że coś nie wyszło, nie spełniło się, nie
sprawdziło, jeszcze można mówić o tym wydarzeniu, jakim jest zmiana
władzy, z całym jego niezmarnowanym potencjałem pozytywności. Wybory i ich wynik, potem droga do wyłonienia premiera i powołania rządu, a następnie pierwsze decyzje władzy rozgrywają się tyleż w sferze
politycznej, ile afektywnej, i dotyczy to, jak można sądzić po frekwencji
wyborczej, zdecydowanej większości społeczeństwa.
Ta sfera emocji domaga się refleksji w okresie bezpośrednio po zmianie,
kiedy mieszają się porządki radości, ulgi i gniewu, nadziei i lęków, pragnienia sprawiedliwości i żądzy odwetu, uczuć szlachetnych i niskich.
Wyeskalowane emocje pozostają jeszcze w stanie względnie czystym, niezakłócone przez rozwój wydarzeń i nieobrobione socjotechnicznie przez
przekaz medialny nowej władzy i przez cyniczne analizy komentatorów
politycznych, więc może warto przyjrzeć się im bliżej, zanim same uznamy je za przejaw politycznej naiwności.
247
Odpowiedź na pytanie, skąd się wzięły, nie powinna być trudna. Ich tłem,
źródłem oraz napędem w jednym była i ciągle jeszcze jest postępująca
lawinowo przez niemal dekadę „czarno-bielizacja” sfery publicznej, ogarniająca niemal wszystkie aspekty życia, polityki, kultury. Wszelkie usytuowania i wszelkie wybory, a nawet pozornie niewinne kwestie, dotyczące
np. rodziny, samochodów, diety, lasu, rowerów, nauki, miłości czy muzyki, ujawniły swoje uwikłanie w tę czerń i biel, czyli w konflikty polityczne
i binarne opozycje. Zafundowaliśmy sobie w skali społecznej charakterystyczną dla autorytarnych systemów, schizm i wojen kulturowych intelektualną pauperyzację oraz aksjologiczne prostactwo w sferze rozumienia i interpretowania wszystkiego, co trochę bardziej skomplikowane.
To sprzeciw wobec tej nieznośnej czarno-białości stał się, w moim przekonaniu, impulsem zmiany. Polaryzacja i czarno-białość świata wokół wynikała bowiem nie tyle z naszej ograniczonej afektywnie percepcji zjawisk
i stanowisk, ile z wszechobecnej wojennej retoryki, polityki medialnej,
zmian legislacyjnych i posunięć władzy, która od lat robiła wszystko, co
Uczestnictwo w przyszłości
w jej mocy, aby skutecznie podzielić ludzi i zarządzać tym binarnym układem jedyną znaną sobie metodą wymachiwania marchewką.
Być może nie było innej drogi po 2015, a na pewno po 2019 roku, niż wpisanie się w ten układ, czyli poddanie się dyktatowi władzy nie tyle przez
podporządkowanie się jej, ile przez konieczność grania na jej boisku i na
jej zasadach. Skutkami tego były nasza reaktywność zamiast kreatywności, stawianie oporu i artykułowanie sprzeciwu zamiast ustanawiania
własnego układu odniesienia. Oczywista niemożność wyrwania się z tego
mocno spolaryzowanego pola wyostrzała coraz bardziej czerń i biel, odbierając nam estetyczną i etyczną rozkosz poruszania się wśród odcieni
szarości. Postępująca czarno-białość, polityczna i afektywna, definiująca zarówno sytuację państwa, jak i emocje jego obywatelek i obywateli,
doprowadziła do zacierania się w pamięci zdarzeń oraz sytuacji z prze248
szłości, które nakazywałyby zasadę ograniczonego zaufania wobec osób
składających nam dziś kojące deklaracje i obiecujących długo wyczekiwane zmiany.
Bardziej przytomni obserwatorzy życia politycznego szybciej zdywersyfikują swoje punkty widzenia, ale dla wielu osób, odkąd zmienił się
układ sił i znalazły się po stronie władzy, trzymanie się tego monochromatycznego podziału może mieć w tej chwili wymiar terapeutyczny. Miejmy nadzieję, że to stan chwilowy, zrozumiała psychologicznie potrzeba
reparacji, chęć zaznania przez chwilę tej fantazmatycznej siły, jaką daje
zwycięstwo wyborcze. W najbardziej optymistycznym scenariuszu większość z nas w końcu odzyska ogląd świata, Polski i innych ludzi w całej ich
złożoności, komplikacjach i paradoksach. Bo o to chyba w tym wszystkim
chodzi? Zdolność widzenia, rozpoznawania barw i odcieni oznacza przecież na dłuższą metę radykalne ograniczenie pola bitwy.
Monochromatyczne społeczeństwo i czarno-biały świat to nie do końca
wymysł PiS-u, choć jego pamiętna niepełna kadencja 2005–2007 mocno
się do tego przyczyniła, a minione osiem lat rządów taki obraz ugruntowało, przy jednoczesnej dewastacji standardów państwa i prawa, mez polityki, życia publicznego, parlamentarnego i ze strategii zarządzania
jakiejkolwiek dyskusji, zasady negocjowania stanowisk, umiejętności zawierania kompromisów. W historii polskiego parlamentaryzmu po 1989
roku ten proces polaryzacyjny został uruchomiony wraz ze zmianą ordynacji wyborczej na korzystniejszą dla dużych ugrupowań, co w sposób
Tysiąc odcieni szarości
diów oraz instytucji kultury. A przede wszystkim za sprawą eliminacji
istotny ograniczyło konieczność zawierania szerokich sojuszy, dogadywania się w sprawach programowych i wypracowywania kompromisów.
Stabilna większość w Sejmie przez dwie ostatnie kadencje sprawiła zaś,
że rozmowy ponad podziałami w ogóle nie były prowadzone, a pojęcie
kompromisu nie miało w bieżącej polityce żadnego zastosowania.
Stoimy zatem przed szansą przywrócenia polityce deliberatywnego charakteru, bo skoro wybory 15 października 2023 roku wygrała koalicja różnych ugrupowań, wydaje się, że gwarancją jej skuteczności była i musi
249
pozostać wzajemna otwartość i umiejętność wypracowywania porozumień wykraczających poza wąsko rozumiane interesy partyjne. O tej nadziei na zmianę piszę nie jako szczególna entuzjastka kompromisowych
rozwiązań, lecz jako admiratorka słuchania racji, ucierania się stanowisk
i budowania sojuszy. W negocjacjach i realnych debatach monochromatyczne obrazy stają się zdecydowanie mniej kontrastowe, a społeczne
emocje – bardziej ambiwalentne, co już jest istotnym krokiem w kierunku postrzegania skomplikowania świata jako wartości, a nie przeszkody.
Polityczne deklaracje i praktyki mają oczywisty wpływ na szeroko rozumianą refleksję krytyczną, historyczną i tożsamościową, która z czułością
sejsmografu rejestruje wszelkie zagrożenia dla swojej autonomii. A także dla swoich podstaw ekonomicznych, jako że uprawiana jest z reguły
w instytucjach zależnych od publicznego finansowania. Wyraźnie zadeklarowana przez władzę potrzeba kontrolowania narracji artystycznej
i naukowej była jedną z głównych przyczyn gwałtownej polaryzacji stanowisk na tym polu. Nie dlatego, że artyści i artystki, badacze i badaczki
Uczestnictwo w przyszłości
zaniechali swoich wywrotowych i krytycznych praktyk, ale dlatego, że te
ich praktyki zaczęły wpisywać się – czy tego chcieli, czy nie – w dwubiegunowy podział sceny publicznej na prorządową i opozycyjną, lubianą
i nielubianą przez władzę.
Na przełomie 2015 i 2016 roku, wobec rządowych deklaracji o wstawaniu z kolan i zapowiedzi walki z „pedagogiką wstydu”, stało się jasne, że
długa, mozolna i trudna praca, jaką polska sztuka, teatr, kino, literatura
wykonały w ciągu poprzednich dekad na rzecz poszerzenia pola widzenia dalszej i bliższej przeszłości, naszej własnej kondycji, głęboko zakorzenionych stereotypów, mitów czy utrwalonych tożsamości, może zostać
zaprzepaszczona. Oficjalne narracje wspierane przez władzę miały być
odtąd czarno-białe w treści, a biało-czerwone w formie (albo odwrotnie).
Kuratorium i sądy pociągały do odpowiedzialności za tęczę, i nie jest to
250
niestety jedynie metafora. Nic dziwnego zatem, że dziś można się niepokoić, ile krytycznej myśli – imperatywu podważania utartych prawd,
potrzeby kwestionowania zero-jedynkowych systemów, podkopywania
patriarchatu i dobrego samopoczucia narodowego, klasowego, genderowego – udało się ocalić w praktyce twórczej osób i środowisk do tego
powołanych. Stąd zasadne pytanie, czy jest szansa na kontynuację pracy
nad tysiącem odkrytych już wcześniej odcieni szarości, czy trzeba będzie
zaczynać wszystko – jak już nieraz bywało – od początku?
Teraz już można i chyba nawet trzeba poddać uważnej refleksji strategie,
jakie przyjmowano, gdy konfrontowano się przez ostatnie lata z politycznie dwubiegunową rzeczywistością i jej monochromatycznymi reprezentacjami. Wymyślono np. koncepcję dowartościowania słabości nie tylko
jako retorykę wzmacniającą przegranych, ale też jako całkiem rozbudowaną teorię pracującą na rzecz różnorodności i odmienności, porażki
i przegranych spraw. Poważano się na szukanie winy w sobie, a ściślej: we
własnym entuzjazmie dla niegdysiejszej sztuki krytycznej, która wywoływała oburzenie i protesty, a na dłuższą metę miała doprowadzić do podziałów opinii publicznej za sprawą treści obrazoburczych, obyczajowo
drastycznych czy światopoglądowo kontrowersyjnych. Ta spóźniona krybezsilnością, która to frustracja łatwo mogła przerodzić się w autoagresję.
Przeciwnym sposobem radzenia sobie autoagresją było szermowanie hasłami troski i empatii, choć te próby stosowania bypassów wobec retoryki przeciwieństw i wrogości łatwo stawały się hasłami nowej hipokryzji.
Jeszcze inną strategią sprzeciwu wobec polaryzacji społecznej była ten-
Tysiąc odcieni szarości
tyka sztuki krytycznej dawała ujście frustracji czarno-białością i własną
dencja – żywa zwłaszcza w teatrze – do mówienia tylko we własnym imieniu, z indywidualnej perspektywy, niechęć do wypowiadania się w imieniu zbiorowości. Antidotum na publicznie głoszone kłamstwa miała być
autoprawda, niedomagająca się żadnych uogólnień.
Teoria, samokrytyka, bypassy, zmiana perspektywy – jakkolwiek pomocne w przetrwaniu i inspirujące – w żaden sposób nie mogły rozwiązać
problemu czarno-białego monstrum, które rozwijało się i rozrastało, coraz bardziej przesłaniając świat. Jeszcze ta chwila nie nadeszła, ale jeśli
251
już niebawem monstrum zniknie, to świat nabierze najpierw tysięcy odcieni szarości, a potem, kto wie, może nawet zaiskrzy się barwami tęczy.
I w tym pragnieniu właśnie ujawnia się ta najważniejsza powyborcza
emocja, której nigdy w przyszłości nie chciałabym uznać za naiwną i wyrażaną nazbyt górnolotnie.
Noty biograficzne
Edwin Bendyk (ur. 1965) – prezes Fundacji im. Stefana Batorego. Dziennikarz, pisarz, publicysta tygodnika „Polityka”. Zajmuje się tematyką cywilizacyjną oraz relacjami między nauką i techniką a polityką, gospodarką, kulturą, życiem społecznym. Wykłada w Graduate School for Social Research PAN i Collegium Civitas, gdzie
współtworzył Ośrodek Badań nad Przyszłością. Członek European Council on Foreign Relations. Autor wielu książek, m.in. W Polsce, czyli wszędzie. Rzecz o upadku
i przyszłości świata (2020). Redaktor i współautor raportu końcowego Narodowego
Programu Foresight „Polska 2020”. Prowadzi blog „Antymatrix”.
Elżbieta Ciżewska-Martyńska (ur. 1979) – dr, socjolożka i historyczka idei, adiunktka w Instytucie Stosowanych Nauk Społecznych Uniwersytetu Warszawskiego, autorka książki Filozofia publiczna Solidarności (2010). Stypendystka na Uniwersytecie
Columbia (2012) i Princeton (2016–2017). Jej zainteresowania badawcze obejmują
socjologię ruchów społecznych, środkowoeuropejski ruch dysydencki, ruch fenomenologiczny, historię intelektualną XIX i XX wieku.
Przemysław Czapliński (ur. 1962) – prof. dr hab., filolog polski, pracownik Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, dyrektor Centrum Humanistyki Otwartej, zajmującego się związkami między prawem i literaturą. Kurator cyklów dyskusyjnych, m.in. Boskie narracje. O wierze, religii i bogach rozmowy z pisarzami (Teatr
Polski, Poznań 2015/2016), Bioklasy: segregacje i sojusze (Warszawa 2016), Nie-boskie narracje. O lęku i gniewie (Teatr Polski, Poznań 2016/2017), Prognozowanie teraźniejszości (UAM, Poznań 2016/2017), To wróci. Przeszłość i przyszłość pandemii
(CK Zamek, Poznań 2020/2021), Nasze obce. O wnętrzu i zewnętrzu polskości (Teatr
Polski, Poznań 2023/2024). Autor, współautor i redaktor wielu publikacji, m.in. Poruszona mapa (2016), Literatura i jej natury. Przewodnik ekokrytyczny dla nauczycieli i uczniów szkół średnich (współautorzy: Joanna B. Bednarek, Dawid Gostyński,
2017), O jeden las za daleko. Demokracja, kapitalizm i nieposłuszeństwo ekologiczne
253
w Polsce (współredaktorzy: Joanna B. Bednarek, Dawid Gostyński, 2019), Tożsamość
po pogromie. Świadectwa i interpretacje Marca ’68 (współredakcja: Alina Molisak,
2019), To wróci. Przeszłość i przyszłość pandemii (współredakcja: Joanna B. Bednarek, 2022).
Anna Giza-Poleszczuk (ur. 1955) – prof. dr hab., socjolożka, od 1981 roku związana
z Wydziałem Socjologii Uniwersytetu Warszawskiego. W latach 1994–2005 pracowała w międzynarodowej korporacji, najpierw jako dyrektorka działu badań rynku,
następnie regionalnego centrum innowacji i doradczyni zarządu ds. komunikacji.
Współpracowała również z wieloma organizacjami pozarządowymi. W latach 2012–
2019 prorektorka ds. polityki finansowej i rozwoju Uniwersytetu Warszawskiego,
a od roku 2020 dziekan Wydziału Socjologii. Naukowo zajmuje się socjologią teoretyczną. Najważniejsze publikacje: Rodzina i system społeczny. Reprodukcja i kooperacja w perspektywie interdyscyplinarnej (2005), Przemiany więzi społecznych. Zarys
teorii zmiany społecznej (współautorstwo z Mirosławą Marody, 2004), Gabinet luster.
Kształtowanie samoświadomości społecznej w dyskursie publicznym (2013), Uczeń
Prawda po wyborach 15 października 2023
czarnoksiężnika, czyli społeczna historia marketingu (2017).
Inga Iwasiów (ur. 1963) – profesorka literaturoznawstwa, nauczycielka akademicka, pisarka, felietonistka. Pracuje w Uniwersytecie Szczecińskim. Była dyrektorką
Instytutu Literatury i Nowych Mediów US. Dwukrotnie przewodniczyła kapitule
Nagrody Literackiej Nike. Była redaktorka naczelna Szczecińskiego Dwumiesięcznika Kulturalnego „Pogranicza”, obecnie współredaguje półrocznik „Autobiografia.
Literatura. Kultura. Media”. W latach 2019–2023 pracowała w Radzie Doskonałości
Naukowej. Członkini Komitetu Nauk o Literaturze Polskiej Akademii Nauk. Zaangażowana w ruch feministyczny od lat dziewięćdziesiątych XX wieku, w protesty antyrządowe od 2019 roku. Od 2021 roku felietonistka Dużego Formatu „Gazety Wyborczej”. Ostatnio wydała m.in. Kroniki oporu i miłości (2019), Odmrażanie. Literatura
w potrzebie (2022), Późne życie (2023).
Marcin Kędzierski (ur. 1984) – dr nauk ekonomicznych, adiunkt w Kolegium Gospodarki i Administracji Publicznej Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie, ekspert
tamtejszego Centrum Polityk Publicznych, członek Polskiej Sieci Ekonomii. W latach
2009–2012 członek zarządu, a w latach 2012–2015 prezes Klubu Jagiellońskiego,
później współzałożyciel Centrum Analiz KJ i jego wieloletni dyrektor programowy,
współpracownik magazynu idei „Pressje”. Obecnie stały współpracownik „Więzi”,
felietonista „Gościa Niedzielnego”, publikuje również na łamach „Dziennika Gazety
Prawnej”, „Rzeczpospolitej” i „Tygodnika Powszechnego”. Radny sołecki, członek za254
rządu Stowarzyszenia Społeczno-Edukacyjnego „Kuźnia” w Balicach.
Leszek Koczanowicz (ur. 1954) – dr hab. filozofii, profesor nauk humanistycznych,
dr hab. nauk politycznych, profesor zwyczajny na Uniwersytecie SWPS. Zajmuje się
teorią kultury, koncepcjami demokracji i badaniami kulturowych aspektów polityki.
Poprzednio pracował m.in. na Uniwersytecie Wrocławskim, Uniwersytecie w Buffalo, Columbia University w Nowym Jorku, w Helsinki Collegium for Advanced Studies. Autor i redaktor książek i wielu artykułów, m.in. Politics of Dialogue. Non-Consensual Democracy and Critical Community (2015, wydanie polskie 2016), Anxiety
and Lucidity: Reflections on Culture in Times of Unrest (2020, wydanie polskie 2020),
Niedokończone polityki: demokracja, populizm, autokracja (2022), The Emancipatory
Power of the Body in Everyday Life: Niches of Liberation (2023). Został zaproszony do
Institute for Advanced Study w Princeton na rok akademicki 2024/2025.
Piotr Kosiewski (ur. 1967) – dyrektor forumIdei Fundacji im. Stefana Batorego. Historyk i krytyk sztuki, publicysta. Stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”
i magazynu „Szum”. Publikował m.in. na łamach „Dziennika. Polska. Europa. Świat”,
kwartalnika literackiego „Kresy”, „Odry”, „Przeglądu Politycznego”, „Rzeczpospolitej” i „Znaku”. Ostatnio wydał Język rewolucji (red., 2021), 22 października 2020:
pamięć protestu (red., 2023).
Małgorzata Kowalska (ur. 1961) – profesorka nauk humanistycznych, od 1988
roku pracuje na Uniwersytecie w Białymstoku, gdzie obecnie pełni funkcję dziekana Wydziału Filozofii. Filozofka i romanistka, tłumaczka francuskojęzycznej literatury filozoficznej (za przekład Całości i nieskończoności Emmanuela Lévinasa wyróżniona nagrodą Stowarzyszenia Tłumaczy Polskich). Zajmuje się historią filozofii
poza dialektyką. Od Bataille’a do Derridy (2000, wydanie angielskie Dialectics beyond Dialectics. Essay on Totality and Difference), Demokracja w kole krytyki (2012),
O sprawiedliwości innymi słowy (2021). W latach dziewięćdziesiątych XX wieku
członkini Unii Pracy, następnie przez kilka lat związana z „Krytyką Polityczną”,
obecnie bez politycznej afiliacji.
Noty biograficzne
współczesnej i filozofią społeczno-polityczną. Autorka książek: m.in. Dialektyka
Tomasz Kozak (ur. 1971) – dr hab., adiunkt w Instytucie Sztuk Pięknych Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie, filozof późnej nowoczesności, artysta wizualny. Absolwent Wydziału Malarstwa i Filmu Animowanego Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie (1997). Uprawia malarstwo, tworzy filmy animowane, wideo,
kolaże, rzeźby. Autor książek: Wytępić te wszystkie bestie? (2010), Akteon. Pornografia późnej polskości (2012), Poroseidy. Fenomenologia kultury trawersującej (2017),
Późna polskość. Pamięć nie/naturalnie trawersująca (2017). W latach 2022–2023 opublikował cykl esejów oraz felietonów polityczno-filozoficznych na łamach „Krytyki
255
Politycznej”. Aktualnie pracuje nad książką inspirowaną zaproponowanym przez
Marka Fishera pojęciem libertariańskiego komunizmu.
Zofia Krajewska (ur. 2000) – studentka kończąca socjologię w ramach Międzydziedzinowych Indywidualnych Studiów Humanistycznych i Społecznych Uniwersytetu
Warszawskiego. Pracuje jako trenerka, edukatorka, badaczka i publicystka, skupiając się na wyzwaniach młodego pokolenia w perspektywie polikryzysu. Współtworzy projekt OSADA.earth. Współzałożycielka m.in. Młodzieżowego Strajku Klimatycznego i Ruchu Solidarności Klimatycznej, związana z działaniami politycznymi
na rzecz osób uchodźczych, przyrody i dewzrostu.
Marek Krajewski (ur. 1969) – socjolog, profesor zwyczajny, zatrudniony w Instytucie Socjologii Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Autor licznych artykułów dotyczących współczesnej kultury, sztuki i edukacji kulturowej oraz książek:
Kultury kultury popularnej (2003), POPamiętane (2006), Za fotografię! W stronę radykalnego programu socjologii wizualnej (2010, wspólnie z Rafałem Drozdowskim), Są
w życiu rzeczy… (2013), Incydentologia (2017), (Nie)nawidzenia. Świat przez nienaPrawda po wyborach 15 października 2023
wiść (2020). Kurator Zewnętrznej Galerii AMS (1998–2004) oraz pomysłodawca projektu Niewidzialne miasto. Współtwórca programu propagującego edukację kulturową Bardzo Młoda Kultura oraz projektu Archiwum Badań nad Życiem Codziennym.
Joanna Krakowska (ur. 1964) – dr hab., prof. Instytutu Sztuki PAN; badaczka współczesnego teatru, eseistka, redaktorka. Kierowniczka Zakładu Historii i Teorii Teatru
IS PAN, wykładowczyni Akademii Teatralnej w Warszawie, wieloletnia redaktorka
działu eseistyki miesięcznika „Dialog”, członkini Zarządu Fundacji „Dialogu” im.
Konstantego Puzyny. Prowadziła m.in. feministyczny projekt badawczy HyPaTia
poświęcony kobietom w polskim teatrze i projekt Teatr Publiczny. Przedstawienia,
poświęcony historii teatru polskiego (1765–2015). Współautorka książek: Soc i sex.
Diagnozy teatralne i nieteatralne (2009) oraz Soc, sex i historia (2014); redaktorka
antologii Transfer! Teksty dla teatru (2015) oraz kilku obcojęzycznych antologii polskiego dramatu. Autorka monografii: Mikołajska. Teatr i PRL (2011), PRL. Przedstawienia (2016), Demokracja. Przedstawienia (2019) oraz książki Odmieńcza rewolucja.
Performans na cudzej ziemi (2020), nagrodzonej Nagrodą Literacką Gdynia. Jako
uczestniczka teatralnego kolektywu jest współautorką spektakli Kantor Downtown
(Teatr Polski w Bydgoszczy, 2015) oraz Pogarda (Komuna Warszawa, 2016).
Paweł Kubicki (ur. 1973) – dr hab., profesor uczelni w Instytucie Studiów Europejskich Uniwersytetu Jagiellońskiego, socjolog. Członek Polskiego Towarzystwa Socjo256
logicznego w sekcji Socjologia Miasta, Rady Programowej Kongresu Obywatelskiego,
Rady Programowej Krakowskiego Biura Festiwalowego i Zespołu Ekspertów Samorządowych Fundacji im. Stefana Batorego. Autor książek poświęconych tematyce
miejskiej, m.in. Wynajdywanie miejskości. Polska kwestia miejska z perspektywy długiego trwania (2016), Efekt ESK. Jak konkurs na Europejską Stolicę Kultury zmienił
polskie miasta (2017) oraz Ruchy miejskie w Polsce (2020).
Kacper Nowicki (ur. 2002) – absolwent Europejskiej Wyższej Szkoły Prawa i Administracji na kierunku Administracji Europejskiej. Fundator i prezes zarządu Fundacji Varia Posnania, prowadzący Glantza – Podcast o Poznaniu. Członek Komitetu
Monitorującego Program Fundusze Europejskie dla Wielkopolski 2021–2027, twórca
Grafiku na 5 lat dla Poznańskiej Edukacji 2024–2029.
Mikołaj Pawlak (ur. 1980) – socjolog, dr hab., profesor Uniwersytetu Warszawskiego, gdzie kieruje Katedrą Socjologii Norm, Dewiacji i Kontroli Społecznej. Zastępca
dyrektora Instytutu Profilaktyki Społecznej i Resocjalizacji UW ds. badań naukowych oraz przewodniczący rady naukowej Centrum Doskonałości w Naukach Społecznych UW. Działa w Polskim Towarzystwie Socjologicznym. W swoich badaniach
koncentruje się na zjawiskach migracyjnych, ale porusza również problematykę
roli ignorancji i porażki w życiu społecznym. Opublikował książkę o próżni socjologicznej Tying Micro and Macro: What Fills up the Sociological Vacuum? (2018),
w której poddał krytyce powielane również przez nauki społeczne mity na temat
polskiego społeczeństwa. Współredaktor tomu Routledge International Handbook
of Failure (2022).
Przemysław Sadura (ur. 1977) – dr hab., profesor Uniwersytetu Warszawskiego,
szef Katedry Socjologii Polityki Wydziału Socjologii UW, kurator Instytutu Krytyki
lietonista tygodnika „Polityka”. Bada relacje między państwem i społeczeństwem
w obszarach funkcjonowania różnych polityk publicznych. Autor książek: m.in.
Państwo, szkoła, klasy (2017) i Społeczeństwo populistów (razem ze Sławomirem
Sierakowskim (2023).
Krystyna Skarżyńska (ur. 1946) – prof. dr hab. nauk humanistycznych, psycho-
Noty biograficzne
Politycznej, założyciel, a obecnie stały współpracownik Fundacji Pole Dialogu, fe-
lożka społeczna i polityczna. Pracuje w Uniwersytecie SWPS. W latach 1997–2001
była prorektorką ds. nauki, do roku 2020 kierowała Katedrą Psychologii Społecznej. Wcześniej pracowała na Uniwersytecie Warszawskim i w Instytucie Psychologii
PAN. Należy do rady redakcyjnej „Studiów Socjologiczno-Politycznych”. Współpracuje z Międzynarodowym Instytutem Społeczeństwa Obywatelskiego (MISO); jest
też członkinią Rady Programowej Instytutu Spraw Publicznych. Podczas pandemii
COVID-19 badała towarzyszące jej procesy psychologiczne i społeczno-polityczne.
Ostatnio zajmuje się rolą zaufania i nieufności w podejmowaniu decyzji o uczestnictwie w różnych społecznych aktywnościach, m.in. w tzw. ekonomii współdzielenia dóbr i usług. Autorka lub współautorka ponad 250 artykułów naukowych
257
i kilkunastu książek, m.in. Spostrzeganie ludzi (1981), Psychospołeczne aspekty decyzji alokacyjnych (1985), Konformizm i samokierowanie jako wartości (1991), Człowiek
a polityka. Zarys psychologii politycznej (2005), My. Portret psychologiczno-społeczny
Polaków z polityką w tle (2020), Nieufność: źródła i konsekwencje (2023).
Katarzyna Sztop-Rutkowska (ur. 1973) – dr nauk humanistycznych, wykładowczyni na Wydziale Socjologii Uniwersytetu w Białymstoku, założycielka i wiceprezeska
Fundacji Laboratorium Badań i Działań Społecznych SocLab, socjolożka, aktywistka,
moderatorka i trenerka. Absolwentka Szkoły Liderów Polsko-Amerykańskiej Fundacji Wolności. Startowała w wyborach samorządowych w 2018 roku w Białymstoku
jako liderka ruchu miejskiego „Inicjatywa dla Białegostoku”. W swoich działaniach
łączy świat nauki i działań społecznych. Szkoli organizacje pozarządowe, samorządowców i urzędników. Prowadzi procesy konsultacyjne w gminach. Główne zainteresowana to: demokracja lokalna, partycypacja obywatelska, civic tech, otwarta
nauka. Ostatnie publikacje: Czas na partycypację, w: Co dalej z samorządem? (2024),
Nauka obywatelska w otwartym repozytorium, w: Repozytorium Uniwersytetu w Bia-
Prawda po wyborach 15 października 2023
łymstoku. Wspólna droga do otwierania nauki (2023), E-partycypacja. Jak rozmawiać
z mieszkańcami? (red., 2023), Rola samorządu terytorialnego w zapobieganiu marnowaniu żywności (red., 2023). Członkini zespołu redakcyjnego raportu Generatory
energii społecznej (2023).
Agnieszka Turska-Kawa (ur. 1983) – dr hab., politolożka, psycholożka, dyrektorka
Instytutu Nauk Politycznych Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach, dyrektorka Centrum Badawczego Społecznej Aktywizacji Seniorów, laureatka Stypendium MNiSW
dla wybitnych młodych naukowców (2018–2019). Jej zainteresowania naukowe koncentrują się wokół psychologii polityki, szczególnie zachowań wyborczych, emocji
i motywacji rządzących polityką oraz poznawczych aspektów wyborów politycznych. Autorka i współautorka książek i wielu artykułów naukowych oraz redaktorka i współredaktorka. Wydała m.in.: Poczucie alienacji a użytkowanie mediów: w poszukiwaniu nowych obszarów zastosowania teorii użytkowania i gratyfikacji (2011),
Polityka w opinii młodych: idee – instytucje – obywatele (red., 2012), Osobowościowe
uwarunkowania zachowań wyborczych : studium województwa śląskiego (2013), Postawy wobec korupcji w samorządzie terytorialnym: raport z badań w województwie
śląskim (red., 2015), Determinanty chwiejności wyborczej (2015), Leksykon polskich
partii politycznych (red., 2017), Korupcja polityczna (z Waldemarem Wojtasikiem,
2017), War in Ukraine. Media and Emotions (red., 2023).
258
Fundacja im. Stefana Batorego
wydała m.in.:
Edwin Bendyk, Aleksandra Jaworska-Surma, Szymon Gutkowski, Fenomen wyborczej mobilizacji. Przyczyny rekordowej frekwencji podczas wyborów parlamentarnych 2023 – wnioski z badań (2023). Raport z badań nad wpływem kampanii profrekwencyjnych na rekordową mobilizację wyborczą w wyborach parlamentarnych 2023.
Piotr Kosiewski (red.), 22 października 2020: pamięć protestu (2023). Zbiór tekstów poświęconych protestom, które wybuchły po ogłoszeniu 22 października 2020
orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego zaostrzającego prawo aborcyjne.
Edwin Bendyk, Szymon Gutkowski, Anna Materska-Sosnowska, Siła głosu kobiet.
Jak będą wybierać Polki? (2023). Raport z badań nad preferencjami wyborczymi
kobiet w przededniu wyborów parlamentarnych 2023.
Sylwia Barakeh, Justyna Kajta, Paweł Marczewski, Paula Pustułka, Demokratyczny
paradoks w praktyce: doświadczenia młodych aktywistów i aktywistek (2022).
Raport z badania jakościowego przeprowadzonego przez ośrodek Młodzi w Centrum Lab Uniwersytetu SWPS oraz forumIdei Fundacji Batorego na temat ścieżek
wiodących młodych ludzi do zaangażowania społecznego, ich oceny różnych form
zaangażowania, w tym działań lokalnych, społecznych i politycznych, oraz definiowania i oceny demokracji.
Przemysław Czapliński, O nową umowę społeczną. Bunt październikowy 2020
(2021). Analiza języka protestów, które wybuchły po ogłoszeniu przez Trybunał
Konstytucyjny w październiku 2020 orzeczenia zaostrzającego przepisy aborcyjne.
Język rewolucji (2021). Zbiór komentarzy socjolożek i socjologów, literaturoznawczyń i literaturoznawców, badaczek i badaczy kultury współczesnej oraz artystek
259
i artystów na temat języka protestów przeciw antyaborcyjnemu orzeczeniu Trybunału Konstytucyjnego z października 2020 roku, wraz z pierwszymi próbami
ich interpretacji.
Michał Boni i in., Młodzi 2020 – w poszukiwaniu tożsamości (2021). Raport o czynnikach kształtujących tożsamość młodego pokolenia Polek i Polaków.
Fundacja im. Stefana Batorego
ul. Sapieżyńska 10a
00-215 Warszawa
tel. (48 22) 536 02 00
fax (48 22) 536 02 20
[email protected]
www.batory.org.pl
Miesiąc po wyborach parlamentarnych 15 października 2023 roku, które
przy rekordowej frekwencji przyniosły Polsce zmianę polityczną, poprosiliśmy ludzi kultury i przedstawicieli nauki o wypowiedź w trzech kwestiach.
Po pierwsze: Co się stało? Następnie: Co powinno się stać? I wreszcie:
Na czym można się oprzeć? Pytanie pierwsze to zaproszenie do diagnoz
dotyczących procesów społecznych, z których wyłonił się masowy udział
w wyborach, oraz do wypowiedzi na temat potrzeb, poglądów i emocji,
jakie się wówczas ujawniły. Kwestia druga mieściła w sobie pytanie o to,
co nowa władza musi zachować po poprzednikach, a co musi zmienić, jeśli
chce zrealizować oczekiwania wyborców i utrzymać legitymację społeczną. Wreszcie pytanie trzecie było zachętą do refleksji nad tym, czy istnieją
w społecznym myśleniu „wartości wspólne”, do których odwoływali się
ludzie popierający w wyborach przeciwne partie.
Zbiór tekstów powstałych w odpowiedzi na tak sformułowane pytania
publikujemy, mając przeświadczenie, że po dwóch kadencjach rządów
Zjednoczonej Prawicy największy deficyt dotyczy zbiorowej samowiedzy.
Nie znamy prawdy o stanie państwa, ale potrzebujemy także dwóch perspektyw: rząd powinien wiedzieć, jakich spraw społeczeństwo nie odpuści,
natomiast społeczeństwo powinno wiedzieć, jakie zmiany i w jakim tempie
rząd może wprowadzać.
Ostatecznie w książce znalazły się teksty Edwina Bendyka, Elżbiety Ciżewskiej-Martyńskiej, Przemysława Czaplińskiego, Anny Gizy-Poleszczuk,
Ingi Iwasiów, Marcina Kędzierskiego, Leszka Koczanowicza, Małgorzaty
Kowalskiej, Tomasza Kozaka, Zofii Krajewskiej, Marka Krajewskiego, Joanny Krakowskiej, Pawła Kubickiego, Kacpra Nowickiego, Mikołaja Pawlaka,
Przemysława Sadury, Krystyny Skarżyńskiej, Katarzyny Sztop-Rutkowskiej
i Agnieszki Turskiej-Kawy.
Książka powstała przy współpracy Centrum Humanistyki Otwartej Uniwersytetu Adama Mickiewicza.
ISBN 978-83-67750-73-8