bo.wiem, Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego, Kraków 2024.
Smaki
To książka, która łączy pasję do podróży z pasją do odkrywania smaków – i z wielką erudycją w zakresie kultury. W tym wypadku powiązanej z kulinariami. Anya von Bremzen odwiedza kolejne kraje, żeby przekonywać się, czy istnieje coś takiego jak potrawy narodowe (często funkcjonujące w stereotypach) i sprawdza, w jaki sposób zmieniały się kanoniczne dania typowe dla poszczególnych miejsc. Spotyka się oczywiście z ludźmi, którzy próbują ocalać przeszłość lub na jej bazie budują sobie kolejne propozycje dla smakoszy. „Kuchnia narodowa. Osobista podróż przez kultury, historię i smaki” to zestaw bardzo nietypowych opowieści o kuchni. Nietypowość polega tu przede wszystkim na dyskursie – niemal naukowym. Tekst jest gęsty i przesycony nawiązaniami, erudycyjny i daleki od banalności. Autorka nie skręca w stronę literackiego popu, nie karmi czytelników fast foodami – woli niespieszne przygotowania i uważne opisy, troszczy się tak samo o żołądki jak i o mózgi odbiorców – a to przekłada się na ambitną lekturę. Autorka wie mnóstwo i chętnie dowiaduje się jeszcze więcej, gromadzi informacje, wypytuje swoich kulinarnych przewodników o to, czego brakuje w jej materiałach. Zdarza się zresztą, że stawia sobie tezy, których nie sposób udowodnić – i co do tego też musi się przekonać na miejscu. Wybiera za każdym razem jedną charakterystyczną dla miejsca potrawę i wykazuje jej znaczenie czy wartość dla historii i współczesności, sprawdza, czy zmieniło się społeczne podejście do niej (i w jaki sposób), a także naświetla znaczenie dania dla lokalnej kultury. Bywa, że błądzi – jeśli wybrana przez nią potrawa nie ma większego znaczenia dla miejscowych. To prowadzi do refleksji na temat istnienia narodowych kuchni i narodowych potraw – w efekcie książka nabiera jeszcze lekko filozoficznego charakteru.
Jest tu sporo osobistych wstawek, całe reportaże Anya von Bremzen przepuszcza przez siebie i częstuje czytelników własnymi doświadczeniami. Chętnie dzieli się z odbiorcami drogą do zdobywania przepisów, funkcjonuje jako przewodnik po kuchniach świata. Nie rzuca się na każde dostępne lokalne jedzenie, raczej koncentruje się na zbieraniu informacji na jeden temat – nie chce, żeby czytelnicy mieli przesyt wiadomości. A przecież wprowadza mnóstwo detali, aż zaskakuje drobiazgowością w podejściu do kuchni z różnych krajów. Radzi sobie z wychwytywaniem znaczeń, odbiorcom proponując wyrafinowane podejście do zwyczajnych czasem dań. Jest w „Kuchni narodowej” sporo ciekawostek i mnóstwo smaków, to książka, która niby realizuje rynkowe trendy – a jednak jest w tym zupełnie inna niż najczęściej pojawiające się publikacje reportażowo-podróżnicze. Pozwala poznawać nie tyle miejsca, co metody przygotowywania potraw powiązane z tradycjami czy zwyczajami regionów. „Kuchnia narodowa” to publikacja ciekawa i wartościowa, dla tych, którzy nie zadowalają się prostymi naiwnymi narracjami. Anya von Bremzen na pewno nie będzie ani przez moment budować infantylnych opowieści – zabierze czytelników w prawdziwą podróż pełną wiedzy i smaku.
Recenzje, wywiady, omówienia krytyczne, komentarze.
Codziennie aktualizowana strona Izabeli Mikrut
tu-czytam.blogspot.com to strona z recenzjami: portal literacki tworzony w pełni przez jedną osobę i wykorzystujący szablon bloga dla łatwego wprowadzania kolejnych tekstów.
Nie znajdzie się tu polecajek, konkursów, komciów ani podpiętych social mediów, za to codziennie od 2009 roku pojawiają się pełnowymiarowe (minimum 3000 znaków) omówienia książek.
Zapraszam do kontaktu promotorki książek i wydawnictwa.
Zabrania się kopiowania treści strony. Publikowanie fragmentów tekstów możliwe wyłącznie za zgodą autorki i obowiązkowo z podaniem źródła. Kontakt: [email protected]
Nie znajdzie się tu polecajek, konkursów, komciów ani podpiętych social mediów, za to codziennie od 2009 roku pojawiają się pełnowymiarowe (minimum 3000 znaków) omówienia książek.
Zapraszam do kontaktu promotorki książek i wydawnictwa.
Zabrania się kopiowania treści strony. Publikowanie fragmentów tekstów możliwe wyłącznie za zgodą autorki i obowiązkowo z podaniem źródła. Kontakt: [email protected]
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą kulinarne. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą kulinarne. Pokaż wszystkie posty
piątek, 22 listopada 2024
wtorek, 8 października 2024
Joanna Zielewska: Glukozowy zawrót głowy
Ringier Axel Springer, Warszawa 2024.
Dieta
Joanna Zielewska nie przychodzi do odbiorców z żadnym nowatorskim programem żywieniowym, owszem, dystansuje się od niektórych zaleceń modnych teraz lub przed momentem – ale znacznie chętniej wykorzystuje poszczególne składniki z różnych programów żywieniowych, żeby zaproponować własne rozwiązania – plan na miesiąc. Stosowanie się do tych propozycji ma pozwolić na przeprogramowanie organizmu – przyzwyczajenie go do zdrowszego odżywiania się i usunięcie zachcianek na coś słodkiego (bez rezygnowania z deserów). W efekcie da się tę książkę potraktować jako publikację kulinarną, zestaw podpowiedzi, co przygotować na śniadanie, obiad i kolację, kiedy nie ma się już pomysłu na codzienny jadłospis. Joanna Zielewska stawia raczej na narrację poradnikową niż na naukowe wywody, nie karmi czytelników kolejnymi badaniami i odkryciami – sięga po rozmaite inspiracje i wybiera z nich coś dla siebie, żeby w efekcie stworzyć zestaw wskazówek dla czytelników, którzy chcą ograniczyć cukier w codziennej diecie. Wprowadza wyjaśnienia (kiedy z czego rezygnować i co w jaki sposób wprowadzać do posiłków), ale są one dość krótkie i, jak to zwykle w podobnych publikacjach bywa, przekonają wyłącznie już przekonanych. A to oznacza, że najczęściej eksploatowaną warstwą tomu „Glukozowy zawrót głowy” będzie część kulinarna. Autorka stawia przed odbiorcami „dodatkowe wyzwania” na tydzień – bo i dlaczego nie spróbować wprowadzenia zdrowych nawyków – ale nie szuka motywacji czy argumentów za zmianą trybu życia. To mniej istotny fragment opowieści. Najbardziej liczą się nowe posiłki i na nie pomysł ma. Są tu przepisy oryginalne i apetyczne, o różnym stopniu skomplikowania (co ważne – często składniki dotyczą jednej lub dwóch porcji, podwajane są wtedy, gdy danie można zamrozić albo łatwiej przygotować w większej ilości), a efektowne. Można znaleźć albo nowe smaki, albo propozycje modyfikacji znanych dań – i nie tylko popracować nad swoim uzależnieniem od cukru, ale też zastąpić czymś nowym dotychczas przygotowywane posiłki.
Chociaż jest to książka poradnikowa, liczba zdjęć i grafik przypomina w niej publikacje albumowe – autorka zdaje sobie sprawę, że w ten sposób łatwiej jej będzie przyciągnąć uwagę czytelników i zachęcić do wypróbowania konkretnych przepisów. Same przepisy z kolei są pisane najprościej – kierowane są do ludzi, którzy nie znaleźli się w kuchni pierwszy raz i raczej radzą sobie z przyrządzaniem zwykłych posiłków. To pozwala na stosowanie pewnych skrótów i na unikanie wyjaśniania oczywistości – dzięki czemu będzie więcej miejsca na kolejne przepisy. „Glukozowy zawrót głowy” to poradnik dla odbiorców szukających szybkiego i przydatnego, niewymyślnego zestawu dań do codziennych posiłków – po tę książkę sięga się dla praktycznych wskazówek i to nawet bez względu na problemy z cukrem (lub ich brak): można ją po prostu potraktować jako poradnik kulinarny ze wstępem dotyczącym spożywania cukru.
Dieta
Joanna Zielewska nie przychodzi do odbiorców z żadnym nowatorskim programem żywieniowym, owszem, dystansuje się od niektórych zaleceń modnych teraz lub przed momentem – ale znacznie chętniej wykorzystuje poszczególne składniki z różnych programów żywieniowych, żeby zaproponować własne rozwiązania – plan na miesiąc. Stosowanie się do tych propozycji ma pozwolić na przeprogramowanie organizmu – przyzwyczajenie go do zdrowszego odżywiania się i usunięcie zachcianek na coś słodkiego (bez rezygnowania z deserów). W efekcie da się tę książkę potraktować jako publikację kulinarną, zestaw podpowiedzi, co przygotować na śniadanie, obiad i kolację, kiedy nie ma się już pomysłu na codzienny jadłospis. Joanna Zielewska stawia raczej na narrację poradnikową niż na naukowe wywody, nie karmi czytelników kolejnymi badaniami i odkryciami – sięga po rozmaite inspiracje i wybiera z nich coś dla siebie, żeby w efekcie stworzyć zestaw wskazówek dla czytelników, którzy chcą ograniczyć cukier w codziennej diecie. Wprowadza wyjaśnienia (kiedy z czego rezygnować i co w jaki sposób wprowadzać do posiłków), ale są one dość krótkie i, jak to zwykle w podobnych publikacjach bywa, przekonają wyłącznie już przekonanych. A to oznacza, że najczęściej eksploatowaną warstwą tomu „Glukozowy zawrót głowy” będzie część kulinarna. Autorka stawia przed odbiorcami „dodatkowe wyzwania” na tydzień – bo i dlaczego nie spróbować wprowadzenia zdrowych nawyków – ale nie szuka motywacji czy argumentów za zmianą trybu życia. To mniej istotny fragment opowieści. Najbardziej liczą się nowe posiłki i na nie pomysł ma. Są tu przepisy oryginalne i apetyczne, o różnym stopniu skomplikowania (co ważne – często składniki dotyczą jednej lub dwóch porcji, podwajane są wtedy, gdy danie można zamrozić albo łatwiej przygotować w większej ilości), a efektowne. Można znaleźć albo nowe smaki, albo propozycje modyfikacji znanych dań – i nie tylko popracować nad swoim uzależnieniem od cukru, ale też zastąpić czymś nowym dotychczas przygotowywane posiłki.
Chociaż jest to książka poradnikowa, liczba zdjęć i grafik przypomina w niej publikacje albumowe – autorka zdaje sobie sprawę, że w ten sposób łatwiej jej będzie przyciągnąć uwagę czytelników i zachęcić do wypróbowania konkretnych przepisów. Same przepisy z kolei są pisane najprościej – kierowane są do ludzi, którzy nie znaleźli się w kuchni pierwszy raz i raczej radzą sobie z przyrządzaniem zwykłych posiłków. To pozwala na stosowanie pewnych skrótów i na unikanie wyjaśniania oczywistości – dzięki czemu będzie więcej miejsca na kolejne przepisy. „Glukozowy zawrót głowy” to poradnik dla odbiorców szukających szybkiego i przydatnego, niewymyślnego zestawu dań do codziennych posiłków – po tę książkę sięga się dla praktycznych wskazówek i to nawet bez względu na problemy z cukrem (lub ich brak): można ją po prostu potraktować jako poradnik kulinarny ze wstępem dotyczącym spożywania cukru.
piątek, 10 maja 2024
Jessie Inchauspe: Metoda Glucose Goddess
Marginesy, Warszawa 2024.
Zmiany w diecie
Jessie Inchauspe najpierw przekonała czytelników do swojego podejścia do zmian nawyków żywieniowych – książka „Glukozowa rewolucja” była dla wielu olśnieniem i bodźcem do zmian. Ale takie zmiany trzeba umieć wprowadzać, więc autorka wraca na rynek z jeszcze jednym poradnikiem, tym razem nastawionym na działania odbiorców. „Metoda Glucose Goddess” to publikacja, która ma stać się inspiracją do wprowadzania hacków i przekształcania ich w nawyki. Autorka proponuje cztery tygodnie, podczas których odbiorcy mają zmienić swoje przyzwyczajenia i wyrobić sobie właściwe odruchy, a także nauczyć się tego, co doprowadzi ich do poprawy stanu zdrowia. Nie ma żadnych przeciwwskazań do stosowania jej rad – jedynie osoby z nowotworami muszą konsultować zmiany w obrębie diety ze swoimi lekarzami. Jessie Inchauspe chce zarażać entuzjazmem i przekonywać czytelników do swojej metody – robi to nie tylko po to, żeby podbić rynek. Zamienia się w osobę, która ma zmotywować do działania. Zresztą perswazji podporządkowane są różne elementy książki, przygotowanej przede wszystkim na amerykański rynek. Dlatego pojawiają się w tomie – i to w każdej części – fragmenty recenzji, reklam porad. Kolejni testerzy dzielą się swoimi przemyśleniami i doświadczeniami, produkując jednoakapitowe polecajki dla niezdecydowanych – oczywiście dzięki temu można się dowiedzieć, na jak wiele obszarów życia wpłynie metoda opisywana przez autorkę. Wypłaszczanie krzywych cukrowych ma stać się receptą na wszystko: lepszą kondycję i samopoczucie, zdrowie, unikanie zachcianek żywieniowych – obietnic i rozbudzanych nadziei jest tu mnóstwo. I trzeba przyznać, że uzyskane mają być niewielkim wysiłkiem. Inchauspe zdaje sobie świetnie sprawę z tego, że ludzie są słabi i nie zawsze udaje im się wytrwać w postanowieniach, nawet jeśli mają odpowiednią motywację. Podtrzymuje ich na duchu, tłumacząc, że można sobie pozwalać na słabości – byle wrócić do stosowania hacków, jak najbardziej regularnego.
Książka przygotowana jest jak poradnik czy dziennik dietetyczny dla odbiorców – można tutaj notować postępy i sprawdzać, czy metoda przyniosła zamierzone efekty. Można też próbować nowych potraw – bo większa część tomu to rodzaj nietypowej książki kulinarnej. Autorka proponuje po trzydzieści przepisów w każdej części – przy czym trzeba wziąć poprawkę na to, że sposoby na regularne picie octu są traktowane jako osobne przepisy. Na szczęście ciekawych i oryginalnych (choć nie pracochłonnych) potraw jest tu sporo, więc można przymknąć oko na porady w rodzaju gotowania jajek lub przygotowywania wody z octem. Można było jednak pomyśleć nad przygotowaniem dodatkowych receptur, a nie rozbijać temat picia octu na kilka różnych wskazówek.
Każdy tydzień to wprowadzanie jednego rozwiązania, niezbyt skomplikowanego i nie czasochłonnego – chodzi o to, żeby przyzwyczaić się do nowego i wdrożyć je w życie, tak, żeby z czasem stało się ono nawykiem, dobrym przyzwyczajeniem. Wszystko ma prowadzić do wypłaszczania krzywych cukrowych – czyli zmniejszenia skoków apetytu i głodu, a także zmian w poziomie cukru we krwi. Im mniejsze skoki tym lepiej – co autorka przedstawiła już w swojej wcześniejszej publikacji. Teraz doradza odbiorcom, jak w szybkim tempie nauczyć się czegoś na temat swoich codziennych zachowań. I jeśli ktoś ma ochotę sprawdzić, czy jej wskazówki działają, może przetestować tę książkę.
Zmiany w diecie
Jessie Inchauspe najpierw przekonała czytelników do swojego podejścia do zmian nawyków żywieniowych – książka „Glukozowa rewolucja” była dla wielu olśnieniem i bodźcem do zmian. Ale takie zmiany trzeba umieć wprowadzać, więc autorka wraca na rynek z jeszcze jednym poradnikiem, tym razem nastawionym na działania odbiorców. „Metoda Glucose Goddess” to publikacja, która ma stać się inspiracją do wprowadzania hacków i przekształcania ich w nawyki. Autorka proponuje cztery tygodnie, podczas których odbiorcy mają zmienić swoje przyzwyczajenia i wyrobić sobie właściwe odruchy, a także nauczyć się tego, co doprowadzi ich do poprawy stanu zdrowia. Nie ma żadnych przeciwwskazań do stosowania jej rad – jedynie osoby z nowotworami muszą konsultować zmiany w obrębie diety ze swoimi lekarzami. Jessie Inchauspe chce zarażać entuzjazmem i przekonywać czytelników do swojej metody – robi to nie tylko po to, żeby podbić rynek. Zamienia się w osobę, która ma zmotywować do działania. Zresztą perswazji podporządkowane są różne elementy książki, przygotowanej przede wszystkim na amerykański rynek. Dlatego pojawiają się w tomie – i to w każdej części – fragmenty recenzji, reklam porad. Kolejni testerzy dzielą się swoimi przemyśleniami i doświadczeniami, produkując jednoakapitowe polecajki dla niezdecydowanych – oczywiście dzięki temu można się dowiedzieć, na jak wiele obszarów życia wpłynie metoda opisywana przez autorkę. Wypłaszczanie krzywych cukrowych ma stać się receptą na wszystko: lepszą kondycję i samopoczucie, zdrowie, unikanie zachcianek żywieniowych – obietnic i rozbudzanych nadziei jest tu mnóstwo. I trzeba przyznać, że uzyskane mają być niewielkim wysiłkiem. Inchauspe zdaje sobie świetnie sprawę z tego, że ludzie są słabi i nie zawsze udaje im się wytrwać w postanowieniach, nawet jeśli mają odpowiednią motywację. Podtrzymuje ich na duchu, tłumacząc, że można sobie pozwalać na słabości – byle wrócić do stosowania hacków, jak najbardziej regularnego.
Książka przygotowana jest jak poradnik czy dziennik dietetyczny dla odbiorców – można tutaj notować postępy i sprawdzać, czy metoda przyniosła zamierzone efekty. Można też próbować nowych potraw – bo większa część tomu to rodzaj nietypowej książki kulinarnej. Autorka proponuje po trzydzieści przepisów w każdej części – przy czym trzeba wziąć poprawkę na to, że sposoby na regularne picie octu są traktowane jako osobne przepisy. Na szczęście ciekawych i oryginalnych (choć nie pracochłonnych) potraw jest tu sporo, więc można przymknąć oko na porady w rodzaju gotowania jajek lub przygotowywania wody z octem. Można było jednak pomyśleć nad przygotowaniem dodatkowych receptur, a nie rozbijać temat picia octu na kilka różnych wskazówek.
Każdy tydzień to wprowadzanie jednego rozwiązania, niezbyt skomplikowanego i nie czasochłonnego – chodzi o to, żeby przyzwyczaić się do nowego i wdrożyć je w życie, tak, żeby z czasem stało się ono nawykiem, dobrym przyzwyczajeniem. Wszystko ma prowadzić do wypłaszczania krzywych cukrowych – czyli zmniejszenia skoków apetytu i głodu, a także zmian w poziomie cukru we krwi. Im mniejsze skoki tym lepiej – co autorka przedstawiła już w swojej wcześniejszej publikacji. Teraz doradza odbiorcom, jak w szybkim tempie nauczyć się czegoś na temat swoich codziennych zachowań. I jeśli ktoś ma ochotę sprawdzić, czy jej wskazówki działają, może przetestować tę książkę.
wtorek, 3 października 2023
Samar Khanafer: Dukkah, kumin i włoszczyzna
Marginesy, Warszawa 2023.
Smaki
Samar Khanafer nie jest dla odbiorców anonimową postacią, dała się poznać jako uczestniczka programu "MasterChef", blogerka a ponadto autorka już dwóch książek kulinarnych. Teraz na rynku pojawia się ogromna książka "Dukkah, kumin i włoszczyzna", znakomita propozycja dla tych wszystkich, którzy poszukują nowych smaków i przepisów na oryginalne bezmięsne dania. Sama autorka idzie śladami wielu autorów książek z przepisami - wprowadza bardzo krótkie akapity wyjaśniające znaczenie przepisu albo swój stosunek do potrawy, wykorzystuje też to miejsce, żeby udzielić porad odbiorcom. Przepisy składają się z zestawu składników (na marginesach) i przygotowania (w przejrzystych krokach), do tego pojawiają się rady - uwagi dla odbiorców, którzy nie znają kuchni bliskowschodniej i nie wiedzą, jak eksperymentować w tym zakresie. Do tego - wielkoformatowe zdjęcie z gotowym daniem (rzadziej ze składnikami). Łatwo się domyślić, że Samar Khanafer nie znajdzie zbyt dużo przestrzeni na oryginalność - ale też jej nie szuka, wykorzystuje po prostu sprawdzoną formę. Swojej siły upatruje w temacie - bliskowschodnia kuchnia wegetariańska to wabik na sporą część odbiorców. Libańskie doświadczenia autorka przenosi na inne realia, podpowiada, gdzie kupić konkretne składniki albo jak przygotować podstawy wykorzystywane później w różnych przepisach. Zdradzi też przepis na hummus doskonały i na baba ghanoush. Nie ma tu klasycznego podziału na śniadania, obiady, kolacje i przekąski, w tej wersji to śniadania, mezze, talerze do dzielenia się i wypieki wytrawne oraz przepisy na słodko. Da się wybrać sporo ciekawych dań, które sprawdzą się i jako propozycja dla gości, i jako sposób na urozmaicenie codziennego menu. Autorka wie, że nie musi nikogo naśladować, żeby zdobyć uznanie odbiorców - sięga po tradycyjne potrawy albo po "egzotyczne" wersje. Dzięki temu może uświadomić odbiorcom, jak łatwo jest z dostępnych składników przyrządzić coś, co da wgląd w zupełnie inną kulturę. Zwłaszcza jednak w przypadku przypraw trzeba będzie się trochę bardziej postarać: tu nie ma wskazówek, co czym zastąpić, trzeba podążać za wskazówkami autorki. Sporo tu przepisów na bardzo proste dania, do zrobienia przez każdego - Samar Khanafer dobrze wie, że często w wyniku mody po nowe dania sięgać będą ludzie, którzy niekoniecznie doskonale radzą sobie w kuchni - ich też przeprowadza przez kolejne rozwiązania. Kusi zdjęciami - zachęca do gotowania.
"Dukkah, kumin i włoszczyzna" to książka, która przede wszystkim imponuje rozmiarami i jakością wydania - ale też obfitością potraw. Można tu znaleźć całkiem sporo propozycji, które warto wprowadzić do własnego jadłospisu. Samar Khanafer może zachęcić do kulinarnych eksperymentów. Jej książka szybko się nie znudzi, za to wyróżnia się na półkach księgarskich, może też być z racji rozmiaru wygodna w używaniu w kuchni. Każdy, kto lubi testować kuchnie świata, po tę pozycję sięgnąć powinien.
Smaki
Samar Khanafer nie jest dla odbiorców anonimową postacią, dała się poznać jako uczestniczka programu "MasterChef", blogerka a ponadto autorka już dwóch książek kulinarnych. Teraz na rynku pojawia się ogromna książka "Dukkah, kumin i włoszczyzna", znakomita propozycja dla tych wszystkich, którzy poszukują nowych smaków i przepisów na oryginalne bezmięsne dania. Sama autorka idzie śladami wielu autorów książek z przepisami - wprowadza bardzo krótkie akapity wyjaśniające znaczenie przepisu albo swój stosunek do potrawy, wykorzystuje też to miejsce, żeby udzielić porad odbiorcom. Przepisy składają się z zestawu składników (na marginesach) i przygotowania (w przejrzystych krokach), do tego pojawiają się rady - uwagi dla odbiorców, którzy nie znają kuchni bliskowschodniej i nie wiedzą, jak eksperymentować w tym zakresie. Do tego - wielkoformatowe zdjęcie z gotowym daniem (rzadziej ze składnikami). Łatwo się domyślić, że Samar Khanafer nie znajdzie zbyt dużo przestrzeni na oryginalność - ale też jej nie szuka, wykorzystuje po prostu sprawdzoną formę. Swojej siły upatruje w temacie - bliskowschodnia kuchnia wegetariańska to wabik na sporą część odbiorców. Libańskie doświadczenia autorka przenosi na inne realia, podpowiada, gdzie kupić konkretne składniki albo jak przygotować podstawy wykorzystywane później w różnych przepisach. Zdradzi też przepis na hummus doskonały i na baba ghanoush. Nie ma tu klasycznego podziału na śniadania, obiady, kolacje i przekąski, w tej wersji to śniadania, mezze, talerze do dzielenia się i wypieki wytrawne oraz przepisy na słodko. Da się wybrać sporo ciekawych dań, które sprawdzą się i jako propozycja dla gości, i jako sposób na urozmaicenie codziennego menu. Autorka wie, że nie musi nikogo naśladować, żeby zdobyć uznanie odbiorców - sięga po tradycyjne potrawy albo po "egzotyczne" wersje. Dzięki temu może uświadomić odbiorcom, jak łatwo jest z dostępnych składników przyrządzić coś, co da wgląd w zupełnie inną kulturę. Zwłaszcza jednak w przypadku przypraw trzeba będzie się trochę bardziej postarać: tu nie ma wskazówek, co czym zastąpić, trzeba podążać za wskazówkami autorki. Sporo tu przepisów na bardzo proste dania, do zrobienia przez każdego - Samar Khanafer dobrze wie, że często w wyniku mody po nowe dania sięgać będą ludzie, którzy niekoniecznie doskonale radzą sobie w kuchni - ich też przeprowadza przez kolejne rozwiązania. Kusi zdjęciami - zachęca do gotowania.
"Dukkah, kumin i włoszczyzna" to książka, która przede wszystkim imponuje rozmiarami i jakością wydania - ale też obfitością potraw. Można tu znaleźć całkiem sporo propozycji, które warto wprowadzić do własnego jadłospisu. Samar Khanafer może zachęcić do kulinarnych eksperymentów. Jej książka szybko się nie znudzi, za to wyróżnia się na półkach księgarskich, może też być z racji rozmiaru wygodna w używaniu w kuchni. Każdy, kto lubi testować kuchnie świata, po tę pozycję sięgnąć powinien.
środa, 24 maja 2023
Michael H. Greger, Gene Stone, Robin Robertson: Jak nie umrzeć przedwcześnie. Przepisy
Czarna Owca, Warszawa 2023.
Leczenie dietą
Dr Michael H. Greger we współpracy z Genem Stonem i Robin Robertson stworzyli tę potężną publikację, która jest jednocześnie poradnikiem i książką kucharską dla tych, którzy nie chcą jeść mięsa, a potrzebują inspiracji do urozmaicenia codziennych posiłków. Najlepszą częścią tomu "Jak nie umrzeć przedwcześnie. Przepisy" jest zestaw potraw - i sposobów ich przygotowywania - żeby przekonać odbiorców do odkrywania nowych smaków. Autorzy przywołują drobne wskazówki dotyczące gotowania i wyboru składników, ale nie zajmują się tym zbyt długo. Panuje tu przekonanie, że smaki zadziałają same w sobie, dla ludzi, którzy poszukują ciekawych przepisów z kuchni roślinnej będą idealne. Problem pojawia się wtedy, kiedy trzeba dotrzeć do mniej znanych składników - sporo tu elementów z kuchni orientalnej i nawet jeśli przepisy cechują się prostotą, zniechęcić może część odbiorców fakt, że specjałów trzeba będzie szukać w konkretnych sklepach albo zdobywać przez internet. Owszem, może to być (dla polskich odbiorców) powiew egzotyki i zachęta do eksperymentowania w kuchni, ale częściej - powód do odrzucania przepisu, nawet jeśli brzmi zachęcająco. Zabrakło możliwości modyfikowania przepisu, poszukiwania własnych wskazówek na bazie podanego dania: raczej trudno będzie wymyślić zamiennik dla nieznanej przyprawy albo warzywa. Warto zaznaczyć, że poziom trudności wskazywany przez autorów przy kolejnych przepisach jest dość niski: bardzo dużo tu potraw, które da się stworzyć błyskawicznie i bez konieczności zbyt skomplikowanej obróbki składników, co może zachęcać ludzi, którzy nie chcą zbyt dużo czasu spędzać przy garnkach. Twórcy tego tomu wskazują, które zasady Codziennego Tuzina - czyli które elementy pożądanych w diecie składników pojawiają się w danym przepisie, można zatem dobierać sobie dania pod względem uzupełniania niezbędnych części - to ułatwi komponowanie jadłospisu, a ponieważ propozycji potraw jest tu sporo, książka szybko się odbiorcom nie znudzi.
Co ciekawe, autorzy, żeby przekonać do prowadzenia zdrowego trybu życia i do przejścia na dietę roślinną, stawiają na wykaz chorób - najczęstszych przyczyn śmierci - które można pokonać dzięki dobrze dobranej diecie. Przypominają o tym, że niektórym ludziom decyzje o zmianach nawyków żywieniowych pozwoliły wyjść z największych kryzysów chorobowych i radykalnie przedłużyły życie, poprawiając też jego jakość. Dieta ma być remedium na wszystkie dolegliwości, co więcej - ma też pomóc, jeśli lekarze nie widzą innego rozwiązania poza przepisywaniem kolejnych leków. Odrzucenie konwencjonalnej medycyny i przełączenie się wyłącznie na odzyskiwanie zdrowia za pomocą diety jest tu akcentowane jako uzasadnienie do podjęcia lektury, nie - faktyczne przekonywanie odbiorców do podjęcia tak radykalnych działań. "Jak nie umrzeć przedwcześnie. Przepisy" to książka, która pozwala na wprowadzanie stopniowych zmian, wyrabianie sobie odpowiednich nawyków żywieniowych, ograniczanie szkodliwych składników i modyfikowanie jadłospisu. To też okazja do sięgania po mniej znane składniki - i ciekawa lekcja smaków.
Leczenie dietą
Dr Michael H. Greger we współpracy z Genem Stonem i Robin Robertson stworzyli tę potężną publikację, która jest jednocześnie poradnikiem i książką kucharską dla tych, którzy nie chcą jeść mięsa, a potrzebują inspiracji do urozmaicenia codziennych posiłków. Najlepszą częścią tomu "Jak nie umrzeć przedwcześnie. Przepisy" jest zestaw potraw - i sposobów ich przygotowywania - żeby przekonać odbiorców do odkrywania nowych smaków. Autorzy przywołują drobne wskazówki dotyczące gotowania i wyboru składników, ale nie zajmują się tym zbyt długo. Panuje tu przekonanie, że smaki zadziałają same w sobie, dla ludzi, którzy poszukują ciekawych przepisów z kuchni roślinnej będą idealne. Problem pojawia się wtedy, kiedy trzeba dotrzeć do mniej znanych składników - sporo tu elementów z kuchni orientalnej i nawet jeśli przepisy cechują się prostotą, zniechęcić może część odbiorców fakt, że specjałów trzeba będzie szukać w konkretnych sklepach albo zdobywać przez internet. Owszem, może to być (dla polskich odbiorców) powiew egzotyki i zachęta do eksperymentowania w kuchni, ale częściej - powód do odrzucania przepisu, nawet jeśli brzmi zachęcająco. Zabrakło możliwości modyfikowania przepisu, poszukiwania własnych wskazówek na bazie podanego dania: raczej trudno będzie wymyślić zamiennik dla nieznanej przyprawy albo warzywa. Warto zaznaczyć, że poziom trudności wskazywany przez autorów przy kolejnych przepisach jest dość niski: bardzo dużo tu potraw, które da się stworzyć błyskawicznie i bez konieczności zbyt skomplikowanej obróbki składników, co może zachęcać ludzi, którzy nie chcą zbyt dużo czasu spędzać przy garnkach. Twórcy tego tomu wskazują, które zasady Codziennego Tuzina - czyli które elementy pożądanych w diecie składników pojawiają się w danym przepisie, można zatem dobierać sobie dania pod względem uzupełniania niezbędnych części - to ułatwi komponowanie jadłospisu, a ponieważ propozycji potraw jest tu sporo, książka szybko się odbiorcom nie znudzi.
Co ciekawe, autorzy, żeby przekonać do prowadzenia zdrowego trybu życia i do przejścia na dietę roślinną, stawiają na wykaz chorób - najczęstszych przyczyn śmierci - które można pokonać dzięki dobrze dobranej diecie. Przypominają o tym, że niektórym ludziom decyzje o zmianach nawyków żywieniowych pozwoliły wyjść z największych kryzysów chorobowych i radykalnie przedłużyły życie, poprawiając też jego jakość. Dieta ma być remedium na wszystkie dolegliwości, co więcej - ma też pomóc, jeśli lekarze nie widzą innego rozwiązania poza przepisywaniem kolejnych leków. Odrzucenie konwencjonalnej medycyny i przełączenie się wyłącznie na odzyskiwanie zdrowia za pomocą diety jest tu akcentowane jako uzasadnienie do podjęcia lektury, nie - faktyczne przekonywanie odbiorców do podjęcia tak radykalnych działań. "Jak nie umrzeć przedwcześnie. Przepisy" to książka, która pozwala na wprowadzanie stopniowych zmian, wyrabianie sobie odpowiednich nawyków żywieniowych, ograniczanie szkodliwych składników i modyfikowanie jadłospisu. To też okazja do sięgania po mniej znane składniki - i ciekawa lekcja smaków.
poniedziałek, 8 maja 2023
Paweł Ochman: Roślinna kuchnia kresowa
Marginesy, Warszawa 2023.
Smaki
Na kolejną wegańską podróż zabiera odbiorców Paweł Ochman. "Roślinna kuchnia kresowa" to wyprawa jednocześnie terytorialna - na wschód - i czasowa - w przeszłość, bo różne potrawy tu prezentowane są dzisiaj przywoływane tylko przez piewców tradycji (lub w wyjątkowo dbających o dorobek przodków domach, chociaż znacznie częściej po prostu na konkursach regionalnych), raczej na co dzień nikt nie wyobraża sobie próbowania dań, które autor przedstawia. "Roślinna kuchnia kresowa" to oczywiście takie modyfikowanie przepisów uzyskanych od gospodyń, by znajdowały się w nich tylko wegańskie składniki - Paweł Ochman sprawdza, czy da się zastąpić mleko, twaróg albo jajka i taką propozycję, już odpowiednio przekształconą, proponuje czytelnikom. Do każdej potrawy dodaje jeszcze akapitowe wyjaśnienie - czasami wiążące się z pochodzeniem, czasami z własnym odkryciem albo wrażeniami podczas kosztowania konkursowych specjałów. Zdarza się też, że autor domyśla się, jakie reakcje wywoła danie - i stara się je uprzedzić, komentując odpowiednio składniki. Tematem wiodącym są tu Kresy, może zatem autor wykorzystać tradycyjny podział z książek kulinarnych - wprowadza osobno zupy (i, uwaga, chłodnik na słodko nie jest tu w żaden sposób oddzielany od grzybowej, a grzybowy barszcz wigilijny nie przeszkadza zupie różanej. Są tu też zupy mleczne z warzywami, do których autor mocno zachęca). Dalej przychodzi czas na dania jednogarnkowe (zwłaszcza różne sposoby na wykorzystanie kasz i fasoli), na kluski (tu ziemniaczane kluski ze śliwkami rozbudzają wyobraźnię), potężny zestaw gołąbków i kotletów, kilka przepisów na pierogi i na placki. Nie zabraknie zapiekanek (w tym takich, które zastąpić mogą dzisiejsze dodatki do potraw, surówki i sałatki). Na finał - spore zestawienie deserów. Wiele jest tu przepisów prostych, polegających na innej niż zwykle obróbce znanych i powszechnie dostępnych składników (i tu zdarza się autorowi uprzedzać, że woda po gotowaniu klusek z uprzednio podsmażonych ziemniaków nie będzie zbyt zachęcająco wyglądać), ale pojawiają się też nazwy, które niewiele przeciętnym odbiorcom powiedzą (jak lędźwian). Nie ulega wątpliwości, że wszystko to smaki, które warto mieć na uwadze, kiedy przygotowuje się domowe obiady, zwłaszcza w wersji wege. Paweł Ochman dzięki takiej publikacji może po raz kolejny zaakcentować uroki tradycyjnej kuchni i przyczynić się do ocalania dorobku poprzednich pokoleń. Nie zawsze będzie w stanie przekazać w tekście smaki, jakich można by się spodziewać, czasami w ogóle rezygnuje z omawiania potraw, wiedząc, że przyrządzone dania nie mają sobie równych. Zachęca do zdrowego odżywiania się i pokazuje, że dieta roślinna może być urozmaicona. Co najważniejsze - ucieka od przepisów o wysokim stopniu skomplikowania, czy takich, na któe nie da się zdobyć składników. Postanawia zapewnić odbiorcom nowe smaki ze znanych im doskonale warzyw, w ten sposób może też rozbudzać ciekawość - oprócz apetytów.
Smaki
Na kolejną wegańską podróż zabiera odbiorców Paweł Ochman. "Roślinna kuchnia kresowa" to wyprawa jednocześnie terytorialna - na wschód - i czasowa - w przeszłość, bo różne potrawy tu prezentowane są dzisiaj przywoływane tylko przez piewców tradycji (lub w wyjątkowo dbających o dorobek przodków domach, chociaż znacznie częściej po prostu na konkursach regionalnych), raczej na co dzień nikt nie wyobraża sobie próbowania dań, które autor przedstawia. "Roślinna kuchnia kresowa" to oczywiście takie modyfikowanie przepisów uzyskanych od gospodyń, by znajdowały się w nich tylko wegańskie składniki - Paweł Ochman sprawdza, czy da się zastąpić mleko, twaróg albo jajka i taką propozycję, już odpowiednio przekształconą, proponuje czytelnikom. Do każdej potrawy dodaje jeszcze akapitowe wyjaśnienie - czasami wiążące się z pochodzeniem, czasami z własnym odkryciem albo wrażeniami podczas kosztowania konkursowych specjałów. Zdarza się też, że autor domyśla się, jakie reakcje wywoła danie - i stara się je uprzedzić, komentując odpowiednio składniki. Tematem wiodącym są tu Kresy, może zatem autor wykorzystać tradycyjny podział z książek kulinarnych - wprowadza osobno zupy (i, uwaga, chłodnik na słodko nie jest tu w żaden sposób oddzielany od grzybowej, a grzybowy barszcz wigilijny nie przeszkadza zupie różanej. Są tu też zupy mleczne z warzywami, do których autor mocno zachęca). Dalej przychodzi czas na dania jednogarnkowe (zwłaszcza różne sposoby na wykorzystanie kasz i fasoli), na kluski (tu ziemniaczane kluski ze śliwkami rozbudzają wyobraźnię), potężny zestaw gołąbków i kotletów, kilka przepisów na pierogi i na placki. Nie zabraknie zapiekanek (w tym takich, które zastąpić mogą dzisiejsze dodatki do potraw, surówki i sałatki). Na finał - spore zestawienie deserów. Wiele jest tu przepisów prostych, polegających na innej niż zwykle obróbce znanych i powszechnie dostępnych składników (i tu zdarza się autorowi uprzedzać, że woda po gotowaniu klusek z uprzednio podsmażonych ziemniaków nie będzie zbyt zachęcająco wyglądać), ale pojawiają się też nazwy, które niewiele przeciętnym odbiorcom powiedzą (jak lędźwian). Nie ulega wątpliwości, że wszystko to smaki, które warto mieć na uwadze, kiedy przygotowuje się domowe obiady, zwłaszcza w wersji wege. Paweł Ochman dzięki takiej publikacji może po raz kolejny zaakcentować uroki tradycyjnej kuchni i przyczynić się do ocalania dorobku poprzednich pokoleń. Nie zawsze będzie w stanie przekazać w tekście smaki, jakich można by się spodziewać, czasami w ogóle rezygnuje z omawiania potraw, wiedząc, że przyrządzone dania nie mają sobie równych. Zachęca do zdrowego odżywiania się i pokazuje, że dieta roślinna może być urozmaicona. Co najważniejsze - ucieka od przepisów o wysokim stopniu skomplikowania, czy takich, na któe nie da się zdobyć składników. Postanawia zapewnić odbiorcom nowe smaki ze znanych im doskonale warzyw, w ten sposób może też rozbudzać ciekawość - oprócz apetytów.
czwartek, 6 kwietnia 2023
Felicita Sala: Przepisy z balkonu i ogródka
Kropka, Warszawa 2023.
Za oknem
Jest to książka, która ma zachęcić dzieci do ekologicznych postaw i zaprosić je do zabawy w wysiewanie warzyw i przygotowywanie z nich zdrowych i smacznych potraw. Rodzice, którzy będą swoim pociechom czytać, mogą zainspirować się przepisami na różne dania, maluchy mogą spróbować samodzielnie wyhodować jakieś warzywa. "Przepisy z balkonu i ogródka"to bowiem poradnik dla każdego - stworzony jako ładny picture book. Felicita Sala decyduje się na przybliżanie dzieciom zasad zdrowego żywienia, ale bez napięć i konieczności pouczania - chodzi tu przede wszystkim o dobrą zabawę i rozbudzanie ciekawości w zakresie próbowania nowych smaków. Dzieci mogą przekonać się, że warzywa to coś smacznego i w dodatku - dostępnego na wyciągnięcie ręki. Zjedzenie buraka, którego przedtem samodzielnie się wykopało z grządki, a później przerobiło na pastę - to obietnica niekończącej się właściwie zabawy. A ponieważ najmłodsi często grymaszą przy jedzeniu, być może książka ta zachęci ich do sprawdzania, czego warto spróbować.
Rzecz dzieje się w Ogródkowie - przez cały rok trwa tu praca przy pieleniu, sadzeniu, kopaniu i zbieraniu wysianych plonów. Ascetyczna akcja - pojedyncze akapity - sprowadza się do przedstawiania wybranych działań w kolejnych miesiącach. Bohaterowie z ilustracji zyskują swoje imiona i pojawiają się też informacje na temat ich upodobań kulinarnych albo - wybranych warzyw. Strona obok tej z prezentacją bohatera zawiera przepis. W formie obrazkowej przedstawione zostały składniki (żeby uniknąć wątpliwości i pomyłek podpisy pod ilustracjami zawierają dokładne ilości składników), a następnie pojawia się przepis. Przepis dość prosty, taki, żeby poradzili sobie z tym odbiorcy średnio radzący sobie w kuchni - niekoniecznie dzieci, ze względu na stopień skomplikowania części potraw. Jest tu między innymi tarta ze szparagami, placek wiśniowy, tzatziki, placki z gruszkami i ricottą czy pasta fasolowo-cytrynowa - łatwo się domyślić, że po większość tego typu potraw dzieci by nie sięgnęły. Jednak samodzielne przygotowanie (albo pomoc przy działaniach w kuchni) i motyw bohaterów, którzy wybranymi składnikami akurat się zajmują to już czynnik zachęcający do próbowania - dorośli mogą zatem zaoferować swoim pociechom potrawę z książki i tym samym przenieść bajkowy świat do realnego. Dla maluchów może mieć to spore znaczenie podczas posiłków - a Felicita Sala odsuwa od najmłodszych pokusy fast foodów, stara się przyzwyczaić (i przekonać) do jedzenia potraw zdrowych i wegetariańskich. "Przepisy z balkonu i ogródka" to publikacja nietypowa - nie ma tu zwyczajnej opowieści i lektury, w jaką dzieci mogłyby się zaangażować, nie ma też podporządkowywania się najmłodszym. Autorka doskonale wie, jaki efekt chce osiągnąć. Wychodzi poza schematy, rezygnuje z rozwiązań, które w literaturze czwartej - tej kulinarnej - najczęściej się pojawiają. Ma swoje pomysły i konsekwentnie je realizuje.
Za oknem
Jest to książka, która ma zachęcić dzieci do ekologicznych postaw i zaprosić je do zabawy w wysiewanie warzyw i przygotowywanie z nich zdrowych i smacznych potraw. Rodzice, którzy będą swoim pociechom czytać, mogą zainspirować się przepisami na różne dania, maluchy mogą spróbować samodzielnie wyhodować jakieś warzywa. "Przepisy z balkonu i ogródka"to bowiem poradnik dla każdego - stworzony jako ładny picture book. Felicita Sala decyduje się na przybliżanie dzieciom zasad zdrowego żywienia, ale bez napięć i konieczności pouczania - chodzi tu przede wszystkim o dobrą zabawę i rozbudzanie ciekawości w zakresie próbowania nowych smaków. Dzieci mogą przekonać się, że warzywa to coś smacznego i w dodatku - dostępnego na wyciągnięcie ręki. Zjedzenie buraka, którego przedtem samodzielnie się wykopało z grządki, a później przerobiło na pastę - to obietnica niekończącej się właściwie zabawy. A ponieważ najmłodsi często grymaszą przy jedzeniu, być może książka ta zachęci ich do sprawdzania, czego warto spróbować.
Rzecz dzieje się w Ogródkowie - przez cały rok trwa tu praca przy pieleniu, sadzeniu, kopaniu i zbieraniu wysianych plonów. Ascetyczna akcja - pojedyncze akapity - sprowadza się do przedstawiania wybranych działań w kolejnych miesiącach. Bohaterowie z ilustracji zyskują swoje imiona i pojawiają się też informacje na temat ich upodobań kulinarnych albo - wybranych warzyw. Strona obok tej z prezentacją bohatera zawiera przepis. W formie obrazkowej przedstawione zostały składniki (żeby uniknąć wątpliwości i pomyłek podpisy pod ilustracjami zawierają dokładne ilości składników), a następnie pojawia się przepis. Przepis dość prosty, taki, żeby poradzili sobie z tym odbiorcy średnio radzący sobie w kuchni - niekoniecznie dzieci, ze względu na stopień skomplikowania części potraw. Jest tu między innymi tarta ze szparagami, placek wiśniowy, tzatziki, placki z gruszkami i ricottą czy pasta fasolowo-cytrynowa - łatwo się domyślić, że po większość tego typu potraw dzieci by nie sięgnęły. Jednak samodzielne przygotowanie (albo pomoc przy działaniach w kuchni) i motyw bohaterów, którzy wybranymi składnikami akurat się zajmują to już czynnik zachęcający do próbowania - dorośli mogą zatem zaoferować swoim pociechom potrawę z książki i tym samym przenieść bajkowy świat do realnego. Dla maluchów może mieć to spore znaczenie podczas posiłków - a Felicita Sala odsuwa od najmłodszych pokusy fast foodów, stara się przyzwyczaić (i przekonać) do jedzenia potraw zdrowych i wegetariańskich. "Przepisy z balkonu i ogródka" to publikacja nietypowa - nie ma tu zwyczajnej opowieści i lektury, w jaką dzieci mogłyby się zaangażować, nie ma też podporządkowywania się najmłodszym. Autorka doskonale wie, jaki efekt chce osiągnąć. Wychodzi poza schematy, rezygnuje z rozwiązań, które w literaturze czwartej - tej kulinarnej - najczęściej się pojawiają. Ma swoje pomysły i konsekwentnie je realizuje.
czwartek, 9 marca 2023
dr Hanna Stolińska: Moc zdrowych nawyków
Zwierciadło, Warszawa 2023.
Zmiany
Hanna Stolińska to kolejna autorka, która próbuje przekonać czytelników do wprowadzania w życie zmian w zakresie diety - "Moc zdrowych nawyków" to książka, dzięki której czytelnicy mogą spróbować czegoś, do czego do tej pory przekonani nie byli. Autorka postanawia im w tym pomóc, tworząc rodzaj poradnika, tomu, który należy systematycznie uzupełniać, wpisując w tabelki konkretne potrawy i wrażenia po nich. Większość rozkładówek zajmuje właśnie diagram do wypełnienia - coś, co odbiorcy wprowadzać muszą regularnie: to aż dwanaście tygodni bez szansy na jakąkolwiek taryfę ulgową. Za każdym razem trzeba będzie wpisać szczegóły dotyczące pięciu posiłków: śniadania, drugiego śniadania, obiadu, podwieczorku i kolacji. Do tego - miarę potrawy (gramaturę albo miary domowe, w zależności od tego, jak użytkownicy zechcą prowadzić żywieniowy dziennik). Ponadto należy jeszcze określić uczucie głodu przed posiłkiem i stopień sytości po nim - tak, żeby móc później przeanalizować zgromadzone dane. Jest tu jeszcze miejsce na uwagi i spostrzeżenia, gdyby trzeba było zanotować coś, co nie mieści się w zestawieniu - a także, o zgrozo, cała ramka na zwierzenia dotyczące aktywności fizycznej. Nie wystarczy wynotowanie ćwiczeń lub sposobów na poruszanie się - trzeba jeszcze podać czas spędzony na aktywności. O skuteczności i konieczności takiego wysiłku przekonuje autorka na marginesach - bo te rezerwuje sobie na własne uwagi. Bardzo drobna czcionka sprawia, że zmieści się tu więcej tekstu, jednak wydaje się, że w ten sposób także wskazuje się grono odbiorców: Hanna Stolińska kieruje się przede wszystkim do odbiorców młodych i tych w sile wieku. To oni powinni ukształtować sobie nawyki, które zaprocentują długim i satysfakcjonującym życiem. "Moc zdrowych nawyków" to zatem wprowadzenie do lekcji dbania o siebie.
Jak zwykle w książkach tego typu bywa, pojawia się tu zestaw przepisów - podzielonych na dania na różne pory dnia i różne posiłki. Nie ma tego zbyt wiele, ale wystarczy do skomponowania pełnowartościowego jadłospisu (zwłaszcza że przecież wprowadzanie nowych smaków może potrwać i zestaw przepisów na początku służyć będzie do eksperymentowania). Oczywiście znajdzie się tu i miejsce na motywacyjne postawy, na propozycje wpisów, które będą zachęcać do wytrwania w postanowieniach. Tam, gdzie Hanna Stolińska przejmuje klasyczną narrację, trochę próbuje wpaść w rytm blogerek i influencerek, a trochę - pozostać przy typowych pozycjach związanych z dietami. Od czasu do czasu wprowadza własne opinie. Zaskakujące może być przede wszystkim to, że nawet przy rozdziałach poświęconych diecie autorka potrafi przejść na podpowiedzi dotyczące samorozwoju czy postawy życiowej - tak jest z punktem o detoksie elektronicznym i wypisywaniu rzeczy, za które odbiorcy są wdzięczni - niespecjalnie wiąże się to z jedzeniem, ale może pasować do idei wprowadzania potrzebnych zmian. Później każda rozkładówka to inny temat, chociaż zdarza się, że do niektórych zagadnień autorka będzie powracać. Cała książka składa się zatem z praktycznych uwag i została przygotowana tak, żeby zapewnić kompleksowy przegląd tematów tym, którzy zechcą wprowadzić dietę do swojego życia.
Zmiany
Hanna Stolińska to kolejna autorka, która próbuje przekonać czytelników do wprowadzania w życie zmian w zakresie diety - "Moc zdrowych nawyków" to książka, dzięki której czytelnicy mogą spróbować czegoś, do czego do tej pory przekonani nie byli. Autorka postanawia im w tym pomóc, tworząc rodzaj poradnika, tomu, który należy systematycznie uzupełniać, wpisując w tabelki konkretne potrawy i wrażenia po nich. Większość rozkładówek zajmuje właśnie diagram do wypełnienia - coś, co odbiorcy wprowadzać muszą regularnie: to aż dwanaście tygodni bez szansy na jakąkolwiek taryfę ulgową. Za każdym razem trzeba będzie wpisać szczegóły dotyczące pięciu posiłków: śniadania, drugiego śniadania, obiadu, podwieczorku i kolacji. Do tego - miarę potrawy (gramaturę albo miary domowe, w zależności od tego, jak użytkownicy zechcą prowadzić żywieniowy dziennik). Ponadto należy jeszcze określić uczucie głodu przed posiłkiem i stopień sytości po nim - tak, żeby móc później przeanalizować zgromadzone dane. Jest tu jeszcze miejsce na uwagi i spostrzeżenia, gdyby trzeba było zanotować coś, co nie mieści się w zestawieniu - a także, o zgrozo, cała ramka na zwierzenia dotyczące aktywności fizycznej. Nie wystarczy wynotowanie ćwiczeń lub sposobów na poruszanie się - trzeba jeszcze podać czas spędzony na aktywności. O skuteczności i konieczności takiego wysiłku przekonuje autorka na marginesach - bo te rezerwuje sobie na własne uwagi. Bardzo drobna czcionka sprawia, że zmieści się tu więcej tekstu, jednak wydaje się, że w ten sposób także wskazuje się grono odbiorców: Hanna Stolińska kieruje się przede wszystkim do odbiorców młodych i tych w sile wieku. To oni powinni ukształtować sobie nawyki, które zaprocentują długim i satysfakcjonującym życiem. "Moc zdrowych nawyków" to zatem wprowadzenie do lekcji dbania o siebie.
Jak zwykle w książkach tego typu bywa, pojawia się tu zestaw przepisów - podzielonych na dania na różne pory dnia i różne posiłki. Nie ma tego zbyt wiele, ale wystarczy do skomponowania pełnowartościowego jadłospisu (zwłaszcza że przecież wprowadzanie nowych smaków może potrwać i zestaw przepisów na początku służyć będzie do eksperymentowania). Oczywiście znajdzie się tu i miejsce na motywacyjne postawy, na propozycje wpisów, które będą zachęcać do wytrwania w postanowieniach. Tam, gdzie Hanna Stolińska przejmuje klasyczną narrację, trochę próbuje wpaść w rytm blogerek i influencerek, a trochę - pozostać przy typowych pozycjach związanych z dietami. Od czasu do czasu wprowadza własne opinie. Zaskakujące może być przede wszystkim to, że nawet przy rozdziałach poświęconych diecie autorka potrafi przejść na podpowiedzi dotyczące samorozwoju czy postawy życiowej - tak jest z punktem o detoksie elektronicznym i wypisywaniu rzeczy, za które odbiorcy są wdzięczni - niespecjalnie wiąże się to z jedzeniem, ale może pasować do idei wprowadzania potrzebnych zmian. Później każda rozkładówka to inny temat, chociaż zdarza się, że do niektórych zagadnień autorka będzie powracać. Cała książka składa się zatem z praktycznych uwag i została przygotowana tak, żeby zapewnić kompleksowy przegląd tematów tym, którzy zechcą wprowadzić dietę do swojego życia.
niedziela, 5 lutego 2023
Magdalena Gembacka: Roślinna uczta smaków
Marginesy, Warszawa 2023.
Przepisy roślinne
Magdalena Gembacka to kolejna autorka, która dała się poznać odbiorcom jako blogerka tematyczna - i przechodzi (nie pierwszy raz) na teren książek tradycyjnych. "Roślinna uczta smaków" to publikacja dla wszystkich zainteresowanych przygotowywaniem potraw wegańskich. Gembacka unika tutaj dań o dużym stopniu skomplikowania. Dość długo zajmuje się podawaniem podstaw - przygotowuje przepisy na buliony, sosy i dipy, dodatki, przystawki i przekąski. Podsuwa też informacje o tym, jak przyrządzać podstawy przydające się w późniejszych przepisach. Ucieka jednak od komplikowania gotowania: zależy jej na tym, żeby przyciągać odbiorców prostotą i porządkiem w kuchni. Nie udziwnia i nie szuka na siłę zamienników z przepisów wegańskich: raczej próbuje pokazać bogactwo takich wyborów (chociaż czasem też przestrzega, na przykład kiedy zastępuje się łososia marchewką - należy pamiętać o tym, że w ten sposób nie zapewni się konkretnych składników odżywczych). Sedno tkwi w doprawianiu i odpowiednim wyborze połączeń smakowych - autorka wie, że jedzenie tylko roślinnych produktów nie może się nikomu znudzić, stąd już tylko krok do odnalezienia siebie w takiej pasji. "Roślinna uczta smaków" zachęca do sprawdzania, jakie smaki można wyczarować z wciąż tych samych składników. To również zestaw doskonałych podpowiedzi wiążących się z decyzjami, co zrobić na obiad albo na przyjęcie. Magdalena Gembacka inspiruje.
Same przepisy zostały ograniczone do minimum, czasami wystarczy wskazówka, aby zmiksować i zmieszać wszystkie składniki - liczy się przecież pomysł na połączenia smakowe, na to, jak wydobyć maksymalnie dużo z używanych na co dzień warzyw. Przyzwyczaja też autorka do eksperymentów i nowych poszukiwań, przekonuje, że warto porzucić utarte przyzwyczajenia. Niektóre podpowiedzi są na tyle kuszące, że chce się od razu je przetestować - "Roślinna uczta smaków" to zatem również reklama kuchni wegańskiej i zdrowego odżywiania się. A przecież autorka nie zamierza pilnować czytelników i zabraniać im kulinarnych przyjemności: przechodzi w końcu do dań obiadowych (znowu zup jest więcej niż drugich dań), a stąd do deserów - i w deserach pozwala na odstępstwa od diet i na używanie cukru.
Pod względem konstrukcji nie jest to książka zaskakująca: "Roślinna uczta smaków" to lektura użytkowa przygotowana według charakterystycznego schematu. Autorka tylko czasami na krótko zabiera głos - wie, że po książkę sięgać będą odbiorcy dla przepisów, koncentruje się zatem na podawaniu list składników i przygotowania rozpisanego na poszczególne etapy. Nie chce, żeby odbiorcy mieli jakiekolwiek problemy z gotowaniem - dba zatem o przejrzystość i dzieli się wypracowanymi radami. "Roślinna uczta smaków" to książka dla wszystkich, bez względu na to, czy jedzą mięso czy nie: czasami można zrezygnować z białka pochodzenia zwierzęcego, choćby po to, żeby sprawdzić, co kuchnia wegańska ma do zaoferowania. Nawet najwięksi sceptycy będą mogli się przekonać, że warto takie przepisy wprowadzić do swojego menu.
Przepisy roślinne
Magdalena Gembacka to kolejna autorka, która dała się poznać odbiorcom jako blogerka tematyczna - i przechodzi (nie pierwszy raz) na teren książek tradycyjnych. "Roślinna uczta smaków" to publikacja dla wszystkich zainteresowanych przygotowywaniem potraw wegańskich. Gembacka unika tutaj dań o dużym stopniu skomplikowania. Dość długo zajmuje się podawaniem podstaw - przygotowuje przepisy na buliony, sosy i dipy, dodatki, przystawki i przekąski. Podsuwa też informacje o tym, jak przyrządzać podstawy przydające się w późniejszych przepisach. Ucieka jednak od komplikowania gotowania: zależy jej na tym, żeby przyciągać odbiorców prostotą i porządkiem w kuchni. Nie udziwnia i nie szuka na siłę zamienników z przepisów wegańskich: raczej próbuje pokazać bogactwo takich wyborów (chociaż czasem też przestrzega, na przykład kiedy zastępuje się łososia marchewką - należy pamiętać o tym, że w ten sposób nie zapewni się konkretnych składników odżywczych). Sedno tkwi w doprawianiu i odpowiednim wyborze połączeń smakowych - autorka wie, że jedzenie tylko roślinnych produktów nie może się nikomu znudzić, stąd już tylko krok do odnalezienia siebie w takiej pasji. "Roślinna uczta smaków" zachęca do sprawdzania, jakie smaki można wyczarować z wciąż tych samych składników. To również zestaw doskonałych podpowiedzi wiążących się z decyzjami, co zrobić na obiad albo na przyjęcie. Magdalena Gembacka inspiruje.
Same przepisy zostały ograniczone do minimum, czasami wystarczy wskazówka, aby zmiksować i zmieszać wszystkie składniki - liczy się przecież pomysł na połączenia smakowe, na to, jak wydobyć maksymalnie dużo z używanych na co dzień warzyw. Przyzwyczaja też autorka do eksperymentów i nowych poszukiwań, przekonuje, że warto porzucić utarte przyzwyczajenia. Niektóre podpowiedzi są na tyle kuszące, że chce się od razu je przetestować - "Roślinna uczta smaków" to zatem również reklama kuchni wegańskiej i zdrowego odżywiania się. A przecież autorka nie zamierza pilnować czytelników i zabraniać im kulinarnych przyjemności: przechodzi w końcu do dań obiadowych (znowu zup jest więcej niż drugich dań), a stąd do deserów - i w deserach pozwala na odstępstwa od diet i na używanie cukru.
Pod względem konstrukcji nie jest to książka zaskakująca: "Roślinna uczta smaków" to lektura użytkowa przygotowana według charakterystycznego schematu. Autorka tylko czasami na krótko zabiera głos - wie, że po książkę sięgać będą odbiorcy dla przepisów, koncentruje się zatem na podawaniu list składników i przygotowania rozpisanego na poszczególne etapy. Nie chce, żeby odbiorcy mieli jakiekolwiek problemy z gotowaniem - dba zatem o przejrzystość i dzieli się wypracowanymi radami. "Roślinna uczta smaków" to książka dla wszystkich, bez względu na to, czy jedzą mięso czy nie: czasami można zrezygnować z białka pochodzenia zwierzęcego, choćby po to, żeby sprawdzić, co kuchnia wegańska ma do zaoferowania. Nawet najwięksi sceptycy będą mogli się przekonać, że warto takie przepisy wprowadzić do swojego menu.
poniedziałek, 19 grudnia 2022
Srebrna łyżka dla dzieci. Ulubione przepisy kuchni włoskiej
Kropka, Warszawa 2022.
Kulinarnie
Jest to książka idealna dla dzieci, które zainteresowane są gotowaniem - ale też dla dorosłych, którzy z gotowaniem do tej pory nie mieli nic wspólnego, a chcieliby stawiać pierwsze kroki w kuchni mimo faktu, że rynek kulinariów w Polsce nie jest przystosowany do uczenia od podstaw sztuki tworzenia potraw. "Srebrna łyżka dla dzieci. Ulubione przepisy kuchni włoskiej" to oczywiście tom tematyzowany, ale jego podstawowa zaleta to bardzo szczegółowe wyjaśnienia - Amanda Grant nie ucieka od przedstawiania oczywistości. Wie, że dzieciom trzeba powiedzieć nawet to, co dorośli skwitowaliby wzruszeniem ramion. Najmłodszym potrzebne są podpowiedzi - zanim nabiorą pewności w działaniu. I takich podpowiedzi w "Srebrnej łyżce dla dzieci" jest mnóstwo. Nie chodzi tu tylko o wstępne wskazówki (dotyczące wyboru składników albo... higieny podczas przygotowywania potraw - dzieci dowiedzą się między innymi, dlaczego muszą upiąć długie włosy, używać rękawic kuchennych czy myć ręce). W ramach samych przepisów pojawią się charakterystyczne komentarze i uwagi.
Co ciekawe, żeby przystąpić do działania, nie trzeba dysponować skomplikowanym wyposażeniem: wystarczy kilka przedmiotów, które i tak znajdują się w każdej kuchni. Autorka wprowadza nawet zestaw "technik krojenia" - znów coś, co dorośli pominęliby jako zbyt infantylne czy nieciekawe, a dla dzieci może mieć wymiar odkrycia. Jak każda książka kucharska, tak i ta dzieli się ze względu na dania: są tu lunche i przekąski, są makarony i pizze, są dania główne, są też ciasta i desery. W tym wszystkim - tylko jedna zupa, minestrone. Ale chodzi przecież o to, żeby dzieci uczyły się, jak przyrządzać posiłki, a nie jak zamienić się w domowego kucharza. Motyw przewodni to kuchnia włoska, więc odbiorcy dowiedzą się między innymi, czym są crostini, bruschetta, ravioli albo focaccia. Znajdą coś dla siebie w dość bogatej ofercie potraw. Są tu różne sałatki (ich przygotowanie może być sprytnym sposobem na przekonanie najmłodszych do jedzenia warzyw), są pizze - we włoskiej wersji - ale i potrawy znacznie bardziej "dorosłe": kotlety jagnięce z ziemniakami i rozmarynem, pieczony dorsz z warzywami albo gulasze. To rzeczywiście propozycja dla tych dzieci, które pasjonują się gotowaniem i chciałyby wyjść poza schematy kierowane do kilkulatków (robienie kanapek albo najprostszych sałatek).
Każde danie zostało rozpisane na kroki. Najpierw wprowadzenie: informacja, dlaczego robi się daną potrawę (na przykład, żeby wykorzystać resztki), jak ją urozmaicać (dzięki różnym dodatkom), ile czasu trzeba na nią poświęcić, ile porcji wyjdzie z podanych składników. Co do samych zasad działania - autorka mocno akcentuje kwestię bezpieczeństwa dziecka (odwołuje się przy tym do wskazówek podanych na początku książki, między innymi do technik krojenia i do używania rękawic kuchennych), opisuje też wygląd potrawy na poszczególnych etapach przygotowania, żeby odbiorcy nie mieli wątpliwości, kiedy można przejść do kolejnej wskazówki. Przez to trochę wydłuża się sam tekst, ale dzieci nie będą musiały z każdym problemem przybiegać do rodziców - poczują się w kuchni bardziej samodzielne. Do tego - już w wersji ozdoby - przepis rysunkowy, to znaczy - podpowiedzi w wersji obrazkowej. Mniej liczy się pokazywanie artystycznych fotografii: tu potrawy są najbardziej zbliżone do tego, co wyjdzie dziecku. Celowo niezbyt idealne, bez upiększania i przesady charakterystycznej dla "dorosłych" tomów kulinarnych. Kto zatem chce zacząć przygodę z gotowaniem, może postawić na taki poradnik.
Kulinarnie
Jest to książka idealna dla dzieci, które zainteresowane są gotowaniem - ale też dla dorosłych, którzy z gotowaniem do tej pory nie mieli nic wspólnego, a chcieliby stawiać pierwsze kroki w kuchni mimo faktu, że rynek kulinariów w Polsce nie jest przystosowany do uczenia od podstaw sztuki tworzenia potraw. "Srebrna łyżka dla dzieci. Ulubione przepisy kuchni włoskiej" to oczywiście tom tematyzowany, ale jego podstawowa zaleta to bardzo szczegółowe wyjaśnienia - Amanda Grant nie ucieka od przedstawiania oczywistości. Wie, że dzieciom trzeba powiedzieć nawet to, co dorośli skwitowaliby wzruszeniem ramion. Najmłodszym potrzebne są podpowiedzi - zanim nabiorą pewności w działaniu. I takich podpowiedzi w "Srebrnej łyżce dla dzieci" jest mnóstwo. Nie chodzi tu tylko o wstępne wskazówki (dotyczące wyboru składników albo... higieny podczas przygotowywania potraw - dzieci dowiedzą się między innymi, dlaczego muszą upiąć długie włosy, używać rękawic kuchennych czy myć ręce). W ramach samych przepisów pojawią się charakterystyczne komentarze i uwagi.
Co ciekawe, żeby przystąpić do działania, nie trzeba dysponować skomplikowanym wyposażeniem: wystarczy kilka przedmiotów, które i tak znajdują się w każdej kuchni. Autorka wprowadza nawet zestaw "technik krojenia" - znów coś, co dorośli pominęliby jako zbyt infantylne czy nieciekawe, a dla dzieci może mieć wymiar odkrycia. Jak każda książka kucharska, tak i ta dzieli się ze względu na dania: są tu lunche i przekąski, są makarony i pizze, są dania główne, są też ciasta i desery. W tym wszystkim - tylko jedna zupa, minestrone. Ale chodzi przecież o to, żeby dzieci uczyły się, jak przyrządzać posiłki, a nie jak zamienić się w domowego kucharza. Motyw przewodni to kuchnia włoska, więc odbiorcy dowiedzą się między innymi, czym są crostini, bruschetta, ravioli albo focaccia. Znajdą coś dla siebie w dość bogatej ofercie potraw. Są tu różne sałatki (ich przygotowanie może być sprytnym sposobem na przekonanie najmłodszych do jedzenia warzyw), są pizze - we włoskiej wersji - ale i potrawy znacznie bardziej "dorosłe": kotlety jagnięce z ziemniakami i rozmarynem, pieczony dorsz z warzywami albo gulasze. To rzeczywiście propozycja dla tych dzieci, które pasjonują się gotowaniem i chciałyby wyjść poza schematy kierowane do kilkulatków (robienie kanapek albo najprostszych sałatek).
Każde danie zostało rozpisane na kroki. Najpierw wprowadzenie: informacja, dlaczego robi się daną potrawę (na przykład, żeby wykorzystać resztki), jak ją urozmaicać (dzięki różnym dodatkom), ile czasu trzeba na nią poświęcić, ile porcji wyjdzie z podanych składników. Co do samych zasad działania - autorka mocno akcentuje kwestię bezpieczeństwa dziecka (odwołuje się przy tym do wskazówek podanych na początku książki, między innymi do technik krojenia i do używania rękawic kuchennych), opisuje też wygląd potrawy na poszczególnych etapach przygotowania, żeby odbiorcy nie mieli wątpliwości, kiedy można przejść do kolejnej wskazówki. Przez to trochę wydłuża się sam tekst, ale dzieci nie będą musiały z każdym problemem przybiegać do rodziców - poczują się w kuchni bardziej samodzielne. Do tego - już w wersji ozdoby - przepis rysunkowy, to znaczy - podpowiedzi w wersji obrazkowej. Mniej liczy się pokazywanie artystycznych fotografii: tu potrawy są najbardziej zbliżone do tego, co wyjdzie dziecku. Celowo niezbyt idealne, bez upiększania i przesady charakterystycznej dla "dorosłych" tomów kulinarnych. Kto zatem chce zacząć przygodę z gotowaniem, może postawić na taki poradnik.
wtorek, 22 listopada 2022
Mia Öhrn, Ulrika Pousette: Czekoladowe kulki
Wydawnictwo Literackie, Kraków 2022.
Przekąska
W zasadzie przepis z tej książki zmieściłby się na kartce z notesu albo w standardowym smsie. A jednak Mia Öhrn i Ulrika Pousette decydują się na stworzenie całego tomu - fakt, że bardzo apetycznego i ozdobionego artystycznymi fotografiami - tak, żeby zachęcić czytelniczki do eksperymentowania w kuchni i poszukiwania ciekawych smaków, nawet jeśli wcale nie lubią gotować ani piec. Co ciekawe: tu gotować ani piec wcale nie trzeba, a jeśli jakieś składniki należy poddać obróbce termicznej, to autorki przed tym ostrzegają. W dodatku da się to obejść. Przyda się za to masło w ogromnych ilościach, płatki owsiane i trochę cierpliwości oraz wprawy w formowaniu kulek. "Czekoladowe kulki" to coś dla łasuchów. Autorki proponują prosty deser, który w zależności od smakowych uzupełnień można zamienić w bardzo ekskluzywną przekąskę - albo pozostawić jako coś do wyjadania w chwili, gdy potrzeba słodkości. Wszystko sprowadza się do wymieszania masy ze składników w odpowiednich proporcjach. Do tego elementy, których w bazowym przepisie nie ma - albo dodawane jako część masy, albo jako składnik posypki lub polewy, albo - wprowadzany jako kulkowa wariacja.
Są tu kulki czekoladowe w różnych wariantach - z posypkami, które ogranicza właściwie tylko wyobraźnia kucharzy - ale autorki starają się, żeby ludzie bez fantazji kulinarnej również dobrze sobie poradzili i wprowadzają zwyczajnie szereg podpowiedzi i modyfikacji. Żeby kulki nie znudziły się zbyt łatwo, pojawiają się też w wersji jako nadzienie do ciasta, jako składnik roladek albo jako sposób na wykorzystanie innych, odrobinę już czerstwych, przysmaków. Mnóstwo wariacji smakowych i wersji dla ludzi, którzy podążają za kuchennymi modami - do tego nawet kulki z boczkiem... Jest tu więc miejsce na fantazję daleko posuniętą. Czekoladowe kulki za każdym razem mogą inspirować i zachęcać do działania - zabierają niewiele czasu, a pozwalają poprawić sobie humor. Każdy znajdzie tu bez wątpienia propozycję najlepszą dla siebie i będzie mógł wykorzystać przepisy według własnego uznania.
"Czekoladowe kulki" to tomik niewielki i mocno zawężony tematycznie - jednak autorki starają się każdy przepis opatrzyć dodatkowym komentarzem, tak, żeby nawiązać kontakt z czytelnikami i jeszcze bardziej zachęcić ich do wypróbowania przepisu. Sprawdza się to znakomicie, bo we wprowadzeniach znajdują się jeszcze wskazówki dotyczące przeznaczenia kulek: niektóre bardziej nadają się na prezent, inne na przyjęcie, a jeszcze inne - żeby uzasadnić chęć wyjadania ciasta przed upieczeniem. Pomysłowość nie ma granic, kreatywność w tej książce cieszy i zaskakuje. Jest to tomik, który oczywiście nie wyczerpuje tematu deserów, pokazuje jedynie wariacje jednego - trzeba przyznać, że doskonałego - pomysłu - ale zapewni odbiorcom podpowiedź na szybkie słodkie przekąski bez wyrzutów sumienia. Uwaga - kulki uzależniają.
Przekąska
W zasadzie przepis z tej książki zmieściłby się na kartce z notesu albo w standardowym smsie. A jednak Mia Öhrn i Ulrika Pousette decydują się na stworzenie całego tomu - fakt, że bardzo apetycznego i ozdobionego artystycznymi fotografiami - tak, żeby zachęcić czytelniczki do eksperymentowania w kuchni i poszukiwania ciekawych smaków, nawet jeśli wcale nie lubią gotować ani piec. Co ciekawe: tu gotować ani piec wcale nie trzeba, a jeśli jakieś składniki należy poddać obróbce termicznej, to autorki przed tym ostrzegają. W dodatku da się to obejść. Przyda się za to masło w ogromnych ilościach, płatki owsiane i trochę cierpliwości oraz wprawy w formowaniu kulek. "Czekoladowe kulki" to coś dla łasuchów. Autorki proponują prosty deser, który w zależności od smakowych uzupełnień można zamienić w bardzo ekskluzywną przekąskę - albo pozostawić jako coś do wyjadania w chwili, gdy potrzeba słodkości. Wszystko sprowadza się do wymieszania masy ze składników w odpowiednich proporcjach. Do tego elementy, których w bazowym przepisie nie ma - albo dodawane jako część masy, albo jako składnik posypki lub polewy, albo - wprowadzany jako kulkowa wariacja.
Są tu kulki czekoladowe w różnych wariantach - z posypkami, które ogranicza właściwie tylko wyobraźnia kucharzy - ale autorki starają się, żeby ludzie bez fantazji kulinarnej również dobrze sobie poradzili i wprowadzają zwyczajnie szereg podpowiedzi i modyfikacji. Żeby kulki nie znudziły się zbyt łatwo, pojawiają się też w wersji jako nadzienie do ciasta, jako składnik roladek albo jako sposób na wykorzystanie innych, odrobinę już czerstwych, przysmaków. Mnóstwo wariacji smakowych i wersji dla ludzi, którzy podążają za kuchennymi modami - do tego nawet kulki z boczkiem... Jest tu więc miejsce na fantazję daleko posuniętą. Czekoladowe kulki za każdym razem mogą inspirować i zachęcać do działania - zabierają niewiele czasu, a pozwalają poprawić sobie humor. Każdy znajdzie tu bez wątpienia propozycję najlepszą dla siebie i będzie mógł wykorzystać przepisy według własnego uznania.
"Czekoladowe kulki" to tomik niewielki i mocno zawężony tematycznie - jednak autorki starają się każdy przepis opatrzyć dodatkowym komentarzem, tak, żeby nawiązać kontakt z czytelnikami i jeszcze bardziej zachęcić ich do wypróbowania przepisu. Sprawdza się to znakomicie, bo we wprowadzeniach znajdują się jeszcze wskazówki dotyczące przeznaczenia kulek: niektóre bardziej nadają się na prezent, inne na przyjęcie, a jeszcze inne - żeby uzasadnić chęć wyjadania ciasta przed upieczeniem. Pomysłowość nie ma granic, kreatywność w tej książce cieszy i zaskakuje. Jest to tomik, który oczywiście nie wyczerpuje tematu deserów, pokazuje jedynie wariacje jednego - trzeba przyznać, że doskonałego - pomysłu - ale zapewni odbiorcom podpowiedź na szybkie słodkie przekąski bez wyrzutów sumienia. Uwaga - kulki uzależniają.
środa, 25 maja 2022
Sałatki. Zdrowe i kolorowe
Buchmann, Warszawa 2022.
W misce
Sałatki nie wymagają przesadnych umiejętności kulinarnych. Sprawdzają się na wszelkiego rodzaju świętach i imprezach, ich przygotowanie nie jest czasochłonne i nie wymaga wielkich nakładów finansowych. Pozwalają na urozmaicenie codziennego jadłospisu - i tak naprawdę dopiero wracają do łask. Tom "Sałatki. Zdrowe i kolorowe" to podpowiedź dla wszystkich, którzy chcieliby odkrywać uroki łączenia smaków - i cieszyć się zdrowymi, pełnowartościowymi posiłkami. Podczas gdy autorzy książek kucharskich i kulinarnych dostępnych na rynku prześcigają się w podawaniu przepisów na potrawy jak najbardziej egzotyczne lub związane z modami żywieniowymi, w "Sałatkach" znajdą się niemal wyłącznie proste przepisy. Twórcy książki we wstępie przypominają, że można do woli modyfikować ilość składników, a także operować przyprawami w oparciu o własny gust - zachęcają zatem do eksperymentowania i do testowania kolejnych rozwiązań. Nie ulega wątpliwości, że tom "Sałatki. Zdrowe i kolorowe" jest dopiero punktem wyjścia do bardziej twórczych działań w kuchni. Służy do tego, żeby przypomnieć, że arbuz dobrze łączy się z fetą, że część składników można najpierw usmażyć lub ugotować, że dodatkami do sałatek równie dobrze mogą być mięsa, jak i makarony czy kasze - i za każdym razem zyskuje się posiłek, który zaspokoi apetyt i do tego przyniesie moc wrażeń dla podniebienia. Każdy znajdzie w tej książce coś dla siebie, będą sałatki wegetariańskie i sałatki mięsne, sałatki z owocami morza i sałatki na słodko - jedne banalne, inne wyszukane i wykwintne, tak, żeby nadawały się na różne okazje i pozwalały poszerzać doświadczenia kulinarne. Nie chodzi tu o podkreślanie kolejnych etapów przygotowań: zwykle tylko część składników trzeba w jakiś sposób przyrządzić, cała praca polega na wymieszaniu wszystkiego i doprawieniu - jednak liczą się inspiracje dla tych, którzy samodzielnie nie wymyślają nowych dań. Twórcy tomu postawili na zróżnicowane smaki, wiedząc, że każda z sałatek może stać się punktem wyjścia do dalszych prac nad potrawami. Każde danie doczekało się własnego zdjęcia z propozycją podania - co jest dość twórcze w wypadku tematycznych książek z przepisami - w przypadku sałatek to również wskazówka dla tych wszystkich odbiorców, którzy potrzebują pochwalić się przyrządzonym własnoręcznie daniem.
Niby nic - bo każdy potrafiłby zrobić jakąś sałatkę - ale eksperymenty kulinarne zaczyna się przeważnie od podpatrywania pomysłów innych. I tom "Sałatki. Zdrowe i kolorowe" to zestaw takich właśnie wskazówek, do wykorzystania i modyfikowania według własnych potrzeb. Pomaga urozmaicić codzienną dietę i zachęca do poszukiwania ulubionych składników. To zestaw podpowiedzi dla tych, którzy nie mają zbyt wiele umiejętności, a chcieliby zabłysnąć w kuchni.
W misce
Sałatki nie wymagają przesadnych umiejętności kulinarnych. Sprawdzają się na wszelkiego rodzaju świętach i imprezach, ich przygotowanie nie jest czasochłonne i nie wymaga wielkich nakładów finansowych. Pozwalają na urozmaicenie codziennego jadłospisu - i tak naprawdę dopiero wracają do łask. Tom "Sałatki. Zdrowe i kolorowe" to podpowiedź dla wszystkich, którzy chcieliby odkrywać uroki łączenia smaków - i cieszyć się zdrowymi, pełnowartościowymi posiłkami. Podczas gdy autorzy książek kucharskich i kulinarnych dostępnych na rynku prześcigają się w podawaniu przepisów na potrawy jak najbardziej egzotyczne lub związane z modami żywieniowymi, w "Sałatkach" znajdą się niemal wyłącznie proste przepisy. Twórcy książki we wstępie przypominają, że można do woli modyfikować ilość składników, a także operować przyprawami w oparciu o własny gust - zachęcają zatem do eksperymentowania i do testowania kolejnych rozwiązań. Nie ulega wątpliwości, że tom "Sałatki. Zdrowe i kolorowe" jest dopiero punktem wyjścia do bardziej twórczych działań w kuchni. Służy do tego, żeby przypomnieć, że arbuz dobrze łączy się z fetą, że część składników można najpierw usmażyć lub ugotować, że dodatkami do sałatek równie dobrze mogą być mięsa, jak i makarony czy kasze - i za każdym razem zyskuje się posiłek, który zaspokoi apetyt i do tego przyniesie moc wrażeń dla podniebienia. Każdy znajdzie w tej książce coś dla siebie, będą sałatki wegetariańskie i sałatki mięsne, sałatki z owocami morza i sałatki na słodko - jedne banalne, inne wyszukane i wykwintne, tak, żeby nadawały się na różne okazje i pozwalały poszerzać doświadczenia kulinarne. Nie chodzi tu o podkreślanie kolejnych etapów przygotowań: zwykle tylko część składników trzeba w jakiś sposób przyrządzić, cała praca polega na wymieszaniu wszystkiego i doprawieniu - jednak liczą się inspiracje dla tych, którzy samodzielnie nie wymyślają nowych dań. Twórcy tomu postawili na zróżnicowane smaki, wiedząc, że każda z sałatek może stać się punktem wyjścia do dalszych prac nad potrawami. Każde danie doczekało się własnego zdjęcia z propozycją podania - co jest dość twórcze w wypadku tematycznych książek z przepisami - w przypadku sałatek to również wskazówka dla tych wszystkich odbiorców, którzy potrzebują pochwalić się przyrządzonym własnoręcznie daniem.
Niby nic - bo każdy potrafiłby zrobić jakąś sałatkę - ale eksperymenty kulinarne zaczyna się przeważnie od podpatrywania pomysłów innych. I tom "Sałatki. Zdrowe i kolorowe" to zestaw takich właśnie wskazówek, do wykorzystania i modyfikowania według własnych potrzeb. Pomaga urozmaicić codzienną dietę i zachęca do poszukiwania ulubionych składników. To zestaw podpowiedzi dla tych, którzy nie mają zbyt wiele umiejętności, a chcieliby zabłysnąć w kuchni.
wtorek, 12 kwietnia 2022
Joanna Zielewska: 180 dań do pudełka - hashimoto
Ringier Axel Springer, Warszawa 2022.
Przepisy
Każdy, kto usłyszy diagnozę, która wiąże się z koniecznością zmiany żywieniowych przyzwyczajeń, w pierwszym odruchu sięga po najłatwiej dostępne publikacje i w nich szuka inspiracji do urozmaiceń w kuchni. "180 dań do pudełka - hashimoto" to poradnik w charakterystycznej serii. Zawiera rzeczowy wstęp dotyczący samej choroby i tego, co problemy z tarczycą oznaczają w kontekście całego organizmu. Są tu też krótkie informacje na temat specyfiki diety: czytelnicy muszą się przekonać, że nie oznacza to wyłącznie wyrzeczeń, może wiązać się z kulinarną przyjemnością i ciekawymi odkryciami. To komentarze niezbędne, żeby odbiorcy nie wystraszyli się nadchodzących zmian - rodzaj motywacji do działania, a i swoista reklama. Bo nie trzeba cierpieć na hashimoto, żeby przekonać się do nowych potraw.
Ta publikacja nie została przygotowana jak tradycyjne książki kucharskie. To propozycja jadłospisu na miesiąc, bo cztery tygodnie wystarczają, by zmienić nawyki żywieniowe i przyzwyczaić organizm do nowych zasad. Taka konstrukcja tomu jest też świetną szansą na pokazanie, że dieta nie musi być monotonna. Można skorzystać z podpowiedzi list zakupów, a następnie realizować jadłospis według wytycznych - każda strona to trzy posiłki: śniadanie, obiad i kolacja. Dodatkowo każdy tydzień przynosi jeszcze dodatkowe przekąski lub dania, które można wprowadzić jako zamienniki niektórych potraw. Daje to szansę tym, którzy nie gustują w konkretnych smakach i woleliby nie zmuszać się do jedzenia czegoś, na co nie mają ochoty: tom przygotowany jest tak, żeby zachęcać do diety, a nie zmuszać do radykalnych kroków. Jest to książka stworzona tak, by jak najbardziej się przydawała i żeby nie wydrenowała kieszeni użytkowników: nie ma tu ani kredowego papieru, ani bardzo artystycznych zdjęć - chodzi po prostu o zaprezentowanie potraw i o stworzenie podręcznego i wygodnego do korzystania tomu. Także nawigacja jest utrudniona przez rezygnację z klasycznego podziału na potrawy obiadowe, przekąski czy śniadania - skorzystać można z alfabetycznego spisu potraw, ale być może czytelnicy będą woleli dać się poprowadzić - nie muszą wtedy zastanawiać się nad tym, co przygotować na kolejny posiłek. Ciekawym i sympatycznym dodatkiem stają się tu przepisy na dania na poprawę humoru, na lepszą formę, jako pomoc przy biegunkach lub przy zaparciach - to znów propozycje, które można wprowadzać do swojego menu.
Nie oznacza to, że "180 dań do pudełka - hashimoto" to książka wyłącznie dla chorych. Każdy, kto ma ochotę spróbować zdrowego jedzenia w zbilansowanej diecie, a nie chce wpadać w kolejne mody, może sięgnąć po podpowiedzi z tej książki i wykorzystywać je do tworzenia lepszych posiłków. Ten tom warto mieć pod ręką - i zwyczajnie sprawdzać różne smaki i podpowiedzi na codzienne potrawy.
Przepisy
Każdy, kto usłyszy diagnozę, która wiąże się z koniecznością zmiany żywieniowych przyzwyczajeń, w pierwszym odruchu sięga po najłatwiej dostępne publikacje i w nich szuka inspiracji do urozmaiceń w kuchni. "180 dań do pudełka - hashimoto" to poradnik w charakterystycznej serii. Zawiera rzeczowy wstęp dotyczący samej choroby i tego, co problemy z tarczycą oznaczają w kontekście całego organizmu. Są tu też krótkie informacje na temat specyfiki diety: czytelnicy muszą się przekonać, że nie oznacza to wyłącznie wyrzeczeń, może wiązać się z kulinarną przyjemnością i ciekawymi odkryciami. To komentarze niezbędne, żeby odbiorcy nie wystraszyli się nadchodzących zmian - rodzaj motywacji do działania, a i swoista reklama. Bo nie trzeba cierpieć na hashimoto, żeby przekonać się do nowych potraw.
Ta publikacja nie została przygotowana jak tradycyjne książki kucharskie. To propozycja jadłospisu na miesiąc, bo cztery tygodnie wystarczają, by zmienić nawyki żywieniowe i przyzwyczaić organizm do nowych zasad. Taka konstrukcja tomu jest też świetną szansą na pokazanie, że dieta nie musi być monotonna. Można skorzystać z podpowiedzi list zakupów, a następnie realizować jadłospis według wytycznych - każda strona to trzy posiłki: śniadanie, obiad i kolacja. Dodatkowo każdy tydzień przynosi jeszcze dodatkowe przekąski lub dania, które można wprowadzić jako zamienniki niektórych potraw. Daje to szansę tym, którzy nie gustują w konkretnych smakach i woleliby nie zmuszać się do jedzenia czegoś, na co nie mają ochoty: tom przygotowany jest tak, żeby zachęcać do diety, a nie zmuszać do radykalnych kroków. Jest to książka stworzona tak, by jak najbardziej się przydawała i żeby nie wydrenowała kieszeni użytkowników: nie ma tu ani kredowego papieru, ani bardzo artystycznych zdjęć - chodzi po prostu o zaprezentowanie potraw i o stworzenie podręcznego i wygodnego do korzystania tomu. Także nawigacja jest utrudniona przez rezygnację z klasycznego podziału na potrawy obiadowe, przekąski czy śniadania - skorzystać można z alfabetycznego spisu potraw, ale być może czytelnicy będą woleli dać się poprowadzić - nie muszą wtedy zastanawiać się nad tym, co przygotować na kolejny posiłek. Ciekawym i sympatycznym dodatkiem stają się tu przepisy na dania na poprawę humoru, na lepszą formę, jako pomoc przy biegunkach lub przy zaparciach - to znów propozycje, które można wprowadzać do swojego menu.
Nie oznacza to, że "180 dań do pudełka - hashimoto" to książka wyłącznie dla chorych. Każdy, kto ma ochotę spróbować zdrowego jedzenia w zbilansowanej diecie, a nie chce wpadać w kolejne mody, może sięgnąć po podpowiedzi z tej książki i wykorzystywać je do tworzenia lepszych posiłków. Ten tom warto mieć pod ręką - i zwyczajnie sprawdzać różne smaki i podpowiedzi na codzienne potrawy.
czwartek, 24 marca 2022
Małgorzata Caprari: Zupy. 270 najlepszych przepisów
Buchmann, Warszawa 2022.
Głęboki talerz
Dla tych, którzy nie lubią kulinarnych udziwnień, Małgorzata Caprari przygotowuje książkę obowiązkową - tom, który warto mieć na półce w kuchni i korzystać z niego zawsze, kiedy chce się wykorzystać tradycyjne, domowe przepisy. "Zupy. 270 najlepszych przepisów" to podpowiedź dla tych, którzy nie chcą zastanawiać się, co zrobić na obiad - i dla tych, którzy poszukują dawnych receptur, żeby odtwarzać smaki z dzieciństwa. Nie ma tu "blogowego" stylu, czyli komentarzy dodawanych na siłę do każdego przepisu - Małgorzata Caprari zajmuje się po prostu podawaniem tego, co najważniejsze. Kryterium wyboru rodzaju zupy może być zawartość lodówki albo ciekawość - nie ma w książce określonych ani stopnia trudności, ani czasu przygotowania. To książka kucharska w starym stylu - tematyzowana i pozbawiona "udziwnień": odbiorców przyciągnie do niej właśnie klasyczny charakter.
Rozdziały zawierają po kilka przepisów, nie zarzuca Małgorzata Caprari gotujących mnogością wyboru, raczej podpowiada, co może się przydać w jakich okolicznościach. Wprowadza rozdział z zupkami pospiesznymi - dla zabieganych - dalej podąża kryterium składników: wprowadza dział z bieda zupami i chlebiankami, później kartoflanki, zupy mięsne, krupniki, zupy rybne, żurki, barszcze, zupy grzybowe (zadziwiająco duży rozdział), pomidorowe, ogórkowe, kapuśniaki, zupy z roślin strączkowych, cebulowe, jarzynowe (kolejny spory rozdział), chłodniki, eintopfy i zupy owocowe. Są też zupy, które nie zmieściły się w pozostałych działach albo dodatki do zup (przydałoby się przypomnienie o ich istnieniu w książce, bo kiedy w przepisie trzeba użyć "diablotek", część odbiorców będzie się mogła zastanawiać, co to znaczy). Łatwo zauważyć, że inspiracje do zup znajdują się albo w najbliższym otoczeniu - autorka gromadzi przepisy charakterystyczne dla różnych regionów Polski - albo w podróżach, bo wpływy pochodzą z różnych stron świata. Można sprawdzać, jakie modyfikacje do standardowych zup proponuje Małgorzata Caprari w poszczególnych przepisach, można też przekonać się, jak łatwo wprowadzić do swojego jadłospisu coś nowego. Przyda się ta książka przy "czyszczeniu" lodówki z zalegających w niej produktów - chociaż niekoniecznie zachęcają do takich działań okołośmietnikowe nazwy potraw. Jeśli ktoś nie potrafi samodzielnie eksperymentować, a marzy o przełamaniu tradycyjnego przepisu, może skorzystać z tych podpowiedzi: to doskonała propozycja dla odbiorców niezbyt wprawionych w gotowaniu.
Nie ma tu artystycznych fotografii gotowych potraw - być może dlatego, że zupy same w sobie niekoniecznie są bardzo efektowne, ponadto - trudno wymyślać urozmaicone sposoby podania przy różnych wariacjach jednego tematu. Dlatego też ozdobą graficzną stają się ilustracje Martyny Cybuch, która przede wszystkim koncentruje się na składnikach, proponuje artystyczne ujęcia cebuli, imbiru czy kapusty - i to bardzo dobrze wpływa na obraz całości. Jest to książka przygotowana ze smakiem, pokazująca, że na rynek wrzuca się dzisiaj albo publikacje celebrytów, albo propozycje jak najbardziej egzotyczne - tymczasem jest również miejsce na klasykę w najlepszym możliwym wydaniu.
Głęboki talerz
Dla tych, którzy nie lubią kulinarnych udziwnień, Małgorzata Caprari przygotowuje książkę obowiązkową - tom, który warto mieć na półce w kuchni i korzystać z niego zawsze, kiedy chce się wykorzystać tradycyjne, domowe przepisy. "Zupy. 270 najlepszych przepisów" to podpowiedź dla tych, którzy nie chcą zastanawiać się, co zrobić na obiad - i dla tych, którzy poszukują dawnych receptur, żeby odtwarzać smaki z dzieciństwa. Nie ma tu "blogowego" stylu, czyli komentarzy dodawanych na siłę do każdego przepisu - Małgorzata Caprari zajmuje się po prostu podawaniem tego, co najważniejsze. Kryterium wyboru rodzaju zupy może być zawartość lodówki albo ciekawość - nie ma w książce określonych ani stopnia trudności, ani czasu przygotowania. To książka kucharska w starym stylu - tematyzowana i pozbawiona "udziwnień": odbiorców przyciągnie do niej właśnie klasyczny charakter.
Rozdziały zawierają po kilka przepisów, nie zarzuca Małgorzata Caprari gotujących mnogością wyboru, raczej podpowiada, co może się przydać w jakich okolicznościach. Wprowadza rozdział z zupkami pospiesznymi - dla zabieganych - dalej podąża kryterium składników: wprowadza dział z bieda zupami i chlebiankami, później kartoflanki, zupy mięsne, krupniki, zupy rybne, żurki, barszcze, zupy grzybowe (zadziwiająco duży rozdział), pomidorowe, ogórkowe, kapuśniaki, zupy z roślin strączkowych, cebulowe, jarzynowe (kolejny spory rozdział), chłodniki, eintopfy i zupy owocowe. Są też zupy, które nie zmieściły się w pozostałych działach albo dodatki do zup (przydałoby się przypomnienie o ich istnieniu w książce, bo kiedy w przepisie trzeba użyć "diablotek", część odbiorców będzie się mogła zastanawiać, co to znaczy). Łatwo zauważyć, że inspiracje do zup znajdują się albo w najbliższym otoczeniu - autorka gromadzi przepisy charakterystyczne dla różnych regionów Polski - albo w podróżach, bo wpływy pochodzą z różnych stron świata. Można sprawdzać, jakie modyfikacje do standardowych zup proponuje Małgorzata Caprari w poszczególnych przepisach, można też przekonać się, jak łatwo wprowadzić do swojego jadłospisu coś nowego. Przyda się ta książka przy "czyszczeniu" lodówki z zalegających w niej produktów - chociaż niekoniecznie zachęcają do takich działań okołośmietnikowe nazwy potraw. Jeśli ktoś nie potrafi samodzielnie eksperymentować, a marzy o przełamaniu tradycyjnego przepisu, może skorzystać z tych podpowiedzi: to doskonała propozycja dla odbiorców niezbyt wprawionych w gotowaniu.
Nie ma tu artystycznych fotografii gotowych potraw - być może dlatego, że zupy same w sobie niekoniecznie są bardzo efektowne, ponadto - trudno wymyślać urozmaicone sposoby podania przy różnych wariacjach jednego tematu. Dlatego też ozdobą graficzną stają się ilustracje Martyny Cybuch, która przede wszystkim koncentruje się na składnikach, proponuje artystyczne ujęcia cebuli, imbiru czy kapusty - i to bardzo dobrze wpływa na obraz całości. Jest to książka przygotowana ze smakiem, pokazująca, że na rynek wrzuca się dzisiaj albo publikacje celebrytów, albo propozycje jak najbardziej egzotyczne - tymczasem jest również miejsce na klasykę w najlepszym możliwym wydaniu.
czwartek, 3 marca 2022
dr Wanda Baltaza: Poczuj się lepiej. Jak dobrze jeść, by dobrze żyć
Buchmann, Warszawa 2022.
Jak jeść
Rynek publikacji kulinarnych prężnie się rozwija, podobnie zresztą jak cały trend związany z rozmaitymi dietami. Coraz trudniej znaleźć dla siebie coś odpowiedniego, albo przynajmniej ocenić modne diety i wskazówki pod kątem przydatności i wpływu na zdrowie. I tu z pomocą przychodzi Wanda Baltaza, autorka tomu "Poczuj się lepiej. Jak dobrze jeść, by dobrze żyć". Książka, która jest poradnikiem dotyczącym zdrowego odżywiania, zawiera skondensowane informacje i wskazówki na temat jedzenia - autorka dba o to, żeby nieprzesadnie rozbudowywać narrację. Dzięki temu łatwiej będzie odbiorcom dotrzeć do potrzebnych wiadomości. Sięga Wanda Baltaza do własnej praktyki - doświadczeń dietetyka, które odzwierciedlają najczęściej pojawiające się w społeczeństwie problemy. Autorka ma zamiar rozwiać wątpliwości i nauczyć czytelników zdrowego rozsądku w odżywianiu się. Chce szerzyć wiedzę na temat diet i ich przydatności - i wyczulić na to, co niebezpieczne dla zdrowia. Wyczula na popełniane błędy i fałszywe przekonania, które nie pozwalają wytrwać w wyjściowych założeniach. Nie ulega wątpliwości, że właściwe nawyki żywieniowe sprzyjają zachowaniu dobrego zdrowia - i o to między innymi w tomie chodzi.
Autorka tłumaczy, dlaczego nie każda dieta przyniesie efekty - przypomina, że sporo zależy od zmiennych czynników, więc to, co sprawdziło się u znajomych, nie musi identycznie zadziałać w przypadku kolejnych osób. Omawia kolejne składniki, które powinny znaleźć się w jadłospisie (i zaznacza, które w jakich ilościach powinno się spożywać, rozwiewając kolejne mity). Odnosi się do kwestii ruchu fizycznego i do suplementacji. Tworzy dla odbiorców listę uwag i wskazówek, które zadziałają na pewno i u każdego - nie wiążą się z żadną konkretną dietą, ale płyną ze zdroworozsądkowego podejścia do zaleceń lekarskich i dietetycznych uwag. To metoda dla ludzi, którzy nie chcą radykalnie zmieniać swojego życia i kulinarnych upodobań: mogą wprowadzić do codzienności ponad dwadzieścia zachowań prozdrowotnych. Przychodzi też moment, w którym Wanda Baltaza zajmuje się powodami niepowodzeń w stosowaniu diet: wyznacza kilka standardowych przeszkód na drodze do schudnięcia - i po kolei omawia, jak można ograniczyć ich negatywny wpływ na zdrowie. Czytelnicy dowiedzą się z tej książki także, jak się nie odchudzać: krótkie komentarze powiązane z modnymi dietami przydadzą się zwłaszcza tym, którzy samodzielnie nie potrafią ocenić sensowności zaleceń). Autorka między innymi przypomina, jaką dietę wprowadzać w przypadku konkretnych problemów z układem pokarmowym. To może również przydać się odbiorcom, którzy chcą zareagować na określone dolegliwości. Przygotowuje Wanda Baltaza na wizytę u dietetyka i wprowadza Q&A - zestaw często padających w gabinecie pytań i skrótowych wyjaśnień.
Jest to książka przygotowana tak, by szybko i bez przegadania dostarczyć odbiorcom potrzebne im wiadomości. Autorka udowadnia, że można przez dietę poprawić swój stan zdrowia i samopoczucie, przekonuje też, że decyzja o zmianach nawyków żywieniowych nie musi wiązać się z drakońskimi wyrzeczeniami i z radykalnymi postawami. Pisze tak, by każdy łatwo znalazł odpowiedzi na swoje pytania - liczą się tu czytelne bloki krótkich wyjaśnień, odpowiednio pogrupowane i łatwe do znalezienia. Nie trzeba czytać książki od deski do deski (chociaż warto), "Poczuj się lepiej" to kompendium wiedzy na temat diet - można sięgać do książki po konkretne dane.
Jak jeść
Rynek publikacji kulinarnych prężnie się rozwija, podobnie zresztą jak cały trend związany z rozmaitymi dietami. Coraz trudniej znaleźć dla siebie coś odpowiedniego, albo przynajmniej ocenić modne diety i wskazówki pod kątem przydatności i wpływu na zdrowie. I tu z pomocą przychodzi Wanda Baltaza, autorka tomu "Poczuj się lepiej. Jak dobrze jeść, by dobrze żyć". Książka, która jest poradnikiem dotyczącym zdrowego odżywiania, zawiera skondensowane informacje i wskazówki na temat jedzenia - autorka dba o to, żeby nieprzesadnie rozbudowywać narrację. Dzięki temu łatwiej będzie odbiorcom dotrzeć do potrzebnych wiadomości. Sięga Wanda Baltaza do własnej praktyki - doświadczeń dietetyka, które odzwierciedlają najczęściej pojawiające się w społeczeństwie problemy. Autorka ma zamiar rozwiać wątpliwości i nauczyć czytelników zdrowego rozsądku w odżywianiu się. Chce szerzyć wiedzę na temat diet i ich przydatności - i wyczulić na to, co niebezpieczne dla zdrowia. Wyczula na popełniane błędy i fałszywe przekonania, które nie pozwalają wytrwać w wyjściowych założeniach. Nie ulega wątpliwości, że właściwe nawyki żywieniowe sprzyjają zachowaniu dobrego zdrowia - i o to między innymi w tomie chodzi.
Autorka tłumaczy, dlaczego nie każda dieta przyniesie efekty - przypomina, że sporo zależy od zmiennych czynników, więc to, co sprawdziło się u znajomych, nie musi identycznie zadziałać w przypadku kolejnych osób. Omawia kolejne składniki, które powinny znaleźć się w jadłospisie (i zaznacza, które w jakich ilościach powinno się spożywać, rozwiewając kolejne mity). Odnosi się do kwestii ruchu fizycznego i do suplementacji. Tworzy dla odbiorców listę uwag i wskazówek, które zadziałają na pewno i u każdego - nie wiążą się z żadną konkretną dietą, ale płyną ze zdroworozsądkowego podejścia do zaleceń lekarskich i dietetycznych uwag. To metoda dla ludzi, którzy nie chcą radykalnie zmieniać swojego życia i kulinarnych upodobań: mogą wprowadzić do codzienności ponad dwadzieścia zachowań prozdrowotnych. Przychodzi też moment, w którym Wanda Baltaza zajmuje się powodami niepowodzeń w stosowaniu diet: wyznacza kilka standardowych przeszkód na drodze do schudnięcia - i po kolei omawia, jak można ograniczyć ich negatywny wpływ na zdrowie. Czytelnicy dowiedzą się z tej książki także, jak się nie odchudzać: krótkie komentarze powiązane z modnymi dietami przydadzą się zwłaszcza tym, którzy samodzielnie nie potrafią ocenić sensowności zaleceń). Autorka między innymi przypomina, jaką dietę wprowadzać w przypadku konkretnych problemów z układem pokarmowym. To może również przydać się odbiorcom, którzy chcą zareagować na określone dolegliwości. Przygotowuje Wanda Baltaza na wizytę u dietetyka i wprowadza Q&A - zestaw często padających w gabinecie pytań i skrótowych wyjaśnień.
Jest to książka przygotowana tak, by szybko i bez przegadania dostarczyć odbiorcom potrzebne im wiadomości. Autorka udowadnia, że można przez dietę poprawić swój stan zdrowia i samopoczucie, przekonuje też, że decyzja o zmianach nawyków żywieniowych nie musi wiązać się z drakońskimi wyrzeczeniami i z radykalnymi postawami. Pisze tak, by każdy łatwo znalazł odpowiedzi na swoje pytania - liczą się tu czytelne bloki krótkich wyjaśnień, odpowiednio pogrupowane i łatwe do znalezienia. Nie trzeba czytać książki od deski do deski (chociaż warto), "Poczuj się lepiej" to kompendium wiedzy na temat diet - można sięgać do książki po konkretne dane.
poniedziałek, 14 lutego 2022
Paweł Ochman: Kasze w roślinnej kuchni regionalnej
Marginesy, Warszawa 2022.
Smaki
Paweł Ochman wkracza na rynek z kolejną książką - sprawia wręcz wrażenie, jakby celowo dawkował odbiorcom przepisy gromadzone na festiwalach smaków i podczas podróży po kraju. Nie oznacza to, że pozostawia niedosyt, wręcz przeciwnie: każda jego książka jest wypełniona przepisami po brzegi: różnorodne propozycje zadowolą smakoszy i pokażą bogactwo kulinarne różnych regionów. Tym razem Paweł Ochman sięga po temat kasz, uznając, że niesłusznie zostały zapomniane - czy wyparte przez ziemniaki z dań nie tylko obiadowych. Tymczasem kuchnie regionalne ratują tradycje i potrawy: autor gromadzi ciekawe przepisy i pokazuje, jak wpisują się one w przeszłość różnych stron Polski. Rys historyczny i omówienie różnych rodzajów kasz - tych najbardziej popularnych w Polsce - to zestaw obowiązkowy, wyjaśnienie i zachęta do próbowania nowych potraw. Paweł Ochman następnie dzieli książkę ze względu na wybrane rodzaje kasz. Mógłby wprawdzie postawić na klasyczne rozwiązania i przyporządkowanie dań do ich przeznaczenia (przekąski, dania obiadowe, kasze w zupach, kasze w deserach itp.), jednak to na dłuższą metę okazałoby się nudne dla odbiorców, w dodatku - należy jeszcze pamiętać o kolejnym grupowaniu potraw ze względu na miejsce pochodzenia. Tu rytm nadają kasze - w końcu autor zamierza przekonać użytkowników tej książki do różnych rodzajów kasz - a najłatwiej tego dokona przez wskazywanie, ile można z nich zrobić. Za każdym razem autor dzieli się z odbiorcami sposobem odkrycia potrawy, czasami - własne próby przygotowania dań. Komentuje własne poprawki lub uwagi, które otrzymał od pań z kół gospodyń. Jeśli znajdzie fachowe podpowiedzi - przemyca je we wprowadzeniach. Podrzuca też metody na urozmaicenie smaku, przypomina, jakich potraw szukać na festiwalach smaków. Bywa, że rozwiewa wątpliwości dotyczące tradycji. Wydaje się, że szuka bez przerwy superlatyw, którymi może zachwalać i reklamować kasze w regionalnych wydaniach. Dba o to, żeby czytelników zachęcać do testowania smaków - kasze pomagają urozmaicić jadłospis i dają szansę na zdrowe gotowanie. "Kasze w roślinnej kuchni regionalnej" to propozycja zawierająca także modyfikacje tradycyjnych przepisów - dostosowanie ich do bezmięsnych potraw. Trudno powiedzieć, czy czytelników ucieszą potrawy "świąteczne", te, które pokazują bogactwo lokalnych smaków, czy też - kasze na słodko, nieco dzisiaj zapomniane - mnóstwo jest propozycji, które intrygują i zachęcają do eksperymentowania w ramach różnych posiłków.
Same przepisy oczywiście należą do standardowych: autor ucieka od wskazywania stopnia trudności czy czasu przygotowania potrawy, podaje po prostu listę składników i sposób przyrządzenia dania - stawiając na konkretne miary i wartości, nie ma tu miejsca na gotowanie "na oko" i doprawianie według uznania. Wszystko po to, żeby jak najpełniej odwzorowywać tradycyjne smaki. Paweł Ochman dodaje też apetyczne zdjęcia, dzięki którym łatwiej przekonać się do kucharzenia. "Kasze w roślinnej kuchni regionalnej" to ładnie przygotowana publikacja, która przyda się w kuchni.
Smaki
Paweł Ochman wkracza na rynek z kolejną książką - sprawia wręcz wrażenie, jakby celowo dawkował odbiorcom przepisy gromadzone na festiwalach smaków i podczas podróży po kraju. Nie oznacza to, że pozostawia niedosyt, wręcz przeciwnie: każda jego książka jest wypełniona przepisami po brzegi: różnorodne propozycje zadowolą smakoszy i pokażą bogactwo kulinarne różnych regionów. Tym razem Paweł Ochman sięga po temat kasz, uznając, że niesłusznie zostały zapomniane - czy wyparte przez ziemniaki z dań nie tylko obiadowych. Tymczasem kuchnie regionalne ratują tradycje i potrawy: autor gromadzi ciekawe przepisy i pokazuje, jak wpisują się one w przeszłość różnych stron Polski. Rys historyczny i omówienie różnych rodzajów kasz - tych najbardziej popularnych w Polsce - to zestaw obowiązkowy, wyjaśnienie i zachęta do próbowania nowych potraw. Paweł Ochman następnie dzieli książkę ze względu na wybrane rodzaje kasz. Mógłby wprawdzie postawić na klasyczne rozwiązania i przyporządkowanie dań do ich przeznaczenia (przekąski, dania obiadowe, kasze w zupach, kasze w deserach itp.), jednak to na dłuższą metę okazałoby się nudne dla odbiorców, w dodatku - należy jeszcze pamiętać o kolejnym grupowaniu potraw ze względu na miejsce pochodzenia. Tu rytm nadają kasze - w końcu autor zamierza przekonać użytkowników tej książki do różnych rodzajów kasz - a najłatwiej tego dokona przez wskazywanie, ile można z nich zrobić. Za każdym razem autor dzieli się z odbiorcami sposobem odkrycia potrawy, czasami - własne próby przygotowania dań. Komentuje własne poprawki lub uwagi, które otrzymał od pań z kół gospodyń. Jeśli znajdzie fachowe podpowiedzi - przemyca je we wprowadzeniach. Podrzuca też metody na urozmaicenie smaku, przypomina, jakich potraw szukać na festiwalach smaków. Bywa, że rozwiewa wątpliwości dotyczące tradycji. Wydaje się, że szuka bez przerwy superlatyw, którymi może zachwalać i reklamować kasze w regionalnych wydaniach. Dba o to, żeby czytelników zachęcać do testowania smaków - kasze pomagają urozmaicić jadłospis i dają szansę na zdrowe gotowanie. "Kasze w roślinnej kuchni regionalnej" to propozycja zawierająca także modyfikacje tradycyjnych przepisów - dostosowanie ich do bezmięsnych potraw. Trudno powiedzieć, czy czytelników ucieszą potrawy "świąteczne", te, które pokazują bogactwo lokalnych smaków, czy też - kasze na słodko, nieco dzisiaj zapomniane - mnóstwo jest propozycji, które intrygują i zachęcają do eksperymentowania w ramach różnych posiłków.
Same przepisy oczywiście należą do standardowych: autor ucieka od wskazywania stopnia trudności czy czasu przygotowania potrawy, podaje po prostu listę składników i sposób przyrządzenia dania - stawiając na konkretne miary i wartości, nie ma tu miejsca na gotowanie "na oko" i doprawianie według uznania. Wszystko po to, żeby jak najpełniej odwzorowywać tradycyjne smaki. Paweł Ochman dodaje też apetyczne zdjęcia, dzięki którym łatwiej przekonać się do kucharzenia. "Kasze w roślinnej kuchni regionalnej" to ładnie przygotowana publikacja, która przyda się w kuchni.
czwartek, 18 listopada 2021
Bartek Kieżun: Hiszpania do zjedzenia
Buchmann, Warszawa 2021.
Wyprawa
W zestawie książek okołokulinarnych, jaki dzisiaj pojawia się na rynku, każdy znajdzie coś dla siebie - można przebierać między publikacjami tematycznymi i "kulturoznawczymi", tymi, które pozwalają poznać różne miejsca z perspektywy potraw i smaków oraz tymi, które koncentrują się na wykorzystaniu konkretnego składnika. "Hiszpania do zjedzenia" Bartka Kieżuna to olbrzymia księga, w której przepisy jednak schodzą na drugi plan, ważniejszy jest kraj i doświadczenia autora związane z odkrywaniem kolejnych miejsc. Każdy przepis w tej książce - a czasami połączenie dwóch przepisów - zostaje poprzedzony długim wprowadzeniem. Tu autor dzieli się swoimi przeżyciami. Raczej ucieka od zapraszania czytelników do swojej prywatności, jest ostrożny i zdystansowany, bardzo stara się nie mówić wszystkiego i nie zdradzać każdego swojego kroku w Hiszpanii, ale chce, żeby czytelnicy zrozumieli, co zainspirowało go do skosztowania niektórych potraw, albo - z jakiego powodu sięga po konkretne przepisy. Bartek Kieżun próbuje stać się przewodnikiem po Hiszpanii od strony historycznej i geograficznej czy turystycznej. Przytacza całe rozbudowane opowieści o tym, co wydarzyło się kiedyś, tłumaczy, co warto zobaczyć i gdzie się wybrać, żeby najpełniej doświadczać Hiszpanii. W tych popisach tylko trochę miejsca zostawia na opowieść o własnych poczynaniach - pozwala czytelnikom podążać za sobą, przynajmniej odrobinę, po to, żeby nie zapomnieli o indywidualnym charakterze opowieści. Znacznie więcej energii zabiera mu jednak przedstawianie wiadomości. To coś dla odbiorców, którzy nie przepadają za prywatnymi wynurzeniami podróżników i są zmęczeni blogerskimi prostymi notatkami: Bartek Kieżun zachowuje się tak, jakby chciał wyedukować odbiorców. Niekoniecznie z tematu hiszpańskiej kuchni - potrawy to częściej finał opowieści niż ich treść. Tworzy przy okazji własny rejestr podróży i wyborów z trasy: sam najlepiej będzie się orientować w tej eskapadzie, czytelnikom bardziej zasugeruje, dokąd można się udać. Dzieli się wrażeniami i rozczarowaniami, ale także przypadkowymi odkryciami - stawia na impulsy i na rozwiązania nieoczywiste, żeby przyciągnąć odbiorców także brakiem przewidywalności. Hiszpania w tym ujęciu może być na nowo odkrywana także przez ludzi, którzy do tego kraju zwykle podróżują. Bartek Kieżun chce się wyróżniać, zarówno na rynku literatury podróżniczej, jak i wśród kulinariów.
W samych przepisach nie wprowadza rewolucji: podaje składniki i dość szczegółowe zasady przyrządzania, zdarza mu się odchodzenie od składników, które trudno dostać - proponuje modyfikacje przepisów i rozwiązania dla tych, którzy nie chcą szukać tego, co potrzebne. Atrakcyjne wielkoformatowe zdjęcia potraw rozbudzają apetyty - to coś dla wzrokowców, którym wygląd dania ułatwi podjęcie decyzji o jego przyrządzeniu. Co ciekawe, w tej książce ukrywa się porządek wprowadzanych przepisów: istnieje, ale za sprawą prowadzonej kulturowo-turystycznej narracji czytelnicy zostaną odsunięci od kuchennych wyborów. Tu przepisy stają się tylko dodatkiem do lektury pełnej wartościowych treści. I nawet jeśli Bartek Kieżun nie do końca potrafi pociągnąć za sobą masową publiczność - nie ma daru błyskotliwego opowiadania i przekuwania na anegdoty swoich doświadczeń - to przecież ma do zaoferowania bardzo dużo. "Hiszpania do zjedzenia" to książka potężna, która przykuwa wzrok.
Wyprawa
W zestawie książek okołokulinarnych, jaki dzisiaj pojawia się na rynku, każdy znajdzie coś dla siebie - można przebierać między publikacjami tematycznymi i "kulturoznawczymi", tymi, które pozwalają poznać różne miejsca z perspektywy potraw i smaków oraz tymi, które koncentrują się na wykorzystaniu konkretnego składnika. "Hiszpania do zjedzenia" Bartka Kieżuna to olbrzymia księga, w której przepisy jednak schodzą na drugi plan, ważniejszy jest kraj i doświadczenia autora związane z odkrywaniem kolejnych miejsc. Każdy przepis w tej książce - a czasami połączenie dwóch przepisów - zostaje poprzedzony długim wprowadzeniem. Tu autor dzieli się swoimi przeżyciami. Raczej ucieka od zapraszania czytelników do swojej prywatności, jest ostrożny i zdystansowany, bardzo stara się nie mówić wszystkiego i nie zdradzać każdego swojego kroku w Hiszpanii, ale chce, żeby czytelnicy zrozumieli, co zainspirowało go do skosztowania niektórych potraw, albo - z jakiego powodu sięga po konkretne przepisy. Bartek Kieżun próbuje stać się przewodnikiem po Hiszpanii od strony historycznej i geograficznej czy turystycznej. Przytacza całe rozbudowane opowieści o tym, co wydarzyło się kiedyś, tłumaczy, co warto zobaczyć i gdzie się wybrać, żeby najpełniej doświadczać Hiszpanii. W tych popisach tylko trochę miejsca zostawia na opowieść o własnych poczynaniach - pozwala czytelnikom podążać za sobą, przynajmniej odrobinę, po to, żeby nie zapomnieli o indywidualnym charakterze opowieści. Znacznie więcej energii zabiera mu jednak przedstawianie wiadomości. To coś dla odbiorców, którzy nie przepadają za prywatnymi wynurzeniami podróżników i są zmęczeni blogerskimi prostymi notatkami: Bartek Kieżun zachowuje się tak, jakby chciał wyedukować odbiorców. Niekoniecznie z tematu hiszpańskiej kuchni - potrawy to częściej finał opowieści niż ich treść. Tworzy przy okazji własny rejestr podróży i wyborów z trasy: sam najlepiej będzie się orientować w tej eskapadzie, czytelnikom bardziej zasugeruje, dokąd można się udać. Dzieli się wrażeniami i rozczarowaniami, ale także przypadkowymi odkryciami - stawia na impulsy i na rozwiązania nieoczywiste, żeby przyciągnąć odbiorców także brakiem przewidywalności. Hiszpania w tym ujęciu może być na nowo odkrywana także przez ludzi, którzy do tego kraju zwykle podróżują. Bartek Kieżun chce się wyróżniać, zarówno na rynku literatury podróżniczej, jak i wśród kulinariów.
W samych przepisach nie wprowadza rewolucji: podaje składniki i dość szczegółowe zasady przyrządzania, zdarza mu się odchodzenie od składników, które trudno dostać - proponuje modyfikacje przepisów i rozwiązania dla tych, którzy nie chcą szukać tego, co potrzebne. Atrakcyjne wielkoformatowe zdjęcia potraw rozbudzają apetyty - to coś dla wzrokowców, którym wygląd dania ułatwi podjęcie decyzji o jego przyrządzeniu. Co ciekawe, w tej książce ukrywa się porządek wprowadzanych przepisów: istnieje, ale za sprawą prowadzonej kulturowo-turystycznej narracji czytelnicy zostaną odsunięci od kuchennych wyborów. Tu przepisy stają się tylko dodatkiem do lektury pełnej wartościowych treści. I nawet jeśli Bartek Kieżun nie do końca potrafi pociągnąć za sobą masową publiczność - nie ma daru błyskotliwego opowiadania i przekuwania na anegdoty swoich doświadczeń - to przecież ma do zaoferowania bardzo dużo. "Hiszpania do zjedzenia" to książka potężna, która przykuwa wzrok.
wtorek, 19 października 2021
Alicja Rokicka: Italia dla zielonych
Marginesy, Warszawa 2021.
Smaki bezmięsne
Rynek książek kulinarnych rozwija się prężnie - bardzo często przechodzą do klasycznych publikacji papierowych autorzy blogów, którzy już zdobyli popularność i mają swoje wierne grono odbiorców. Co ważne, publikacje są nie tylko wydawane albumowo, ale i tematyzowane - tak, żeby bez problemu trafić do interesujących kwestii. Takie podziały wykluczają przypadkowych odbiorców i sprawiają, że łatwiej w zalewie książek znaleźć to, co akurat potrzebne. Alicja Rokicka decyduje się na aż dwa kwalifikatory, przygotowując swój zbiór przepisów. Pierwszy stanowi Italia - włoskie smaki to coś, co ta autorka pragnie przybliżyć czytelnikom. Drugi - to kuchnia wegańska. Autorka postanawia obalić mit, że włoska kuchnia nie istnieje bez mięsa czy sera. Gromadzi mnóstwo przepisów, które zapewnią odbiorcom wyjątkowe dania i doznania smakowe. Nie chodzi tu o przekonywanie czytelników do zmian w diecie: Alicja Rokicka nie zamierza prawić kazań i umoralniać odbiorców, wie, że każdy może sam decydować o tym, co je. Ona wybrała drogę bez produktów pochodzenia zwierzęcego - i do tej drogi dostosowuje podawane przepisy. Nikomu to nie powinno przeszkadzać. Co ciekawe, tytuł tomu, "Italia dla zielonych", sugeruje jeszcze, że nie trzeba być wybitnym fachowcem w kwestiach gotowania, żeby poradzić sobie z przyrządzaniem dań. Rzeczywiście Rokicka prowadzi czytelników dość pewnie, towarzyszy im przy gotowaniu, czasami do opisów dodaje drobne przestrogi albo upomnienia, które bardzo ubarwiają zwyczajne polecenia. Tłumaczy, co robić, a czego nie robić, jaki efekt powinno się uzyskać, a także - jak go modyfikować. Podpowiada tym mniej pewnym siebie, jak działać - i to na pewno spodoba się początkującym.
Tematy włoskie objawiają się w charakterystycznych deserach i - oczywiście - w makaronach. Jednak autorka na tym nie poprzestaje. Wprowadza i rozdział z przystawkami, i osobne miejsce na zupy i sałatki, podaje przepisy na "duże" dania, na pizze, placki i zapiekanki, a także na wykorzystywanie warzyw sezonowych. Zaskoczeniem dla czytelników może być rozdział dotyczący włoskiego street foodu. "Ta książka jest pełna glutenu, oliwy i miłości" głosi jeden ze wstępnych napisów. Dodatkowo jest w niej mnóstwo zdjęć i sporo komentarzy na temat włoskiej kultury jedzenia. Alicja Rokicka dzieli się swoimi odkryciami. Każdy rozdział opatruje rozbudowanym wstępem, w którym zamieszcza urozmaicone obserwacje na temat włoskich kulinarnych zwyczajów - wprowadza w temat i zachęca do próbowania. Nie poprzestaje jednak na tym - i całe szczęście, bo jej narracja wciąga. Rokicka przenosi też część objaśnień do samych przepisów: kiedy pojawia się kolejna propozycja dania, autorka przygotowuje do niej rozbudowane (jak na książki kulinarne) wprowadzenie, już kojarzone z konkretną potrawą. Dzięki temu można przedłużyć lekturową przyjemność, a także znaleźć coś dla siebie. "Italia dla zielonych" to zatem książka mocno nastawiona na odbiorców ceniących sobie smakowe lektury. Można tu znaleźć wiele inspiracji i podpowiedzi co do kulinarnych urozmaiceń, można też zainteresować się możliwościami, jakie zapewnia kuchnia wege. Alicja Rokicka dobrze wprowadza czytelników w to zagadnienie.
Smaki bezmięsne
Rynek książek kulinarnych rozwija się prężnie - bardzo często przechodzą do klasycznych publikacji papierowych autorzy blogów, którzy już zdobyli popularność i mają swoje wierne grono odbiorców. Co ważne, publikacje są nie tylko wydawane albumowo, ale i tematyzowane - tak, żeby bez problemu trafić do interesujących kwestii. Takie podziały wykluczają przypadkowych odbiorców i sprawiają, że łatwiej w zalewie książek znaleźć to, co akurat potrzebne. Alicja Rokicka decyduje się na aż dwa kwalifikatory, przygotowując swój zbiór przepisów. Pierwszy stanowi Italia - włoskie smaki to coś, co ta autorka pragnie przybliżyć czytelnikom. Drugi - to kuchnia wegańska. Autorka postanawia obalić mit, że włoska kuchnia nie istnieje bez mięsa czy sera. Gromadzi mnóstwo przepisów, które zapewnią odbiorcom wyjątkowe dania i doznania smakowe. Nie chodzi tu o przekonywanie czytelników do zmian w diecie: Alicja Rokicka nie zamierza prawić kazań i umoralniać odbiorców, wie, że każdy może sam decydować o tym, co je. Ona wybrała drogę bez produktów pochodzenia zwierzęcego - i do tej drogi dostosowuje podawane przepisy. Nikomu to nie powinno przeszkadzać. Co ciekawe, tytuł tomu, "Italia dla zielonych", sugeruje jeszcze, że nie trzeba być wybitnym fachowcem w kwestiach gotowania, żeby poradzić sobie z przyrządzaniem dań. Rzeczywiście Rokicka prowadzi czytelników dość pewnie, towarzyszy im przy gotowaniu, czasami do opisów dodaje drobne przestrogi albo upomnienia, które bardzo ubarwiają zwyczajne polecenia. Tłumaczy, co robić, a czego nie robić, jaki efekt powinno się uzyskać, a także - jak go modyfikować. Podpowiada tym mniej pewnym siebie, jak działać - i to na pewno spodoba się początkującym.
Tematy włoskie objawiają się w charakterystycznych deserach i - oczywiście - w makaronach. Jednak autorka na tym nie poprzestaje. Wprowadza i rozdział z przystawkami, i osobne miejsce na zupy i sałatki, podaje przepisy na "duże" dania, na pizze, placki i zapiekanki, a także na wykorzystywanie warzyw sezonowych. Zaskoczeniem dla czytelników może być rozdział dotyczący włoskiego street foodu. "Ta książka jest pełna glutenu, oliwy i miłości" głosi jeden ze wstępnych napisów. Dodatkowo jest w niej mnóstwo zdjęć i sporo komentarzy na temat włoskiej kultury jedzenia. Alicja Rokicka dzieli się swoimi odkryciami. Każdy rozdział opatruje rozbudowanym wstępem, w którym zamieszcza urozmaicone obserwacje na temat włoskich kulinarnych zwyczajów - wprowadza w temat i zachęca do próbowania. Nie poprzestaje jednak na tym - i całe szczęście, bo jej narracja wciąga. Rokicka przenosi też część objaśnień do samych przepisów: kiedy pojawia się kolejna propozycja dania, autorka przygotowuje do niej rozbudowane (jak na książki kulinarne) wprowadzenie, już kojarzone z konkretną potrawą. Dzięki temu można przedłużyć lekturową przyjemność, a także znaleźć coś dla siebie. "Italia dla zielonych" to zatem książka mocno nastawiona na odbiorców ceniących sobie smakowe lektury. Można tu znaleźć wiele inspiracji i podpowiedzi co do kulinarnych urozmaiceń, można też zainteresować się możliwościami, jakie zapewnia kuchnia wege. Alicja Rokicka dobrze wprowadza czytelników w to zagadnienie.
niedziela, 17 października 2021
Mateo Zielonka: Pastaman. Sztuka robienia makaronu krok po kroku
Buchmann, Warszawa 2021.
Makarony
Jest to książka, która zachwyci nie tylko łasuchów. Mateo Zielonka znany jako Pastaman dzieli się z czytelnikami swoim doświadczeniem w zakresie przyrządzania makaronu – oraz niebanalnych przepisów pozwalających wydobyć pełnię smaku z makaronowych dań. „Pastaman. Sztuka robienia makaronu krok po kroku” to książka albumowa, wypełniona atrakcyjnymi artystycznymi zdjęciami i pozwalająca na prześledzenie kolejnych etapów przygotowywania makaronu (nawet jeśli jakieś zajęcie nie wydaje się specjalnie atrakcyjne wizualnie, tutaj funkcjonuje jako ozdobnik). Fotografie zresztą często przykuwają wzrok i budzą ciekawość, jak zrobić konkretny rodzaj makaronu, który będzie też ozdobą na talerzu. Pastaman wie o makaronach wszystko i jeśli ktoś zamierza rzeczywiście dobrze nauczyć się przyrządzać takie dania – powinien książkę „Pastaman” mieć zawsze pod ręką.
Autor podpowiada, jak dobrze ugotować makaron i jak go przygotować, żeby nie być skazanym na dostępne w sklepach produkty. Zdradza rozmaite sztuczki (w jaki sposób nadać makaronowi piękny złoty kolor i jakiej mąki użyć, żeby wszystko się udało), wyznacza nawet odpowiednią długość makaronowych wstążek (przy czym pozostawia oczywiście czytelnikom margines swobody, jednak dzieli się własnymi odkryciami, żeby mniej wprawni w temacie mogli skorzystać). Są tu makarony kolorowe, wykorzystujące naturalne barwniki – szpinak, sok z buraków czy atrament kałamarnicy. Są makarony efektowne: w kropki czy w paski. Są makarony o przeróżnych kształtach: nie tylko wstążki, zresztą – poszczególne rodzaje makaronów stanowią kolejne działy tej publikacji. Autor podpowiada, jak sklejać lub wycinać maleńkie kształty, które na pewno zrobią wrażenie na gościach, a do tego pozwolą w pełni wydobyć smaki sosów.
Nie tylko o makaronach jest ta książka, chociaż Mateo Zielonka faktycznie pokazuje, jak sobie z nimi poradzić – i nawet najmniej wprawni w sztuce gotowania będą mogli skorzystać ze wskazówek. Pojawiają się tu liczne przepisy, które pozwalają docenić bogactwo makaronowych smaków: autor gromadzi mnóstwo interesujących potraw i sosów, tak, żeby jeszcze bardziej zachęcić czytelników do poszukiwania ulubionego makaronu. Proponuje kulinarną tematyzowaną książkę (w której tylko parę razy makarony zamienią się niemal w pierożki) pozwalającą pokochać wszelkiego rodzaju pasty. W przepisach zwraca uwagę na dokładność opisów, dba o to, żeby nie pozostawiać wątpliwości co do kolejnych etapów działań: wie, że w szczegółach kryje się recepta na sukces. Po takiej lekturze odbiorcy nabiorą chęci, żeby próbować swoich sił w samodzielnym przyrządzaniu makaronu, nawet jeśli wcześniej wydawało im się to zadaniem wykraczającym poza możliwości. Mateo Zielonka nie chce proponować bezdusznego zestawu przepisów: każdy opatruje drobnym komentarzem, dodatkowo jeszcze we wstępach do kolejnych części dzieli się informacjami na temat konkretnych rodzajów makaronu. Przypomina, co decyduje o smaku i o wyglądzie, jaki rodzaj makaronu nadaje się do jakich sosów lub dodatków. Jeśli zatem testować nowe smaki i odkrywać uroki gotowania makaronu - to z najlepszym możliwym przewodnikiem.
Makarony
Jest to książka, która zachwyci nie tylko łasuchów. Mateo Zielonka znany jako Pastaman dzieli się z czytelnikami swoim doświadczeniem w zakresie przyrządzania makaronu – oraz niebanalnych przepisów pozwalających wydobyć pełnię smaku z makaronowych dań. „Pastaman. Sztuka robienia makaronu krok po kroku” to książka albumowa, wypełniona atrakcyjnymi artystycznymi zdjęciami i pozwalająca na prześledzenie kolejnych etapów przygotowywania makaronu (nawet jeśli jakieś zajęcie nie wydaje się specjalnie atrakcyjne wizualnie, tutaj funkcjonuje jako ozdobnik). Fotografie zresztą często przykuwają wzrok i budzą ciekawość, jak zrobić konkretny rodzaj makaronu, który będzie też ozdobą na talerzu. Pastaman wie o makaronach wszystko i jeśli ktoś zamierza rzeczywiście dobrze nauczyć się przyrządzać takie dania – powinien książkę „Pastaman” mieć zawsze pod ręką.
Autor podpowiada, jak dobrze ugotować makaron i jak go przygotować, żeby nie być skazanym na dostępne w sklepach produkty. Zdradza rozmaite sztuczki (w jaki sposób nadać makaronowi piękny złoty kolor i jakiej mąki użyć, żeby wszystko się udało), wyznacza nawet odpowiednią długość makaronowych wstążek (przy czym pozostawia oczywiście czytelnikom margines swobody, jednak dzieli się własnymi odkryciami, żeby mniej wprawni w temacie mogli skorzystać). Są tu makarony kolorowe, wykorzystujące naturalne barwniki – szpinak, sok z buraków czy atrament kałamarnicy. Są makarony efektowne: w kropki czy w paski. Są makarony o przeróżnych kształtach: nie tylko wstążki, zresztą – poszczególne rodzaje makaronów stanowią kolejne działy tej publikacji. Autor podpowiada, jak sklejać lub wycinać maleńkie kształty, które na pewno zrobią wrażenie na gościach, a do tego pozwolą w pełni wydobyć smaki sosów.
Nie tylko o makaronach jest ta książka, chociaż Mateo Zielonka faktycznie pokazuje, jak sobie z nimi poradzić – i nawet najmniej wprawni w sztuce gotowania będą mogli skorzystać ze wskazówek. Pojawiają się tu liczne przepisy, które pozwalają docenić bogactwo makaronowych smaków: autor gromadzi mnóstwo interesujących potraw i sosów, tak, żeby jeszcze bardziej zachęcić czytelników do poszukiwania ulubionego makaronu. Proponuje kulinarną tematyzowaną książkę (w której tylko parę razy makarony zamienią się niemal w pierożki) pozwalającą pokochać wszelkiego rodzaju pasty. W przepisach zwraca uwagę na dokładność opisów, dba o to, żeby nie pozostawiać wątpliwości co do kolejnych etapów działań: wie, że w szczegółach kryje się recepta na sukces. Po takiej lekturze odbiorcy nabiorą chęci, żeby próbować swoich sił w samodzielnym przyrządzaniu makaronu, nawet jeśli wcześniej wydawało im się to zadaniem wykraczającym poza możliwości. Mateo Zielonka nie chce proponować bezdusznego zestawu przepisów: każdy opatruje drobnym komentarzem, dodatkowo jeszcze we wstępach do kolejnych części dzieli się informacjami na temat konkretnych rodzajów makaronu. Przypomina, co decyduje o smaku i o wyglądzie, jaki rodzaj makaronu nadaje się do jakich sosów lub dodatków. Jeśli zatem testować nowe smaki i odkrywać uroki gotowania makaronu - to z najlepszym możliwym przewodnikiem.
niedziela, 3 października 2021
Kasia i Zosia Pilitowskie: Ziemniak
Buchmann, Warszawa 2021.
Potrawy
Na rynku książek kulinarnych znajdzie się miejsce na każdą propozycję, a od dłuższego czasu w tym nurcie znajdują się albo pozycje celebrytów i znanych kucharzy, albo - tomy tematyczne, poświęcone wybranemu zagadnieniu. Nie inaczej jest w przypadku książki "Ziemniak" przygotowanej przez Kasię i Zosię Pilitowskie, czyli matkę i córkę prowadzące bar śniadaniowy w Krakowie. Wprawdzie ziemniaki ze śniadaniem kojarzą się raczej niespecjalnie, ale autorki z zadaniem radzą sobie bez zarzutu: gromadzą przepisy, przeprowadzają wirtualne podróże po świecie, a nawet wypytują różnych znajomych i kolegów po fachu o ulubione dania z ziemniaków. Dzielą się fascynacją, która po lekturze wyda się odbiorcom zrozumiała. Każdy znajdzie tu coś do przetestowania niemal obowiązkowego - nie tylko po to, żeby urozmaicić codzienne posiłki, ale też dla sprawdzenia podpowiedzi i przepisów. Autorki drwią sobie z obowiązkowego niemal polecenia dla niejadków "zjedz mięsko, ziemniaczki zostaw" - dla nich ziemniaki to najlepsza część dania i są w stanie przekonać do tego czytelników.
Zaczyna się od podstaw absolutnych, czyli ziemniaków jako dodatku do potraw, przyrządzanego na różne sposoby: nie tylko puree i frytki są do wyboru. Dalej przychodzi czas na rozmaite rodzaje klusek, knedli i kopytek. Kolejnym krokiem stają się różne wersje placków ziemniaczanych - na słono i na słodko - oraz kotlecików. Tu znalazło się też miejsce na rozmaite kanapki z ziemniakami. Nie zabraknie przepisów na zapiekanki, na eintopfy, ziemniaki w zupach i w pierogach, ziemniaki w chlebie i z kapustą. Nawet desery z ziemniaków się tu pojawią. Co ciekawe, autorki, które przygotowywały część książki w pandemii, musiały zadowolić się wirtualnymi podróżami, chociaż w planach miały zdobywanie informacji podczas wypraw do różnych krajów. Ślady międzykulturowych fascynacji ziemniakami wprowadzają do jednego rozdziału - a przecież w całej książce rozsiane są przepisy czy to z różnych regionów Polski, czy z różnych stron świata.
Każda rozkładówka zawiera zestaw składników, artystyczną fotografię oraz sposób przyrządzania potrawy podany tak, by odbiorcy nie mieli żadnych wątpliwości co do kolejności zadań. Ale co pewien czas autorki sięgają albo do własnych wspomnień i spostrzeżeń, albo do uwag, które pozwolą zainteresować się potrawą. Uruchamiają emocje, korzystają z okazji do opowiedzenia czegoś bardziej osobistego, przypominają, że jedzenie może działać na nastrój i budować wspomnienia. Dzięki tym wskazówkom jest to książka, która może się spodobać szerokiemu gronu odbiorców.
Ziemniak jest tu najważniejszy, Kasia i Zosia Pilitowskie nie mają co do tego wątpliwości. Nie muszą zatem dodatkowo udziwniać potraw, nie szukają egzotyki albo nawiązywania do modnych diet - nie interesuje ich wpisywanie się w popularne nurty. Chcą wypracować własną modę, modę na ziemniaki - i przekonują czytelników, że w tej kwestii mają coś wartościowego do powiedzenia.
Potrawy
Na rynku książek kulinarnych znajdzie się miejsce na każdą propozycję, a od dłuższego czasu w tym nurcie znajdują się albo pozycje celebrytów i znanych kucharzy, albo - tomy tematyczne, poświęcone wybranemu zagadnieniu. Nie inaczej jest w przypadku książki "Ziemniak" przygotowanej przez Kasię i Zosię Pilitowskie, czyli matkę i córkę prowadzące bar śniadaniowy w Krakowie. Wprawdzie ziemniaki ze śniadaniem kojarzą się raczej niespecjalnie, ale autorki z zadaniem radzą sobie bez zarzutu: gromadzą przepisy, przeprowadzają wirtualne podróże po świecie, a nawet wypytują różnych znajomych i kolegów po fachu o ulubione dania z ziemniaków. Dzielą się fascynacją, która po lekturze wyda się odbiorcom zrozumiała. Każdy znajdzie tu coś do przetestowania niemal obowiązkowego - nie tylko po to, żeby urozmaicić codzienne posiłki, ale też dla sprawdzenia podpowiedzi i przepisów. Autorki drwią sobie z obowiązkowego niemal polecenia dla niejadków "zjedz mięsko, ziemniaczki zostaw" - dla nich ziemniaki to najlepsza część dania i są w stanie przekonać do tego czytelników.
Zaczyna się od podstaw absolutnych, czyli ziemniaków jako dodatku do potraw, przyrządzanego na różne sposoby: nie tylko puree i frytki są do wyboru. Dalej przychodzi czas na rozmaite rodzaje klusek, knedli i kopytek. Kolejnym krokiem stają się różne wersje placków ziemniaczanych - na słono i na słodko - oraz kotlecików. Tu znalazło się też miejsce na rozmaite kanapki z ziemniakami. Nie zabraknie przepisów na zapiekanki, na eintopfy, ziemniaki w zupach i w pierogach, ziemniaki w chlebie i z kapustą. Nawet desery z ziemniaków się tu pojawią. Co ciekawe, autorki, które przygotowywały część książki w pandemii, musiały zadowolić się wirtualnymi podróżami, chociaż w planach miały zdobywanie informacji podczas wypraw do różnych krajów. Ślady międzykulturowych fascynacji ziemniakami wprowadzają do jednego rozdziału - a przecież w całej książce rozsiane są przepisy czy to z różnych regionów Polski, czy z różnych stron świata.
Każda rozkładówka zawiera zestaw składników, artystyczną fotografię oraz sposób przyrządzania potrawy podany tak, by odbiorcy nie mieli żadnych wątpliwości co do kolejności zadań. Ale co pewien czas autorki sięgają albo do własnych wspomnień i spostrzeżeń, albo do uwag, które pozwolą zainteresować się potrawą. Uruchamiają emocje, korzystają z okazji do opowiedzenia czegoś bardziej osobistego, przypominają, że jedzenie może działać na nastrój i budować wspomnienia. Dzięki tym wskazówkom jest to książka, która może się spodobać szerokiemu gronu odbiorców.
Ziemniak jest tu najważniejszy, Kasia i Zosia Pilitowskie nie mają co do tego wątpliwości. Nie muszą zatem dodatkowo udziwniać potraw, nie szukają egzotyki albo nawiązywania do modnych diet - nie interesuje ich wpisywanie się w popularne nurty. Chcą wypracować własną modę, modę na ziemniaki - i przekonują czytelników, że w tej kwestii mają coś wartościowego do powiedzenia.
Subskrybuj:
Posty (Atom)