czwartek, 26 lutego 2015

Gdzie to słońce?

Witam!!!

 Właśnie gdzie to słońce?
 I nie chodzi mi o to na niebie, bo tego mamy jak na luty pod dostatkiem, tylko powiada się, że po burzy zawsze wychodzi słońce.
 A u mnie nadal same kłopoty, jakoś po tym porodzie nie mogę dojść do siebie.
 W sobotę będąc sama z  Miłoszem i Majką straciłam przytomność, dobrze że w takich sytuacjach Maja wie jak się zachować, zadzwoniła po męża, który na szczęście był nie daleko, gdy się ocknęłam czułam się fatalnie, wręcz nie było kontaktu ze mną, mąż zadzwonił na pogotowie zorientować się co mamy robić i tam jak usłyszeli utrata przytomności odrazu powiedzieli, że wysyłają karetkę, ta zjawiła się w ciągu 5 minut, zaczęli mnie pytać, mierzyć ciśnienie, a ja widziałam ich ale rozmazanych a słowa nie mogłam wydobyć, nawet podnieść się nie mogłam, usłyszałam że mnie szybko muszą zabrać do szpitala.
 Gdy znalazłam się w karetce, na sygnale, to tam kroplówka, wenflon, zastrzyk, a mnie zamiast lepiej to gorzej, ratownik mówi szybciej żebyśmy jechali, to wiecie przed oczami miałam tylko taką myśl, że nie pożegnałam się z dziećmi, dosłownie miałam wrażenie, że prędko ich nie zobaczę, czy wogóle ich zobaczę. Na izbie szybko badania, kolejna kroplówka, niby coś lepiej, ale i tak świat mi wirował, po badaniach pan doktor przyszedł i powiedział, "dziwię się że pani jeszcze żyję" zostajemy w szpitalu, jest pani bardzo zanemizowana, ale muszę panią wysłać na konsultację ginekologiczną, tam dowiedziałam się, że powinni mi przetoczyć krew, ale po długich rozmowach, stwierdziłam, że narazie się nie zgadzam, bo skutki są też nie ciekawe, i uznałam niech mnie jeszcze trochę na sorze poszprycują i umocnią kroplówkami, oczywiście lekarz się zbulwersował jak to powiedziałam, coś mówił że w każdej chwili mogę umrzeć, a ja tylko myślałam żeby być blisko dzieciaków. I tak wyszłam do domu na własne żądanie. Wczoraj była u mnie lekarka i dopiero zdałam sobie sprawę, że ze mną naprawdę jest źle, ona stwierdziła, że raz miała pacjenta nawet trochę z lepszymi badaniami i wysłała go na oiom, także sprawa jest dość poważna, ale mam nadzieję że nie beznadziejna i że jakoś wyjdę z tego, dlatego zniknę na chwilę ze świata blogowego, mam nadzieję że do Was wrócę.......

Pozdrawiam
Iza

wtorek, 17 lutego 2015

Kącik Miłoszka

Witam!

Miał być post o Walentynkach i o motywie serduszek w moim domu, ale okazało się, że jestem uzależniona od tego motywu i po robieniu 23 zdjęcia kolejnego serduszka zrezygnowałam, może kiedyś wrócę do tego tematu.

Dziś będzie o kąciku Miłosza, narazie jest wygospodarowany w naszej sypialni,dość skromny i już obawiam się gdzie pomieści te zabawki, które powoli zaczynają się pojawiać. Oczywiście drugie dziecko moim zdaniem ma gorzej, bo odziedzicza coś po poprzednim, i nasz Miłosz odziedziczył łóżeczko które pomalowaliśmy na biało, wózek, kojec, i wiele innych rzeczy.

Do końca nie jest jeszcze ukończony, planuję tak modną ostatnio drabinkę i do niej cotton ball, pewnie dawno bym zamówiła, ale nie wiem jakie kolory, może coś doradzicie? , bo większość z Was już posiada, co wybrać, bo ja mam mętlik w głowie?

Rzeczy szyciowe wyszły z rąk Ewy, która naprawdę szyje fantastycznie i można wszystko z nią uzgodnić, wspaniała kobitka, co tu dużo mówić.

A to główny bohater w swoim królestwie :)











Królik tilda pochodzi z bloga  http://www.bigheartmade.blogspot.com/



A to moje dwa skarby najukochańsze :)


W Walentynki świętowaliśmy 30 mojego męża, niestety poszłam na łatwiznę, z racji, że jeszcze nie najlepiej się czuję, tort zamówiliśmy w cukierni, prawdopodobnie przepyszny, niestety ja nie spróbowałam, z wiadomych względów.



Dziś uzbierało się dużo zdjęć, nic zmykam na spacer z moimi szkrabami, bo pogoda przepiękna :)

Pozdrawiam
Iza

niedziela, 8 lutego 2015

Witam!

 Na samym początku dziękujemy za gratulacje!!! 
Obiecałam sobie, jeszcze przed narodzinami synka, że po jego urodzeniu, nadal będę pojawiać się na blogu, i robić rzeczy które kocham, no niestety zorganizowanie się jest ciężkie, mimo niemowlaka, który tylko je i śpi, nie mam czasu na zmiany.
 Ostatnie dni były bardzo cięzkie, a to za sprawą, że mój poród był wyśmienity i każdej kobiecie życzę takiego, to pojawiły się komplikacje po, w domu dostałam krwotoku i znalazłam się w szpitalu, bez Miłoszka, okazało się że została część łożyska i trzeba zrobić zabieg, w szpitalu byłam dwa dni, aż dwa dni, tęskniłam za małym, za Majką, w domu sobie poradzili, naszczęście ubłagałam lekarzy, żeby szybko wyjść. Czułam się fatalnie i fizycznie i psychicznie, nie życzę nikomu, tego. Jestem już w domu, nadal się "cyckujemy", mimo mojego antybiotyku, bo szczerze najbardziej się bałam, że będę musiała przejść na mleko zastępcze, które Miłoszek nawet polubił przez te dwa dni. 

A tak na przekór tego co za oknem, choć ja zimę bardzo lubię :)
To już również myślę o wiośnie, i o dziwo o nowych skorupach,jak i o nowych ciuchach :)




Pozdrawiam
Iza