Właśnie gdzie to słońce?
I nie chodzi mi o to na niebie, bo tego mamy jak na luty pod dostatkiem, tylko powiada się, że po burzy zawsze wychodzi słońce.
A u mnie nadal same kłopoty, jakoś po tym porodzie nie mogę dojść do siebie.
W sobotę będąc sama z Miłoszem i Majką straciłam przytomność, dobrze że w takich sytuacjach Maja wie jak się zachować, zadzwoniła po męża, który na szczęście był nie daleko, gdy się ocknęłam czułam się fatalnie, wręcz nie było kontaktu ze mną, mąż zadzwonił na pogotowie zorientować się co mamy robić i tam jak usłyszeli utrata przytomności odrazu powiedzieli, że wysyłają karetkę, ta zjawiła się w ciągu 5 minut, zaczęli mnie pytać, mierzyć ciśnienie, a ja widziałam ich ale rozmazanych a słowa nie mogłam wydobyć, nawet podnieść się nie mogłam, usłyszałam że mnie szybko muszą zabrać do szpitala.
Gdy znalazłam się w karetce, na sygnale, to tam kroplówka, wenflon, zastrzyk, a mnie zamiast lepiej to gorzej, ratownik mówi szybciej żebyśmy jechali, to wiecie przed oczami miałam tylko taką myśl, że nie pożegnałam się z dziećmi, dosłownie miałam wrażenie, że prędko ich nie zobaczę, czy wogóle ich zobaczę. Na izbie szybko badania, kolejna kroplówka, niby coś lepiej, ale i tak świat mi wirował, po badaniach pan doktor przyszedł i powiedział, "dziwię się że pani jeszcze żyję" zostajemy w szpitalu, jest pani bardzo zanemizowana, ale muszę panią wysłać na konsultację ginekologiczną, tam dowiedziałam się, że powinni mi przetoczyć krew, ale po długich rozmowach, stwierdziłam, że narazie się nie zgadzam, bo skutki są też nie ciekawe, i uznałam niech mnie jeszcze trochę na sorze poszprycują i umocnią kroplówkami, oczywiście lekarz się zbulwersował jak to powiedziałam, coś mówił że w każdej chwili mogę umrzeć, a ja tylko myślałam żeby być blisko dzieciaków. I tak wyszłam do domu na własne żądanie. Wczoraj była u mnie lekarka i dopiero zdałam sobie sprawę, że ze mną naprawdę jest źle, ona stwierdziła, że raz miała pacjenta nawet trochę z lepszymi badaniami i wysłała go na oiom, także sprawa jest dość poważna, ale mam nadzieję że nie beznadziejna i że jakoś wyjdę z tego, dlatego zniknę na chwilę ze świata blogowego, mam nadzieję że do Was wrócę.......
Pozdrawiam
Iza