Mój blog obchodzi pierwsze urodziny.
Tymczasem Krzysztof Koziołek ma za sobą już 10 lat pracy twórczej.
Z tej okazji porozmawiam z nim o pasji pisania i jego książkach.
Pisarz zadebiutował w
2007 r. powieścią sensacyjną "Droga bez
powrotu", w 2009 r. wydał kryminał skandynawski "Święta
tajemnica" (nominowany do Lubuskiego Wawrzynu Literackiego), w
2010 r. ukazała się powieść sensacyjno-przygodowa "Miecz
zdrady". Za tę ostatnią autor został zgłoszony do Paszportu
Polityki 2010 i nominowany do Lubuskiego Wawrzynu Literackiego.
W
2011 roku Krzysztof Koziołek otrzymał Lubuską Nagrodę Literacką
dla najbardziej obiecującego lubuskiego pisarza. W 2016 roku jego
kryminał retro "Furia rodzi się w Sławie" został
nominowany do nagrody Kryminalna Piła za najlepszy polski kryminał
miejski.
 |
źródło: krzysztofkoziolek.pl |
Co skłoniło Cię do sięgnięcia
po pióro?
Przypadek. Naprawdę! Nigdy nie
planowałem, żeby być pisarzem, a tym bardziej o tym nie marzyłem.
Wyszło przypadkowo… Pracowałem już kilka lat jako dziennikarz
prasowy, a było to jeszcze w czasach, kiedy dziennikarze musieli
umieć samodzielnie myśleć, poprawnie pisać po polsku i do tego
jeszcze być kreatywnymi. Jak wygląda to dzisiaj, widać gołym
okiem... Wracając do tematu: pracowałem na co dzień słowem
pisanym i pewnego razu pomyślało mi się, a co by było, gdyby w
pewnej kamienicy przy ulicy Szkolnej w Nowej Soli zamordowano młodą
kobietę, a wmieszana w to byłaby miejscowa policja. Potem pojawiły
się pomysły na inne sceny i niedługo później postanowiłem
zrobić z nich coś większego. I tak powstała debiutancka „Droga
bez powrotu”.
Dlaczego właśnie kryminały?
Dlatego, że inaczej być nie mogło!
(śmiech) Już w szkole podstawowej zaczytywałem się powieściami
sensacyjnymi, przygodowymi i kryminałami. Można powiedzieć, że
nasiąknąłem tego typu literaturą i naturalną koleją rzeczy, gdy
sam zacząłem pisać, sięgnąłem po ten właśnie gatunek.
Alternatywa mogłaby być tylko jedna: science fiction, bo te klimaty
też uwielbiam.
Widać to chociażby w „Będę Cię
szukał, aż Cię odnajdę”, w którym odważnie łączysz te dwa
gatunki literackie. Co na to Twoi czytelnicy?
Moi czytelnicy ogromnie mnie
zaskoczyli, okazało się bowiem, że ta powieść nie dość, że
bardzo przypadła im do gustu, to jeszcze dopytują, kiedy ukażą
się kolejne części (śmiech). Tutaj wyjaśnię, że całość
pomyślana jest jako trylogia. Popularność pierwszej części mile
mnie zaskoczyła, podobnie jak sprzedaż, bo jest to jedna z moich
najlepiej sprzedających się książek, mimo że premiera nie była
wspomagana żadną wielką kampanią marketingową. Dla mnie to
zresztą dowód, że w przygodach głównych bohaterów tej serii
tkwi ogromny potencjał, wciąż nie do końca wykorzystany. Inna
rzecz, że powieść spodobała się zarówno dorosłym czytelnikom,
jak i młodzieży, pewnie za sprawą Wally’ego i Kesji,
osiemnastolatków z pewnym bardzo specyficznym bagażem doświadczeń.
Cieszy mnie to tym bardziej, że „Będę Cię szukał, aż Cię
odnajdę” łączy w sobie elementy thrillera i powieści
sensacyjnej z science fiction, co na polskim rynku raczej zbyt
popularne nie jest. Mam nadzieję taki stan rzeczy nieco zmienić
(śmiech).
Który moment w procesie twórczym
lubisz najbardziej?
Ten dzień, w którym, po kilku
miesiącach zbierania materiałów do powieści i układania jej
konspektu, mogę wreszcie usiąść do, jak to nazywam, pracy
właściwej, czyli tworzenia poszczególnych scen. Co ciekawe, ten
drugi etap zabiera znacznie mniej czasu niż pierwszy, popularnie
nazywany z angielskiego researchem. Największa dysproporcja między
tymi częściami jest w przypadku kryminałów retro: zbieranie
materiałów to 90, a nawet 95 procent czasu poświęconego na
powieść, samo jej napisanie to już tylko położenie wisienki na
torcie.
Co Cię inspiruje?
Życie! (śmiech). Mówię poważnie,
nie żartuję! Jestem typem obserwatora, który dostrzega wiele
rzeczy, na jakie inni nie zwracają nawet uwagi. To też efekt
długoletniej pracy dziennikarskiej. Pewnie między innymi z tego
powodu w przypadku kilku książek miałem już takie historie, że
to, co sobie wymyśliłem, potem prawdziwe życie realizowało
naprawdę.
Jakiś przykład?
„Operacja Aksamit” to political
fiction, w którym jednym z kluczowych elementów są dokumenty
kompromitujące najważniejsze postacie polskiej polityki, zebrane
jeszcze w czasach PRL. Wyobraź sobie moje zdziwienie, kiedy dwa
tygodnie po napisaniu powieści wybuchła afera z „szafą
Kiszczaka”, w której znaleziono właśnie takie „haki”. Gdy
się o tym dowiedziałem, mało z krzesła nie spadłem (śmiech).
Kolejny raz okazało się, że moja wyobraźnia wyprzedza o kilka
kroków rzeczywistość. Pamiętam też, że po premierze tej książki
jeden z dziennikarzy w swoim artykule stwierdził, że pisząc taką
powieść musiałem opierać się na informatorach ze służb
specjalnych, bo bez nich nie byłbym w stanie dotrzeć do takich
danych. Szpicla w służbach nie mam ani jednego, opieram się
jedynie na wyobraźni i umiejętności dostrzegania informacji tam,
gdzie inni widzą tylko zlepek pozornie nic nieznaczących
wiadomości.
Czy masz autora, którego nazwałbyś
swoim guru?
Alistair MacLean, ten od „Dział
Nawarony” i „Tylko dla orłów”. Zaczytuję się też starymi
kryminałami: Raymonda Chandlera, Rossa MacDonalda, Dashiella
Hammetta i Agaty Christie. Po współczesne kryminały sięgam
sporadycznie, zbyt często mam bowiem wrażenie, że zostały
napisane nie po to, aby wciągnąć czytelnika w wir akcji, tylko aby
wyjąć trochę grosza z jego portfela.
Jako self-publisher możesz
eksperymentować, nikt nie stawia Ci ograniczeń literackich. Czy
zgodziłbyś się z tym?
Najpierw małe wyjaśnienie: działam
jako self-publisher, ale książki wydaję we własnym wydawnictwie,
każda jest profesjonalnie przygotowana do druku. Podkreślam ten
fakt, bo wiele osób kojarzy self-publishing ze wrzucaniem „surowej”
elektronicznej książki bez redakcji i porządnej korekty. Wydawanie
książek we własnym wydawnictwie ma wiele plusów i minusów. Na
pewno nie muszę spełniać niczyich „koncertów życzeń”, ale
to też nie oznacza, że jestem całkowicie wolny. Tak się składa,
że książki to taki sam towar, jak bułki, proszki do prania i
samochody: żeby je sprzedać, trzeba znaleźć kupców. Duże domy
mediowe mają pieniądze na wielkie kampanie marketingowe, a wtedy
nawet największy gniot może uzyskać status bestsellera. W starciu
z takimi Goliatami mogę konkurować jedynie jakością towaru, czyli
powieści. Siłą rzeczy muszę się więc rozwijać i starać się
być coraz lepszym, aby ci czytelnicy, którzy gdzieś w czeluściach
sieci się o mnie dowiedzą i sięgną po moją książkę, zechcieli
do mnie wrócić.
Jakie są Twoje najbliższe plany
zawodowe?
Maj to zwyczajowo seria wyjazdów na
spotkania autorskie do bibliotek w całej Polsce, odwiedzę też
Targi Książki w Warszawie. W połowie czerwca ukazuje się „Wzgórze
Piastów”, czyli kryminał retro będący kontynuacją wydanych
wcześniej dwóch powieści: „Furia rodzi się w Sławie” i „Góra
Synaj”. Akurat ta książka ukaże się w wydawnictwie Akurat
będącym częścią Muzy. Jesienią we własnym wydawnictwie
Manufaktura Tekstów planuję wydać thriller „Nie pozwól mi
umrzeć”. A przez te wszystkie miesiące będę próbował
znajdować czas na to, aby pisać „Będę Cię szukał, aż Cię
pokocham”, czyli kontynuację „Będę Cię szukał, aż Cię
odnajdę”. Oś fabuły już jest gotowa, teraz czeka mnie research.
Szczegółów dotyczących akcji na razie nie ujawniam, ale moich
fanów mogę zapewnić, że będzie się działo nie mniej, niż w
pierwszej części (śmiech). Niech też nikogo nie zwiedzie niewinny
tytuł: to nie będzie romans, tylko – znów – połączenie
thrillera z science fiction, chociaż… Tak się zastanawiam… Mogę
chyba zdradzić, że akurat w tej książce znajdzie się sporo
miejsca na warstwę obyczajową a nawet, jak to się dziś modnie
określa: solidną porcję erotyki. Uprzedzając pytanie, czy to
odpowiedź na zapotrzebowanie rynku: nie. Po pierwsze, to odpowiedź
na prośby moich czytelniczek, które już od dawna zachęcają mnie
do tego, aby znaleźć miejsce na wątki obyczajowe. Po drugie, już
podczas pisania pierwszej części serii pojawił się pomysł, aby w
drugiej aspekt sensacyjny i science fiction wzbogacić o perturbacje
miłosne (śmiech). Jak poważne będą? Nie zdradzę, mogę tylko
podpowiedzieć, że domyślać się tego można po tytule trzeciej
części: „Będę Cię szukał, aż Cię zabiję”.
Dziękuję za rozmowę!
Autor ma na koncie 13 wydanych powieści, kolejne
są w przygotowaniu.
To może zgłoszę się do rozdania. :)
Chciałabym przeczytać tę książkę, bo już nie pamiętam kiedy ostatnio czytałam kryminał retro. Jestem bardzo jej ciekawa i coś czuję, że wpasowuje się w mój czytelniczy gust. :) Bloga obserwuję, bo lubię czytać opinie o książkach, lubię odkrywać nowe tytuły, a do tego dobrze czyta mi się Twoje posty no i masz świetne tło bloga. :D