Zdałam sobie sprawę, że już prawie wszystkie rzeczy mi się rozeszły, więc wpadłam w wir pracy. Dosłownie wir, bo ja nie umiem tak powoli, pomalutku, po troszku. Od razu pół hurt.
Lala jest, jak to Ziem ujął. Skończyły mi się różowe włosy!!!! Szukam po ciuszkach tanich czegoś w tym rodzaju, ale bida. W sumie złote włosy też się skończyły. Lale z dziecięcych i młodzieżowych podkoszulków, sweterków, spódniczek, legginsów, whatever
Konik dla M - z powłoczki na poduszkę :)
A to portfelik dla Fra. Sam zaprojektował i suszył mi głowę przez dwa dni, w końcu uszyłam i wyszedł nieźle. Jeszcze dopracuję szczegóły, poszukam krótkich suwaków (bo ten wypruliśmy ze starej bluzy) i zaczynam pół hurt.
Koty w paski. Jeden dla M, ponieważ udał się i wszystkim się podoba, to uszyłam jeszcze dwa. Czarno-białe legginsy i żółtawy podkoszulek.
Ślimaczki, czerwony z chłopięcej bluzy, zielony z damskiego sweterka. Lubiłam ten sweterek, ale szarpnęłam kiedyś nim zbyt mocno (nie mam lekkiej reki, oj nie) i się popruł dziadyga przy dekolcie. Najpierw miałam pomysł, żeby to poprucie zamaskować czymś, ale nie za bardzo wiedziałam czym, no bo wszelkie aplikacje i koraliki są nie w moim guście. Później miałam go wyrzucić, ale było mi szkoda, to wylądował w kartonie z ciuchami do przeróbek i doczekał się na swoją kolej (nawet dosłownie, bo jakieś tory tam w tle widać) :)
Aranżacje wyrobów zrobił Ziem. On jeszcze na razie chociaż trochę mi pomaga. No i nie mówi za dużo, więc nie mamrocze przy tym pod nosem jak bracia (przypominam: zrobiłaś sobie z dzieci niewolników itd)
Idę się delektować chwilą ciszy, zanim się niektórzy obudzą a pozostali wrócą z placówek edukacyjnych, a jeszcze inni przypomną sobie że są głodni, a jeden stwierdzi, że czas na spacer. Mi vida.