idzie nowe...
....z tego całego zamieszania i przewodniego tematu noworocznych postanowień, podsumowań, planów, huku petard, fajerwerków, kapiszonów i zaskakujących wybuchów w najmniej oczekiwanych momentach lubię tę chwilę tuż po...
pierwszy dzień nowego roku, kolejny dzień, podobny do poprzednich i tych co nastaną, ale jednak z małą zmianę, bo to jednak kolejny rok odchodzi i.. idzie nowe! niby taki banał, ale... cieszę się cholernie, że już koniec tego starego, bo bardzo trudny był dla mnie, ważny zapewne, ale przede wszystkim bardzo bardzo trudny, momentami był wręcz nie do zniesienia i wiele ode mnie zaczął wymagać... wybierałam wyjścia zgodnie ze swoim sercem, sumieniem, z podszeptami intuicji i nauczyłam się strasznie dużo o innych ludziach, rozprawiłam się ze swoją naiwnością, ideałami, nauczyłam się też i to chyba najwięcej o sobie samej... i dziś wiem mniej niż kiedyś może, większe mam zawirowanie w głowie, ale chcę nowego, chcę zmian i widzę drogi, które mnie przyciągają i tęskni już moje serce do nich, wystarczy tylko zrobić krok, potem kolejny i iść... ale to, co najistotniejsze dowiedziałam się czego nie chcę i każdy kolejny krok to tylko potwierdzenia tego, co już wybrałam...chyba jednak nie obędzie się bez podsumowań,ale to zostawię sobie na zupełnie inny post!
tymczasem wracam do tych chwil, tuż po wielkim głośnym sylwestrze... ten pierwszy dzień stycznia (mojego miesiąca) to cisza, i poranny spacer w tej ciszy to jak plaster na stłuczone kolano, zabrałam ze sobą Małą Dziewczynkę i maszerowałyśmy same przez nasze miasto, przez nasz park i było magicznie, jakbyśmy były tylko my, mgła, i nic poza tym...
pierwszy dzień nowego roku, kolejny dzień, podobny do poprzednich i tych co nastaną, ale jednak z małą zmianę, bo to jednak kolejny rok odchodzi i.. idzie nowe! niby taki banał, ale... cieszę się cholernie, że już koniec tego starego, bo bardzo trudny był dla mnie, ważny zapewne, ale przede wszystkim bardzo bardzo trudny, momentami był wręcz nie do zniesienia i wiele ode mnie zaczął wymagać... wybierałam wyjścia zgodnie ze swoim sercem, sumieniem, z podszeptami intuicji i nauczyłam się strasznie dużo o innych ludziach, rozprawiłam się ze swoją naiwnością, ideałami, nauczyłam się też i to chyba najwięcej o sobie samej... i dziś wiem mniej niż kiedyś może, większe mam zawirowanie w głowie, ale chcę nowego, chcę zmian i widzę drogi, które mnie przyciągają i tęskni już moje serce do nich, wystarczy tylko zrobić krok, potem kolejny i iść... ale to, co najistotniejsze dowiedziałam się czego nie chcę i każdy kolejny krok to tylko potwierdzenia tego, co już wybrałam...chyba jednak nie obędzie się bez podsumowań,ale to zostawię sobie na zupełnie inny post!
tymczasem wracam do tych chwil, tuż po wielkim głośnym sylwestrze... ten pierwszy dzień stycznia (mojego miesiąca) to cisza, i poranny spacer w tej ciszy to jak plaster na stłuczone kolano, zabrałam ze sobą Małą Dziewczynkę i maszerowałyśmy same przez nasze miasto, przez nasz park i było magicznie, jakbyśmy były tylko my, mgła, i nic poza tym...
i nawet ja załapałam się na zdjęcia - autorka Mała Dziewczynka ;-)
wszystkiego, co dla Was najlepsze z okazji tego nowego...
d.
Wszystkiego najlepszego, Dorko!
OdpowiedzUsuńDziękuję, Tobie też Joasiu - samych dobroci ;-)
Usuń