18 lut 2023

Triumf śmierci Petera Bruegla


Od blisko roku Ukraina walczy w pełnowymiarowej wojnie wywołanej przez Rosję. To rok, w którym przyzwyczailiśmy nasze oczy, że najbardziej dramatyczne obrazy z przeszłości z łatwością, niemal niezauważalnie stają się częścią teraźniejszości. 

Życie w czasach pokoju w różnych okresach historii chyba zawsze wygląda inaczej.
 
Wojna i zniszczenie, które przynosi wygląda zawsze tak samo. 

Rozmyślam o obrazie Petera Bruegla, Triumf śmierci. To nie był w wizji Bruegla obraz odnoszący się do wojny. Tematem jest śmierć- w różnych kontekstach, ale zawsze zwycięska wobec ludzkich prób odszczepienia się od przemijalności i marności.

Ale jednak czy przypadkiem Bruegel nie myślał także o konfliktach, tych, które długimi dekadami przeszywały Europę w jego czasach? 

Te armie kościotrupów na obrazie - w walecznym porządku- skracają opowieść o wojennym rzemiośle do minimum. Te wojska są już uśmiercone. Są po tamtej stronie: idą z atakiem ze swego świata na świat jeszcze żywych. 

Gdzieś pomiędzy nimi - jest czas.

Wojna przybliża dwa porządki- żywych i umarłych.
Po prostu, życie i śmierć są tu tak blisko. Już nie mieszczą się w swoich wyodrębnionych miejscach. Kategorie się pomieszały i zagubieni ludzie mogą chyba niekiedy nawet zastanawiać się, do którego z porządków jeszcze należą.
 
W świecie śmierci nie zawsze udaje się dochować rytuałów świata żywych. 

Mieszkanka Buczy, o której niedawno oglądałam reportaż, przez 3 dni durnego XXI wieku musiała przez okno patrzeć na ciało swojej matki, leżące w ostatnim spazmie na ziemi, przed przydomowym ogródkiem. Każde spojrzenie przez okno było spojrzeniem przez śmierć: obdartą z godności, przywleczoną przez rosyjskich sołdatów jak dżuma.
Ktoś inny musiał kopać dół na własnym podwórku, tuż przed domem.
Gdzie indziej ziemia w lesie znów, jak dawno temu, napuchła, wzdęta jak chory brzuch. 

To wszystko jest przerażające. Nigdy nie przypuszczałam, że będę pisać o strzałach w tył głowy w czasie współczesnym. Że foliowe torebki mogą służyć do spętania rąk ofiar porzuconych w naprędce kopanych dołach w lesie. 

Porażający jest tytuł, który Bruegel nadal obrazowi. Niezależnie jak się wszystko potoczy, wojna i tak zdążyła zatriumfować. Triumfuje we rozpaczy. Triumfuje w strachu. 

Triumfuje także w kawałku metalu, obłej łusce, która  niedawno trzymałam w rękach, podczas gdy znajomy mówił, że to część pocisku, który zabił cztery osoby i ranił szesnaście, gdy upadł w sam środek koszarów wojskowych. Wojna triumfuje w huku i w pyle, triumfuje w tym chaosie, który wywołuje. 

Tak jest u Bruegla. To nie jest po prostu opowieść o śmierci. To opowieść o śmierci, która wyrwana jest z przynależnego jej porządku. Ze zwykłego rytmu przemijania wyrwała ją porażająca celowość. 
Wojna triumfuje także chyba w bohaterskich szarżach. Może triumfuje też w odwadze? 
Nie wiem, przyznaję się do zupełnej nieporadności wobec tego tematu.  

To nieporadność wobec żywiołu, który niewiele zostawia ludzkiej kontroli. Na to niewiele jednak niekiedy składają się rzeczy wielkie: bohaterstwo, solidarność, odwaga.  

Otworzyliśmy w Belgii wystawę fotografii dokumentującą rok wojny w Ukrainie.
 
Na zdjęciach- osmalone budynki, wyrwy w blokach mieszkalnych, cmentarze po horyzont ciągnące się niebiesko- żółtymi flagami. Pogrzeby żołnierzy i dzieci. Łzy kobiet i mężczyzn.
Słoneczne dni nad zmiażdżonymi miastami.
 
To zdjęcia wywołanego chaosu. Dokumentacja pomieszania porządków. Nic nie trzyma się swojej zapowiedzi, wszystko może w kilka chwil obrócić się w perz. 

Tak jak u Bruegla. 

Nie wiem, jak uszeregować usłyszane i przeczytane przez ostatni rok zdania. Rok, gdy zupałnie oduczyłam się czytania powieści; czasem tylko mogę przeczytac wiersz. 

A wiec usłyszane zdania- które z nich jest ważniejsze? 

Czy opowieść dziewczyny z Odessy, która wróciła na chwilę z Polski do swojego miasta i tam szybko przyzwyczaiła się do ludzi zatrzymujących na środku ulicy, by patrzeć w niebo, na przeszywające je pociski? 

Czy słowa reportera, który szybkim zdaniem chciał pocieszyć ocalałego mieszkańca Buczy- "ale pan  żyje, więc jest dobrze", bo zanim jeszcze skończył to zdanie, już wiedział, że nic bardziej mylnego: ocalały w jakiś sposób przecież już też nie żyje, w jego oczach już zawsze bedzie coś martwego. 

Czy może najpierw trzeba mówić o tym nagłym zamgleniu, które jak zasłona zachodzi na spojrzenie młodej Ukrainki, która mówi mi o dwóch walczących braciach? 

A może zacząć od opowieści o tej starszej pani, zupełnie zdruzgotanej (jak to jest, że całe ciało może nieść w sobie tak wyraźnie, drukowanymi literami - Z U P E Ł N Ą rezygnację?), której twarzy - widzianej przez kilka minut w marcu 2022 - po prostu nie mogę zapomnieć? 

To wszystko triumf wojny. 
To wszystko porażka człowieka, porażka jego ułożonego świata, porażka słońca i nocy, które nadchodzą uporczywie i konsekwentnie, nie wiedząc, że świat właśnie w jakiś sposób już się skończył i nie wypada po prostu kontynuować wskrzeszania go w zwykłym dobowym rytmie.

Zbliża się rocznica. 365 dni rosyjskiego zła, które nagle wtargnęło do miast i miasteczek. Wrogiej inwazji, która jak gangrena wgryza się we wszystkie dostępne strzępy ziemi. 

Bruegel w XVI wieku zanurzył swoją wizję w totalnej beznadziei. Nie znajdziecie w tym obrazie ani jednego źródła wiary w ocalenie. W to, że nawet apokalipsa kiedyś się kończy, a wtedy z okruchów życia odrodzi się dobro i piękno.

Horyzonty czasowe jednak mają to do siebie, że przynoszą nowe widoki. Bruegel się mylił. Za doliną ciemności będzie jakieś jasne wzgórze.

Nie zatriumfuje śmierć. Nie zatriumfuje zło. Nie zatriumfuje zniszczenie. 

Jeszcze przez chwilę obrońcom Ukrainy przyjdzie przechodzić przez piekielne kręgi, ale w dobrym kierunku: ku światłu, ku zwycięstwu. 
Jeszcze trochę, jakkolwiek to trochę byłoby obarczone kolejnymi sekwencjami końca świata. 

Justyna Napiórkowska

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz