Puk, puk. Jest tu ktoś?
O jesteście. Jak miło :) Fajnie, że jeszcze zaglądacie na
moje włości, pomimo sporych luk czasowych. Tworzenie tego bloga to dla mnie
wielka przyjemność, a jak to bywa z rzeczami, które przynoszą frajdę nigdy nie
ma na nie wystarczająco dużo czasu. Jednak wraz z noworocznym śniegiem
postanowiłam przyfrunąć do Was i Ja :)
A propos białego puchu to nie wiem, czy wiecie, ale nasza
Lusia nie miała jeszcze świadomego kontaktu z tą uroczą substancją. Ponieważ
styczeń jest w miarę, w miarę, łaskawy w tym temacie, więc dziewczyna nadgoniła
braki. Pomimo tego, że zimowe odziewanie 2, 4 i 30-paro latki w jednym czasie
jest niezwykle stresującym zadaniem,
okraszonym czapkami łez to jednak zdobywam się na to dzień w dzień. Czego to
się nie robi dla potomstwa!
Codziennie przechodząc owy
czapko-rękawiczko-szalikowo-polarowo-rajtuzowy szał ciał ćwiczę słabości
swojego charakteru, a wieczorem... liczę nowe siwe włosy.
Pomimo ściśle ustalonych reguł panujących w naszym holu
podczas ubierania, oraz wielkiego autorytetu matki (yyyyy...chciałabym :/)
niestety i tak dość często udaje się uciec, któremuś z niekompletnie ubranych
gagatków. Potem zdyszana i zupełnie nie odziana (no bo matka ubiera się
przecież ostatnia) ganiam po dworze za rozchichotanym (co za super zabawa!)
numerem Jeden, rzadziej numerem Dwa. Taki radosny zimowy kłus :/
Coś mi się wydaje, że najczęściej wypowiadana prze matki
mantra styczniowa brzmi: „Jak dzieciaki się naśnieżą to będą lepiej spały” i
chociaż te słowa kotłują się jedynie w głowie to i tak brzmią jakby były
wypowiadane „przez zęby”.
Znacie to?
Ja tak dzieciakuję i dzieciakuję, a prawda jest taka, że
pomijając spektakl „Ubieranie”, śniegowe harce są również dużą frajda dla mnie. Jak dołożymy do scenerii grill wśród zasp, ognisko z grzanym winkiem to nawet
mój mąż jest zadowolony :)
Dużo nie napiszę, bo muszę zbierać siły, gdyż wkrótce czeka mnie maraton ”Zawdziej kurtkę” :/
Ale jak to leciało... „Jak dzieciaki się naśnieżą to będą
lepiej spały” ;)
Pozdrawiam bardzo serdecznie i życzę Wam w 2016 roku
wszystkiego co pozytywne, co budujące, co dobre i piękne.
Śnieżny las i od razu przypomina mi się dzieciństwo :)
OdpowiedzUsuńA zdjęcie Twoich szkrabów przy oknie - BAJECZNE!
Dzieki Aniu :)
UsuńRewelacja!
OdpowiedzUsuńDziękuję
Usuńwspaniałą masz okolicę! a co do ubierania dzieciaczków, jak dorosną będzie Ci tego brakować, moją nastolatkę co prawda muszę pilnować żeby się ciepło ubrała, bo kiedyś w biegu dopiero wysadzając ją pod szkołą zauważyłam że nie ma bluzy, ani swetra,a pogoda jesienna raczej była, więc oddałam jej moją marynarkę i tak poczłapała do szkoły, dobrze tylko że miałam w pracy awaryjny sweter:-))))
OdpowiedzUsuńMasz racje. Też sobie to powtarzam, że takie codzienne drobiazgi, które teraz denerwują w przyszłości będę za nimi tęsknić. A co do mody nastolatek to sama dobrze pamiętam, jak chodziłam przy minusowych temperaturach bez czapki, bo fryzura sie popsuje i w cienkich kurteczkach, bo zgrabniej w nich wyglądałam niż w puchowych waciakach ;) Moda zdecydowanie wygrywała ze zdrowiem i rozsądkiem :)
UsuńMiałam wrażenie przez chwilę jakbyś opisywała moje wyjście na spacer z dziećmi :)
OdpowiedzUsuńWszystkiego dobrego również i dla Was :D
hahaha :) Tak sobie właśnie pomyślałam, że nie tylko ja mam tego typu problem ;)
UsuńPozdrawiamy całą biegunowa rodzinkę :)
Ata, Kochana, wieczorem to nie siwe włosy trzeba liczyć, tylko dobrze winem się zrelaksować :D Tego grilla to Wam zazdroszczę. Nam ten styczeń tylko śmiga przed oczami, ale zmiany, zmiany... Trzeba się przystosować.
OdpowiedzUsuńMasz rację, trzeba liczyć kieliszki wina, a nie włosy. Dzisiaj się poprawię, obiecuję ;) A co do Twoich zmian to tylko pozazdrościć takich rewolucji. Już się nie mogę doczekać fotek nowej kuchni!
Usuń