Jejciu, jutro ostatni egzamin - psychologia - chyba najciekawsze zajęcia w całym semestrze. Przygotowywałam się, więc mam chwilkę, żeby dodać post. Pomimo męczącego mnie zapalenia pęcherza. Ale nie marudzimy, tylko piszemy. :)
Tego osobnika możecie pamiętać z ulubieńców... Bodajże kwietnia? Muszę wrócić do takich podsumowań, bo się obijam ostatnimi czasy. ;p
Kosmetyk oceniam jako posiadaczka (ostatnimi czasy) skóry przesuszonej, zwłaszcza na kolanach, łydkach, ramionach i łokciach.
Bohaterem posta jest masło do ciała o zapachu orzechów brazylijskich, zgodnie z napisem na opakowaniu dedykowane do skóry suchej. Opakowanie zawiera 200 g (są także mniejsze, mające 50 g), dostałam je w prezencie urodzinowym, wraz z innymi dobrociami, od Niecierpka (buziaczki! :*). Prosiłam ją jednak, żeby wybierała kosmetyki będące aktualnie w promocji, więc masło kosztowało wtedy zapewne sporo mniej niż 60 zł (cena regularna; cena regularna 50 gramowych opakowań to 20 zł). Urodziny miałam w lutym, od tamtego czasu dość często je używałam, jednak zamiennie z innymi produktami. Aktualnie w opakowaniu znajduje się około 50 g produktu (porównanie z mniejszym opakowaniem), więc mogę je ocenić jako wydajne. Opakowanie jest plastikowe, bardzo poręczne, daje się otwierać tłustymi dłońmi (od owego masła, oczywiście).
Kosmetyk jest bardzo gęsty, jednak łatwo rozprowadza się na skórze. Wchłania się bardzo szybko, jak na tak zbitą konsystencję.
Co do zapachu - pisałam to zarówno Angel (w BlogBoxie, który wiele przeszedł - pozdrawiam serdecznie, Agnieszko!), jak i Niecierpkowi, że masło pachnie jak... Świeżo usmażone pączki! Ja naprawdę wyczuwam i rozpoznaję tutaj pączki. I nie tylko ja, to samo wyczuła moja Babcia, siostra i kuzynki. :p Dodatkowo zapach utrzymuje się bardzo długo - po wieczornym smarowaniu, rano po przebudzeniu nadal jest wyczuwalny.
Kilka słów o działaniu. Jestem bardzo zadowolona z tego kosmetyku. Mogę nawet stwierdzić, że zregenerował on najbardziej przesuszone partie skóry. Moja Babcia używa go nawet do smarowania dłoni, które z kolei ona ma najbardziej przesuszone.
Czyli masło do ciała o zapachu pączków... Tfu, orzechów brazylijskich ;) jak najbardziej spełniło swoje zadanie. Myślę, że posłuży mi jeszcze jakiś czas. W szafce są jeszcze Moringa (mój ulubiony zapach, oszczędzam, jak tylko mogę) oraz Kokos (wygrana u Kokoska ;)). Muszę Wam o nich napisać, bo mam wrażenie, że każda wersja zapachowa ma odrobinę inne działanie.
Aaa, zapomniałabym zapytać - jak podoba się Wam nowy "image" bloga? :)
Pozdrawiam cieplutko!
- Natalia -