Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Ilustracja. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Ilustracja. Pokaż wszystkie posty

kwietnia 04, 2016

Miałam...

Dwa dni temu zamieściłam tu moje ostatnie ilustracje i miałam pięknie coś o nich rzec. To znaczy  nie o ilustracjach tylko o roślinkach, o przyrodzie, o tym jaką jest inspiracją, miałam cały taki sznurek myśli. Widziałam te kropelki rosy nanizane na nić jak paciorki, kwiaty jak dostojnicy królewscy podnoszący głowy w blasku poranka. Miałam jak ta Ania z marchewkowym warkoczem hojnie rzucać przymiotnikami i zbudować niemalże hymn pochwalny ku czci natury. Na ten moment nie umiem jednak zebrać słów w zgrabny wątek, może i dobrze. Nie potrzeba takiego patosu, nie trzeba tylu słów, nie trzeba się tak spinać. Trzeba się tylko cieszyć, cieszyć z tego piękna w lesie, nad morzem, w górach, za płotem, w ogródku swoim czy sąsiada, na łące, w parku, na balkonie w doniczce lub na kuchennym parapecie.
Jak dobrze, że już wiosna. Jeszcze cicha i skromna ale sobota była zaskakująco ciepła. Cała skąpana w słońcu. Wreszcie wyszorowałam balkon i umyłam okna, i firanki poprałam, wyprasowałam i rozwiesiłam. Świat jest teraz jakby ostrzejszy i bardziej przyjazny. Dom przewietrzony na wszystkie strony złapał oddech i wypełnił się powietrzem. Lżej się mieszka. Pszczoły przylatują i leciuchno stukają w szyby. Nie narzucają się. Ptaki świergolą z całych sił i przypominają, że to już kwiecień. Co jakiś czas bażant z krzykiem przeleci wśród traw. Dzieci więcej biegają po podwórku i wnoszą do domu błocko z piachem, i z brudnymi portkami. Jedna myśl goni drugą a po głowie tłuką się pytania bez odpowiedzi, chociaż różne decyzje już podjęte. Jednych jestem pewna, innych....cóż inne czas zweryfikuje.
Gapię się w to moje czyste okno i myślę jaka to opowieść się za nim pisze, jaka nam się pisze.
Wiem jedno, chociaż to nie zawsze ja trzymam pióro, to nie zawsze ja układam słowa to zawsze ja je czytam, interpretuję i nadaję im SMAK w tym jak je przyjmuję i idę z nimi dalej. Obym zawsze o tym pamiętała:)
A wracając do ilustracji, to wpakowałam je na ścianę. Kocham niebieski kolor!
Tymczasem wspaniałego dnia Wam życzę!
Do napisania niebawem, pa:)
p.s
Wynotowane:
"Pszczoła jest maleńka wśród latających stworzeń, lecz owoc jej pracy przewyższa słodyczą wszystko."
(Syracydes 11,3)

grudnia 11, 2015

Zielony grudzień.

Dzień dobry w  grudniowe przedpołudnie! Dzisiejszy poranek powitał nas siarczystym mrozem, zmroził auta i poszalał w polach. Ładnie mu wyszło. Do domu się jednak nie wdarł, tutaj wręcz się zazieleniło. Od wczoraj z pulpitu komputera wita mnie zielony świat, który bardzo pasuje mi na adwentowy czas. To taki szczególny okres w roku. Wiem, że wypełniony po brzegi, dla wielu bardzo pracowity, niespokojny, stresujący. Czasem nie wiadomo gdzie szukać tej magii świąt, na czym ona polega, gdzie się rodzi. Kolejna rzecz na półce, czy w szafie wcale nie cieszy albo cieszy na krótko i czegoś brak, tak bardzo brak. Wszystkiego pełno, z witryn sklepowych wylewają się dobra wszelkiej maści, ze wszystkich stron nadciągają pomysły i propozycje na idealne święta, a serce ciągle jest niespokojne. Może za dużo chce mieć... A Adwent to czas by wszystko się w nas zazieleniło. Tak urosło i wybujało, że gwiazdkę w zielonych ogrodach  powitamy:) Takie pragnienie mam...
"Niech się rozweselą pustynia i spieczona ziemia, niech się raduje step i niech rozkwitnie!"(Iz, 35,1).
Czyż to nie piękne Słowo na Adwent?
Nawet serce najbardziej jałowe możne zakwitnąć i się zazielenić. Bardzo przygarniam do siebie tą myśl.
Tyle z rozmyślań  z ostatniego tygodnia:)
Tymczasem przyniosłam do domu aloesa i bardzo dobrze się w jego towarzystwie odnajduję:) Fajnie go mieć. Nie tylko ładnie wygląda. Można w razie potrzeby, by podratować skórę, urwać listek, delikatnie ściągnąć wierzchnią warstwę i wypływający sok delikatnie wetrzeć np. w skórę dłoni. Na początku trzeba spróbować odrobinkę, by przekonać się czy skóra dobrze zareaguje. Sprawę testowałam u mojej Mamy, obskubując jej okazałego aloesa bezlitośnie;)
Mój maluszek musi jeszcze trochę podrosnąć:D
Na koniec taki obraz. Mój poranny widok z okna:)
Dobrego dnia! Pa:)

listopada 26, 2015

Ostatnio...

Listopad strzepnął z drzew wszystkie ciepłe kolory, pejzaż wyblakł i zasłonił się szarością. Lubię taki świat. Oszronione poranki, parujące okna i zaspane buzie. W mieście z witryn mrugają już światełka. Domowe zapasy gwałtownie się kurczą i trzeba będzie jakoś przezimować;) Rozpoczęliśmy sezon na pieczone jabłka, które pachną na cały dom i parzą w jęzor co większe łakomczuchy.
Do mojej ptasiej kolekcji dołączył rudzik. Kłania się w pas by dostać uśmiech i może jedno ziarenko. Pamiętacie książkę "Tajemniczy ogród" F. H. Burnett? O przyjaźni, dobroci, smutku, tajemnicy, o tym że zawsze możemy być lepsi gdy zapominamy o sobie a myślimy o innych. Mądra i ciepła opowieść. Przeczytałam ją dopiero na studiach, kiedy na krakowskim targu staroci zakupiłam ją razem z "Mary Poppins". Do dziś mam do niej sentyment:)
Z myślą o kartkach świątecznych do rudzika dołączyła sarenka. Wiem, wiem zupełnie nie w zimowej scenerii ale to jeszcze nie koniec...:) Ciąg dalszy nastąpi!
Tymczasem dalej dumam nad kalendarzem adwentowym.
Dobrego czwartku, dziękuję za ostanie odwiedziny i miłe komentarze:)

października 16, 2015

To mała, wielka rzecz.


Jesień  rozgościła się na dobre. Na jeden dzień wpuściła zimę ale kolejnego dnia, na szczęście zatrzasnęła jej drzwi przed nosem. Niech czeka  na swój czas. Jeszcze nie zdążyłam nazbierać bukietu z liści i nacieszyć się rudością drzew. Deszcz, wiatr, katarzysko, kaszel jak ze studni nie sprzyjały długim spacerom. A mam takie jedno miejsce, gdzie stary sad z drabiną do nieba jest i brzózki w szpalerze rosną. W dole widać domy, dymy z kominów i czasem konie. Dźwięki niosą się z czterech stron świata. To takie miejsce, gdzie wystarczą trzy głębokie wdechy by złapać szeroką perspektywę. To dobre na serce.
A w domu małe, wielkie sprawy. Dwa dni temu Antosiowi wypadł pierwszy ząbek. Odnotowuję ku pamięci. Kolejny krok ku dojrzewaniu. Chlip!(obiecałam sobie, że chlipnę tylko raz;) Czas gna do przodu a ja tylko przecieram oczy i widzę, że już nowa stacja.
Na dobry początek weekendu, wypuszczam niebieskiego ptaka. Zbyt długo siedział w szufladzie:)
I polny bukiecik od Tosia. Dostaję takie tycie kwiatuszki niemal po każdym spacerze i nie tylko. Uwielbiam to:)
Zostawiam Was z dobrymi myślami, pięknego weekendu. Do napisania, pa!

października 08, 2015

Ruda.

Po bardzo długiej przerwie witam się z Wami ciepło i serdecznie. Jeśli jesteście i macie wolną chwilę, chętnie przedstawię Wam dzisiaj Rudą.
Kim Ona jest? Wiewiórą, Baśką, rudą kitką. To z pewnością dobra odpowiedź ale nie wyczerpująca, ponieważ "Ruda" to jednocześnie tytuł najnowszej kolekcji papierów, którą po raz kolejny miałam ogromną przyjemność malować dla Makowego Pola. Jak zawsze Agnieszka miała dla mnie cudowne, tym razem jesienne motywy. Uwielbiam jesień. Kolory, zapachy, wirujące liście, niedoświetlone poranki i pieczone jabłka. Wokół jest tyle inspiracji. Nawet nie trzeba za bardzo szukać:)
Wystarczy spacer do parku, by wypchać kieszenie żołędziami i do pobliskiej kwiaciarni by dostać wrzosowego zawrotu głowy. Liście same sypią się pod stopy a robią to z wdziękiem i klasą. Potem można zadrzeć głowę do góry i patrzeć, patrzeć aż ścierpnie nam kark:) Lubicie tak robić?
Ja bardzo:) A teraz zobaczcie jaką optymistyczną jesień tu mamy.
Do napisania niebawem. Dobrego dnia:) U nas słońce, złota jesień i tylko 5 stopni na plusie!
p.s
Po więcej szczegółów  o "Rudej" zapraszam oczywiście na Makowe Pole:)

listopada 19, 2014

Miśki, atrament i pelargonia.

 
Pewnego dnia Staś poprosił by zrobić z nim atramentowy eksperyment. Polegał on na tym, by wlać  atrament do wody, do niej wstawić biały kwiat i obserwować efekt. Próba miała być podjęta od razu, odraziutku (jak mówi Młodszy Brat:). Atrament znalazłam w piórniku głównego animatora ale białego kwiatka, akurat wtedy, w najbliższej okolicy nie można było upolować. Ponieważ cel był szczytny, skubnęłam gałązkę naszej różowej pelargonii. Zabarwiła się od kolorowej wody odrobinkę ale i tak efekt kolorystyczny był ciekawy. Spodobał mi się na tyle, że postanowiłam przenieść go na naszą ścianę:)
 
 
Spokojnie, nie mamy ścian w kolorze ultramaryny i sympatycznego różu ale mamy miśki. Odcienie niebieskiego mają to do siebie, że wymykają się wszelkim próbom utrwalenia ich na zdjęciu. Ta praca wyjątkowo zmienia się w ciągu dnia. Powiedziałabym, że żyje własnym życiem:)
Tymczasem zostawiam Was z dobrymi myślami i słowami Marka Aureliusza:" Życie człowieka ma kolor jego wyobraźni":)
Do napisania pa!

października 21, 2014

Taki gest.


Lubię mgły. Poduszkowce lewitujące nad łąkami, przysiadające na płotach, na dachach, lekko i delikatnie. Mgliste poranki są takie tajemnicze i spokojne. Razu pewnego, rozcierając zaspane oczka  Antoś zapytał czy to już zima, bo jest tak biało. Nasza lekko podmokła okolica sprzyja takim widokom więc "białe"poranki mamy całkiem często. Nic nie widać, niewiele słychać, wszystko jakby zawieszone. Bicie serca wydaje się wtedy jakby mocniejsze.
Lubię ten czas w roku. Wirujące liście, ścielące się z nich dywany, pierwsze sikorki zaglądające do karmnika. Kolorową spiżarnię, rude dynie z których robię zupę. Lubię tupanie zmarzniętymi nogami gdy popołudnie robi się chłodniejsze a ja stoję i czekam aż Antoś skończy trening piłkarski. Rzuca mi się potem na szyję prawie ją urywając. Czułość w wydaniu moich chłopców bywa czasem jak taran. Muszę patrzeć by wyjść z tego cało;)
Myślałam o tym ostatnio. O Czułości trochę staromodnej. O jej różnych obliczach. Jej podstawą jest wrażliwość i otwarcie na drugiego człowieka. Coś dajesz, coś bierzesz, coś budujesz. Relację i więź. Czułość może być schowana w dłoniach, wypływać z tonu głosu, kłaść się miękko na otwartym ramieniu, potrafi patrzeć z uwagą. Kiedyś, dawno temu spacerując po krakowskich plantach moją uwagę przykuł widok staruszeczki i staruszka siedzących na ławce. Ona coś mówiła a On gładził ją czule po ręce. Pomyślałam sobie, to piękne i że to wielka siła, taki gest.
Tropiąc tą myśl narysowałam lwy.
Dla mojego M.
Tymczasem życzę Wam dobrego, jesiennego dnia prezentując jeszcze na koniec nasze kasztanki-pisanki:)
Pa pa!

lipca 31, 2014

Morski temat.

Ilustrację tą zaczęłam rysować dawno temu. Blisko rok, ledwie naszkicowana leżała zapomniana w szufladzie. Po zeszłorocznych, nadmorskich wakacjach dość szybko przyszły inne absorbujące sprawy i chęć namalowania tej pracy odpłynęła w siną dal. Wpadła mi w ręce dwa tygodnie temu i pędzel szybko popłynął po papierze. Muzyka plaży i zamyślenie. Czasem to mi się zdarza. Temat pojawia się, znika i powraca. W sumie normalka. Rzeczy przychodzą i odchodzą. Fale coś zabiorą, coś oddadzą lub nowego podrzucą na brzeg. Po burzy przychodzi uspokojenie ale cisza przed burzą potrafi być groźna i złowieszcza. Morze to taka siła do której mam dystans. Jednak w tym roku też mnie tam ciągnie.
Chusteczka w białe grochy i pasiaste tenisówki (temat nieprzemijający;) czekają by wyruszyć znów. "Opowieści z Narnii" do wspólnego czytania przygotowane i jeszcze kilka zaległych pocztówek puszczam w świat.
Wysłane! Z wiatrem więc dojdzie ekspresem.
To tymczasem idę spać:)
Do napisania pa.

lipca 30, 2014

Anemony.

Mieliśmy bardzo ciepłe wręcz upalne dni. W tym roku lipiec grzeje nas, że hej! Każdego dnia mocne słońce zaganiało nas do domu ale późne popołudnia były nasze. Można było odetchnąć, usiąść na rozgrzanej ławce i zagadać z sąsiadem. Chłopcy mogli się wyszaleć, wybiegać, naskakać, zedrzeć kolana i zebrać trochę wakacyjnych wspomnień.
W wolnych  chwilach malowałam anemony. Jedne w chłodnej tonacji, drugie w otoczeniu złamanej bieli, a jeszcze inne na kamieniu. W sierpniu mamy piękną okazję a kwiaty to wdzięczny temat by go interpretować również i w innej formie. Pokusiłam się więc o zrobienie motywu szpilką. Wyszło delikatnie i elegancko.
Tymczasem przeszła burza, pojawiła się tęcza więc zmykam zobaczyć co Staś ulepił z błota. Taki miał plan 10 minut temu;)
Dziękuję za to, że ciągle ze mną jesteście. Łapcie kawałek tęczy:D
Do napisania pa!

lipca 25, 2014

No i lato:)

Mamy lato, wakacje, słońce! Całe szczęście, że tylko niektóre dni owinięte są w szarość. Co prawda najdłuższe czerwcowe dni z czarownymi piwoniami już za nami ale doba ciągle wydaje się być długa  i jasna. Lipiec jak zawsze ujmuje mnie obfitością i bogactwem natury. Przynoszę do domu kwiaty, w wiklinowych koszach trzymam owoce i warzywa. Zakręcam kolejne słoiki, wstawiam kompot na kisiel (dziś papierówka plus wiśnia) i wtryniam nos w książkę. Nie na długo rzecz jasna, bo za chwilę wpadają Chłopcy i ciągną na spacer albo znów są głodni albo to albo tamto.....Przygoda wzywa:)
W szkicowniku rysują się nowe pomysły a tymczasem powstał taki sobie jelonek.
Do napisania niebawem! Pa. Wspaniałych, letnich dni dla Was jeśli tam jesteście:)
p.s
Ostatnio przeczytałam, że piwonia w niektórych krajach nazywa się kwiatem świętego Jerzego lub różą zielonoświątkową. Jakoś wcześniej mi to umknęło a ta róża tak ładnie brzmi.