czwartek, 29 listopada 2012

ZAPOWIEDZI :))))

Witajcie :)
Naładowana  pozytywną  energią  , wziąwszy  sobie do serca Wasze mądre i cenne   rady  ,  których postaram  się trzymać   wracam  i  piszę póki  mam  chwilę czasu .

Dziś krótka zapowiedz co będzie w najbliższym czasie , mam nadzieję pokazać w końcu woliery i domki , jeszcze drobne wykończenia  min. furtki  i będzie gotowe .
Za parę dni ,  pokażę gotowe obrazy dla Bustani i Anastazji  , przy których prace dobiegają końca , teraz czekają na ostatnie malowanie , potem wyschnięcie , no i  mam nadzieję że będą cieszyć oko właścicielek  .
Oczywiście sesja  z przebiegu powstawania obrazu będzie  pokazana , już chciałam uchylić trochę rąbka ale  Kinga się nie zgadza , dopiero jak skończy , więc  jeszcze trochę cierpliwości :))


Pozdrawiam  Was serdecznie :)  a w szczególności P  i dziękuję  .






 

wtorek, 27 listopada 2012

ZNÓW WYSZŁO SŁOŃCE :)))


Ostatni mój wpis był jak myślę pogodny , optymistyczny  , wielu z Was wie że mam ptaki ozdobne , pawie  i  kaczki  , które  są piękne , lubią kąpiel i nawet mają związane z wodą powiedzenie spływa jak po kaczce  , nieraz przenosimy to na nasz grunt mówiąc że spływa to  po kimś jak po kaczce  .
Ja takim człowiekiem nie jestem  , blog to był mój pierwszy kontakt z internetem nie do wiary?  powiecie ,  a jednak to prawda , pisząc swój pierwszy post nie czytałam innych blogów , fakt czytałam książki napisane na podstawie bloga znacie pewnie Julia i Julia i  Mój pierwszy rok w Toskanii  jednak , czytając książkę to zupełnie co innego , niż samemu coś napisać co inni skomentują czy osądzą .
Wiedziałam że ptaki , temat nie łatwy  dla mnie ,  ale też , dla tego który akurat by zechciał o tym czytać , więc starałam się opisywać je najlepiej jak potrafiłam zwłaszcza że pisanie jak już pisałam szło mi opornie na jeden palec :) , później zaczęły pojawiać się pierwsze komentarze , które sprawiały mi ogromną radość , pewno trochę z Was pamięta jak używałam zwrotu Pan lub Pani , gdyż nie wiedziałam że od razu przechodzi na Ty.
W jednym z moich pierwszych postów pisałam że bardzo chciałabym poznać przyjaciół choć takich wirtualnych , kogoś takiego z kim mogłabym nieraz o czymś pogadać , poradzić  , podzielić się radością, czy pożalić .
Później  postanowiłam że będę pisała rok , powód był prosty ile można pisać jedno i to samo w moim  przypadku o ptakach , no założyłam ten licznik wymierzający czas do kiedy tu będę , ale strasznie w pewnym momencie ten paskudny licznik zaczął mi ciążyć , w moich myślach , ale też w sercu , gdyż między innymi Wasze komentarze sprawiały  że poczułam że zyskuję przyjaciół , których na własne życzenie chcę stracić .
Po zaniechaniu i przyznaniu się na forum blogowym do błędu , kamień spadł mi z serca , pisanie bloga nabrało dla mnie innego znaczenia z niektórymi z Was uważam że była jakaś nić sympatii  , namiastka  przyjaźni , czegoś co sprawiało że lubiłam do Was zaglądać , cieszyłam się z Waszych odwiedzin u mnie , jak łatwo zauważyć mój blog też się zmienił , nie było tylko o ptakach , ale  zrobiło się bardziej domowo, swojsko  , ja tak naprawdę uwierzyłam w magię bloga , jak dziecko  że to specjalny zaczarowany świat , gdzie wszyscy  lub prawie wszyscy są dobrzy , mili , szczerzy .
A w niedzielę  niestety odkryłam że  są osoby dla których  nie ma znaczenia czy jesteś czy cię nie ma , tym bardziej to dla mnie przykre że myślałam że na kogo jak na kogo ale na tą osobę mogę liczyć .
Pomimo wszystko nadal wierzę w bezinteresowność , nawet w przyjaźń blogową , której tak bardzo pragnęłam , musiałam to napisać  , wiem  że pomyślicie być może  że tu nie jest dobre miejsce na  znajomości ,  może się mylę , też mi to przyszło do głowy jak chciałam nr. telefonu to tylko nieliczni takową chęć wyrazili , a pozostali ? no cóż  to tak jak z pisaniem jedni się otwierają  inni nie i niech tak zostanie , blogów na pęczki i każdy może przebierać gdzie chce i z kim chce pisać , komentować , choć w niedzielę pomyślałam o zlikwidowaniu bloga ...... z pewnością przyjdzie ten moment że nie będę pisała ale jeszcze nie teraz  .

Dzięki że dotrwaliście do końca  ale .....to jeszcze nie koniec :)))

Dziś przyszła  przesyłka  od Jagody ; a w przesyłce .........



To  my rocznicowo  :)
Pozdrawiam Wszystkich którzy lubią do mnie zaglądać   Ilona 


 

sobota, 24 listopada 2012

IDĄ ANDRZEJKI :::)))))

 
Dziś mijają  cztery miesiące odkąd zaczełam pisać bloga , wiem co miesiąc się powtarzam , ale już  widać  ,taka drobiazgowa jestem , wydaje mi się jakbym tu była od bardzo dawna :))) a Wam ?
Pamiętam jak czekałam na pierwszy komentarz , no prawie jak na randkę ...:) opisywałam ptaki które tak naprawdę sama poznawałam i poznaję , np. wczoraj kaczorek mandarynek pomruiwał wydawał  z siebie odgłosy jak prosiak , cały się puszył , niewiem gody za pasem czy co ?.

Jak pomyślę że za miesiąc będą święta i przygotowania do wigili osiągną zenit to .....ale jeszcze miesiąc czasu i  Andrzejki .. ..pamiętam jakie emocje kiedyś wywoływały  wszelakie wróżby , lanie wosku , zabawy, której wyszło że pierwsza za mąż wyjdzie :) dzisiejsze nastolatki o tym chyba najmniej teraz marzą :)
A i w wypożyczalni z okazji Andrzejek spory ruch , dzieci na bale , dorośli również , więc też myślę przebrać się za kogoś , rodznkę również poprzebierać i zrobić Andrzejkową zabawę z jakimiś wróżbami , tańcami :)

Bardzo mi się podobało że ostatnio  włączyliście się do dyskusji , może jakieś fajne pomysły na Andrzejki lub potrawy pasujące do magicznej kolacji , chętnych zapraszam w moje blogowe kąty:))))

Miłej soboty  dla WAS :) Ilona

Mam pytanie czy Wam wyświetla się obrazek z muzyką nad tym tekstem ?
Jak tak to muzyka z filmu Gwiezdny Pył  , jak usłyszałam tą piosenkę na drugi dzień już jechałam kupić płytę tego zespołu taka jestem niecierpliwa :)))) lub cierpliwa inaczej :)



piątek, 23 listopada 2012

NIEZNANE cz.3

Czy wierzymy w przepowiednie , wróżby , ?
Trudno też być obojętnym na te rzeczy  , moja córa  żyje jak pół jej klasy końcem świata , który ma nastąpić  21 grudnia tego roku , i twierdzi że całe życie jej  zeszło na nauce ,  odlicza dni do tego właśnie końca świata który ma niby nastąpić , i co ja mogę , tłumaczenia trafiają w próżnię .

Czy ktoś rzeczywiście może przepowiadać przyszłość ? ,nieznając człowieka wiedzieć kim jest , co w nim siedzi ?

Chciałam jeszcze poruszyć  sprawę Deja vu , wielu z Was z pewnością się z tym uczuciem spotkało , często mam  sny , które w niedługim czasie stają się realne , jakby sen się urzeczywistnił , a ja wiem że mi się dana sytuacja śniła .

Nie uważam się za osobę uduchowioną , z jakimiś zdolnościami paranormalnymi , ale są pewne sprawy które mnie zastanawiają , nie będę pisać o naszej firmie ale nasza praca polega w dużej mierze na kontakcie telefonicznym  ,  bywają  takie sytuacje że pomyślę o jakimś naszym kliencie i mija godzina , dwie i mam telefon od tej osoby , kiedyś  miałam to tylko dla siebie ot. przypadek , ale jak te sytuacje były częste,  powiedziałam mężusiowi  , że tak miewam i zrobiliśmy tak że jak przyszła mi taka myśl to mu mówię i zobaczymy .
No i  zaczełam mu mówić  np. Pan Indyk dzwonił nie , to zadzwoni , i faktycznie w ciągu może dwóch godzin pan Indyk zadzwonił .
Wiem  pewno wielu z Was pomyśli , sobie  ....   sama nie wiem pod co to podpiąć intuicja , telepatia  ,
w codziennym życiu również kieruję się intuicją , są ludzie że  od razu pojawia się nić sympati , a bywa i tak że pojawia się niechęć  do danej osoby , co dziwne  ale w tym wirtualnym świecie też to chyba działa , są blogi że czuję  że właściciel tego bloga z pewnością jest fajną osobą, wiadomo każdy ma przywary  ja również nie jestem od nich wolna  , i bywają takie blogi że nie czuję w nich dobrego klimatu , powiecie co to dobry klimat ? ma być swojsko  jak u dobrego znajomego a nie sztywno i  kurtuazyjnie , jak u nielubianej ciotki :)))

Kończę już ten mroczny cykl , ale był mi potrzebny wszak nie samymi ptakami żyję , dzięki że  włączyliście się do dyskusji  , niektóre komentarze skłaniały do myślenia i przemyślenia .

Pozdrawiam Was , trzymajcie się cieplutko Ilona :)))



czwartek, 22 listopada 2012

DUCHY WIERZYĆ CZY NIE cz.2

Chciałam  zaprosić wszystkich którzy tu zaglądają  do takiej wirtualnej dyskusji na temat , zabobonów , duchów , i czegoś nieznanego ,  i wczoraj  podałam tylko przykład swojego fikusa wcale  nie upierając się że to sprawa uroku , tylko że może coś w tym jest ,  nikomu nie chcę w żaden sposób narzucać czegokolwiek wszak nie o to chodzi , tylko o to że jest na takie  historie  dobra pora .

Duchy wierzyć nie wierzyć ?  temat wzbudzający odwieczne  emocje.

I znów muszę się cofnąć do swojego dzieciństwa ,  chyba większość z nas w tym okresie spotkała się z różnymi opowieściami i historiami z duchem w tle  nieraz były zabawne , straszne , ale zawsze zapadające w pamięć , gdzie czekały na odpowiedni czas , nocy,  czy za sprawą odpowiednich zdarzeń uruchomić i pobudzić do działania ,   naszą wyobraźnię .

Jako jedynaczka siłą rzeczy przebywałam najwięcej czasu wśród dorosłych , moje dziecięce uszy wysłuchały przeróżnych histori zasłyszanych , choć  każdy kto je opowiadał  twierdził że to prawda ,
chciałam napisać parę histori które utkwiły mi z dzieciństwa , ale  napiszę coś i nieoczekuję czy ktoś w to uwierzy czy nie .

Mój dziadek , człowiek  wielu talentów , dusza towarzystwa , sypał kawałami , potrafił  rozruszać każdą imprezę , przy nim brzuchy nieraz bolały ze śmiechu , a  przede wszystkim  był bardzo pracowity , był lubiany przez moje szkolne koleżanki i kolegów  a to z pewnością nie częste  , no i jak już wspominałam wraz z babcią podjeli się trudu  mojego wychowania .
Mogłam liczyć  zawsze na niego był moim autorytetem , tylko szkoda że wtedy nie potrafiłam tego docenić i nigdy mu tego nie powiedziałam , gdy miałam 14 lat zachorował , żył z tą chorobą trzy  lata , i przez ten czas przygotowywał , nas mnie i babcię na swoje odejście .
Znał mnie doskonale wiedział że jestem  strachliwa  jak mało kto , często sam inicjował rozmowy o śmierci i o tym co po , jednakże zawsze powtarzał że będzie się nami duchowo opiekować , gdy już go zabrakło , znaczenie tych słów nabrało zupełnie innego znaczenia.
Mogło minąć kilka tygodni odkąd dziadka z nami nie było , pamiętam  że byłam w domu sama , odrabiałam lekcje  i wtedy trudno mi to opisać w pokoju było cicho ale  ogarneła  mnie tak przejmująca cisza  jakby wszystko stanęło w miejscu i poczułam wręcz namacalnie że za moimi plecami ktoś stoi , dziwne powinnam się bać a czułam spokój i nie wiem skąd ale wiedziałam że to mój dziadek , trwało to niewielką chwilę ale  to było  takie namacalne  .
Oczywiście powiedziałam o tym babci a ona stwierdziła no przecież dziadek powiedział że będzie się tobą duchowo opiekować , jeszcze powtarzało się to  z dwa razy , ja nie miałam wątpliwości że to dziadek .

Może też doświadczyliście podobnych rzeczy ?

środa, 21 listopada 2012

ZABOBONY , DUCHY , NIEZNANE cz. 1

Przed świątecznym szałem są jeszcze Andrzejki , nie będę pisać skąd się wzieły , ale chciałam napisać o tym  magicznym czasie który im kiedyś towarzyszył.

Wiele lat temu przy różnych okazjach , gdy rzadkością był w domu telewizor , wieczory a szczególnie  ta pora roku skłaniała ludzi do opowiadania przeróżnych histori  faktycznych , zasłyszanych , ale z reguły miały jeden mianownik były dla mnie jako dziecka straszne i wywoływały strach , oczywiście nikt mnie nie zmuszał do słuchania tego ale cóż dziecięca ciekawość .
Dziś o zabobonach , pomijając czarnego kota , najbardziej utkwiły mi w pamięci zmory , uroki , strzygi i  wiedzmy .
Choć do dziś jestem strachliwa , to nadal kręcą mnie tego typu bajania , ba jeżdząc  w dzieciństwie na różne kolonie sama takowe wymyślałam a potem gdy koleżanki smacznie spały , ja przykyta kołdrą po same uszy nie umiałam zasnąć , gdyż wyobraźnia działała  na najwyższych obrotach STRACHU
.
Parę lat temu od znajomej  starszej pani dostaliśmy fikusa benjamina , myślałam że będzie niewielki a tu trzeba było autem dostawczym po te  wielkie drzewo pojechać , zajeło mi sporą część dużego pokoju ,był prawdziwą ozdobą tylko był przyozdobiony czymś co mnie  drażniło czerwoną wstążką , ale znajoma powiedziała że to na urok .
Mineło PARĘ MIESIĘCY , drzewo było w idealnym stanie , znajoma która nam je podarowała wyjechała do syna za granicę , więc wiedziałam że nas nie odwiedzi i ściągnełam tą czerwoną drażniącą mnie wstążkę , była spora więc kłuła  mnie  w oczy  , mężuśiowi oznajmiłam że w  zabobony  niewierzę i  postawiłam na swoim .
Po jakimś czasie na podłodze pojawiały się pojedyńcze liście z każdym dniem jakby więcej , to zaopatrzyłam się w stosowne  odżywki dla roślin ale na niewiele to się zdało , wystarczyło parę tygodni i z pięknego drzewa  zrobił się uschnięty kikut , wszystkie liście opadły , myślałam że się odrodzi , ale drzewo uschnęło .
Przez nasz dom przewijało się zawsze trochę ludzi ,  gdy już drzewa nie miałam , kuzynka mojego męża powiedziała , że zawsze nam tego benjamina zazdrościła , a ja wtedy pomyślałam o tym uroku  i tej czerwonej wstążce , która być może go chroniła .
Dziś już się nie wyśmiewam z pewnych rzeczy , skoro pewne wierzenia  i zabobony przetrwały lata , więc może coś w tym jest ?

A jak z Wami jest, wierzycie w uroki , zabobony  i  inne rzeczy ?ZAPRASZAM DO WIRTUALNEJ  DYSKUSJI :))


Cieszę się że mnie odwiedzacie , komentujecie  , widać nie potrafię przekonać anonimowych podczytywaczy aby zostawili ślad , szkoda .

Jeśli  macie swoje historie z dreszczykiem możecie napisać  , jeżeli  takowe by były to zrobię z tego
POST Z DRESZCZYKIEM .



wtorek, 20 listopada 2012

WĘDZARNIA Z PIERNIKIEM

Kochani  , jeszcze raz serdecznie dziękuję za WASZE wszystkie życzenia pod adresem mojej babci , której  sprawiliście tym , wielką niespodziankę .
Z pewnością starsza pani nigdy tego nie zapomni :))))))))

Przepraszam że nie zaglądałam ostatnio do Was , ale miałam trochę pracy , obiecuje już że w wolnej chwili będę zaglądała , podglądała i komentowała :)))))))

Gdzieś  u kogoś na blogu na bocznym pasku zobaczyłam  że ktoś właśnie postanowił skończyć z blogowaniem więc z  tak z ciekawości tam zerknełam no i faktycznie , kogoś to przerosło  , a  mi przypomniało to jak na początku mojej przygody z blogiem sama chciałam się po roku  wycofać , dopiero po przemyśleniu tego pochopnego kroku i dzięki Waszemu wsparciu zmieniłam zdanie .
Bywają takie dni że też nieraz bycie na blogu mnie przerasta z różnych powodów np. jak najmłodsza mi powiedziała że mam tylko ten blog i blog ,:( ,  a dobro dzieci jest najważniejsze , więc stąd też wcześniejsze posty .

Do świąt miesiąc z haczkiem  jak co roku kombinuję jak koń pod górę jak wszystko poukładać aby w wigilię nie padać....z nóg  , można by iść na skróty , chociaż , ciasto gotowe kupić , ale już nie będzie tak smakowało jak domowe , i psiocząc pod nosem trzeba będzie zakasać rękawy i zrobić samemu .
Tradycją u nas jest że pierniczki i ciasteczka robią dzieci z moją pomocą , oczywiście z roku na rok moja pomoc ogranicza się do poodmierzania składników i po wszystkim do posprzątania , choć w ubiegłym roku dzieci same posprzątały .
Choć to z pewnością fajny akcent co roku okraszony sesją zdjęciową , to bywało że więcej dzieci się kłóciły przy akcji piernik .....o foremki , kto ma więcej ciasta , bo temu wyszły krzywe  a ona się śmieje , ona ma więcej miejsca itp.......nieraz moja cierpliwość była na wyczerpaniu , ale z roku na rok  , dzieci z tego wyrosły i produkcja pierników w  ich  wykonaniu   przebiega  bardzo zgranie .

Nasz staruszek dom w czeluściach piwnicznych  skrywa najprawdziwszą wędzarnie , w której to ponad 25 lat temu  wędziło się kiełbasy , szynki , rybki , choć tyle lat jest nieużywana  to po otwarciu drzwiczek nadal czuć charakterystyczny zapach wędzenia .
Dziadek z babcią sami robili kiełbasy i inne wyroby mam, babciny notes z tymi recepturami i przymierzamy się do zrobienia swoich wyrobów na święta , tylko w przepisie jest mowa o saletrze , czy może ktoś wie czym ją idzie zastąpić a może jej po prostu nie dać ?

Jeszcze raz dziękuję za ostatnie komentarze  i Miłego wieczoru WSZYSTKIM  :))))))



 
Dla wszystkich  , którzy  nie chcieli zostawić po sobie śladu , może dziś zostawią:)))))

poniedziałek, 19 listopada 2012

DZIĘKUJĘ :))))))

Kochani  sprawiliście mnie i mojej  babci   Eli ,  wielką radość , z przyjemnością  pokazałam i przeczytałam  jej wszystkie WASZE ŻYCZENIA  , ja byłam wzruszona a babcia jeszcze bardziej , naprawdę piękny  to gest z  waszej strony za który ja a szczególnie moja babcia prosiła aby WAM  SERDECZNIE PODZIĘKOWAĆ .:))))))
A ja dziękuję że mogłam WAS  w tym wirtualnym świecie poznać :))))))  Ilona

niedziela, 18 listopada 2012

BABCIA :)))

Jutrzejszy dzień będzie dla mnie szczególny gdyż moja babcia kończy 86 lat  więc z tej okazji dziś z ok. 5 wczesno porannej godziny pojechaliśmy na giełdę kwiatów ale nie po kwiaty lecz po fotel bujany o którym babcia od dawna marzyła .
Oczywiście podarek już dziś został wręczony , babcia cała w skowronkach  ,  a  przecież o to chodzi , jak już wcześniej pisałam mieszkamy z babcią w jednym domu  nasza piątka i ona  , oczywiście różnica pokoleń nieraz daje się we znaki , o tak , ale nie potrafię sobie wyobrazić tego jakby miało jej zabraknąć , oby była z nami jak najdłużej .
Tak się poukładało życie że to ona z dziadkiem zastępowali mi rodziców ( niestety nie każdy potrafi temu sprostać aby być rodzicem ), więc babcia z dziadkiem byli w podwójnej roli , dziadko-rodzica .
A teraz  mogę się  cieszyć , że moje dzieci mogły słuchać tych samych bajek , które mi opowiadała ,wysłuchiwać przeróżnych histori wojennych , histori co było kiedyś , o dawnych czasach , których nie ma
A więc jutro goście a dziś jeszcze mam masę roboty w kuchni, muszę zrobić sałatkę warstwową , mięsiwo drobiowe przygotować i takie tam robótki .
Jutro rodzina a we , wtorek babci koleżanki cztery starsze panie , trzy z nich chodziły z babcią do podstawówki a więc przyjaźń przetrwała lata , a kiedyś parę lat wstecz było ich trzynaście babek , więc na nudę i samotność nasza babcia narzekać nie może , jeszcze w remika z trzy razy w tygodniu ze swoją rówieśnicą pogra  a co :))))

Zmieniając  temat muszę przeprosić moją kurę zielononóżkę za to że psioczyłam że stare raszple itp. , gdyż  jedną z nich przyłapałam na tym jak zniosła JAJKO  a więc odwołuję co o niej napisałam .
Julek jak go dawno tu nie było  , dziś pokazał swój nowy ogon jeszcze rośnie ale już ma czym się pochwalić .
Jutro jak nie będzie padać malujemy domki i będziecie mogli je sami  ocenić , mam nadzieję że nadchodzący tydzień nie będzie taki zwariowany jak ten który minął .

Dzięki  za Wasze kapuścianno - orenżadkowe historie  , MIŁEGO WIECZORU :)))





sobota, 17 listopada 2012

Tygodniowe Perypetie

Wracając  jeszcze do wczorajszego  kapuścianego  postu  przypomniało mi się  że dawno temu  jak chodziłam do podstawówki  to zwyczajem było że w pobliskim spożywczaku kupowałyśmy po 30dkg. takiej właśnie kiszonej kapusty , jako że były nas trzy koleżanki zrzucałyśmy się na nią wspólnie a potem jedna z nas szła w środku i trzymała w papierowej torebce ten nasz kapuścianny przysmak .
Nie muszę wyjaśniać chyba że w niedługim  czasie z owej papierowej torebki zaczęło kapać aby potem coraz intensywniej zaczęły kapuścianne soki spływać po rękach a jeśli to była zima to rękawiczki nie były mokre ze śniegu lecz śmierdząco mokre z kapusty , nasze mamy zachwycone nie były, oj nie .
.
Wyobrażam sobie teraz te współczesne dzieciaczki z kapustą  w ręce na ulicy obciach , chipsy i inne wynalazki jak najbardziej .

Mijający tydzień nie był dla nas zbyt łaskawy a w szczególnie dla mnie aż dwie wywiadówki w tym jedna z perypetiami ale to może kiedyś , zepsuł mi się mój laptop po gorącym wtorku , kiedy podałam wyniki głosowania i nawet nie mogłam odpowiedzieć na wszystkie komentarze :(
Niestety wcześniej wykazywał już symptony że coś mu dolega i była to kwestia czasu , kiedy wyzionie  komputerowego ducha , oczywiście poszedł do naprawy ale na cuda liczyć raczej nie możemy .
Mężuś firmowego laptopa nie chciał mi pożyczyć więc  ja chodząca cierpliwość  , udałam się do piwnicznych komnat  w poszukiwaniu gazetek reklamowych , które w zatrważającej ilości są prawie codziennie dostarczane do naszej skrzynki na listy ,a których nawet nie przeglądam tylko wrzucam do kartonu na makulaturę którą zawsze w szkole  dzieci  zbierają , a mnie te gazetki na nerwy działają .
Ale w środę strasznie chciałam takową gazetkę ze sprzętem komputerowym znaleźć , no i znalazłam takich aż trzy , w piwnicznych czeluściach już obrałam sobie model ten co miałam tyle że nowszy i  teraz z wielką niecierpliwością oczekiwałam mojego mężusia , wpierw zrobiłam mnóstwo krokietów z kapustą i pieczarkami ( grzybów z lasu nie daję bo się nie znam a na drugi świat mi nie spieszno ) oraz barszczyk czerwony do tego , wiecie drogie Panie przez żołądek do ....czego się chce .
Przy okazji naobiecywałam jeszcze mężusiowi gruszek na wierzbie , w stylu zero zakupów  i innych dupereli  i mogliśmy wyruszyć po mój nowy laptop .
W sklepie nawet się zdziwili że nie chcę słuchać ich wyuczonych formułek dotyczących sprzętu,  ani nie chciałam żeby wyciągali z pudełka i sprawdzali, ale mężuś pochamował moją niecierpliwość więc musiałam  swoją cierpliwość wystawić na  próbę .......
Po przybyciu do domu niezwłocznie podłączyłam mój nowy nabytek do sieci wszystko co trzeba było wklepać wklepałam i  okazało się że , brak łączności z internetem .....szok i zamiast radości rozczarowanie , a tu trzeba było gnać na wywiadówkę, ale znajomy miał podjechać i zobaczyć co da się zrobić .
Jednak okazało się że nic nie zdziałał wszystko powinno grać a nic nie gra ,  więc w czwartek z rana skontaktowałam się z dostawcą  naszego łącza internetowego i obiecali że kogoś podeślą  ,  wreszcie po paru godzinach pojawił się  spec..... , który po wklikaniu paru kodów wreszcie uruchomił mi komputer  o dziwo nie chciał zapłaty rzekł, że mój uśmiech mu wystarczy , miłe, ale stwierdziłam że zamiast szczerzyć zęby mała gratyfikacja finansowa mu , się należy .


Więc  piszę teraz na nowym laptopie , powinno być lepiej a  póki co , nie umiemy dojść w obrabianiu zdjęć i  muszę się jeszcze  , przyzwyczaić do niego
.
Jeszcze wczoraj jak na złość poszły nam w samochodzie hamulce i to kawał drogi od domu :(

Widzicie  jestem tu prawie cztery miesiące a jednak aż wstyd, ale z  wielkim nieraz zdziwieniem odkrywam że choć czytam blogi innych to dużo w nich tak naprawdę anonimowości  , a ja  tu się tak odkrywam  nawet dom pokazałam , nie wymśliłam sobie nawet , żadnego nicka  a teraz jest za późno :(
W sumie każdy pisze jak lubi co chce jak chce  a  ja piszę tak jak czuję .

Miłej soboty  WSZYSTKIM  :)


piątek, 16 listopada 2012

KAPUŚCIANNY POST :)))))

 


 
Bywają dni że lubię być taką gospodynią domową  gdzie gotuję parę potraw jednocześnie , potem z satysfakcją  patrzę jak  wszystko znika ładnie z talerzy , a  nadwyżkę pakuję w zamrażalnik  na czasy pt. nie chce mi się :)
Teraz jak na dworze nie ciekawie to  lubię być taką  kurą domową  ,  ale  bywają  też dni  że  tego nie cierpię  ,  ale póki co nic innego nie wymyśliłam  a jak wymyślę to dam znać :)

I tak w tym tygodniu zakisiłam w największym dostępnym kamionkowym garnku 45 kilo kapusty , choć w piwnicy zostały jeszcze , niedobitki kapuściane  z ubiegłego roku  , jedynym dla mnie plusem jest to że jak kiedyś bywało odpada szatkowanie kapusty , teraz , są gotowe w workach .

Kiedyś szło się do szczęśliwego posiadacza takiej szatkownicy i po znajomości lub za opłatą , targało się takowe urządzenie do domu , u nas zwykle  do piwnicy gdzie wszystko było obłożone folią, stały wielkie cynkowe wanny gotowe na przyjęcie zaszlachtowanej kapusty, oraz czekały  dwie wielkie drewniane beczki , które niejedną kapustę niańczyły w swoich przepasnych   wnętrzach .


Całe lata nie chciałam słyszeć  o kiszeniu, ale też miałam dość tej kupnej zaoctowanej pseudo kapuchy więc w ubiegłym roku skapitulowałam i  zaopatrzyłam się w stosowny gadżet ,  gdyż  niestety beczek  dawno już nie ma , a  szkoda .

Wracając do wczorajszego posta , oto na zdjęciu koszyk który sobie przezornie kupiłam na jajka , ale widać na zapełnienie go przyjdzie jeszcze długoooo  poczekać .

Na razie znów uciekam bo mi pasmanterię zamkną a Piwonia  i Hania  sprawiły że chcę spróbować zrobić takie  cudeńka  , którymi one czarują na swoich blogach jak widać mnie zaczarowały :)

Dziękuje  za odwiedziny u mnie i za komentarze :)
.

czwartek, 15 listopada 2012

PAW DOMOWY :))))))


Rosną nasze pawie dziewczyny  Sally  jak widać  jest  całkiem bezpośrednia w kontaktach  z nami , ulubionym jej codziennym zajęciem staje się :)
- grzebanie dziobem  w donicach z kwiatami  oraz poznawanie walorów smakowych tych  roślin
-dreptaniem za nami krok w krok
-pieszczoty w pawią główkę
-degustacja naszych potraw  i jeszcze z czasem pewnie  dojdą inne ulubione zajęcia Sally  .
Sammi  też sobie nieźle radzi, ale wiadomo że zawsze będą spore ograniczenia , które pomożemy  jej pokonać .

Wczoraj  po długim oczekiwaniu  zostaliśmy posiadaczami pierwszego jaja , które sprezentowała nam nasza nioska , wcześniej  jak staliśmy się posiadaczami  niosek zaopatrzyłam się w stosowny  koszyk , aby było w co jajka zbierać , a tu z siedmiu kur ledwie jedno jajo :(  słabo się starają a ja tak bym chciała domowy makaron zrobić z swojskich jaj .

Tydzień schodzi mi na lataniu po wywiadówkach u moich pociech , i dziś znów lecę tym razem do Kingi , która wczoraj już naszkicowała obraz Bustani  sama jestem ciekawa efektu końcowego , czy ta przerwa dwuletnia  nie zaważy na wykonaniu obrazu , no ale póki co jestem dobrej myśli .

Jeszcze  zbiorowe  wyjaśnienie :), pod ostatnim postem dopisałam wielkimi literami że wszyscy się doczekają na swoje obrazy , gdyż pierwsze komentarze wskazywały na to że  nie zrozumiale może napisałam czy sama nie wiem że więcej było zawodu , niż radości .
Następne obrazy jak te oczywiście się udają będą malowane według kolejności zgłoszeń  , to będzie chyba uczciwe , chyba że ktoś ma inne propozycje , a że trzeba poczekać trudno to nie jest ksero , czy szkic , tylko obraz olejny gdzie farba też potrzebuje czasu aby wyschnąć a kto chce zmienić koncepcje swojego obrazu to nie ma problemu .

Miłego popołudnia  WSZYSTKIM   a ja uciekam na wywiadówkę :)

 

wtorek, 13 listopada 2012

OBRAZ DOSTANIE ..........

Dziś  niezawisłe jury  wylosowało  dwie  osoby które wkrótce staną się posiadaczkami  obrazu  olejnego z motywem który sobie same wybrały



 , a więc posiadaczką pierwszego obrazu jest .................

- BUSTANI
drugi los szczęśliwy był dla .........


- ANASTAZJI




Mam nadzieję że będziecie zadowolone :)))))

Dziękuję wszystkim osiemnastu  osobom za udział w tym szybkim konkursie  ,  który  znaczył dla mnie dużo bo pokazał mi że przez te prawie cztery miesiące mojego  blogowania  ( trzaśnie 24 listopada ) zrobił się fajny krąg znajomych , których trochę poznałam , poznaję , i poznam mam nadzieję i Wasze podejście nie tylko do konkursu ale do   mojego   cudacznego , bloga  mnie w tym utwierdziło :))

A teraz co to za smutne miny   ..... dziewczyny dziś się nie udało ale .......wszystkie nadesłane zdjęcia zostają  u mnie w komputerze a Kryska , Magnolia , Mirka , Halszka i inne dziewuchy które chciały się zdać na córę , poszukają  sobie same  kur , kogutów , martwej natury , czy co tam Beata chciała słoneczniki i przyślą  mi do końca roku , i  z tej 16 zrobimy znów losowanie i przy dobrych wiatrach oczywiście z czasem WSZYSTKIE  uczestniczki dzisiejszego losowania będą miały swój obraz , jak Kinga nie będzie zawalona nauką i bedzie miała chęci to z pewnością się uda :)) A więc losowanie gonić będzie losowanie , to wyszło od Kingi  , tak więc kolejne losowanie TYLKO DLA POZOSTAŁEJ 16 może jeszcze w grudniu :))) Jak która panna ma ochotę coś zmienić w przysłanych zdjęciach to da się zrobić .

Chciałam jeszcze pozdrowić żonę pana Tomka z Łódzkiego  , która dziś miała robić rolady śląskie z mojego przepisu :))
i proponuję aby pana Tomka zagoniła do klusek i jak już zagoni go do , kuchni to jeszcze sernik niech zrobi , przy okazji   :)))

PANNICE  MOJE DROGIE PROSZĘ O NIEROZPACZANIE   w komentarzach gdyż WSZYSTKIE  BĘDZIECIE POSIADACZKAMI  SWOICH OBRAZÓW   TYLE ŻE JEDNE PRĘDZEJ DRUGIE PÓŹNIEJ  ; KOREKTY SĄ JESZCZE MOŻLIWE  :)) RACZEJ PROSZĘ O POZYTYWNY DOPING KINGI   .....  CIERPLIWOŚCI :))))))))))

poniedziałek, 12 listopada 2012

OSTATNI DZWONEK :)))))

Jeszcze parę godzin zostało aby  zgłosić się do KONKURSU ŚWIĄTECZNEGO  , i  wygrać  jeden z dwóch  obrazów  namalowany farbami olejnymi  a czego będzie dotyczył zależy tylko od WAS  szczegóły na linku .
Zaznaczam również że obraz mały nie będzie wymiary to 55cm.  na 40 cm. oczywiście  o ramę  do obrazu każdy zadba sam :)
Myślę że fajny pomysł ( jak Kinga zostanie Picascem  to może być wartościowe , oczywiście żartuję )  i ledwie 10 osób chętnych  szkoda , myślałam że też jakieś anonimy i podczytywacze  się zgłoszą   ale widać się przeliczyłam :( .MOI DRODZY POSTARAJCIE  SIĘ  :)))
Jak ktoś chętny to do północy można się zgłaszać :)))  i NIE trzeba być moim obserwatorem .

JUTRO  WYNIKI  LOSOWANIA :))))


Konkurs świąteczny





Zawsze na pierwszym miejscu u mnie Sarah Brightman   ....... potem Il Divo .....potem ....inni ....i Pitbull

niedziela, 11 listopada 2012

NIE DEPTAĆ MARZEŃ !!!!!!!!!!

 
W  dalszym ciągu zachęcam do wzięcia udziału w konkursie świątecznym , chętni mają czas do jutra do północy .
Nie jest to żadne Candy  w którym chodzi o zareklamowanie własnego bloga i pozyskanie obserwatorów , ( tak czytałam wczoraj w necie bo nie wiedziałam co to jest )  , a więc  wystarczy wyrazić wolę  uczestnictwa  i przesłać jakieś zdjęcie martwej natury lub zwierzęcia  i to wszystko :))
Inicjatywa wyszła od Kingi  , choć ja nie jestem do końca przekonana co do końcowego efektu , dwa lata przerwy ale ona  jak dla mnie za pewnie się  czuję , uwierzyła  dzięki WAM w siebie , a ja nie będę podcinać jej tych skrzydeł więc niech maluje i  jakby co to proszę pamiętać ze ona ma 15 lat a do Matejki daleka droga :)) W tym przypadku pochwała rodziców nie wystarczyła , musiało szersze grono czyli WY ocenić czy coś z tego będzie  i za to jestem WAM wdzięczna :))

Rodzice mogą wiele dziecku dać ale też mogą zabrać , pewno moja historia jest jak wiele takich ,  ale  sprawiła że nie chcę  narzucać swoim dzieciom mojej woli w wyborze drogi życiowej , zepsuć idzie szybko a naprawić nie zawsze się da .

Pochodzę z rodziny fryzjerskiej moja babcia fryzjerka , mama fryzjerka , ciotki , wujkowie dwaj ,w każdym razie ponad 20 lat temu było w rodzinie 14 fryzjerów , paru z nich miało za komuny swoje zakłady , bliżej lub dalej nawet gdzieś w Poznaniu ktoś miał zakład .
Dla mnie zapach dzieciństwa to właśnie zapach płynów do trwałej ondulacji , lakierów do włosów i było oczywiste że albo będę weterynarzem lub fryzjerką , weterynarz odpadł chyba nie byłabym w stanie uśpić zwierzęcia więc zostało fryzjerstwo .
Wszystko wraz z moim dorastaniem do tego zmierzało już w podstawówce koleżanki  chadzały do mnie aby zrobić im fajny fryz w ramach możliwości  , że nie wspomnę o moich lalkach .
Uwielbiałam ten klimat kiedy byłam dzieckiem a , babcia wtedy dużo młodsza robiła panią  w domu ( już nie pracowała )  włosy , ten klimat siedziałam na maleńkim taboreciku i patrzałam jak obcina , nawija włosy na wałki a przy okazji nasłuchałam się przeróżnych historii  co komu życie napisało.
I właśnie przyszedł odpowiedni czas na wybranie szkoły i tego kim chcę zostać w przyszłości  dla mnie i dla wielu którzy mnie znali było to że będę fryzjerką  ale dla mojej rodziny nie to był wstyd co ludzie powiedzą tyle fryzjerów , są inne zawody , w każdym razie co chcę ale nie fryzjerstwo .
Oczywiście nigdy nie byłam pokornym cielęciem i za plecami  rodziny załatwiłam sobie praktykę to była podstawa u mojej ciotki , która miała swój zakład i czekałam na odpowiedni moment aby poinformować  w domu o moim wyborze  .
Ale niestety  nie wygrałam tej batalii  , delegacja domowa ciotkę nawiedziła i biedaczka nie mając wyjścia  , poinformowała mnie że nici z praktyki , choć wiem że mnie popierała ale lepsza zgoda w rodzinie  niż uleganie fanaberią nastolatki .
Zmuszona byłam dołączyć do moich koleżanek  , które w mniemaniu mojej rodziny wybrały odpowiednią szkolę , którą oczywiście skończyłam  ale nigdy jej nie polubiłam ani tego zawodu który mi dała ,  męczyłam się w niej umilając sobie i innym koleżanką , nauczycielką również czyli   robienie włosów , musiałam być w tym dobra .
Musiały minąć lata  aby  moja babcia która była główną  sprawczynią tego abym nie robiła tego co pragnę  doszła do tego że źle zrobiła  stając na wyborze mojego wymarzonego zawodu .
Czytając to wielu z was stwierdzi wielkie co tyle zakładów , fryzjerów i macie rację ale nie każdy ma odpowiedni dar do wykonywania zawodu , lekarzy jest dużo a tych z powołania ???
mój dar tak to nazywam  polega na tym że patrząc na osobę widzę jaką fryzurę powinna mieć , nie tnę jak leci  wszystkich według mody , bo to nie zawsze się sprawdza , fryzura musi pasować do człowieka , jego osobowości wieku , tak samo kolor .
Pamiętacie te grzywki cięte po skosie gdzie ta niby grzywka zamiast odmłodzić bezlitośnie obnaża  mankamenty twarzy , sama  nie raz jak byłam u fryzjera to musiałam z nerwem tłumaczyć że taka  a taka fryzura do mnie nie pasuje  a ona zdziwiona bo to jest modne i wszyscy tak chcą czyli nie patrzą na człowieka tylko lecą według szablonu .
Trzynaście lat temu postanowiłam jeszcze zawalczyć i zapisałam się  na kurs fryzjerski  , kosztował jak na nasze warunki sporo  , Kinga miała skończone dwa latka  więc mogłam  pokonywać dwa razy w tygodniu  kawał drogi aby jak myślałam czegoś się nauczyć i mieć papier to podstawa .
Było nas z dwadzieścia parę kobiet w różnym wieku , większość to były nudzące się w domu czterdziestki , dla nich kurs to było jak powrót do szkoły , fajne gadżety w postaci najdroższych kuferków , nożyczki z najwyższej półki ( sama tanich nie miałam ale na nożyczkach się nie oszczędza )  , którymi nigdy się porządnie nie nauczyły ciąć .
Po poznaniu okazało się że nawet panie w balzakowskim wieku są ok. , ale ta kobita  co miała mnie uczyć fachu fryzjerskiego ???  po pierwszej lekcji miałam dość , wiedziałam że pieniądze które wyłożyłam na kurs przepadły albo lepiej bym się czuła jak bym je zgubiła , Otóż ta kobita nic że była po lub koło 70 tki  , to potrafiła tyle co ja sama umiałam , a wtedy wchodziły balejaże inne nowości to wiedza jej była zerowa , zwykle jak przychodziła na kurs to pierwsze  jej słowa były takie drogie panie ale mnie boli głowa ,  poćwiczcie sobie coś same  , i tak  w koło , sympatią mnie nie darzyła bo mówiłam głośno co o takiej nauce myślę  i że szkoda było pieniędzy na taki kurs , oczywiście po pół roku tej bez nadziei  zrezygnowałam a raczej  mój syn i oczekiwanie na jego narodziny , były powodem dla którego nie chciałam ciągnąć tej farsy zwanej kursem .
Jestem   fryzjerem  mojej rodziny i  paru sąsiadek  , pogodziłam się z tym że swojego zakładu mieć nie będę ; ale moja siedmioletnia córa lubi grzebać we  włosach więc może.......kto wie :)))

Dajmy dzieciom decydować  lub  słuchajmy co mają do powiedzenia :))))

obraz powyżej  namalowała  Kinga tuszem :))



sobota, 10 listopada 2012

Konkurs Świąteczny

Moja córka dzięki Wam odzyskała swój zapał. Już siedzi przy sztalugach i maluje. Sama zaproponowała jako prezent Świąteczny namalowanie 2-óch obrazów dla moich internetowych znajomych :))

Postanowiłyśmy urządzić konkurs w którym rozlosujemy 2 osoby które dostaną obraz.

Konkurs będzie polegać na tym że każdy kto będzie chciał brać w nim udział (mam nadzieje że jak najwięcej osób) Wyśle do mnie na e-maila : [email protected] zdjęcie. Na zdjęciu musi znajdować się martwa natura lub (wasze) zwierzę/ta (coś co chcielibyście by znalazło się na waszym obrazie) chyba że ktoś wyrazi w komentarzu zgodę i zda się na niespodziankę :). Zdjęcia wysyłajcie do poniedziałku wieczora :)

Razem z córką wylosujemy 2 zdjęcia spośród nadesłanych :)

Mam nadzieję że taka zabawa się Wam spodoba :)


Wszystkich skrytych jak i tych jawnych zapraszam do zabawy ! 





OPOWIEŚCI Z WOLIERY :)))))

Dziś  wracam do źródeł czyli do ptaków .... pogoda znów sprzyja a więc prace przy budowaniu wolier czas wznowić .
Ptaki już wróciły do zdrowia jeszcze tylko bażancik diamentowy  miał niewielki  objaw choroby i przesiaduje grzecznie w naszych domowych pieleszach  i cóż widać że mu się podoba ......ale po niedzieli wróci do swoich dwóch panienek :)
Sally i Sami  dwie  siostrzyczki  , póki co też są z nami w domu  i robią się z nich pawice salonowe a w szczególności ze Sally , choć prawie o trzy tygodnie młodsza to różnicy między nimi prawie nie widać , Sami znosi swoje kalectwo dzielnie , jest na szczególnych przywilejach i prawach  , również kulinarnych .
Ale Sally nie gorsza i też mała spryciula  potrafi nas czarować , praktycznie drepcze za nami krok w krok ,a już w kuchni jak coś za długo przy blacie robię i ona nie widzi co to dziób, i dziób w nogę , znak że jakiś smakowity kąsek by chciała a w szczególności lubią żółty ser i .....praktycznie wszystko co my jemy , wczoraj sernik chyba wypadł dobrze bo dziewczyny połknęły wszyściutko co dostały .
Pawice rosną  , Sally ma w zwyczaju  wskakiwać na kolana po trochę pieszczot , ale również bez zapowiedzi wskakuje na ramię lub głowę jeśli akurat siedzi się na krześle  i jak podrośnie to będzie ciężkiiiii problem  , plus pazury :)))

Jak pisałam wcześniej budujemy cztery woliery  , ale prawdopodobnie stanie jeszcze piąta , jak wiecie ptaki chorowały , wcześniej Sami  miała kłopoty i korzystaliśmy i korzystamy  z  pomocy wspaniałych weterynarzy i   oni  zaproponowali nam abyśmy przy ich pomocy stworzyli coś na kształt tymczasowego pogotowia dla drapieżnych i dzikich ptaków .
Do tego właśnie jest potrzebna odpowiednio wysoka , najlepiej z drzewem , osobna woliera ,wraz z domkiem  , trafiają do nich chore , z połamanymi skrzydłami ptaki  lub niezdolne do samodzielnego funkcjonowania ,   i u nas wracały by do zdrowia  , a potem na wolność , czekał już nowy lokator do nas krogulec ale niestety pomimo wysiłku  weterynarzy , odszedł  za tęczowy most .

Jeśli ktoś by mi z rok temu powiedział że w domu będzie mi chodził paw , w ogrodzie staną woliery , że koguty będą jeden przez drugiego piać ,czy ja bym uwierzyła  , uznałabym to za coś nierealnego  ;  a dziś  innego życia już sobie NIE WYOBRAŻAM .

Ostatnio  zrobiłam niezłą  wycieczkę po moim  terenie prywatnym  , ale bardzo mi zależy aby  kto do mnie zagląda miał uczucie że mnie choć trochę zna i zagląda do mnie jak do znajomej  aby zobaczyć co nowego  słychać , wiem święta jeszcze daleko ale moim życzeniem świątecznym była by chęć  telefonicznego  kontaktu  z  chętnymi osobami i  złożenia  świątecznych  życzeń  , wiadomo że nie w dzień wigilijny kiedy każdy zalatany ale ciut wcześniej , więc kto by chciał to proszę pisać na pocztę a kto nie to oczywiście że uszanuję  taką  decyzję .
Może  dyplomacją nie grzeszę  że  piszę o telefonie ale kto wie co będzie jutro , za miesiąc  a ja  z cierpliwych nie jestem , ale to już wiecie :)
Na drugi tydzień pierwsze zdjęcia  z nowych wolier , a póki co Sally  i Chilijka czyli Arakuana  kurka bez ogona  , która będzieee  kiedyś znosiła niebieskie jajka  .
Serdecznie pozdrawiam  Wszystkich  kukających  , komentujących , niekomentujących , radosnych i smutnych . 




piątek, 9 listopada 2012

OPOWIEŚCI DOMOWE :)))





Inspiracją do  tematu dzisiejszego  postu były Olga i Magdalena  , które poruszyły  ważny temat pod tytułem   ....DOM .
Jeszcze  parę lat temu   nie chciałam w moim rodzinnym domu mieszkać , powodów  mnóstwo  , ale  życie to nie koncert życzeń mówisz masz ,  więc mieszkałam , mieszkam i będę mieszkała ....póki co .

Mój dom to 81 staruszek  , powstał nadzwyczaj szybko w  kwietniu  zaczęła się budowa  a w październiku rodzina mogła w nim zamieszkać , czyli pół roku , moi pradziadkowie na Śląsk przybyli z Opolskiego  aby tu żyć .
Tym bardziej uważam że budowa była ekspresowa , dom jest dwu piętrowy i dwu rodzinny a więc duży , od początku byli lokatorzy , którzy dostali meldunek z miasta aby zamieszkać w prywatnym domu , za komuny to samo .
Tu rodziły się dzieci (kiedyś tak bywało) , nowe pokolenia   ale i ten nasz dom staruszek pamięta czasy wojenne .
W lutym 1942 r. do naszego domu  w nocy przyszło gestapo  po najmłodszego syna mojej prababci 19 letniego Wiktora  , który został aresztowany  i później wywieziony do Oświęcimia gdzie po pół roku zginął .

W czasie wojny ukrywali się  przez ok. trzy miesiące  u nas w domu dwaj Angielscy żołnierze , którzy szczęśliwie wrócili do swoich domów , a  moi pradziadkowie dostali list  z podziękowaniami  z Ambasady Angielskiej  oraz list  od jednego z ukrywanych żołnierzy .
Później jak już Niemcy uciekali to , przyszli  Rosjanie  i u nas na podwórku przez kilkanaście dni mieli polową kuchnię a wtedy , na poddaszu ukrywali się właśnie  ci dwaj Anglicy .

Więc nasz staruszek dom  pamięta  niejedno zdarzenie , narodziny , śmierć  wszystko to co niesie życie .

Moja znajoma ma córkę w Ameryce i mówiła mi że oni mają dom tam gdzie chleb , a chleb mają tam gdzie  mają pracę , a u nas ta ojcowizna , te przywiązanie do miejsca  ja tak chyba  mam.

Ponad rok temu staliśmy się pełnoprawnymi właścicielami naszego staruszka , więc zafundowaliśmy mu lifting  czyli elewację  wcześniej był z czerwonej cegły i remontujemy co zepsute naprawiamy i tak nam zleci do 50-tki  albo dalej .
Patrząc wstecz nie potrafiłam docenić co to znaczy mieć dom , z przeszłością z historią , wręcz  denerwowało mnie że stary za duży ale z  wiekiem potrafię to docenić , szkoda że tyle ciekawych rzeczy ja  co wszystko chomikuję  wyrzuciłam  , nawet piękną przedwojenną sypialnie  zniszczyliśmy , oj ja głupia .....

A dziś szukam w strychowych komórkach , skrytkach i znajduję żelazka na duszę , różne starocie  które dopiero dziś potrafię  docenić  a więc lepiej późno niż ......
Wiem  że każdy dom ma duszę  a co za tym idzie różne stuki , puki , nasz jest od tego wolny , choć  są dwie historie mroczne ale je zostawię  a w szczególności jedną na  ANDRZEJKI .

A dziś  pada deszcz  a więc domowo i  pokusiłam się o sernik , po tych wszystkich kluchach , roladach , czas na deser . 
W robieniu tortów , ciast  jestem kiepska ale sernik zawsze wychodzi ( różne serniki )  przede wszystkim te , nie są suche.
Rodzynek również nie dodałam bo nie lubię  ale są wskazane:)


 Sernik z bezą kokosową:























Czas przygotowania: 1 godz.
Ciasto: 20 dag mąki, pół kostki masła, 3 łyżki cukru, jajko, pół łyżeczki proszku do pieczenia.
Masa Serowa: 75 dag mielonego tłustego sera*, 20 dag cukru, 3 żółtka, czubata łyżeczka proszku do pieczenia, pół szklanki śmietanki, 3 łyżki wiórków kokosowych, 2 łyżki rodzynek, czubata łyżka smażonej skórki pomarańczowej, torebka budyniu waniliowego bez cukru.
Beza kokosowa: 10 dag wiórków kokosowych, 3 białka, 3 łyżki cukru.

Sposób Przygotowania:
Z podanych składników szybko zagnieść ciasto. Owinąć w folię, wstawic na 45 min do lodówki. Wylepić ciastem dno i boki niedużej blach lub tortownicy i podpiec ok. 20 min. w piekarniku nagrzanym do 180°. Rodzynki sparzyć, osuszyć i obtoczyć w mące. Skórkę pomarańczową drobno posiekać. Żółtka utrzeć z cukrem i wciąż ucierając dodawać stopniowo budyń wymieszany ze śmietaną i proszkiem do pieczenia i ser. Na koniec wymieszać masę z wiórkami, skórką pomarańczową i rodzynkami. Z białek ubić sztywną pianę, pod koniec ubijania wsypać cukier a potem delikatnie ale dokładnie wymieszać z wiórkami kokosowymi. Masę serową rozsmarować na spodzie i rozłożyć na nierówną warstwę bezy. Wstawić ciato do piekarnika nagrzanego do 180° i piec ok. 1 godz. Gdy beza się lekko zarumieni przykryć blachę folią aluminiową.

*Ja zwykle daje 25 dag więcej i wyciskam sok z cytryny i dodaje otartą skórkę z cytryny.

środa, 7 listopada 2012

ROLADA ŚLĄSKA

C
Czym chata bogata tym.....
Prace przy wolierach chwilowo stanęły z powodu deszczu  , więc zapraszam Was ponownie  do domu nie będziecie przecież  na deszczu stać :)
Wracając do wczorajszego postu  ,  jestem Wam wszystkim wdzięczna  za te pokrzepiające komentarze  , moją Kingę zamurowało siedziała i czytając  te wpisy z pewnością była wzruszona  , jeszcze wczoraj poprosiła  aby jej płótno naciągnąć na ramę , nie wyrokuję za wcześnie  ale może coś z tego wyniknie a jeśli tak to z pewnością to zobaczycie .

Aby  tradycji stało się zadość  kluski śląskie  lubią na śląsku towarzystwo rolady , więc aby nie były osamotnione  zrobiłam dziś rolady , które będą na świąteczny obiad a tymczasem  poczekają na ten podniosły  moment w zamrażalce .
Tradycyjnie na roladę musi być mięso wołowe , jak kupimy odpowiedni kawał mięsiwa i  zabieramy się do roboty to warto porozglądać się za męskim ramieniem  z silną ręką aby nam ubił  tłuczkiem  do granic możliwości  pokrojone wcześniej na plastry mięso  , a jeśli nie posiadamy koło siebie w danej chwili  męskiego ramienia to , niestety warto wytężyć wtedy  główkę i pomyśleć kto albo co nam  zalazło za skórę i możemy same ubijać  .
Następnie z jednej i drugiej strony , solimy i pieprzymy  solidnie  , tak w sam raz i  zostawiamy na ok 1 godzinkę aby się przegryzło.
Ponownie rozkładamy  ubite plastry  bierzemy słoiczek musztardy i rozsmarowujemy na mięsie, ja używam musztardy Roleski  staropolskiej lub chrzanowej .
Później nakładamy boczek wędzony pokrojony w kostkę i cebulkę też pokrojoną w kostkę ; jest jeszcze inna szkoła z ogórkiem ale, ja nie daję dla mnie za kwaśne .
Na końcu zwijamy mięso i wtedy  powstaje rolada ,  ja obwiązuję ją białą nicią ( nie niebieską jak w filmie o pannie B.J.)  są też specjalne klamry i szpikulce jak kto woli , jeśli umiejętnie się obwiąże nicią bez problemu po upieczeniu  nić daje się łatwo  usunąć .
Teraz najważniejsza sprawa pieczenie ,rok temu odkryłam masło klarowane nie jest tanie ale naprawdę warto je mieć , zwykła margaryna się przypala , mięso na niej pieczone również  a smak rolady , sosu  zależy w dużej mierze  od  tego na czym smażymy a na maśle klarowanym mięso ładnie się smaży czuć przyjemny  zapach pieczeni , masła  no musicie mi uwierzyć że różnica jest duża .
Jak rolada się przyrumieni z obu stron , zmniejszamy ogień , dolewamy wody sporo ,będzie więcej sosu  , przykrywamy pokrywką ( jak smażymy na początku to bez pokrywki !!!)  i pieczemy z godzinę lub półtorej lub jak trafiliśmy na stare mięso to i dwie godziny :)
No i prawie tradycyjny śląski obiad gotowy , ale jeszcze modro kapusta najlepiej czerwona , moi drodzy nie jest tak idealnie też od garów migam się jak mogę , kluski czasochłonne , rolada również , to dobrą czerwoną kapustę kupuję w słoiku są takie dwa sklepy chyba niemiecka marka mają nazwy na L i A i mają świetną czerwoną kapuchę  , jadę na drugi koniec miasta po kilka słoików tej kapusty i nawet babcia ślązaczka  się nie połapała że kapusta  kupna  na szczęście bloga nie czyta :)

Miłego wieczoru  ,  zaznaczam ponownie to jest przepis jaki ja robię a każdy robi jak lubi :)