Marzenie o domku to jedno. Ale nie może w nim zabraknąć mieszkańców. A w szczególności gospodyni. Przeszukiwałam czeluście Internetu w poszukiwaniu idealnej głównej postaci.
Eve (Eve the cat - Doll) zdobyła moje serce momentalnie. Jednakże cena powaliła mnie z nóg. Przechodząc od strony do strony znalazłam też informacje jak własnoręcznie zrobić takie cudo, więc wierzę w to, że za kilka lat faktycznie podejmę się tego wyzwania. Obecnie jestem większą realistką niż pół roku temu, gdy wydawało mi się, że będzie na wszystko czas, że będą fundusze oraz umiejętności aby samemu ulepić taką BJD.
Drugą już realniejszą opcją była Heidi Ott. Oczywiście podeszłam do sprawy ambitnie i ekonomicznie. Wybrałam wersję bez ubrań i bez włosów. Jeśli jakiś początkujący w tym hobby ma podobny plan proponuję kilkukrotnie to przemyśleć. Zapewne inaczej ma się sprawa gdy już się jakiś czas siedzi w miniaturach. Ja obecnie niestety żałuję, że nie zdecydowałam się na zakup bardziej kompletny. Jednak stało się :) w porywie dobrego humoru i pozytywniejszych widoków na moją finansową przyszłość oraz nagłej dostępności mojego wybranego produktu. Stało się. Zamówiłam moją własną Heidi w asyście dwóch lampek nocnych. Bo jednak szkoda trochę tak drogiej przesyłki z Anglii wysyłać z samą jedną małą laleczką.
Przepełniona byłam ekscytacją, moje marzenie zaczęło się spełniać. Błękitnooka Heidi przyjechała bardzo szybko. Pierwsza myśl: "O boże jakie to plastikowe i małe". To była moja pierwsza zakupiona rzecz z w skali 1/12. Nie wiedziam, czego się spodziewać. Jestem z niej zadowolona i uważam, że jest przeurocza.
Wiedziałam, że teraz wyzwanie kolejne a mianowicie włosy i ubranie. Pobiegłam na zakupy materiałowe, by oczywiście mieć w czym wybierać (jakby dotychczasowych zbiorów było mało). Nakupowałam dwie siatki różności, różniastych. Przy czym pomimo upływu czasu nadal nie mam sukienki dla niej. Podchodzę do tego tematu jak pies do jeża. Najchętniej wykorzystałabym jakiś wzór, w stylu - "to zawsze wychodzi dobrze, nie da się tego zepsuć". Jednak przeszukuję Pinterest i nic takiego jeszcze nie znalazłam. Temat włosów wygląda inaczej. Marzyła mi się ruda błękitnooka dziewczyna, która bądź co bądź będzie moim odpowiednikiem. Pod wpływem chwili w sklepie z gumkami do włosów i treskami kupiłam pasemko do wpinania we włosy. Pasmo o pięknym rudym odcieniu. Niestety przeokropnie sztuczne i sztywne włosy. Nie zrażając się stwierdziłam, że przetestuję mój zakup i korzystając z kleju wikol (!) wykonałam pierwszą perukę. Pierwszą bo jak nie trudno się domyśleć ani włosie ani klej nie nadawały się do jej wykonania. Klej jest sztywny po wyschnięciu i się połamał, a włosy w momencie gdy są rozpuszczone wyglądają jakby błękitnooka była pod stałym działaniem elektrowstrząsów. Udało mi się zrobić piękne zdjęcie w świetle wczesnowiosennego kwietniowego słońca i tyle byłoby z pożytku z tej peruki. Przede mną konieczność zrobienia kolejnej. Tym razem muszę to przemyśleć lepiej. Natomiast zanim dojdę do wprawy w tym temacie musiałbym chyba ich zrobić z dziesięć.
Błękitnooka |
Świetny wybór lokatorki! Zwykle zajmuję się większymi lalkami, ale mam też Heidi (brązowooką) i ją uwielbiam. Jest przesympatyczna i pozuje bardzo wdzięcznie jak na lalkę w skali 1:12.
OdpowiedzUsuńPowodzenia z domkiem :)
Milena! Dziękuję podwójnie. Jesteś autorką pierwszego komentarza na moim blogu ;-)
UsuńDziękuję za powodzenia z domkiem. To długi proces więc przede wszystkim wytrwałość i cierpliwość ;-)
Lalek Heidi Ott jest w Polsce tak mało, że musiałam coś napisać :)
Usuń