Twórz swoją biblioteczkę, inspiruj się półkami innych osób, dodawaj oceny i opinie do książek
Katalog
Aktualności
Społeczność
Paul Lynch
Nicki Pau Preto
Anthony Ryan
Kerri Maniscalco
Maria Krasowska
Wojciech Chmielarz
Camille de Peretti
Blake Crouch
Anna Janiak
Robin Stevens
Prozatorskie zapiski Mirona Białoszewskiego pochodzą z okresu od czerwca 1975 roku do czerwca roku 1976. Rok 1975 to istotny okres w życiu poety. Po przebytym pod koniec 1974 roku zawale serca wiele czasu spędza on w szpitalu i sanatoriach. W połowie 1975 roku wyprowadza się ze swego "starego gniazda”, mieszkania na placu Dąbrowskiego, i zamieszkuje na 9. pietrze nowo powstałego mrówkowca, wielkiego bloku na peryferiach Saskiej Kępy zwanym przez dawniejszych mieszkańców dzielnicy Chamowem.
Niedawno przeczytałem ponownie Pamiętnik z Powstania. Warto wracać po latach do szkolnych lektur. Pewnie z tego powodu sięgnąłem po Chamowo. Tą książkę można by wydawać jako ciąg dalszy Pamiętnika. Zresztą, Białoszewski parę razy wspomina o Pamiętniku. Gdzieś tam, komuś odpowiada na pytanie o dalsze losy opisywanych w Pamiętniku osób. W Chamowie jest podobny styl narracji, co w Pamiętniku. To rok z życia autora po przeprowadzce do nowego mieszkania. Białoszewski utrwalił banał dnia codziennego. Nieistotne rozmowy, nic nieznaczące ulotne zdarzenia, przypadkowi ludzie mijani na ulicach Warszawy. Wartością samą w sobie jest portret miasta, którego już nie ma. Razem z Białoszewskim patrzymy na świeżo zbudowany Dworzec Centralny, na jego oczach pustki Pragi zapełniały peerelowskie blokowiska. Pewnie dla polonistów o wiele ważniejszy jest język tej prozy. Mnie uderzyło rozprzymiotnikowanie tego tekstu. Jakby istniejący język był dla Białoszewskiego za ciasny. Tworzył mnóstwo własnych słów, wyrażeń, porównać. Gdzieś tam było "psio i wsiosko", gdzie indziej krzak był "liściasto kaszasty", a jezdnie były "pomokrzone". Takie perełki są w tekście na każdym kroku. Mimo tych ochów i achów, jakie przed chwilą z siebie wydałem, nie wiem czy i kiedy wrócę do Białoszewskiego. Jego zapiski z codzienności zmęczyły mnie, nie mniej, jakbym sam stał z autorem w "ogonie" do okienka w rejestracji u lekarza, albo błąkał się po blokowisku w poszukiwaniu "administracji", żeby zgłosić cieknący kaloryfer.
Niedawno przeczytałem ponownie Pamiętnik z Powstania. Warto wracać po latach do szkolnych lektur. Pewnie z tego powodu sięgnąłem po Chamowo. Tą książkę można by wydawać jako ciąg dalszy Pamiętnika. Zresztą, Białoszewski parę razy wspomina o Pamiętniku. Gdzieś tam, komuś odpowiada na pytanie o dalsze losy opisywanych w Pamiętniku osób. W Chamowie jest podobny styl narracji,...
Pod prowokacyjnym tytułem „Chamowo” skrywają się prozatorskie zapiski, jakie Białoszewski prowadził przez pewien czas po zamieszkaniu w jednym z warszawskich bloków, tzw. mrówkowcu. Poeta otrzymał mieszkanie na najwyższym piętrze, skąd mógł obserwować bliższe i dalsze otoczenie. Intrygujące okazuje się zwłaszcza to bliższe: prości robotnicy, chłopi, ale i inteligencja, słowem – obcy ludzie zostają, bez żadnego uprzedzenia i przygotowania, upchnięci na ograniczonej powierzchni peerelowskiego blokowiska. Na efekty wymuszonego sąsiedztwa nie trzeba było długo czekać. Oprócz opisu przypadkowego i mimowolnego bytowania, Białoszewski przedstawia również siebie oraz swoje dziwactwa: zrywanie badyli, odżywianie się jedynie mlekiem czy nocne podróże tramwajami.Czasem pisarz daje upust wyobraźni i w zapiskach pojawiają się małe literackie arcydzieła, jak chociażby opis deszczu w tym fragmencie tekstu:🪟 "Deszcz znów sfrunął. I czepiał się coraz szumniej pięter, parapetów. Światła w wielu oknach. Ale za chwilę, jak doszedłem do widoku, to w iluś dachach i asfaltach jak w świecących lustrach, niżej, wyżej, dalej, stał, wisiał deszcz. Wielopłatowcowy, w równowadze." 🌧️ Ależ pięknie słychać stukot deszczu w wyliczeniu znajdującym się w przedostatnich liniach! Niby prosty zabieg, a jaki świetny efekt. No i to nietuzinkowe porównanie połączone z epitetem. Piękne, po prostu doskonałe.👍Styl zapisków Białoszewskiego to oczywiście nietypowa polszczyzna, czyli „białoszewszczyzna”. Wiele tu neologizmów, co rusz przemykają nagle pojawiające się i znikające dialogi oraz pojedyncze lub tworzące kakofonię dźwięków onomatopeje. Książka jest, rzecz jasna, nietuzinkowa, dziwna, tak jak jej autor - wielki oryginał.Ja osobiście dozowałam ją sobie po troszku, gdyż przedawkowanie Białoszewskiego może mieć przykre skutki uboczne jak np. : czytanie powierzchowne i wzruszanie ramionami, że to jakieś badziewie, porzucenie lektury w trakcie czytania lub rzucenie owym dziełem o ścianę albo, co jest absolutnie niepożądane - w przypadku książki wypożyczonej z biblioteki - wyrzucenie jej za okno. 😂Gdy jednak "Chamowo" czyta się po troszku i wolniutko, uśmiech często rozjaśnia człowiekowi twarz.Lektura "Chamowa" daje osobliwą satysfakcję, która polega na tym, że jeżeli ktoś myśli, iż widział i czytał już wszystko, to ta książka z pewnością ma moc, aby takiego "znudzonego" czytelnika wytrącić ze strefy komfortu i postawić do pionu. 🧍
Pod prowokacyjnym tytułem „Chamowo” skrywają się prozatorskie zapiski, jakie Białoszewski prowadził przez pewien czas po zamieszkaniu w jednym z warszawskich bloków, tzw. mrówkowcu. Poeta otrzymał mieszkanie na najwyższym piętrze, skąd mógł obserwować bliższe i dalsze otoczenie. Intrygujące okazuje się zwłaszcza to bliższe: prości robotnicy, chłopi, ale i inteligencja,...
Jako człowiek kulturalny postanowiłem, że przeczytam coś Białoszewskiego. Było mi w zasadzie obojętne czemu się oddam w długie zimowe wieczory. Postanowiłem, że będę losował. I wylosowałem. W pierwszej chwili się załamałem. Człowiek kulturalny i "Chamowo"!Przeczytałem. Bardzo dobre. Polubiłem nawet to "Chamowo", a przy okazji pozbawiłem się kompleksów.
Szara ta książka, jak beton dzielnicy mojego dziecinstwa/mlodosci, której to tytułowa nazwa jednak nie funkcjonuje, ale zadna z resztą, co też zdaje sie mówic autor..
Lubię prozę Białoszewskiego. "Chamowo" wyobrażałem sobie jako coś na podobieństwo "Zawału" tego autora. Ot, taka proza pełna opisów codziennych zdarzeń, w której na pozór niewiele się dzieje. I w pewnym sensie tak właśnie jest, choć muszę przyznać, że "Zawał" zrobił na mnie jednak większe wrażenie.
Chamowo to dziennik. Ale po co w ogóle czytać dzienniki? Powodów może być wiele: po to, żeby poznać osobiście pisarza, żeby wtopić się w klimat czasów, w których żył, rozeznać się od wewnątrz w środowisku literackim... Z Chamowem problem jest taki, iż spełnia ono co najwyżej pierwszą z tych funkcji. Białoszewski ukazuje nam się tutaj jako nowy mieszkaniec mrówkowca na dopiero co zbudowanym osiedlu, który bynajmniej nie zmienia swoich starych przyzwyczajeń - krąży nocą po mieście, jest bywalcem pierwszych kursów autobusów, błąka się bez celu od śródmieścia stolicy po jej obrzeża, zrywa mnóstwo przydrożnych badyli i żywi się tak, że prosi się o drugi zawał. Jeżeli zatem chcecie zobaczyć dziwaka, którego każdy z nas czytywał w szkole, Chamowo nadaje się do tego idealnie. Nieco gorzej wypada warstwa klimatu epoki. Wbrew tytułowi, nie ma tu zbyt wielu obserwacji z życia w ludzkiej zbiorowości, a de facto zbieraninie. Ot, trochę uciążliwości życia w bloku, które Białoszewski śledzi niekiedy niczym Hercules Poirot (jak pisze w dzienniku, Agathę Christie cenił on bardziej, niż prozę psychologiczną). Białoszewski znajdował się również poza wielkim środowiskiem literackim. Ktoś, kto chciałby tu znaleźć Putramenta, Brandysa, Różewicza czy kogokolwiek innego, srodze się zawiedzie. Jest tu tylko galeria kilku enigmatycznie nazwanych, ale świetnie skrojonych postaci (Kicia Kocia, Lu. i Lu., Le., Dziadek, Jadwiga, Tadzio, Anula). To jednak, co powinno przyciągnąć do lektury, to styl tych dzienników – wyraźnie rozpoznawalna „białoszewszczyzna”, oparta na ciosanych siekierą, pełnych neologizmów opisach, dialogach, oddanych bez żadnej autorskiej ingerencji, w których czasem nie wiadomo, o co chodzi i ogólnym klimacie jak krainy po drugiej stronie króliczej nory. Chamowo przypomina trochę oliwki z serem w budyniu: jednym zasmakuje, innych odrzuci, ale nikt nie powie, iż nie jest to coś wyjątkowego. Dlatego Chamowo można polecić dwóm rodzajom osób: miłośnikom Białoszewskiego albo zblazowanym czytelnikom, którzy myślą, że nic ich już nie zaskoczy. Startowałem jako ten drugi, po lekturze stanę się również tym pierwszym.
Chamowo to dziennik. Ale po co w ogóle czytać dzienniki? Powodów może być wiele: po to, żeby poznać osobiście pisarza, żeby wtopić się w klimat czasów, w których żył, rozeznać się od wewnątrz w środowisku literackim... Z Chamowem problem jest taki, iż spełnia ono co najwyżej pierwszą z tych funkcji. Białoszewski ukazuje nam się tutaj jako nowy mieszkaniec mrówkowca na...
Ciekawa książka. Na pozór nic się tu nie dzieje, a jednak przedstawione opisy codziennych zdarzeń potrafią zaciekawić.
Bardzo polecam, zwłaszcza mieszkańcom prawobrzeżnej Warszawy :)Co prawda nie zrobiła na mnie aż takiego wrażenia, jak "Pamiętnik[...]" ale również czytało się ją bardzo dobrze, a Mironowe słowotwórstwo jest naprawdę niepowtarzalne!
Podchodziłem do przeczytania tej książki wielokrotnie i nigdy nie umiałem przebrnąć przez pierwsze 100 stron. Myślę, że jeszcze nie raz spróbuję, ale jak na razie uważam, że jest to zbyt specyficzny sposób pisania, chaos myśli, pojedynczych krótkich zdań.
Pozycja obowiązkowa dla miłośników Twórcy panicznie rozkochanego w Warszawie.
Dodaj cytat z książki Chamowo