"Palec mnie świerzbi, co dowodzi, że jakiś potwór tu nadchodzi. Odsłońcie otwór, niech wnijdzie potwór!" - taki cytat z Makbeta wybrał sobie Dean Koontz na motto do horroru "Maska".
Na Deana Koontza trafiłam kilka lat temu. Do tamtej pory nawet o nim nie słyszałam (z horrorów czytałam jedynie dzieła Stephena Kinga, które towarzyszą mi do dziś). "Maska" była pierwszą i, jak na razie, jedyną książką, którą przeczytałam tego autora. Natknęłam się na nią w bibliotece i zabrałam na próbę. A nuż mi się spodoba - pomyślałam, choć bez przekonania. Miłośnicy Kinga wiedzą dlaczego. I muszę przyznać, że miło się zaskoczyłam...
Głównymi bohaterami są Carol i Paul Tracy - małżeństwo z krótkim stażem. Ona jest psychiatrą dziecięcym, on - wykładowcą na uczelni i pisze książkę. I choć odnoszą sukcesy, w ich życiu brakuje czegoś istotnego - dziecka. Niestety nie mogą go mieć z powodu bezpłodności Carol. Dlatego decydują się na adopcję, nie wiedzą nawet, jak ta decyzja wpłynie na ich życie. Zamieni się ono w pasmo katastrof, których uwieńczeniem będzie potrącenie przez Carol nastolatki o imieniu Jane. Kim w rzeczywistości jest ta urocza blond dziewczynka?
Powieść podzielona jest na dwie części, które poprzedza je intrygujący prolog. W pierwszej części zło się zbliża do państwa Tracy, w drugiej - czeka na odpowiednią okazję, by zadać im cios. Warto wspomnieć, że tytuł powieści nawiązuje do cytatu z "Księgi policzonych smutków", fragment ten stał się mottem do drugiej części:
Choć nie jest to przerażający horror, to ma w sobie coś, co mnie zaintrygowało. Pewnie są lepsze powieści tego autora, ale ta naprawdę nie jest zła. Szczególnie, że weźmie się pod uwagę to, że "Maska" została napisana w 1981 roku. Od tego czasu wiele się zmieniło. Dziś czytelnicy potrzebują mocniejszych emocji, by poczuć dreszcz. Podobnie jest przecież z "Carrie" Stephena Kinga (podobała mi się, że mnie nie przeraziła. W dodatku wersje filmowe były miejscami zabawne).
"Maskę" czyta się szybko, gdyż jest napisana lekkim i zwięzłym językiem, nie ma w niej zbędnych opisów. W dodatku historia wciąga czytelnika od pierwszych stron. Nie brakuje nagłych zwrotów akcji, które zmieniają perspektywę o 180 stopni. Koontz umiejętnie dozuje informacje, które pod koniec zaczynają układać się w logiczną całość. Ostatni rozdział jest najbardziej emocjonujący, nie wiemy, jakie będzie rozwiązanie. Na domiar złego, autor pozostawia czytelnika z zakończeniem otwartym. Ja za tym nie przepadam.
Niemniej jednak powieść polecam miłośnikom horrorów oraz Deana Koontza. Chętnie przeczytałabym teraz inną książkę tego autora.
Na Deana Koontza trafiłam kilka lat temu. Do tamtej pory nawet o nim nie słyszałam (z horrorów czytałam jedynie dzieła Stephena Kinga, które towarzyszą mi do dziś). "Maska" była pierwszą i, jak na razie, jedyną książką, którą przeczytałam tego autora. Natknęłam się na nią w bibliotece i zabrałam na próbę. A nuż mi się spodoba - pomyślałam, choć bez przekonania. Miłośnicy Kinga wiedzą dlaczego. I muszę przyznać, że miło się zaskoczyłam...
Głównymi bohaterami są Carol i Paul Tracy - małżeństwo z krótkim stażem. Ona jest psychiatrą dziecięcym, on - wykładowcą na uczelni i pisze książkę. I choć odnoszą sukcesy, w ich życiu brakuje czegoś istotnego - dziecka. Niestety nie mogą go mieć z powodu bezpłodności Carol. Dlatego decydują się na adopcję, nie wiedzą nawet, jak ta decyzja wpłynie na ich życie. Zamieni się ono w pasmo katastrof, których uwieńczeniem będzie potrącenie przez Carol nastolatki o imieniu Jane. Kim w rzeczywistości jest ta urocza blond dziewczynka?
Powieść podzielona jest na dwie części, które poprzedza je intrygujący prolog. W pierwszej części zło się zbliża do państwa Tracy, w drugiej - czeka na odpowiednią okazję, by zadać im cios. Warto wspomnieć, że tytuł powieści nawiązuje do cytatu z "Księgi policzonych smutków", fragment ten stał się mottem do drugiej części:
Zło nie jest nieznajomym bez twarzy,
mieszkającym w odległym sąsiedztwie.
Zło ma zdrową, znajomą twarz,
Wesołe oczy i otwarty uśmiech.
Zło chodzi wśród nas, nosi maskę,
która wygląda jak twarze nas wszystkich.
mieszkającym w odległym sąsiedztwie.
Zło ma zdrową, znajomą twarz,
Wesołe oczy i otwarty uśmiech.
Zło chodzi wśród nas, nosi maskę,
która wygląda jak twarze nas wszystkich.
Choć nie jest to przerażający horror, to ma w sobie coś, co mnie zaintrygowało. Pewnie są lepsze powieści tego autora, ale ta naprawdę nie jest zła. Szczególnie, że weźmie się pod uwagę to, że "Maska" została napisana w 1981 roku. Od tego czasu wiele się zmieniło. Dziś czytelnicy potrzebują mocniejszych emocji, by poczuć dreszcz. Podobnie jest przecież z "Carrie" Stephena Kinga (podobała mi się, że mnie nie przeraziła. W dodatku wersje filmowe były miejscami zabawne).
"Maskę" czyta się szybko, gdyż jest napisana lekkim i zwięzłym językiem, nie ma w niej zbędnych opisów. W dodatku historia wciąga czytelnika od pierwszych stron. Nie brakuje nagłych zwrotów akcji, które zmieniają perspektywę o 180 stopni. Koontz umiejętnie dozuje informacje, które pod koniec zaczynają układać się w logiczną całość. Ostatni rozdział jest najbardziej emocjonujący, nie wiemy, jakie będzie rozwiązanie. Na domiar złego, autor pozostawia czytelnika z zakończeniem otwartym. Ja za tym nie przepadam.
Niemniej jednak powieść polecam miłośnikom horrorów oraz Deana Koontza. Chętnie przeczytałabym teraz inną książkę tego autora.
Dean Koontz (ur. 1945 r.) jest amerykańskim pisarzem, specjalizującym się w powieściach z pogranicza thrillerów i horrorów. Co ciekawe, karierę rozpoczął od powieści z gatunki fantastyki. Zadebiutował w 1968 roku powieścią "Star Quest". Na swoim koncie ma także m.in. powieści "Szepty", "Przepowiednia" oraz "Odd Thomas". Wiele z nich zostało zekranizowanych. Warto wspomnieć, że Koontz porównywany jest do Stephena Kinga w dziedzinie liczby sprzedawanych książek.
Autor: Dean Koontz
Tytuł: "Maska"
Liczba stron: 326
Oprawa: miękka
Książka przeczytana w ramach wyzwań:
Czytam fantastykę II
Czytam literaturę amerykańską
Klasyka horroru
Od A do Z (tytuł na M)
Trójka e-pik (horror)
W prezencie II (MA)
Wyzwanie Biblioteczne
Też czytałam tylko jedną książkę Koontza - była to "Przepowiednia". Polecam tę powieść, bo z tego, co pamiętam to nieustannie coś się działo, autor nawymyślał też mnóstwo nieprzewidywalnych zwrotów akcji. Po "Maskę" chętnie sięgnę :)
OdpowiedzUsuńSkoro polecasz "Przepowiednię", to na pewno przeczytam :)
UsuńCzytałam, czytałam. Oprócz Kinga i Mastertona, Koontz to mój trzeci ulubiony autor powieści grozy. Polecam Ci jego twórczość.
OdpowiedzUsuńTez lubię Kinga i Mastertona, choć ten drugi bardzo nierówno pisze ;) A jakie książki Koontza mi polecasz? :)
UsuńCzytałam, ale średnio mi się podobała. Zakończenie zostawiło pewien niedosyt.
OdpowiedzUsuńTo prawda, wolę zakończenia zamknięte ;)
Usuństrasznie lubię tego autora, tej jeszcze nie czytałam, ale na pewno przeczytam...świetny pościk! miłego dnia i pozdrawiam;)
OdpowiedzUsuńPrzeczytaj i podziel się refleksjami. Dzięki :)
UsuńCzytałam dwie książki Koontza. ale liczyłam na coś mocniejszego. Jednak sięgnę po kolejne - może się w końcu doczekam.
OdpowiedzUsuńNie był to mocny horror, ale też nie najgorszy. Też chętnie sięgnę po inne książki tego autora :)
UsuńA mnie bardzo zainteresowała ta książka, i jeszcze z mojego rocznika 81-jest najlepszy :))
OdpowiedzUsuńCieszę się. Choć muszę się z Tobą nie zgodzić - słyszałam, że rocznik 85 najlepszy :P
UsuńNie znasz się, gówniaro! :P
UsuńWbrew pozorom, to dla mnie komplement :P
UsuńNo pewnie, też bym chętnie to usłyszała:))
UsuńWystępuje w niej jakiś pies? :D Książka Koontza bez tego szlachetnego zwierzęcia nie jest warta uwagi :P
OdpowiedzUsuńŁukasz, muszę Cię zmartwić, psa niestety nie ma, ale jest siekiera, może być? Poza tym dla mnie jedyne szlachetne zwierzę to kot :P
UsuńNie wierzę - nie podejrzewałem Cię o taką podłość :O
UsuńTylko żartowałam. Ale naprawdę wolę koty niż psy ;)
Usuńo Koontzu słyszałam wiele dobrego. Nie należę do fanek horroru, więc do tej pory nie sięgałam po jego utwory, ale...może czas zacząć?
OdpowiedzUsuńMyślę, że to dobry moment na rozpoczęcie swojej przygody z horrorem. Ten jest lekki, w sam raz na początek :)
UsuńSłyszałam o tym autorze, ale jeszcze nie miałam przyjemności zapoznać się z jego twórczością : )
OdpowiedzUsuńMoże kiedyś. Pozdrawiam : D
Mam nadzieję, że szybko się poznasz z Deanem Koontzem :)
UsuńOj tam, jestem miłośnikiem Kinga, ale i Koontza lubię :) Jedno nie wyklucza drugiego! Życzę Ci trafiania na same dobre powiesci Deana, bo bywa u niego różnie ;)
OdpowiedzUsuńWiem, że jedno drugiego nie wyklucza. Chodzi mi o to, że kilka lat temu podchodziłam z dystansem do horrorów innych autorów, ale to się powoli zmienia ;) Mam nadzieję, że trafię na same dobre książki Koontza :)
UsuńCoś tam mi się kojarzy ale nie wiele z niej pamiętam.
OdpowiedzUsuńTo może przeczytaj jeszcze raz albo sięgnij po inną książkę tego autora :)
UsuńCzytałam tę książkę Koontza chyba już dawno, może nie była najlepsza, ale był dobra, to na pewno :) Natomiast zdecydowanie uwielbiam jego horrory, są przerażające.
OdpowiedzUsuńJest dobra, choć czytałam lepsze ;) A jakie polecasz jego horrory? :)
UsuńZawsze mnie pociagały książki o wykładowcach i psychologach. Ależ jestem wypaczona. Wiec - zaiste dobrane małżeństwo. :D Ale jeszcze sobie daruję. Szukam jak na razie jakiegoś bardzo, bardzo mocnego horroru ryjącego psychę... :P
OdpowiedzUsuńRzeczywiście niecodzienne masz upodobania. Choć ja mam gorsze - lubię książki o seryjnych mordercach ;) Ja na razie z mocniejszych horrorów czytałam "Golema" Edwarda Lee. Polecam :)
Usuń