"Zawsze mnie smuci, kiedy ludzie spodziewają się po innych tego, co najgorsze, zamiast tego, co najlepsze. Czasem nie doceniamy młodzieży."

"Bóg nigdy nie mruga" R. Brett
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą podróżniczo. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą podróżniczo. Pokaż wszystkie posty

piątek, 4 marca 2016

[167] S. Monk Kidd, A. Monk Kidd, Podróże z owocem granatu

PREMIERA: 17.03.2016
Wydawnictwo Literackie, 2016
Liczba stron: 307
 Literatura amerykańska
9/10

Myślę, że wielu miłośników książek zna powieści Sue Monk Kidd – Czarne skrzydła, Opactwo świętego grzechu, Sekretne życie pszczół. To amerykańska pisarka, której dzieła wciągają od pierwszej strony. Gdy tylko dowiedziałam się o Podróżach z owocem granatu, postanowiłam je przeczytać. Tym razem nie jest to zwyczajna powieść, to pamiętnik z podróżny napisany przez matkę i córkę.

Wyciągam owoc granatu z torebki i rozcinam scyzorykiem.

Sue Monk Kidd wraz z córką Ann Kidd Taylor postanowiły spisać swoje podróże, lecz nie w sposób zwyczajnego dziennika wyjazdu, ale w formie pamiętnika. To głos matki, która zmaga się z kryzysem wieku średniego (wszak 50 urodziny to nie byle sprawa) oraz córki, która nie może zdecydować, co zrobić ze swoim życiem. To piękna kronika podróży do Grecji i Paryża, ale przede wszystkim to fascynująca opowieść o relacji dwóch bliskich sobie kobiet, które muszą wzajemnie się odnaleźć.

piątek, 7 lutego 2014

[124] Beata Pawlikowska "Blondynka w Kambodży"

G+J RBA, 2010
Liczba stron: 92 (plus wklejki ze zdjęciami) 
Literatura polska
6/10
 
Myślę, że Beaty Pawlikowskiej nie trzeba nikomu szczegółowo przedstawiać, ale tak dla pewności - jest to polska podróżniczka, pisarka, felietonistka, która zwiedziła i zobaczyła kawał świata.

Krokodyle, węże i ryż, świątynia Angkor Wat i miasto w dżungli, Bolesław Chrobry, Harry Potter, okrutny świat Czerwonych Khmerów i Tonle Sap, czyli wioska na jeziorze.

Był czas, że szalałam za serią "Dzienniki z podróży", więc przyjaciółka uznała za stosowne sprezentować mi kiedyś na Gwiazdkę ten tomik z serii, który przeczytałam dopiero niedawno. Dość zachwycona zabrałam się za tę pozycję, jednak z miarę czytania początkowy zachwyt stopniowo zanikał.

Zacznę jednak od tego, co mi się podobało. Przede wszystkim przedstawienie Tonle Sap - wioski na jeziorze. Wenecja przy tym to nic. To wioska czy też miasteczko to naprawdę coś! Nie ma dróg, ale są łódki będące jedynym środkiem komunikacji. Wszytko jest zorganizowane jak w normalnym mieście - są sklepy, są domy i tak dalej. Po prostu życie. Kolejnym atutem tej książki jest dla mnie historia Kambodży w pigułce. Autorka przedstawia kraj w czasie rządów Czerwonych Khmerów. Nie ukrywam, że właśnie ten rozdział czytałam z największą uwagą i zainteresowaniem (wiedza po przeczytaniu tego rozdziału okazała się pomocna na historii). Spodobało mi się to, że pani Pawlikowska posłużyła się tu fragmentami książki Loung Ung pt. "First They Killed My Father". Ponieważ ta pozycja nie została przełożona na język polski jeszcze wówczas (może już przetłumaczyli?) pani Beata sama tłumaczyła fragmenty. No i oczywiście wielkim plusem książeczki o Kambodży są niezwykłe zdjęcia, rysunki i ilustracje, a wszystko to autorstwa podróżniczki.

Tyle pozytywów, a teraz o tym co zepsuło mi mój ogólny zachwyt. Minusem było irytujące powtarzanie znaczenia słowa "Angkor" (zasadniczo jest to po prostu 'miasto'). Myślę, że czytelnicy są na tyle bystrzy, że raz przeczytana informacja trafi do nich. To było serio irytujące. Nie podobał mi się też chaos panujący w tych zapiskach. Rozumiem, że to zapiski z podróży i to oczywiste, że nie będzie tu wzorowego porządku, ale tym razem ten bałagan absolutnie mnie przerósł. Poza tym generalnie tym razem ta podróżnicza książeczka nie wniosła nic ciekawego do mojego życia. Szkoda. 

Generalnie sądzę, że jest to najsłabsza pozycja z podróżniczych relacji z tej serii, które dotychczas miałam szansę przeczytać. Nie zostały mi tu zafundowane niezwykłe przeżycia, a szkoda, bardzo szkoda.

poniedziałek, 30 maja 2011

[68] Beata Pawlikowska "Blondynka w Himalach"

G+J RBA, 2011
Liczba stron: 160
Literatura polska
9/10

Beata Pawlikowska to polska podróżniczka, pisarka, tłumaczka. Pisze nie tylko książki, także reportaże. "Blondynka w Himalajach" to kolejna książka z serii "Dzienniki z podróży"

Morderczy trekking w okolicach Annapurny, bajkowe lasy kwitnących rododendronów, pierożki momo, kamienne wioski, buddyjskie świątynie i mądrość niebiańskiego spokoju gór na Dachu Świata.

"Blondynka w Himalajach" to kolejna książka pani Pawlikowskiej, którą przeczytałam. I znów jestem zachwycona.
Tak na początek, okładka. Jak zawsze genialna. Cały czas zastanawiałam się kim jest ten wymalowany człowiek ze zdjęcia. Jak się później okazało to Sai baba. Jednak to do czego dąży ten mężczyzna dowiecie się z książki ;)
"Blondynka w H..." wciąga. Są tu barwnie opisane miejsca, które autorka widziała, które ją otaczały. Na kartach książki znajdziemy również myśli, rozważania i uczucia. Nie jest to nudne klepanie o tym, jak piękno i charakter otaczającego miejsca wpływa na samą autorkę. Nie ciągnie się to w nieskończoność. Jest opisane wyraziście i uczuciowo, ale także ciekawie i zwięźle.
W książce znajdziemy także garść lokalnych nowinek kulinarnych. Beata Pawlikowska przybliża nam obraz jadanych w Himalajach potraw. Prawdę mówiąc nabrałam ochoty na tajemnicze pierożki momo i herbatę z imbirem.
I znowu trochę o tradycji i kulturze w Nepalu. Małżeństwo, wojsko... Wiedzieliście, że w Nepalu jest góra, na którą wejście jest zabronione? Kim są Gurkhowie?
Przyznam się, że jednak ostatnie kilka stron opisujących Thamel po prostu przerzuciłam.
Kplejna książka Pawlikowskiej, która niesamowicie wciąga i zajmuje czas. Jest jednym z tych pożeraczy czasu, ale myślę, że warto przeczytać.


piątek, 11 lutego 2011

[62] Alfred Szklarski "Przygody Tomka na Czarnym Lądzie"



Śląsk, 1970
Liczba stron: 306
Literatura polska
9/10

W drugiej części powieści Tomek wyrusza do Afryki, aby łowić dzikie zwierzęta! Podróżnicy mają nadzieję zobaczyć lwy, lamparty, goryle, żyrafy, hipopotamy, słonie i nosorożce. Mają też nadzieję wytropić legendarne zwierzę zwane okapi. Tomek wraz z ojcem, Panem Smugą i dzielnym bosmanem Nowickim powoli odkrywają Czarny Ląd, napotykają nieznane im plemiona Pigmejów i Masajów oraz biorą udział w emocjonujących łowach i obserwują plemienne zwyczaje mieszkańców Afryki.

Cóż, kolejna książka do konkursu. Jak trzeba przeczytać to trzeba. Korzystając z ferii ściągnęłam książkę z mojego regału i zabrałam się za czytanie. I zastanawiam się dlaczego ja tej książki nie przeczytałam wcześniej. Ona na półce stała chyba od zawsze, a dopiero teraz przeczytałam. Wstyd normalnie. Tym większy, że książka fantastyczna.
Po raz pierwszy spotkałam się z Tomkiem Wilmowskim i jego przyjaciółmi. I muszę przyznać, że było to spotkanie niezwykłe. Podczas tego spotkania nie raz sięgnęłam po tomkowy sztucer, przekomarzałam się z bosmanem Nowickim i słuchałam opowieści panów Smugi i Wilmowskiego.
Szklarski urzeka. Pięknymi postaciami i przystępnym językiem. Każdy z bohaterów ksiązki ma to 'coś'. Chyba nie sposób któregoś z nich nie lubić. Postacie są barwne i kolorowe, każda z nich jest inna. Tomka i jego przyjaciół traktowałam jak kolegów, bliskich znajomych. Przeżywałam z nimi książkowe wzloty i upadki. Cieszyłam się razem z nimi i razem z nimi się smuciłam.
Oprócz bardzo ciekawej fabuły w książce znajdziemy także garść ciekawych informacji na temat krajów Afryki i odkrywców tegoż lądu. Te ciekawostki są zgrabnie wplecione w rozmowy Tomka ze Smugą czy Wilmowskim. Nie są one jakoś tak 'klepane' i nie ciągną się jak flaki z olejem. Są przedstawione interesująco i kolorowo.
W książce ciągle coś się dzieje. Prawdę mówiąc obawiałam się, że powieść Szklarskiego będzie się niemiłosiernie ciągnęła, a tu takie miłe zaskoczenie. Książkę pochłonęłam w ciągu 3 dni, a to o czymś świadczy. Wciąż spotykałam nowych ludzi, mniej lub bardziej pozytywnych.
Oczywiście dużą, jeżeli nie olbrzymią rolę odegrała sama Afryka. Opisy zwierząt, klimatu, terenów i ich mieszkańców wiele zdziałały. Dzięki nim moja wyobraźnie pracowała na najwyższych obrotach.
Książkę z ręką na sercu polecam miłośnikom wszelkich książek podróżniczo-przygodowych. Ale także Ci, którzy chcą tylko dobrej zabawy powinni ją przeczytać.

______
Kolejna notka w przyszłym tygodniu, najprawdopodobniej w środę, ale nic nie obiecuję. We wtorek w przyszłym tygodniu jadę na wycieczkę (Centrum Nauki Kopernik), więc może wrzucę tu pare zdjęć
Przepraszam za wszelkiego rodzaju literówki czy błędy w recenzji. Nie jestem w tej chwili u siebie, ale po feriach (które kończą się w poniedziałek 14 lutego) poprawię ewentualne niedociągnięcia. ;)

czwartek, 6 stycznia 2011

[59] Wojciech Cejrowski "Gringo wśród dzikich plemion"


Bernardinum, 2006
Liczba stron: 302
Literatura polska
9/10
Jest to książka przygodowa i podróżnicza. Mądra, a jednocześnie pełna humoru. Sprawia, że Czytelnik zaczyna się głośno śmiać. Jest to także album niezwykłych fotografii z wypraw w najdziksze rejony świata. Wojciech Cejrowski zabierze Państwa na wyprawę do ostatnich dzikich plemion.

Książkę dostałam pod choinkę i od razu zabrałam się do czytania. Program „Boso przez świat” uwielbiam, więc miałam nadzieję, że ksiązka także będzie świetna. I nie zawiodłam się.
Choć na temat poglądów pana Cejrowskiego zdania są podzielone, to o książkach najczęściej są jednakowe. Pozytywne, rzecz jasna. Dlatego zanim zaczęłam czytać „Gringo…” czułam , że książka mi się spodoba.
Czytając „Gringo…” nie sposób się nie śmiać. Pan Cejrowski ma niezaprzeczalny dar opowiadania. Rzeczy, które wydają się nam ‘tragiczne’ przybierają obraz zabawniejszych. Widać dystans i tupet jak taran są niezbędne. I to chyba nie tylko w Amazonii. W miejskiej dżungli też.
Opowieści o dotarciu do dzikich plemion, przebywaniu wśród Dzikich, próbach zrozumienia ich są cudowne. Niezwykłe historie o motylach (de facto często tak niebezpiecznych jak pięknych). Najbardziej chyba podobało mi się przejście Gringo i Blondynki przez Darien.
W książce znajdziemy także całą masę fantastycznych zdjęć.
Książka naprawdę uczy. Jeśli nie wiesz co może Ci zrobić wredny szmeterling, jak udoskonalić swoją wizę, przejść przez zieloną granicę, co oznacza utknięcie na pasie ziemi niczyjej między dwoma państwami, koniecznie przeczytaj „Gringo wśród dzikich plemion”.
Książkę naprawdę polecam. Wszystkim. Nie tylko fanom Halika czy Fiedlera, nie tylko tym, którzy są zachwyceni programem „Boso przez świat”. Myślę, że każdy znajdzie w tej książce coś dla siebie.

„(…) – odpowiedziałem zadowolony, że coś wiem.
- Nic nie wiesz, gringo.”
________

Przepraszam, za jakość recenzji - nie jest najlepsza. Ale to pewnie przez to, że od wtorku mam próbne testy gimanzjalen. W piątek kolejny (j. niemiecki), a w sobotę konkurs (znów etap rejonowy;)