29 listopada 2012
28 listopada 2012
British Surprise
Dziś szybki post o tym, jak po ciężkim dniu w pracy można poprawić sobie humor.
Pierwszy sposób, to oczywiście wejść do Sephory, drugi, sprawdzić swoją skrzynkę :)
Jedno i drugie uczyniłam i teraz z uśmiechem na twarzy, w piżamie, z herbatą pokazuję moje małe nowości :)
Od dziś do 9go grudnia w Sephorze każdy zapach kupimy o 20% taniej, taka promocja mikołajkowa:) Zajrzałam więc do Sephory i nabyłam perfumy Benefit Laugh with Me Lee Lee, które są po prostu cudowne! Do tego paletka Benefit Sugar Licious, która składa się z kilku miniatur tej marki.
Po powrocie do domu okazało się, że w skrzynce czekają na mnie kolejne niespodzianki.
Przesyłka ze sklepu Szaleo.pl, z którego zamówiłam gruby, ciepły, piękny szal oraz ciepłe rękawiczki, świąteczna gazetka z L'Occitane, w której możemy znaleźć proponowane zestawy upominkowe w okazyjnych cenach, przesyłka z Allegro z nowym Top Coatem Poshe, oraz przesyłka prosto z UK, od Kingi z bloga This is another blog about beauty stuff, z kolorowymi, angielskimi magazynami- świątecznym wydaniem Vogue oraz Glamour! Dodatkowo do Glamour dołączony był gratis, w postaci pięknego, różowego lakieru do paznokci.
Kinga, dziękuję Ci bardzo!! Uwielbiam brytyjskie wydania gazet, które są dwa razy grubsze od naszych, dodatkowo uwielbiam zdjęcia w Vogue, dla mnie mistrzostwo:)
Tak więc ciężki dzień w pracy został w pełni zrekompensowany :)
Mam nadzieję, że Wasz dzień był równie miły.
27 listopada 2012
Get some manicure
Dziś chciałabym Wam pokazać moje podstawowe produkty, którymi wykonuję manicure, z którymi dbam o swoje paznokcie. Zacznę od tego, że od malowania paznokci jestem uzależniona i bardzo rzadko kiedy chodzę bez lakieru,dlatego też staram się, aby były w miarę mocne, opiłowane, z zadbanymi skórkami. Praca w biurze przy komputerze,niestety nie pomaga w dłuższym utrzymaniu perfekcyjnie pomalowanych paznokci, ale zmiana koloru to przecież sama frajda:)
Po zmyciu lakieru z paznokci ( do tego celu używam swojego ulubionego zmywacza z Isany), nakładam na skórki preparat w żelu Sally Hansen przeznaczony do zmiękczania skórek. Nigdy nie miałam specjalnie problemu z narastającymi skórkami, ale lubię ten żel, ponieważ świetnie zmiękcza twarde i suche skórki w koło paznokcia i pozwala nam szybko odsunąć te, które jednak na paznokieć nachodzą. Żel jest bardzo wydajny, nie ma zapachu, wystarczy nałożyć cienki paseczek na skórki (pomaga w tym specjalny aplikator) i po 15 sekundach po prostu odsunąć skórki patyczkiem i umyć ręce.
Następnie zabieram się za skrócenie paznokci i nadanie im odpowiedniego kształtu. Stosuję w tym celu pilniczek papierowy. Nigdy nie obcinam paznokci, zawsze skracam je właśnie pilniczkiem. Na koniec delikatnie wygładzam je polerką i przecieram paznokcie zmywaczem, aby odtłuścić płytkę.
Kolejną czynnością jest nałożenie bazy pod lakier. Do tego używam diamentowej odżywki z Eveline. Wiem, wiem, produkt to kontrowersyjny, swojego czasu w blogosferze wiele negatywów zbierał za nieszczęsny formaldehyd w swoim składzie. Ja nakładam tę odżywkę tylko i wyłącznie pod lakier kolorowy, nie tak, jak sugeruje to producent warstwami, więc z moimi paznokciami nie dzieje się nic złego, ponieważ serwuję ją dwa, trzy razy w tygodniu. Muszę przyznać, że ta odżywka bardzo mi pomogła z kruchymi, rozdwajającymi się paznokciami, które niemiłosiernie się łamały. Teraz są twarde, rosną, dlatego podtrzymuję jej nakładanie. Wiem, że wielu dziewczynom nadal służy. Po nałożeniu jednej warstwy czekam sobie spokojnie około 3 minut aż odżywka wyschnie i zabieram się za nakładanie lakieru kolorowego, zawsze dwie, cienkie warstwy. Po nałozeniu koloru, czekam 5 minut i zabieram się za top coat.
Od wielu lat jest wierna top coatowi z Inglota- Diamond Top Coat, który nie tylko przedłuża trwałość lakieru kolorowego, ale daje piękny połysk. Nawet po kilku dniach, kiedy nie mamy odprysków, odświeżam nim kolor, paznokcie wyglądają jak świeżo pomalowane. Teraz jestem w trakcie testowania nowego top coatu, ale recenzję zamieszczę po dłuższym stosowaniu.
Po nałożeniu topu, czekam dosłownie minutkę i nakładam specyfik genialny, jakim jest Dry Kwik z Sally Hansen. Pomaga nam on wysuszyć lakier w ekspresowym tempie. I tak właśnie jest, ten oleisty, magiczny płyn, wysusza paznokcie w około 10 min, zapobiega przed efektem "poduszki", zarysowań, przedłuża również trwałość lakieru. Rewelacja, polecam tym, którzy go jeszcze nie poznali.
Na sam koniec nakładam na skórki oliwkę. Tu akurat Eveline, którą mam obecnie, ale bardzo lubię oliwkę z Inglota oraz Peggy Sage.
Tak pomalowane paznokcie, wytrzymują zawsze trochę dłużej, niż tylko nałożony sam kolor, ładnie się błyszczą, nie odpryskują, nie łamią się.
Czy macie swoje sposoby na manicure? Jakieś specjalne produkty, bez których nie możecie się obejść przy malowaniu paznokci?
+ Allegro
http://allegro.pl/listing/user.php?us_id=7914925
25 listopada 2012
Snapshots of the week
Dziś podsumowanie minionego tygodnia :-)
1. Planowanie zakupów, 2. Rozgrzewająca, poranna herbata w pracy, 3. Prawie outfit, 4. Chińska zupa z mlekiem kokosowym na lunch w pracy, 5. Nowy numer Glamour, 6. Sobotni poranek w piżamie, 7. Ciuchy na aukcje, 8. Nowy rok, nowy Moleskine, 9. Zabieram się za porządki w szafie :)
Dodatkowo zapraszam na moje aukcje na Allegro :)
24 listopada 2012
True Bronze by Clinique
Kosmetyk bez którego nie umiałabym się obejść, ten kolorowy oczywiście, to zdecydowanie brązer. Wspominałam już, że do przyciemniania twarzy bardzo lubię Sun Disk z Sephory, o którym pisałam tu.
Do konturowania twarzy, do zastąpienia różu od dłuugiego już czasu, bo kosmetyk jest mega wydajny, używam brązera True Bronze z Clinique. Dostępny on jest w 3 odcieniach, ja używam tego pośredniego, nr 02 Sunkissed.
True Bronze ma postać prasowanego pudru. Opakowanie plastikowe, z lusterkiem, do którego dołączony jest pędzelek z naturalnego włosia. Niestety nie mam go, zapodział się już dawno temu, a i tak z niego nie korzystałam, gdyż mam swój pędzel z EcoTools.
Puder troszkę pyli przy nakładaniu, niemniej jednak, wszystko to rekompensuje trwałość tego kosmetyku oraz efekt jaki daje na twarzy. A efekt daje rewelacyjny. Puder posiada beztłuszczową formę, nadaje się zatem do każdego rodzaju cery. Jest oczywiście bezzapachowy, jak wszystkie kosmetyki Clinique. Daje satynowe wykończenie i mimo to, że zawiera delikatnie mielone rozświetlające drobinki, na twarzy świetnie się kompunuje z cerą, drobinek nie widać, a efekt wypoczętej skóry murowany. Jeśli chodzi o kolor, moja 02 Sunkissed daje efekt herbaciany, delikatny, nie jest w żaden sposób nachalny, nie ma nic wspólnego z pomarańczą. Kolor można powiedzieć idealny. Oczywiście intensywność koloru możemy stopniować poprzez nakładanie kolejnych warstw, u mnie dwa pociągnięcia pędzla w opakowaniu wystarczają w zupełności.
Puder jest bardzo wydajny, korzystam z niego regularnie już rok, stąd porysowane opakowanie oraz widoczne denko w produkcie. Wydajność przekłada się również na trwałość, po całym dniu spokojnie zobaczymy go na twarzy, nie ściera się, nie powoduje żadnych smug ani plam. Naprawdę bardzo dobry brązer. Cena adekwatna do jakości, ok 130 zł.
Ponieważ brązery wielbię, zdecydowanie do niego wrócę, bo polubiliśmy się, chociaż pierwszy w kolejce jest Hoola z Benefit :-)
Lubicie brązery? Macie swoje ulubione produkty w tej kategorii?
22 listopada 2012
Balm Balm
Mały słoiczek organicznego specyfiku. Tak jednym zdaniem można opisać balsam do stóp (i nie tylko) angielskiej marki Balm Balm. Balsam z wyciągiem z drzewa herbacianego, kupiłam z myślą o smarowaniu stóp, ale jest to kosmetyk wielofunkcyjny, uniwersalny, ponieważ natłuszcza i nawilża najbardziej wymagające części naszego ciała.
Ta ciekawa mikstura, to skoncentrowana, wielofunkcyjna mieszanka naturalnych olejków i wosków połączona z olejkiem eterycznym. Jest to w 100% organiczny i naturalny kosmetyk. Za zadanie ma wygładzić, nawilżyć, zmiękczyć i odżywić popękaną i zniszczoną skórę stóp, działając jednocześnie antybakteryjnie, dezodorująco i odświeżająco. Balsam faktycznie jest bardzo tłusty, pachnie olejkiem herbacianym, wtarty w stopy nawilża je, ale efektu zmiękczenia niestety nie odnotowałam. Zdecydowaniew tej kwestii wolę standardowy krem do stóp z Propodii. Ale dla tego specyfiku znalazłam inne zastosowanie, bo przecież dzięki swojemu fantastycznemu składowi, może być stosowany na nawet najdelikatniejsze części ciała,jak np. twarz czy usta. I tu sprawdził się rewelacyjnie, przesuszone miejsca łagodzi i natłuszcza, odżywia. Na ustach pozostawia naturalny film ochronny, łokcie wygładza,świetnie sprawdza się również na skórki i paznokcie. Każda część ciała, która wymaga natychmiastowej regeneracji, potraktowana balsamem Balm Balm, odzyskuje komfort i ukojenie.
Podsumowując, ten malutki słoiczek może naprawdę zdziałać cuda, jego zastosowanie jest uniwersalne, w każdej chwili możemy go mieć przy sobie ( no może stóp smarować w miejscu publicznym nie powinnyśmy), użyć na dowolną część ciała, bo bardzo fajnie nawilża i regeneruje uwrażliwione miejsca.
Znacie kosmetyki Balm Balm? Któraś z Was miała ten balsam?
A może macie swoje uniwersalne i wielofunkcyjne kosmetyki, które polecacie?
20 listopada 2012
Sephora Blushes
Jako zdeklarowana różomaniaczka, posiadam ich kilka i wiecznie dokupuję nowe, ciągle mi mało, a każdy nowy wypatrzony okazuje się być mi niezbędny. Jednak róże Sephory goszczą w mojej kosmetyczce od wielu lat i od lat wielu uważam, że są to naprawdę fajne produkty.
Dziś dwa z nich, które obecnie u mnie stacjonują, z których jestem zadowolona.
Oba róże cechują się bardzo dobrą trwałością, nie smużą, dobrze się aplikują, aczkolwiek muszę przyznać, że przy aplikacji trochę pylą. Nie zawierają parabenów, nie zapychają skóry, nie podrażniają tej wrażliwej. Oba odcienie które posiadam, ściągają zmęczenie z twarzy jednym pociągnięciem pędzla, są dość dobrze napigmentowane, wystarczy jedno pociągnięcie pędzla w opakowaniu, aby nałożyć wystarczającą ilość różu.
Moje kolory to:
Orange Punchy Sunbaked nr 05, to troszkę ceglasty odcień, o wykończeniu satynowym. Nie posiada drobinek, odcień jest ciepły, nadaje skórze cieplejszego odcienia, ożywia ją, myślę, że jest to kolor pasujący do karnacji brzoskwiniowej oraz oliwkowej. Bardzo dobrze utrzymuje się na twarzy do 10 godzin, schodzi niestety nierównomiernie, lubi na wieczór zetrzeć się i pozostawić nieestetyczną plamę. Ale tak jak napisałam, następuje to dopiero po praktycznie całym dniu, więc drobna poprawka lub też demakijaż załatwiają sprawę:-)
Kolejny kolor to Rose Diaphane Pink Flush nr 07. Zdecydowanie uderza w tonację różu, jest bardzo delikatny, pięknie rozświetla skórę, dodaje jej dziewczęcego koloru, zawiera złote, rozświetlające drobinki, które nie są nachalne i nie powodują brokatowego efektu na twarzy. Podobnie jak jego kolega ma całodzienną trwałość, ładnie się aplikuje, schodzi niestety w podobny sposób.
Oczywiście światło zdjęć nie odda do końca koloru róży, ale na żywo są to naprawdę piękne odcienie. Róże Sephory nie są drogie (ok.39zł), dostępne są w 12 odcieniach, więc wybór jest spory, a kosmetyk jest naprawdę niezłej jakości.
Znacie te róże? Jakich róży Wy używacie,jakie są Wasze ulubione?