Tytuł: "CHATA"
Autor: William Paul Young
Wydawnictwo: Nowa Proza
Data wydania: 23 kwietnia 2011
Liczba stron: 300
Moja ocena: 6/10
"Chata" to debiutancka powieść William'a P. Young, która przyciągnęła mój wzrok swoją okładką, a intuicja podpowiadała że coś w niej jest i może warto po to sięgnąć. Nie znałam wcześniej tego autora, zatem debiut tej książki był podwójny w moim przypadku.
Bohaterem powieści jest Mack, który mimo przykrych doświadczeń w dzieciństwie potrafił stworzyć ciepły i kochający dom dla swojej żony i dzieci. Niestety los postanowił go doświadczyć po raz kolejny i podczas rodzinnych wakacji jego najmłodsza córeczka zostaje porwana. Wszystkie ślady wskazują, że dokonał tego poszukiwany przez policję seryjny morderca, a trop doprowadza ich do opuszczonej chaty, gdzie niestety najgorsze przypuszczenia potwierdzają się.
Po czterech latach od tego tragicznego wydarzenia, Mack otrzymuje osobliwy list z zaproszeniem do owej opuszczonej chaty, która nadal kojarzy mu się z widokiem zakrwawionej sukienki Missy. Początkowo traktuje tę wiadomość jako okrutny żart, ale w końcu dochodzi do wniosku że ta podróż może wyjść mu na dobre i postanawia pojechać. W tym momencie książka zmienia swój bieg, a Mack nawet w najśmielszych snach nie spodziewa się jak bardzo to spotkanie zmieni jego życie i stosunek do Boga, od którego otrzymał właśnie to zaproszenie.
Pierwsze rozdziały tej książki były jak początek dobrego kryminału, który bardzo szybko całkowicie zmienił swój bieg a ja znalazłam się w zupełnie niespodziewanym wymiarze. Główny bohater osobiście spotyka się z Bogiem i zaczyna prowadzić z nim rozważania, ponieważ po stracie córeczki całkowicie w niego zwątpił. Niestety zakończenie tej książki w tym momencie od razu staje się wyczuwalne i z góry wiadomo, że Bóg będzie starał się nawrócić Mack'a.
Pierwsze rozdziały tej książki były jak początek dobrego kryminału, który bardzo szybko całkowicie zmienił swój bieg a ja znalazłam się w zupełnie niespodziewanym wymiarze. Główny bohater osobiście spotyka się z Bogiem i zaczyna prowadzić z nim rozważania, ponieważ po stracie córeczki całkowicie w niego zwątpił. Niestety zakończenie tej książki w tym momencie od razu staje się wyczuwalne i z góry wiadomo, że Bóg będzie starał się nawrócić Mack'a.
Nie mam nic przeciwko temu, bo w przypadku tego bohatera to była naturalna kolej rzeczy ale autor podszedł do tego tematu odrobinkę na skróty i całe to przebaczanie stało się bardzo namacalne, czym też wydało mi się mało wiarygodne. Nużące też trochę były te rozwlekłe rozmowy z Bogiem, Jezusem czy Duchem świętym, ponieważ czytelnik raczej inteligentny jest i od razy wie w jakim kierunku to zmierza i czemu służy. Na końcu i tak stało się to co już na początku było wiadomo, więc niepotrzebne były te rozległe dywagacje. Słowo tylko jeszcze dodam, że sam wizerunek Boga był bardzo sympatyczny i przemiły, ale też moim zdaniem za bardzo naciągany, chociaż z drugiej strony rozumiem intencje autora.
To tyle jeśli chodzi o narzekanie, bo zrozumiałam podejście autora, przesłanie tej książki, które za sobą niesie i szanuję ten punkt widzenia. Co nie zmienia faktu, że odrobinkę mnie znużyło ale to dlatego że wolałam od razu przejść do sedna, na które za długo musiałam czekać.
Niewątpliwie jednak książka jest wartościową pozycją w mojej biblioteczce, ale muszę też szczerze przyznać, że pomimo tych wszystkich jej zalet nie zrobiła na mnie tak strasznie wielkiego wrażenia jak czytałam w kilku innych opiniach o niej. To co mnie w niej tak naprawdę urzekło to kilka złotych myśli czy też przesłań, które znalazłam w treści. No i to chyba tyle, bo cała reszta nie była dla mnie ani zaskoczeniem, ani oświeceniem, ani niczym czego bym nie wiedziała do tej pory.
Pomimo to uważam ją za dobrą lekturę, zwłaszcza teraz, gdy w dzisiejszym świecie człowiek bardzo często myli wiarę w Boga z religią na niekorzyść niestety dla niego samego. Przesada przecież w żadnym ale to żadnym przypadku nie jest zdrowa i gdyby tylko człowiek do wszystkiego podchodził z umiarem i rozwagą to już życie byłoby łatwiejsze i spokojniejsze.
Podobnie jest z wiarą czy też wizerunkiem samego Boga, moim zdaniem to bardzo indywidualna sprawa każdego człowieka i nie chciałabym tego oceniać. Tak też jest właśnie z tą książką, każdy czytelnik powinien wyciągnąć z niej to co najlepsze dla niego samego, bo pomimo swej smutnej aury skłania ona na pewno do przemyśleń nad wartościami życia.
Dlatego ja nie polecam jej ani też nie odradzam, po prostu pozostawiam do indywidualnego przemyślenia, bo wiara w Boga to nie rzecz gustu, a raczej sposób postrzegania i radzenia sobie ze światem w jakim przyszło nam żyć.
Pozostawiam zatem te pozycję do wyboru pod względem indywidualnego zapotrzebowania, a ja z przyjemnością odkładam ją na półkę i cieszę się ze ją przeczytałam. Z drugiej jednak strony czuję że nie wniosła nic nowego w moje życie i nie wzbogaciła go w coś czego do tej pory nie wiedziałam.
Pozdrawiam serdecznie
Zaczytana Joana
Moje ulubione cytaty:
str. 162
"W uległości nie chodzi o władzę ani posłuszeństwo, tylko o miłość i szacunek"
str. 218
"Uczucia to kolory duszy.
Są cudowne i niezwykłe.
Bez nich świat staje się
bezbarwny i ponury"
str. 237
"Nie można kochać dwóch osób tak samo. To po prostu niemożliwe. Kochasz każdego człowieka inaczej, bo jest jedyny w swoim rodzaju i on w Tobie również dostrzega twoją niepowtarzalność"
Książka bierze udział w wyzwaniach czytelniczych:
- "Pod hasłem" - DEBIUT
- "Gra w kolory II" - Granatowa okładka